Teraz jest 28 kwietnia 2024, o 01:52 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

jak to powiedzieć rodzicom...

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez azorek » 15 października 2008, o 22:27

moze i macie racje:(teraz niestety jestem totalnie spolkana u mnie jest tak ze to rodzice funduja wesela. chciala to zrobic sama z narzeczonym nawet na wakacjach bylam za granica ale euro tak dramatycznie spadlo ze wszystko poszlo na studia i malo co zostalo. jesli chodzi o tate ma kase bo pracuje w hiszpani i nie chodzi o pokrycie kosztow ale o wymagania jakimi sa min, inny narzeczony i jeszcze z jeden fakultet i prawo jazdy. on stawia mi warunki. za granica przezylam meczarnie a wyglada na to ze bede musiala tam wrocic aby zrealizowac marzenia i wyjsc na maz. ale przeciez rodzina powinna sobie pomagac:(zarobilabym i moglabym oddac tacie ciagle odkladamy slub jestem juz zmeczona:(:(:(:(
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez azorek » 15 października 2008, o 22:31

acha i wiem ze wyjscie za maz to nie tylko zabawa do rana szampan i zabawa. doskonale o tym wiem, ale to wazny moment w zyciu kazdego czlowieka zdarza sie tylko raz i poprostu chcialabym miec chociaz drobne wspomnienia cieszyc sie dzielic sie radoscia z bliskimi nawet na skromnym przyjeciu. nie wymagam miliona tylko drobnej pomocy aby radosc dzielic chocby z najblizszymi
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez kasik_powraca » 16 października 2008, o 11:42

azorek, a macie gdzie mieszkac po slubie i za co zyc? jak twoj "pyszczek" ma tyle kasy to rozumiem, ze tak. Ale twoich roszczen co go finansowania wesela nie rozumiem!! To Twoj slub a nie twoich rodzicow.
kasik_powraca
Przygodny gość
 
Posty: 58
Dołączył(a): 30 sierpnia 2008, o 22:44

Postprzez milgosia » 16 października 2008, o 15:02

Azorek, dwie sprawy.

1. Generalnie popieram to, co napisały dziewczyny. Najważniejszy w dniu ślubu jest sakrament małżeństwa, a nie wesele na 60/100/200 osób, czy nie wiem tam ile.

To sobie trzeba uczciwie uświadomić i nie mylić wartości wesela z sakramentem!

Z takiego ślubu bez wesela, albo z bardzo skromnym weselem (obiad+tort) można mieć bardzo piękne wspomnienia. Znam przynajmniej 3 pary, które miały właśnie takie "małe wesele" i były z nich ogromnie dumne - sami je opłacali, wszystko organizowali.

No i niewątpliwa zaleta takiego małego wesela to fakt, że kończy się na tyle wcześnie, że małżonkowie nie są "padnięci" noc poślubna może mieć miejsce właśnie w ... noc poślubną.

Myśmy też początkowo takie małe wesele planowali, ale w końcu wyszło większe (na ok 60 osób zamiast na ok 20). Za to od początku do samego końca wszystko organizowaliśmy sami i sami za to płaciliśmy, rodzice nie dołożyli nam ani złotówki... I byliśmy szalenie dumni, że sobie poradziliśmy z tym wszystkim.

Tyle się nasłuchałam o rodzicach wtrącających się do organizacji wesela...

Wybacz, że powiem tak prosto, ale pieniądz ma naprawdę dużą siłę oddziaływania w relacji z Rodzicami...

U nas był pełny komfort, bo płaciliśmy sami. Rodzice się nic nie wtrącali, kogo zapraszamy i dlaczego, dlaczego taki a nie inny kolor serwetek na stole, dlaczego tyle alkoholu, że kapela taka a taka, że sukienka taka, że wizytówki takie a takie, że usadzenie gości przy stole nie było "spontaniczne", tylko dokładnie zaplanowane... itd..

MY PŁACIMY, TO MY DECYDUJEMY. Po prostu. Samo życie...

Jak słuchałam koleżanki, której rodzice finansowali tylko część wesela, jak ona musiała z nimi walczyć o różne szczegóły... To się czasami odechciewa w ogóle urządzać taką imprezę, brać ślub, a przecież to ma być szczególny dzień, niezmącony wcześniejszymi kłótniami, które w najbliższej rodzinie są zawsze bolesne...

2. Wybacz, że tak prosto z mostu powiem, ale widzę, że skoro tak bardzo jesteś pod wpływem Taty... to przemyśl, czy już zamknęłaś w życiu rozdział pt. "jestem małą córeczką"...

Czy się już oderwałaś od Rodziców (nawet najukochańszych) w sensie psychicznym, emocjonalnym, czy umiesz podejmować samodzielne decyzje, mieć swoje zdanie i bronić go przed nadopiekuńczym Tatą...

Czy umiesz też poradzić sobie z pewnym "dyskomfortem emocjonalnym", który może powstać w momencie, gdy masz inne zdanie niż Rodzice, a im się to nie podoba i otwarcie Cię krytykują, naciskają...

Czy umiesz temu stawić czoła w sposób dojrzały? Czy też wciąż realizujesz oczekiwania Rodziców a nie swoje własne? Czy się uczciwie "zbuntowałaś" ?

Bo jeśli tego jeszcze nie potrafisz, to najwyższa pora, aby zacząć pracować nad sobą i nad swoją relacją z Rodzicami (z Tatą)...

Jeśli bowiem tak bardzo jesteś pod wpływem Taty, że planuje Ci całe dalsze życie i Ciebie to tak bardzo obchodzi i wpływa na Twoje zasadnicze decyzje, to wybacz, ale ... w dalszej perspektywie kiepsko to wróży organizacji wesela przez Rodziców (Tatę)... jakoś nie czuję, żeby nagle zupełnie pozwolił Wam "po swojemu" urządzić wszystko, wybrać restaurację, kapelę, zaprosić przyjaciół na nie najdalszą rodzinę itd...

W małżeństwie trzeba być przede wszystkim dojrzałą kobietą, żoną, matką, a nie przede wszystkim córeczką Tatusia...

Tylko zdrowe oderwanie się od Rodziców daje szansę na zbudowanie zdrowej, dojrzałej relacji, zachowanie odrębności i intymności nowej małej rodziny.

Dlatego dobrze jest być samodzielnym finansowo, zwłaszcza po ślubie - to jest bardzo zdrowe, bo od razu ucina wiele konfliktów w zalążku... A zacząć już można przed ślubem, zabierając się za organizację wesela, "ćwicząc" na tym terenie samodzielność, także finansową...

A Rodzice stopniowo widząc, że sobie radzicie, także zaczną Was traktować z większym szacunkiem (pieniądz ma naprawdę dużą siłę oddziaływania!!!), stopniowo będą w Was dostrzegać partnerów, a nie tylko małe dzieci, którymi trzeba się całe życie opiekować, utrzymywać...

Jeśli tego wszystkiego nie przepracujesz przed ślubem, to rodzice mogą się wtrącać i "ustawiać" Wam małżeńskie życie, od kupna mieszkania i ustawienia w nim mebli (bo Oni wiedzą "lepiej"), aż do sposobów wychowania dzieci...

No bo tak na zdrowy rozum... jeśli teraz Tato "wybiera" Ci męża, "każe" robić drugi fakultet, prawo jazdy... to nie ma takiej możliwości, żeby tak nagle po ślubie z dnia na dzień przestał tak głęboko ingerować w Twoje (Wasze) życie...

Chcecie mieć takie małżeństwo, taką rodzinę...?

Uważam, że samodzielne organizowanie wesela jest znakomitą okazją, żeby takim "nadopiekuńczym" Rodzicom udowodnić, że się jest właśnie już dojrzałym, samodzielnym finansowo, doskonałym organizatorem (to też nie jest proste zorganizować taką imprezę, trzeba wiele szczegółów dopracować) no i przede wszystkim można pokazać rodzicom, że potraficie, chcecie i umiecie ponosić WSZYSTKIE konsekwencje swoich decyzji.

Trzeba umieć w życiu przyjąć "na klatę" różne trudne sytuacje (także trudne w sensie finansowym) i znaleźć najlepsze (w danej sytuacji) rozwiązanie. To jest miara dojrzałości, a dojrzałość jest bardzo potrzeba w małżeństwie, bo przyjdą inne, cięższe problemy i trzeba będzie je udźwignąć... Dojrzałość jest bardzo potrzebna, inaczej to jest "zabawa w dom"...

Bardzo polecam Ci książkę Pulikowskiego "Warto pokochać teściową".

Mam nadzieję, że się nie obrazisz, że w ten sposób piszę. Piszę tak, bo mnie samej taka sytuacja kiedyś dotyczyła i wiem, co to znaczy mieć "na pieńku" z rodzicami z powodu ślubu... I jak trudno jest "oderwać" się od rodziców, jak to boli... Byłam kiedyś w dokładnie takiej sytuacji jak Ty i musiałam to wszystko gruntownie przepracować.

To uczciwe "buntowanie się" przeciw Rodzicom boli, bo przecież chcesz jednocześnie nadal kochać rodziców i wciąż ich kochasz, ale ten "zdrowy bunt", choć sprawia ból, jest potrzebny, w tym bólu kształtuje się też wytrzymałość, dojrzałość, siła... Moc w słabości się doskonali...

To jest taki ból, który choć może czasem być bardzo przejmujący, to jednak zawsze towarzyszy "zdrowieniu", dojrzewaniu, porzucaniu "skorupki" małego dziecka, by mógł "narodzić się" w Tobie dojrzały człowiek, dojrzała, silna kobieta, która będzie potem wspaniałą żoną i matką... I będzie umiała budować swoje małżeństwo w sposób zdrowy, a jeśli przyjdzie kiedyś taka potrzeba, będzie jak lwica - będzie potrafiła też WALCZYĆ o męża, o dzieci...

U mnie było ciężko, długo trwało, ale opłacało się jak nic w życiu. Naprawdę.
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez azorek » 16 października 2008, o 15:53

dziekuje ci za tak obszerna odpowiec . wracajac do taty wszystko robie na przekor jego planom, poszlam na zaoczne a on rzadal by isc na dzienne tak samo gdy podjelam prace byl na mnie wsciekly, moze macie racje. wkoncu trzeba wpelni stanac na wlasne nogi. zylam w srodowisku gdzie wesela fundowane przez rodzicow to tradycja ale czasem trzeba tradycje zmienic:)takze najpierw wyjazd by zarobic a potem slub i wesele. jak to sie mowi "ciasne ale wlasne". male przyjecie ale organizowane na podstawie wlasnej wspolnej ciezkiej pracy:):)dzieki:*
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez milgosia » 16 października 2008, o 19:55

Azorku, nie zrozum mnie źle. Nie namawiam, abyś wszystko robiła "dla zasady" na przekór Tacie. To jest druga skrajność, równie niedojrzała, jak wyżej omawiana "uległość"...

Chodzi o to, aby to były Twoje (Wasze) decyzje, płynące z Waszej potrzeby serca, z przemyślanych argumentów, żeby one były "do końca Wasze", żeby nie były choć w 1% dlatego, "że Tata tak chce". Jeśli akurat przy okazji Wasza decyzja podoba się Tacie, to dobrze, Tata będzie się cieszył razem z Wami. Ale żadna decyzja nie może być podjęta dlatego, że takie są Taty oczekiwania...

Ja np. uważam, że prawo jazdy zdecydowanie się przydaje w życiu i warto je zrobić (choćby dlatego, żeby dostać lepsza pracę, albo kiedyś móc spokojnie poruszać się po mieście z dzieckiem, a nie wszędzie jeździć autobusem). Ale zrobiłam je niedawno, bo wcześniej nie było mnie stać na taki wydatek.

Można a nawet należy wysłuchać racji Rodziców, ważyć ich argumenty, ale trzeba się z nimi zmierzyć i zapytać się siebie spokojnie, co Wam z tych rad na pewno przysłuży się Wam, co warto zrobić, a co nie jest zgodne z Waszymi planami, pragnieniami itd...

I umieć ponosić wszelkie konsekwencje swoich decyzji.

Pozdrawiam ciepło (Narzeczonego też ;-)),
Małgosia

P.S. Z doświadczenia wiem, że nic tak nie smakuje i nie daje takiej satysfakcji i nie umacnia poczucia własnej wartości, jak własnoręcznie wykonana praca. Nic tak nie uczy roztropności jak własne zarobione czasem b. ciężko pieniądze, które trzeba rozsądnie zagospodarować i zmieścić się w budżecie przedślubnym i poślubnym...

Życzę Wam wiele szczęścia, mądrości i wytrwałości w budowaniu własnego świata i zdobywaniu niezależności.
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Misiczka » 16 października 2008, o 20:21

Właściwie nic dodać nic ująć do tego co ci azorku napisała milgosia.. z doświadczenia wiem (jestem jedyną córką swoich rodziców), jak trudno jest zacząć samodzielnie oceniać sprawy i brać swoje życie w swoje ręce. Tym bardziej, że przecież szanujemy swoich rodziców i wiemy, że chcą dla nas dobrze i chcą nam pomagać. Ale to nie znaczy, że musimy żyć tak jak oni. Rzeczywiście bardzo pomaga samodzielność i niezależność finansowa, im więcej zawdzięczamy rodzicom, tym łatwiej jest im uważać, że nie radzimy sobie i mają prawo nas pouczać. Jedno jest pewne, ZANIM zaczniemy żyć na własny rachunek trzeba uporządkować swoją relację z rodzicami, bo inaczej ona będzie rzutowała na nasze małżeństwo, zwłaszcza kiedy pojawią się dzieci i zwłaszcza, jeżeli będziemy korzystali z ich pomocy przy dzieciach (co skądinąd jest świetną sprawą, jeżeli rodzice chcą i mogą, bo dzieci zyskują kochanych dziadków, a my trochę wytchnienia i czasu dla siebie). Uwierz mi, zabałaganione relacje z rodzicami są naprawdę częstą przyczyna rozwodów, wiem że tu odzywa się moje skrzywienie zawodowe (jestem adwokatem), ale naprawdę tak jest.

I jeszcze jedno, azorku, piszesz, że małżeństwo Twoich rodziców nie jest udane i że nie najlepiej jest Ci w związku z tym w domu. Zastanów się uczciwie, czy przypadkiem nie chcesz poprzez małżeństwo "uciec" z domu. Jeżeli jest to choćby jedna z przyczyn, to rozważ wszystko raz jeszcze, bo to NIE JEST dobry powód do małżeństwa.
Misiczka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 225
Dołączył(a): 2 października 2008, o 13:12

Postprzez brega » 17 października 2008, o 19:24

My pobraliśmy się, gdy oboje mieliśmy po 22 lata. Rodzice męża odradzali nam ślub przed ukończeniem studiów, ale decyzję zostawili nam. U mnie w domu była dość napięta sytuacja z innych powodów, więc mój ślub rodziców, zwł. ojca, mało obszedł. Chcieliśmy skromny ślub z obiadem dla najbliższych, ale u mojego męża w rodzinie jest tradycja sporych wesel, na których rodzina się spotyka i wspólnie bawi. Teściowie byli więc przerażeni wizją ślubu bez wesela. Zapowiedzieli, że sfinansują nam całe wesele. No i my, żeby ich dodatkowo nie denerwować, przystaliśmy na wesele, zwłaszcza, że baliśmy się, że będziemy później żałować nie zrobienia wesela, skoro mieliśmy taką możliwość. No i rzeczywiście mieliśmy wesele na 70 osób, było wspaniale. Rodzice ani odrobinę nie wtrącali się do jego organizacji, mimo że dali na nie pieniądze. U mnie w domu była w tym czasie fatalna sytuacja finansowa (i jest nadal), więc moi rodzice nie mogli się dołożyć. Czułam dyskomfort, ale ślub był dla mnie najważniejszy. Wydaje mi się, że to, czy rodzice finansują wesele, to w dużej mierze kwestia zwyczajów panujących w danej rodzinie, a może i w regionie Polski. Jeśli rodziców lub narzeczonych nie stać na wesele (a nawet na obiad dla większej ilości osób), dobrym rozwiązaniem jest kredyt, który najczęściej spokojnie można spłacić z pieniędzy otrzymanych w prezencie (moi teściowie tak zrobili). Lepsze to niż zbyt długie odwlekanie ślubu.
Jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że dostaliśmy mieszkanie od mojej babci. Gdyby nie własne lokum, nie zdecydowalibyśmy się raczej tak szybko na ślub. I warto pamiętać, że mimo iż pieniądze nie są najważniejsze, to są bardzo ważne. Dlatego uważam, że chociaż jedna osoba powinna mieć przed ślubem stabilną pracę, żeby mieć chociaż te dwa tysiące zł (nie licząc kosztów ewentualnego wynajmu mieszkania) na bardzo skromne życie (z doświadczenia wiem, że w praktyce wydaje się dużo więcej pieniędzy niż to wychodzi w wyliczeniach przedślubnych).
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez mmadzik » 18 października 2008, o 13:46

brega napisał(a):Dlatego uważam, że chociaż jedna osoba powinna mieć przed ślubem stabilną pracę, żeby mieć chociaż te dwa tysiące zł (nie licząc kosztów ewentualnego wynajmu mieszkania) na bardzo skromne życie (z doświadczenia wiem, że w praktyce wydaje się dużo więcej pieniędzy niż to wychodzi w wyliczeniach przedślubnych).


Zaraz, zaraz - dwa tysiące złotych plus dodatkowo pieniądze na wynajęcie mieszkania to jest minimum?! I to na SKROMNE życie we dwójkę?!?! Ech, ja chyba mam inne wymagania od życia, bo dla mnie te trzy tysiące to byłby prawdziwy majątek i z doświadczenia wiem, że da się żyć - i to nie tak bardzo skromnie - za dużo mniej...
mmadzik
Domownik
 
Posty: 445
Dołączył(a): 13 września 2007, o 11:57

Postprzez kasik_powraca » 18 października 2008, o 16:22

brega napisala:
Jeśli rodziców lub narzeczonych nie stać na wesele (a nawet na obiad dla większej ilości osób), dobrym rozwiązaniem jest kredyt, który najczęściej spokojnie można spłacić z pieniędzy otrzymanych w prezencie (moi teściowie tak zrobili). Lepsze to niż zbyt długie odwlekanie ślubu.


no pewnie, super dojrzalosc....potem tak jest, ze za wesela sie samemu jako gosc placi. smieszne to. nie stac cie, nie rob wesela czy obiadu. kropka. :evil:
kasik_powraca
Przygodny gość
 
Posty: 58
Dołączył(a): 30 sierpnia 2008, o 22:44

Postprzez fiamma75 » 18 października 2008, o 17:02

Kredyt na wesele? :shock: Nie ma jak zaczynanie wspólnego zycia od długów :shock: :roll:
Jak się nie ma pieniędzy, to się robi skromny ślub i tyle- wkońcu co się liczy - Sakrament czy wesele do białego rana?
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez brega » 19 października 2008, o 12:21

mmadzik napisał(a):Zaraz, zaraz - dwa tysiące złotych plus dodatkowo pieniądze na wynajęcie mieszkania to jest minimum?! I to na SKROMNE życie we dwójkę?!?! Ech, ja chyba mam inne wymagania od życia, bo dla mnie te trzy tysiące to byłby prawdziwy majątek i z doświadczenia wiem, że da się żyć - i to nie tak bardzo skromnie - za dużo mniej...


A gdzie mieszkasz? My we Wrocławiu (wysokie ceny). Mąż zarabia od 2 tys. do 2 400, mieszkanie mamy swoje, więc płacimy tylko za rachunki (media plus internet i telefon) - średnia za miesiąc to jakieś 500 zł (ogrzewanie gazem), żyjemy skromnie, rzadko gdzieś wychodzimy, bez luksusów żywieniowych (mało słodyczy, tanie produkty), czasem jakiś ciuch i zawsze nam brakuje do pierwszego. Ach, i jeszcze na benzynę jakieś 100 - 150 zł schodzi, mimo że naprawdę rzadko jeździmy autem, staramy się korzystać z komunikacji miejskiej. Żeby móc utrzymać spokojnie dziecko i nie liczyć się z każdym groszem (np. mieć na książkę czy teatr od czasu do czasu) potrzebna by była druga pensja jak męża.
Sugerujesz, że mamy za duże wymagania??
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez brega » 19 października 2008, o 12:31

fiamma75 napisał(a):Kredyt na wesele? :shock: Nie ma jak zaczynanie wspólnego zycia od długów :shock: :roll:
Jak się nie ma pieniędzy, to się robi skromny ślub i tyle- wkońcu co się liczy - Sakrament czy wesele do białego rana?


Fiammo, czasem kredyt jest naprawdę dobrym rozwiązaniem. Bo bez niego para np. musiałaby pracować jeszcze rok po studiach, żeby zarobić na ślub, a są już razem np. cztery lata i wcale nie uśmiecha im się czekanie. Dla mnie nie ma problemu, żeby był obiad zamiast wesela, ale niektórzy chcą mieć choć skromne wesele i mają do tego prawo. Zatem jeśli mają już pracę, a pieniędzy z wesela nie planują wydać na coś innego (np. umeblowanie mieszkania, jak my zrobiliśmy), to po co się męczyć i odwlekać ślub (który sam w sobie trochę kosztuje - suknia, fotograf, opłata za ślub), co dla katolika dodatkowo może prowadzić do grzechu. A moi teściowie nienawidzą kredytów, po ślubie nie brali żadnych przez ponad 20 lat, a mimo to uważają, że ten na wesele to była świetna decyzja. Dlatego Fiammo nie oceniaj tak łatwo, bo każda sytuacja jest inna i dla niektórych osób kredyt może być naprawdę dobrym rozwiązaniem.
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez Tatuś » 19 października 2008, o 16:16

mmadzik napisał(a):
brega napisał(a):Dlatego uważam, że chociaż jedna osoba powinna mieć przed ślubem stabilną pracę, żeby mieć chociaż te dwa tysiące zł (nie licząc kosztów ewentualnego wynajmu mieszkania) na bardzo skromne życie (z doświadczenia wiem, że w praktyce wydaje się dużo więcej pieniędzy niż to wychodzi w wyliczeniach przedślubnych).


Zaraz, zaraz - dwa tysiące złotych plus dodatkowo pieniądze na wynajęcie mieszkania to jest minimum?! I to na SKROMNE życie we dwójkę?!?! Ech, ja chyba mam inne wymagania od życia, bo dla mnie te trzy tysiące to byłby prawdziwy majątek i z doświadczenia wiem, że da się żyć - i to nie tak bardzo skromnie - za dużo mniej...


Aj, dziewczyny, nie spierajcie się ile potrzeba na życie. Z doświadczenia Wam powiem, że im więcej się ma, tym więcej niestety "potrzeba". My ponad pięć lat temu zaczynalismy bardzo skromnie (w sensie dostępnych zasobów) i żyliśmy. teraz za głowię się łapię jak dawaliśmy wtedy radę! Nadal mi się wydaje, że nie żyjemy jakoś "rozpustnie", a ilość pieniędzy jaką wydajemy miesięcznie jest porażająca.

Tak tez jest, że im bardziej się jest aktywnym zawodowo, tym większe koszty powstają np. dodatkowy samochód, garderoba (mój mąż gdy zmieniał pracę na lepiej płatną musiał np. przejśc szkolenie wizerunkowe i niestety odbiło się ono na naszej kieszeni :roll: )

I ważna jest też świadomość, że we dwójkę żyje się duuużo taniej. Z dziećmi zdecydowanie drożej! My nie rozpuszczamy naszych dzieci zbędnymi zabawkami, czy drogimi ciuszkami (ciuchy, wózek itp. mamy po starszym kuzynostwie), ale w obliczu problemów ze zdrowiem nie oszczędzamy. I wydajemy na nie mnóstwo kasy... lekarze, lekarstwa, jedzenie lepszej jakości itd.

Bez kasy tez bysmy dali radę, ale z pewną szkodą: dłuższe kolejki w służbie zdrowia, ubozsza dieta itp.

Niby nie powinno się przeceniać aspektu ekonomicznego w planowaniu rodziny, a zwłaszca planowaniu dzieci! Ale jednak mając chorujące dzieci bardzo współczuję tym, którzy bez pieniędzy, pozostają bezradni w obliczu trudności ze zdrowiem!
Tatuś
Domownik
 
Posty: 302
Dołączył(a): 30 grudnia 2007, o 23:36

Postprzez brega » 19 października 2008, o 21:48

Masz rację, Tatusiowa, im więcej się ma, tym więcej się wydaje. Ale jest też pewna granica minimum, żeby godnie żyć. Jasne, że za grosze też jakoś można żyć. I młode małżeństwo bez dzieci może oszczędzać na wielu rzeczach. Ale przy dzieciach nie wyobrażam sobie, żeby oszczędzać na jedzeniu czy lekarzu. A i dorośli nie powinni odmawiać sobie wszystkiego, bo złe wyżywienie prędzej czy później skończy się uszczerbkami na zdrowiu. Nigdy, przenigdy nie chciałabym być bogata, ale marzę, żeby nie oszczędzać bez przerwy na wszystkim.
A w kontekście narzeczeństwa, bo taki jest ten dział forum - najważniejsza jest miłość, ale myśląc o wspólnym życiu trzeba mieć jakieś podstawy materialne, bo brak pieniędzy może bardzo skłócić małżonków i ich frustrować.
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez fiamma75 » 20 października 2008, o 10:09

Tu się akurat z Tobą zgodzę :D
Te 2 tys. to w wielkim mieście minimum na godne życie (i tylko we dwójkę). Oczywiście można wyżyć za mniej, ale niestety jest to zawsze kosztem czegoś. Przy dzieciach niestety tak się nie da.
Poza tym własne dochody opozwalające utrzymać się, umożliwiają niezależność finansową od rodziców - a nie ma nic gorszego na początku małżeństwa (poza mieszkaniem z rodicami) niż zależnośc finansowa od rodziców. Niektórzy rodzice dzięki temu uważają, że mają prawo wtracać się w dezycje młodych.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Poprzednia strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości

cron