Teraz jest 13 maja 2024, o 09:53 Wyszukiwanie zaawansowane
mt napisał(a):szukałam tych lektur ale dostałam komunikat "Nie ma pozycji, które spełniają zadane kryteria wyszukiwania."
Może jakiś inny autor?
mt napisał(a):bardzo dziękuję Nikoleta.
Będę szukać w tym co przesłałaś.
Czy takie "przejścia" nie kwalifikują się do rozpadu małżeństwa?
Ja już ma różne stanowiska w tej sprawie. Jestem załamana i bezradna a mąż mnie nie rozumie. A najgorsze, że ciągle konsultuje się ze swymi rodzicami w naszej kwestii i ma pogadanki na ten temat.
Sądzę, że oni na niego (ojciec!) wywierają presję i próbują wpoić, ze "babę trzeba krótko trzymać"
Nikoleta napisał(a):mt napisał(a):Niepokoi wtrącanie się rodziców - a Twój pan jawi się jako młodzieniec z nieodciętą pępowiną .
Dla niego Ty powinnaś być na pierwszym miejscu a rodzice na drugim.
Tłumaczę mu, że dziecko to owoc miłości on odpowiada, że chyba spadłam z księżyca i "jakby wszystkie dzieci były z miłości to nie byłoby przyrostu naturalnego".Kiedyś powiedział: "dzieci są z pieprzenia a nie z miłości"
Betsabe napisał(a):Rozwod nie jest grzechem,
jesli zwiazesz sie z kims innym to wtedy bedziesz zyc w grzechu.
Oczywscie zaraz zrobi sie zamieszanie, wiec od razu wyjasniam, ze pisze z doswiadczenia. Moja mama sie rozwiodla z moim tata i w czasie spowiedzi ksiadz powiedzial jej, ze moze przystepowac do Komunii Sw pod warunkiem, ze bedzie sama i z nikim sie nie zwiaze.
essex napisał(a):Do Fiammy - ja piszę szczerze,ze moim marzeniem było macierzyństwo.
Ale zobacz,ja nie namawiam teraz MT na dziecko.O nie.Teraz najwazniejsze jest uzdrowić więź między małzonkami.
mt napisał(a):Bóg mi świadkiem, że gdyby rozwód nie był grzechem to bym się TAk nie trzęsła nad sobą. Nie chcę żyć w grzechu do końca życia. Chcę mieć szczęśliwą rodzinę.
Jak mogłabym mojemu dziecku spojrzeć kiedyś w oczy i powiedzieć, że zostało poczęte nie z miłości tylko z pieprzenia i zastraszania mausi rozwodem.
NIE TAK WYOBRAŻAŁAM SOBIE MAŁŻEŃSTWO. NIE TAK WYOBRAŻAM SOBIE POCZĘCIE DZIECKA.
kajanna napisał(a):MT, jeśli jeszcze tu zaglądasz.
"Zjednoczenie cielesne małżonków stanowi jednocześnie realne przebywanie z Bogiem, jest modlitwą. Trzeba na małżeństwo popatrzeć jak na mały Kościół, ecclesiola, i dopiero kiedy się w to uwierzy, przychodzi czas, żeby się pojawiły dzieci. Gdy między małżonkami nie ma więzi albo jej pragnienie jest tylko w jednym z nich, to przekazanie życia nie jest darem, jest trochę podobne do sztucznego zapłodnienia.
Trzeba, żeby dziecko przychodziło z miłości dwojga. Ludzie muszą zapłacić wielką cenę, żeby nawzajem do siebie dorastać, bo łatwiej siebie oddać drugiemu człowiekowi, niż przyjąć go. Łatwiej iść w gościnę do drugiego, niż się otworzyć po to, żeby on się w nas rozgościł. Jeśli to się nie stanie w małżeństwie, nie będzie miejsca dla dziecka. Ono przyjdzie jako lokator, a nie jako domownik, kość z kości, ciało z ciała. Jeśli nie ma takiej więzi między małżonkami, to dziecko nie dopełni tego związku, a przeciwnie, może stać się powodem rozpadu małżeństwa.
Często się mówi, że dziecko leczy problemy małżeńskie.
To są straszne słowa. Nikogo Pan Bóg na ten świat nie przysyła, żeby był narzędziem czegokolwiek. Pan Bóg nie posługuje się ludźmi w ten sposób. Jesteśmy stworzeni dla nas samych. Jeśli dziecko ma przychodzić jako lekarstwo, to nie zadziała, a dozna krzywdy. Dziecko nie może być lekarstwem na problemy. Myślę, że trzeba stać się znacznie wcześniej matką i ojcem, niż się przekaże życie.
Może dziecko nie jest lekarstwem, ale nieraz uzdrawia. Niedawno przeczytałem piękne zdanie, że dziecko jest dowodem na to, że Pan Bóg chce, aby świat nadal istniał. Wkrótce potem obserwowałem człowieka, któremu walił się świat, praca, rodzina i pośród tego bałaganu dotarła do niego wiadomość, że żona jest w ciąży. I wtedy ten człowiek nabrał wiary, stwierdził, że Pan Bóg nie może dawać mu takiej nowiny, nie dając nadziei. I jak powiada, dzięki dziecku wyszedł z kryzysu. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że można podać przypadki odwrotne.
Pan Bóg może człowieka uratować poprzez wszystko, a więc i przez dziecko, ale z człowieka nie można robić środka naprawczego. Ten mężczyzna, o którym mówisz, przeżywał kryzys, ale przecież miał mocne oparcie w małżeństwie, skoro dziecko pozwoliło mu stanąć na nogi. "
Z Bogiem, trzymam kciuki.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 20 gości