Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 18:44 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

co nami kieruje DO ŁÓŻKA!!!!

Tu można porozmawiać o trudnych doświadczeniach, które dotykają rodzinę (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

co nami kieruje DO ŁÓŻKA!!!!

Postprzez abeba » 9 stycznia 2006, o 11:40

KAtegoria: Katolicka etyka seksualna
Zastanowaiałam sie ostatnio (a taki czas, że mam co najmniej 10 dni na zastanawianie się :evil: czuję sie jak napalony siedemnastolatek więc muszę to jakoś wysublimować) nad tym co nami kieruje w dziedzinie seksu. Sporo już o tym było w wątkach dot. okresu płodności, pieszczot dozwolonych i nie, o traktowaniu drugiej osoby przedmiotowo itp. ale głównie w kontekście różnych rzeczy poza współżyciem. A ja sie zastanawiałam nad zwykłym godziwym aktem małżeńskim. No i wyszło mi, że jak sie zastanowić, to mną kieruje tylko egoizm:
1. gdy moje ciało sie uwrażliwia na seks to mam ochotę, a gdy hormony sie odmienią nie mam. Czy mozna powiedzieć, że chęć kochania sie z małżonkiem płynie z miłości do niego? Chyba nie, bo trzeba by wtedy przyjąć, że raz go kocham więcej a raz mniej, a to głupie. A więc ochota na współżycie musi się brać z czegoś innego, co jest tylko we mnie.
2. jeśli mi jest przykro, gdy w wyniku stosunku będę niezaspokojona, to znaczy że nie było dla mnie ważny mój mąż lecz ja. A jeśli będę czekać na więcej, prosić o zaspokojenie, to znów dowodzi, że skoncentrowałam sie na sobie. Jak mozna poczytać w czytelni lmm, moralna kobieta powinna czuć przede wszystkim zadowolenie z oddania sie mężowi. Nie mówię tu o jakiejś obsesji orgazmu, nie płączę potem z żalu, ale po prostu mi przykro. No bo po co to robić, jeśli to nie jest przyjemne? To jak niesmaczne ciasto albo brzydka muzyka - brak temu istotnej cechy. Seks powinien być przyjemny, w końcu budować więź i okazywać miłość można na wiele pożyteczniejszych sposobów.
3. już prawie doszłam do wniosku, że jedyne co nie płynie z egoizmu to pieszczenie małzonka (to już z gatunku działań mniej godziwych;), no bo robi sie to tylko dla niego/niej, a samemu trzeba sie trochę wysilić. Ale dotarło do mnie, że zależy mi na jego uznaniu, podziwie, podziękowaniu - a wiec na własnej satysfakcji.
No i w ten sposób doszłam do wniosku, że nie potrafię w działaniu seksualnym widzieć nic wolnego od egoizmu, nic płynącego z czystej miłości. Bardzo mi przykro z tego powodu, ale nie potrafię do tego podejść bez poczucia winy. Nie potrafię przemienić pożądania w czyste pragnienie.

Chyba tylko osoba pozbawiona odczuwania własnej przyjemnosći może sie zaangażowac w seks z czystym sumieniem.
Wiem, że współżycie ma umacniać więż miedzy małżonkami, i ok, umacnia, tylko czy na pewno z taka motywacja do niego podchodzimy? Bo ja niestety chyba nie.
Czy ktoś potrafi w tym wykazać bład?
Ostatnio edytowano 10 stycznia 2006, o 00:41 przez abeba, łącznie edytowano 1 raz
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez Ewa M » 9 stycznia 2006, o 13:09

"No i w ten sposób doszłam do wniosku, że nie potrafię w działaniu seksualnym widzieć nic wolnego od egoizmu, nic płynącego z czystej miłości. Bardzo mi przykro z tego powodu, ale nie potrafię do tego podejść bez poczucia winy. Nie potrafię przemienić pożądania w czyste pragnienie."

Kiedyś "przerabiałam" ten temat, ale w szerszym kontekście. Abeba a czy człowiek robi coś bez egoizmu? Człowiek ma w genat zapisane myślenie przede wszystkim o sobie, to popęd (lub potrzeba, jak nazwiesz) bezpieczeczeństwa. Można się oczywiście ze mną nie zgodzić i pewnie znajdą się pewne wyjątki od reguły. Ale czy robisz cokolwiek tylko i wyłącznie z powodu miłości? Bo ja np gotuje obiad dla męża, gdy jest w pracy, bo go kocham. Ale i dlatego by nie słuchać jego narzekań. Podobnie z prasowaniem jego ubrań itp. No może czasem robie mu kawe sama z siebie, albo mu coś przyniose, gdy poprosi. Ale czy nie czerpe z tego własnej satysfakcji lub czy nie liczę na wzajemność? Przez wiele lat byłam wolontariuszką. Zapewne znasz definicję wolontariatu. A dlaczego to robiłam? Bo sprawiało mi to satysfakcje! Gdyby było to dla mnie przykre, nie robiłabym. I mogę tak mnożyć. Czemu pomagam mojej mamie? Bo ją bardzo kocham, ale też dlatego by nie mieć wyrzutów sumienia, że nie oddaje jej tego co ona mi dawała przez wszystkie te lata.
WNIOSEK: nie ma nic złego w egoizmie, jest częścią nas i najważniejsze to by właściwie go wykorzystywać.
I kim byś była bez pożądania podczas aktu seksualnego? Przepraszam za nie co dosadne wyrażenie (nie chce nikogo urazić, świadomie wyolbrzymiam :wink: ), ale byłabyś zwykłą lalką z sexshopu.
Zostaliśmy tak stworzeni, by móc czuć przyjemność podczas sexu, by ona nas łączyła, nas małżonków i pewnie był też jakiś cel w tym, byśmy w czasie II fazy miały największą ochotę na miłość 8) .
To na tyle, tak pokrótce.
Ewa M
Bywalec
 
Posty: 163
Dołączył(a): 30 listopada 2005, o 15:38

Postprzez abeba » 10 stycznia 2006, o 00:48

przepraszam, ze tak bezwstydnie dopisałam coś;) w temacie,
ale zrobiło mi się przykro, że nikt więcej nie odpowiada.
Czy to znaczy, że macie mnie za wariatkę, z którą nie warto rozmawiać?
Czy naprawdę nikt nie miał tu watpliwości, że współżyjąc postepuje godziwie? Jak zobaczyć w tym prawdziwą miłość?

Mnie to zżera od środka, tak bardzo bym chciała sie czuć szczęśliwa, choć trochę. a tak zaczynam mieć wątpliwości, czy całe to małżeństwo to nie była z mojej strony pomyłka, że ja sie nie nadaję do miłości i tylko zmarnuję temu kochanemu człowiekowi życie swoim watpliwej jakości uczuciem.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez NB » 10 stycznia 2006, o 09:19

Nikt Cię tu nie ma za wariatkę , tylko właściwie już nie wiadomo o co konkretnie Ci chodzi. Piszesz dużo, chaotycznie, więc nie dziw się, że nie ma chętnych do rozmowy . Poza tym z Twoich postów wynika, że właściwie to już sama nie wiesz czego chcesz a może po prostu masz wielki stress z powodu wejścia w związek małżeński? Może myślałaś , że za klaśnięciem wszystko zmieni się na różowo i będziesz najszczęśliwszą kobietą na Ziemi?

Mam tu na myśli wszystkie Twoje posty na tym forum.
Co do współżycia , to myślę, że każdy z nas ma lub miał podobne wątpliwości.
Nie jesteśmy doskonali, ale chyba potrafisz odróżnić postawę roszczeniową, gdy jednym z małżonków kieruje wyłącznie egoizm i świadomie wykorzystuje seksualnie drugą osobę, a normalną postawę wynikającą z miłości i chęci zjednoczenia z mężem/żoną.

Człowiek wzrastając w latach wzrasta i w mądrości i w miłości. Potem przychodzą dzieci i one też dokonują rewolucji w spokojnym życiu małżonków.
To co mogę Ci polecić z czystym sumieniem to modlitwa za siebie i za swojego męża. Naprawdę działa. Czasem dopiero po kilku latach , ale działa. I cierpliwości kobieto , CIERPLIWOŚCI.
NB
Administrator forum
 
Posty: 2064
Dołączył(a): 18 września 2003, o 09:52
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez abeba » 10 stycznia 2006, o 10:32

Nikoleta napisał(a):Nikt Cię tu nie ma za wariatkę , tylko właściwie już nie wiadomo o co konkretnie Ci chodzi. Piszesz dużo, chaotycznie, więc nie dziw się, że nie ma chętnych do rozmowy . Poza tym z Twoich postów wynika, że właściwie to już sama nie wiesz czego chcesz

hmmmm, z niektórymi takimi "wariatkami" jednak ludzie gadają przez 4 strony...
a może po prostu masz wielki stress z powodu wejścia w związek małżeński?

no, mam, no i potrzebuję w tym jakiejś pomocy. Mój maz nie ma stresu, dobrze mu jest w 90% wiec mnie nie rozumie. Z mężatek mam jeszcze przyjaciółkę, u której wszystko jest super, a nawet jak nie jest to nie mówi, więc spotkanie z nią tylko dołuje osobę, której super nie jest.
Człowiek wzrastając w latach wzrasta i w mądrości i w miłości.
To co mogę Ci polecić z czystym sumieniem to modlitwa za siebie i za swojego męża. Naprawdę działa. Czasem dopiero po kilku latach , ale działa. I cierpliwości kobieto , CIERPLIWOŚCI.
Może myślałaś , że za klaśnięciem wszystko zmieni się na różowo i będziesz najszczęśliwszą kobietą na Ziemi?

nie potrafię byc cierpliwa, niestety. Nie potrafię znosić spokojnie że jest zle i czekać aż (czy...) się zmieni. Nie rozumiem czemu muszę sie docierać z facetem, którego znałam ponad 3 lata, także od złej strony. Miało być szczęsliwie, miały się skończyć tęsknoty i wyrzuty sumienia i być spokojne szczęsliwe życie. Miał być Sakrament i Boże wsparcie, a tu wszystko układa się (zmojego punktu widzenia) gorzej niż przed. I jak mam sie modlić, jesli wciąż popadam w grzech i mi wstyd? (wiem, rozumiem, że własnie wtedy powinnam szczególnie sie modlić, ale nie potrafię, nie wypada mi)
Jakoś tuz przed naszym ślubem w księgarniach zaczęła się promocja książki pod tytułem (mniej wiecej) "1000 pytań które należy zadać sobie przed ślubem". Na plakatach był cytat z autorki "W dniu mojego slubu moja babcia powidziała, ze przez pierwsze 2 lata od slubu z dziadkiem codziennie płakała" przeraziłam sie jak to przeczytałam, a teraz widzę że to było jak najbardziej serio. tylko kto wymyslił miesiąc miodowy?

Co do współżycia , to myślę, że każdy z nas ma lub miał podobne wątpliwości. Nie jesteśmy doskonali, ale chyba potrafisz odróżnić postawę roszczeniową, gdy jednym z małżonków kieruje wyłącznie egoizm i świadomie wykorzystuje seksualnie drugą osobę, a normalną postawę wynikającą z miłości i chęci zjednoczenia z mężem/żoną.

Nie potrafię odróżnić. Przecież nie jest tak że stoję nad mężem i krzyczę że mam i natychmiast zrobić to czy tamto(to by był wyłącznie egoizm i roszczenia). Ale w głebi to nie wiem co mną kieruje ale to chyba nie jest zbyt dobre. Nie wiem czy to chęć zjednoczenia czy jednak chęć zaspokojenia.
Jesli kazdy miał podobne problemy, to czemu o nich nie pisze? A serio, to jednak użytkownicy forum to trochę seksualni gawędziarze jak wszyscy inni, bo problemy z chęcią na seks (nawet u jednej z obecnych moderatorek :!: ) i z orgazmem wzbudzały większe zainteresowanie... (sprawdziłam wczoraj, czekając na pralkę;))
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez rumiana » 10 stycznia 2006, o 11:36

Droga Abebo,
Wiesz, ja bym Ci radziła znaleźć dobrego spowiednika i kierownika duchowego - ale takiego naprawdę dobrego, który ma doświadczenie w kierowaniu życiem duchowym małżonków. Skąd jesteś? Może ktoś ma kogoś, kogo mógłby Ci polecić? Myślę, że takie spotkanie z kierownikiem duchowym mogłoby Ci przynieść po prostu ukojenie i uspokojenie sumienia.

Nie warto patrzeć na osobę duchową, jako na kogoś, kto nie wie nic o dziedzinie seksualnej małżonków, niektórzy mająduże doświadczenie w kierowaniu małżonkami i ogromną mądrość życiową.

Może warto poszukać?
Pozdrawiam
rumiana
Przygodny gość
 
Posty: 40
Dołączył(a): 23 listopada 2004, o 13:21
Lokalizacja: Trójmiasto

Postprzez fiamma75 » 10 stycznia 2006, o 11:55

Abebo nie każdy miał podobne problemy. Nikoleta trochę uprościła.
Chyba należę do nielicznych, dla których małżeństwo od początku było radością :D i nie doświadczyłam trudów docierania się, co nie znaczy, że życie nam oszczędzało problemów. Może nam pomogło to, że nigdy nie oczekiwaliśmy od siebie, że będziemy idealni? Staramy się przyjmować nawzajem i z zaletami, i z wadami. I nie próbujemy zmienić tego drugiego.
Co do współżycia - nadmierny skrupulantyzm - a tak to widzę u Ciebie - do niczego dobrego nie prowadzi.
Po to Bóg dał nam zdolność odczuwania fizycznego pożadania, żebyśmy z niej korzystali - w małżeństwie. Ten dar służy umacnianiu więzi małżeńskiej. To, że proagniesz, pożądasz swojego męża jest Bożym darem - spbuj patrzeć na to z tej strony. Czy myślisz, że dla Twojego męża nie jest radością wiedzieć, że go pragniesz? (i odwrotnie) . Z drugiej strony współzycie to nie tylko dawanie, ale też i branie. Trzeba nauczyć się brać - popatrz na to, że wtedy pozwalasz ukochanemu dawać.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez abeba » 10 stycznia 2006, o 15:03

rumiana, wiem że powinnam, myślę nad tym od paru mcy,
ale ja sie wstydzę,
no serio, mam znajomego zakonnika, z którym czasem gadam o innych moich problemach, ale wstyd by mi było o tym. Jak sie czuje, gdy robie to czy tamto... co to go obchodzi, on spi w pokoju z drugim bratem i tyle.
Polubiłam pania z poradni parafialnej, zdaje sie że ona jest po teologii, ale wstyd mi sie przyznac ze to nie wykresy są problemem.
A do kogos obcego:
- dzien dobry, proszę ojca/ksiedza?
Tak, w czym problem, drogie dziecko?
-W seksie!
Jak ten problem wcale pewnie nie jest w seksie...
Zaczęłam w tym mcu chodzić do psychologa, zaliczyłam konsultację u psychiatry, nie mam siły sie wywnętrzać kolejnej osobie. No i mam poczucie że manipuluję tymi ludzmi, bo sama nie wiem co jest problemem a co tylko skutkiem, i mowie co akurat tego dnia czuje.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez Gagusia » 10 stycznia 2006, o 17:40

po pierwsze: podpisuję się pod tym co napisała fiamma75 o tym, że fizyczne pożądanie w małżeństwie jest darem Bożym. i dodaję od siebie, że fizyczne odczuwanie przyjemności z seksu małżeńskiego też jest darem Bożym. gdyby miało to być grzechem, to myślę, że Pan Bóg nie dałby nam takiej możliwości.
po drugie: patrząc trochę z punktu widzenia biologii (bo ile byśmy nie mieli rozumu i co byśmy nie myśleli to i tak hormony robią swoje ;-)), to przeżycie satysfakcji seksualnej przez oboje małżonków poprawia relacje w związku, jako że wydzielane są wtedy hormony szczęścia. a to powoduje że patrzymy na męża (żonę) z większą wyrozumiałością, bardziej jesteśmy otwarci na kompromisy itd
więc chyba nie ma co mieć wyrzuty sumienia, że chciałabyś, żeby obojgu wam było dobrze. egoizm to by był, gdybyś uzależniała satysfakcję ze współżycia TYLKO od swojej własnej przyjemności, nie biorąc pod uwagę przeżyć męża
Gagusia
Przygodny gość
 
Posty: 83
Dołączył(a): 12 grudnia 2005, o 17:48

Re: co nami kieruje DO ŁÓŻKA!!!!

Postprzez ola78 » 10 stycznia 2006, o 18:34

Pytasz: "czy ktoś potrafi w tym wykazać błąd?" Błędów jest sporo. Spróbuję rozłożyc Twój post na czynniki pierwsze.
abeba napisał(a):1. gdy moje ciało sie uwrażliwia na seks to mam ochotę, a gdy hormony sie odmienią nie mam. Czy mozna powiedzieć, że chęć kochania sie z małżonkiem płynie z miłości do niego? Chyba nie, bo trzeba by wtedy przyjąć, że raz go kocham więcej a raz mniej, a to głupie. A więc ochota na współżycie musi się brać z czegoś innego, co jest tylko we mnie.

Błąd logiczny polegający na myśleniu: jeżeli kocham swojego męża to chcę z nim uprawiać seks, a więc jeżeli nie mam ochoty na seks to nie kocham swojego męża. Bzdura. Z tego wynikałoby, ze najbardziej kocha 17 - letni chłopak. I to jeszcze podpity. :wink: (Bez urazy dla 17-latków.), a miłości pomiędzy małżonkami z 50 - letnim stażem to juz prawie nie ma. Miłość nie równa się pożądanie.
Piszesz: "gdy moje ciało sie uważliwia na seks to mam ochotę". Z kimkolwiek? Nie - z mężem. A dlaczego?
Gdy hormony się odmienią to nie masz ochoty. Zapewne nie masz też, gdy się źle czujesz, jesteś chora, zmęczona itd. I to jest przyczyną Twojej niechęci a nie fakt, że nagle, w 18 (czy tam którym) dniu cyklu, pomiędzy godziną 10.00 a 10.05 przestałaś kochac swojego mężą, a pokochasz go następnym razem po @.
abeba napisał(a): 2. jeśli mi jest przykro, gdy w wyniku stosunku będę niezaspokojona, to znaczy że nie było dla mnie ważny mój mąż lecz ja.

To naturalne, że jest Ci przykro. Szczególnie jak mało brakowało. :? Ale czy zawsze tak się wtedy czujesz? Nigdy nie cieszysz się, że jemu było przyjemnie? Nie udało się teraz - uda się za następnym razem. No, chyba, że sie nigdy nie udaje. A sam stosunek nie daje Ci żadnej, ale to żadnej przyjemności? Bo jak tak, to Twój mąż musi odczuwać niezłą presję.
abeba napisał(a):3. już prawie doszłam do wniosku, że jedyne co nie płynie z egoizmu to pieszczenie małzonka (to już z gatunku działań mniej godziwych;), no bo robi sie to tylko dla niego/niej, a samemu trzeba sie trochę wysilić. Ale dotarło do mnie, że zależy mi na jego uznaniu, podziwie, podziękowaniu - a wiec na własnej satysfakcji.

Przestań szukać dziury w całym. Nudzi Ci się w domu? :)
ola78
Bywalec
 
Posty: 138
Dołączył(a): 24 listopada 2005, o 15:45

Postprzez abeba » 10 stycznia 2006, o 19:32

Gagusiu, ja się boję że u mnie jest zła hierarchia. Dążę do przyjemności, a inne rzeczy uzyskuję przy okazji. A powinno byc chyba inaczej. i to pewnie z powodu tego pomieszania, tak rzadko mam na seks ochotę, tak trudno mi się podniecić, tak łatwo zdekoncentrować i zniechęcić itd.
Jeśli chodzi o to, że skoro jest taka możliwość to znaczy ze to dar Boży - przecież wiele możliwości w życiu prowadzi do grzechu i nie powinno sie nimi kierować.

Olu
Błąd logiczny polegający na myśleniu: jeżeli kocham swojego męża to chcę z nim uprawiać seks, a więc jeżeli nie mam ochoty na seks to nie kocham swojego męża.

niezupełnie. Chodziło mi o to, ze kocham, mam nadzieje względnie tak samo. Ale to nie z miłości(stalej) bierze sie ochota (zmienna) na współżycie, lecz z moich własnych odczuc, popędów, humorów. Przecież jesli by sie ochota brała ze stalej miłosci, to powinno być pragnienie też względnie stale, a nie jest. Nie jest więc pragnieniem bliskiej osoby, obecnej przy mnie codziennie, tylko kapryśnym pożądaniem. Jak brak pożądania, to nawet ukochany nic nie zdziała.
Jak się zastanowiłam dlaczego się kochalismy w minionych paru miesiącach, to wyszło mi, że np.:
- bo wreszcie można
- bo robiliśmy to tylko 4 czy 5 razy, a miesiąc się kończy
- bo chyba już mu się nie podobam, skoro go do mnie nie ciągnie, więc "podobam Ci się jeszcze czy nie?"...
- bo "wiesz, zaczynam mieć poczucie ze jesteśmy nienormalni"
To nie jest miłość, przyznacie same...
Nigdy nie cieszysz się, że jemu było przyjemnie? Nie udało się teraz - uda się za następnym razem. No, chyba, że sie nigdy nie udaje. A sam stosunek nie daje Ci żadnej, ale to żadnej przyjemności?

Przez chwilę się cieszę, inaczej, bawi mnie ten widok, ale potem nie udaje mi się już ukryć własnego smuteczku. a poza tym chyba jestem nadwrazliwa na intymne bodźce, ale i po pieszczotach stosunek mi sprawia ból, i po stosunku- pieszczoty. Więc żadne sztuczki z przedłuzaniem "zabawy" sie nie sprawdzają, tylko frustrują.

Nudzi mi się - w pewnym sensie. Nie mam nic innego do roboty w tej dziedzinie, a mój mózg robi wszystko by nie siadać do pracy mgr.

zastanawiam sie tylko czemu mój mąż nie ma takiego problemu - przeszedl to samo co ja, nagrzeszyliśmy wczesniej razem, a teraz on nie ma problemu z wlasnymi odczuciami, co najwyzej martwi się o mnie.

Ehh, chyba nic mi to rozpamiętywanie nie pomoże, muszę sie z tym pogodzić, czekać cierpliwie, jak radzi Nikoleta, a może raczej zapomniec o problemie i może sie kiedyś odmieni, jesli nie zgorzknieję do reszty.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez annie » 10 stycznia 2006, o 21:06

abeba, od początku czytam to,co piszesz, i mogę powiedzieć Ci tylko tyle, że nazywasz to, co sama czuję...a przynajmniej tak mi się wydaje. Piszę, żeby nie wyglądało tak, jakbyś tylko Ty miała takie problemy i rozterki, bo wygląda na to, że jak narazie byłaś odosobniona... Ja sie poddałam, przestałam szukać "lekarstwa", i też czekam, że może kiedyś cos się zmieni. I tyle. Nie wiem, czy da się zrobić cokolwiek innego. Nie znaczy to,że nie jestem szczęśliwa w małżeństwie, ale też jestem rozczarowana, inaczej sobie przed ślubem wyobrażaliśmy seks. Mąż jakoś łatwiej przechodzi nad tym do porządku dziennego, ale mnie nie jest wesoło. :(
annie
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 200
Dołączył(a): 18 marca 2005, o 23:31

Postprzez abeba » 10 stycznia 2006, o 21:35

no właśnie :(
trzymaj się ciepło
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez darka » 10 stycznia 2006, o 23:33

Abebo,wszyskie ,,dobre rady'':) chyba już w twoim wątku w dziale o npr ci zapodaliśmy i przynajmniej ja,jako ani lekarz ani psycholog,nic wiecej nie wymyslę.

A do łóżka kieruje nami nie nic innego tylko popęd seksualny,bo tak nas stworzył sam Bóg. A miłość w małżeństwie sakramentalnym jest czymś co nadaje współżyciu piękno.Bo sam seks( np.prostytutki,czy współżycie z kimś obcym po alkoholu) jest tylko czynnością fizologiczną. ,,Ubranie'' go w bezinteresowną miłość czyni go pięknym,co nie znaczy ,że łatwym,bezproblemowym.
darka
Przygodny gość
 
Posty: 98
Dołączył(a): 4 grudnia 2005, o 21:09
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Ewa M » 11 stycznia 2006, o 16:10

Abeba, a może ty za dużo myślisz? Co?
I pisząc to nie jestem wcale złośliwa, mówię to raczej z własnego doświadczenia. Wiele razy przyłapywałam się na tym, że niepotrzebnie roztrząsając pewne sprawy doprowadzałam się do nienajlepszego stanu psychicznego :roll: . A kiedy dawałam sobie na luz to wszystko samo sie układało.
Może powinnaś mniej myśleć (to też ciągle rada dla mnie 8) ), nie rozdrabniać każdej sprawy na drobne. Daj życiu się toczyć! Jesteście kilka miesięcy po ślubie, to bardzo trudny okres. Dlatego też nie jest łatwo, dlatego wątpliwości, dlatego brak spokoju. Ale minie, zobaczysz, kiedyś minie. My potrzebowaliśmy troche ponad rok, moja koleżanka 2 lata. Wiele zależy od charakterów, chęci, teściów itd. Widzisz u nas teraz też nie jest super, mamy kilka problemów, które powodują, że szybciej ponoszą nas nerwy. Ale wiemy, że i to minie. Bo się kochamy i chcemy ze sobą być. Więc wszystko jest do pokonania.
Ewa M
Bywalec
 
Posty: 163
Dołączył(a): 30 listopada 2005, o 15:38

Postprzez Niania » 11 stycznia 2006, o 23:40

Czy mozna powiedzieć, że chęć kochania sie z małżonkiem płynie z miłości do niego? Chyba nie, bo trzeba by wtedy przyjąć, że raz go kocham więcej a raz mniej, a to głupie


i to też boli mnie w nauce KK i NPR. niestety pozbawai to swobody w okazywaniu miłości w ten sposób...
Niania
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 241
Dołączył(a): 2 stycznia 2005, o 17:57

Postprzez luki » 17 stycznia 2006, o 12:42

Jeśli można to włączę się w tę damską rozmowę. Jestem bowiem mężczyzną i narzeczonym. Za pół roku ślub:)

Abeba ja myślę sobie tak że Ty masz problem. Ale życie polega na tym żeby się nie poddawać i dążyć do rozwiązania problemów. Bo cierpliwość nie polega na bezczynności.
Bardzo dobrze więc że szukasz pomocy. Mnie się wydaje że Twoje myślenie nie może się teraz uwolnić. Wydaje mi się że nie powinnaś się skupiać na skutkach ale na przyczynach. Pomyśl przez chwilę czy może nie jest tak jak Ci napiszę.

Ja jestem zwolennikiem szukania w sobie prawdy i przyczyny nieszczęścia. Szukanie tego w drugiej osobie wg mnie nie jest wskazane. Dotyczy sfery głównie duchowej gdy nie wiem o co chodzi ale jest źle.
Ja sądze że tu właśnie chodzi o jakieś sprawy duchowe. Potrzebujesz uwolnienia. Być może ciągle czujesz się oskarżana i niedobra. Chcesz być świetna i chcesz aby Twoje życie było udane (zauważ że to też jest pewien egoizm). Bardzo dobrze że tego pragniesz. Tak trzymaj.
Może jest to moment w któym należałoby spytać się o Swoją relację z Bogiem. Jeżeli nie odkryjesz że jesteś kochana i że JEZUS Cię kocha to nie będziesz miała siły kochać.

Małżeństwo nie rozwiąże żadnych naszych problemów i nie jest żródłem szczęścia. Taka jest prawda w moim przekonaniu. TO BÓG JEST ŻRÓDŁEM SZCZĘŚCIA! Czasem są ludzie jak Ty którzy nie dają sobie rady a ja wierzę że są to ludzie których Bóg szczególnie wzywa do tego aby zbliżyli się do Niego.

Nie chodzi tu o to aby On rozwiązał Twój problem. Chodzi o Niego a nie o Ciebie. Zobaczysz że wtedy dostaniesz wszystko czego CI trzeba. Możesz sobie mówić jaka jesteś i skarżyć się ale tak naprawdę jeżeli nie przylgniesz do Boga to nic CI to nie da. Ewentualnie można skończyć jako pozbawiony kompletnie samobójca który zarzeka się że robi to dlatego ze nie chce być dla nikogo ciężarem. On po prostu nie czuje się kochany.

Tylko Bóg jest prawdziwym źródłem miłośći i absurdalnie nim nie jest nawet Twój mąż. Takie związki w których wymaga się miłości od drugiego kończą się często wykorzystaniem emocjonalnym.

Jeśli Boga nie pokochasz bardziej niż swojego małżeństwa to nie będziesz nigdy godna tego Boga i nie będziesz chciała się modlić ani rozmawiać z nim i będziesz się coraz bardziej zapatrywać w swoje problemy i trudności.

On ma moc Ci je zabrać.

Zacznij czytać EWANGELIĘ a usłyszysz JEGO słowo i zobaczysz na czym polega Twój problem.


Jedność w małżeństwie nie należy budować ani jej wymagać w związku ale odkrywać. Bóg umarł dla Ciebie na krzyżu,poświęcając Swoje zycie, aby nam dac je w pelni. Może już o Tym słyszałaś ale czy naprawdę w to uwierzyłaś. Zwykle chodzi nam o to aby nam było dobrze (egoizm jak nic) ale czy myslimy czego on chce od naszego życia.

My jesteśmy egoistyczni ale to nie jest istotą. My nie mamz dazyc do tego żeby być bez grzechu ale aby być świętymi. A to absurdalnie jest różnica.
Bo świętość to chodzenie w Panu każdego dnia ze swoimi slabosciami. W końcu i Twoje małżeństwo rozerwie śmierć i zostanie tylko ON. Ten który JEST. Ten któy Cię zaplanował, jest przy Tobie i którego nie potrafisz zrozumieć. Ja w pewnym momencie musiałem zaakceptować że jestem egoistą i grzesznikiem. Jeżeli tego nie zaakceptujesz to nigdy nie będzeisz próbowała znaleźć pomocy u Boga a tylko u siebie. Bo tak naprawdę to chcemy sobie sami radzić z każdą naszą słabością a tak się nie da.

BÓG CZEKA AŻ ODDASZ MU SWÓJ PROBLEM DO KOŃCA ODDAJĄC MU CALUTKIE ŻYCIE NA ILE MOŻESZ. CZEKA AŻ MY ZACZNIEMY WIERZYĆ JEMU A NIE SOBIE. TU ZACZYNA SIĘ ŻYCIE, SLUŻBA, MALŻENSTWO!!!

Takiego życia życzę Tobie i Twojemu mężowi. Oczywiście pozdrów go odemnie. My faceci musimy się trzymać razem.

Łukasz
luki
Przygodny gość
 
Posty: 11
Dołączył(a): 17 stycznia 2006, o 11:58

Postprzez abeba » 17 stycznia 2006, o 16:36

Zgadzam sie ze zrodlo problemu jest we mnie i ze potrzebuje uwolnienia.
Ale nie podejmuje sie Twojej metody.
To(TEN) który dla Ciebie jest zrodlem pewnosci i szczescia mnie przeraza i odpycha. To ze wychowano mnie na katoliczke nie znaczy ze umiem kochac Boga. Niestety osoby głeboko religijne nie maja innego pomyslu dla slabo religijnych niz to co przedstawiles.
Ale dziekuje za dluga wypowiedz.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez luki » 18 stycznia 2006, o 01:09

Osobiście paprałem wszystko czego się dotknąłem jakieś dwa lata temu! Ja go znalazłem wtedy kiedy niczego nie rozumiałem i życie mi się sypało! Ja nie umiem go kochać, ale za to On mnie kocha doskonale...tak samo jak CIebie.
Owocnych poszukiwań! :)
luki
Przygodny gość
 
Posty: 11
Dołączył(a): 17 stycznia 2006, o 11:58

Postprzez pysia74 » 18 stycznia 2006, o 04:12

Niania napisał(a):i to też boli mnie w nauce KK i NPR

Może trochę nie na temat, ale śledząc ten wątek nasunęła mi się taka refleksja - jako że do tej pory poruszamy się na płaszczyźnie nauki KK - mam pytanie: czy którekolwiek z wyznań chrześcijańskich/pozachrześcijańskich dopuszcza w swoich założeniach doktrynalnych i zaleca swoim wiernym postawę "anty life" i związane z nią metody zarządzania płodnością ?
Osobiście mam co do tego wątpliwości... ale przyznam, że w kwestiach religioznawstwa jestem sporym laikiem :oops:
Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś czuł się kompetentny mnie oświecić...

pozdrawiam :wink:
pysia74
Bywalec
 
Posty: 107
Dołączył(a): 19 marca 2005, o 05:23

Postprzez fiamma75 » 18 stycznia 2006, o 09:41

Na pewno nie jest to postawa "anty life", bo potępia się aborcję, ale w innych kościołach chrześcijańskich, a szczególnie w protestanckich różnych denominacji antykoncepcja jest dozwolona. Kościoły nie wnikają w sposoby planowania rodziny.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez Kręciołek » 18 stycznia 2006, o 10:35

Luki!
Osobiście chciałam Ci tylko podziekować za to co napisałeś. Jestem 1,5 roku po slubie a Ty pół roku przed ale naprawdę rozumiesz o co chodzi w małżeństwie. Osobiście mi to pomogło.
Życzę Ci dobrego przygotowania do małżeństwa i rozwijania w sobie takiej postawy po ślubie - na pewno wygracie!
Dzięki :D
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Niania » 19 stycznia 2006, o 14:26

pysia74 napisał(a):
Niania napisał(a):i to też boli mnie w nauce KK i NPR

Może trochę nie na temat, ale śledząc ten wątek nasunęła mi się taka refleksja - jako że do tej pory poruszamy się na płaszczyźnie nauki KK - mam pytanie: czy którekolwiek z wyznań chrześcijańskich/pozachrześcijańskich dopuszcza w swoich założeniach doktrynalnych i zaleca swoim wiernym postawę "anty life" i związane z nią metody zarządzania płodnością ?
Osobiście mam co do tego wątpliwości... ale przyznam, że w kwestiach religioznawstwa jestem sporym laikiem :oops:
Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś czuł się kompetentny mnie oświecić...

pozdrawiam :wink:



anty live nie - ale dopuszczających antykoncepcje - czy samą prezerwatywę - tak, np. luteranie
Niania
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 241
Dołączył(a): 2 stycznia 2005, o 17:57

Postprzez abeba » 19 stycznia 2006, o 19:37

życie polega na tym żeby się nie poddawać i dążyć do rozwiązania problemów. Bo cierpliwość nie polega na bezczynności.
Bardzo dobrze więc że szukasz pomocy.

I co luki na to powiesz?
chciałam iść do spowiedzi. albo zaczne inaczej - chcialam znalezc stalego spowiednika jak ludzie radza. No i jest jeden taki ok, bylam raz, kolejnym razem - bylo 30 osob w kolejce, dzis chcialam znow sprobowac - nie bylo go. Coz, chcialam isc do spowiedzi, siedze w zimnym kosciele od pol godziny przed msza - nie widze by przyszedl ksadz. Msza, siedze, rozgladam sie - nie widac. Po 20 min do wyjscia zmierza ksiadz, ktory siedzial sobie w zakamuflowanym kanfesjonale i nie raczyl zapalic takiej spec. lampki, ze tam wlasnie czeka z posluga. Ktos go zatrzymal, to sie wrocil i wyspowiadal, ale gdy juz ja mialam podejsc - znow wyszedl. Zalamana wracam w strone domu - postanowilam dac szanse kosciolowi na osiedlu. "Spowiedz 30 min przed mszą, najbliższa msza o 18" jest 17:48 i oczywiscie konfesjonaly puste. A to juz nie pierwszy raz w zyciu mi sie zdarza.... :cry:
Po prostu Bóg mnie nie chce i odrzuca mnie - własnie najbardziej wtedy jak mi zależy i jak sie staram, jak czuje jakis wiekszy zal i chce sie go pozbyc.
Dlaczego nie mozesz zrozumiec, ze niektorych ludzi Bog nie chce, bo ja wiem, zabawia sie ich kosztem, ich nieszczesciem. Jak tu sie nie poddawac kiedy to ON MNIE ODRZUCA.
Pewnie Bog wie, ze nadal nie moge sie kochac z meżem, a tu weekend idzie, wiec Bog wie, ze i tak nagrzesze, wiec spowiedz mi sie na nic nie zda.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez anusia » 19 stycznia 2006, o 19:52

sprobuj Matke Boza zaprosic do tej spowiedzi :D
i jej powierzyc zeby Ci znalazl spowiednika
jakis czas temu odkrylam droge Maryjna jako cos dla siebie - czlowieka czesto widze tragicznie slabego w roznych wzgleadach, szybko zniechecajaca sie. A MB potrafi czynic cuda!!! Moze te slowa beda dla Ciebie pomoca:

Szczególnym wezwaniem do ufnego oparcia się na miłości Bożej są słowa Maryi, która objawiła się w 1531r. w Guadalupe nawróconemu na chrześcijaństwo Indianinowi bł. Janowi Diego. Matka Boża powiedziała mu: Mój mały ukochany synu, niech się nie trwoży twoje serce (...). Czyż nie jestem przy tobie Ja, twoja Matka? Czy nie stoisz w moim cieniu? Czyż nie jesteś ukryty w fałdach mego płaszcza i w moich ramionach, które cię obejmują? Czy to nie Ja jestem twoim wybawieniem? Czyż potrzebujesz czegokolwiek innego? Maryja, która zstępuje na ziemię w mocy Ducha Świętego, mówiąc o swojej miłości, mówi jednocześnie o miłości żyjącego w Niej Boga, który również za Jej pośrednictwem pochyla się nad grzesznikiem. Ona, a przez Nią Duch Święty przypomniał Janowi Diego, że jest ukochanym dzieckiem Boga, dzieckiem, któremu Chrystus wyjednał przebaczenie grzechów i którego w swoich ramionach ukrywa Matka. Pamięć o tym daje nam oparcie, czyni nas bezpiecznymi i szczęśliwymi – Bóg bowiem sam wystarcza. (…) Człowiek zjednoczony z Bogiem w Nim samym otrzymuje wszystko, czego w swoim codziennym życiu potrzebuje; w Nim też znajduje swoje jedyne autentyczne oparcie. Wszystkie nasze udręki tak długo są dla nas czymś trudnym, jak długo wierząc w siebie, na siebie liczymy i szukamy ludzkich oparć. Bóg chce, byśmy odnajdywali Go jako nasze oparcie we wszystkich Jego dziełach.
anusia
Przygodny gość
 
Posty: 77
Dołączył(a): 4 stycznia 2005, o 10:39

Postprzez abeba » 19 stycznia 2006, o 20:28

Niestety, akurat w Dziewicę Maryję wierzę jeszcze mniej niż w pasek św. Gerarda
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez Ewa M » 19 stycznia 2006, o 21:36

Abeba, Bóg nie może Cię ni chcieć. On jest bardzo zachłanny i chciałby wszystkich ludzi zobaczyć w Swoim Niebie! To nie jest wina Boga, że tak się dzieję/stało tylko słabość ludzka i słabość księży, też ludzi. Moja koleżanka kiedyś po prostu zapukała do drzwi księdza, by z nim porozmawiać. Tego dnia nie mógł, ale umówili się na dzień następny i bardzo jej pomógł. Może tak spróbuj...
Polecam ci też "Bóg na ławie oskarzonych" C.S.Lewisa. Może cos ci pomoże, mi pomogła.
Ewa M
Bywalec
 
Posty: 163
Dołączył(a): 30 listopada 2005, o 15:38

Postprzez Niania » 21 stycznia 2006, o 21:15

abeba - widze że mamy podobny problem, myślę bardzo podobnie do Ciebie. Mam problemy z Maryjnym kultem bo działa mi na nerwy - więc i taka argumentacja odpada. Myślę że dla nas tych "innych" istnieje tylko 1 soposób motywowania - tylko rozumowe argumenty i mające konkretne uzasadnienie w tym świecie.
trzeba się pogłowić by coś takeigo wymyśleć sobie :lol:
Niania
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 241
Dołączył(a): 2 stycznia 2005, o 17:57

Postprzez sagitta » 22 stycznia 2006, o 09:22

Luki, a mi Twoja wypowiedź bardzo pomogła. Intuicyjnie sama to czułam ale Ty pomogłeś mi moje mysli uporządkować i, mam nadzieję. że pomoze mi to rozwiązać problem, który ostatnio pojawił się (albo wyszedł na wierzch) w moim małżeństwie. Dziękuję.
sagitta
Domownik
 
Posty: 339
Dołączył(a): 22 sierpnia 2005, o 17:12
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez sagitta » 22 stycznia 2006, o 09:49

Abebo, Tobie po pierwsze obiecuję modlitwę, po drugie zachęcam do własnej modlitwy o uwolnienie od grzechu i wątpliwości. Jak nie umiesz sie modlić to powtarzaj "Jezu, ufam Tobie". Wiem z własnego doswiadczenia jak to jest - kiedy człowiek już zdecydował się iść do spowiedzi, a księdza nie ma........ale z perspektywy czasu widzę, że to też droga, którą prowadzi Bóg. Z mojego doswiadczenia wynika, że nie wystarczy postanowić poprawy i iść do spowiedzi, bo kiedy człowiek ugrzęźnie, to taka spowiedż nie pomaga do poprawy ani nawet nie przynosi chwilowej ulgi. Najpierw trzeba wyprosić u Boga siłę do poprawy.
A tak na marginesie, wszystkim watpiacym w dziewictwo i rolę współodkupicielki Maryji polecam książkę Marii Valtorty "Poemat Boga-Człowieka" Otworzyła mi oczy na to, że Maryja nie jest postacią drugorzędną i pozwoliła zrozumieć, wczesniej irytujacy, kult Maryji. Zresztą polecam ją właściwie wszystkim, którzy chcą zrozumiec lepiej Ewangelię. wspaniała książka.
A wszystkim połamańcom życiowym, wiecznie na granicy depresji polecam lekturę "Problem cierpienia" Lewisa.
sagitta
Domownik
 
Posty: 339
Dołączył(a): 22 sierpnia 2005, o 17:12
Lokalizacja: Warszawa

Następna strona

Powrót do Problemy w rodzinie

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 20 gości

cron