Teraz jest 28 kwietnia 2024, o 15:08 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

razem mieszkać...?

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

razem mieszkać...?

Postprzez madziulek » 29 listopada 2004, o 12:22

Cześć

Od pewnego czasu przeglądam to forum, a dziś zdecydowałam się zarejestrować. Witam zatem Wszystkich!

Mam 22 lata. Póltora roku temu poznałam Janka. Ślub odłożyliśmy na po studiach. Ponieważ nie mamy za dużo wolnego czasu nasze spotkania choć częste są bardzo krótkie. Dlatego zaczęliśmy myśleć, czy od nowego roku nie wynająć pokoju w mieszkaniu studenckim.

Mi się ta myśl tak podoba, że dostrzegam same plusy:
pomimo,że zajęci swoim będziemy blisko,
nasze spotkania teraz często są w towarzystwie współlokatorów a tak mielibyśmy troche czasu na pobycie we dwoje,
poza tym juz teraz moglibyśmy się zacząć docierać

Co o tym myślicie? Może ktoś z Was zamieszkał przed ślubem z ukochaną osobą- proszę o podzielenie się jak to ocenia po czasie. Co Wam dało wspólne mieszkanie?

Dodam jeszcze, że oboje jestesmy zdecydowani czekać z seksem do ślubu, więc kwestia, że wspólne mieszkanie i wspólne łóżko oznaczają grzech nie wchodzi w rachubę.
madziulek
Przygodny gość
 
Posty: 55
Dołączył(a): 29 listopada 2004, o 11:46

Postprzez kasiama » 29 listopada 2004, o 14:25

Co prawda nie mieszkałam z moim mężem przed ślubem, ale jestem młodą żoną i z tej perspektywy odradzałabym ci to wspólne mieszkanie. Dlaczego?
Po pierwsze, jeśli się mieszka razem, to bardzo trudno jest powstrzymać sie od tej największej bliskości jaką jest współżycie, nawet, jeśli teraz macie postanowienie życia w czystości. To nie jest niemożliwe, ale o wiele, wiele trudniejsze (ach, te długie zimowe wieczory, sami, poza tym to przecież prawie jak wasz DOM, więc dlaczego by nie?; oprócz tego jedna łazienka, wchodzenie sobie w drogę, nie zawsze kompletnie ubrani - może się okazać, że nie jesteście aż tak silni, jak wam się teraz wydaje. No i weź pod uwagę NORMALNE reakcje mężczyzny na takie bodźce...). I jeszcze jedno: najprawdopodobniej wasi znajomi nie uwierzą w to, że mieszkając razem zachowujecie czystość. Dla jednych może to być jakieś zgorszenie, choć dla większości pewnie nie. Ale zacznie to działać na was... Nie umiem tego wytłumaczyć, nie wiem, jaki to mechanizm psychologiczny działa, ale jak wszyscy zaczną wam o "tym" truć, sypać dowcipami itd, to możecie dojść do wniosku, że jednak jest to zupełnie normalne i naturalne, poza tym poczujecie się swobodniej...

Drugi powód też wydaje mi się ważny: z pewnością zaczną się sytuacje konfliktowe - inne i częstsze niż teraz. I wasz związek może się o to rozbić. Małżeństwo jednak daje tą pewną siłę, jakąś wyrozumiałość, wtedy może nie jest łatwiej pokonywać jakie problemy, ale człowiek mając w perspektywie obecność tego drugiego do końca życia, jakoś "efektywniej" sobie z tym radzi.

Na wszystko jest czas. Teraz jak się domyślam, jesteście narzeczeństwem, (albo blisko tego), więc cieszcie się tym stanem, on się już nie powtórzy, już nigdy nie będzie tak, jak może być teraz. Nie starajcie się przyspieszyć przyszłości, przybliżyć życia małżeńskiego, nawet z zachowaniem wstrzemięźliwości. To wszystko jest takie piękne m. in. przez to, że jest takie pierwsze i takie wyczekane!
kasiama
Domownik
 
Posty: 832
Dołączył(a): 8 października 2004, o 06:33
Lokalizacja: Kraków

Postprzez madziulek » 29 listopada 2004, o 15:28

Kasiama-Dzięki za odpowiedź
Kwestię znajomych mogę odrzucić od razu- obracam się w towarzystwie, w którym czystość przedmałżeńska jest czymś oczywistym.
A co do tego, że jednak stworzymy sobie okazję, to się boję. I nie tego, że się nie powstrzymamy, ale że będzie nam z tym za ciężko. Z drugiej jednak strony w wielu miejscach czytałam, że czas wstrzemięźliwości w małżeństwie ma być "powrotem" relacji z narzeczeństwa. Mieszkając razem przed ślubem nauczylibysmy się jak być ze sobą bliziutko, ale nie za blisko. A może mi się tylko to wydaje takie łatwe do zrealizowania i korzystne?
Co do kłótni... To chyba i tak prawdziwe czekają nas dopiero w małżeństwie- póki nie padło to "TAK" człowiek zawsze może odejść przez co ma pewien luz i obawę. Może więc dobrze w takiej atmosferze "załatwić" problemy z którymi ludzie się borykają po zamieszkaniu pod wspólnym dachem? My teraz też chcemy być ze sobą do końca, ale jeżeli coś wyjdzie.. to chyba lepiej żeby wyszło zanim nie będzie odwrotu?

No tak... Dziękuję Ci jeszcze raz za odpowiedź, przemyśle powtórnie to co napisałaś- do Świąt mam czas :-) Ale sama widzisz, że jastem w stanie gdy wszystko widzę po swojemu.. Ja naprawde nie dostrzegam minusów..
madziulek
Przygodny gość
 
Posty: 55
Dołączył(a): 29 listopada 2004, o 11:46

Postprzez Kinia » 29 listopada 2004, o 15:48

Madziulku!
Do argumentów, które podała Kasiama, chę dodać jeszcze conajmniej jeden... będziecie czekać do ślubu...wspaniale!!! ale czemu chcieć przy tym nabawić się nerwicy??? no tak, bo jeśli będziecie bliziutko ze sobą, to Wasze ciała też będą się domagały tej bliskości. I trzeba będzie je oanować...czasem drastycznie, gdy będą rozpalone do czerwoności...będzie trzeba piękną pieszczotę przerwać w połowie, by nie doprowadziła do niczego więcej...i będzie to na codzieć, to naprawdę może powodować frustrację...
A nauczyć się opanowywać ma się tysiąc możliwości nie mieszkając razem, bo i pokus nie brakuje przecież.
Ja z moim Ukochanym mamy do siebie 1,5 godziny drogi w jedną stronę...on studiuje i pracuje na cały etat, ja studiuję i pracuję dorywczo. Oboje padamy czasem ze zmęczenia i ledwo mamy siłę na spotkania, ale nie zdecydujemy się na mieszkanie razem, bo... wiemy, że jesteśmy zbyt słabi, by nie grzeszyć nawet dotykiem, myślą...a tego chcemy ze względy na Pana Jezusa, na nas, na nasze dzieci (przyszłe :lol: )

Spróbuj popatrzeć obiektywnie, nie przez pryzmat uczuć. Jesteście na dobrej drodze chcąc zachować czystość, nie utrudniajcie jej sobie!!! Wynajmijcie oddzielne pokoje, ale gdzieś blisko, na jednym osiedlu, żeby nie tracić czasu a dojazdy. Poznacie się i tak gruntownie, a resztę będziecie poznawać po ślubie.... Zyczę Wam dobrych wyborów i wiele miłości wzajemnej!!!
Kinia


PS. Inni nie wiedzą jak żyjecie, że zachowujecie czystość i dla kogoś kto jest słaby możecie być złym przykładem. Też spróbuje i straci wielki dar...albo jeszcze inaczej: mieszkacie razem, a przystępujecie do Stołu Pańkiego...dla wielu może to być złym świadectwem... albo co powiecie dzieciom???
Pozdrawiam Cię cieplutko... i przepraszam jeśli zabrzmiało jak kazanie.. :oops: nie chciałam :!:
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez madziulek » 29 listopada 2004, o 16:38

Jesteście Wspaniałe!
Dzięki Kiniu za ciepłe słowo i podzielenie się swoim doświadczeniem. Niby to co napisałaś rozumiem ale... Jak sobie pomyślę że jeszcze 3 lata bedziemy się spotykać tak jak dotychczas.. beznadziejnie :!: Widujemy się średnio 3h dziennie. Do wyboru mamy spacer, kina lub siedzenie w pokoju ze współlokatorami albo wyjście na korytarz. Wiem czego mi brakuje bo jak mamy wolny pokój na weekend(ok. raz na 3 miesiące-wyjazd współlokatorów) to razem gotujemy, rozmawiamy o tym co dotyczy tylko nas, oglądamy filmy, czytamy książki- poznajemy się. Jest tak cudownie!!! I macie rację dziewczyny- wtedy noc jest problemem :oops: . Ale oboje uważamy, że to dlatego że normalnie nie mamy nawet możliwości spokojnie się pocałować :cry: więc jak już się pocałujemy to musimy sie hamować (na razie bez porażek). A zasypianie przy sobie( nawet plecami do siebie) jest takie wspaniałe. Oboje nigdy nikogo nie mieliśmy więc może stąd w nas ten głód bliskości i wiara, że ustalonych granic nie przekroczymy..

Spytałaś co powiedziałabym dzieciom.. Skoro byśmy nie grzeszyli to bym nie miała czego się wstydzić

Tak sobie myślę, Kiniu, że jeżeli zamieszkalibyśmy nie w akademiku, ale w jednoosobowych pokojach to po ok miesiącu i tak byśmy po zajęciach wracali do jednego pokoju... Teraz ze względu na współlokatorów musimy trzymać się pewnych reguł.

Nie wiem dlaczego mam aż tak się przejmować innymi. Przecież dla kogoś sam fakt że mam chłopaka może być równoznaczny z tym że sypiamy ze sobą. W końcu nie trzeba mieszkać razem...

A może ktoś jednak zamieszkał z narzeczonym??
madziulek
Przygodny gość
 
Posty: 55
Dołączył(a): 29 listopada 2004, o 11:46

Postprzez Gość » 29 listopada 2004, o 17:30

Tak, moi znajomi mieszkali razem. Grzecznie, po chrześcijańsku. Są już po rozwodzie. :(
Gratuluję wiary we własne siły, ale sądzę, że niestety jest przesadzona. Jest wiele na to przykladów, że ludzie, o których by sie nigdy tak nie pomyślało wlaśnie wpadli w ten grzech. Czystość jest łaską, a wg słów mojej koleżanki dziewictwo jest męczeństwem. Stać Was na to?
Jeszcze jeden obrazek z życia: studentka sama wynajmuje mieszkanie, więc chłopak tak często u niej bywa, nocuje, że prawie mieszkaja razem. Bliskość coraz większa, choć nie "do końca", i coraz mniejsze poczucie grzechu. W końcu musieli sie rozstać. :?
Zgadzam się też z Kasiamą co do konfliktów. Gdy się nie jest po ślubie i mieszka razem, to jest miło i bez zobowiązań, to jest pociągające, ale ostatecznie myślę, że dla rozwoju prawdziwej miłości destrukcyjne. Bez ślubu każdy konflikt może prowadzic do szybkiego rozstania i gdzie wtedy zamieszkasz? Rozmawialam kiedyś z dziewczyną, która wynajęła z chlopakiem mieszkanie, ale zanim tam razem zamieszkali, to się rozstali i została tam sama. :(
Znam kilka małżeństw które przez kilka lat w narzeczeństwei mieszkali daleko, bo studiowali w innych miastach. Sama mieszkałam przez pierwszy rok małżeństwa :!: 400 km od męża i widywaliśmy się przewaznie co drugi weekend. I jakoś nic strasznego sie nie stało.
Twój argument, ze obracasz się w towarzystwie, gdzie czystość jest czymś oczywistym jest dla mnie kontrargumentem. Skoro jest tak, to robi się wszystko, by to zachować, a nie naraża się z walsnej woli. A dla ludzi o innych pogladach będzie jasne, że śpicie razem.

Może starczy. Pozdrawiam Cie serdecznie, Madziulku :wink:
Gość
 

Postprzez Gość » 29 listopada 2004, o 18:11

PS. Nie pomyśl, że to co napisałam o wierze we wlasne siły to jakas uwaga do Ciebie osobiście. Po prostu wiem, że czlowiek jest słaby i że wytrwanie w czystości jest baaardzo trudne. Ale oczywiście mozliwe.
Moje przykłady są może nieco tendencyjne, ale większość moich znajomych nie mieszkała razem przed ślubem (a ja nawet nie po ślubie :wink: ).

Skojarzyła mi się jeszcze jedna rzecz, która nazywa się chyba stała okazja do grzechu. Kieduś ksiądz podczas spowiedzi mnie zapytał z kim mieszkam. Nie wiedzialam czemu, potem dopiero pomyślalam, że sprawdzał, czy nie mieszkam z chlopakiem. Może porozmawiaj z jakims księdzem, jesli to (tzn. kwestie religijne i możliwośc otrzymania rozgrzeszenia) dla Ciebie ważne.

Napisałaś: " Z drugiej jednak strony w wielu miejscach czytałam, że czas wstrzemięźliwości w małżeństwie ma być "powrotem" relacji z narzeczeństwa. " Dobrze, ze ten powrót w cudzyslowie, bo to nie jest to samo, to takie porównanie, dla mnie niekoniecznie najlepsze. Wstrzemięźliwośc w narzeczeństwie jest przecież o wiele większa.

:wink: [/quote]
Gość
 

Postprzez Antonia » 29 listopada 2004, o 19:18

Madziu... ze szczerego serca... odradzam. Ja ze swoim chłopakiem spotykamy się co drugi a czasami i co czwarty weekend. No i własnie w zwiazku z tym, że są to całe 48 godzin spędzanych razem, z reguły we dwoje (Mój miły ma własne mieszkanie), wiem, ze zachowanie czystości jest bohaterstwem niemal! A bywa, ze jak przystało na parę przed ślubem czasami niemożliwe - oczywiście nie współżyjemy, ale powstrzymywanie się od intymnych pocałunków czy dotyku jest na granicy nierealności. Jest to dla mnie bardzo trudne, ale ja nie mam możliwości spotykania sie z moim mężczyzną inaczej; na co dzień dzieli nas 250 km. I z reguły On zaprasza mnie do siebie, bo są warunki lokalowe - to po pierwsze, a po drugie mój miły ma szansę wtedy odpoczać od jazdy samochodem bo na co dzień pokonuje setki kilometrów (poszłam na kompromis i to ja przyjeżdżam do Niego), czasami On przybywa do mnie, ale u mnie warunki do przenocowania trudne i trochę nas wszystkich (domowników i gościa) to krępuje. Więc jest jak jest, ale mówię, to ogromnie trudne zachować czystość: myśli, pragnień, gestów. Jesli Ty masz szansę przechodzić pokusy łatwiej to z niej skorzystaj. Sposób, który ja wybrałam jest bardzo ryzykowny - ale podjęłam to ryzyko i jest to TRUDNE. Niemniej jednak kocham tego męzczyznę i nie chce z Niego rezygnować... bynajmniej jeszcze
nie :wink: Wierzę, że z Bozą pomocą uda mi się wejść w małżeństwo " nie naruszoną" Po takim czasie spotykania się, wiem, że nigdy nie mogę być siebie pewna - nigdy i ze zawsze muszę być czujna. Taką płacę cenę za szansę spotykania się z człowiekiem, który dla mnie wiele znaczy.
Antonia
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 250
Dołączył(a): 14 października 2004, o 21:58

Postprzez misiacz » 29 listopada 2004, o 19:26

Madziulku!

Przyłączam się do głosów, które tu już padły - ja też odradzam Ci wspólne mieszkanie przed ślubem. Ja mojego obecnego Męża poznałam w listopadzie na I roku studiów, a pobraliśmy się i zamieszkaliśmy razem po V roku w lipcu (teraz mamy już prawie 2,5 roku stażu małżeńskiego :D ). Jak widzisz, na wspólne mieszkanie czekaliśmy prawie 5 lat... i warto było czekać :!:

Zgadzam się z Tobą, że perspektywa wspólnego mieszkania kusi, kiedy ludzie są sobie bliscy i wiedzą, że chcą być razem. Jednak z drugiej strony, naprawdę taka sytuacja może nie przysłużyć się, ale zaszkodzić związkowi. Okres narzeczeństwa i mieszkania osobno naprawdę jest pełen uroku, który dostrzega się w pełni również w małżeństwie. To powinien być czas oczekiwania nie tylko na współżycie, ale na wspólne życie we wszystkich wymiarach. My dziś naprawdę uważamy, że ten czas się nam przysłużył. Wiem, że w okresie, w którym jesteście, bardzo się pragnie robić razem ,,zwyczajne rzeczy'' - razem gotować itp. My znaleźliśmy takie wyjście z sytuacji: kiedy mieliśmy czas, robiliśmy zakupy, gotowaliśmy coś razem, czasem jedliśmy razem z naszymi współlokatorami (oboje mieszkaliśmy w akademikach). Więc jeśli macie współlokatorów, których lubicie, może czasem ugotujcie coś we swoje i poczęstujcie też ich? A kiedy zdarzało się tak, że mieliśmy dosyć towarzystwa w akademiku, wybieraliśmy się razem do jakiejś przytulnej kawiarni lub winiarni i siedzieliśmy we dwoje, rozmawiając godzinami...

Mam kilka par znajomych, którzy mieszkali ze sobą przed ślubem z zachowaniem czystości. W jednym przypadku skończyło się tym, że dalej mieszkają razem bez ślubu ale już nie w czystości, w dwóch pozostałych - ślubem. Wydaje mi się, że okres wspólnego mieszkania przed ślubem wiele im odebrał: naprawdę równie fantastyczne jak kupowanie razem świec na noc poślubną jest przygotowywanie tuż przed ślubem swojego mieszkanka już naprawdę wspólnego (choć może i wynajętego - my po wynajęciu naszego pierwszego mieszkania i zawiezieniu tam rzeczy obojga na 3 tygodnie przed ślubem po prostu szaleliśmy ze szczęścia :!: ) Wspólne mieszkanie też jest znakiem wspólnoty małżeńskiej, jedności. Pewnie teraz o tym nie myślisz, ale zastanów się - co by było gdybyście się jednak rozstali? Wtedy nie tylko może zostać Ci etykietka ,,tej co mieszkała razem z chłopakiem'', ale na pewno - co bardziej istotne - czułabyś się sama z tym źle.

Jak sama napisałaś, wytrwanie w czystości nie jest łatwe nawet wtedy, kiedy czasem zdarzy się nocować razem, a pomyśl, co dopiero na co dzień... Naprawdę można się nabawić nerwicy :? Nam też zdarzało się czasem nocować razem i udało nam się wytrwać w czystości, ale nie było to łatwe. Dlatego nigdy nie zdecydowałabym się na wspólne mieszkanie przed ślubem, bo człowiek jest tylko człowiekiem :oops:

Pragnienie bycia razem i wspólnego życia przez kochających się ludzi jest zupełnie naturalne, dlatego Kościół wcale nie zaleca zbyt dlugiego okresu narzeczeństwa... Kiedyś rzeczywiście nie był on z reguły taki długi; dziś najpierw chcemy skończyć studia itd. Pozostaje więc jeszcze jedno rozwiązanie - możecie rozważyć, czy rzeczywiście czekać z małżeństwem do końca studiów, czy może pobrać się jeszcze w ich trakcie? Miałam na studiach kilka takich znajomych par, które zdecydowały się wziąć ślub. Dostali pokoje małżeńskie w akademiku, skończyli studia i dziś (już kilka lat po ślubie) są razem i układa im się dobrze.

Myślę, żo mogłaby Ci pomóc też szczera rozmowa z jakimś zaufanym duszpasterzem akademickim albo spowiednikiem. Życzę wszystkiego dobrego i jak najlepszych relacji z narzeczonym :D :D :D

P.S. Nie piszesz, jak mogliby zareagować Wasi Rodzice na ten pomysł. Myślę, że to też bardzo istotne, bo może rzutować na Wasze relacje z Nimi w przyszłości.
misiacz
Domownik
 
Posty: 306
Dołączył(a): 30 września 2004, o 09:07

Postprzez kasiama » 29 listopada 2004, o 21:04

Może faktycznie, tak jak radzi wam Misiacz, przemyśleć jeszcze raz, czy na pewno czekać ze ślubem do końca studiów? Skoro jesteście siebie pewni?
Znam wiele takich studenckich małżeństw, my sami jesteśmy takim (tzn. my tak w połowie, tylko ja studiuję dziennie :) ). I też tak jak ty mam 22 lata. My zdecyowaliśmy się na ślub już teraz, bo 7 lat bycia razem "nieformalnego" to wystarczająco dużo... :wink: Ale mam też takich znajomych, którzy z dala od rodziny (są spod Warszawy), zaraz po maturze pobrali się, mieszkają w wynajętym mieszkaniu, oboje studiują i jeszcze urodziło im się pół roku temu wyczekiwane dziecko. I są jednymi z najszczęśliwszych i najradośniejszych par, jakie spotkałam!
I ja też potwierdzam: małżeństwo w trakcie studiów jest możliwe i godzenie tych dwóch rzeczy nie jest aż tak trudne, jak mogłoby się wydawać. A ile szczęścia! :D
kasiama
Domownik
 
Posty: 832
Dołączył(a): 8 października 2004, o 06:33
Lokalizacja: Kraków

Postprzez rybka » 29 listopada 2004, o 21:42

przyłączam sie do Misiacz w trosce o rodziców - co pomyślą koledzy nie ma znaczenia, każdy sądzi według siebie...

zdarzało mi się mieszkać z chłopakiem na wyjazdach wakacyjnych. trzy tygodnie razem na małej przestrzeni... jakie są moje wnioski z tych doświadczeń?
też był to pierwszy związek, ogromny głód czułości.
uwielbiałam wspólne zasypianie - nieerotyczne, a tak intymne... no właśnie: trochę zbyt intymne, zważywszy że się rozstaliśmy.
druga uwaga, to taka, że erotyka nie zaczyna się na współżyciu. z biegiem czasu rzeczywiście pozwalaliśmy sobie na trochę wiecej... ale też sumienie się do tego nie przyzwyczaiło - kiedyś wydawało mi ise to jasne: ślub to seks, reszta to już nie ma jakichś szczegółowych zakazów... okazało isę że własne sumienie jest wystarczająco rygorystyczne, jesli się go słucha. udało nam się wypracować reguły (np prawo stopu - jeśli którakolwiek strona uzna, że za dużo sobie pozwalamy... żeby nie było jakichś dwuznaczności kto zaczął, żeby nie było pretensji o milczącą zgodę). to wielkoe osiągnięcie naszego związku... ja też nie jestem już tak wygłodzona czułości (jak Ci tego brak masz pełne prawo w każdym wieku domagać się tego od rodziców. w końcu od czego są matki!)
a potem się rozstaliśmy i jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.

najbardziej nas zbliżyło oddalanie się fizyczne. osobne łóżko, twarde zasady - wreszcie zamiast robić do siebie maślane oczy rozmawialiśmy i robiliśmy coś razem.

osobne pokoje w jednym akademiku to dość sensowne rozwiązanie - można spoktać się bez znajomych i wrócić do siebie na noc. wiem, że to dość indywidualne, ale ja potzrebuję dużo własnej przestrzeni - tu już musisz ocenić własne potrzeby. może być pokój za ścianą, ale ściana jest jednak przydatna.

a może rzeczywiście ślub na studiach? ja byłam całkowicie planowanym i małżeńskim dzieckiem urodzonym na drugim roku... ojciec był nieco starszy, pracował jezszce w spółdzielni studenckiej, ale już kończył studia, mieszkanie nie własne, ale osobne od rodziny... i jakoś wyszło. (to długa historia i bardzo ją lubię, ale chyba nie wypada pisać o cudzych doświadczeniach publicznie :wink: )
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kk » 30 listopada 2004, o 15:05

Madziulku!
Ja też szczerze Ci odradzam podejmowania prób wspólnego zamieszkania. Wszystko to co napisały Ci dziewczyny jest PRAWDZIWE i wiele w tym zyciowych mądrości: WSZYSTKO NA ZIEMI MA BOWIEM SWOJ CZAS!

Zapewne teraz jesteś bardzo zakochana i pewna, że życie pod jednym dachem nie zmieni podjętych postanowień w kwestiach współżycia. Ale wierz mi, że jest to igranie z ogniem! Po co wystawiać się na próbę? Po co stwarzać sobie problemy, których można w prosty sposób uniknąć? Po co psuc czas, którym jest narzeczeństwo? Czas oczekiwania na tą drugą osobę?

Mieszkanie ze soba na próbę, nawet przy bardzo silnym związku, skończyć może się bardzo boleśnie dla którejś ze stron. Jest bowiem niezobowiązujące i zawsze można sie rozejść. Ponadto wiele znanych mi osób po jakimś czasie przyzwyczaja sie do tej sytuacji i żyją tak sobie bez ślubu w nieskończoność. I o ile kobieta pragnie małżeństwa, białej sukni, to facet, który dostaje to co chce i jest mu z tym dobrze wcale nie kwapi się do legalizacji związku ( bo mu i tak jest dobrze, więc po co coś zmieniać?).

A co jeśli wytrzymacie z seksem do ślubu? Otóż moim zdaniem i tak pozbawicie się niesamowitej radości jaka spotyka pary zamieszkające razem dopiero po ślubie. O ile samo czekanie na wspólne zamieszkanie nie jest łatwe, to efekt po ślubie jest piorunujący. Jest to na prawdę cudowny czas bycia razem bezgranicznie, bycia razem bez wyrzutów sumienia (co na pewno towarzyszyć będzie wam na codzień mieszkając bez ślubu, wierz mi nie da się tego uniknąc jeśli jest się człowiem wierzącym) i w dodatku z Bożym błogosławieństwem!

I takiej radości zasmakować Wam życzę, na prawdę warto na to czekać! :D nawet i lat kilka :wink:
kk
Przygodny gość
 
Posty: 83
Dołączył(a): 27 listopada 2003, o 20:11

Postprzez Kinia » 30 listopada 2004, o 21:26

Madziulku!!!
zobacz ile dziewczyn przejęło się Twoim losem...większość to mężatki...ale jeszcze wystarczająco młode by pamiętać trudy czekania :wink:
może to jednak coś oznacza??? może nie warto ryzykować???
i jeszcze jedno...rozmawiałam z bp.Stefankiem i powiedział mi (sam jakoś on zaczął mówić na ten temat) że on by później nie chciał błogosławić takiego związku, bo o ile on osobiście wierzy młodym gry mówią, że wytrwali w czystości, to jednak byli powodem zgorszenia i ten grzech mają na sumieniu... (mam nadzieję, że nic nie przekrąciłąm z wypowiedzi Biskupa :!: )
Poważnie to przemyśl, proszę!!!
Powierzam Was Maryi, Matce Pięknej Miłości!!!
Pozdrawiam
Kinia
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez Gość » 1 grudnia 2004, o 09:00

Witam Madziulku

Ja zamieszkałam ze swoim chłopakiem ponad rok temu. Wynajęliśmy mieszkanie ze znajomymi. Nie żałuję tej decyzji, choć wtedy nie była do końca przemyślana. Dziś, po przeczytaniu tego co napisały inne osoby, zastanowiłabym się...
Co do czystości przedmałżeńskiej... Najtrudniej było na początku. Teraz już nauczyliśmy się reagować spokojniej. Może to kwestia przyzwyczajenia do sytuacji a może po prostu fakt, że możemy sobie okazywać uczucia cały czas. W każdym razie rzadko się zdarza, że nie możemy przy sobie wyleżeć. Rozwiazaniem jest, że wtedy kładziemy się jak jesteśmy bardzo zmęczeni i wstajemy zaraz po przebudzeniu. Nie mamy nerwicy na punkcie zachowania czystości- od początku wszystko było jasne. Ufamy sobie i dzięki temu to nie mnie nie stresuje.
Odnośnie rodziców... Wiedzą jakie są zasady naszego mieszkania razem (choć też początkowo nie wierzyli, że wytrzymamy) . Kochamy się, planujemy wspólną przyszłość, oddzielamy wspólne mieszkanie od wspólnego życia więc nie protestują
Kłótnie... żadnych poważnych i zagrażających naszej miłości a wynikających z tego że razem mieszkamy. Więcej, gdy pojawiały się różne zdania w ważnej sprawie, to fakt mieszkania ze sobą mobilizował nas do szukania rozwiązania. Mielibyśmy problem by się wyprowadzić a spanie na podłodze było 'mocnym' argumentem.
Opinia innych... zgadzam się, że każdy mierzy swoją miarą. Nie czuję żebym kogoś gorszyła. Jak ktoś do faktu, że mieszkam z Narzeczonym dokleja łatkę, że "żyjemy na kocią łapę", to jest to jego sprawa. Nie mogę przecież brać odpowiedzialności za to, że nie próbując się dowiedzieć jak jest, osądza. Choć z drugiej strony wiem, że ze względu na sąsiadów nie zamieszkamy z Narzeczonym w swoim mieszkaniu bez ślubu. Może to nieistotne, ale dla mnie jakoś tak symboliczne. Chcę zaczynać urządzać nasze mieszkanko, nasze życie dopiero po ślubie. Ze względu na takie podejście nie możemy doczekać się kiedy będziemy dla siebie mężem i żoną. Kiedy wreszcie zaczniemy razem żyć. I tego narzeczeńskiego pragnienia nie zmniejsza mieszkanie ze sobą- a może nawet je wzmacnia.
Rozmawiałam też z księdzem... Dopóki nie żyje się jak mąż z żoną to nie ma problemu.

Jakie korzyści przyniosło mi wspólne mieszkanie? Poza oczywistymi (zawsze razem, wszystko razem) Przede wszystkim staliśmy się sobie naprawdę bardzo bliscy. Bycie razem bez względu na nastrój, samopoczucie wymusza na nas zmianę siebie, uczy otwartości na drugiego i wyrozumiałości. Niedawno miałam trudny czas- ciężko mi nawet było rozmawiać o tym z Mamą. Dzięki temu, że moja więź z Narzeczonym jest tak silna- mogłam Mu się wygadać. Było ciężko ale pomogło.
Poza tym dzięki wspólnemu mieszkaniu Narzeczony przekonał się do NPR. Po prostu już Go nie odstrasza czekanie na mnie(co na początku wydawało Mu się nierealne)... Do tego już dziś uczestniczy w prowadzeniu moich kart. Rano jestem zwykle zaspana więc nim do mnie dotrze że trzeba sięgnąć po termometr podaje mi go.
Jakie minusy? Nie mam gdzie poplotkować z przyjaciółką (jaden pokó to za mało). Nie mam za dużo czasu na pobycie sam na sam ze sobą(choć trudniej mi z tym było na początku)

W sumie to jest nam cudownie! Ale nie wiem czy Ci polecić zamieszkanie z chłopakiem... Może nam się po prostu udało...? Ale my jeszcze małżeństwem nie jesteśmy!!

Pozdrawiam i życzę dobrej decyzji
Gość
 

Postprzez misiacz » 1 grudnia 2004, o 20:02

Bertrudo,

gratuluję, że Wam się udało. Nie obraź się za to, co napiszę - dużo zyskaliście, ale według mnie straciliście nieporównanie więcej... Nie chodzi bynajmniej o to, co mogą mówić inni (choć sama zaznaczasz, że w swoim mieszkaniu nie chciałabyś z Narzeczonym przed ślubem mieszkać - a jaka to różnica w swoim czy w wynajętym :?: ), ale o Wasze uczucia i przeżycia.
Dlatego mimo wszystko wspólne mieszkanie przed ślubem odradzam.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego :D
misiacz
Domownik
 
Posty: 306
Dołączył(a): 30 września 2004, o 09:07

Postprzez mfiel » 1 grudnia 2004, o 23:49

Ludzie są różni, sytuacje są różne. Jedni się rozchodzą, bo widują się zbyt często, inni bo zbyt rzadko. Ludźmi bym się nie przejmowała zbytnio i tak będą gadać i oceniać Was według siebie.
Może trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie kompromisowe - np. wynajmijcie dwa osobne pokoje w mieszkaniu studenckim :) , najlepiej takim gdzie będziecie mieli jakąś przyzwoitkę :wink: w postaci lokatorów na pozostałych pokojach.

Pozdrowionka :D
mfiel
Domownik
 
Posty: 316
Dołączył(a): 1 czerwca 2004, o 14:52
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Kręciołek » 2 grudnia 2004, o 11:37

Ja również odradzam takie rozwiązanie. Z powodów wyżej przedstawionych, więc nie będę się powtarzać. Jeśli nawet wytrwalibyście w czystości to stracilibyście i tak dużo: ten powiew nowości po ślubie, to uczenie się siebie, pierwsza wspólna noc razem ( i nie chodzi mi tylko o współżycie) ale o pierwsze małżeńskie przytulenie w nocy, takie "legalne" jako mąż i żona. Wiesz jakie to piękne?
Jestem 5 miesięcy po ślubie i za żadne skarby nie chciałam mieszkać wcześniej z narzeczonym, choć mieliśmy taką możliwość. Cieszę się, że zrobiliśmy to dopiero w poślubny poranek i do końca życia będę pamiętać chwilę kiedy przyjechaliśmy do wspólnego mieszkania po weselu, mąż przeniósł mnie przez próg i od tej chwili właśnie zamieszkaliśmy razem.
Przed slubem tego nie doświadczysz a po ślubie nie będzie Cie to tak cieszyć.
Nie pozwól by przez wspólne mieszkanie spowszedniały Wam te wszystkie pierwsze wspólne momenty.
Wiesz, w życiu trzeba dokonywać wyborów słusznych, a nie wygodnych.
To procentuje!
Z Bogiem :)
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez dzolka » 2 grudnia 2004, o 20:27

Dopisuję się choć nie napiszę nic nowego. ja też jestem za tym, żeby nie mieszkać ze soba przed ślubem. Wszystkie mity o docieraniu się i sprawdzaniu to... tylko mity....
Ja, gdy postanowiłam wyjść za mąż za Zbyszka, znałam go tydzień. Pobraliśmy się rok po poznaniu. Parę miesiecy przed ślubem sąsiadka która miała nam wynająć mieszkanie, wyjechała do Kanady. My jednak postanowiliśmy zamieszkac tam dopiero po ślubie. oczywiście spędzaliśmy tam sporo czasu, szykowaliśmy sobie nasze "gniazdko" :-) ale zawsze wracaliśmy na noc - kazdy do siebie. Obracam sie w kręgach (praca, studia, znajmi) gdzie śmiano się z nas, namawiano żebyśmy zamieszkali przed ślubem skoro mamy okazję. straszono nas że jak po ślubie będzie źle to będziemy żałować ze wczesniej tego nie przetestowaliśmy. A po ślubie...... na początku było naprawdę niewesoło (cóż, dwie kompletnie różne osobowości zamkniete na 34 m kw...) wszystkie róznice wychodziły na wierzch. Kłócilismy się o WSZYSTKO. To trwało rok. Przez ten rok mimo kłótni staraliśmy się rozwiązywać nasze problemy modlitwą i staraniem obopólnym żeby bylo dobrze, bo to przecież mój maż, moja żona... ktos na zawsze. Wspólne msze niedzielne łagodziły wszystko wspólna spowiedź i Komunia konczyły spory i umacniały. Teraz,trzy i pół roku po ślubie, nie pamietam kiedy sie kłóciliśmy, "dotarlismy się", jest nam ze sobą dobrze, przyzwyczailiśmy się do różnych rzeczy, wiele zmieniliśmy.... jest wspaniale. Naprawdę przykład maszyny w której musiały się dotrzeć wszystkie tryby i trybiki żeby wszystko działało jak trzeba, do mnie przemawia. Ale wyobraź sobie teraz madziulku że kłócicie się w tym swoim pokoiku który chcecie wynajać: jestescie luźną parą, więc jesli znudzi sie Wam kłócenie się lub przemknie przez myśl że "jednak do siebie nie pasujemy" to łatwo będzie sie Wam rozstać i nie będziecie walczyć o bycie razem tak bardzo. Wiem że gdybym zamieszkała z moim mężem przed ślubem, doszłabym szybko do wniosku że on nie jest dla mnie skoro się tak bardzo różnimy, i nie byłoby dzisiaj naszego cudownego, zgodnego bycia razem :lol:
Nie jestem pewna czy napisałam wszystko jasno, moze ze trochę chaotycznie ale mam nadzieję że widać sedno :-)
dzolka
Domownik
 
Posty: 457
Dołączył(a): 7 marca 2004, o 20:23
Lokalizacja: woj. dolnośląskie

Postprzez rybka » 4 grudnia 2004, o 18:04

ponadto zauważę, że oni już są narzeczeństwem, a nie tylko luźną parą, więc im na sobie zależy...
mnie jakoś przekonuje post Bertrudy, nie szukałabym trupa w szafie. warto się jednak zastanowić, czy coś takiego da się powtórzyć w tym wypadku.
przypomnę, bo było to napisane tylko w 1 zdaniu, że narzeczeni mieszkają w mieszkaniu razem ze znajomymi.

cóż, trzeba rozważyć wszystkie możliwości - akademiki, mieszkania studenckie... na pewno znajdziecie coś odpowiedniego.
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez Gość » 4 grudnia 2004, o 18:39

Claudio, to co innego czekac w małżenstwie np. dwa tygodnie, a co innego rok czy więcej narzeczeństwa.
Gość
 

Postprzez dzolka » 4 grudnia 2004, o 20:54

do rybki: luźna para = dwie osoby nie zwiazane sakramentem małżenstwa.
dzolka
Domownik
 
Posty: 457
Dołączył(a): 7 marca 2004, o 20:23
Lokalizacja: woj. dolnośląskie

Postprzez mfiel » 4 grudnia 2004, o 23:12

Moja babcia mawiała (przepraszam za dosadność) "Krew nie woda, majtki nie pokrzywy" :wink: .

Jeżeli dwoje ludzi chce zaczekać ze współżyciem do sakramentu małżeństwa, to wspólne mieszkanie ze sobą jest wystawianiem się na próbę. Owszem można ją przejść pozytywnie, ale jak okaże się, że nie są tak silni jak im się wydawało ...
mfiel
Domownik
 
Posty: 316
Dołączył(a): 1 czerwca 2004, o 14:52
Lokalizacja: Poznań

Postprzez kasik » 6 grudnia 2004, o 00:29

Hmmm ciekawy temat, wiec zdecydowalam sie troche wtracic.

Nie rozumiem tego wielkiego NIE przed wspolnym mieszkaniem przed slubem. Kochaja sie? Chca byc te soba? Brakuje im siebie? Maja swoje priorytety? Maja mozliwosc mieszkania razem, wiec dlaczego nie?? Czy wspolne mieszkanie odrazu wszystko psuje? Czy to juz jest zapisane, ze sie potem rozstana badz beda sie klocic? Ze sie nie beda mogli opanowywac przed wspolzyciem?

Kazdy czlowiek jest inny, kazdy potrzebuje czegos innego do szczescia! Moze im potrzebane jest mieszkanie razem? Ale razem, tylko sami, bez przyzwoitki! Przyzwoitki maja caly czas w akademiku! Moze potrzebuja zasypiania razem i budzenia sie przy sobie? Czy to tez jest tylko zapisane malzenstwu? Wybrali droge czystosci., ich wybor....wiedza co robia...ale dlaczego nie moga mieszkac razem? Nie rozumiem tego:(


Uwazam, ze kazdy czlowiek ma wolnosc wyboru. Chca mieszkac razem...prosze niech mieszkaja! Nie wiem tez co maja do tego rodzice?? Oni nie sa malymi dziecmi! A zdanie innych osob?? Mieszkanie razem przed slubem nie ozancza niczego zlego, wielkiego grzechu...moze zalezy to od intrepretacji, ale takie opinie sa naprawde zadkoscia. Ale zreszta nikogo nie powinno obchodzic, co robia inni.

Mfiel napisala:

Może trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie kompromisowe - np. wynajmijcie dwa osobne pokoje w mieszkaniu studenckim

Mfiel, czy nie wydaje Ci sie to a propos troche nieekonomiczne??

:lol:

I jeszcze to:

Jeżeli dwoje ludzi chce zaczekać ze współżyciem do sakramentu małżeństwa, to wspólne mieszkanie ze sobą jest wystawianiem się na próbę. Owszem można ją przejść pozytywnie, ale jak okaże się, że nie są tak silni jak im się wydawało...

to.... no wlasnie...juz minely czasy brania slubo w wielku 18 lat i po 3 miesiacach bycia razem. Ludzie sa ze soba latami, czesto mieszkaja daleko od siebie, maja po 25 lat i wiecej i im sie "zabrania" mieszkac razem?? Zabrania im sie bliskosci, intymnosci?? Bo co?? Bo zobacza sie przypadkiem nago? Bo mezczyznie sie "cos" zrobi? Ludzie, nie przesadzajmy! I jak nie beda tak silni jak im sie wydawalo to co? Juz zwiazek zaprzepaszcony? Jak dwoje ludzi chce byc razem do konca zycia, jeden jest pewny drugiego, to wydaje mi sie, ze wspolne mieszkanie (i zycie naturalnie w tym mieszkaniu) nie ma prawa niczego zniszczyc, wresz przeciwnie....TO UMACNIA! Wiem to i nigdy nie uwierze w zdania przeciwnikow. Ale trzeba byc pewnym, ze to wlasnie jest ta osoba, ta jedyna, ta na cale zycie! I nawet wtedy jak sie okaze ,ze nie sa tacy silni jak by im sie wydawalo (wspolzycie), nie robi to zadnej tragedii, bo przeciez i tak z ta druga polowka bedzie sie do konca zycia! I nie wydaje mi sie, zeby cos takiego mialo zepsuc pozniejsze malzenstwo! Jak zniszczy, to oznacza jedno ... nie kochali sie naprawde!

Lepiej juz koncze, bo pomalu zaczynam sie denerwowac :lol:

Pozdrawiam:)
Kasik

ps. Prosze nie odebrac tego postu zle, nie zamierzam nikogo obrazac:)
kasik
 

Postprzez Gość » 6 grudnia 2004, o 11:31

Też sie zaczełam troche denerwowac czytając Twoj post.
Ale bez emocji: masz prawo do swojego zdania, daj też innym mieć swój pogląd negatywny na tę sprawę.
Jeżeli sie ma pewnośc, że to osoba na całe życie, to czemu nie wziąć ślubu? Z drugiej strony, przecież zdarza się, że i spod kościoła ludzie uciekają, w ostatniej chwili zmieniają zdanie. Nie można mieć więc żadnej pewności, że z tą połówką będzie się na całe życie. Naprawdę różne rzeczy się zdarzają. A nawet jesli nie... ja na pewno żalowałabym, gdybym zaczęła współżycie z moim mężem przed ślubem.
Poza tym, jak to mawia mój znajomy: przykazania są dla wierzących. I to jest ostateczny argument. Wiem, że Bóg wie lepiej co dla mnie (i dla każdego czlowieka) dobre.
Gość
 

Fundamenty zwiazku

Postprzez Adam » 6 grudnia 2004, o 13:05

dzolka napisał(a): Ale wyobraź sobie teraz madziulku że kłócicie się w tym swoim pokoiku który chcecie wynajać: jestescie luźną parą, więc jesli znudzi sie Wam kłócenie się lub przemknie przez myśl że "jednak do siebie nie pasujemy" to łatwo będzie sie Wam rozstać i nie będziecie walczyć o bycie razem tak bardzo. Wiem że gdybym zamieszkała z moim mężem przed ślubem, doszłabym szybko do wniosku że on nie jest dla mnie skoro się tak bardzo różnimy, i nie byłoby dzisiaj naszego cudownego, zgodnego bycia razem :lol:


Przytoczony przez Ciebie argument wykazuje, ze jestes ze swoim mezem tylko dlatego, iz wzieliscie slub. Gdyby nie bylo slubu, nie walczylibyscie o siebie. Czy naprawde twierdzisz, ze zwiazek dwojga ludzi, ktorzy walcza o siebie, bo nie chca rozwodu, jest zdrowym zwiazkiem?

Moim zdaniem Twoj argument (przytaczany rowniez przez innych forumowiczow) jest dowodem na niska chec par do walki o siebie. Jesli nie chca o siebie walczyc przed slubem, to slub jest dla nich tylko zapieczetowaniem pewnej sytuacji, aby nie bylo juz odwrotu. Taki zwiazek nie ma fundamentow. Fundamentem zwiazku nie jest slub, jak niektorzy tutaj sugeruja, tylko wiez miedzy partnerami. Tak silna wiez, ze nie rozleci sie przez jakies klotnie.

Ten tutaj przytaczany argument robi ze slubu przymusowy lancuch wiazacy obojga NA SILE, dlatego sie z nim nie zgadzam.


Pozdrawiam
Adam
 

Postprzez Adam » 6 grudnia 2004, o 13:28

Bertruda napisał(a):Niedawno miałam trudny czas- ciężko mi nawet było rozmawiać o tym z Mamą. Dzięki temu, że moja więź z Narzeczonym jest tak silna- mogłam Mu się wygadać.


Bertrudo, Wedlug mnie Twoj narzeczony powinien byc dla Ciebie ta PIERWSZA OSOBA. Osoba do ktorej mozesz przyjsc z KAZDYM problemem, BEZ WACHANIA! Jesli z Twoim Narzeczonym mozesz rozmawiac o wszystkim, TO BARDZO DOBRZE.

Wiele osob (nie koniecznie na tym forum) jest powiklanych w przestrzeganie roznych zasad, a zapomina glownie o budowaniu dobrych fundamentow zwiazku.

Pozdrawiam
Adam
 

Postprzez kukułka » 6 grudnia 2004, o 16:01

Całkowicie się z Tobą zgadzam, Kasik. Dziękuję za tego posta. kukułka-żona
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Maria » 6 grudnia 2004, o 17:44

Adam! Dokładnie takie wrażenie miałam czytając te posty.
Osobiście uważam, że to kłótnie narzeczeńskie pokazują jak silny jest związek, wtedy kiedy ukochane osoby chcą być ze sobą pomimo różnic i chcą poznawać się przez całe życie. Kiedy chcą mimo tego, że można się rozstać i przestać przejmować.

Poza tym, same dobrze wiecie, ze nie jest łatwo trafić na osobę, która naprawdę do nas pasuje :wink:

Pozdrawiam,
Maja
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez mfiel » 6 grudnia 2004, o 17:44

Kasik,
to kwestia priorytetów, a nie ekonomii. Jeżeli dwoje kochających siebie nawzajem ludzi, planuje własną przyszłość, ale współżycie planują rozpocząć po ślubie - to dla mnie po prostu mieszkanie razem w jednym pokoju to po prostu narażanie siebie i swoich priorytetów.
Owszem żyjemy w XXI wieku, gdzie mieszkanie na kartę rowerową jest trendy, nikt za to nikogo nie pali na stosie, ale pytanie czy to, co jest dozwolone jest w rzeczywistości faktycznie dla nas dobre.

A na dodatek jeżeli dwoje ludzi chce żyć ze sobą i sa siebie pewni, to czemu nie wezmą ślubu :?: Co czyżby nie potrzebny byłby im papierek? :?
mfiel
Domownik
 
Posty: 316
Dołączył(a): 1 czerwca 2004, o 14:52
Lokalizacja: Poznań

Następna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości

cron