Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 17:16 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

jak przechodzić kryzysy?

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

jak przechodzić kryzysy?

Postprzez Kinia » 23 lipca 2004, o 21:05

Wlaściwie to niby wiem...ale ...
Zacznę od początku: wlaśnie jesteśmy z moim chłopakiem po dość mocnej aferze. To pierwsza tak mocna w naszym związku. Ja czuję się nadal bardzo zraniona, on myślał nawet o zerwaniu. Jutro mamy rozmawiać dłużej, dziś tylko tyle, że daliśmy sobie szansę.
BOJĘ SIĘ!!!! to chyba jedyne co czuję!!!!
Wiem, że nie mogę się na tym skoncentrować, ale nie chcę go stracić! Zależy mi na nim, choć często się nie dogadujemy...
Czy takie sytuacje są normalne? Jak na nowo budować zaufanie?
Bardzo proszę o poradę i modlitwę!!!
Ostatnio edytowano 30 października 2004, o 21:59 przez Kinia, łącznie edytowano 1 raz
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez admin » 23 lipca 2004, o 21:47

A może to pomoże:
http://www.tarnow.oaza.org.pl/archiwum/ ... alogu.html

Bądź dobrej myśli
admin
Administrator forum
 
Posty: 558
Dołączył(a): 7 lipca 2003, o 21:21

Postprzez Maria » 24 lipca 2004, o 17:43

U mnie najwięcej konfliktów było właśnie w okresie narzeczeństwa, że nie wspomnę o 2 ostatnich tygodniach przed ślubem :!:
Ważne jest aby próbować iść na kompromis, pomóc sobie wzajemnie i wysłuchać. A także ważne jest czy umiecie się pogodzić. Słyszałam, ze nie powinno się brać slubu, jeżeli nigdy nie przezyło się poważnej awantury.Bo umiejętność pogodzenia się i wybaczenia jest bardzo ważna jeszcze przed.
A co do wątpiliwości - u mnie zniknęły tak całkowicie dopiero kilka miesięcy przed ślubem 8) Myślę, ze wątpilości to dobry znak - nie jesteś zaślepiona i widzisz zarówno wady jak i zalety ukochanego. Te słowa wydają się banalne, ale wiem doskonale, jak bardzo takie "zaślepienie" i bezkrytyczność rujnuje związki! Dlatego głowa do góry i życzę przezwycięzenia kryzysu.
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez Kinia » 24 lipca 2004, o 21:33

Dzięki wielkie Kochani!
Szćzególne dzięki za "Zasady przeprowadzania rozmowy", bardzo nam się przydadzą! A Tobie Mario za uspokojenie mnie...
Dziś mieliśmy powazną rozmowę...Mój Ukochany chciał zerwać nasz związek...ale jednak po moim wnikaniu w problem udało nam się dojść do porozumienia. Jak będzie? nie wiem...narazie wydaje się że dobrze, ale ja nadal się boję.
Coraz mocniej znów wierzę, że on jest tym jedynym...ale ciągle nie wiem jak postępować. Trudno mi pokochać go bez zastrzeżeń, a zarazem mądrze wymagać. Nie umiem znaleźć zlotego środka... Jak ktoś ma na to jakąś receptę to chętnie usłyszę...
No, ale jeszcze wiele przed nami. Może czegoś się nauczę :)
Jeszcze raz dziękuję!
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez Kinia » 29 lipca 2004, o 19:45

Tym razem smutna wiadomość: rozstaliśmy się. Może jest jakiś sposób, żeby się nie załamywać? Bo ja się staram, ale trudno mi bardzo. Proszę o modlitwę!
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez Martelka » 2 sierpnia 2004, o 17:26

Kinia, to takie smutne co piszesz :( Dasz rade, wytrzymaj, modl sie goraco. Najgorsze te pierwsze tygodnie, potem to jakos czas leczy rany. Wiem, ze łatwo mi pisac, ale musisz byc silna. Pomodle sie, zebys dała rade wlac w siebie troche optymizmu :!:
Martelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 274
Dołączył(a): 25 lutego 2004, o 14:30
Lokalizacja: k/Krakowa- Wielka Brytania

Postprzez Kinia » 2 sierpnia 2004, o 22:04

Dzięki Martelka! już czuję skutki modlitwy. Czasem jest mi bardzo trudno jeszcze, ale już sobie to poukladalam...i zaczynam zyc na nowo. Trzymam się mocno Pana Boga i jest mi łatwiej...ale dobre słowo to też dar od Niego!!!DZIĘKI!!!!
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez Kinia » 23 września 2004, o 11:32

Dawno już się nie odzywałam...dużo się pozmienialo u mnie...jest ktoś inny... I jedno mogę powiedzieć czego się nauczylam: NIE SPIESZYĆ SIĘ Z DECYZJAMI!!!! i ROZMAWIAĆ!!!! Najgorzej jest gdy ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać i tylko czułe słówka sobie mówią...to zdecydowanie za mało :!:
Cóż, dorasta się do milości...takze przez ciężkie doświadczenia...
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez rybka » 23 września 2004, o 14:18

ile potrzeba, żeby ochłonąć po zerwaniu? ja jestem jeszcze trochę przybita i nie wiem ile to potrwa...
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez Martelka » 23 września 2004, o 16:27

Kinia ciesze sie, ze jest lepiej. |jeszcze wszystko sie pouklada lepiej niz byc sobie tezgo zyczyla

Rybka, to zalezy, od wielu rzeczy, od ludzi ktorymi sie otaczasz, od samej siebie, od tego jak bardzo jestes zajeta...

No czas leczy rany
Martelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 274
Dołączył(a): 25 lutego 2004, o 14:30
Lokalizacja: k/Krakowa- Wielka Brytania

Postprzez Kinia » 23 września 2004, o 21:02

Rybko kochana!
Ja faktycznie niespodziewanie szybko doszlam do siebie, ale to z dwóch po pierwsze dzięki nieslychanej sile modlitwie Was waszystkich na forum i nie tylko :) A po drugie, dlatego, że zrozumialam, ze kochalam nie narzeczonego, ale marzenia z nim związane...przykre odkrycie, ale taka jest prawda...
Ile czasu trzeba? chyba tyle by nabrać sił, by zaufać na nowo... czasem jest to miesiąc, czasem pól roku, czasem rok...nie trzeba jednak przyspieszać niczego. To wspanialy czas na dorastanie!!!
Powodzenia, Kochana!!!
Kinia
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez rybka » 23 września 2004, o 22:03

Kinia napisał(a):To wspanialy czas na dorastanie!!!


o tak, zamierzam dorastać!
i już mi marudny nastrój przeszedł, wzięłam się do roboty.

też odkryłam, że wcale nie kochałam... tyle czasu z człowiekiem, którego się nie kocha... czasem byłam zakochana, ale to nie to samo.
to nigdy nie powinno wyjść za ramy przyjaźni!

to ja zerwałam, odrobinę to przeżyałam... ale teraz on spotkał inną dziewczynę (nota bene bardzo fajną) i zaczynam zdawać sobie sprawę z tego czym jest rozstanie. cieszę się, że nie będzie już żadnych powrotów... ale też żal za serce chwyta.
żal, że nie potrafiłam kochać, czy choćby odwazajemnić miłości.

ale jestem też wiele mądrzejsza, pozostaje tylko nauczyć się kochać i spotkać odpowiednią osobę...
och, stanowczo wolę zamiatać!

rybka

PS
fajne to forum - człowiek sie odezwie, od razu wszyscy z sympatią podchodzą, doradzają... dziękuję.
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez Martelka » 24 września 2004, o 00:06

:)
Martelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 274
Dołączył(a): 25 lutego 2004, o 14:30
Lokalizacja: k/Krakowa- Wielka Brytania

Postprzez Kręciołek » 24 września 2004, o 12:03

zasem na doście do siebie potrzeba dużo czasu, czasem mniej. Myślę, ze to zależy od intensywności uczucia i tego kto był stroną inicjującą rozstanie (zawsze ta druga strona bardziej cierpi). Czasem jest ciężko nawet będc z kimś innym.
Prawdą jest, że nie trzeba spieszyć się z decyzjami, jeśli nie jest sie pewnym: powiedzieć o wątpliwościach, poczekać, nic na siłe. No i nie porównywać z tym kimś poprzednim, bo każdy jest inny.
Trzymajcie się dziewczyny no i znajdźcie tego jedynego, bo na pewno gdzies na Was czeka! :D
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez rybka » 25 września 2004, o 00:57

tym razem "druga strona" doszła juz do siebie. zakochał się... to za dobry człowiek, żeby kłamać.
a ja czuję się źle, bo wiem, że to przeze mnie. że coś straciłam, że nie umiałam czegoś przyjąć...
i że teraz też bym nie potrafiła!!! to jest naprawdę straszne.

koniec użalania się nad soba, to się robi niesmaczne.

jak uczyłyście cię miłości, dobroci?
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

uczyć się miłować....

Postprzez Kinia » 19 października 2004, o 11:05

Rybciu!!!
ja się ciągle uczę miłości...np. aktualnie jestem na etapie coraz mocniejszego uzmysławiania sobie, że miłość to nie uczucia....nie, nie, nie...jeszcze nie umiem kochać mojego Kogoś, ale chyba idę w dobrym kierunku, bo czuję w sercu radość i pokój...
No, ale emocje, uczucia, czasem tak mi szaleję, że jestem z nim a zauważam, że nic do niego nie czuję. Za pierwszym razem to wpadłam w panikę i mało się nie rozbeczałam...a teraz już wiem, że jak teraz nie czuję, to nie znaczy, że już nie jest mi bliski. Wręcz przeciwnie, okazuje się, że coraz więcej mamy wspólnego, a razem rozwiązywać problemy to po prostu rozkosz...bo umiemy rozmawiać... A emocje...albo są, albo będą za chwilę, nie ma co się martwić... a przede wszystkim jak wydaje się. że jaet źle to nie podejmować żadnych drastycznych kroków...no chyba że są racjonalne powody wagi ciężkiej, ale nie tak ot sobie, bo czuję to czy tamto...

Takie jest właśnie moje ostatnie doświadczenia uczenia się miłości...
Aha, i jeszcze jedno!!! miłość to rezygnacja z siebie... tego się jeszcze nie nauczyłąm, ale własnie przerabiamy tę lekcję... trochę ciężko nam idzie, bo każde chce postawić na swoim, ale wierzę, że się tego nauczymy :wink:
Powodzienia w nauce miłości!!!!
Kinia
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez kartofelka » 2 listopada 2004, o 15:55

a ja chyba nigdy nie naucze sie kochac skoro jestem sama...

dlaczego miłość jest tylko dla niektórych ?[/code]
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Maria » 2 listopada 2004, o 17:04

Witaj Kartofelko.

Powiedz tak: CO zrobiłam od ostatniej bytności na forum w celu poznania jakiegoś "normalnego" mężczyzny?

Inna sprawa - mam koleżankę, któa tez jest sama, ale ona czeka na księcia z bajki i mimo, że ma powodzenie, nie umawia się z facetami, którzy nie przystają do jej marzeń. Też tak masz?

Miłość jest dla wszystkich.
Nie wszyscy wybierają miłość do mężczyzny/kobiety jako swoją drogę.
Inni muszą jeszcze poczekać...
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez kartofelka » 2 listopada 2004, o 18:12

co zrobilam?
o ile w ogole cokolwiek to moglo zmienic to modliłam sie o ta druga osobe i za tego kogos...o ile w ogole ktos taki jest...

no i spotkalam sie z takimi dwoma osobnikami , ale chyba nie dane nam było...bynajmniej nie z tego powodu, że czekam na księcia...
nie wiem dlaczego tak jest ale czuje sie przez to okropnie....jakby nie było jakiegos uzasadnienia dla mojego istnienia na tej ziemi....

wybór wyborem a to na co jestesmy skazani swoja drogą,,,
ja jak widze jestem skazana na samotność....Bóg dba tylko o niektórych w tej sprawie...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Maria » 2 listopada 2004, o 18:37

kartofelka napisał(a):o ile w ogole cokolwiek to moglo zmienic to modliłam sie o ta druga osobe i za tego kogos...o ile w ogole ktos taki jest...

ja jak widze jestem skazana na samotność....Bóg dba tylko o niektórych w tej sprawie...


Z nastawieniem negatywnym się modlisz i co chcesz osiągnąć? Modlitwa ma być wytrwała i ...z wiarą! Jezus o tym mówił, o wierze choćby jak ziarnko gorczycy! Ty praktycznie z góry zakładasz, ze Bóg i tak Cię nie wysłucha. Wtedy, to rzeczywiście niewielki sens... :?

SKAZANA - jakby Bóg robił Ci na złość. Bóg dba o wszystkich i chce Twojego szczęścia. Nie wiesz jeszcze jaka będzie Twoja droga, ale przecież nie zakon skoro tak bardzo tego nie chceszs. A jeżeli jednak zakon, to zapewniam CIę, że sama tego zapragniesz. A poki co :wink: możesz spokojnie myśleć o tym kimś, kto na Ciebie czeka.

Trzymaj się
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez kartofelka » 2 listopada 2004, o 21:44

Ty zawsze mialas takie optymistyczne nastawienie ?
ja nie wytrzymuje tego i szybko sie zalamuje....
jak mam prosic z taką wiarą skoro nie wiem czego Bog dla mnie chce....

ale w sumie to ostatnio juz mi wszystko jedno....najlepiej jakbym nie musiala za dlugo życ na tym świecie i nie przejmowac sie tym wszystkim....i już nic nie czuć...

nawet na rekolekcje ignacjańskie pojechalam i nic nie pomogło...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Antonia » 2 listopada 2004, o 22:18

Kartofelko, rozumiem Cię doskonale. Miałam w swoim życiu bardzo trudny czas z tego powodu, że nie znalazłam bliskiego sobie męskiego serca. Ja wiem, ze to jest bardzo trudne... naprawdę wiem.
I wiem też, ze im bardziej się człowiek na tym koncentruje, im bardziej tego chce - to tym bardziej się nie udaje, nie wychodzi. Z tego ogromnego chcenia kobieta staje się zestresowana, rozdrażniona i smutna. Na smutne kobiety mężczyźni nie zwracaja uwagi - możesz mi wierzyć. Mężczyzn przyciąga kobieca otwartość i uśmiech. Ja w takim trudnym przeżywaniu tego, ze jestem sama próbowałam przemówić do siebie samej: zajmij się czymś twórczym, pożytecznym, ucz się języka, chodź na basen, na chór, poplotkuj ze znajomymi, staranniej przygotowuj się do pracy zawodowej, odpuść sobie. Mówiłam też sobie: jestes wspaniałą, wartościową i mądrą kobietą, jeśli będzie trzeba świetnie poradzisz sobie z zyciem bez mężczyzny. Przestałam szukać na siłę, wypatrywać. Koleżanka chciała mnie "zeswatać" kiedys i ja tez bardzo chciałam, ale wtedy, kiedy chciałam, ten męzczyzna był "zajęty", więc sobie odpuściłam. Zapomniałam o rozmowie i o tym Panu, nie wracałysmy do tej rozmowy. Półtora roku później zadzwonił telefon i padło pytanie: "On jest do wzięcia, chcesz tego? " Zawachałam się, już wcale nie byłam pewna, było mi dobrze byc samą. Zgodziłam się i jestesmy razem 18 miesięcy i wszystko jest na dobrej drodze. Głowa do góry!!!
Antonia
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 250
Dołączył(a): 14 października 2004, o 21:58

Postprzez Maria » 3 listopada 2004, o 16:15

kartofelka napisał(a):Ty zawsze mialas takie optymistyczne nastawienie ?


Nie zawsze, sama Ci kiedyś pisałam. Było w pewnym momencie bardzo źle, teraz myślę, że to były początki depresji. Ale do modlitwy podchodziłam z wiarą.I tylko to mnie trzymało. Ta wiara. Mojego męża poznałam, kiedy zaczynałam godzić się z samotnością - niemniej na każdą wzmiankę o kolejnej szczęśliwej parze w moim otoczeniu, pojawiały się gorzkie łzy.
Ale przestałam obsesyjnie o tym myśleć. I on się zjawił :)

Kartofelko wybacz niedyskretne pytanie? Uważasz się za ładną dziewczynę?
Bo nie ukrywam, że to był etap, na którym zmieniłam to i owo w swoim wyglądzie 8) Inne uczesanie, inne ciuchy (przez lata ubierałam się rekolekcyjnie, w workowate długie spódnice, któe co jak co, ale ładne nie były - dopiero teraz jest łatwo kupić ładną i długą spódniczkę). I chociaż śliczną dzieczyną nikt by mnie nie nazwał, było o wiele lepiej :wink:

Pozdrawiam!
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez kartofelka » 3 listopada 2004, o 20:19

wiesz co Marysiu - ubieram sie chyba calkiem dobrze, bo słysze od czasu do czasu komplementy na ten temat od znajomych...wiec chyba nie w tym problem...
nie powiem tez, żebym o tym myślała obsesyjnie, bo to że tu czasem wejde i napisze o tym to jeszcze nie swiadczy chyba o obsesji ? :)
no..z tymi parkami to tez tak mam...wtedy to rzeczywiscie robi sie nieciekawie...

Antonina..czy wobec tego co piszesz uważasz, że warto było czekac i ze teraz to jestes pewna ze to ten i on tak samo, czy nadal wszystko palcem po wodzie pisane ?
[/list]
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Antonia » 3 listopada 2004, o 22:00

Oczywiście, że nie mogę w tej chwili powiedzieć, że to ten, nie wiem, czy będziemy małżeństwem - jeszcze mi się nie oświadczył ;)
Zwróć tylko uwagę, jak wiele małżonków już ze sporym stażem stwierdza otwierając szeroko oczy; pomyliłam się, tak bardzo się pomyliłam!. Więc moze, nigdy nie będziemy miały stuprocentowej pewności?
Masz wątpliwości, co do tego, czy warto tak długo czekać. Jeśli w danym czasie nie spotykasz "nikogo", to czy można nie czekać? To co, masz się rzucać przechodzącym facetom na szyję, albo chodzić po ulicy z tabliczką "niech mnie ktoś przytuli" ? Wymierzyć do faceta z broni krzycząc " jak mnie nie pokochasz to cię zastrzelę"?
Przecież nie można nikogo zmusic do kochania, do przyjaźni, do zainteresowania sobą, to musi przyjść samo, jakby przy okazji.
Wiem, ze jesteś rozżalona, moze poirytowana, ale powtarzam: ja bardzo dobrze znam ten stan, przechodziłam to. Może teraz też nie jest tak, jak to sobie wymarzyłam, jakbym oczekiwała. Ale niestety są rzeczy na które mam wpływ i te na które nic poradzić nie mogę, pozostaje ufna modlitwa, zawierzenie, ze Bóg wie co robi. Myślisz, ze mi jest łatwo, kiedy patrzę na koleżanki ze szkoły średniej? Maja kochających mężów, dwoje czy nawet troje juz dzieci, własne M3 a ja tak naprawdę nie mam nic. I nie mam jeszcze narzeczonego, bo jak wspomniałam mój Miły jeszcze mi się nie oświadczył. Istnieją dwie możliwości, albo się oświadczy, albo nie. Ufam, ze to co się wydarzy, to Bóg ma w tym swój plan. Pozdrawiam
Antonia
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 250
Dołączył(a): 14 października 2004, o 21:58

Postprzez Maria » 3 listopada 2004, o 22:25

kartofelka napisał(a):wiesz co Marysiu - ubieram sie chyba calkiem dobrze, bo słysze od czasu do czasu komplementy na ten temat od znajomych...
nie powiem tez, żebym o tym myślała obsesyjnie, [/list]


Proszę, tylko nie Marysiu!! To moje najgorsze wspomnienie z liceum :!: Ale może być Maja 8)

Nie mówię, ze masz obsesję - to ja miałam. W każdym razie prawie.
Cięzka sprawa. Właściwie to nie ma takich słów, które by Ci pomogły. Bo jakby nie patrzeć, teraz słyszysz pocieszenia z ust "szczęściar", które mają swoich ukochanych. Ale jakby nie było, te szczęściary też kiedyś były same...

Komplementów nt ubioru to az zazdroszczę :) Zawsze byłam skromniutką, szarą, zakompleksioną myszką i niestety sporo tego mi zostało. Więc nawet jak słyszę komplementy to w nie nie wierzę.

Pozdrawiam!
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez rybka » 3 listopada 2004, o 23:10

a ja zaryzykuje stwierdzenie, że choć Kartofelka patrzy w lustro z aprobatą, to raczej nie z sympatią.
uwierz, że można Cię lubić! że można Cię pokochać!
że Bóg Cie kocha, a nie wystawia na próbę - kocha, bo jesteś naprawdę bardzo cenna. :lol:

Jezuici to jeden z najrozsądniejszych zakonów, ale nie potrafią zaszczepić sympatii do siebie. i nie wiem, kto by potrafił...
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kartofelka » 4 listopada 2004, o 15:49

hm...sama nie wiem, czy lubie czy nie...czasem chyba jestem sobie dosc obojętna.....ja wiem-rozumiem ze Bog mnie kocha....tylko nie rozumiem Jego planow..nawet ich nie znam właściwie..i obawiam sie, ze wcale nie musza mi sie spodobac, bo przeciez On i tak wszystko robi po swojemu....
nawet ostatnio mysle ze nie ma sensu miec pragnien ani marzen, bo one sie nie liczą....

co do tych wątpliwosci to chodziło o to, ze czasem mozna kogos spotkac, ale niekoniecznie "tego wlasciwego"...no np. spotykam kogos, komu sie spodobam..a on mi tak sobie, ale poniewaz nie wymagam ideałów to moglabym teoretycznie zakceptowac ta osobe..no i byc z kims takim nawet gdybym nie byla pewna czy to ten, skoro nie do konca czulabym ze "to jest to"....
no i to byłby dylemat prawdziwy, bo czy nie lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu ?
i dlatego pytam czy w ogole mozna oczekiwac ze jak sie spotka tego kogos wlasciwego, to bedzie wiadomo .....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Maria » 4 listopada 2004, o 16:01

Lepszy wróbel w garści :wink: A wiesz dlaczego? Ponieważ pierwsze czy drugie wrażenie może być mylące. Trzeba się umówić parę razy, spróbować lepiej poznać chłopaka i dopiero wtedy cokolwiek można powidzieć o tej osobie.

Mój mąż nie miał wiele wspólnego z moim "ideałem" 8) I gdybyśmy nie byli na studiach w tej samej grupie (czyt. możliwość poznania się) - nie bylibyśmy razem (czyt. nie umówiłabym się z "takim" facetem).
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez rybka » 4 listopada 2004, o 22:46

ale po tych kilku randkach jednak miałaś tę pewność, o która pyta Kartofelka.
na zasadzie "a czemu by nie" można się umawiać, ale już nie chodzić ze sobą. a raczej można, ale nie warto.

czy jest sens mieć pragnienia... jezuici uczą, że część z nich pochodzi od Boga. należy je oczywiście rozróżniać - ale w żadnym wypadku nie ignorować.
Bóg Cię kocha (mam wrażenie, że się powtarzam) i niczego nie będzie robił na siłę. ta straszna "Jego Wola" to jest to, czego Ty sama najbardziej pragniesz. dlatego musisz o to dbać.
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Następna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 17 gości

cron