Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 20:03 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

razem mieszkać...?

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez Maria » 6 grudnia 2004, o 17:56

Czemu nie wezmą ślubu?
A powiedz szczerze, ile kosztował Twój? :wink:
Ślub brany tylko po to by był lub zeby wreszcie "móc" nie jest chyba dobrym pomysłem. Niech sobie spokojnie odłożą pieniążki, by spełnic jej marzenie o ślubie w Kościółku z kwiatami i białej sukience a on niech się cieszy, ze ona jest tak bardzo szczęśliwa.
Jak najbardziej mozna wziac slub w garsonce i bez przyjęcia, ale w kościele, za obrączki, organistę, Mszę i tak trzeba zapłacic, więc koszty zawsze są.

Mój ślub był bardzo skromny, a i tak nie był tani. W każdym razie wiem, ze bardzo bym załowała, gdybym nie mogła w ten jeden jedyny dzień mieć suknienki ślubnej. I wcale nie znaczy to, ze jestem egoistką czy nie są dla mnie wazne sprawy duchowe. Zapytajcie same siebie :) W kazdym razie używaną i przecenioną, ale miałam! Inna sprawa, że 500 zł to kosztowało.

I jak tak się zbierze wszystko do kupy to widać jak koszmarne są ceny i dlaczego ludzie czekają. Po prostu po to, by ten dzień mógł być niezapomniany, bo w końcu to raz jedyny w życiu.
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Re: Fundamenty zwiazku

Postprzez dzolka » 6 grudnia 2004, o 18:01

Adam napisał(a):Przytoczony przez Ciebie argument wykazuje, ze jestes ze swoim mezem tylko dlatego, iz wzieliscie slub. Gdyby nie bylo slubu, nie walczylibyscie o siebie. Czy naprawde twierdzisz, ze zwiazek dwojga ludzi, ktorzy walcza o siebie, bo nie chca rozwodu, jest zdrowym zwiazkiem?


hola hola, nie zapędzaj się :!: bardziej miałam na myśli fakt, iż w małżenstwie jest wiele Bożego błogosławieństwa wypływajacego z sakramentu, dlatego nawet najsilniejsze burze można przetrwać. W narzeczeństwie może być trudniej, co MOŻE (ale nie musi!!!) doprowadzić do zerwania. Cieszę się że starcia które były między mną a moim mężem były już po ślubie, bo dzieki temu mieliśmy siłę "z zewnątrz" aby to poukładać. Narzeczeni moga liczyc tylko na samych siebie - i czasem moze nie wyjsć. Sądząc po twoim poscie, nie sądzę żebyś czuł te subtelną różnicę i to rozumiał....
I nie próbowałam udowodnić ze gdyby nie ślub tobym nie była ze swoim mężem, i mój przytoczony argument niczego takiego nie wykazuje. Poza tym tematem tej rozmowy jest "mieszkać razem czy nie", poradzenie czegos madziulkowi a nie polemizowanie i dyskutowanie z autorami innych postów.
pozdrawiam
dzolka
Domownik
 
Posty: 457
Dołączył(a): 7 marca 2004, o 20:23
Lokalizacja: woj. dolnośląskie

Postprzez kukułka » 6 grudnia 2004, o 18:09

A co ty na to, dzolko, ze jednak statystycznie większość małżeństw często,. mimo najszcerszej chęci porozumienia, dużo więcej kłóci się po ślubie niż przed??Znam tez i takiemałżeństwa, które po ślubie, i to wcale w niedługim czasie, bardzo się do siebie przyzwyczajają, ze są bardziej obok siebie niż ze sobą, a przed śluvem.nie, bo przed slubem.tzreba się starać, właśnie dlatego, ze nie wie się nic na pewno, na absolutne 100%, czy ta druga osoba będzie ze mną tak do końca. troche sprzecznosci w tym wszystkim jest, ale- przyznacie sami- sytuacja nierzadka.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Maria » 6 grudnia 2004, o 19:15

Dlatego, że sakrament małżeństwa to łaski, ale nie gwarantuje automatycznie sukcesu. A kłotnie przed slubem mogą czasem pokazac, ze ktos NAPRAWDE do siebie nie pasuje. Po slubie bedzie za pozno. I to, ze się pobiorą nie zapewni im trwałości związku.
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez dzolka » 6 grudnia 2004, o 20:25

czyli jesteście za "sprawdzaniem się" ?? mieszkać razem przed ślubem żeby przekonać się czy NAPRAWDĘ do siebie pasujemy?? Cóż, jeśli takie jest wasze zdanie, nie zamierzam udowadniac swojej racji, każdy ma swoją opinię i chyba o podzielenie się nią chodziło autorce tematu. Hmmm, ja to zrobiłam...

((p.s. ja też się sprzeczałam przed ślubem z mężem, czasem dość mocno, ale nie chcieliśmy sprawdzać się czy upewniać czy NAPRAWDĘ pasujemy do siebie lub nie. Ja byłam pewna że On to Ten zaplanowany dla mnie, On wiedział że ja to Ta przeznaczona dla niego i byliśmy pewni że mimo wszystko będziemy się kochali i jak będzie źle to będziemy pracować nad naszym związkiem (korzystając z siły jaka płynie z sakramentu małżenstwa) nie dlatego ze jestesmy po ślubie i nie ma odwrotu, tylko z miłości do siebie nawzajem. Jeśli ktos nie rozumie że można być az tak bardzo pewnym tej drugiej osoby, to ja już nie mam argumentów.))

Życzę powodzenia w dalszej dyskusji i serdecznie pozdrawiam :wink:
dzolka
Domownik
 
Posty: 457
Dołączył(a): 7 marca 2004, o 20:23
Lokalizacja: woj. dolnośląskie

Postprzez Maria » 6 grudnia 2004, o 21:24

Zupełnie na opak nas zrozumiałas, Dzolka. Nie jestesmy za "sprawdzaniem", w kazdym razie ja nie jestem. ALe chciałam pokazac błąd tkwiacy w mówieniu, ze jezeli sie z kims zamieszka, to własciwie prosta droga do rozpadu zwiazku.
A słowo "sprawdzac się" jest w naszej kulturze utozsamiane z seksem, więc zupełnie z tym słowem nie trafiłas, bo o seks to juz zupełnie nie chodziło w naszych postach.

Poza tym, nie ma racji w słowach, ze kłótnie przetrwane podczas narzeczenstwa to dobry znak? I ze są trudniejsze niz kłótnie w małżenstwie?
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Sprzecznosc

Postprzez Adam » 6 grudnia 2004, o 21:37

W ostatnim poscie pisalas tak:

dzolka napisał(a):Ja byłam pewna że On to Ten zaplanowany dla mnie, On wiedział że ja to Ta przeznaczona dla niego i byliśmy pewni że mimo wszystko będziemy się kochali i jak będzie źle to będziemy pracować nad naszym związkiem (korzystając z siły jaka płynie z sakramentu małżenstwa) nie dlatego ze jestesmy po ślubie i nie ma odwrotu, tylko z miłości do siebie nawzajem. :wink:


A przedtem pisalas tak:

dzolka napisał(a):Wiem że gdybym zamieszkała z moim mężem przed ślubem, doszłabym szybko do wniosku że on nie jest dla mnie skoro się tak bardzo różnimy, i nie byłoby dzisiaj naszego cudownego, zgodnego bycia razem.



Z jednej strony wiedzialas, ze to TEN DLA CIEBIE, a z drugiej doszlabys do wniosku, ze to nie ten JEDEN? Sama sobie zaprzeczasz.

A co do mieszkania razem:

Jesli ktos ma takie poglady, ze chce zachowac czystosc przedmalzenska, to mieszkanie razem napewno mu tego nie ulatwi. Ale moze sie udac. Bedzie to dobra proba dla obojga. Ale to nic nie oznacza, bo dobre malzenstwo to nie tylko czystosc przedmalzenska, ale WIELE innych rzeczy.

Ja osobiscie nie uwazam, ze zachowanie tzw. czystosci przedmalzenskiej jest konieczne, jesli jest sie zwiazanym z osoba, z ktora chce sie byc na cale zycie. Nie potepiam ludzi ktorzy takiej czystosci nie uznaja, potepiam natomiast robienie ze wspolzycia RZECZY. Uwazam ze powinno to byc dopelnieniem milosci.

A co do kwestii brania slubu tylko po to, aby moc zamieszkac razem:

Szanuje ludzi, ktorzy chca isc surowa droga kosciola. Ja natomiast nie bede bral slubu tylko po to, zeby mieszkac razem z dziewczyna. Chce w duzej mierze sam sobie zaplacic za slub i wesele. A ze slub planuje brac tylko RAZ w zyciu, nie chce isc na niego w trampkach.


Pozdrawiam
Adam
 

Postprzez Maria » 6 grudnia 2004, o 21:46

Maria napisał(a):Dlatego, że sakrament małżeństwa to łaski, ale nie gwarantuje automatycznie sukcesu.


Tu tez nie ma nic a nic o sprawdzaniu. Bardzo, ale to bardzo się cieszę, ze Wam się udało. Wymodliliście sobie siebie wzajemnie. I to jest cudowne i piękne. Ale komuś innemu mogłoby się nie udać, gdyby po prostu naiwnie wierzyli, ze po ślubie Bóg im pomoże i juz, a wszystkie znaki na ziemi i niebie by wskazywały, że CI ludzie nie są dla siebie...Rzecz jasna nie mówie, ze Wy mieliscie naiwną wiarę!! Ale ludzie mają. I przez to są rozwody rok, 2 lata po slubie, gdy nagle się okazuje, ze nie potrafią znieść swoich przyzwyczajen. Czy naprawdę uważasz, ze chęć poznania osoby, z któą chce się spędzić całe życie jest czymś nagannym?

Jest to temat mi szczególnie bliski.
Mój ukochany przyjaciel związał się z dziewczyną, są zaręczeni. Niedawno był u niej i jej rodziców gościem przez ok 2 tygodnie. Mieszkanie w jednym domu przez ten czas pokazało mu, ze jego ukochana ma dokłądnie te cechy, któych on nie znosi (chodzi tu o zycie domowe i rózne przyzwyczajenia). Zupełnie nie mogli się dogadać, były ciągłe kłótnie. I on chce teraz wziąć slub jak najszybciej, bo "po ślubie na pewno uda się to poukładać". Wg mnie to jest własnie naiwne.
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez Maria » 6 grudnia 2004, o 21:50

... i trochę wystawianie na próbę Boga i mocy sakramentu.
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez dzolka » 6 grudnia 2004, o 22:24

Widzę że rozwinęła się niezła dyskusja :D Panie Adamie, nie jestem taka elokwentna jak Pan i nie potrafię przytaczać takich argumentów oraz nie jestem w stanie dorównać Panu w starciach na słowa. Żałuję że nie umiem wyrazić tego jak naprawdę rozumiem rzeczy ważne.Uważam że o sprawach reczywistych się nie dyskutuje.
pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów w dyskusjach. Ja się na forum dyskusyjne nie nadaję bo jestem staroświecka a na dodatek nie umiem bronić swoich racji bo nie umiem wyrazić do końca swoich myśli :wink: ale nie narzekam bo jak do tej pory dobrze na tym swoim byciu "konserwą" w niektórych sprawach wychodziłam. Każdy robi to co uważa za słuszne :-)
dzolka
Domownik
 
Posty: 457
Dołączył(a): 7 marca 2004, o 20:23
Lokalizacja: woj. dolnośląskie

Postprzez misiacz » 6 grudnia 2004, o 23:20

Dzolka, zgadzam się z Tobą.
Moja przyjaciółka, która jest ze swoim mężem 18 lat po ślubie, stwierdziła, że gdyby zamieszkali ze sobą przed ślubem, niewątpliwie rozeszliby się (ze względu na swoje przyzwyczajenia i różnice charakterów) i żadnego ślubu by nie było. A są naprawdę szczęśliwym, kochającym się małżeństwem, wychowującym troje dzieci :!: I myślę, że właśnie o to chodziło Dzolce - jeśli ludzie są ze sobą w związku nieformalnym i myślą o sobie w kategoriach TO TEN/ TA NA CAŁE ŻYCIE, w obliczu poważnych trudności częściej się rozchodzą niż pary małżeńskie, bo brakuje im siły i motywacji. Sama znam wielu ludzi, którzy rozeszli się, mimo że przez długi czas myśleli o sobie jako o partnerach na życie.

Osoby, które traktują małżeństwo jako sakrament, wierzą, że w nim Bóg umacnia ich miłość i pomaga w przezwyciężaniu wszelkich trudności. To ważne - pomaga, ale nie załatwia wszystkiego sam; potrzebna jest chęć dwóch osób o ciągłe staranie o siebie. Gdyby tak nie było, po co według Was byłby sakrament małżeństwa :?: Znam takie małżeństwa, które są ze sobą pomimo najróżniejszych trudności - uzależnień, zdrady, poważnej choroby. To nie jest rodzaj umowy, takiej jak ślub urzędowy. To SAKRAMENT, a o jego istocie można przeczytać w Katechizmie Kościoła Katolickiego. To szczególny rodzaj przyporządkowania jedno-jednoznacznego i wyłącznego dwu osób. Dlatego według mnie także ten rodzaj intymności jaki stwarza wspólne mieszkanie, powinien być dla małżeństwa zarezerwowany.

Rozumiem natomiast te osoby, dla których małżeństwo nie ma wartości sakramentu i nie wierzą w jego uświęcającą moc. Jednak z postu Madziulka jednoznacznie wynika, że dla Niej wartości chrześcijańskie mają znaczenie.

Natomiast dyskusje i kłótnie, poznawanie siebie nawzajem jest przed ślubem nie tylko potrzebne, ale wręcz KONIECZNE. Do tego jednak wspólne zamieszkanie nie jest konieczne - wystarczy spędzać ze sobą dużo czasu i poznawać się w różnych sytuacjach życiowych :D :D :D
misiacz
Domownik
 
Posty: 306
Dołączył(a): 30 września 2004, o 09:07

Postprzez rybka » 6 grudnia 2004, o 23:37

związek w którym założeniem szczęścia jest gruntawna zmiana drugiej osoby, czy sakramentalny, czy nie - wydaje mi się.... nieporozumieniem.
albo się kogoś kocha, bierze ślub MIMO wad i widzi całe Piękno Człowieka jakie tylko Bóg może stworzyć... albo szkoda gadać.
ale może z tym przyjacielem nie jest tak tragicznie, kontakt z przyszłymi teściemi moze nieco zmieniać obraz....

ja powtórzę pytanie: czemu nie ślub?
suknię można uszyć samemu(siostra, kuzynka, koleżanka), kwiaty ściąć w ogrodzie (stąd powiedzenie "siać rutę" - przystajano nią kościół na ślub... a jak panna długo panną była to i dłużej siała...), i zaprzyjaźnionego księdza o udzielenie sakramentu (znajoma studenta poprosiła swojego wykładowcę... potem chrzcił ich dzieci... i nic za to nie wziął, choć to się teraz takie nierealne wydaje).
kiedy z Pierwszej Komunii robi się targowisko próżności wszyscy protestują. a czy małżeństwo nie jest przede wszytskim sakramentem?
wesele? co roku robi się wigilę z 12 dań dla całej rodziny i nikt nie narzeka na koszty (myślę o rodzinie z dziadkami i ciotkami).
nie demonizujmy kosztów...

ale wracając do samego mieszkania: znów nie demonizowałabym seksualności. człoweik jest tylko człowiekiem, ale nie zwierzęciem.
warto się zastanowić nad intymnością w ogóle - ile posłuży budowaniu więzi, a na ile będzie zbędna, a nawet szkodliwa. ale to zależy od samych zainteresowanych - czy chodzenie w bieliźnie jest krępujące czy nie? dla naturystów nie, a dla purytanów wręcz gorszące. itd, itp.
Ostatnio edytowano 16 grudnia 2004, o 01:46 przez rybka, łącznie edytowano 1 raz
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez Gość » 7 grudnia 2004, o 14:08

Moja sukienka kosztowała jakies 200 złotych i była nowa. Przyjęcie weselne (skromne) było dlatego, że rodzice się uparli. Ale może nie każdy potrafi szyć i może marzy o tańcu z ukochanym do białego rana - i ma prawo. A to na pewno kosztuje.

Znam kilka małżeństw, co do ktorych mogę powiedzeić, że widać dzialanie łaski sakramentu. Nie umiem tego dokładnie wyjaśnić. Po ślubie po prostu są jacyś inni.
Dla mnie samej wiele rzeczy jest inne: przytulenie, pocałunek, wspólnie przeżywana msza, a nawet najzwyklejsza kolacja.

pozdrawiam
Gość
 

Postprzez Kinia » 8 grudnia 2004, o 12:25

Ktoś pisał o współżyciu jak i tak się wie, że chce się być z tą osobą do końca życia....
Z mojego doświadczenia: kochałam kiedyś chłopaka, byliśmy dość młodzi, ale nie tak by ślub nie był możliwy nawet wbraw rodzicom. Zaręczyliśmy się i wydawało nam sę, ze "napewno" "jedyny" itd. Myślałam wtedy troszkę inaczej i nie wiedziałam, że bardziej zaawansowane pieszczoty też są złem. Rozeszliśmy się. Dlaeczeko? dlugo by opowiedać, bo powodów był dużo, jeden z nich (dla mnie chyba najistotniejszy) to był brak czystości, o którą nie umieliśmy skutecznie walczyć.
To było już prawie 3 lata temu. Teraz mam wspaniałego człowieka przy sobie. Kocham go i sądzę że to on będzie ojcem moich dzieci. Wiem jednak jak bardzo go zraniłam moją przeszłością. Przebaczył mi to, ale mi samej trudno jest sobie przebaczyć.

NIGDY, aż do chwili ślubu nie mamy PEWNOŚCI że to TEN człowiek.
Lepiej nie robić nic, co później mogłoby ranić i mnie i drugą osobę. Moje pragnienie bycia z kimś na dobre i złe, to moje pragnienia, ale dopiero gdy staną się faktem będę miała pewność.
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez Kinia » 8 grudnia 2004, o 12:31

rybka napisał(a):ja powtórzę pytanie: czemu nie ślub?
suknię można uszyć samemu(siostra, kuzynka, koleżanka), kwiaty ściąć w ogrodzie (stąd powiedzenie "siać rutę" - przystajano nią kościół na ślub... a jak panna długo panną była to i dłużej siała...), i zaprzyjaźnionego księdza o udzielenie sakramentu (znajoma studenta poprosiła swojego wykładowcę... potem chrzcił ich dzieci... i nic za to nie wziął, choć to się teraz takie nierealne wydaje).
kiedy z Pierwszej Komunii robi się targowisko próżności wszyscy protestują. a czy małżeństwo nie jest przede wszytskim sakramentem?
wesele? co roku robi się wigilę z 12 dań dla całej rodziny i nikt nie narzeka na koszty (myślę o rodzinie z dziadkami i ciotkami).
nie demonizujmy kosztów...

Zgadzam się z Rybką!!!! zresztą dzień ten ma być niezapomniany i uroczysty nie ze względu na kosztowność sukni, albo liczbę gości weselnych, ale dlatego, ze DWOJE STAJE SIĘ JEDNYM a Jezus im błogosławi.
Jeżeli dla chrześcijan teraz ważna będzie tylko oprawa ślubu...no to nie ma co się dziwić, że później żle się dzieje w małżeństwach.. :(
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez Ewa2 » 8 grudnia 2004, o 14:18

Małżeństwo to nie tylko WSPÓŁ-ZYCIE, ale przede wszystkim WSPÓLNE-ZYCIE. A mieszkając razem, dajemy wyraz przekonaniu, że małżeństwo różni się od narzeczeństwa tylko tym, że tu można współżyć, a tu nie. Jeśli nie ma współżycia, to wszystko jest OK. I rzeczywiście powstaje wrażenie, na co wskazał Adam, że ktoś bierze ślub tylko dlatego, żeby legalnie móc uprawiać seks (przepraszam że używam tego brzydkiego wyrażenia).
ALE TO NIEPRAWDA! Według mojego najgłębszego przekonania zarówno współżycie, jak i wspólne życie należą tylko do małżeństwa. Zawierając je, decydujemy się być razem do końca, ponosić odpowiedzialność, rozwiązywać problemy, trudności i dramaty, znosić nawzajem swoje małe i ogromne słabości, wciąż się przepraszać itp. itd., ale w zamian otrzymujemy radość właśnie przebywania na co dzień ze sobą – bycia ze sobą 24 godziny na dobę, wspólnie przygotowanych świąt, siedzenia wieczorem w fotelu i słuchania muzyki, zasypiania i budzenia się obok siebie... i wielu jeszcze innych przyjemności. Jeśli te wszystkie przyjemności są wcześniej, a nie ma zobowiązania do wspólnego życia, to faktycznie powstaje wrażenie, że ślub potrzebny jest tylko w jednym celu....
I dlatego jestem przeciwna mieszkaniu razem przed ślubem.
A wszystkie argumenty o „docieraniu się” brzmią tak samo jak te o współżyciu przed ślubem – że trzeba się sprawdzić...
I uważam też, że bardzo często za długo czekamy z decyzją o zawarciu małżeństwa, odkładając je z powodu mniej ważnych rzeczy - bo czym jest cena sukni ślubnej czy liczba zaproszonych gości czy jakość jedzenia i zabawy wobec sakramentu, którego udzielamy sobie na całe życie? I stąd wiele frustracji z powodu długiego czekania. Ja wiem, że to jedyny dzień w życiu, ale chyba trzeba wszystko wyważyć i nie ulegać presji otoczenia.
Pozdrawiam wszystkich
PS. Pisałam na tym forum dawno temu, pod tym samym nickiem, w dyskusji o wartości npr, potem długo milczałam, teraz postanowiłam odezwać się znowu.
PS.2 Już po napisaniu zobaczyłam, że Kinia i Rybka napisały mniej wiecej to, co ja. Zgadzam sie z Wami i podpisuję się pod tym.
Ewa2
Przygodny gość
 
Posty: 42
Dołączył(a): 21 listopada 2003, o 13:30

Postprzez Gość » 8 grudnia 2004, o 15:27

Kinia, zgadzam się w 100 %.
Gość
 

Postprzez Maria » 8 grudnia 2004, o 16:38

[quote="Kinia zresztą dzień ten ma być niezapomniany i uroczysty nie ze względu na kosztowność sukni, albo liczbę gości weselnych, ale dlatego, ze DWOJE STAJE SIĘ JEDNYM a Jezus im błogosławi.
Jeżeli dla chrześcijan teraz ważna będzie tylko oprawa ślubu...no to nie ma co się dziwić, że później żle się dzieje w małżeństwach.. :([/quote]

Twoje słowa są bardzo, ale to bardzo niesprawiedliwe i zrobiło mi się bardzo przykro. Nie znam osobiści kogos naprawdę wierzącego, ale kogo wazna jest tylko oprawa ślubu. Nie znam. Moi znajomi z Oazy i KSM brali najbardziej "oprawione" sluby na których byłam i jakoś nikt nie miał wątpliwości, ze to własnie tylko OPRAWA TEGO, co jest tu najważniejsze. Ale jezeli ktos oprawi brylant w cynę, to jego sprawa.

Również do Rybki:
Najłatwiej się mówi, dopóki samemu nie zaczęło się przygotowywać do ślubu :!:
Proszę bardzo, jeżeli uda Wam się znaleźć w Trójmieście sukienkę za 200 zl dla dziewczyny noszącej rozmiar 40/42 i do tego z duzym biustem to chyba Was ozłocę. Nie macie pojęcia ile miesięcy szukałam az trafiłam na tę moję uzywaną z wypozyczalni, która w koncu pasowała :evil:

I jezeli ktos ma układy w parafii to udzieli mu slubu zaprzyjaźniony ksiądz. Ale u mnie w parafii, na przywitanie ksiądz w kancelarii prezentuje cennik. Mój ślub KOSCIELNy kosztował 650 zl. I nie zgadza się ani na inna parafię, ani na ksiedza spoza niej. Nie ma dyskusji. :evil:

Nie zawsze da się tak łatwo, szybko i małymi kosztami. To po pierwsze. A po drugie: Najważniejsza chwila w zyciu, na którą tyle lat się czeka...nie moze się odbyć byle jak. I powtarzam. TO sakrament się oprawia a nie odwrotnie.

Jestem zła, bo jak pomyślę o tym mozolnym podliczaniu każdego grosika i liście koniecznych wydatków to brak mi słów na takie beztroskie osądzanie i wydawanie krzywdzących opinii.

Z Bogiem
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez Adam » 8 grudnia 2004, o 17:05

Kinia napisał(a):NIGDY, aż do chwili ślubu nie mamy PEWNOŚCI że to TEN człowiek.
Lepiej nie robić nic, co później mogłoby ranić i mnie i drugą osobę. Moje pragnienie bycia z kimś na dobre i złe, to moje pragnienia, ale dopiero gdy staną się faktem będę miała pewność.


Kiedys ludzie chodzili ze soba 3 miesiace i brali slub. Wedlug Twojej teorii oni byli pewni, ze to TEN, TA jedyna. A wedlug mnie, 3 miesiace to zbyt malo, by poznac sie do tego stopnia, aby wiedziec ze to TEN, TA jedyna.

Slub nie gwarantuje niczego, rowniez bycia razem do konca zycia, bo sa rozwody i nikt nie jest zmuszony zyc z kims do konca zycia z powodu wziecia slubu.

A co do brania slubu bedac jeszcze na studiach:

Jesli ktos sie dobrze z tym czuje, ze bedac mezem i zona jest jeszcze na garnuszku rodzicow, to jego sprawa. Ja uwazam, ze slub powinno sie brac gdy jest sie niezaleznym finansowo od rodzicow, bo slub to poczatek zakladania wlasnej rodziny. Nie wyobrazam sobie sytuacji gdzie rodzice utrzymuja mnie i moja zone, a moze nawet dziecko.

A co do kosztow: Oczywiscie ze szata nie jest wazna i wielkie wesele tez nie, wazny jest sakrament.

Pozdrawiam
Adam
 

Postprzez Adam » 8 grudnia 2004, o 17:40

Kinia napisał(a):Jeżeli dla chrześcijan teraz ważna będzie tylko oprawa ślubu...no to nie ma co się dziwić, że później żle się dzieje w małżeństwach.. :(


Brzmi jak pouczanie innych. Patrzysz z gory na ludzi ktorzy chca miec piekne wesele. A kim Ty jestes, ze masz do tego prawo? Sadzisz innych?

A wogole to dlaczego nie idziesz do swojego ksiedza i nie zapytasz go, po co te pokazne, wielkie koscioly, wybudowane za mase pieniedzy. Pan Jezus byl bogaty? Liczy sie obecnosc Boga. A w biednym skromnym budynku nie da sie odprawiac Mszy Swietej? PRZECIEZ TO HIPOKRYZJA !!!!

Myslalas juz nad tym? Badz sprawiedliwa, bo jesli Ci sie nie podoba, ze ludzie chca miec piekny slub i wesele, to powinnas NATYCHMIAST isc do ksiedza i zapytac go o to, co Ci napisalem.


Pozdrawiam
Adam
 

Postprzez mfiel » 8 grudnia 2004, o 17:44

Mario
Forum nie jest po to, aby robiło się Tobie przykro, ale aby podzielić się swoim świadectwem i aby sobie wzajemnie pomóc. :lol:
Przykro mi, że trafiłaś w parafii na księdza - gorszyciela :( (a czy ktokolwiek w parafii coś próbował z tym proboszczem zrobić), ale na prawdę zasada "zastaw się i postaw się" wynika z polskiej tradycji, a nie wymogów kanonicznych. Te wszystkie wydatki to głównie po to, aby mieć co pokazać na zdjęciach i aby babciom i ciociom się podobało. :wink:
Szczerze powiedziawszy moje wesele było robione pod rodzinkę, dla mnie mogło by go zupełnie nie być. Nie byłam u fryzjera, ani kosmetyczki, a sukienkę kupiłam wizytową, bo szkoda mi było wydawać pieniądze na sukienkę na jeden wieczór.
Owszem ślub to wielkie wydarzenie, ale to początek drogi, więc nie warto koncentrować się na tym, aby było miło i ładnie w ten dzień, ale ważne jest, aby ten dzień uświadomił nowożeńcom i wszystkim dookoła, że od tej chwili są dla siebie i ze sobą.
mfiel
Domownik
 
Posty: 316
Dołączył(a): 1 czerwca 2004, o 14:52
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Gość » 8 grudnia 2004, o 19:04

Miało być o budowaniu relacji narzeczeńskiej, a wyszło o pieniadzach... ja wiem, bez nich ani rusz, ale...
I czemu taka się zrobiła atmosfera? Mam wrażenie, że myślimy podobnie (przynajmniej wiele osob) ale wychodzi jakbyśmy się kłócili. Strach już coś napisać, bo zacytują i zinterpretują po swojemu, trzeba się tlumaczyc i tak w kółko. To chyba Madziulkowi nie pomoże, jesli jeszcze tu zagląda.
Ostatnio edytowano 8 grudnia 2004, o 21:02 przez Gość, łącznie edytowano 1 raz
Gość
 

Postprzez Gość » 8 grudnia 2004, o 19:16

Witajcie

Absolutnie nie zgadzam się z tym, co pisała Ewa2. Uważam ŻE MAŁŻEŃSTWO TO NIE WSPÓLNE MIESZKANIE + SEKS. Przynajmniej ja pragnę czegoś więcej.

Obecnie mieszkam z Ukochanym i naprawdę marzę o ślubie nie po to by wreszcie móc z Nim współżyć, ale by razem stworzyć rodzinę, by razem iść wspólną drogą do Boga. Bo to że razem mieszkamy WCALE tego nie oznacza. Ale to subtelna różnica którą tak trudno dostrzec tym którzy najchętniej by swoją miłość przed ślubem rozwijali w sposób korespondencyjny zachowując nawet swój głos na po ślubie. Bo jak to miło usłyszeć pierwszy raz swoje imię mówione przez Tego Jedynego.

Są sprawy na które warto czekać bo pomagają wzrastać miłości, ale nie mówcie mi że wszystko ma smak dopiero po ślubie. Nie widzę sensu w stwarzaniu sztucznego dystansu, by więcej przeżyć po ślubie. Z resztą kilogram słodyczy zjedzony w jeden dzień nie da takiej przyjemności jak zjadanie go po trochu przez rok.

My odkładaliśmy małżeństwo ze względów finansowych ale przez ten czas dojrzewamy do małżeństwa. I nie czekamy na wielkie HURRA w dzień ślubu, że oto WSZYSTKO można, ale drobnymi krokami dochodzimy do pełni jaką jest przyżeczenie miłości i wierności na całe nasze życie.
Dla mnie mój Narzeczony jest moim pierwszym, On przede mną też nikogo nie miał. Wszystko od pierwszego pocałunku związane jest tylko z Nim. I ta wyłączność na siebie w całym naszym życiu jest dla mnie źródłem prawdziwej radości. I to jest dla mnie naprawdę ważne, a nie to czy się obudziłam pierwszy raz przy nim gdy był moim mężem czy narzeczonym.
Choć swojej radości w dniu ślubu nawet nie potrafię sobie wyobrazić. I dlatego pragnę by w tym dniu wszystko było piękne. Kościół pięknie udekorowany, pięknie zaśpiewane Ave Maria, żeby moja sukienka była piękna itd. Chcę przez wszystkie lata swojego małżeństwa wracać do tego dnia jako najpiękniejszego w naszym życiu- ale żeby tak było potrzebuję całej atmosfery uroczystości, a nie tylko księdza i narzeczonego. I wole poczekać kilka miesięcy na ten najpiękniejszy dzień.

Pozdrawiam
Gość
 

Postprzez Kinia » 8 grudnia 2004, o 20:12

[quote="Adam"]Slub nie gwarantuje niczego, rowniez bycia razem do konca zycia, bo sa rozwody i nikt nie jest zmuszony zyc z kims do konca zycia z powodu wziecia slubu.[quote]

Owszem, właśnie to ma gwarantować ślub :!: Albo jesteś chrześcijaninem, albo od razu idź do USC i poproś panią, żeby wypisała papierek, że jesteście związkiem legalnym! Nie ma tu co rozwadniać sprawy!!!! Bóg powiedział: " nie cudzołóż" i tego trzeba się trzymać, a nie wymyślać i kombinować jak to obejść :!:

A co do oprawy ślubu, to ja też pragnę mieć piękną suknię i kwiaty w kościele i organistę (lub zespół) ładnie śpiewającego...i wesele też. Ale tylko wtedy, gdy będzie nas na to stać i to najtańszym kosztem. Ten dzień potrzebuje przygotowań i oprawy, ale nie za cenę utraty czystości na przykład. I nawet z tego powodu nie odłożymy go ani o dzień. Pobierzemy się jak tylko nadejdzie czas gdy będziemy mieli za co żyć i będziemy mogli zapewnić dzieciom dach nad głową.

A chciałabym przede wszystkim odprawić porządne reklekcje wcześniej i być duchowo przygotowana...a resztą zajmować się, ale nie nadmiernie...i znam przykłady osób, które tak zrobiły...i oni są dla mnie wzorem.

A co do księży to też są ludzie ze swoimi wadami i słabościami...czasem trzeba z nimi po ludzku porozmawiać...

Nie chcę nikogo urazić. Wyrażam swoje zdanie. Nie kieruję go do konkretnych osób, by im dopiec :!:

A Madzilek myślę już sporo przeczytała i oby podjęła decyzję zgodną z tym co jej Pan Jezus podpowie. Modlę się za Ciebie Madziulku!!!!

Z Bogiem!

Ps. Ewciu, zgadzam się z Tobą!!! dzięki, że napisałaś!!!
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez Adam » 8 grudnia 2004, o 20:34

Kinia napisał(a):Owszem, właśnie to ma gwarantować ślub :!: Albo jesteś chrześcijaninem, albo od razu idź do USC i poproś panią, żeby wypisała papierek, że jesteście związkiem legalnym! Nie ma tu co rozwadniać sprawy!!!! Bóg powiedział: " nie cudzołóż" i tego trzeba się trzymać, a nie wymyślać i kombinować jak to obejść :!:


Nie trzeba cudzolozyc, aby sie z kims rozstac. Wiele jest takich ludzi, ktorzy po zlych doswiadczeniach nie chca sie na nowo z kims wiazac. A i kosciol w pewnych sytuacjach udziela rozwodow. Wiec to nie sa kombinacje, tylko sprawy o ktorych znowu nie pomyslalas :wink:


Respektuje Twoje zdanie, mimo ze nie ustosunkowalas sie do moich wypowiedzi, przytoczylas tylko dogmaty, bo nie potrafisz ugruntowac swoich teorii.


Pozdrawiam
Adam
 

Postprzez Gość » 8 grudnia 2004, o 21:10

Kinia napisał(a): Ten dzień potrzebuje przygotowań i oprawy, ale nie za cenę utraty czystości na przykład. I nawet z tego powodu nie odłożymy go ani o dzień.


Ja mieszkam z Narzeczonym i nie boję się że jak za długo będziemy "tylko" narzeczeństwem to utracimy czystość. Raczej bycie ze sobą teraz, przed ślubem jest dla nas wspaniałym czasem radosnego oczekiwania na dzień gdy będziemy mężem i żoną.
Dziwna zrobiła się ta dyskusja..
Osoby nie mieszkające razem chciały/ chcą jak najszybciej się pobrać by sferę seksualności przenieść do spraw dozwolonych, boją się wszystkiego przed ślubem i twierdzą że małżeństwo to lek na wszystkie wady ludzkie.
Gość
 

Postprzez Antonia » 8 grudnia 2004, o 21:48

Popieram odosobnione zdanie, że ślub (czyt. sakrament) nie gwarantuje trwałości i zgodności związku małżeńskiego. Jeśli dwoje ludzi zbyt lekkomyślnie podjęło decyzję o slubie, albo nie zdążyli się dobrze poznać i się pobierają... a potem kłótnie, kłótnie ... i rozczarowania. Co więcej któras ze stron otwiera oczy ze zdziwieniem; "to nie on :shock: "
I nie mogą tego przeskoczyc. Czasami nawet sakrament moze nie pomóc. Bo sa sytuacje które nie powinny się zdarzyć, bo są ludzie, którzy nie powinni się byli pobierać.
W ogóle dobrze wybrac partnera na całe zycie to ogromna sztuka. Trzeba byc niesamowicie madrym, cierpliwym, otwartym i miec ogromne zaufanie do Boga. Tylko wtedy może sie to udać. Obecne czasy pokazują jak bardzo dziś trudno "dobrze trafić".
Antonia
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 250
Dołączył(a): 14 października 2004, o 21:58

Postprzez Kinia » 8 grudnia 2004, o 22:47

Masz rację Antoniu! ja też nie jestem za bezmyślnym pobieraniem się. To wszystko jest bardzo skomplikowane i oczywiście trzeba szukać złotego środka pomiędzy szybkim biegiem do ołtarza, a odwlekaniem ślubu w nieskończoność.

Adamie. Kościół NIGDY nie udziela rozwodów, co najwyżej w niektórych przypadkach stwierdza, że tego sakramentu nigdy nie było. To dość znaczna różnica.
Poza tym ja opieram się właśnie na dogmatach i nie tworzę własnych teorii.

Poza tym dziwię się, ze Admin nie zamknął jeszcze tematu, bo zrobiło nam się forum dyskusyjne i zaczynamy na siebie nawzajem napadać. Może już czas to skończyć :?:
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez misiacz » 8 grudnia 2004, o 23:12

Adam napisał(a): A i kosciol w pewnych sytuacjach udziela rozwodow.


W Kościele Katolickim ni ma czegoś takieego jak "rozwód". Możliwe jest natomiast orzeczenie, że małżeństwo zostało zawarte nieważnie, czyli że jakiś warunek udzielenia sobie wzajemnie sakramentu małżeństwa nie był spełniony, np. nie było to dobrowolne itd.

Zgadzam się z Atką, że problem wybierania małżonka i wspólnego życia potem jest skomplikowany. Ale z drugiej strony, udzielając sobie sakramentu małżeństwa, wypowiadamy przysięgę, w której są między innymi słowa "ŚLUBUJĘ (...), ŻE CIĘ NIE OPUSZCZĘ AŻ DO ŚMIERCI". Sprostanie tej przysiędze nie jest łatwe, ale małżonkowie nie są sami - mogą zapraszać Boga, by ich umacniał i pomagał na tej drodze, która jest czasem wyboista i trudna.

Bertruda napisał(a): Dziwna zrobiła się ta dyskusja..
Osoby nie mieszkające razem chciały/ chcą jak najszybciej się pobrać by sferę seksualności przenieść do spraw dozwolonych, boją się wszystkiego przed ślubem i twierdzą że małżeństwo to lek na wszystkie wady ludzkie.


Wydaje mi się, że interpretujesz słowa wypowiadane przez innych zupełnie opacznie. Nikt tu nie twierdzi, że "małżeństwo to lek na wszystkie wady ludzkie" :!: Padały natomiast stwierdzenia, że narzeczeństwo i małżeństwo różni się, czy tego chcesz, czy nie.

Bertruda napisał(a):Absolutnie nie zgadzam się z tym, co pisała Ewa2. Uważam ŻE MAŁŻEŃSTWO TO NIE WSPÓLNE MIESZKANIE + SEKS.


Ewa nie napisała nic takiego, z czego mogłabyś to wywnioskować - wręcz przeciwnie:

Ewa2 napisał(a):Małżeństwo to nie tylko WSPÓŁ-ZYCIE, ale przede wszystkim WSPÓLNE-ZYCIE. (...) Według mojego najgłębszego przekonania zarówno współżycie, jak i wspólne życie należą tylko do małżeństwa.


Wspólne mieszkanie a wspólne życie to dwie różne sprawy... Wydaje mi się, Bertrudo, że z pewną niechęcią odnosisz się do słów osób, które mają pogląd inny niż Ty, co więcej - postąpiły według swoich przekonań i są szczęśliwe...

Życzę wszystkim wszystkiego dobrego i tego, żebyśmy potrafili czytać posty swoich rozmówców :D :D :D
misiacz
Domownik
 
Posty: 306
Dołączył(a): 30 września 2004, o 09:07

Postprzez kasik » 8 grudnia 2004, o 23:39

No widze, ze forum sie rozchulalo :lol: I nie uwazam, ze Admin powinien to zakanczac, wresz przeciwnie! :D A i jakiegos wielkiego najezdzania na siebie nie zauwazylam :wink: Chociaz moze starajmy sie lepiej czytac poszczegolne posty:)

Nasunelo mi sie jedno pytanie odnosnie "rozwodow" wydawanych przez Kosciol. Jak np maz po 10 latach malzenstwa zacznie sie znecac fizycznie nad swoja zona, gdzie wczesniej byli zgodnym malzenstem, to co wtedy? Jak sie Koscol do tego moze ustosunkowac? Wyda orzeczenie, ze malzenstwo nie bylo zawarte dobrowolnie...czy jak? A to ze slubowali az do smierci juz chyba sie nie liczy?? (patrzac na biedna kobiete) Nie rozumiem :roll:

Kasik:)
kasik
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 12 gości

cron