Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 09:48 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Czy miłość zmieniła moje życie?

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez kartofelka » 2 czerwca 2005, o 21:10

no dobrze..ja toco mowisz rozumiem, nawet sie zgadzam ale zawsze kiedy probowalam ufac w tych sprawach Bogu i miec nadzieje to wkotce pojawial sie strach i obawa ze to jednak zbyt pieknie by bylo i ze raczej nic takiego dobrego mnie nie spotka..no i nigdy nie umialam tak uwierzyc w to....albo pojawialy sie takie watpliwosci - ze przeciez ja moge tu prosic a Bog moze chciec dla mnie czegos innego itp...no i zupelnie juz nie umialam sie modlic w tej sprawie...
a gorsza nie czuje sie tak bezpodstawnie..bo to nie chodzi tylko o gorsze dni w stylu zwatpienia ale konkretnych czynow - uwiklalam sie pewnie na wlasne zyczenie w pewien zwiazek ktory nawet nie jest chodzeniem ze soba a w ktorym pozwalalam na wszystko pewnemu mezczyznie....tak bardzo chcialam dac wszystko co najlepsze ukochanje osobie....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Maria » 2 czerwca 2005, o 21:19

Powiem tak: tez tak miałam, ze bałam się powiedzieć - Panie, Ty rządz, Ty prowadź...bo pojawiała się myśl, ze co jeśli On chce czegos dziwnego, albo trudnego dla mnie? Tak, tak, znam to uczucie. I wyzwoliło mnie z tego własnie zawierzenie, powiedziałam, a niech tam, TY tu wiesz o co chodzi lepiej niż ja (miałam juz dosc tej ciągłej walki ze złymi myślami)...i naprawdę pojawiła się pewność, ze będzie dobrze, ze On prowadzi ku szczęściu :)
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez kartofelka » 2 czerwca 2005, o 21:24

no tak...to bardzo trudne...do tego dochodzi teraz to ze zeby tak zaufac musialabym zerwac pewna znajomosc...a wiec pozbawic sie nawet namiastki wymarzonej milosci.....obecnosci czlowieka ktory, mimo ze to nie ma sensu, zagoscil juz w moim sercu...
no i co ja mam teraz zrobic...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez annie » 2 czerwca 2005, o 23:10

Może Bóg wlaśnie na ten Twój krok wyczekuje?? Nie twierdzę,że od razu wszystko się zmieni,ale wiem z własnego doświadczenia,że takie zawierzenie "popłaca". Gdy jeszcze nie mogłam się modlić słowami "Jezu,ufam Tobie"; gdy jeszcze nie byłam w stanie-wiem,jak ciężko pokonać wewnętrzny opór,wątpliwości i zwątpienie-to prosiłam:Daj mi odwagę i moc aby szczerze sie tak modlić,by pełnić Twoją Swiętą Wolę, by podjąć DOBRĄ decyzję i w niej trwać.
Takie zawierzenie nie przychodzi samo,jest łaską,a o łaski należy prosić. Nie poddawaj się! :) Pamiętaj,że cokolwiek Bóg dla Ciebie planuje,to zzawsze jest to miłość-czy to małżonka, innych ludzi,czy (zawsze) Jego własna.On nigdy nie doświadcza nas ponad nasze siły, a watpliwości i zamieszanie w duszy sieje Szatan. Pamiętaj,z każdej próby można wyjść zwycięsko,każda próba nas wzmacnia. Pomodlę się za Ciebie!
PS:To tylko moje własne twierdzenia i doświadczenia,na teologii się nie znam i mam nadzieję,że herezji nie głoszę...
annie
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 200
Dołączył(a): 18 marca 2005, o 23:31

Postprzez Agania » 3 czerwca 2005, o 10:15

kartofelka napisał(a):no tak...to bardzo trudne...do tego dochodzi teraz to ze zeby tak zaufac musialabym zerwac pewna znajomosc...a wiec pozbawic sie nawet namiastki wymarzonej milosci.....obecnosci czlowieka ktory, mimo ze to nie ma sensu, zagoscil juz w moim sercu...
no i co ja mam teraz zrobic...


Kartofelko szukasz prawdziwej miłości - jak kazdy człowiek, i to rozumiem. Rozumiem też, ze skoro nie mozesz znaleźć tej własciwej to trwasz w związku, który jak sama mówisz jest jedynie jej namiastką. Ale zastanów się czy to daje Ci szczęscie? bo wydaje mi się, ze wcale nie jesteś szczęsliwa, a raczej rozdarta pomiędzy wyborem między samotnością pełną oczekiwania a byciem z kimś, z kim wcale nie czujesz się szczęsliwa. Dodatkowo z tego co zrozumiałam ten ktoś już miał (ma?) żonę i będąc z nim zamykasz sobie drogę do sakramentów.
Opowiem Ci historię jednego mężczyzny - wyjechał z kraju do pracy, sam zupełnie - wszyscy znajomi i przyjaciele zostali tutaj - był tam dość samotny więc też szukał przyjaciół. Poznał pewną kobietę, dużo starszą od niego, po rozwodzie. Zakochał się i byli razem przez jakis czas, ale do końca nie czuł się z tym dobrze.. właśnie dlatego ze miał zamkniętą drogę do Komunii Św. - rodzice bardzo wierzący byli przerażeni, ze syn sobie psuje życie.. rozmawiali z nim szczerze, co czują i jak bardzo ich to boli, ze zamyka sobie drogę do Boga, powiedzieli jednak, że uszanują jego decyzje jakakolwiek by była. Dało mu to do myślenia i po zastanowieniu postanowił zerwac tamten związek. Bolało go to bardzo, ale jednak tak zrobił. Minęło kilka lat, wrócił do Polski i tu poznał swoją obecną żonę - i dopiero wtedy wiedział od razu, ze to TA właściwa, wtedy własnie powiedział, ze to co wtedy było to wcale nie była prawdziwa miłość, to tylko namiastka, trochę namiętności, próba wyrwania się z samotności. Nie żałuje że tak wcześniej postąpił - nawet się zastanawiał co by było gdyby wczesniej nie zerwał tamtego związku i jakoś nie mógł sobie teraz siebie wyobrazić z inną kobietą niż jego żona. Są szczęśliwi i powiedział, ze warto było czekać na tę Miłość przez duże M - a czekał prawie 33 lata swojego życia, wiec też nie krótko.
Tyle historii - moze pozwoli Ci jakos przemyslec Twoją sytuację.
Agania
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 17:41

Postprzez kartofelka » 3 czerwca 2005, o 11:09

no tak..dobrze kiedy podobne historie kończą się happy endem..
ja tez przeżywam takie rozdarcie....bo z jednej strony wiem ze moze byc tak jak w historii o której opowiedziałas, a z drugiej boje sie że jeśli zrezygnuje choć z tej namiastki to nie zostanie mi zupełnie nic....że strace szanse choć na to....że może własnie w tej znajomości wszystko się ułoży a tak pozostane sama juz do końca...bez żadnej radości i miłości....
to tak jakby w tej historii o tym mężczyznie ułożyło sie tak ze po powrocie do kraju nie spotkalby owej żony i spedzilby reszte zycia samotnie....w takim wypadku bardzo bym żałowala tego ......
nie wiem co zrobic bo życie moze pokazac że tak czy tak moge żalowac tego co zrobilam-niezależnie do mojego wyboru....
czasem mam wrażenie jakby nic nie zależalo od nas, od naszych wyborów a raczej od przypadków i losu...mozna robic głupoty i wychodzic z tego obrotną ręką a można starac sie cale życie i ciągle iść pod wiatr a nic z tego nie wyjdzie....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Kręciołek » 3 czerwca 2005, o 13:13

Twój problem polega na tym, że to "wszystko" to Ty chcesz robić TYLKO własnymi rękami, nie zostawiając miejsca dla Boga, nie pozwalasz JEMU o sobie decydować, bo chcesz, zeby było tak jak Ty chcesz.
To poniekąd zrozumiałe, ja naprawdę Cie rozumiem, też mam w sobie coś takiego, że wszytsko chcę zrobić sama.
Odważ się i powierz siebie Bogu. ON wie więcej niż Ty i możesz być pewna, że chce dla Ciebie dobrze.
Niekoniecznie tak jak Ty sobie to wyobraziłaś, ale tak jak będzie dla Ciebie dobrze.
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Kręciołek » 3 czerwca 2005, o 13:18

I jeszcze Kartofelko specjalnie dla Ciebie:

http://www.adonai.pl/index.php?id=zamyslenia/n23.htm

szczególnie ostatni wers.
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kartofelka » 5 czerwca 2005, o 17:56

ja tez rozumiem i dziekuje za dobre rady....probowalam...powierzalam nie raz swoje zycie Bogu...wybieralam Go jako Pana i Zbawiciela...i nic sie nie zmienialo..czulam sie tak samo samotna i bylo mi i tak smutno..
modlilam sie...chcialam nawiazac z Nim jakas relacje..ale nie umiem :( chcialam Mu ufac ale na dluzsza mete to bylo zbyt trudne....czulam ze On mi wcale nie pomaga w tym...jakbym mowila do sciany....boje sie czego On moze dla mnie chciec...nie rozumiem Go, nie wiem w koncu jak mialabym z Nim rozmawiac...wole wcale nic Mu nie mowic niz ciagle mowic i pozostawac bez odpowiedzi....
nie wiem jak mam zrobic to co mi radzicie....ja nie mam sily do zycia...zaluje ze mnie stworzyl bo czuje ze nie podolam temu wszystkiemu....nie ma we mnie ani radosci zycia ani nadzieji i nie wiem skad mam to brac...Bog mi tego nie daje....okazuje sie ze niestety Kreciolku-ale chyba wlasnie samemu trzeba sie starac o wszystko, bo Bog sam nam nie mowi co mamy robic i musimy sami wybierac i nie wiadomo jaki bedzie efekt tego...ja nawet bym wolala zeby On mi codziennie mowil co robic, jaka prace wybierac, gdzie pojechac na wakacje albo z kim sie przyjaznic zeby byc szczesliwa....ale On nic takiego nie robi, samemu trzeba wybierac a ja nie wiem co ....nie wiem po co mam zyc....

owszem - moge powiedziec - "Boze skaldam swoje zycie w Twoje rece"..ale czy to cos zmieni? i tak samemu trzeba wybierac...decydowac...pozostaje niepewnosc...nie ma w nikim oparcia....
ja Go pytam a On i tak milczy....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Lucy. » 5 czerwca 2005, o 19:06

Ślędzę Twoje posty Kartofelko jakiś czas i autentycznie mi Ciebie żal. Ktoś kiedyś napisał, że być może masz troszkę depresje, został "zjechany" choć myślę, że miał poniekąd rację..Ale nie jest istotne właściwie jak Twój stan nazwiesz, najważniejsze byś w końcu stwierdziła "dosyć, muszę sie z tego wyrwać!". Uwierz mi, że Twoje trwanie w beznadziei i tym błędnym kole może przynieść jeszcze gorsze skutki.. Nie będę jako jedna z kolejnych osób rozpisywać się, jak to sama sobie nie chcesz pomóc, bo to chyba nic nie pomoże. Chcesz konkretów, tak czuję i mogę kilka swoich rad i przemyśleń "podać Ci na talerzu" choć mam pewną obawę czy przypadkiem znowu nie stwierdzisz "nie ma sensu, próbowałam i tego, mam dość" Jeśli zaczniesz tak myśleć weź proszę białą kartkę papieru i napisz dużymi literami "poddać się (i cierpieć w nieskończoność) czy walczyć o swoje szczęście w każdej minucie?
Przede wszystkim mężczyzna z którym jesteś związana. Jak ktos napisał wcześniej, będąc z nim pozbawiasz się możliwości przystepowania do sakramentów, które są Ci (każdemu z resztą) w tej chwili bardzo potrzebne (to nie biały opłatek i ksiądz w drewnianej budce - to auntentyczne źródło siły, choć byc może nie poczujesz tego w minutę po komunii, jak wydajesz się oczekiwać). Nie mogę Ci nakazać - zerwij z nim, mogę Ci radzić - to nie jest droga do szczęścia. Poza tym współżyjesz z tym mężczyzną, popełniasz więc niestety grzech, nie możesz więc oczekiwać, że kpiąc z Boga on pochyli się nad Tobą z pomocą...Kolejna więc rada - postanów zachować czysytość do ślubu, gwarantuję, że jest to źródłem wielkiej, autentycznej radości. Zainteresuj się też metodami NPR, warto poznać siebie jeszcze zanim jesteś mężatka - to również daje radość, poczucie własnej wartości, satysfakcje i jakąś pewność siebie. Kolejna sprawa - w zdrowym ciele zdrowy duch mówi stare, proste porzekadło i masa w tym prawdy. Być może masz strasznie dużo zajęć, ale czas na trochę sportu codziennie zawsze się znajdzie, jeśli się tego chce. Poczujesz się lepiej, zdrowiej, będziesz miała satysfakcje, że dbasz o siebie no i będziesz lepiej wyglądać...Polecam np. biegi czy jazdę na rowerze. Nic nie kosztuje, a niesie same pożytki, poza tym to troszkę nasz obowiązek, dbać o ciało, które dał nam Stwórca. No i właśnie, kwestia modlitwy. Właściwie powinnam od tego zacząć, ale o tym pisało Ci już tak wiele osób, że być może nie doczytałabyś tego postu nawet do końca. Mówisz, że kiedyś powierzyłaś się Bogu. Hmm. Czy żyłaś wtedy w czystości? Czy autentycznie postanowiłaś mu zaufać? Mówisz, że modliłaś się "jak do ściany"... Pamiętaj, że Boga możesz błagać , prosić, ale nade wszystko musisz wierzyć, że to Jego Wola ma się spełnić i taka właśnie jest dla Ciebie najlepsza..nawet jeśli w tej chwili kompletnie tego nie rozumiesz. Polecam więc porządną spowiedź, komunię św, codzienną poranną modlitwę (najlepiej klęcząc) i modlitwe wieczorną. Czy się chce czy nie, zawsze. Może msza święta kilka razy w tygodniu - euchrystia niesamowicie wzmacnia. I proś Boga o łaskę wiary, o łaskę zaufania, jak pisała Annie...Zaufaj mu. To najlepsze lekarstwo na lęk - zaufać Jezusowi. Gdy będziesz mu wierna, naprawdę oddana i posłuszna nie ma szans, żeby zostawił Cię samej sobie. I być może Twoja sytuacja nie poprawi się jutro, za tydzień, bo trochę jednak zakpiłaś z Boga, odwróciłaś się, a za to może przyjść zapłacić. Tak ja to widzę. Może skorzystaj też z moditwy do św. Józefa o znalezienie małżonka. I nie kłóć się z Bogiem, że juz teraz, juz dziś..! Zaufaj mu, powiedz "Panie Ty najlepiej wiesz co jest dla mnie dobre..." Rozumiem, że jest Ci ciężko, ale nie popadaj też w przesadę. Z tego co pamiętam masz 27 (28?) lat. Tu gdzie mieszkam (duże miasto) taki wiek i brak partnera nie zaskakuje, wręcz przeciwnie, małżeństwa 23- 24 latków są powodem kpin i nazywane bywają "pochopnymi". I jeszcze taka praktyczna znowu rada, uwaga. Będzię Ci trudno znaleźć teraz partnera, kiedy jesteś tak przepraszam, "skwaszona", zła, zbuntowana na los i Boga...Mało kto szuka człowieka, który nie ma w sobie radości życia, wiary, optymizmu...I nie mówię tego, żeby Cię dołować. Tylko być może czas powiedzieć już sobie dość i od jutra co nieco zmienić. Spowiedź, eucharystia, poranna modlitwa, sport, zdrowa dieta (owoce, woda mineralna), zaufanie Jezusowi, poznanie NPR, dobre lektury (polecam książki z rodzinnej.pl) i modlitwa do św. Józefa to moje dla Ciebie rady. Przepraszam za niewykwintną stylistykę, być może auorytatywny ton, ale wiele chciałabym Ci przekazać. Nikt prócz Ciebie samej (oczywiście opartej na Jezusie) nie może uczynić Cię szczęsliwą. I przepraszam, ale nie będę wchodzić z Tobą w polemiki. Być może już zaczynasz pisać po swojemu "...no tak...próbowałam, nie pomaga, jest źle..." Ja nie będę Cię przekonywać jak kilka już osób tu próbowało. Po prostu jako kolejna chcę podać Ci kilka swoich, praktycznych rad, wskazówek. Nie musisz z nich korzystać, tylko nie udowadniaj mi, że są nieskuteczne, bo to zależy tylko od Ciebie. Z pewnością jak wszystko dookoła uznasz za "nieskuteczne" bez próbowania to Twoja sytuacja się nie zmieni. PS: Może niektórym moje rady i zalecenia wydadzą się proste i przyziemne, ale człowieka stanowią ciało i duch i o obie te "sfery" zobowiązani jesteśmy dbać, nieprawdaż? Pozdrawiam. :)
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez kartofelka » 5 czerwca 2005, o 19:23

ok..dziekuje Lucy za Twoj list...
nie bede polemizowac skoro nie chcesz....pomysle nad tym i sprobuje zaufac Bogu tak w ciemno....byle nie skonczylo sie na slomianym zapale...
co do spraw ciala - na rowerze jezdzic niestety nie umiem...moze kupie sobie rolki....
nie wiem co jeszcze...moze trzymajcie kciuki za mnie....
brakuje mi takich osob ktore doradzaja , nawet jak sie wydaje ze wszystko odrzucam....to i tak dobrze kiedy cos do mnie napiszecie madrego....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez annie » 5 czerwca 2005, o 19:33

Co do jazdy na rowerze:nic,tylko sie nauczyć!! :D Ja też uczyłam się późno, ale to naprawdę daje masę radości,tak się rozpędzić i zjechać z górki... SUPER, polecam! :D I jeszcze jedno:skoro tak jak piszesz nic Ci już nie zostało,po prostu spróbuj tego,do czego Cie namawiamy-przecież nie masz nic do stracenia (no może poza, jak sama pisałaś, namiastką miości, ale wydaje mi się,że już sama dojrzałaś do tego, że namiastką nie warto żyć).Powodzenia i radości+MIŁOŚCI w życiu Ci życzę!! :D
annie
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 200
Dołączył(a): 18 marca 2005, o 23:31

Postprzez kartofelka » 6 czerwca 2005, o 07:30

dziekuje....chyba juz jestem za stara na nauke na rowerze :)
poza tym kiedys mialam wypadek :( chcialam sie nauczyc i tak jak mowisz-rozpedzilam sie i zjechalam z gorki..i wyladowalam zebami na betonie....teraz mam przez to jeden sztuczny i uraz do rowerow....boje sie w ogole wsiadac...to bylo dwadziescia lat temu, ale nie sadze zebym mogla sie nauczyc...wszystko dlatego ze nie mialam w dziecinstwie malego rowerka i probowano mnie uczyc od razu na takim wqielkim na ktorego nie moglam wsiasc samodzielnie....a jak sie dorwalam do mniejszego rowera kuzyna, to sie wlasnie tak skonczylo....
to tyle a propo tematu jazdy na rowerze - tego rodzaju radosci nie sa mi niestety dane
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Lucy. » 6 czerwca 2005, o 10:50

Rany...Dziewczyno Ty naprawdę musisz zmienić swoje nastawienie do świata. Powiedziałabym, że potrzeba Ci psychologa, ale wierze że Jezus jest najlepszym specjalistą. Jak nie lubisz rowerów to idź pobiegać! Czemu o tym nic nie wspominasz? Skupiasz się na negatywnych stronach...Tak nie można. Jeśli optymizm nie został Ci dany w naturze to walcz o niego rękami i nogami i błagaj o niego Boga. I zacznij od dziś!
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez dzolka » 6 czerwca 2005, o 13:30

tak.... optymizm i dobre poczucie humoru to tez łaska i trzeba prosić o nią! Lub skorzystac z rad innych, a tego na tym forum nie brakowało!! wystarczy odkopać stare tematy kartofelki żeby przekonać się że wszystko kręci się wokół jednego problemu a setki prób pomocy koleżance spełzły na niczym :-( jeśli nawet rada pojeżdżenia czy nauczenia się jeździc na rowerze nie jest dla ciebie, to my juz nic nie zrobimy. i mam wrażenie ze nic nie jest w stanie ci pomóc, bo ty sama tego nie chcesz!!!!!!!!!!!!!!!!!!! gdybyś chciała, dawno bys przestała wałkować jeden i ten sam smutny dla ciebie i zasmucający innych temat.
dzolka
Domownik
 
Posty: 457
Dołączył(a): 7 marca 2004, o 20:23
Lokalizacja: woj. dolnośląskie

Postprzez Allunia » 6 czerwca 2005, o 15:24

Z góry przepraszam jeśli za bardzo odbiegne od tematu lub będę zbyt okrutna, ale chciałabym wyrazic opinię na temat wypowiedzi kartofelki. Otóż uważam, że nie powinnas kartofelko zmieniać każdego prawie tematu o narzeczeństwie i byciu z kims w swój potok żalu ze jesteś sama. W ten sposób zmieniasz kazdy temat i sprawiasz ze twój problem (jeden i wciaż ten sam od wielu wielu miesiecy) zdominował wiele tematów! To nie jest wyrażenie zdenerwowania że ktoś ma problem a inni starają sie pomóc, tylko uwaga, że wiele juz było ci powiedziane. Osoby nowe na forum które po raz pierwszy czytają twoje posty, nie widzą jeszcze w nich tego twojego buntu i złości że ciebie nie spotyka nic dobrego, ani umniejszania problemów innych (jak to zrobiłaś w zeszłym roku w jednym temacie o poronieniu, tiwerdząc, że problem poronienia jest mniejszy niż twój, bo dziewczyna zajdzie sobie w ciążę kolejny raz a ty jestes sama. Dobitniej to napisałaś, ale niestety nie mogę przytoczyc dokładnych słów, bo Admin je skasował). Ale śmiem sądzić że pragnący pomóc ci do tej pory użytkownicy forum, wypowiedzi których możnaby w grubej księdze wydać, mogą byc tym trochę zniecierpliwieni. Ile można "licytować" się kto ma większy problem?? Umniejszać inne problemy??? Podkreślać swoje nieszczęscie?? Ile można zahaczać o jeden temat? gdybym spróbowała wkleić wątki w których poruszałas ten sam temat, wyszłaby niezła lista. wśrod nich jest twoja wypowiedź że "czujesz obrzydzenie do dzieci" więc po co ci w ogóle KTOS? żeby wyjść za mąż?? przecież małżenstwo zakłada posiadanie dzieci a nie tylko bycie z kimś!!! Admin skasował pewien temat który powtarzał się wiele razy na forum, ale gdyby miał pokasować powtarzające się twoje tematy, musiałby wywalić prawie całe podforum o narzeczenstwie! Nie chciałabym być źle zrozumiana, nie umniejszam twojego problemu, uważam ze potrzebujesz konkretnej pomocy (psycholog?? psychiatra?? leki?? terapia??) ale skoro uważasz ze tu na forum nikt ci nie pomoze (limit rad sie juz nam dawno wyczerpał!!!!!!!!!!!) to po co pisać wciąż o jednym?? jak tylko po to, żeby sie wyżalić i popłakać to to chyba nie ten adres.... i uważam ze twoje posty są nie na mijescu w temacie o miłości która zmienia życie ani w temacie o zaręczynach.
pozdrowienia
Alicja
Allunia
Przygodny gość
 
Posty: 60
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 07:57
Lokalizacja: dolnośląskie

Postprzez Lucy. » 6 czerwca 2005, o 19:45

Myślę, że upominanie jednak nic tu nie da, może bardziej rozgoryczyć..Po przemyśleniu sprawy dochodzę do wniosku podobnego do poprzedniczki. Kartofelko, być może czas żebyś skonsultowała się z jakmś specjalistą (być może konfiguracja psycholog+leki+pschychiatra+oczywiście modlitwa). Trwa to już długo i, nie jestem lekarzem, ale wygląda mi na depresję...To nie żadna choroba psychiczna, to zaburzenia odczuwania. Tylko nie pisz proszę, że mieszkasz na odludziu i nie ma u was lekarzy, bo to już słyszałam. Jak będziesz chciała to znajdziesz, choćby kilkadziesiąt kilometrów dalej. To nie atak, to życzliwa (kolejna) rada. Przemyśl to poważnie proszę. Życzę Ci wszystkiego dobrego, powodzenia i zaufania Jezusowi.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez kartofelka » 7 czerwca 2005, o 09:10

dziekuje bardzo za rady :) niestety Lucy tak sie sklada ze juz rok temu jeździłam i owszem do pewnej psycholożki, ciężko było dojeżdzac bo musialam leciec zaraz po pracy na pociąg i potem szybko do niej ...ale jakiś czas tak robiłam..teraz jest trudniej bo godziny pracy sie zmieniły i nie moge tego kontynuować..ale robiłam tak jak mówisz...więc nie mówicie ze wasze ewentualne rady przechodza bez echa :(
tylko ze pani psycholog nic groznego nie stwierdzila u mnie...powiedziala ze jestem normalna fajną dziewczyną, wprawdzie troche zbyt refleksyjną czasem i na moje stany przygnebienia proponowala jak juz jakies ziolowe tabletki "na optymizm", ale generalnie te rozmowy nie pomogly mi chyba za wiele....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Facet » 15 listopada 2006, o 19:59

Nadszedł czas, kiedy sam mogę sobie odpowiedzieć na zadane w tytule pytanie. Brzmi ona: chyba tak :)
Facet
Przygodny gość
 
Posty: 84
Dołączył(a): 16 sierpnia 2004, o 23:29

Postprzez Aga17 » 15 listopada 2006, o 21:26

Facet, to szcześcia, szcześcia i jeszcze raz szczęścia i sam wiesz czego:) a razczej wam:) bo sam do niego nie storzyłes:) pozdrawiam
Aga17
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 216
Dołączył(a): 4 listopada 2005, o 13:59
Lokalizacja: śląsk

Postprzez fiamma75 » 15 listopada 2006, o 23:41

Facet napisał(a):Nadszedł czas, kiedy sam mogę sobie odpowiedzieć na zadane w tytule pytanie. Brzmi ona: chyba tak :)


Super!!!
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez Carina » 16 listopada 2006, o 09:39

Facecie, mam wielu kolegow podobnych do Ciebie. Martwia sie oni brakiem dziewczyny, zastanawiaja nad tym dlaczego tak jest, i czasem wchodza w zwiazki ktore nie maja tak naprawde sensu gdyz pare ta niewiele laczy poza obawa samotnosci. W zyciu nie zawsze znajduje sie to czego sie szuka od razu. Jedno jest pewne, nie szukaj dziewczyny na sile. Sama gdy bylam mlodsza, czulam sie gorsza od kolezanek bo nie mialam chlopaka, i szukalam go na kazdym kroku. Nie zawsze dobrze na tym wychodzilam, a na pewno taki zwiazek nigdy dlugo nie trwal. Co mowie moim znajomym w takich sytuacjach? By bardziej wierzyli w swoje sily, gdyz z brakiem dziewczyny zazwyczaj laczy sie niska samo ocena. Gdybym mogla im wytlumaczyc ile dla mnie znacza, i jakimi dobrymi sa kumplami, napewno zrozumieli by ze znalezienie drugiej polowy to tylko kwestia czasu. Dla Ciebie tez tak jest. Wiem ze w zyciu nie zawsze sie tak uklada jak chcemy (mozna potwierzic to moim postem) lecz wierze ze dlugo nie bedziesz sam. Musisz tylko sie rozgladnac za odpowiednia dziewczyna... moze jej nie dostrzegasz w swoim srodowisku? Pozatym wiecej wiary w siebie! Pozdrawiam!
Carina
Przygodny gość
 
Posty: 8
Dołączył(a): 15 listopada 2006, o 06:32

Postprzez Facet » 16 listopada 2006, o 11:03

Carino, zgadzam się z Twoimi poglądami- nie trzeba szukać dziewczyny na siłę i interesować się byle kim, byleby tylko jakąś mieć. Ale przeczytaj moją wypowiedź kilka postów wyżej ;)

Ago, nie rozumiem, szczerze mówiąc, tych słów:
bo sam do niego nie storzyłes:)


Możesz mi wyjaśnić?
Facet
Przygodny gość
 
Posty: 84
Dołączył(a): 16 sierpnia 2004, o 23:29

Poprzednia strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości

cron