Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 16:54 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

jak przechodzić kryzysy?

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez Kinia » 25 listopada 2004, o 23:06

Kartofelko!!!
tak trochę nie na temat napiszę, ale... proszę nie mów na dzieci- bachorki. Po pierwsze są to dary od Boga (bo sama to i tak ich nie stworzysz!!) a po drugie są na tym forum osoby, które bardzo pragną dziecka i nie sądzę, żeby takie słowa ich nie bolały.... Uwzględnij to :!:
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez rybka » 27 listopada 2004, o 02:11

(myślę, że kwestia słownictwa została wyjaśniona, wiec lepiej skończyć temat zanim rozwinie się w sposób który Admin uzna za niewłaściwy.)

Kartofelko - Twój problem to nie brak mężczyzny, ale wizja Boga - abstrakcyjnej postaci, która ma Cię gdzieś. to dopiero przenosi się na inne sfery, ale przy naprawie lepiej zacząć od fungamentów.
ja nie jestem szczególnie mądra i pobożna, więc podpatruję tych, którzy tacy są. znam księdza, który mówi o Jezusie... tak szczerze i prosto, z zachwytem i miłoscią... jakby chodził za Nim od Galilei do Jerozolimy. jak on to robi, że Go tak zna? czyta Ewangelię. i to czyta tak, że widzi w tym obraz Boga, a nie tak jak ja - jak historię życia Jezusa.
piszę o tym, bo to moje nowe odkrycie.

PS
powiedz Bogu co o Nim myślisz. nie jest małostkowy, nie obrazi się.
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kukułka » 27 listopada 2004, o 10:24

Dzięki rybko, ze napisałaś o tym, ze może by warto skończyć ten temat, zanim rozwinie sie tak jak winnych wątkach w ciągłę - przepraszam, słówa mocne ale prawdziwe, biadolenie i narzekanie,które niczego nie daje w tym przypadku i do niczeog nie prowadzi.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Martelka » 27 listopada 2004, o 15:01

:) Ale sie naczytalam, powinnam czesciej odwiedzac watek narzeczenski :wink:

Chcialam tu jeszcze poruszyc temat odnajdywania w osobie z ktora sie spotykamy tego jedynego.

Otorz, w moim przypadku, przy pierwszym chlopaku mialo miejsce uczucie "czemu by nie sprobowac", poniewaz byl on pierwszym do ktorego nie czulam niecheci. Polubialam go z czasem i jak mi sie wtedy wydawalo pokochalam. Brakowalo mi w nim wiele cech i czasem zdazalo sie, ze marzylam sobie o jakichs innych mezczyznach i czulam, ze to troche nie fair w stosunku do mojego chlopaka. Ponadto obiecywalismy sobie, ze zadne drugiego nie zostawi. Niestety ja za zadne skarby nie potrafilam sobie go wyobrazic w roli mojego meza i ojca moich dzieci (mialam wtedy 18 lat). "Zwiazek" zerwalam ja, ku mojej rozpaczy, ze ranie kogos, kto mnie "kocha", ale nie moglam ciagnac tego dalej, bowiem dodatkowo zauroczylam sie w kims innym. Zauroczenie trwalo 2 miesiace po ktorych zapragnelam wrocic do bylego, bo przeciez on mnie tak dobrze znal. Wiedzialam, ze nie bedzie to idealne rozwiazanie, bo wiedzialam jak duzo mu brakuje do idealu.
Niestety i na cale szczescie on juz nie chcial powrotu (wbrew temu co mowil jak sie rozstawalismy)
Bylam strasznie przygnebiona, ale mowilam sobie "Boze Ty wiesz co dla mnie najlepsze" , zaufalam jak dziecko, mimo ogromnego bolu w sercu. Z czasem przeszlo, rozpoczelam studia i po pol roku poznalam mojego meza :D Poczatek byl trudny (to naprawde dluga historia), ale tak nas ciaglo do siebie od samego poczatku. Pokochalam Go calym sercem i wiemy, ze dla siebei jestesmy stworzeni. Od poczatku bylo to cos zupelnie innego nie moje wczesniejsze doswiadczenia, ja czulam, ze to TO.
Modlilam sie w tym czasie o dobrego meza odprawiajac Nowenny do Matki Bozej co srode i modlac sie na rozancu.
Mos slubny wcale nie byl idealny pod wzgledami religijnymi, ale jakos wierzylam, ze pod tym wzgedem zadanie nalezy do mnie, ze ja musze prowadzic nas w kierunku Krolestwa Bozego i co i staram sie wypelniac to zadanie kazdego dnia naszego wspolnego malzenskiego zycia.
Wiem tez, ze nie wyobrazam sobie byc z nikim innym i dziekuje Bogu za Niego codziennie, bo jest Najwspanialszym Mezem jakiego moglam sobie wymarzyc mimo wad jakie kazdy z nas posiada.
Wiem, ze z tym czlowiekiem chce sie zestarzec, i prosze Boga zeby bylo nam to dane. Nasza starosc to dopiero bedzie historia :lol: :lol:

Tak wiec chce tym zaswiadczyc, ze nie ma regul, jedni to czuja, drugim przychodzi z czasem. Modlic sie mozna w rozny sposob i sama slyszalam o tym, zeby w plastyczny sposob wyobrazac sobie te druga osobe, czy cokolwiek co chcemy od Boga dostac. Ja modlilam sie poprostu o dobrego meza dla mnie z ktorym nigdy nie przestane sie kochac :!:
Martelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 274
Dołączył(a): 25 lutego 2004, o 14:30
Lokalizacja: k/Krakowa- Wielka Brytania

Postprzez kartofelka » 29 listopada 2004, o 20:27

przepraszam..troche mnie poniosło....
moze dlatego ze żyje jak taka sierota i nie moge sobie miejsc aw tym zyciu znależć....

Martelka.....to masz fajnie...bo ktoś dla Ciebie został stworzony...
ja nawet tego nie jestem warta chyba...z tego co widze...

rybko...czy mam sobie stwarzać wizje Boga na podstawie czytania?
owszem...można tak pewnie..jak sie czyta ciągle to wszystko to można sie zasugerowac, że tak jest...
tymczasem rzeczywistośc jest troche inna....
mną sie nie interesuje żaden ojciec..ani ziemski, ani niebieski...

teraz widze, że miłość to luksus tylko dla niektórych
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez rybka » 29 listopada 2004, o 22:09

ciekawe jaką religię wyznajesz. bo to co mówisz to nie jest chrześcijaństwo.
albo masz depresję.

wiesz, nie próbój się sugerować (chociaż nie wiem czy jest to odpowiednie słowo w odniesieniu do Ewangelii) korzystaj z doświadczenia. swojego i cudzego. mi łatwiej czytać niż się modlić, więc czytam. niektórzy potrafią modlić sie po prostu "Tatusiu, chcę!" a ja nie. różne są sposoby, ważne zeby coś robić. co Ty robisz?
ja chciałabym malować ikony - zobaczyć jak to jest. lubię pracować rękami, chciałabym zobaczyć, czy można się modlić dłońmi, kolorem, linią... wiem, że to możliwe, chcę zobaczyć czy będę umiała :lol:
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kartofelka » 29 listopada 2004, o 22:44

może mam...

nie wiem..ostatnio nie wiem co mam Bogu mowic..cos tam mowie Mu ale nie wiem jaki to ma sens, skoro On i tak mam to gdzies
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Maria » 29 listopada 2004, o 23:57

Już kiedyś Tobie napisałam, że modlenie się z takim nastawieniem nie ma większego sensu. Wydaje mi się, ze najpierw coś w sobie musisz zmienić, a dopiero potem obwiniać Boga.
Po co Bóg ma Ci coś dawać, skoro i tak nie wierzysz, że Ci da?
Jeżeli byś usłyszała że Twoje dziecko mówi koledze:" Mama ma mnie gdzieś, w ogóle mnie nie słucha, nie chce mojego dobra i jest egoistką, któa lubi mnie dręczyć" to jak byś zareagowała? Ja na przykład starałabym się pokazać dziecku zło jego nastawienia, a dać czego pragnie dopiero, kiedy zrozumie. Nie odwrotnie.

Pozdrawiam,
Maja
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez kukułka » 30 listopada 2004, o 00:00

Błagam, niech admin zamknie ten wątek, bo znów się zaczyna przekonywanie pewnych osob, ktore wcale przekonane być nei chcą, znow sie zaczyna mówienie, delikatnie mówiąc, do ściany. nie zdziwię się, jeśli amin tego posta nie puści, ale mozę.warto byloby go umieścić. z tego, co wiem, nie jestem jedyna osobą na forum, która tak myśli.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez kukułka » 30 listopada 2004, o 00:01

Jeśli uraziłam kogoś, zwłaszca kartofelkę, to przepraszam, nie to miałam na celu, napisałam po prostu.... :oops: .prawdę.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Gość » 30 listopada 2004, o 09:50

Witam

Ja również apeluję, by nie niszczyć każdego popularnego tematu w ten sam sposób :!:. Czemu ma służyć wałkowanie ciągle tego samego? Zwłaszcza że nie pojawiają się żadne nowe argumenty. Zamyknięcie tematu przez admina uważam za niepotrzebne- wystarczy, że my bedziemy trzymać się tematu, który uważam za dobry Przypominam go:"Jak przechodzić kryzysy? ".

Kartofelko- proszę- porozmawiaj na forum na inne tematy niż Twoja samotność. Bo w tej kwestii chyba nikt nie poradzi Ci nic więcej niż to co już mogłaś przeczytać- modlitwa+otwartość. Nikt za Ciebie nie wymodli Ci dobrego męża i nikt za Ciebie go nie pozna. Skoro nie wierzysz Bogu, to odrzuć pierwszy człon i licz tylko na siebie. Ale proszę nie chciej, byśmy Ci ciągle mówiły że Pan Bóg wysłuchuje modlitw- skoro do Ciebie to nie dociera. A jeżeli potrzebujesz sobie o tym przypominać to poczytaj to co w innych tematach było pisane.

Wracając do kryzysów: Od jutra zacznie się mój mały kryzys. Zostaję sama. Mój Pan wyjeżdża na trzytygodniowe szkolenie do Holandii :cry: . Jest to dla nas pierwsze takie rozstanie. Jesteśmy ze sobą 2,5 roku i od początku mogliśmy spędzać ze sobą większą część dnia. Rozjeżdżaliśmy się tylko na święta i wakacje. Teraz jest już gorzej (praca8-16.30) ale mieszkamy razem więc jakoś to się równoważy. Ale od jutra będę sama. Już się przyzwyczaiłam, że nie wracam do pustego mieszkania a jak wracam to czekam na Kogoś. A tak? Wrócę i z nikim do następnego dnia nie będę rozmawiać :-( Poza tym gotowanie jednego obiadu? Bez sensu. Na dobranoc nikt mnie nie przytuli :cry: . Macie może jakieś sposoby na to jak przetrwać czas rozłąki? Jak radzić sobie z tym, że faceta nie ma pod ręką?
Gość
 

Postprzez kukułka » 30 listopada 2004, o 11:18

Chyba tylko dzwonić, amilowac i przede wszystkim myśleć ciepło. I.do wszystkiego się możan przyzwyczaić. mnie np udało się przyzwyczaić, ze mąż pracuje na noc często, a jak na dzień, to też po 12 godzin, myslałam, ze będzie mi ciężj, ale nie. Warto czekać na swojego mężczyznę.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Martelka » 30 listopada 2004, o 17:18

My mielismy w zeszlym roku rozstanie 9 miesieczne z jedna 9-dniowa przerwa. To byl okres narzeczenski i moj (wtedy) narzeczony byl za granica. Powiem, ze ciezszego okresu w swoim zyciu nie przezywalam. Rozlaka jest o k r o p n a. Ale radosc ze spotkania rekompensuje duzo.
Bertruda 3 tygodnie wydaje sie wiecznoscia, ale tak naprawde to tylko 21 dni i zleci szybciutko. Mnie pomagalo skreslanie dni w kalendarzu ale tak jak pisze 9 miesiecy a 3 tygodnie to duza roznica, momo to potrafie sobie wyobrazic jak sie bedziesz czula.
Nastaw sie pozytywnie i wypelniaj czas, tak zeby nie bylo w nim miejsca na rozmyslania :wink:
Maile i gg bylo dla nas zbawienne no i rozmowy telefoniczne :D
Maile z tego okresu mamy w czesci wydrukowane nawet i oprawione, piekne wspomnienie, a jak sie milosc poglebila...
Zycze wtrwalosci :!: :!: :!: Zleci szybciutko zobaczysz :D
Martelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 274
Dołączył(a): 25 lutego 2004, o 14:30
Lokalizacja: k/Krakowa- Wielka Brytania

Postprzez Gość » 30 listopada 2004, o 18:35

:shock: :shock: :shock:
Podziwiam Cię Martelko!! Na samą myśl, że na tak długo jak Ty miałabym się rozstać, to te moje 3 tygodnie wydają się śmieszne. Nawet nie mogę sobie tego wyobrazić.. Choć groźba rozstania na rok też wisiała nad nami, ale dzięki Bogu Mój Narzeczony znalazł pracę na miejscu.
Z drugiej strony Twoje słowa świadczą że Wy nie zmarnowaliście tego czasu- a mi sie wydawało że rozstania to zawsze jakiś taki czas który prócz smutku nic nie wnosi. Dzięki Martelko :)
Gość
 

Postprzez kartofelka » 30 listopada 2004, o 20:14

chyba trudno na tym forum rozmawiac o czyms innym...
bo jak widze co tu piszecie to wlasnie to mi sie nasuwa...
choćby wlasnie sprawa tego "rozstania"..juz kiedys mowilam koledze , że wcale mu nie wspolczuje ze jego żona poszla na 2 tygodniową pielgrzymke, bo to i tak lepiej wiedziec ze ten ktos jest i wroci za 2 tygodnie, niż jak tego kogos nie ma wcale i moze nie będzie nigdy....


myśle, że żadna rozłąka nie jest okropna kiedy wiadomo że ten ktoś jest i chce z Tobą być...
przeciez pare tygodni czy nawet rok to nic porównaniu z całą resztą przeżyta z tym kimś, czy nie ? podobnie to nic w porównaniu z czekaniem na kogos kogo nie ma....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 30 listopada 2004, o 20:17

Mario....skoro Bog jest jak ta mam w Twoim porównaniu to faktycznie musze sie spodziewac że za kare to mi dopiero "da"...ale wszystko mi juz jedno...niech sobie wymysla co chce,,,

eh..przepraszam ze zasiecam wątek...po prostu nie mam z kim o tym rozmawiac...też nie mam sie do kogo odezwać (tylko to nie jest chwilowe w odrożnieniu od was)
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Kinia » 30 listopada 2004, o 21:45

Dziewczyny!!!
wracam do tematu :D Moja Siostra musiała rozstać się ze swoim małżonkiem zaledwie miesiąc po ślubie na...ta, na 4 miesiące....jeszcze nie wrócił, ale chyba za tydzień lub dwa wraca :lol: Biedaczka mocno tęskni, ale świetnie sobie z tym radzi, piszą ze sobą listy, smski, a raz na tydzień (w niedzielę 8) ) słyszą się. Cieżko jest, ale dają radę, każde z nich jest zapracowane...a napewno dawno nie pisali już sobie tak czułych listów :wink: A jaka będzie radość jak wróci...ho, ho, ho!!!!
Tak więc powodzenia w czekaniu i niech ten czas szczególnie Was ubogaci!!!
ja to mam szczęście, że mój mieszka zaledwie półtorej godziny ode mnie... :wink: tylko święta będą oddzielnie :cry: i jak tu świętować ???
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez Martelka » 30 listopada 2004, o 21:53

Rozstania sa okropne i bardzo bolesne, bo chociaz wiesz, ze ten ktos najpewniej wroci to jednak nie widzisz go i tesknisz, a jak go kochsz to tesknota sprawia tym wieksze cierpienie. Fakt, wtedy doswiadcza sie jeszcze innych uczuc, glebszych, bo czlowiek zdaje sobie spraw co by bylo gdyby tego kogos zabraklo i jak baaardzo sie go kocha i mysle, ze to jest gorsze w porownaniu z tym ze mozesz wyobrazac sobie jak by to bylo gdyby tego ktorego nie mam zabraklo. To zupelnie co innego. W Twoim przypadku cierpienie polega na tym, ze chcialbys kochac ale nie ma kogo.

Bertrudo, trzmam kciuki za Was, a co do nas, to chyba sami sobie sprawy nie zdawalismy, albo nie chcielismy poprostu. Grunt, ze to wszystko za nami i nigdy wiecej takich rozstan :!: :!: :!:
Mam nadzieje, ze ten kryzys przejdziecie jak naj mniej bolesnie :D

Ps. Przyszlo mi na mysl, ze moze by sie tak umowic o wspolnej godzinie na modlitwe, wtedy moglibyscie sie laczyc razem. Doswiadczylam tego kilka razy tylko, ale uczucie niesamowite :D
Martelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 274
Dołączył(a): 25 lutego 2004, o 14:30
Lokalizacja: k/Krakowa- Wielka Brytania

Postprzez Maria » 30 listopada 2004, o 22:07

W zeszłym roku mój ukochany wyjechał na 2 tygodnie. Tyle, że nie było najmniejszej możliwości kontaktu :( Dlatego prawie szalałam z tęsknoty. Wiem jakie to straszne.
Martelko - podziwiam. Ja po 9 miesiącach chyba bym osiwiała.

Kartofelko- to o Bogu nie mówiło nic o karze.
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez Antonia » 30 listopada 2004, o 22:10

Myslę kartofelko... wybacz, że stan ducha w jakim teraz jesteś Ty sama wybierasz. Mi osobiście jeszcze chyba nigdy nie pomogło użalanie się nad sobą. Ja również nie mam męża ani dzieci i własnej rodziny - a bardzo chciałabym juz mieć. Mam chłopaka, owszem, ale chłopak to nie mąż. Jestesmy na etapie, że wcale nie jestesmy pewni, że będziemy ze sobą na zawsze. Też momentami jest mi trudno, ale chcę bezgranicznie Bogu zaufać. Nie mogę powiedzieć, że mi się to wspaniale udaje. Może częściej mi się nie udaje niż udaje, ale pragnę powierzyć Mu siebie, swoje życie. Chcę Mu całkowicie zawierzyć. Bardzo chcę. A TY chcesz? :?:
Jezus w ewangeli pyta człowieka "czy chcesz byc zdrowy?" Może warto nad tym pomyśleć kartofelko?
Antonia
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 250
Dołączył(a): 14 października 2004, o 21:58

Postprzez Martelka » 30 listopada 2004, o 22:14

Maju nie osiwialam ale schudlam 3 kilogramy, a po spotakniu w Swieta, jak wrocilam do Polski to przez tydzien mialam placz na koncu nosa (bardzo malo placze i musze miec naprawde powod) w calum moim zyciu tyle sie ie uplakalam co wtedy , poprostu mialam wrazenie, ze zawale studia i pojade do niego a i moj S. mowil, ze tydzien od mojego wyjazdu chodzil jak cien po ziemi i tez mial mysli ze wsiadzie w samolot i zrezygnuje ze wszystkiego, malo brakowalo.
Szcerze mowiac na mysl o tamtych chwilach chce mi sie plakac i ciezko mi sie na sercu robi. Dzieki Bogu mozemy sie teraz cieszyc soba! :D
Martelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 274
Dołączył(a): 25 lutego 2004, o 14:30
Lokalizacja: k/Krakowa- Wielka Brytania

Postprzez rybka » 1 grudnia 2004, o 02:12

niesprawiedliwe wydaje mi się stwierdzenie, że każdy popularny temat jest niszczony przez pojawianie się postów Kartofelki o samotności.
zgodze się, że nie do końca pasują do tematu "jak przetrwać kryzys", bo w domyśle jest to kryzys w związku, małżeństwie. ale to się zaczęło, gdy Admin podjął męską decyzję i zamknął temat "lęk przed samotnością" kiedy inni użytkownicy znudzeni tematem zamiast przestać go odwiedzać... no szkoda wspominać.
chciałabym zauważyć, że dla Kartofelki chyba ważna jest ta możliwość pisania, skoro tu wraca, i jest to dla niej POMOCĄ, czyli tym do czego Forum zostało powołane. to dość kobieca potrzeba - być wysłuchaną. mężczyźni wolą rozwiązania...

rozwiązaniem problemu wydaje mi się nie ignorowanie Kartofelki (konieczne do zachowania klarownosci tematu), ale założenie nowego tematu.

więc ostatni raz do Kartofelki w tym temacie:
modlitwa, z jakimkolwiek nastawieniem - ma sens. jest jednak prawdopodobne, że jej owoce odkryjesz, keidy już nastawienie smienisz.

Bóg nie ma Cię gdzieś. Jezus tak przejmował się człowiekiem, że... nie, nie to, że umarł na krzyżu. tak przejmował się człwoiekiem, że ubogim wieśniakom przemienił wodę w wino (warto zauważyć że w tamtym klimacie woda nie nadaje się właściwie do picia :wink: ) - tak bzdura w gruncie rzeczy, nie?
starotestamentowy Jahwe, choć tak groźny, też nigdy nie opuszcza tego, kogo kocha. bywa okrutny, ale nigdy obojętny.
JESTEŚ WAŻNIEJSZA OD WRÓBLA :D

ale by nie "zaśmiecać" wracam do tematu.
trudno mi powiedzieć coś wiecej, niż to że rozstania są faktycznie potworne. mój związek był dość dziwny, bo zaczął się wiosną i wtedy były to głównie gry spojrzeń, potem lato - najpierw miesiąc osobno, kiedy jeszcze myśli moje krążyły nieco wokół kogoś innego, ale już o Nim myślałam patrząc w niebo i uśmiechając się. potem trzy tygodniowy wspólny (ale nie samotny :wink: ) wyjazd. po tym okresie pierwsze trzy dni rozdzielenia były dla mnie katorgą... potem jednak były codzienne spotkania, następny, już tygodniowy wyjazd był też ciężki, ale już nie chodziłam na rzęsach, bo miałam więcej do roboty.

nie mogę też nic innego doradzić, niż kolendarz, zajęcia czasu i kontakty - czy papeteria to ładny wynalazek? niestety poczta idzie dłużej niź e-mail.
powodzenia, i jak to się mówi: jesteśmy z Tobą :D
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez Gość » 1 grudnia 2004, o 07:01

Dzień dobry!

No i pomachałam na pożegnanie... Niestety jestem chora więc nie mogłam Go odprowadzić na lotnisko :( . I choć w sercu jest jakaś taka pustka, to nie jest najgorzej. Po raz pierwszy zamiast łzami pożegnałam swojego Mężczyznę uśmiechem. Dwa dni temu sama świadomość rozstania powodowała łzawienie...
Dziękuję za wszystkie rady i słowa pocieszenia. Jak napisałam powyżej - działają :-)

KARTOFELKO- PRZEPRASZAM. RYBKA MA RACJĘ- MOJE SŁOWA BYŁY NIESPRAWIEDLIWE
Gość
 

Postprzez kartofelka » 6 grudnia 2004, o 20:14

dziekuje..nie ma za co..i tak pewnie tu nie pasuje...nie umiem być taka optymistką ....widze moje życie jako pasmo samotnych dni ktore trzeba jakoś przemęczyć... i nie umiem innaczej...
Antonino - mnie Jezus o nic takiego nie spytał...On nie mówi nic do mnie ...nie czuje zeby Mu zależalo na mnie jakos specjalnie ...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Poprzednia strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 15 gości

cron