Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 13:26 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

czy już koniec małżeństwa?

Tu można porozmawiać o trudnych doświadczeniach, które dotykają rodzinę (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

czy już koniec małżeństwa?

Postprzez Krycha » 20 października 2006, o 13:47

Cześc,
jakiś czas temu znalazłam to forum i chciałabym was prosic o wsparcie. Moje małżeśnstwo to chyba pomyłka. Głowny problem to ze mąż nie ma pracy. Jest mi z tym bardzo ciężko, szczególnie że mi idzie dobrze w pracy. Chciałabym mieć normalny dom, dziecko, jak zrobię magistra latem albo jesienią 2007. Ale on w niczym nei pomaga.
Chyba źle zrobiłam ,zakładając rodzinę z kimś takim. On już wczesniej miał kłopoty ze szkołą, powinnam była sie zastanowić i zostawić go wtedy. Ale wtedy byłam zakochana i chciaąłm mu pomóc. Różni ludzie mi mówią, czy na forum gazety na przykłąd, żeby go zostawić, póki jeszce niewiele nas łaączy. Ale ja zamierzałam traktować ślub kościelny powaznie. A teraz sama często mam ochotę go zostawić. Ciezko mi z tym, przecież to grzech.
Jak to wytrzymać?
on nie ma studiów, tylko technikum, kiepsko z pracą. straciłam nadzieję że będzie z nami lepiej.
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Postprzez Kręciołek » 20 października 2006, o 13:55

Ale czy on nie chce pracować? Czy nie moze znaleźć pracy?
Teraz w Warszawie można znaleźć pracę jak sie chce. Moze nie jest to praca marzeń, ale lepsze to niż nic. Porozmawiaj z nim jak on to widzi, jak widzi Waszą przyszłość, jakie ma plany i marzenia. Jako mężczyzna raczej źle się czuje w takiej roli jak obecnie i wydaje mi się, ze chciałby coś zmienić.
Rozmowa to podstawa i wierzę, ze jak szczerze, od serca pogadacie i powiecie sobie jak każde z Was to widzi to będzie lepiej.
A forum gazety nie ma się co sugerować, tam pisza ludzie o bardzo różnych poglądach.
Krysiu, teraz weekend, wiecej czasu - wykorzystaj to.
Powodzenia!
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Krycha » 20 października 2006, o 14:31

wiem że na gazecie są rózni ludzie, ale chyba maja rację, głupi pomysł bym z tym naszym slubem.
on szuka, parę miesięcy, ale słabo mu to idzie. Nie chcę żeby pracował na czarno, bo to za mało na mieszkanie.
Rozmawiam z nim o tym, ale on czuje że chcę go zostawić, i to nie są dobre rozmowy. Nie mam siły go przekonywać że go kocham, bo już go coraz mniej kocham. Nie chcę go okłamywać.
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Postprzez Edwarda » 20 października 2006, o 15:01

Witaj Krycha. Dobrze, że jesteś :D

Pierwsze pytanie: jak długo jesteście po ślubie? Czy to byłaby jego pierwsza praca czy ma już jakieś doświadczenie?

Zgadzam się z Kręciołkiem nie tylko w Warszawie można znaleźć pracę jak się chce. :wink: Zgadzam się, że niekoniecznie będzie to praca marzeń.
Z innej beczki: technikum to dobra szkoła. Jeśli jeszcze jest np. o profilu technicznym to nie powinno być problemów. Owszem zależy jeszcze w jakiej części Polski.
Edwarda
Domownik
 
Posty: 335
Dołączył(a): 18 stycznia 2006, o 16:50

Postprzez Gosiaczek » 20 października 2006, o 15:12

Krysiu,
Z postow wnosze,ze jestescie jeszcze malzenstwem z krotkim stazem. A wtedy latwo o zalamanie i watpliwosci. Skoro traktujesz Sakrament Malzenstwa powaznie - warto o tez zwiazek walczyc. Piszesz,ze Twoj maz szuka pracy - na czarno nie pozwalasz Mu pracowac i slusznie. Ale wydaje mi sie,ze gdzies w podtekscie pobrzmiewa w Twoim stanowisku opinia,ze ta jego praca to musi byc COS ...moze sie myle. Czy Ty aby nie wstydzisz sie swego meza ? Napewno nie jest Mu teraz latwo bo jak piszesz On sam czuje,ze jestes zdecydowana Go zostawic. Popatrz na Jego inne cechy a nie oceniaj tylko przez pryzmat kasy jaka moze przyniesc do domu. Skoro jest gorzej wyksztalcony - moze tak byc,ze bedzie zarabial mniej ...ale pieniadze to nie wszystko. Nie znam Go ale nie sadze aby bylo tak,ze jest kompletnym nieudacznikiem. Jednak Ty go tak chyba widzisz i to go z pewnoscia nie inspiruje do pokazania sie z dobrej strony. Byc moze zachlysnelas sie troche swoimi sukcesami w pracy ale na tym swiat sie nie konczy. Wazniejsze jest to a raczej Kto czeka na Ciebie w domu gdy w pracy passa sie odmieni a przeciez takie ryzyko wpisane jest w nasze zycie zawodowe. Postaraj sie wesprzec swojego meza, moze umiejetnie pokieruj skoro masz wieksze sile przebicia - to nie grzech. Ale sie nie poddawaj - takie jest moje zdanie - powodzenia !
Gosiaczek
Bywalec
 
Posty: 172
Dołączył(a): 20 grudnia 2004, o 13:56

Postprzez juka » 20 października 2006, o 16:33

zastanawiam się, w jaki sposób to stanowi dla ciebie problem że mąż nie ma pracy? jak ty to oceniasz że on nie ma?
juka
Domownik
 
Posty: 679
Dołączył(a): 25 marca 2006, o 11:24

Postprzez Krycha » 20 października 2006, o 23:02

Tak jak napisała Gosiaczek - wstydzę się go. Wstydzę się przyznać znajomym, że nie ma pracy, że go utrzymuję. piszzecie że z technicznym wykształcenie łatwo o pracę - a on uważa że do prawie żadnej sie nie nadaje. Uważam że sie nie stara, ręce opadają jaki jest niezaradny. Miał dotąd dwie prace, obie po znajomości, więc szukać nei umie.
Ja się czuję wykorzystywana i uwiązana przez niego, a on tego nie rozumie, że mi jest tak źle żyć.
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Postprzez klara bemol » 21 października 2006, o 12:04

Krycha - mało informacji podałaś. A są raczej ważne. Ile trwa wWasze małżeństwo, jak długo się znaliście przed, ile macie lat (domyślam się, że około 25), jak było przed ślubem - miał pracę.

Mój mąż też jest nieporadny, a ma wyższe wykształcenie. Przez prawie dwa lata nie miał pracy, było ciężko, nieraz dałam mu po głowie, też mi się wydawało, że źle szuka, bo przecież można zawsze znaleźć, że mu się nie chce. Ale - to była nieprawda. Zupełnie inaczej on to odczuwał, stał się cichy i wybuchowy, wstydził się gdzieś wychodzić. To dla faceta bardzo trudna sytuacja!!!

Teraz ja jestem w domu, możemy liczyć tylko na jego pensję i tak pewnie będzie długo.

Twój mąż widzi co się dzieje i to go dobija. A skoro i tak masz go zostawić, to po co on ma się starać.

Nie rozumiem, dlaczego się go wstydzisz? Jak rozumiem nie zdradza Cię, nie bije, nie pije, nie chodzi brudny i śmierdzący, nie opowiada głupot znajomym. On po prostu tylko nie ma pracy, ale to może być chwilowe i może już niedługo zabłyśnie. Jeśli możesz mu pomóc - to cudownie.

I przemyśl dokładnie to, co napisała Gosiaczek, życie się kręci i nie wiadomo, co będzie jutro.

Poza tym - przypomnij sobie dlaczego się pobraliście, dlaczego byłaś zakochana, jakie ma zalety, co jest w nim wyjątkowego.

Rozstać się, to jest najprostsze, to poddać się (w tej sytuacji), to można zrobić zawsze, ale byleby nie za wcześnie.

Może go jednak krzywdzisz swoimi ocenami?

Jeśli tylko chcesz i napiszesz więcej, spóbujemy poanalizować i pomóc jak umiemy (ja na pewno).

Pozdrawiam
klara bemol
Domownik
 
Posty: 558
Dołączył(a): 15 stycznia 2006, o 22:26
Lokalizacja: Jelenia Góra

Postprzez kukułka » 21 października 2006, o 15:59

Nie kochać mężczyzny albo kochać go mnei za to, ze malo kasy przynosi do domu to przesada. gruba. męzczyna to nie to samo co bankomat.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez milgosia » 22 października 2006, o 19:22

Krycha... Naprawdę, myślenie o tym, że jak ktoś jest po technikum, to jest zerem jest bardzo, bardzo krzywdzące, egoistyczne i na dodatek nieprawdziwe!

Zobacz, Św. Józef miał prostą pracę i bogaty nie był, a przecież to w Jego rodzinie zechciał urodzić się Pan Jezus. A mieszkanie.... zobacz, ile Święta Rodzina miała problemów z mieszkaniem, zwłaszcza na początku, kiedy Pan Jezus był mały. A przecież była to wspaniała rodzina, choć skromnie, bardzo skromnie żyjąca.

Nie znaczy to, że nie należy szukać dobrej, lepszej pracy. Chodzi mi tylko o to, aby uświadomić Ci, że to, czy w rodzinie jest miłość, czy jest to dobra rodzina, czy mąż jest dobrym mężem, nie jest prostą konsekwencją dobrobytu, dobrze płatnej pracy. Prawda stara jak świat, ale bardzo, bardzo aktualna.

I na sam koniec, Krycha, proszę, pamiętaj, że złe myśli przeciwko mężowi na pewno nie pochodzą od Boga, są raczej podszeptami, mającymi rozbijać wasze małżeństwo, waszą miłość, która na pewno nie jest żadną pomyłką. Jeżeli uczciwie zawieraliście saktament małżeństwa, to macie 100% gwarancji, że jesteście wlaśnie dla siebie stworzeni, choć może wam się to teraz wydawać nieprawdopodobne, bo przeżywacie problemy. Ale skoro tak mocno jesteście atakowani, zwłaszcza Ty, rozmaitymi pokusami, to znaczy, że właśnie wasza miłość jest szczególnie cenna i ma się z niej urodzić wiele dobra i dlatego jest tak bardzo przez Złego znienawidzona. Trzymajcie się ciepło, duuużo, duuużo cierpliwości i miłości dla Was obojga.
Ostatnio edytowano 3 czerwca 2008, o 18:35 przez milgosia, łącznie edytowano 1 raz
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez sagitta » 23 października 2006, o 10:53

Krycha, chcę Ci napisać o dwóch rzeczach.
Po pierwsze, jestem dość świeżo po kilkumiesiecznym kryzysie w małżeństwie (nawet nie miałam siły pisac o tym na forum). I doskonale wiem, co znaczy zwatpic w sens małżeństwa, uważać że nie zauwazyło się symptomów wskazujących, że druga połówka się "nie sprawdzi"..........jak się człowiek zagalopuje to jest w stanie całą winę zwalić na tego drugiego......... Tymczasem to chyba nigdy nie jest tak. Wyszlismy z tego kryzysu w miare szybko i bezboleśnie, bo dotarło to do mnie w końcu - że mąż też na pewno oczekiwał, że będę inną/lepszą żoną niż jestem (nawet jeśli tego nie mówi), że na swój sposób (nawet jeśli ja uważam że niewystarczający/zły) stara się mnie kochać - choć wtedy powiedziałabym z przekąsem, że stara się być w porządku, bo juz nie kocha. No i w końcu, że przysięgałam go kochać, niezależnie od tego, że nie spełnia moich oczekiwań. I - wiem, że to zabrzmi jak banał - postanowiłam go kochać, tak jakby był ideałem. Kochac tak, jak on chciałby byc kochany - bo w końcu sama chcę, żeby mnie kochał tak jak ja chcę byc kochana - choć nie było to łatwe ("przecież to jego wina, dlaczego ja mam się starać"). I ku mojemu zdziwieniu, mąż baaardzo szybko zaczął reagowac nawet na moje drobne gesty (zrobienie kolacji, poskładanie rozrzuconych ubrań -bez komentarza itp.), otworzył się bardziej na rozmowę (widząc, że rozmowa nawet o naszych kłopotach będzie w atmosferze życzliwości) i wyszlismy z kryzysu obronną ręką. Wiem, że to może brzmieć jak banał, ale przemyśl to szczerze w odniesieniu do Waszego małżeństwa.

Po drugie - juz od dawna w odniesieniu do postów o nieporadnych mężach, których było juz sporo, kusiło mnie zeby napisać jak to wygląda z drugiej strony. Mój mąż jest przebojowy i zaradny i.......... nie potrafi zrozumieć, że ja taka nie jestem. To ja właśnie przez miesiąc poprawiam CV, tak szukam pracy, zeby jej przypadkiem nie znaleźć, bo boję się milona rzeczy związanych z rekrutacją, z samą pracą, z pogodzeniem pracy z domem itd. Sama zdaję sobie sprawę, ze to bzdurne obawy i....... mam poczucie, że do niczego się nie nadaję (tym bardziej, że obawy dotyczą nie tylko szukania pracy, ale załatwiania wielu innych spraw). Więc apeluję do wszystkich żon nieporadnych mężów - uwierzcie, że nie robią tego złośliwie. Jeśli wymyslają wymówki, to może dlatego, że sami nie potrafią sobie ze sobą i z sytuacją poradzić, a nie umieją też jasno tego wytłumaczyć. I na pewno nie jest im z tym dobrze, nawet jeśli starają się to ukryć. W moim odczuciu trochę pomaga na to - 1. akceptacja, miłość i życzliwość współmałzonka (zniecierpliwienie tylko pogarsza i odwleka sprawę), 2. danie trochę czasu na "dojrzewanie" do decyzji i działania, ale uwaga: nie za dużo czasu 3. konkretne zainteresowanie/pomoc (mamy godzinę, więc poprawmy razem to CV/zobaczmy jakie oferty się nadają i dlaczego - pod kątem uwierz, że się nie jesteś do niczego i że nie jestes z tym sam). Taka pomoc jest super, przynajmniej na początku, jak juz się ruszy z miejsca - jest łatwiej. 4. wyznaczanie konkretnych planów, ale nie za ambitnych (to co, dzis wyślesz ofertę do tej i tej firmy, tak?) Nie wiem, czy na mężczyzn działają te same sposoby, co na mnie, ale mam nadzieję, że moje bardzo osobiste :oops: doswiadczenia pomogą Wam zrozumieć i pomóc nieporadnym drugim połówkom. I bardzo Was proszę - pamiętajcie, że to co Wam wydaje się proste (wystarczy wziąć telefon i zadzwonić na przykład), dla osób nie wierzących we własne siły, zagubionych, może być wyzwaniem. To chyba musi być starszne - zostać skreślonym przez ukochaną osobę za nieporadność życiową. Współmałżonek - najbliższa osoba, ma być wsparciem przecież i świadomość, że będzie akceptował i próbował zrozumieć, pomaga uwierzyć, że samemu ze sobą też sie da wytrzymać, a uwierzcie - nie jest to proste.
sagitta
Domownik
 
Posty: 339
Dołączył(a): 22 sierpnia 2005, o 17:12
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez novva » 23 października 2006, o 15:12

Sagitta, bardzo dziękuję, że miałaś odwagę się tym podzielić. :)
novva
 

Re: czy już koniec małżeństwa?

Postprzez Lucja » 23 października 2006, o 16:55

Krysiu, a może wybralibyście się razem na spotkanie jakiejś wspólnoty, np. kręgi rodzin czy RRN (Ruch Rodzin Nazaretańskich), mając wspracie takie namacalne, będzie Wam dużo łatwiej przejść przez kryzys. Sam w sobie kryzys nie jest złym, może Wam pomóc się zbliżyć. Może warto wybrać się na rozmowę z kimś, np. u O.O.Dominikanów?

http://rodziny.freta.dominikanie.pl/ok/

albo do prowadzonej przez nich poradni rodzinnej:

http://www.freta.dominikanie.pl/?poradnia
"Czynna w poniedziałki od godz. 19.00 do godz. 21.00
w budynku Dominikańskiego Ośrodka Rodziny (ul. Freta 20/24a – dawne przedszkole). Przyjmuje p. Agnieszka Legucka.
Kontakt: 605 328 326"

Zbliża się Twoja obrona pracy magisterskiej - to zawsze stres, więc im szybciej się uporacie z obecnym problemem finansowo-emocjonalnym, tym lepiej.

Za jakiś czas Twój mąż też przecież może zrobić studia....Będzie łatwiej!

Jest też ciekawa strona warta objerzenia:

http://www.sychar.alleluja.pl/tekst.php?numer=19588

Zostań z Bogiem!
Łucja
Lucja
Bywalec
 
Posty: 187
Dołączył(a): 10 maja 2006, o 14:27
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez NB » 23 października 2006, o 18:19

Rozumiem, że jest Ci ciężko ale przyjrzyj się też jemu - nie przez pryzmat znajomych, którzy są zaradniejsi i mają super ciepłe posadki. Popatrz na niego czy on rzeczywiście do niczego sie nie nadaje? Czy rzeczywiście jest takim niezaradnym człowiekiem ,a może wpada w depresję bo Ty jesteś taka zaradna i go utrzymujesz? Chyba nie wyszłaś za niego dla pieniędzy?
Pomyśl też o tym jak on z tym wszystkim się czuje. Polecam wspólne rekolekcje dla małżeństw, żebyście mogli pobyć tylko ze sobą i z Panem Bogiem, uspokoić się i przemyśleć wszystko.
Módl się Kobieto, bez modlitwy ani rusz...
NB
Administrator forum
 
Posty: 2064
Dołączył(a): 18 września 2003, o 09:52
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Krycha » 26 października 2006, o 18:27

piszecie o modlitwie, a ja nie umiem, mam dość Boga, nawet Ojcze nasz mi się myli. Zazdroszczę Ci milgosiu, bo umiałaś się modlić 3 lata i dostałaś nagrodę - ja nie potrafię, czuję że to Bóg mnie każe za coś tą sytuacją.
rozumiem, że powinnam byc bardziej wyrozumiała - ale cóż to da? Nie pisz prosze, że wyszłam za niego dla pieniędzy, bo to nieprawda. Miałam świadomość, że nie będzie nigdy wziętym prawnikiem z pensją 6 tys. Ale liczyłam, oboje liczyliśmy że będziemy mogli mieć rodzinę. A tu nic z tego! Klara - Twój mąż był długo bez pracy, sagitta - piszesz że masz kłopoty z szukaniem pracy - a jednak mogłyście zostać matkami! ja nie mogę:( nie wolno mi nawet próbować :(
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Postprzez kukułka » 27 października 2006, o 07:51

Dlaczego NIE WOLNO Ci nawet próbować?
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez abeba » 27 października 2006, o 08:49

bo to narażanie zdrowia osoby, która utrzymuje całą rodzinę?! bo może stracić pracę ze względu na ciążę i po urlopie macierzyńskim i zostaną we trójkę bez kasy?!
kukułko, tak trudno to zrozumieć? sama zdecydowałabyś się na dziecko nie mając z czego go utrzymać?
nie wiem jak tu pomóc
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez kukułka » 27 października 2006, o 09:57

Ja bym to okresliła inaczej niż NIE WOLNO, dla mnei nie wolno znaczy co inengo. Ale nei beę sie wdawac w dyskusje o słowach, bo zbnów odejdziemy od tematu.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Lucja » 27 października 2006, o 10:36

Krycha napisał(a):piszecie o modlitwie, a ja nie umiem, mam dość Boga, nawet Ojcze nasz mi się myli. Zazdroszczę Ci milgosiu, bo umiałaś się modlić 3 lata i dostałaś nagrodę - ja nie potrafię, czuję że to Bóg mnie każe za coś tą sytuacją.(


Krysia,rozumiem Twój ból, gdyż i mnie nie było dane zostać mamą, to długi proces by się pogodzić ze stratą, choćby nawet czasową.

Wiesz, myślę, że odwoływanie się teraz do ślubowania niewiele Ci pomoże...prawda :?

Ale dobrze, że piszesz iż trudno Ci jest się modlić. Może Bóg dozwala na taką trudną sytuację, ponieważ chciałby Was obdarować czymś, ale tak jak rodzic w odpowiednim czasie zabiera dziecku zabawkę, by zaczęło się uczyć, i my - musimy czasem wpuścić Boga do naszeg życia tak "in blanco", jak zakochani - ufają sobie jakby na ślepo :D

Bóg dopuścił, że Jego Syn cierpiał, i patrzył z krzyża na ból Swojej Mamy, nie znamy planów Bożej Opatrzności. Ale jak się zagłębisz w historię swego życia, pewnie łatwo przyjdzie Ci przypomnieć sobie czułą Opatrzność Bożą.

Dziecko jest zawsze darem - od Boga i owocem miłości, może szukasz w macierzyństwie niespełnienia doświadczenia miłości macierzyńskiej w swoim dzieciństwie, a może boisz się bliskości z mężem?

Kryzys zawsze przewija się przez nasze życie, od nas zależy czy wykorzystamy go do umocnienia siebie i związku z kimś, czy też ... przeciwnie.

Porozmawiaj może w konfesjonale o swoim problemie? Może trzeba pomóc jakoś Twojemu mężowi? Może on boi się zostania ojcem?

Pragnienie macierzyństwa jest czymś normalnym jak najbardziej, i takim ludzkim, wiem, ale może wpierw musicie z mężem przyjrzeć się Waszemu małżeństwu, od strony duchowej i emocjonalnej - może są tam jakieś luki, wyrwy, zranienia z waszych rodzin, z których pochodzicie i trzeba je - przed podjęciem wyzwania rodzicielstwa - uporządkować to wszystko?

Wczoraj przechodziłam obok bazyliki Św. Elżbiety, śpieszyłam się, by coś zjeść w domu, ale jakoś tak - cofnęłam się, by choć spędzić kwadrans przed Najświętszym. Wiesz, nawet nie wiem jak minęło pół godziny, wyszłam jak z basenu :D odnowiona, umocniona. Tak dobrze jest przebywać z kimś, kogo kochamy - nawet bez rozmów, aby się napatrzeć na siebie. W życiu często musimy weryfikować plany, a to uczy nas, że tak naprawdę trzeba pamiętać o celu - o życiu w wieczności.

Słuchałam niedawno kaset O.Józefa Augustyna SJ o rachunku sumienia, tak pięknie przypomina, że nie możemy się katować codziennym rachowaniem, co zrobiliśmy źle, ale wpierw należy zrobić "bilans" wszystkiego tego, co w ciągu dnia było łaską od Boga, by zauważyć Jego dobroć, troskę wśród codziennych spraw.

Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie
Lucja
Bywalec
 
Posty: 187
Dołączył(a): 10 maja 2006, o 14:27
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez milgosia » 30 października 2006, o 21:38

Krycha, żebyś wiedziała, ile razy ja płakalam przez te trzy lata... Ile razy nie miałam już siły się modlić, tylko płakałam i to byla cala moja modlitwa... Ile razy dosłownie kłóciłam się z Bogiem, wygarniałam Mu z grubej rury... a ile razy nie miałam już siły nic do Niego mówić... Trzy lata to dlugo, bardzo dlugo, pomysl, ile moze sie w tym czasie wydarzyc...

Teraz, z perspektywy roku czasu widze, ze On mnie zaprowadzal na krawedz mojej wytrzymalosci, na krawedz zaufania do Niego. Bo tylko bedac na krawedzi mozna zrobic krok dalej, powiekszyc swoj obszar zaufania do Niego, poglebic go. Tylko bedac na krawedzi.. Ale jest to doswiadczenie bardzo trudne, choc niesamowicie oczyszczajace, bo polaryzuje postawe i to jest paradoksalnie zdrowe i dobre, albo idzie sie glebiej za Bogiem, w ciemno (doslownie!), albo sie Go zostawia. Teraz mi latwiej o tym pisac, ale pamietam siebie sprzed roku i wiem, jak trudno idzie sie po omacku, jak boli bezsilnosc, ktorej teraz doswiadczasz i jak trudno modlic sie w takim czasie... O ile w ogole mozna. Ale On jest Milosierdziem i naprawde kocha swoje niepokorne dzieci i wie, jak bardzo im jest czasami ciezko i ze sa tzlko ludzmi, i naprawde, jesli jest w kims chocby odrobina dobrej woli, chocby byla nikla, On bedzie te iskre cierpliwie rozniecal, nie zgasi jej, chocby byla slabiutenka.

Zycze duzo, duzo sily i milosci Wam obojgu.
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez kukułka » 31 października 2006, o 17:13

Ja od 3 lat modlę się o bardzo ważne i dobre sprawy, aBóg jest głuchy... Jak widać slucha ale nie wszystkich...
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez NB » 31 października 2006, o 17:32

Nie zawsze to co wydaje się nam być dobrym dla nas jest słusznym w oczach Boga.
Pan Bóg to nie skrzynka życzeń i zażaleń.
NB
Administrator forum
 
Posty: 2064
Dołączył(a): 18 września 2003, o 09:52
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Amazonka » 31 października 2006, o 18:55

Podobno jeśli Bóg chce nas ukarać, to spełnia nasze marzenia.
Amazonka
Domownik
 
Posty: 1650
Dołączył(a): 17 lipca 2006, o 09:50
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez kukułka » 1 listopada 2006, o 17:31

Wybaczcie, aleto nie są jakieś tam dziwne marzenia i kaprysy...
Ostatnio edytowano 2 listopada 2006, o 09:23 przez kukułka, łącznie edytowano 1 raz
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez abeba » 1 listopada 2006, o 17:40

:(
a dlaczego musisz się o to modlić - to coś co można chyba osiągnąć własnymi wysiłkami? chyba że to dotyczy drugiej strony....
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez kukułka » 1 listopada 2006, o 17:49

I mozna, i nie mozna
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Re: czy już koniec małżeństwa?

Postprzez niusia » 1 listopada 2006, o 19:19

Krycha napisał(a):Cześc,
jakiś czas temu znalazłam to forum i chciałabym was prosic o wsparcie. Moje małżeśnstwo to chyba pomyłka. Głowny problem to ze mąż nie ma pracy. Jest mi z tym bardzo ciężko, szczególnie że mi idzie dobrze w pracy. Chciałabym mieć normalny dom, dziecko, jak zrobię magistra latem albo jesienią 2007. Ale on w niczym nei pomaga.
Chyba źle zrobiłam ,zakładając rodzinę z kimś takim. On już wczesniej miał kłopoty ze szkołą, powinnam była sie zastanowić i zostawić go wtedy. Ale wtedy byłam zakochana i chciaąłm mu pomóc. Różni ludzie mi mówią, czy na forum gazety na przykłąd, żeby go zostawić, póki jeszce niewiele nas łaączy. Ale ja zamierzałam traktować ślub kościelny powaznie. A teraz sama często mam ochotę go zostawić. Ciezko mi z tym, przecież to grzech.
Jak to wytrzymać?
on nie ma studiów, tylko technikum, kiepsko z pracą. straciłam nadzieję że będzie z nami lepiej.
Witaj, na pocieszenie powiem, że mój mąż został mgr w wieku 40 lat -studiował zaocznie :) . Osobiście nie przykładam wagi tak wielkiej do wyższego wykształcenia, choć sama je mam. Ważne, by żyć jak Bóg przykazał- jesteśmy kilka lat poślubie(4 lata) mam nadzieję,że kryzys minie- poodzenia
niusia
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 25 sierpnia 2006, o 08:20
Lokalizacja: Chełm

Postprzez milgosia » 2 listopada 2006, o 10:38

Ja myślę, że Pan Bóg bardzo lubi spełniać nasze marzenia, ale chce też, abyśmy byli do nich odpowiednio dojrzali... Ja dopiero teraz widzę, że te trzy lata były po to, abym przesunęła nieco środek ciężkości swojego punktu widzenia, żebym oczyściło się to, co brałam za miłość... Bolesne to było, ale i bardzo zdrowe, oczyszczające i potrzebne, ale w tamtym czasie myślałam tylko o tym, jaka jestem nieszczęśliwa i dlaczego akurat mnie to spotkało, dlaczego nie mogę mieć normalnego życia, jak inni...

Myślę, że Pan Bóg nas "rzeźbi" tymi doświadczeniami, co jest procesem bolesnym, ale jakie piękne kształty za to wychodzą spod Jego ręki!

Myslę, też, że każdy ma swoją miarę "oczekiwania"... Ja prawdę mówiąc podziwiałam wiarę Abrahama, czterdzieści lat czekać na dziecko! Przecież to szmat czasu... i ogarniała mnie rozpacz, że skoro taki człowiek , o takim sercu i takiej wiary tyle musiał czekać, to ile ja dopiero będę musiała...

Spotkałam kiedyś pewną zakonnicę, która opowiadala mi o swoich prerypetiach z powołaniem, jak długo go nie mogła rozeznać. Dopiero kiedy zgodziła się wewnętrzenie na wszystko, co jej Pan Bóg przygotował, dopiero wtedy, nie od razu, ale za niedługi czas, otrzymała tak wyraźne światło, że przestała mieć wątpliwości. Mniej więcej po 2 latach od tamtego spotkania też doszłam do takiego "punktu", przestałam mieć pretensje, pilnowałam aby nie rodziły się na nowo, tutaj dużo mi pomagała właśnie modlitwa. Przestałam "czekać", choć wciąż miałam nadzieję. Paradoksalnie - mimo, że modliłam się o to, aby Pan Bóg ją mi zabrał, skoro nie może jej zrealizować i przez nią się właśnie zadręczam, to jednak Bóg mi jej nie chciał zabrać, chociaż miałam do Niego o to największe pretensje!!
Po czasie okazało się, że to On mial rację, że jak zasiał dobre ziarenko nadziei, to nie po to, aby mnie nią zadręczać (choć tak to odbierałam!), ale po to, aby ono w "swoim czasie" wykiełkowało... I to wcale nie po 40 latach! Pan Bóg zna miarę każdego człowieka, wie, ile ten może/ musi/ powinien czekać, a co jest ponad jego siły. Ale to, że jest Miłością, mi pozwalało uwierzyć, że skoro daje nadzieję i jej nie zabiera, to ona musi, po prostu MUSI przynieść dobre owoce, inaczej byłby dręczycielem, nie Bogiem Miłości i Miłosierdzia!

Duużo, dużo siły dla Ciebie Krycha i dla wszystkich oczekujących!
Ostatnio edytowano 3 czerwca 2008, o 18:33 przez milgosia, łącznie edytowano 1 raz
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez milgosia » 2 listopada 2006, o 19:52

Aha, jeszcze jedno. Nie jestem w stanie powiedziać, co tam w Twojej głowie się dzieje, ale nie sądzę, abyś wyszła za niego dla pieniędzy, albo coś w tym stylu. To normalne, że mieliście wobec siebie jakieś oczekiwania, niestety, nie wszystkie się spełniły i to rozczarowanie zwyczajnie boli. Myslę, ze Ty sama czujesz, że oprócz "winy" twojego męża (nieszukanie pracy itp), coś też jest na rzeczy po Twojej stronie, no ale może mi się tylko tak wydaje, psychologiem nie jestem, to tylko taka moja obserwacja. A rozmawialiście o tym, jakie macie plany na przyszłość? Co i kiedy chcielibyście osiągnąć? I w jaki sposób?
I tak na spokojnie, bez obwiniania się, co was w sobie denerwuje, a co w sobie lubicie? Prawdę mówiąc wydaje mi się, że forum nie jest do końca odpowiednim miejscem na udzielanie głębszych rad, tu mozna tylko coś zasygnalizować, a jak problem jest poważny (a chyba jest, bo ociera się o brak szacunku i poczucie - zdaje się dość głębokie - frustracji, myśli o rozstaniu), to lepiej iść do dobrego psychologa. Mnóstwo poradni rodzinnych przykościelnych udziela takich porad (i prowadzi terapie) nieodpłatnie. I robią tam kawał dobrej roboty. Z reguły przynajmniej.
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków


Powrót do Problemy w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 13 gości

cron