Teraz jest 28 marca 2024, o 11:30 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

jeszcze o uczuciach

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

jeszcze o uczuciach

Postprzez CzarnaKrowaWKropkiBordo » 23 czerwca 2009, o 15:57

napiszcie proszę jakie uczucia czujecie i czuliscie do Waszego wybranka.... jak długo utrzymywał się stan zakochania i co czuliscie potem.... ja myślę, że ze mna jest coś mocno nie tak, na początku czułam bardzo silne uczucia, a potem już NIC...no może sympatię, przyjaźń...nie wiem czy uczuciemiłości moze jeszcze powrócic po tylu miesiącach męki duchowej....
CzarnaKrowaWKropkiBordo
Przygodny gość
 
Posty: 12
Dołączył(a): 18 czerwca 2009, o 10:03

Postprzez Maria » 23 czerwca 2009, o 22:23

U nas jest tak (5 lat po slubie) ze ogolnie caly czas czuje, ze go bardzo kocham - no, czasem jestem wsciekla, to wtedy nie :wink: i raz sie pojawia a potem znika i znow sie pojawia, taka sinusoida - uczucie czystego, romantycznego, swiezego zakochania. Tak jak wtedy, gdy sie poznalismy :D Nie ma tego uczucia zawsze, nie czuje sie non stop zakochana, motylki w brzuchu itd. Ale te uczucie sie pojawia w regularnych odstepach. Kiedys mnie martwilo, ze oj...nie jestem juz chyba zakochana. Teraz wiem, ze ja tak mam, ten model tak dziala. Nie ma a pozniej znow sie od nowa zakochuje.
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez Ania85 » 24 czerwca 2009, o 12:47

Czarna Krówko odpowiem w tym wątku chociaż ta odpowiedź jest również do poprzedniego, który założyłaś, a może i innym coś da :)

Po przeczytaniu Twoich postów odnosze wrażenie (i obawiam się, że to nie tylko wrażenie), że Ty miłość utożsamiasz z uczuciem. A to jeden z gorszych błędów, które można w tym względzie popełnić, niestety teraz popełniany bardzo często. Bardzo wiele ludzi zapytanych o definicję miłości odpowiada właśnie, że miłość to uczucie, a potem to uczucie opisuje. Dopiero potem zdarza się, że pojawiają się słowa o zaufaniu, pragnieniu dobra drugiej osoby, pomocy, wierności, itp ale jednak zaczyna się od uczucia tak jakby ono w ogóle mogło być wyznacznikiem miłości a przecież z samej swojej natury... nie może.

Język polski ma tylko jedno słowo na miłość. A chociażby język grecki ma ich paredziesiąt!
I dobrze by było znać przynajmniej 4 podstawowe:
eros - miłość zakochania, wyrażająca sie w uczuciach
filia - miłość przyjaźni
storge - miłość przywiązanie
agape - miłość dar

I tak jak spokojnie można stworzyć udane i szczęśliwe małżeństwo bez tej pierwszej miłości to nie jest to możliwe bez pozostałych trzech.
Uczucia ze swej natury są zmienne - przychodzą i odchodzą. Jak coś tak zmiennego można by było slubować? To tak jakby obiecywać drugiej osobie, ze przez całe małżeństwo będzie ładna pogoda :)
Bardzo smutno jest słuchać, że ludzi już się nie kochają bo nic już do siebie nie czują, że pozostała już tylko przyjaźń, przyzwyczajenie (a może właśnie przywiązanie?) Kochają się, tylko o tym nie wiedzą...
To nie znaczy, ze uczucia, nie sa ważne. Ale na pewno nie są najważniejsze. Jeśli kochamy drugą osobę, jesli pragniemy jej dobra to zadbamy tez i o uczucia :)
Ale to uczucia mają wynikać z miłości a nie miłość z uczuć.

W naszym małżeństwie z uczuciami jest bardzo różnie, na szczęscie o tym, że decyzji o slubie nie można podjąć na podstawie odpowiedzi na pytanie "Co ja niego czuje", dowiedziałam się jeszcze przed slubem :) Na szczęście, bo być może gdybym się nie dowiedziała decyzja pozytywna nie zostałaby podjęta bo przedstawione wyżej pytanie nie dało mi jednoznacznej odpowiedzi...

Nie oznacza to Czarna Krówko, że masz wyjść za mąż za swojego chłopaka. Decyzję musisz podjąć sama, ale spróbuj odłożyć uczucia na bok, bo one nie są dobrym doradcą, i zdaj sie na rozum :) Takie nieromantyczne, prawda ;) Ale zapewniam, że jedynie słuszne.

Jeszcze co do zakochania, do tego wątku, ale i do innych, mylenie go z miłością prowadzi do wielu nieszczęść. To, ze się zakochamy, nie zależy od nas i warto o tym pamiętać. Ważne co z tym dalej zrobimy, czy w danej sytuacji zakochanie bedzie budować, czy niszczyc. Jeśli zakochamy się w mężu/narzeczonym/chłopaku to tylko pozazdrościć i pielęgnować ten stan by trwał jak najdłużej, jednocześnie nie płacząc, gdy sie skończy.
Ale jeśli zakochamy się mając męża/żonę w kims innym - uciekajmy jak najdalej. To właśnie zakochanie jest bardzo częstym powodem zdrad i rozstań, a w takim przypadku powinnismy polegac tylko na rozsądku.

Więc jeszcze raz: zakochanie jest jednym z rodzajów miłości, ale może być zarówno budujące jak i niszczące i nie moze być podstawą małżeństwa, a jedynie dodatkiem.

I na koniec - czym w takim razie jest miłosć, skoro tyle jej rodzajów? :)
Miłość jest relacją.
Warto o tym pamiętać :)
Ania85
Przygodny gość
 
Posty: 4
Dołączył(a): 27 marca 2009, o 13:47
Lokalizacja: Rzeszów

Postprzez Misiczka » 24 czerwca 2009, o 14:13

No nie wiem Aniu.. jednak małżeństwo tym właśnie różni się od przyjaźni i innych bliskim relacji, że jest element fascynacji, zakochania, erotyzmu, oczywiste jest że nie jest to tak samo intensywne przez cały czas (na dłuższą metę chyba by się zresztą nie dało w takim stanie intensywnego zakochania funkcjonować).

Oczywiscie że śłubując sobie miłość nie mówimy :"będziemy zawsze CZUĆ to, co teraz", tylko będziemy zawsze pragnąć swojego dobra, itd.

Ale nie wyobrażam sobie funkcjonowania w małżeństwie bez tego elementu szaleństwa, które kiedyś było na początku związku (jesteśmy 6 lat po ślubie, znany się 8,5 roku) i czasem wraca. U nas jest podobnie jak to opisuje Maria - stałe poczucie przynależności, przywiązania, wzajemnej troski, zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, ale są jednak "romantyczne" zrywy, raz jest zwyczajniej, raz intensywniej. Takie zakochiwanie się od nowa jest moim zdaniem bardzo potrzebne (np. bez tego nie bardzo wyobrażam sobie seks)
Misiczka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 225
Dołączył(a): 2 października 2008, o 13:12

Re: jeszcze o uczuciach

Postprzez admin » 30 czerwca 2009, o 20:23

CzarnaKrowaWKropkiBordo napisał(a):napiszcie proszę jakie uczucia czujecie i czuliscie do Waszego wybranka.... jak długo utrzymywał się stan zakochania i co czuliscie potem.... ja myślę, że ze mna jest coś mocno nie tak, na początku czułam bardzo silne uczucia, a potem już NIC...no może sympatię, przyjaźń...nie wiem czy uczuciemiłości moze jeszcze powrócic po tylu miesiącach męki duchowej....


Przepraszam, bo są wakacje, a odwołam się do lektury szkolnej. W "Nie - Boskiej Komedii" Krasińskiego jest taka scena: Henryk i Maria, świeżo upieczone małżeństwo. Na początku on poetyzuje: " wiecznie, wiecznie będziesz pieśnią moją", aż tu bardzo szybko i nagle odkrył, że to nie to, już nic do niej nie czuje, popadł przy niej w jakąś gnuśność, a przecież czuje się poetą, potrzebuje inspiracji i uczuć wyższego lotu. No i szatani podsuwają mu taką marę: cud-dziewica, ucieleśnienie marzeń romantycznego poety.
Henryk widzi ją i mówi do siebie:
"Sądziłem, że to ty jesteś marzeniem moim, a otóż po długiej przerwie wróciło ono i różnym jest od ciebie. - Ty dobra i miła, ale tamta..."
I nie widzi, że to zjawa, mara przysłana na pokuszenie.

A później jest taka ich rozmowa:

ŻONA
Tobie wszystko jedno, bo już nie patrzysz na mnie, odwracasz się, kiedy wchodzę, i zakrywasz oczy, kiedy siedzę blisko. - Wczoraj byłam u spowiedzi i przypominałam sobie wszystkie grzechy - a nie mogłam nic znaleźć takiego, co by cię obrazić mogło. -

MĄŻ
Nie obraziłaś mnie. -

ŻONA
Mój Boże - mój Boże!

MĄŻ
Czuję, że powinienem cię kochać. -

ŻONA
Dobiłeś mnie tym jednym: "powinienem" - Ach! Lepiej wstań i powiedz: "nie kocham" - przynajmniej już będę wiedziała wszystko - wszystko.

I Henryk odchodzi - jak sądzi idzie za swoim ideałem - a Dziewica doprowadza go na pustkowie i nad krawędź przepaści.

Zatem uczucia są dobre i potrzebne, ale gdyby głównie na nich chcieć budować relacje małżeńskie, to nikt nie mógłby z pełną odpowiedzialnością wypowiedzieć słów PRZYSIĘGI małżeńskiej.

19 lat temu ślubowałem mojej żonie miłość (a nie "uczucie miłości"), wierność i uczciwość małżeńską oraz że jej nie opuszczę aż do śmierci. To są postawy woli, której uczucia, owszem, mogą pomagać.

Ćwiczenie woli w kontekście miłości małżeńskiej jest dziś często przedstawiane jako mało atrakcyjny rodzaj samooszukiwania się, w którym rzekomo celują katolicy: niewiele już do siebie czują, ale są ze sobą "na siłę" albo ze względu na dzieci (Maria też mówiła do Henryka: "Jego nie opuszczaj, a ja się na gniew twój poświęcę- dziecko moje kochaj - dziecko moje, Henryku".

Wielu małżonków dało sobie wmówić, że ponieważ po pewnym czasie może osłabnąć intensywność ich "zakochania" czy pierwszego zauroczenia drugą osobą, to jest to jakieś gorsze stadium i małżeństwo jest rzeczywiście grobem miłości.

Poza tym młodzi małżonkowie zwyczajnie nie wiedzą o naturalnych z punktu widzenia psychologii relacji małżeńskich okresowych kryzysach, które wcale nie są równoznaczne z ustaniem miłości - to pewne fazy małżeństwa, przez które trzeba wspólnie przejść - każde małżeństwo przeżywa te stadia na swój sposób (wiele o tym pisano, polecam na przykład mądre i bardzo życiowe książki Jacka Pulikowskiego). On na przykład bardzo fajnie pisze o znaczeniu świadomości różnic między kobietą a mężczyzną - to jeden z kluczy do dobrych relacji.

Lubię wracać do tego, jak święty Paweł zdefiniował miłość w 1 Liście do Koryntian (rozdział 13):

"Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje..."

Tu nie ma ani słowa o uczuciach - a jeśli już, to o nieuleganiu emocjom negatywnym - każdy z przymiotów miłości jest związany z postawą woli i choć wydaje się to takie mało romantyczne, to tylko tak rozumiana miłość nigdy nie ustaje i do małżeństwa odnosi się to w całej pełni.

A uczucia trzeba też pielęgnować, nad miłością pracować - może to czas, żebyście razem wzięli udział w weekendzie spotkań małżeńskich: http://www.spotkaniamalzenskie.pl

Pozdrawiam, będzie dobrze (ale trzeba trochę się postarać)
admin
Administrator forum
 
Posty: 558
Dołączył(a): 7 lipca 2003, o 21:21

Postprzez admin » 2 lipca 2009, o 13:54

Posty dotyczące sytuacji Krychy zostały przeniesione do osobnego wątku: http://www.npr.pl/forum/viewtopic.php?t=4273
admin
Administrator forum
 
Posty: 558
Dołączył(a): 7 lipca 2003, o 21:21

Postprzez małe słoneczko » 4 lipca 2009, o 01:09

Podczepię się pod temat.

A to nie jest hipokryzja, jeśli w obliczu poważnych problemów nie ma już się siły wspierać tej drugiej osoby? Że wielkie fale uczuć są, gdy jest pięknie i harmonijnie, a gdy świat zaczyna się walić i np. przychodzi bezrobocie, ma się ochotę uciec jak najdalej i obudzić się jak będzie już po wszystkim?

Opadam z sił...
małe słoneczko
Bywalec
 
Posty: 184
Dołączył(a): 2 stycznia 2008, o 00:27
Lokalizacja: Niebo:)

Postprzez CzarnaKrowaWKropkiBordo » 6 lipca 2009, o 18:27

oczywiście, że miłość to nie uczucie...albo raczej nie tylko uczucie, bo jednak jestem przekonana, że uczucie musi towarzyszyć przynajmniej początkowej fazie miłości...przynajmniej bo tak naprawde chyba każdej... musi byc także jakis element porządania...u mnie nie ma ani jednego ani drugiego...już nie ma...i dlatego jeśli nic się nie zmieni, to nie będziemy mogli być razem...nie można składać przysięgi małżeńskiej jeśli ta druga osoba jest ci doskonale obojętna...
CzarnaKrowaWKropkiBordo
Przygodny gość
 
Posty: 12
Dołączył(a): 18 czerwca 2009, o 10:03

Postprzez kami79 » 7 lipca 2009, o 11:38

kiedys decyzje o malzenstwie podejmowali za mlodych ich rodzice. sami wybierali malzonka dla swojego dziecka, dopelniali wszelkich formalnosci a mlodzi czesto poznawali sie dopiero w dniu slubu. nie bylo wiec mowy o blizszym ponawaniu sie, zakochaniu. od razu wstepowali w zwiazek malzenski bez sprzeciwu i szemrania. i byly to malzenstwa zgodne i trwale. czesto nie laczyla tych ludzi wielka milosc ale swiadomosc wielkiej wagi malzenstwa i donioslych zadan jakie za soba niesie wystarczala do tego, aby stworzyc udany zwiazek.
czasy sie zmienily, zakochanie i wszelkie czysto ludzkie emocjonalne odruchy skierowane na kochana osobe zostaly docenione i dowartosciowane. i dobrze. bo chociaz nic nie umniejsza malzenstwom zawieranym z rozsadku to jednak ten element zakochania jest bardzo potrzebny i wiele ulatwia. przede wszystkim wyroznia ta jedna osobe sposrod innych, sprawia ze chcemy byc z nia i tylko z nia, robic wszystko aby kochana osoba czula sie szczesliwa, tesknimy, dazymy do spotkania, do tworzenia czegos razem, ostatecznie do zalozenia rodziny. element pozadania tez jest bardzo wazny. seks jest istotny w malzenstwie i jesli wczesniej nie odczuwamy pociagu do siebie nawzajem, to nie jest to raczej dobry objaw. oczywiscie nie mowimy tu o wspolzyciu przedmalzenskim ale o tym, ze odczuwanie pragnienia bycia blisko jest samo w sobie dobre i naturalne.
aniu, to co piszesz o milosci jest prawda tylko sama przyznasz ze gdybys najpierw sie nie zakochala w swoim chlopaku, to raczej nie bylby on twoim mezem. nie wyszlabys za czlowieka do ktorego absolutnie nic nie czujesz.
to prawda, stan zakochania i uniesienia z czasem mija albo raczej przechodzi w inne stadium milosci. i jest to normalne, czesto nawet nie zauwazamy kiedy przyszedl ten moment kiedy na widok wspolmalzonka nie bije juz nam szybciej serce. ale jesli na poczatku nie ma tej tzw. chemii to ciezko podjac decyzje o tym ,by spedzic z tym kims zycie. trudno wyobrazic sobie wspolzycie z osoba ktora absolutnie nas nie pociaga. to zwykla proza zycia, ludzka strona milosci ktora tez jest wazna i bez ktorej trudno stworzyc prawdziwie szczesliwy zwiazek. wiem ze sakrament jest ponad tym wszystkim, wierze w szczesliwe malzenstwa zdroworozsadkowe o ktorych napisalam wyzej. ale o wiele latwiej zyc z kims kogo zwyczajnie po ludzku darzymy uczuciem.
stan zakochania nie wyklucza wcale postawy prawdziwej milosci ktora jest przede wszystkim aktem woli. slowa przysiegi mowia nam o tym, ze mamy byc razem wtedy gdy swiat sie wali a druga osoba nie jest juz tak atrakcyjna jak w dniu slubu. jesli para jest blisko Boga, jesli przyjela dobra formacje przed slubem, wlasciwe rozumienie milosci i sakramentu malzenstwa bedzie im towarzyszyc zawsze nawet wtedy gdy przestana byc szalonymi kochankami.
Krówko, juz duzo pisalam Ci co ja mysle o Twojej sytuacji na poprzednim watku. i znow powtorze ze warto dac sobie czas na zdystanswoanie sie do Twojego zwiazku, czas tylko dla Ciebie. byc moze przyniesie on wlasciwa odpowiedz. moze to bedzie odpowiedz, ze poprostu nie jest to czlowiek dla Ciebie. nie boj sie tego. jesli Bóg powolal Cie do malzenstwa, znajdziesz osoba z ktora stworzysz szczesliwa rodzine.
z modlitwa
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu


Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron