Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 17:35 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Mój mąż nie chce mieć dzieci

Tu można porozmawiać o trudnych doświadczeniach, które dotykają rodzinę (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez kukułka » 16 maja 2006, o 23:03

"eee, zimno jest, podwieje Ci nerki, poza tym nie mamy kasy na ciuchy". - no to nie wiem, co ci powiedziec. Zreszta, myskle ze z tym dbaniem o siebi to nei chodzi ciagle o nowe ciuchy, tylko moze np o to, bys zrobila makijaz nawet jak jestes w domu czy co? No nei wiem. A ztym, ze maz na dole hierarchii, troche to tka odebralam, moze sie myslilam, sorry. Nie znam Twego zyciorysu.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez HonoratA » 16 maja 2006, o 23:04

Kochana Abebo, jutro jak będę bardziej trzeźwa ( oczy kleją mi się ze zmęczenia, mam o g r o m n e problemy w pracy), napiszę Ci na priva jeśli pozwolisz.
HonoratA
Bywalec
 
Posty: 157
Dołączył(a): 10 maja 2005, o 14:42
Lokalizacja: Lubin

Postprzez abeba » 16 maja 2006, o 23:15

kukułko, zupełnie sie nie zrozumiałysmy, ja myslałam ze z tą spódnicą to jakaś metafora, że niby mąż mi proponuje bym coś w sobie zmeiniła..
ja mam i uwielbiam spódnice, makijaż też robię (czy ambitna kobieta nie może chodzić kobieco ubrana? musi być babochłopem? chyba myślisz stereotypami). Chciałam wyrazić to ze maż najpierw ma pomysł na jakąś zmianę, a potem, gdy sie już do niego przekonam, odwraca się i już sie tym nie interesuje.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez kukułka » 17 maja 2006, o 08:35

Nie mysle sterotypami o żadnym babochłopie, nie posądzaj mnei o to, nigdzie nie powiedzialam,z enie dbasz o siebie. Chodzilo mi o to,ze skoro maz proponuje zmiane, to mzoe warto go posluchac, bo moze mu w Tobie czegos brakuje? I tyle.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez novva » 17 maja 2006, o 10:41

Nie wiem, czy mogę się wtrącić do Waszej rozmowy... Tak czytając to wszystko dochodzę do wniosku, że abeba ma pełne prawo czuć się jak potwór, bo kiedy najpierw wyraźnie mówiła, że jeszcze dziecka nie chce (ja też tak mówiłam), to słychać było krzyki oburzenia. A jak teraz doszła do wniosku, że do tego dojrzewa i - moim zdaniem - całkiem rozsądnie chce posiadanie dziecka skorelować z pracą (ostatecznie jest to forum PLANOWANIA rodziny, czyż nie? ;)), to znów oburzenie i wyrzuty, że ma niewłaściwą hierarchię wartości. Słuchajcie, schizofrenia jakaś!
Wydaje mi się, ze główny problem leży w tym, że mąż abeby najpierw sam się nakręcił na dziecko (i ją też nakręcił), a potem doszedł do wniosku, że jednak nie. A ona jest rozczarowana, bo wydawało jej się, że mąż wreszcie dojrzał do podjęcia jakiejś ważnej decyzji i przyjęcia odpowiedzialności. Tak jak z tą spódnicą: "Zadbaj o siebie wreszcie, kup sobie coś, ale wiesz - właściwie to może nie, bo nas nie stać". Przepraszam, tak to rozumiem, choć pewnie sporo upraszczam...
Kukułko, ja też odnoszę wrażenie, że wymagasz nieproporcjonalnie dużo od kobiety (od siebie), zobacz:
kukułka napisał(a): A pozwolze mu poczuc sie glowa rodziny, mezczyzna!!! (...) Chodzilo mi o to,ze skoro maz proponuje zmiane, to mzoe warto go posluchac, bo moze mu w Tobie czegos brakuje? I tyle.

Czy to my zawsze się mamy dopasowywać? Dlaczego kobieta ma w popłochu biec do lustra przed powrotem męża z pracy? sama dbać o te mityczne obiadki? Dlaczego abeba ma się domyślać, czego chce jej mąż, dopasowywać się do tego, jaką on chciałby ją widzieć? A co z tym, co jej w nim nie odpowiada? Jest mężczyzną, więc już nic nie musi? Zastanów się, co proponujesz! Związek polega na kompromisach, a nie na tym, ze jedna strona zawsze ulega, rezygnuje. Jeśli dążymy do prawdziwej miłości, to powinniśmy oboje umieć ustepować i rezygnować z siebie.
"A to ja, nie on, ryzykuję tu całym mom życiem. " - przesadzasz, abebo, robota to nie cale zycie

Chyba nie chodzi tylko o "robotę"... Chodzi o zdrowie, czas, koszty własnego rozwoju (lub jego braku)... Gdybyśmy np. my mieli teraz dziecko, to wyszłoby to tak, że mój mąż oczywiście dalej chodziłby do pracy, na tak długo, jak by to było konieczne. Ja bym musiała zostać w domu, przestać się pojawiać na uczelni (no chyba że na parę godzin wieczorem do czytelni lub w soboty...), usiłować pisać pracę w domu (czego sobie przy małym dziecku nie wyobrażam, HonoratA, jak to się robi :?: ), nie mówiąc już o tym, że cały dom spada prawie wyłącznie na moją głowę. To jest to ryzyko - widzisz przed sobą już krótką droge do celu i upadasz pod sam koniec. A co z reszta mojego życia zawodowego? Co z moim komfortem psychicznym?
A dlaczego wyszły w rozmowie domysły, czy Ty jesteś szczęśliwa czy nie? Odpowiadam za siebie, mam nadzieję, że się nie obrazisz - otóż mam wrażenie, że przez to, że tak bardzo podkreślasz, ile poświęciłaś dla założenia rodziny (to się przewijało już w kilku wątkach). To Twoja/Wasza sprawa, jeśli jest Wam z tym dobrze, ale nie każdy związek funkcjonuje tak samo. Nie gniewaj się, ale tak myślę.
Honorato - dziękuję za to, co piszesz, wlewasz we mnie nadzieję, że może i we mnie są jakieś ukryte siły, które pozwolą mi uporać się z tym, co wydaje mi się nie do przejścia :)
novva
 

Postprzez abeba » 17 maja 2006, o 11:46

kukułka napisał(a): nigdzie nie powiedzialam, ze nie dbasz o siebie. Chodzilo mi o to,ze skoro maz proponuje zmiane, to mzoe warto go posluchac, bo moze mu w Tobie czegos brakuje? I tyle.

Ale skąd ogóle Ci się wział temat dbania/niedbania?
Napisałam że kobieta powinna starać sie byc atrakcyjną partnerką nietylko fizycznie ale i psychicznie,intelektualnie itp. Uważam ze z żadnym na razi nie mam kłopotów :D
Nigdzie nie napisałam że mąż chce bym coś w sobie zmieniła! ani w wyglądzie ani w zachowaniu (poza zadręczaniem się).
Jedyna zmiana którą on raz proponuje, a raz sie wycofuje to własnie dziecko.Niby tego mogłabym posłuchać - ale nie czuję by on sam był w 100% zdecydowany.
novva - masz 100% racji co do przyczyny owej hustawki nastrojów - jego niezdecydowanie. W mojej sytuacji naprawdę trzeba to zaplanowac i wcelować i nie mogę zneiśc tego że np. przyjdzie miesiąc w którym trzeba by starać się splodzić potomka (by sie narodziny wpasowały w mój kontrakt), a on nagle sie rozmysli.
Uważam, że jesli facet chce dziecka to powinien więcej wysiłku w to chcenie i jego konsekwencje włożyc. Pewnei wiekszośc żon byłaby w stanei urodzić dziecko dla niego, mówi sie nawet "urodzić mu dziecko", ale niech on udowodni że sie o nie potem zatroszczy. A nie zachowywać jak chłopiec mówiący "kup mi szczeniaczka"
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez NB » 17 maja 2006, o 13:56

abeba napisał(a):Jak mam nie brać skoro obecnie sama nas utrzymuję? Komu mam ufać? Cieszę sie że maz sie zwolnił, odpocznie sobie, należy mu się to. Ale nadziei na przyszłość to nie słuzy.
Masz własne meiszkanie? bo nasze ma czynsz 200pln, pozostałe 660 to koszt wynajmu, i już schodzimy poniżej 2000. Oczywisce nie wyobrażam sobie siedzenia w takiej kawalerce w 4 osoby...
własne mieszkanie i samochody(oraz motocykl, bo ten argument też padł) były opisem stanu posiadania a nie tego co konieczne dla dziecka. Tylko po co w takim razie sie tak napalał i wzruszał tydzień temu tym pomysłem o dziecku? tylko mi tym narobił przykrości, że teraz sie sam wycofuje.
Chodziłaś z małym dzieckeim do czytelni? wpuszczali Was?
oczywiście, że jak sie jest we dwoje to idzie mnóstwo kasy na rozrywki (np. ostatnio koncert +picie na nim + 1 kebab na dwoje po nim=50pln) - czy mam już teraz sobie wszystkeigo odmawiać - po co?
Od szóstego roku życia sie uczę, angielski, konkursy przedmiotowe, świetne liceum, 2 kierunki studiów - mam to wszystko zmarnować? chciało by sie cos z tego mieć a nie gnuśnieć. praca jest ważna! moja mama straciła nas z domu mając 45 lat, pracować będzie co najmniej do 60tki.


Abeba, takie jest życie, albo rybki albo akwarium.
Wyobraź sobie, że na początku naszego bycia razem nie mieliśmy nic oprócz kąta w akademiku, nieskończonych studiów i dorywczej pracy męża w spółdzielni studenckiej.
Rodzice NIGDY pieniężnie nas nie wspomagali. Owszem mamy własne mieszkanie, ale jesteśmy już 9 lat po ślubie.Nie przywiązuj się zbytnio do tego ile pracy i pieniędzy włożyłaś w swoją edukację. Można pracować w wielu różnych zawodach. A myśląc o przyszłości nie można polegać tylko na sobie i myśleć czysto materialistycznie.
Pytasz czy do czytelni mnie z dzieckiem wpuszczali , pewnie że wpuszczali, a gazety u nas można wziąć do domu. Zresztą nieraz chodzimy z dziećmi do czytelni , bo tam można pograć w różne gry których my na przykład w domu nie mamy.
NB
Administrator forum
 
Posty: 2064
Dołączył(a): 18 września 2003, o 09:52
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez groch » 17 maja 2006, o 14:02

abebo, myślę, że trochę rozumiem Twojego męża... Ja właśnie raczej stoję po tej stronie barykady.

mój mąż bardzo by już chciał dzieciaczka, a ja mam takie fale... przez miesiąc myślę - może już, w sumie nie ma przeszkód, ale po miesiącu zaczynają przeważać obawy albo bardziej skupiam się na pracy i mi przechodzi -ale tak całkowicie! a potem znowu... czytam Twoje posty od kiedy pojawiłaś się na forum i jawisz mi się jako osoba bardzo zdecydowana, taka, która lubi jasne kryteria, granice i zasady; tak-tak, nie-nie. A może Twój mąż jest bardziej taki jak ja... na zasadzie "i chciałbym i boję się". Nie wszystko jest dla niego czarno-białe, i to, że czegoś pragnie nie wyklucza, że myśli - może lepiej nie... trudno mi to wyjasnić, ale uwierz mi,że są takie osoby. jeśli on jest taki, to po prostu może potrzebuje, abyś to Ty podjęła tą ostateczną decyzję. Na zasadzie: skoro powiedziałeś, że chcesz abym miała nową spódnicę a teraz mówisz że nie mamy pieniędzy to: i tu podejmujesz Ty decyzję: chcę być dla Ciebie ładna, parę zakórniaków mamy, więc kupię tę spódnicę. i zapytać go; chodzi tylko o kasę czy o coś jeszcze? założę się, że powiedziałby: no wiesz, ja teraz nie mam pracy, musimy oszczędzać... to wcale nie znaczy, że on nie chce tej spódnicy tylko w głowie pojawiają mu się kontrargumenty... Ja wierzę, że Tobie może być ciężko, mnie samej jest ciężko z tym, jaka jestem i byc może Twojemu mężowi jest też cieżko... Ty sama najlepiej go znasz i wiesz, jak możesz pomóc jemu i zarazem sobie.

a jeśli podejmujesz jakieś decyzje i masz poczucie, że cała odpowiedzialność spoczywa na Tobie może spróbuj zapytać męża po podjęciu takiej decyzji, co o tym sądzi. Na jakieś 90% przypuszczam, że powie, że zrobiłaś dobrze. Poprze Cię, a to będzie znaczyło, że masz w nim wsparcie. Są po prostu osoby dla których sam proces podjęcia decyzji jest niesamowicie trudny i dlatego potrzebują kogoś kto na tym ostatnim etapie powie: tak robimy, tak zrób i kończy rozważania. może taki problem jest u Was?
groch
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 29 września 2004, o 13:26

Postprzez juka » 17 maja 2006, o 15:23

...a to coś na pocieszenie dla pań (i panów ) o podobnych dylematach :



Pracujące mamy cieszą się najlepszym zdrowiem

Pracujące mamy, które pozostają w stałym stabilnym związku, cieszą się najlepszym zdrowiem ze wszystkich kobiet - wynika z badań brytyjskich naukowców.

Naukowcy wykorzystali na potrzeby swej analizy wyniki długoletniego programu badawczego, który monitoruje stan zdrowia Brytyjczyków urodzonych w 1946 roku. Ci, którzy zdecydowali się na udział w programie, wypełniają co 10 lat szczegółowe ankiety dotyczące ich życia zawodowego i rodzinnego oraz stanu zdrowia.

Z tej bazy danych naukowcy wybrali informacje o 1,2 tys. kobiet - mieli więc możliwość "prześledzić" ich życie od 15 do 54 roku życia.

Okazało się, że te panie, które w życiu sprawdziły się na kilku polach - w pracy zawodowej oraz jako matki i żony, cieszą się lepszym zdrowiem w wieku 54 lat niż ich rówieśniczki, które nie były aż tak aktywne.

Panie, które przez większość (lub całe) swoje życie zajmowały się tylko domem najczęściej określały swój stan zdrowia jako "zły". Na zdrowie i samopoczucie często narzekały także samotne matki oraz kobiety bezdzietne.

Jak wskazują badacze, udane połączenie w życiu macierzyństwa, partnerstwa oraz aktywności zawodowej "chroni" też kobiety przed otyłością. Cierpi bowiem na nią tylko ok. 23 proc. z grupy najbardziej aktywnych życiowo kobiet. Wśród "kur domowych" odsetek ten jest znacznie wyższy - sięga 38 proc.

Pracujące mamy poddane są wprawdzie dużemu stresowi, wynikającemu z konieczności stałego łączenia często wykluczających się ról i trudnych wyborów. Często nie otrzymują przy tym dostatecznego wsparcia i pomocy ze strony męża lub partnera życiowego.

Stres ten ostatecznie, w dłuższej perspektywie czasowej, wychodzi im jednak "na zdrowie" - udowadniają badacze. Szybkie zmienianie ról życiowych i skuteczne ich łączenie "na co dzień" wymusza na kobietach większą dbałość o własne zdrowie. Panie aktywne na kilku polach potrafią lepiej określić swoje codzienne priorytety, a ich tryb życia jest zdecydowani mniej "siedzący" - wymieniają naukowcy.

Szczegóły w piśmie "Journal of Epidemiology and Community Health".
:D
....tak, tak, mądrość ludowa głosi, że jak to ma za mało roboty wymyśla sobie kłopoty, czyli zbyt niski poziom stresu nie zapewnia odpowiedniej stymulacji. czym to ja się nie przejmowałam przy pierwszym dziecku!... :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:
Ostatnio edytowano 17 maja 2006, o 15:27 przez juka, łącznie edytowano 1 raz
juka
Domownik
 
Posty: 679
Dołączył(a): 25 marca 2006, o 11:24

Postprzez abeba » 17 maja 2006, o 15:27

groch napisał(a): jeśli on jest taki, to po prostu może potrzebuje, abyś to Ty podjęła tą ostateczną decyzję. (...) a jeśli podejmujesz jakieś decyzje i masz poczucie, że cała odpowiedzialność spoczywa na Tobie może spróbuj zapytać męża po podjęciu takiej decyzji, co o tym sądzi. Na jakieś 90% przypuszczam, że powie, że zrobiłaś dobrze. Poprze Cię, a to będzie znaczyło, że masz w nim wsparcie.

koniec pisania o spódnicy! to jakas chora metafora
Dzieci to nie jest decyzja którą może podjąc jedna osoba, niestety.(dziś znów mąż ma dzień "jak najszybciej tylko się da")
Nikoleto - nas czeka spłacanie min.1000pln miesięcznie przez 30 lat (a nie 9), gdy już szczęśliwie uda nam się kupić mieszkanie. wiec nadal nie wiem jak utrzymac 4 osoby za jedną pensję 2000pln. także niestety akwarium (moja praca) będzie niezbędne i muszę o to zadbać, mając nadzieję, że do psychiatryka nie trafię.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez novva » 17 maja 2006, o 15:41

abeba napisał(a):Dzieci to nie jest decyzja którą może podjąc jedna osoba, niestety.(dziś znów mąż ma dzień "jak najszybciej tylko się da")

To chyba jasne, że nie może to być decyzja jednej osoby :?: To, co proponuje groch jest dla mnie nieco dziwne - w istocie sprowadza sie do tego, że abeba podejmowałaby wszystkie decyzje sama i łaskawie informowała o nich męża. No wyobraźcie sobie: "kochany, postanowiłam zajść w ciązę" i "tttak, bardzo słusznie postanowiłaś"... :roll:
groch napisał(a):Poprze Cię, a to będzie znaczyło, że masz w nim wsparcie.

Wsparcie jest potrzebne w tym wypadku już przy procesie decyzyjnym, a nie po podjęciu decyzji.
novva
 

Postprzez kukułka » 17 maja 2006, o 16:53

Tak wymagam duzo od siebie, a moj maz od siebie. ja nie biegne do lustra w popłochu tylko z radoscia, bo cche sie podobac mezowi, sprawia mi to przyjemnosc i tyle
Ale skąd ogóle Ci się wział temat dbania/niedbania?
Stąd: "znielubił mnie, przestał kochać...? wiele sie mówi o tym, że zony przestają o siebie dbac i potem sie dziwią że nie są już atrakcyjne dla mężów. Ale to sie da naprawić - trzeba znów o siebie zadbać. A co ze stroną psychiczną? zawsze byłam przebojową, dynamiczną dziewczyną, z której mógł być dumny. Taką mnie pokochał. A jak rzucę to zycie to z dnia na dzien kim sie stanę? szarą myszą, której obecność w domciu i obiadki wkrótce sie znudzą. I mi powie "kiedyś byłaś inna". "
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez kukułka » 17 maja 2006, o 16:59

A co z tym, co jej w nim nie odpowiada? Jest mężczyzną, więc już nic nie musi? - tego nie powiedziałam. Mozna mu powiedziec o swoich potrzebach i pozwolic jemu mowic o swoich. Trzeba dbac o neigo, on niech dba o nas (oczywiscie trzeba mowic nawzajem o swoich potrzebach, by kazdy wiedzial, o co ma dbac)
Związek polega na kompromisach, a nie na tym, ze jedna strona zawsze ulega, rezygnuje. Jeśli dążymy do prawdziwej miłości, to powinniśmy oboje umieć ustepować i rezygnować z siebie. - to napisalam, tylko innymi słowami. poczytaj dobrze moje posty, nie bede sie bawic w "kopiuj, wklej"
"A może Twój mąż jest bardziej taki jak ja... na zasadzie "i chciałbym i boję się". Nie wszystko jest dla niego czarno-białe, i to, że czegoś pragnie nie wyklucza, że myśli - może lepiej nie... trudno mi to wyjasnić, ale uwierz mi,że są takie osoby. jeśli on jest taki, to po prostu może potrzebuje, abyś to Ty podjęła tą ostateczną decyzję. Na zasadzie: skoro powiedziałeś, że chcesz abym miała nową spódnicę a teraz mówisz że nie mamy pieniędzy to: i tu podejmujesz Ty decyzję: chcę być dla Ciebie ładna, parę zakórniaków mamy, więc kupię tę spódnicę. i zapytać go; chodzi tylko o kasę czy o coś jeszcze? założę się, że powiedziałby: no wiesz, ja teraz nie mam pracy, musimy oszczędzać... to wcale nie znaczy, że on nie chce tej spódnicy tylko w głowie pojawiają mu się kontrargumenty.." - mysle, ze takie rozumowanie meza abeby jest jak najbardziej mzoliwe. I wcale nei znaczy,ze gorsze, chco mzoe abebie zycie utrudniac
Wsparcie przy procesie decyzyjnym, novva, owszem tak, groch wcale nie mowi o jego braku. To nie kobieta ma decydowac. Jesli mezowi nei odpowiada pomysl zony, to mowi nie i WSPOLNIe cos ustalaja. tak to wyglada u nas i tka dziala. Raz jedno wpadnie na pomysl o decyzji, raz drugie, a ostateczne rozstrzygniecie i tka zapada wspolnie (tzn jesli ktos by mial cos przeciw, to to mowi).
To, z czego zrezygnowałam, nie odbieram jako poświęcenie się. Mówię o tym tylko przy okazji problemu abeby, a nie an kazdym kroku. poza tym stawainie rodziny na pierwszym miejscu jest dla mnei radoscia najwieksza i dlatego sie tym dziele. nie zycze sobie, by ktokolwiek imputował mi, ze nei jestem szczesliwa. Nie wiecie o moim zyciu tyle, by to stwierdzic, zreszta i tak twierdzicie co chcecie. Widocznie wiecie lepiej ode mnei czy jestem szczesliwa, czy nioe. i w ogole co mialam na mysli. Fajnie... W ziwazku z tym znikam z tego watku, moje wypowiediz w nim i tka nei amja sensu ( nei obrazilam sie, tylko uwazam za bezcelowe pisannie o czyms skoro wy (no, jedna forumowiczka co najmniej)wiecie lepiej nawet czy jestem szczesliwa czy nie
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez abeba » 17 maja 2006, o 18:02

No pewnie że utrudnia zycie, że on nie mówi wprost co jest za a co przeciw.
O tym że "przestałabym mu się podobac" napisałam w kontekscie ew. mojej przyszłości jako kury domowej a nie ze teraz mu się nie podobam, nie rozumiałaś mnie.
nie piszę że jesteś nieszczęśliwa ani że na bank będziesz, tylko zwróciłam uwagę na to co może być przyczyną rozczarowania w przyszłości, możesz to wziąć pod uwagę, nie musisz przecież.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez kukułka » 17 maja 2006, o 18:08

To o poświeceniu i przesadzaniu czy jestem szczesliwa było do novvej, nie do Ciebie, abebo. a co do mojego rozczarowania, jestem pewna,z e rozczarowana swoim wyborem nie bedę w przyszłosci ( mamy z mezem równiez ambitnepomysły na nasze życie zawodowe i zmiane pracy an lepsza, by byc sobie samemu szefem itp. Ale pzrede wsyztkim jestem pewna,z e nie bede rozczarowana, bo czuje,z e bycie przede wsyztkim w rodzinie to jest moje powolanie ( takie radosne, nie poswiecenie na sile), ze najpierw jest rodzina, potem wsyztko inne, jest mi z tym dobrze, amam z tego tytulu tzw pokoj serca, a nie swiety spokoj. koniec moich wypowiediz w tym wątku.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez novva » 17 maja 2006, o 21:31

Kukułko, nie wiem, czy to przeczytasz, skoro postanowiłaś nie pisać już w tym wątku, ale ja naprawdę nigdzie nie imputowałam, że Ty jesteś nieszczęśliwa! Jestem zdumiona, że tak to odebrałaś.
Napisałam tylko to:
A dlaczego wyszły w rozmowie domysły, czy Ty jesteś szczęśliwa czy nie? Odpowiadam za siebie, mam nadzieję, że się nie obrazisz - otóż mam wrażenie, że przez to, że tak bardzo podkreślasz, ile poświęciłaś dla założenia rodziny (to się przewijało już w kilku wątkach). To Twoja/Wasza sprawa, jeśli jest Wam z tym dobrze, ale nie każdy związek funkcjonuje tak samo. Nie gniewaj się, ale tak myślę.

Chodziło mi o to, skąd w ogóle pojawił się w waszej (Twojej i abeby głównie) temat szczęścia/nieszczęścia. Nie chciałam Cię urazić, co chyba wyraźnie zaznaczyłam. Jeśli wyszło inaczej - wybacz, nie miałam takiego zamiaru. Każdy ma prawo tak kształtowac swoje małżeństwo i relacje, jak chce i jestem daleka od oceniania poziomu Twojego zadowolenia z życia, bo nic o nim nie wiem. Ale "nie każdy związek funkcjonuje tak samo", więc to, co dla Ciebie jest źródłem szczęścia, dla mnie byłoby źródłem frustracji. I tylko tyle. To pewnie dlatego, że moja miłość jest zbyt słaba a egoizm za silny i nie umiem się zdobyć na daleko idące poświęcenie, a jeśli już, to z bólem serca, przyznaję się do tego. Może kiedyś dojdę do Twojego poziomu i wtedy zrozumiem... (i to nie jest żadna ironia, tylko szczerość)
Naprawdę, nie miałam zamiaru Cię obrazić. To chyba ja powinnam stąd zniknąć.
novva
 

Postprzez abeba » 17 maja 2006, o 21:43

novva, ja myslałam ze ten fragment jest do mnie!
Nie sądzę, by kukulka pisała często, że z czegoś zrezygnowała. Pisze to tylko wtedy gdy ja narzekam i mnie chce przekonać, że mozna z tego zrezygnowac i być szczęśliwą;)
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez Maguś » 17 maja 2006, o 22:23

Bo Kukułka mądrą kobietą jest :D
Moja mama tez z wielu rzeczy w zyciu rezygnowała,a byla i jest szczęsliwa,spełniona,pogodna i radosna.Paradoksalnie wieksza radość jest jak się da niż jak się weźmie.I takie teoretyczne rozwazania :P ,ale w zyciu ciagle trzeba z czegos rezygnowac na rzecz czegos innego.No nie da się miec wszystkiego,zeby się pękło.
Maguś
Przygodny gość
 
Posty: 41
Dołączył(a): 16 września 2005, o 22:51

Postprzez groch » 18 maja 2006, o 10:54

ja chyba też zostałam źle zrozumiana... :-( Abebo - wiem, że ze spódnicą była metafora i tak ją potraktowałam. nie pisałam o ciąży bo jednak uważam że to jest decyzja ważna i koniecznie trzeba ją podejmować we dwoje! chodziło mi o sprawy bardziej prozaiczne. a w ogóle to miał tylko być przykład - chodziło mi głównie o zasygnalizowanie problemu Twojego męża (ale też tylko zgadywałam bo przecież znam go tylko z Twoich postów na forum). A zareagowałam głównie dlatego, że naprawdę jest mi przykro - bo przeczytałam praktycznie wszystkie Twoje posty od kiedy jesteś na forum i naprawdę stale żalisz się nam na męża... ja wierzę, że go kochasz i pewnie jest wam razem dobrze ale my tu (albo będę pisać w swoim imieniu) -ja odbieram to tak, jakbyś stale miała do niego pretensje. i stąd mój odzew. w końcu to jest forum pomocy i każdy stara się pomóc jak umie. :roll: a i tak, jak widać powyżej, często nasze intencje odbierane są mylnie... :? może jakbyś choć raz napisała coś fajnego o swoim mężu to inaczej bym zaczęła to odbierać... naprawdę chciałam tylko pomóc...:oops:

ja wiem że małżeństwo warunkuje wspólne podejmowanie decyzji i nie może być tak, że obarczona jest tym jedna strona. ale nikt z nas nie jest idealny, każdy ma swoje wady, swoje problemy, jakiś balast, który wyniósł z dzieciństwa albo nie wiadomo skąd - chodzi przecież o to, żeby szukać rozwiązań, dróg porozumienia, sposobów dzięki którym relacja małżeńska będzie lepsza i zarazem prostsza. i w zasadzie o to mi chodziło.

ja też stoję przed decyzją o dzieciach, bardzo się boję, bo ogólnie naturę mam taką strachliwą, do tego mam te same obawy co u abeby - czy moje życie zawodowe się nie skończy, czy jeśli będę chciała pełnić rolę matki i pracownika to czy podołam, czy będę umiała to pogodzić. nie boję się wyrzeczeń, ale nie ukrywam, że chciałabym być szczęśliwą mamą i żoną - a dla mnie to oznacza, że nie chcę poprzestawać na roli kury domowej i całkowitej rezygnacji z życia pozarodzinnego... nam nie brakuje pieniędzy (oczywiście z jednej pensji nie wyżyjemy ale obie to powiedzmy starcza na spokojne życie), praca w miarę stabilna jest, mamy mieszkanko, nawet samochód lepszy kupiliśmy, żeby można było fotelik łatwiej wstawiać, a ja i tak się waham... dlatego tym bardziej rozumiem abebę...

chciałam nieśmiało zauważyć, że zginęła nam w tym wątku marata ze swoim problemem... halo maratko odezwij się! udało się coś ruszyć w tej kwestii?
groch
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 29 września 2004, o 13:26

Postprzez mischeel » 19 maja 2006, o 16:12

czesc ja jestem tu nowa bardzo miło mi sie czyta wasze posty ja mam podobny albo taki sam problem jak wy tzn mój mąż niechce miec dziecka przynajmniej teraz a ja w przeciwenstwie do niego o niczym innym nie mysle jak tylko o dziecku ta mysl dominuje całe moje rzycie. mój maz czeka na wolny etat pracy pewnej pracy stałej i bardzo dobrze platnej to czekanie moze potrwac do styczia lutego przyszlego roku ale jest to 100%praca obecnie mąz pracuje czekajac na ten etat. ja bardzo chce miec dziecko a no mowi nie poniewaz chce poczekac do czasu kiedy dostanie ten etat ja obliczyła ze jesli zaszłabym w ciaze we wrzesniu to urodze w przyszlym roku w czerwcu wiec on juz od pół roku bedzie pracował na tym etacie ale on mówi nie poniewaz on chce widzec papierek o zatrudnieniu i co ja biedna mam zrobic pozostaje mi czekac czekac i czekac a ja juz nie wytrzymuje chce mi sie płakac jak to pisze bo jest mi bardzo zle i smutno a mój mąż mnie nie rozumie ale mimo wszystko kocham go ponad wszystko !!! :cry: :D :( :D


pozdrwaiam was wszystkich i wysyłam buziaki
mischeel
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 18 maja 2006, o 10:20

Postprzez Marynia2000 » 22 maja 2006, o 11:15

Kochany Groszku,
czy moje życie zawodowe się nie skończy, czy jeśli będę chciała pełnić rolę matki i pracownika to czy podołam, czy będę umiała to pogodzić. nie boję się wyrzeczeń, ale nie ukrywam, że chciałabym być szczęśliwą mamą i żoną - a dla mnie to oznacza, że nie chcę poprzestawać na roli kury domowej i całkowitej rezygnacji z życia pozarodzinnego...


Jakbym czytała o sobie sprzed lat...jak ja Was dziewczyny rozumiem i wiem do bólu co czujecie.

z mojej perspektywy, juz z dystansem, :

Nie da się przewidzieć ani do konca zaplanować ułożenia swojego życia po przyjściu na świat dziecka. To nie jest tylko sprawa tego czy JA chcę czy nie chcę być tzw kurą domową. Bywa tak, że dziecko będzie wymagało stałej opieki matki, czy to z powodów jakiejś choroby, czy z przyczyny psychicznej nadwrazliwości, moze przez kilka lat a może dłużej? co wtedy?

Pewnie że nie musi tak być - większość dzieci akceptuje opiekę niań a potem przedszkole; dla większości jest ono bardzo wskazane. Ale nikt tego nie zagwarantuje. A wtedy, dla szczęścia i zdrowia dziecka, może sie tak zdarzyć, że trzeba będzie jednak zrezygnować z tej wymarzonej drogi zawodowej...na jakiś czas, a może - niestety - na zawsze ? Może lepiej w swoich planach przynajmniej uwzględniać taką możliwość, nie traktowac jej jako upokorzenie i poniżenie które sie kryje za tą wzgardliwą nazwą "kura domowa'?

Kiedy Pan Bóg zamyka drzwi, to z reguły gdzieś otwiera okno, byle mieć oczy otwarte.
Marynia2000
Przygodny gość
 
Posty: 27
Dołączył(a): 11 maja 2006, o 16:38
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez groch » 22 maja 2006, o 12:55

Droga Maryniu,

tak ładnie do mnie napisałaś: Groszku :-)

mam świadomość że nie wszystko da się przewidzieć... właśnie wczoraj czytałam o tym w Piśmie Św. - "jeśli Bóg da i będziemy żyli...". I właśnie dlatego mam te obawy. tak jak pisałam, nie boję się wyrzeczeń, ciężkiej pracy, obowiązków. I wiem jak wygląda życie matki niepełnosprawnego dziecka bo miałam taki przykład w rodzinie. nie przeraża mnie ilość pracy - ale raczej to, czy jej efekty będę kiedyś mogła ocenić jako dobre czyli czy poświęcenie (jakiekolwiek ono będzie) jest współmierne do efektu. Mogę się np. poświęcić się "na siłę" i siedzieć w domu gotując obiadki, ale jeśli będę sfrustrowana i pełna pretensji to wcale nie będę uważała, że robię dobrze. Ale jeśli będę w sytuacji kiedy moje dziecko będzie tego potrzebowało do przeżycia to ambicje chowam do kieszeni i idę gotować obiadki, sprzątać i np. wozić na rehabilitację. ja zawsze w takich sytuacjach mówię : są rzeczy ważne i ważniejsze.

Dla mnie zajście w ciążę i decyzja o dziecku to taki skok na głęboką wodę. Człowiek nie ma pojęcia jak będzie, nie może nawet zmierzyć swoich sił na zamiary, czyli jakby nie ma żadnych danych, a ma podjąć decyzję. Takie równanie z samymi niewiadomymi. Ale staram się pamiętać, czym jest zaufanie Bogu - wierzę, że jeśli dziećmi obdarza, to daje też siły by tej sytuacji podołać... Słuchając relacji mam widzę, że macierzyństwo to jedna z najwspanialszych rzeczy w życiu ale nie można się o tym przekonać nie zostając mamą. Nie można sobie tego "spróbować" a potem decydowć. To tak jakby trzeba było kupić kontener lodów brzoskwiniowych nie wiedząc czy się je lubi... ;-)
groch
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 29 września 2004, o 13:26

Postprzez Marynia2000 » 22 maja 2006, o 13:57

nie przeraża mnie ilość pracy - ale raczej to, czy jej efekty będę kiedyś mogła ocenić jako dobre czyli czy poświęcenie (jakiekolwiek ono będzie) jest współmierne do efektu. Mogę się np. poświęcić się "na siłę" i siedzieć w domu gotując obiadki, ale jeśli będę sfrustrowana i pełna pretensji to wcale nie będę uważała, że robię dobrze.


Wiesz, myślę, że bardzo się demonizuje to "siedzenie w domu " i "gotowanie obiadków".

Najpierw pół serio: ciekawe, że na ogół a priori zakłada się że prowadzenie domu do frustracja, pretencje i okropność, ale jednocześnie np prowadzenie hotelu czy restauracji to godna kariera? (p. Kręglicka...) :wink:

Teraz bardziej serio: efekty pracy matki, jeżeli swoje decyzje kierunkuje na najwyższe dobro dziecka są FANTASTYCZNE i daja po latach takie zadowolenie i szczęście, o jakich nie ma się pojęcia w czasach podejmowania trudnych decyzji.

Takie było moje własne doświadczenie, i oczywiście poczucie niepewności, czy aby dobrze zdecydowałam nie opuszczało mnie przez wiele lat. Ale teraz nie mam najmniejszych wątpliwości, satysfakcja i szczęście jakie dało mi "wyprowadzenie na ludzi" zagrożonego dziecka nie może się nawet porównać z tym, co mogłaby mi dać praca w tej firmie, bez której nie wyobrażałam sobie kiedyś życia! - a która już od lat nie istnieje...

Słusznie mówisz o skoku na głęboką wodę, ale chyba to bywa miara człowieczeństwa: czy potrafię się oderwać od znajomego brzegu i WYPŁYNĄĆ NA GŁĘBIĘ?

Chciałabym Cię zapewnić, że to może być niezwykle pozytywne doświadczenie - choć odczuwa się to tak dopiero po latach 8)
NB, po latach wróciłąm do pracy :D
Marynia2000
Przygodny gość
 
Posty: 27
Dołączył(a): 11 maja 2006, o 16:38
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kukułka » 22 maja 2006, o 19:21

A ja mam pytanie inne, ale tez z serii jak pogodzic bycie kura domowa z pracą. ja, gdybym mogła, byłabym najchętniej kurą domową, ale... nie mogę. Praca ( kasa) przyda się, jest potrzebna. Jak to pogodzic? Chyba bardziej niz ja już sie nei da. mam okazje byc kura domowa przez 2 msc, gdy wakacje ( pracuje w szkole). Ktos ma pomysl na bycie kurą???
A co do dzieci... odczuwam, ze chyba zaczynam sie bac tej decyzji. Syndrom poznego wieku? (mam 26 lat), podobno im dalej tym wieksze obiekcje w tej decyzji.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez juka » 22 maja 2006, o 20:28

kukułka, teoretycznie nie da sie tego pogodzić. jakby dobrze policzyć, to okazałoby się że doba pracującej matki ma 48 godzin :lol: :lol: :lol: :lol: . poza tym chciałabym zwrócic ci uwagę,że normalny biały człowiek nie ma 2 miesięcy urlopu w roku tak jak ty...:cry: .a jednak jakoś się to kula, jak- dopiero praktyka przynosi odpwiedź na to pytanie. odsyłam cię do artykuliku który upchnęłam wcześniej w tym wątku - widzę po sobie że to najprawdziwsza prawda!!! :D
juka
Domownik
 
Posty: 679
Dołączył(a): 25 marca 2006, o 11:24

Postprzez juka » 22 maja 2006, o 21:16

[efekty pracy matki, jeżeli swoje decyzje kierunkuje na najwyższe dobro dziecka są FANTASTYCZNE i daja po latach takie zadowolenie i szczęście, o jakich nie ma się pojęcia w czasach podejmowania trudnych decyzji.

tak! i więcej: dają szczęście nawet szybciej niż "po latach" :D
ja osobiście, jeżeli się obawiam kolejnego dziecka,to raczej z powodu lęku przed odpowiedzialnością za jego życie w tych wariackich czasach.
juka
Domownik
 
Posty: 679
Dołączył(a): 25 marca 2006, o 11:24

Postprzez kukułka » 22 maja 2006, o 21:42

w sumie to wiem , pytanie toretyczne wlasciwie i zadalam, bo tka naprawde moim pragnieneim nie jest,zeby to sei kulalo, ale zeby w calosci poswiecic sie rodzinie. Mysle o zostaniu tlumaczem ktory w domu teksty tlumaczy, ale to raczej dla satysfakcji, no i trudno tu mowic o stalej pracy, bo to na zlecenie raczej
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez juka » 22 maja 2006, o 21:47

pozazdrościć, pozazdrościć...ja niestety nie moge sobie zabrać roboty do domu, może to i dobrze :lol: . ale też chętnie pobyłabym sobie kurą domową. kiedy byłam na macierzyńskim bardzo intensywnie rozwijałam się zawodowo, serio - nigdy indziej nie mam tyle czasu na czytanie...
juka
Domownik
 
Posty: 679
Dołączył(a): 25 marca 2006, o 11:24

Postprzez kukułka » 22 maja 2006, o 22:23

No, tłumaczem to nie jestem, mysle tylko o tym w przyszlosci
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez mischeel » 23 maja 2006, o 14:36

dziekuje za pomoc !!! myslałm ze chociasz tu ktos mnie wesprze słowem ale oki macie wazniejsze sprawy. pozdrawiam miłych rozmów !!! juz mnie tu nie ma !!!
mischeel
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 18 maja 2006, o 10:20

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 19 gości

cron