Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 09:29 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

powiedział, że nie kocha... koniec...

Tu można porozmawiać o trudnych doświadczeniach, które dotykają rodzinę (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

powiedział, że nie kocha... koniec...

Postprzez sama » 26 lipca 2006, o 09:21

Moi drodzy,
nie wiem, gdzie szukac pomocy, gdzie sie zalic i prosic o wsparcie. Zagladam wiec tu, gdzie zagladalam, gdy bylam szczesliwa. Po poltora roku malzenstwa maz powiedzial mi, ze mnie nie kocha, ze to byla pomylka, ze powinnismy sie rozejsc, zeby jeszcze zdazyc ulozyc sobie zycie. Dodal, ze to nie jest decyzja chwili, ale ze zastanawia sie nad tym od roku!!! Nie ma znaczenia dla niego, ze jestesmy malzenstwem sakramentalnym. On moze zyc na kocia lape, wszystko jedno jak. Nie ma znaczenia dla niego fakt, ze dla mnie sakrament to swietosc.
Jak to sie stalo ? Jestesmy z dwoch roznych swiatow, to prawda. Ja - dziewczyna z "dobrego domu", ulozona, kochajacy rodzice, czystosc az do slubu, obowiazkowa. On - dom patologiczny, masturbacja i zaliczanie dziewczyn, gdy tylko przyszla ochota i byly chetne. Ale jedncozesnie - i to mnie w nim zachwycilo - swiadomosc bledow, zrozumienie Dobra i Zla, ogromna praca nad soba. Dzieki temu ze widzialam jak nad soba pracuje, wyszlam za niego. Wiedzialam, ze bedzie trudno, ale nie myslalam, ze az tak. Obiecal, ze bedzie chodzil ze mna do kosciola, ze tak wychowamy dzieci. Najpierw chodzil, potem przestal, a ja nie naciskalam, tylko sie modlilam. Nie potrafil i okazac swoich uczuc (ktorych pewnie nie bylo po prostu). Moje zachowania byly dla niego dziwne. Stosowanie NPR pewnie go meczylo. Szanowal mnie za zachowanie dziewictwa do slubu, ale byl zadziwiony, ze nigdy sie nie masturbowalam. Przeszkadzalo mu to, bo "nie znalam swojego ciala, ie wiedzialam, co sprawia mi przyjemnosc". (Poprzedie kochanki to wiedzialy, wiec konakty byly szybkie i satysfakcjonujace). A ja chcialam, abysmy razem to odkrywali. A jego chyba to frustrowalo. I pewnie nie czul sie usatysfakcjonowany. No i jak nie bylo dobrego seksu (w jego mniemaniu) padla cala reszta.
Ja naiwnie wierzylam, ze uda nam sie pogodzic nasze dwa rozne swiaty... Teraz ze spakowanymi walizkami siedze u rodzicow, a potem wracam do wlasnego mieszkania. I nie wiem jak sie odnajde. On juz ma jakas pocieszycielke (na razie werbalna, ale to pewnie kwesia czasu). A ja cierpie. Fizycznie, psychicznie i duchowo. Bardzo - cielesnie. Bo juz poznalam co to seks i trudno mi bedzie bez niego. Wbrew temu, ze moj maz twierdzil, ze TEGO nie lubie.
Nie wiem, jak moglam uwierzyc w to, ze uda nam sie pogodzic tak odmienne swiaty... Moze gdybym od poczatku byla madrzejsza... Ale ludziom wolno przeciez popelniac bledy ? Problem w tym, ze moj maz nie wybacza. Zwlaszcza osobie, ktorej nie kocha.
sama
Przygodny gość
 
Posty: 8
Dołączył(a): 26 lipca 2006, o 09:01
Lokalizacja: warszawa

Re: powiedział, że nie kocha... koniec...

Postprzez Lucja » 26 lipca 2006, o 09:38

Witaj, bardzo współczuję. Może jednak nie wszystko stracone? Może uda się Wam do siebie wrócić, ale do tego potrzeba będzie dużo cierpliwości z Twojej strony. Dobrze, że masz wsparcie w rodzicach, ból dzielony to połowa bólu. Postaraj się czymś zająć, aby nie siedzieć samej w domu i rozmyślać - to Cię osłabi, a wyjścia z przyjacółmi - da siłę do przetrwania tego trudnego czasu.
Łączę modlitwę,
Łucja
Lucja
Bywalec
 
Posty: 187
Dołączył(a): 10 maja 2006, o 14:27
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez AnnaMaria » 26 lipca 2006, o 12:26

bardzo współczuje i szczerze to nie wiem co mogę poradzić...jeśli go kochasz i wierzysz, że on Ciebie kochał kiedyś to walcz o to małżeństwo...ale jeśli nie...to poczytaj Kodeks Prawa Kanonicznego, zwróc się do sądu metropolitarnego...bo moim zdaniem są przesłanki do swierdzenia nieważnośći małżeństwa od samego początku...np. kanon 1095...Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy:

1° są pozbawieni wystarczającego używania rozumu;

2° mają poważny brak rozeznania oceniającego co do istotnych praw i obowiązków małżeńskich wzajemnie przekazywanych i przyjmowanych;

3° z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich

życzę Ci, aby wszystko się zakonczyło tak jak tego pragniesz... pomodlę się za Ciebie..sciskam i zycze powodzenia!!
AnnaMaria
Przygodny gość
 
Posty: 88
Dołączył(a): 31 maja 2006, o 10:51

Postprzez sama » 26 lipca 2006, o 12:53

Dziękuję Wam za modlitwę, jej potrzebuję teraz najbardziej.
Prawdę mówiąc - nie wiem, czy mnie kochał. Chyba tak - chociaż twierdzi, że byl tylko zakochany. A tak w ogóle to jestem przekonana, że on nie wie, co to znaczy kochać. Bo tego nigdy nie widział i nie odczuł.
Myślę, że przerazil go ogrom pracy, ktorą musiałby wykonać nad swoją osobą równając duchowo do mnie.
Nie wiem jeszcze co zrobię. Na razie chcę się wyspokoić wewnętrznie. Wiem, ze powinnam się modlić za mojego męża, za jego nawrócenie. I o to się modlę, żeby sobie wszystko w głowie ułożył, jak za człowieka.
Staram się być miłosierna. Walczyc nie bardzo ogę o małżeństwo, bo jak? On nie jest zainteresowany. Tylko modlitwą.
A za jakiś czas - być może pomyślę o stwierdzeniu nieważności... Choć pewnie narażę sie tym stwierdzeniem na gromy ze strony większości użytkowników. Też bym kiedyś "gromiła" - bo przecież sakrament i do końca życia... Tak naprawdę to w tej chwili i tak nie wiem, czy będę potrafiła ułożyć sobie życie z kimś...
sama
Przygodny gość
 
Posty: 8
Dołączył(a): 26 lipca 2006, o 09:01
Lokalizacja: warszawa

Postprzez AnnaMaria » 26 lipca 2006, o 13:13

niezbadane są wyroki boskie...teraz cierpisz...ale może kiedyś ktoś uleczy Twoje serce...
AnnaMaria
Przygodny gość
 
Posty: 88
Dołączył(a): 31 maja 2006, o 10:51

Postprzez klara bemol » 26 lipca 2006, o 13:27

sama - współczuję!!! Ale - chyba lepiej teraz, niz gdy by były już dzieci!? Wiem, że to marna pociecha.
Rzeczywiście, nigdy Cie nie kochał (bo zakładam, że nie znaliście się przed ślubem tydzień czy dwa, tylko dłużej). Szkoda tylko, że to Ty poniesiesz konsekwencje jego zabawy w dorosłość.
Punkt drugi - jak najbardziej, po bólu spróbuj.
Nigdy nie potępiam starania się o stwierdzenie nieważności. Przecież błądzić jest rzeczą ludzką, ale byc okłamaną to co innego. Poza tym, samotnie do końca życia czy żyć w grzechu??? Lepiej przygotować się i postarać odzyskać życie.

Trzymam za Ciebie, wiem, że dasz sobie radę. Jesteś silna, a Bóg pomaga wiernym.
Powodzenia.
klara bemol
Domownik
 
Posty: 558
Dołączył(a): 15 stycznia 2006, o 22:26
Lokalizacja: Jelenia Góra

Postprzez abeba » 26 lipca 2006, o 14:25

dlaczego tak kategorycznei piszesz, że nigdy nie kochał? A ten kanon o rozumie? to mozę zwalniać osoby chore psychicznie, niepoczytalne. Ale to mi wygląda raczej na jego zneichęcenie, brak nadziei na dogadanie się, tak jak pisze sama.
wiem, że wszyscy na forum są cudownymi małzonkami i tylko ja piszę źle o swoim związku, nie raz zdarzyło mi sie samej pisać że "nie kocham, że bym go zabiła" ale czy to znaczy, że miałam brak w rozeznaniu swej woli i małżeńśtwo jest nieważnie zawarte?
chyba trzeba sie trochę postarać, nie uważacie?
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Re: powiedział, że nie kocha... koniec...

Postprzez essex » 26 lipca 2006, o 14:42

Tylko Bog Ci może pomóc.Modl się razem z rodzicami.Potem po modlitwie możecie coś robić dalej.Dla Boga nie ma nic niemożliwego.Nie popadaj w rozpacz,nie wolno nigdy zwątpić w Boze Miłosierdzie.


"Pokładaj zawsze nadzieję w Bogu,
który chce ci pomóc, bo jest dobry;
i umie - bo jest mądry;
i może, bo jest wszechmocny".
Ostatnio edytowano 26 lipca 2006, o 16:58 przez essex, łącznie edytowano 3 razy
essex
Bywalec
 
Posty: 116
Dołączył(a): 23 kwietnia 2006, o 15:27

Postprzez klara bemol » 26 lipca 2006, o 14:44

kategorycznie? Po pół roku małżeństwa chce się rozstać! I to nazywasz miłością?
Nie tylko Ty masz kłopoty abeba w małżeństwie, każdy je ma. I gdybyśmy ich nie mieli, to forum by nie istniało.
Niestety, nie trzeba być psychicznie chorym, by nie rozumieć znaczenia poszczególnych słów przysięgi, o tym mówię. (Pisaliśmy już o tym w innych wątkach.)
klara bemol
Domownik
 
Posty: 558
Dołączył(a): 15 stycznia 2006, o 22:26
Lokalizacja: Jelenia Góra

Postprzez Niania » 26 lipca 2006, o 15:04

sama
widzisz.. ja i mój narzeczony jestesmy z tych samych światów - niestety rodzin dysfunkcyjnych.
i może z tej srony Ci powiem.
Ludzie którzy mieli łatwe zycie - często nie rozumieją wielu spraw, jak cięzko bywa na świacie i jak wiele rzeczy zadaje ból. Nie rozumie że czasem cała egzystencja to wołanie o miłość.
Twój mąż żył nie najlepiej - dziewczyny masturbacja - poznał Ciebie i zachwyciła go Twoja odmienność. Ponieważ wiedział że to co ma -/dziewczyny, masturbacja/ to tylko namiastka szczęścia pokochał Ciebie i chciał byś mu dała "normalny świat".
Ale jak miałaś mu go dać skoro nie wiedziałaś że on tego potrzebuje? Skoro wiele rzeczy dla Ciebie było prozaicznych, a jemu nieznanych?

nie mówię że Twój mąż był dobry, nie mówię że Ty idealna...
mówię że się nie dogadaliście....

czy jest jeszcze szansa by choć w szczerości poznać siebie na wzajem? Czy jesteś w stanie przyjąć jego odchłań duszy?


sama napisał(a): A tak w ogóle to jestem przekonana, że on nie wie, co to znaczy kochać. Bo tego nigdy nie widział i nie odczuł.


Myślę, że przerazil go ogrom pracy, ktorą musiałby wykonać nad swoją osobą równając duchowo do mnie.


co do 1 zwrotu -nie widział i nie odczuł co to miłośc? aż mi się włos na głowie jeży - to co Ty mu dawałaś? mojego narzeczonego też nigdy nikt nie kochał - ja pokochałam i tą miłość jaką mam mu daję a on już wie co to jest! widze to w jego oczach w łazach.

co do 2-giego zdania -- wiesz co? "dorównać duchowo do mnie" hahaha - celnicy wejdą pierwsi do nieba przed faryzeuszami... wybacz że to mówię ale pycha to pierwszy grzech z siedmiu głownych.

PS z tego co piszesz na unieważnienie nie ma szans gdyż małżeństwo było ważnie zawarte, nikt nikogo nie zmuszał i nie jesteście chorzy psychiczne.
Ostatnio edytowano 26 lipca 2006, o 15:11 przez Niania, łącznie edytowano 1 raz
Niania
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 241
Dołączył(a): 2 stycznia 2005, o 17:57

Postprzez gam » 26 lipca 2006, o 15:16

Walcz !!! a przynajmniej spróbuj ! Może dla niego to wygodne takie postawienie sprawy bo wie, że po takich słowach z pewnością go opuścisz. Może ta pocieszycielka któraś gdzieś majaczy na horyzoncie to nie pocieszycielka a właśnie osoba przez którą to się stało. Istotne jest czy wcześniej odbierałaś już jakieś sygnały z jego strony, że nie darzy Ciebie takim uczuciem jak na początku oczekiwałaś .
Może to kryzys. Dlaczego czekał przeszło rok żeby Ci o tym powiedzieć. A co robil przez ten czas męczył się z osobą którą jak twierdzi nie kocha. Coś mi tu nie gra z jego strony.
Odrębną kwestią był twój stosunek do spraw związanych z pożyciem małżeńskim tj. npr. Postępowałaś zgodnie z naukami KK jesteś w porządku ze swoim sumieniem. Choć znam małżeństwo, które niestety już nim nie jest od kilku miesięcy bo mąż stwierdził że więcej nie będzie się męczył z żoną która jest dostępna przez kilka dni w miesiącu. On miał potrzeby na okrągło a u niej nie wchodziło w grę żadne oprócz metody npr zabezpieczenie. Taki powód przedstawil we wniosku rozwodowym. Żona była głęboko wierząca i stosująca npr. Zwyczajnie chłop się wkurzył a że przed ślubem miał wcześniej kontakty z kobietami na życzenie w dowolnym czasie nie wystarczyły mu dni z npr. Skorzystał z okazji i dziś poświęcając uśmiech dwójki swoich dzieci i sakramentalnej żony zażywa uciech z nową partnerką. Żałosne. Ona jest młodą kobietą rozbudzoną erotycznie bo jak by nie było te kontakty między nim istniały choć bylo ich mało i jest jej ciężko z czysto fizjologicznej strony. Została sama z 2 dzieci, raczej bez szans na unieważnienie małżeństwa bo jednak ich małżeństwo trwało dobre kilka lat i klops. Ma być sama do konca życia bo mąż ją zostawił???? :evil: W twoim przypadku jeżeli wogóle do tego dojdzie choć nie życzę, o unieważnienie będżie może łatwiej, nie macie dzieci, staż krótki. Ale spróbuj jeszcze powalczyć, nie odpuszczaj tak łatwo, w końcu przysięgał Ci przed Bogiem a Ty jemu.
gam
Przygodny gość
 
Posty: 48
Dołączył(a): 30 maja 2006, o 10:42

Postprzez AnnaMaria » 26 lipca 2006, o 17:15

a punkt 2??zreszta to moja propozycja tylko...a pkt 3 to nie musi byc choroba psychiczna...moja koleznka studiuje teologie i mówiła , że może to być np. niedorośnięcie do obowiązków rodzicielskich itd...zresztą nie mnie to osądzac od tego jest sąd kosciielny
AnnaMaria
Przygodny gość
 
Posty: 88
Dołączył(a): 31 maja 2006, o 10:51

Postprzez AnnaMaria » 26 lipca 2006, o 17:18

ps: to samo dotyczy znajomej Gam..niech próbuje..nic nie traci a może tylko zyskać
AnnaMaria
Przygodny gość
 
Posty: 88
Dołączył(a): 31 maja 2006, o 10:51

Postprzez Samanta » 26 lipca 2006, o 17:44

Polecam stronę:
http://www.sychar.alleluja.pl/archn.php?ro=2005%20

www.sychar.alleluja.pl

"Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela" (Mt 19, 6).


Celem działalności Wspólnoty Trudnych Małżeństw SYCHAR jest dążenie jej członków do uzdrowienia sakramentalnego małżeństwa, które przeżywa kryzys. Współpracując z Jezusem Chrystusem - Bogiem w każdej sytuacji nawet, po ludzku patrząc, beznadziejnej możliwe jest odrodzenie małżeństwa. Dla Boga bowiem nie ma rzeczy niemożliwych. Prawda o mocy sakramentu oznacza, że nawet, jeśli małżonkowie nie potrafią ze sobą być i odchodzą w stan separacji, czyli oddzielnego mieszkania, to ich małżeństwo - Sakramentalne Przymierze małżonków z Bogiem - trwa nadal. Nadal są mężem i żoną, i jako tacy staną przed Bogiem. Sakrament małżeństwa jest darem Boga, który daje małżonkom siłę odtwarzania wspólnoty małżeńskiej właściwie w każdej sytuacji.

Zapraszamy małżonków przeżywających trudności małżeńskie na spotkania wspólnotowe do Ośrodka Duszpasterskiego przy Kościele Księży Pallotynów przy ul. Skaryszewskiej 12 w Warszawie (wejście od ul. Lubelskiej) w każdy drugi czwartek i czwarty poniedziałek miesiąca - godz. 19.00. Duszpasterzem wspólnoty jest ks. Jan Pałyga SAC. Jeśli potrzebujesz wsparcia lub pomocy przyjdź na najbliższe spotkanie w czwartek 10 sierpnia 2006 r. Temat spotkania: . . Przed czwartkowymi spotkaniami o godz. 18.00 odprawiana jest Msza Św. w intencji ratowania małżeństw. W ostatnią sobotę miesiąca - 29 lipca o godz. 18.30 spotykamy się w dolnym kościele na Mszy św., po której odbędzie się adoracja Najświętszego Sakramentu. Zapraszamy także na Forum Pomocy i Chat /spotykamy się wieczorami/. Polecamy materiały audio - do pobrania/wysłuchania nagrania w pliku mp3.
Samanta
Bywalec
 
Posty: 100
Dołączył(a): 4 kwietnia 2006, o 14:45

Postprzez Niania » 26 lipca 2006, o 19:59

AnnaMaria napisał(a):a punkt 2??zreszta to moja propozycja tylko...a pkt 3 to nie musi byc choroba psychiczna...moja koleznka studiuje teologie i mówiła , że może to być np. niedorośnięcie do obowiązków rodzicielskich itd...zresztą nie mnie to osądzac od tego jest sąd kosciielny


te niedorośnięcie to rzecz trudnostwierdzalna i musi być poważne i nie możliwe do zmienienia.
Niania
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 241
Dołączył(a): 2 stycznia 2005, o 17:57

Postprzez sama » 26 lipca 2006, o 23:15

Zacznę od tego, że uniewaznienie małżeństwa to ostatnia rzecz, która chodzi mi po głowie, bo kocham mojego męża. Zawsze kochałam i wszystko robiłam świadomie. Ja wiem, ze w małżeństwach nie ma sielanki i trzeba czasami mozolnie pracować, aby się dogadać. Ale taka chęć musi być z obydwu stron. A mój mąż z zimną krwią, prosto w oczy, w obecnosci psychologa powiedział, ze mnie nie kocha, gdy mi przysiegał też nie kochał, że to było zauroczenie, które potem nie przerodziło się w miłość. Więc łatwo teoretyzować, ale moja jedynie chęć nie wystarczy.

Teraz do Niani, która napisała, co następuje:
Niania napisał(a):sama
widzisz.. ja i mój narzeczony jestesmy z tych samych światów - niestety rodzin dysfunkcyjnych.
i może z tej srony Ci powiem.
Ludzie którzy mieli łatwe zycie - często nie rozumieją wielu spraw, jak cięzko bywa na świacie i jak wiele rzeczy zadaje ból. Nie rozumie że czasem cała egzystencja to wołanie o miłość.
Twój mąż żył nie najlepiej - dziewczyny masturbacja - poznał Ciebie i zachwyciła go Twoja odmienność. Ponieważ wiedział że to co ma -/dziewczyny, masturbacja/ to tylko namiastka szczęścia pokochał Ciebie i chciał byś mu dała "normalny świat".
Ale jak miałaś mu go dać skoro nie wiedziałaś że on tego potrzebuje? Skoro wiele rzeczy dla Ciebie było prozaicznych, a jemu nieznanych?

nie mówię że Twój mąż był dobry, nie mówię że Ty idealna...
mówię że się nie dogadaliście....

czy jest jeszcze szansa by choć w szczerości poznać siebie na wzajem? Czy jesteś w stanie przyjąć jego odchłań duszy?


sama napisał(a): A tak w ogóle to jestem przekonana, że on nie wie, co to znaczy kochać. Bo tego nigdy nie widział i nie odczuł.


Myślę, że przerazil go ogrom pracy, ktorą musiałby wykonać nad swoją osobą równając duchowo do mnie.


co do 1 zwrotu -nie widział i nie odczuł co to miłośc? aż mi się włos na głowie jeży - to co Ty mu dawałaś? mojego narzeczonego też nigdy nikt nie kochał - ja pokochałam i tą miłość jaką mam mu daję a on już wie co to jest! widze to w jego oczach w łazach.

co do 2-giego zdania -- wiesz co? "dorównać duchowo do mnie" hahaha - celnicy wejdą pierwsi do nieba przed faryzeuszami... wybacz że to mówię ale pycha to pierwszy grzech z siedmiu głownych.

PS z tego co piszesz na unieważnienie nie ma szans gdyż małżeństwo było ważnie zawarte, nikt nikogo nie zmuszał i nie jesteście chorzy psychiczne.


Święta racja - całe życie mojego męża to wołanie o miłość i szacunek, którego nigdy nie miał. Zachwycił się mną, bo dawałam mu więcej niż przypadkowe dziewczyny. Ja przyjmuje jego odchłań duszy całkowicie. Dlageo za niego wyszłam - ze swiadomoscią, że życie z tym człowiekiem będzie trudne, ale jest wart tego. Bo jest wspaniały. I proszę nie robić ze mnie nieświadomej jego potrzeb idiotki. Wiem, że się nie dogadaliśy, wiem, ze to co dla mnie było normalne, dla niego było dziwne. Dla mnie normalne było, że mąż nawet w gniewie nie wyzywa żony, dla niego było dziwne, że ja po wulgarnych słowach skierowanych do mnie zaczynam płakać. Ale wybaczałam... bo rozumiałam/rozumiem...

Tak moja droga - przez 34 lata swojego zycia nie widział i nie odczuł co to miłosć. Bo to wynosi się z domu. A on nie widział, jak ojciec i matka poświcają się dla siebie nawzajem, jak wybaczaja sobie swoje wady. Widział za to, jak ojciec matkę poniża, jak nie mają ze sobą nic wspólnego. A panienki nauczyły go jak używać ich ciał.
Ską więc miał wiedziec jak odpowiedzieć na moje ciepło, bliskość, szacunek, czułe słowo ??? Skoro nie miał tych wzorców ? Skoro moje próby zblizenia czasami wręcz go śmieszyły, bo były niezrozumiałe ?
Ja moja droga miłość mu dawałam, ale dla niego było to byc moze nie dziwne - tylko może nie potrafił/wstydził się odpowiedzieć tym samym... Nie wiem. Poza tym miłość to też stawianie wymagań. Stawiałam je w sposób bardzo łagodny.

Co do 2-go zdania - dorównac duchowo - to nie moje słowa ale psychologa, który tłumaczył mi problem mojego zakompleksionego męża. Dorównac duchowo - czyli uznać Boga, za kogoś kto się nami interesuje, czyli modlić się, ufać. Nie oceniać ludzi, yc miłosiernych. Do tego moj małżonek jeszcze nie dorósł. I - według mądrzejszych ode mnie - z tym mogło być u ciężko. Daleko mi do faryzeuszki - na grochu mu klęczeć nie kazałam, tylko przytulałam. Tak, czekał go ogrom pracy - porzucenie pychy, uwielbienia siebie i nauczenia sie szacunku do innych ludzi.

A to czy małżeństwo było ważnie zawarte, oceni ktoś inny. To nie ja twierdzę, że w momencie przysięgi nie kcohalam, to nie ja twierdzę, ze yłam zmuszana. To twierdzi mój mąż. A czy jest zdolny psychicznie do tworzenia rodziny - też nie nam oceniać. Póki co ja odczułam - że wspólne sprawy nie miały dla niego znaczenia, a stosunki kształtowaly się prawie jak na linii - przywódca-niewolnik.
W narzeczeństwie też było cudnie, życzę aby tak było i w małżeństwie. Łatwo jest oceniać, ja już innych nie oceniam, bo wiem że teoretycznie wszystko może wyglądac inaczej...

Dziękuję Wam za made i życzliwe słowa. Ja teraz modle się o łaskę wiary dla mojego męża i dary dla mnie, bym byla roztropna. On chce być sam, więc jest sam. Może dojdzie do ładu ze sobą i wtedy zaczniemy WSPÓŁNĄ pracę...
sama
Przygodny gość
 
Posty: 8
Dołączył(a): 26 lipca 2006, o 09:01
Lokalizacja: warszawa

Postprzez essex » 26 lipca 2006, o 23:41

Oczywiście,ze przez internet nie da się dotrzec do prawdy-co się naprawdę stało,jakie sa przyczyny,co mozna zrobic od razu,co wymaga wiele pracy.Mozna rysowac sobie jakis obraz sytuacji na postawie postów,ale jakie to ma szasne byc prawdą?

W kazdym razie- ja doradzam zawsze pomoc profesjonalistów,którzy juz komus pomogli i niejedno widzieli i słyszeli.W kazdej archidiecezji jest poradnia zycia rodzinnego(adresy są w parafiach).

http://spch.w.interia.pl/ - tu psycholowie chrześcijańscy.

Ja zyczę Ci z całego serca,zeby to był tylko kryzys małzeński-bolesny,ale to mało kogo omija.

Piszesz,ze byliście szczęśliwi-tego mąż nie mogł udawać!I musiał byc DOBRY dla Ciebie- bo byś nie była szcęśliwa.Czyli 1,5 roku umieliście byc razem.Tylko coś się stało-szukajcie przyczyn,szukajcie prawdy-nawet bolesnej.

Będzie,że czepaim się- ale piszesz,ze mąż przestał chodzić na Mszę Św.?
A spowiedz?Kiedy był ostatnio?Bo szatan nienawidzi szcęścia małzeńskiego- i tak człowieka odciąga od Boga i zostawia samego- a sam człowiek nic nie uczyni.
Pamiętam jak jeden biskup:) opowiadał,ze pytal młodego małzeństwa,,Macie czas dla Jezusa,modlicie się razem,chodzicie na Mszę Św?Oni-ze wierzą w Boga,ale czasu nie mają ,bo praca,remont,studia.I teściowa dzwoni wieczorem do tego księdza,że już wniosek rozwodowy w sądzie.I biskup wziął Monstrancję,pojechał do nich,zapukał do mieszkania i mówi,,Przyniosłem Wam Jezusa,bo czasu dla Niego nie macie''.I modlił się z nimi do 4 rano,kiedy zaczęli płakać i postanowili wycofać wniosek rozwodowy.Bo tylko Jezus jest odpowiedzią na ludzkie problemy.Tylko On.

Maż mowi,ze nie kocha- to nie tak.Uczucia opadły,fascynacja,zakochanie.
Milosc to wola- tego nie piszą w gazetach.Milosc to ofiara,decyzja ,by trwac przy kims mimo braku uczuć,odczuć,wrazeń.Ale kto ma to młodym powiedzieć? Stan wiecznej euforii nie jest konieczny,aby budowac szczęsliwe małzeństwo.Myślę,ze to da się na spokojnie wytłumaczyć męzczyźnie.
Bo on może się nawet i zakochac w innej kobiecie- i to moze trwac jakiś krótki czas-i znowu przychodzi faza ochłodzenia uczuć .Taki jest mechanizm ciągłej zmiany partnerów.I kazdy musi wiedziec,ze nawet jak się w kims zauroczy- to minie.A małzenstwo opiera się na woli,na decyzji.
Natomiast ,,gonitwa'' za uczuciem prowadzi donikąd.
(być moze to Was nie do końca dotyczy,ale PRAWDĘ tylko wy znacie)
essex
Bywalec
 
Posty: 116
Dołączył(a): 23 kwietnia 2006, o 15:27

Postprzez Niania » 26 lipca 2006, o 23:51

ok. w takim razie przepraszam za ton - ale słowa psychologa napisałaś za swoje co mną wzburzyło. bo właśnie zabrzmiało to jak ocena, szufladkowanie którego nie lubię....


w takim wypadku nie wiem co Ci powiedziec....
nie wiem co mozna by zrobić by Twój mąż dojrzał.
Niania
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 241
Dołączył(a): 2 stycznia 2005, o 17:57

Postprzez sama » 27 lipca 2006, o 09:08

[quote="essex"]
Będzie,że czepaim się- ale piszesz,ze mąż przestał chodzić na Mszę Św.?
A spowiedz?Kiedy był ostatnio?Bo szatan nienawidzi szcęścia małzeńskiego- i tak człowieka odciąga od Boga i zostawia samego- a sam człowiek nic nie uczyni.

Maż mowi,ze nie kocha- to nie tak.Uczucia opadły,fascynacja,zakochanie.
Milosc to wola- tego nie piszą w gazetach.Milosc to ofiara,decyzja ,by trwac przy kims mimo braku uczuć,odczuć,wrazeń.Ale kto ma to młodym powiedzieć? Stan wiecznej euforii nie jest konieczny,aby budowac szczęsliwe małzeństwo.Myślę,ze to da się na spokojnie wytłumaczyć męzczyźnie.
Bo on może się nawet i zakochac w innej kobiecie- i to moze trwac jakiś krótki czas-i znowu przychodzi faza ochłodzenia uczuć .Taki jest mechanizm ciągłej zmiany partnerów.I kazdy musi wiedziec,ze nawet jak się w kims zauroczy- to minie.A małzenstwo opiera się na woli,na decyzji.
Natomiast ,,gonitwa'' za uczuciem prowadzi donikąd.
[quote]

Kiedy mój mąż byl ostatnio u spowiedzi ? Przed ślubem, czyli prawie dwa lata temu! To są to różice w rozwoju duchowym, o których pisałam. Dla niego Bóg nie jest kimś, kto jest blisko, kto pomaga. Obraz Boga tworzy się rpzecież gdy patrzymy na własnego ojca. A jego ojciec rodziną się nie interesował. Ja teraz modlę się, aby opusciła go pycha, aby się ukorzył i poszedł do spowiedzi. Nie wiem, być może musi upaść bardzo nisko, aby nie miec już sił na samodzielne powstanie. Nie wiem. Na razie nie wierzy w Miłosierdzie Boże i to mnie przeraża.
Nie wiem, czy potrafię mu cokolwiek wytłumaczyć, on mnie teraz nie słucha, zresztą nie mieszkamy razem. Może w tym czasie ochonie i pomysli o tym, co zrobił.
Przez te 1,5 roku bylismy szczęśliwi, przy czym on od roku rozmyślał już, że to nie to. Były chwile bardzo cieżkie, gdy nie czułam się kochana, akceptowana, podziwiana. Czułam się fatalnie, ale zaciskałam zęby i próbowałam coś zmieniać, pracować.
U psychologa byliśmy, miał nas skierować na terapię małżeńska. Ale w czasie rozmowy mąż nie widział sensu. Bo mnie nie kocha, nie boli go moje cierpienie, więc praca nad sobą nie ma sensu.
Może to szatan ? W końcu małżonek zaczął wkraczać na dobrą drogę...
sama
Przygodny gość
 
Posty: 8
Dołączył(a): 26 lipca 2006, o 09:01
Lokalizacja: warszawa

Postprzez groch » 27 lipca 2006, o 10:00

Sama, sytuacja faktycznie jest nie do pozazdroszczenia... Chyba żadna rada w takiej sytuacji nie jest do końca odpowiednia...

Przez te 1,5 roku bylismy szczęśliwi, przy czym on od roku rozmyślał już, że to nie to. Były chwile bardzo cieżkie, gdy nie czułam się kochana, akceptowana, podziwiana. Czułam się fatalnie, ale zaciskałam zęby i próbowałam coś zmieniać, pracować.

A on? starał się? przez te 1,5 roku czy tylko przez 0,5? czy może w ogóle? Teraz na pewno jest Ci ciężko myśleć konstruktywnie - ja bym dała sobie czas na ochłonięcie....
A potem pomału przeanalizowała sprawę.
Jeśli się starał chociaż troszkę - to ok. Jeśli w ogóle - to w jakiś sposób tłumaczy całą sprawę.
Może być np. tak, że poznał tą "pocieszycielkę" jakiś czas temu - znowu zauroczenie, stan lekkiej euforii, a do tego może brak wymagań, więc jest super. Po co ma się "męczyć" z wymagającą żoną, gdy przeminął okres wzajemnego zachwycenia sobą, a przyszła codzienność. Może być tak, że jak minie obecne zauroczenie zda sobie sprawę co mu dawałaś i zapragnie wrócić... Wtedy w sumie wystarczyłoby czekać i co jakiś czas delikatnie dawać mu znać, że czekasz i że może wrócić. Ale może być też tak, że on faktycznie nie umie kochać, nie wie co to szacunek do człowieka i nie chce się tego nauczyć. Takiego człowieka do niczego się nie zmusi...
A może pogadałabyś jeszcze z tym psychologiem...? Poznał Was oboje, może będzie umiał podpowiedzieć jakieś rozwiązanie...?
Wszystko co się mówi w takich chwilach może zabrzmieć boleśnie - ale chciałam dodać jedno: nawet jeśli uda się sprawić, by mąż wrócił, możesz się skazać na życie w wiecznym poniżeniu. I nie tylko siebie ale też dzieci, które pewnie w którymś momencie by się pojawiły. Czy chciałabyś żeby Twoje dzieci dorastały w takiej rodzinie? To nie jest ocena - to pytanie które musisz zadać sobie sama i sama na nie odpowiedzieć... A może Twój mąż jest zupełnie innym człowiekiem i nic nie rozumiem - fajnie, gdybym się myliła.... Pytanie, czy to sprawka szatana, czy "palec Boży"...
Ja często marzę, żeby życie nie było tak skomplikowane...
groch
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 29 września 2004, o 13:26

Postprzez sama » 27 lipca 2006, o 10:20

Oczywiście, że się starał. Bardzo się starał, tylko w pewnym momencie sobie odpuścił. Stwierdził, że nie ma już motywacji.
Ja niczego nie będę robiła na siłę. Nie chcę życ w ponizeniu, wolę być sama. Teraz tak naprawdę daję mu (i sobie) czas na zastanowienie. Bo ostatnio żylismy emocjami. Chciał być sam, jest sam. Niech się zachystuje swoją wolnoscią, może za jakiś czas stwierdzi, że czegoś mu brakuje i wtedy w pełni świadomie podejmie decyzję. Ja mu powiedziałam, że drzwi pozostają otwarte, że mi na nim zależy. Ale niczego nie chcę na siłę. On po prostu musi przestać histeryzować i miotać się od ściany do ściany. Za jakiś czas spotkamy się i porozmawiamy na spokojnie - wtedy wyjaśnię mu, że miłość to nie uczucie, tylko decyzja woli - to co napisano wcześniej w odpowiedziach na moje posty. Wyssałam mu ten cytat mailem. Jest człowiekiem myślącym niech przeanalizuje. A ja muszę sie od niego odciać, bo boli mnie myśl i wyobrażenie jego z pocieszycielką :(
Szkoda, że kobiety potrafią takie być... Ale modlę się i te moje cierpienia oddaję w jego intencji i wtedy naprawdę robi mi się lżej!!!!
sama
Przygodny gość
 
Posty: 8
Dołączył(a): 26 lipca 2006, o 09:01
Lokalizacja: warszawa

Postprzez groch » 27 lipca 2006, o 12:47

Widać, że masz to wszystko poukładane. Będzie dobrze :-)
Trzymaj się!
groch
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 29 września 2004, o 13:26

Postprzez Samanta » 27 lipca 2006, o 15:18

http://www.gandalf.com.pl/b/milosc-potr ... nowczosci/

,,Książka przedstawia sposoby działania w rodzinie, w której trwa kryzys małżeński. Zawiera pewne i praktyczne propozycje postępowania, które mogą pomóc w zachęceniu obojętnego partnera do powrotu ku obowiązkom małżeńskim. Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale właściwym podejściem do konfliktu małżeńskiego można zmienić rozchwiany związek we wspaniałe, zdrowe małżeństwo. Z drugiej strony, nieodpowiednia reakcja w chwilach kryzysu może do końca zdusić tlącą się jeszcze miłość...
Jeżeli powoli tracicie ukochaną osobę,
jeśli wyczuwacie wzbierający brak poszanowania i niechęć ze strony najważniejszej dla Was osoby, to książka ta jest właśnie dla Was''

Moim zdaniem bardzo dobra lektura(moi rodzice sobie kupili:)
Właśnie pokazuje po chrześciaańsku,ze trzeba nie tylko szanowac kogos,ale i wymagac szacunku dla siebie.Odchodzi od koncepcji poświęcenia za wszelką cenę.Oczywiście stoi na stanowisku Koscioła co do nierozerwalnosci węzła małzeńskiego,ale pokazuje ,że separacja bywa zbawienna dla uratowania małzeństwa.

A tu nawet fargmenty mozna poczytać w sieci:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR ... je_01.html
Samanta
Bywalec
 
Posty: 100
Dołączył(a): 4 kwietnia 2006, o 14:45

Postprzez sama » 27 lipca 2006, o 17:34

Znam, poczytałam, na razie nic z tego. Mąż zrezygnował ze wspólnego bycia i pracowania nad związkiem, który według niego po prostu nie istnieje.
sama
Przygodny gość
 
Posty: 8
Dołączył(a): 26 lipca 2006, o 09:01
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Kasia32 » 9 sierpnia 2006, o 17:28

Ja w kwestii formalnej:

cyt.:"te niedorośnięcie to rzecz trudnostwierdzalna i musi być poważne i nie możliwe do zmienienia."

Nieprawda, że niemożliwe do zmienienia. Tak się w moim życiu ułożyło, że swego czasu blisko otarłam się o ten problem.

Autorce wątku życzę dużo siły i ufności. Dla Boga nie ma sytuacji bez wyjścia - brzmi jak slogan, wiem, ale piszę na podstawie własnych doświadczeń.

Pozdrawiam wszystkich,

Kasia
Kasia32
Przygodny gość
 
Posty: 66
Dołączył(a): 26 października 2005, o 16:32
Lokalizacja: Warszawa


Powrót do Problemy w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości

cron