przez 2kreski » 25 lipca 2005, o 11:10
Odkąd pamiętam żyję w poczuciu winy (wszystko robię nie tak jak trzeba, wyglądam nie tak, jak bym chciała,jestem do niczego i urodziłam chore dziecko...).
Od dwóch lat jestem mężatką. Wszystko w naszym wypadku potoczyło się błyskawicznie, pół roku znajomości, rok narzeczeństwa, ślub, rok potem syn, budowa domu.
I pogubiłam się.Zawsze miałam problemy z wyrażaniem swoich emocji,przeważnie je tłumiłam i zamykałam się szczelnie w sobie, a ten, który powinien być mi w tym okresie najbliższy- stawał się wrogiem nr 1.Walczę z tym. I z tym, by umieć mówić Mężowi o swoich lękach , kłopotach.To jest bardzo trudne.Narasta we mnie niepotrzebne napięcie i niszczy to co piękne między nami.Nie próbuję się usprawiedliwiać,nie. Żyję w ciągłym stresie, ciągle się czegoś boję, mam sporo lęków (np.jazda samochodem i wizje katastroficzne).To mnie niszczy.Obawiam się,że potrzebuję fachowej pomocy (to niepotrzebne, zdaniem mojego Męża, bo sama powinam się wziąć w garść), bo tak jak dziś nie mam już siły próbować być silną.
...Odkąd urodził się synek mam poważny problem z pogodzeniem się z jego chorobą a co za tym idzie popsułam relacje z Bogiem.Do tego doszła konieczność leczenia hormonalnego (co Kościół dopuszcza, ale mnie spokoju nie daje).Każda rzecz trudna jest dla mnie nie wyzwaniem a stresem, który mnie cofa.
Czuję,że oddalamy się od siebie z Mężem, że nasze drogi się rozchodzą. On ma inne marzenia, plany.Mnie nic nie cieszy, oprócz synka.Do problemów emocjonalnych doszły zdrowotne, które są naturalną konsekwencją stresu, w jakim żyję.
Wiem, że na wszystko pomaga rozmowa, ale nie umiem narazie sformulować tego, co mni trapi. I wiem,że najpierw powinnam naprawić relacje z Bogiem. Więc, jeśli mogę, to proszę Was o modlitwę w tej intencji...