Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 21:53 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

wykształcenie

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez małe słoneczko » 24 października 2008, o 01:00

azorek, a może tutaj właśnie o pieniądze chodzi?

Może mu się po prostu nie chce, bo widzi, że żeby mieć pieniądze, wcale nie trzeba mieć wyższego? Lub być może, jeśli ma pracę fizyczną jest zwyczajnie zmęczony.

Nie wiem azorku czy pracujesz, czy nie. Ale powiem Ci po moim przykładzie, że zanim zaczęłam pracować, to nauka była dla mnie na 1 miejscu. A teraz- uczę się dobrze, ale jakoś załapałam dystans i moje osiągnięcia naukowe nie są dla mnie priorytetem. Ten etap zostawiłam za sobą w liceum.

Uczę na dziennych studiach się by mieć lepszą pracę, by mieć "papierek". Bo widzę, że życia to ja się uczę w pracy.

To, że chłopak ma zawodówkę, nie znaczy, że jest bezwartościowy. Może on myśli po prostu praktycznie. Ilu jest takich "wykształciuchów", którzy łopatę czy wiertarkę znają tylko z książek? A zamiast mięśni mają wadę wzroku i krzywy kręgosłup od ślęczenia nad notatkami?

Oczywiście ja tutaj nie generalizuję. Zapytaj się może swojego narzeczonego, dlaczego? Może on nie ma czasu na zainteresowania? Albo siły na naukę. Postaraj się go zmotywować, zachęcić, zaoferować pomoc. Życzę sukcesów:*
małe słoneczko
Bywalec
 
Posty: 184
Dołączył(a): 2 stycznia 2008, o 00:27
Lokalizacja: Niebo:)

Postprzez mmadzik » 24 października 2008, o 10:10

Zgodzę się z Małym Słoneczkiem w 100%!
Jedno tylko mnie bardzo martwi - napisałaś, Azorku, że Narzeczony patrzy na Ciebie z niższością, bo nie masz pieniędzy... Jestem przekonana, że nie jest to dobry objaw, jeśli Ukochany patrzy z niższością z jakiegokolwiek powodu... No i teraz zaczęłam kojarzyć i rozumieć, o co chodziło Ci w innym wątku z tym płaceniem za wesele... Tak czy inaczej - tak być nie może, działaj coś!
mmadzik
Domownik
 
Posty: 445
Dołączył(a): 13 września 2007, o 11:57

Postprzez azorek » 24 października 2008, o 12:25

Małe Słoneczko zapytalas czy pracuje otoz pracuje i studiuje zaocznie. moja rodzina to istna patologia dlatego jesli chodzi o finanse moge liczyc tylko na siebie. jest mi ciezko ale pomimo tylu obowiazkow otrzymalam na uczelni stypendium za wyniki w nauce. zyje zasada ze wszystko jest do zrobienia i jesli sie chce to sie zrobi trzeba tylko pokombinowac. co do pieniedzy, gdy przychodzilo do zaplacenia za zakupy zawsze byl problem kto placi. wogole wydaje mi sie ze on nie uznaje czegos takiego jak wspolnota malzenska musi byc po rowno. dzieki moim osiagnieciom w zyciu mam szacunek do samej siebie profesorowie na uczelni takze mnie szanuje a moj narzeczony ma taki nawyk ze za co badz sie na mnie unosi. popristu na mnie krzyczy i to z byle powodu, kocham go ale na dluzsza mete nie da sie tego wytrzymac. gdybym ja milam tyle pieniedzy co on juz dawno bylibysmy po slubie
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez kuleczka » 24 października 2008, o 12:58

azorek,
parę refleksji po tym co napisałaś - bo jakoś brzmi to niepokojąco.

Ja zanim zaczęłam pracować za swoją PRACE uznawałam uczenie się. I starałam się do tego przykładać. I myślałam sobie, że możne by tak zacząć jakieś inne studia/kurs :?:
W tej chwil pomijając nawet to, że mam męża i czekamy na malucha, nie wyobrażam sobie by coś robić prócz pracy. (mówię o nauce). Mam kolegów, którzy to łączą i szczerze podziwiam. Jest to na pewno specyfika pracy, i jednak ciężkich studiów (Politechnika). Po prostu uważam, że mój czas na studia się skończył. Praca jest na tyle stresująca, że w wolnym czasie potrzebuje odetchnięcia i rozrywki, a nie kolejnego stresu. Czasem to zajęcia plastyczne a czasem leniwy dzień z książka w reku.
Z tego co pisałaś Twojemu narzeczonemu zależy na pieniądzach - moim zdaniem to dobra cecha. Dba o zabezpieczanie finansowe, a to męska cecha, której moim zdaniem nie należy krytykować. (a czy mu przypadkiem kiedyś nie brakowało pieniędzy w domu(np. w dzieciństwie))

Życzę Wam wzajemnej wyrozumiałości.
kuleczka
Bywalec
 
Posty: 104
Dołączył(a): 31 sierpnia 2005, o 14:12

Postprzez mmadzik » 24 października 2008, o 13:49

azorek napisał(a):gdy przychodzilo do zaplacenia za zakupy zawsze byl problem kto placi. wogole wydaje mi sie ze on nie uznaje czegos takiego jak wspolnota malzenska musi byc po rowno.


azorek napisał(a): moj narzeczony ma taki nawyk ze za co badz sie na mnie unosi. popristu na mnie krzyczy i to z byle powodu, kocham go ale na dluzsza mete nie da sie tego wytrzymac


Azorku kochany, już teraz zaczynam trochę czaić sytuację. Wypisałam Ci fragmenty Twojego posta, które mnie bardzo zaniepokoiły. Zwróć też uwagę na podkreślenie... Ja jakkolwiek rozumiem naturalną męską cechę - dbanie o zabezpieczenie finansowe domu - to nie wyobrażam sobie małżeństwa bez wspólnoty majątkowej. Małżeństwo samo w sobie ma coś takiego, że jest się jednym, co oznacza również, że co moje to i Twoje (oczywiście bez wpadania w patologie, ale nie o tym tutaj)... Jak w ogóle ma wyglądać małżeństwo bez wspólnoty majątkowej? Że każdy zarabia na siebie, a na rachunki i dzieci zrzucacie się po równo?!... A co jeśli np. zaszłabyś w ciążę i nie mogłabyś zarabiać? W sumie mam takie przeczucie, że jeśli kogoś się kocha to chce się z nim dzielić WSZYSTKIM - także swoimi pieniędzmi.

Azorku - to masz do przemyślenia, przemodlenia porządnego i do rozmowy z Narzeczonym - też o tym, jaką On ma wizję Waszego wspólnego życia w małżeństwie... Pozdrawiam serdecznie!
mmadzik
Domownik
 
Posty: 445
Dołączył(a): 13 września 2007, o 11:57

Postprzez azorek » 24 października 2008, o 17:03

ja naprawde nie chce calego zycia calej mlodosci opierac na pracy ale co ja mam zrobic skoro chce cos osiagnac a na rodzine nie moge liczyc :cry: wyobascie sobie ze u mnie w domu nie ma wspolnoty majatkowej nawet w lodowce kazdy ma swoja polke nawet ja :cry: on mial zawsze kochajaco rodzine a ja nie i ja chce ta rodzine zalozyc a on ciagle zwleka bo pieniadze bo pieniadze ja go nie rozumiem :cry: jesli nie chcial zaplacic za nasze zakupy to jak mam wierzyc w te jego opowiesci ze chce jeszcze zarabiac przed slubem na nasz dom no jak?boje sie ze ja w przyszlosci jako pani magister wroce z pracy elegancko ubrana wesola a on z tej swojej rzezni umeczony i zly bo sie narobil i bedzie krzyczal na mnie za byle co bo przeciez ja sie nie mecze jak to przeciez mam prace nie?on juz sie na mnie unosi, ja mu sie nie bronie ksztalcic a ze on sam nie chce to czemu ja mam przez to cierpiec bo on sie nie czuje wartosciwy i nie ma pewnosci siebie?
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez kuleczka » 24 października 2008, o 17:28

Azorku,
musicie to sobie poważnie przegadać,
punkt po punkcie.
Jak wyobrażacie sobie Wasze wspólne życie!

A właściwie to dlaczego narzeczony nie chciał zapłacić za Wasze zakupy?? Może miał jakiś powód? Pytałaś o to?

I zgadzam się z mmadzik, że wspólnota majątkowa jest KONIECZNOŚCIĄ w małżeństwie!

I jeszcze jedno pytanie - czy to oby nie chcesz uciec z własnego domu wchodząc w nowy związek? Jak nie chcesz nie odpowiadaj.
kuleczka
Bywalec
 
Posty: 104
Dołączył(a): 31 sierpnia 2005, o 14:12

Postprzez azorek » 24 października 2008, o 17:53

nie chce uciekac. poprostu chce zalozyc wlasna rodzine i szczerze mowiac chcialabym mieszkac z mezem w rodzinnym domu. byloby mi latwiej z nim anizeli jestem tu sama. mialabym oparcie a we dwojke przeciez zawsze razniej. nasze zycie jest bardzo bojne dlugo walczylismy o nasza milosc a teraz kiedy jestesmy u szczytu naszych marzen pojawiaja sie problemy. nie wiem kto sie zmienil ja czy on :cry: mam wrazenie ze zostaje sama ze soba w ciezkich chwilach ze juz nie mam takiego oparcia w moim narzeczonym, a czemu nie chcial zaplacic tego nie wiem. potem i tak jedlismy to razem
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez strzyga » 24 października 2008, o 23:24

Ja sobie nie wyobrażam, żeby mój narzeczony na mnie krzyczał :!:

Bierność, interesowanie się czymś... eh... skąd ja to znam... ostatnio właśnie głównie przez nią rozstałam się ze swoim narzeczonym. To było do zniesienia. ALe nie na długą metę. Potem zaczęło irytować, następnie męczyć, a potem, mimo przebłysków, było już tylko gorzej. Aż do końca :cry:
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez azorek » 25 października 2008, o 11:47

Strzeyga no to jestesmy w duecie:( moj zwiazek tez sie sypie. juz nie tylko czuje irytacje ale czuje ze ta milosc we mnie gasnie. nie czuje sie kochana nie czuje troski takiej wiezi jak kiedys. nie wyobrazam siebie takiego stanu na dluzsza mete
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez strzyga » 25 października 2008, o 15:31

Ja żałuję tylko, ze tak długo czasu mi zajęło dojście do tego... teraz się tylko jeszcze bardziej namieszało.
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez brega » 25 października 2008, o 21:29

Moim zdaniem taki związek nie ma sensu. Nie chodzi tu tylko o wykształcenie. Można mieć różne, ale jeśli nie ma się poczucia, że "nadaje się na jednej fali" z narzeczonym, małżeństwo to nie najlepszy pomysł. Jedność i zrozumienie można budować na różnych płaszczyznach, nie musi to być wykształcenie, może to być wspólne hobby, podejście do życia etc. Ale jeśli dwie osoby zupełnie się rozmijają, lepiej jak najszybciej to skończyć.
Osobiście z moim mężem od początku nadawaliśmy na jednej fali - podobne hobby, temperament, podejście do życia. Ani przez chwilę nie zastanawiałam się, "o czym będziemy gadać, gdy nadejdą długie wieczory". Z kolei u moich rodziców nie było takiego porozumienia - ojciec był taki jak Twój narzeczony - kasa, kasa, a wykształcenie, pasje, wspólne wyjścia totalnie nieistotne. I taki związek to jedna wielka porażka, przez którą też cierpieliśmy my - dzieci i cierpimy nadal.
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez azorek » 10 listopada 2008, o 20:00

dziewczyny jestem zalamana :cry: :cry: juz chyba nie ma nadziei. wiem ze jesli chce sie cos zmienic trzeba zaczac od siebie. zaczelam chodzic na terapie aby poznac sama siebie swoje slabosci ale bol jaki tkwi we mnie na skutek dzialan partnera nadal we mnie siedza. zareczyl sie ze mna a nic sie nie dzieje. tylko kasa bo kiedys bedzie dom. jak bedzie WSPÓLNY dom skoro zakupy sa problemem. za wszystko placimy oddzielnie, nie ma wspolnoty :cry: krzyczy na mnie niczego w sobie nie zmienia. ciezka praca na tygodniu a w weekend 1-2 piwa :(ubiera sie jak hip-hopowiec mowie dobra ale jak idziemy do kosciola czy znajomych ubierz sie normalnie i juz awantura. mysle ze jego agresywne zachowania maja byc tarcza oslaniajaco jego slabosci co mam robic?????
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez arTemida » 11 listopada 2008, o 17:34

Azorek wysłałam Ci pw
arTemida
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 19 października 2007, o 19:06
Lokalizacja: poznań

Postprzez azorek » 16 grudnia 2008, o 19:22

zerwalam z narzeczonym :( zostala czesc oficjalna - poinformowanie rodzicow. to juz nawet nie chodzi o wyksztalcenie.....kazdy czlowiek nawet przy pierwszym spodkaniu emanuje jakas energia. Ja wiem ze ze swoim narzeczonym nie moge sie zabardzo pokazywac w moim swiecie (studia bliska rodzina) bo wiem ze zrobi cos glupiego i niekontrolowanego. Ma na ciele 3 olbrzymie tatuaze ktore zrobil bez mojej wiedzy i zgody sygnety ubiera sie jak hip hopowiec i co najgorsze wogole nie potrafi sie zachowac stosownie do sytuacji. Juz tak mi bylo nie raz za niego wstyd i nijak nie przemowi mu do rozsadku. I jeszcze sprawa podnoszenia głosu. Raz mnie sprzeklinal myslicie ze to mogloby sie powtorzyc? W zyciu trzeba byc w zgodzie z samym soba. Patrzac na wartosci zycia ludzka postawe wiem ze dobrze zrobilam zrywajac z nim ale serce dalej kocha:( pomozcie
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez arTemida » 16 grudnia 2008, o 21:21

Azorek trzymaj się.
Skoro podjełaś taką decyzje to znaczy że tak musiało być i że czeka Cię w zyciu coś lepszego.
arTemida
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 19 października 2007, o 19:06
Lokalizacja: poznań

Postprzez strzyga » 18 grudnia 2008, o 23:15

świetna decyzja!
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kasik_powraca » 18 grudnia 2008, o 23:27

azorek, dobrze zrobilas, trzymaj sie :)
kasik_powraca
Przygodny gość
 
Posty: 58
Dołączył(a): 30 sierpnia 2008, o 22:44

Postprzez Anusia21 » 23 grudnia 2008, o 04:25

azorek - po pierwsze gratulacje za odważną i trudną decyzję, po drugie - trzymaj się ciepło i pozwól sercu przeżyć ten ból.
Anusia21
Bywalec
 
Posty: 168
Dołączył(a): 2 stycznia 2007, o 14:02
Lokalizacja: okolice Gdańska

Postprzez azorek » 29 grudnia 2008, o 13:11

od czasu zerwania ciagle bylam gotowa wybaczyc ale teraz juz nie. Myslalam ze moj byly narzeczony jest na tyle dojrzaly by zrozumiec swoje winy i wziasc odpowiedzialnosc za popelnione bledy. Tak sie jednak nie stalo :cry: Nawet jesli kiedys mu wybacze nie chce juz z nim byc i tylko cierpiec. Boje sie jednak ze Bog stworzyl mnie do zycia w samotnosci :cry: Pochodze z rozbitej rodiny i niczego tak nie pragne jak prawdziwej milosci dziecka, wlasnej kochajacej sie rodzinki:( Boje sie ze nie jestem zdolna do tego by komus zaufac i tak mocno pokochac. Boje sie ze nikt mnie nie zechce :cry: :cry:
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez Kręciołek » 29 grudnia 2008, o 16:01

Bóg nigdy nikogo nie stwarza do życia w samotności tylko w miłosci.
Jesli rozeznałas swoją drogę i powołanie jako małżeństwo to módl się o dobrego męża. To, że z tym człowiekiem Ci nie wyszło nie oznacza, że masz byc sama, bo w miłosci nie ma przeznaczenia, nie jest tak, że jest tylko jeden jedyny i jak go przegapimy lub z nim się rozstaniemy to koniec. Polecam Ci artykuł na ten temat:

http://adonai.pl/milosc/?id=121
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez azorek » 2 stycznia 2009, o 13:02

spedzilam z exnarzeczonym sylwestra nie wiem czy to byl dobry pomysl:( zdeklarowal sie zmienic dla dobra NAS. postanowienia sa min takie ze usowa tatuaże koniec z sygnetami szerokimi spodniami niestosownym zachowaniem. wprowadzamy skarbonke do ktorej co miesiac deklarujemy sie skladac okreslina mozliwa kwote. beda to pieniadze na wakacje. w czerwcu rozbijamy skarbonke i jedziemy na wycieczke. nie ma problemu kto za co placi bo to sa nasze pieniadze a nie moje czy jego.I co tu robic?? podjac ostatnia szanse?widac ze jemu bardzo zalezy ale problem jest ze mna...moi rodzice sie rozwodza smierc blisiej osoby.mam pustke w glowie i sercu. nie bylo mojego nareczonego w najtrudniejszch chwilach mojego zycia czuje nicosc zero uczucia myslicie ze to przejsciowe???moze tyo tylko wspomnienia a moze kocham choc ostatnie wydarzenia przycmily to uczucie jak myliscie nie chce go oszukiwac co robic??ciagmnie mnit tez do swiata, do czegos nowego.....do nowych ludzi...moze sie ludze ze moglabym miec kogos lepszego???
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez Maria » 2 stycznia 2009, o 17:02

Widzisz, srednio to wyglada, ze on sie tak bardzo musi zmieniac, dla dobra Waszego zwiazku, ze on jako on nie jest dla Ciebie odpowiednim partnerem...kiedys to moze wystrzelic w Twoja strone, w klotni, ze on tak sie poswiecil, zmienil to i tamto itd itd...Podobnie gdyby on kazal sie Tobie inaczej ubierac, inaczej czesac, zmienic kolor wlosow. Nie do konca to brzmi dobrze. Ja rozumiem zmiany typu: staram sie byc lepszy, rzucic nalogi, nie przeklinac...Kochana, naprawde dobrze sie zastanow...bo w tym momencie chlopak mowi, ze dla Ciebie sprobuje stac sie kims innym. Ale Ty nawet nie znasz tego kogos innego.
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez azorek » 2 stycznia 2009, o 21:38

dziewczyny to co robic?? :cry: podjac walke czy odpuscic????pomozcie :cry:
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez kasik_powraca » 2 stycznia 2009, o 22:54

azorek to od ciebie zalezy, latwo tu mowic....ale ja bym odpiscila, patrz Marii post, podpisuje sie.
kasik_powraca
Przygodny gość
 
Posty: 58
Dołączył(a): 30 sierpnia 2008, o 22:44

Postprzez Olenkita » 3 stycznia 2009, o 10:05

Piszesz, ze czujesz nicosc, zero uczucia...Zastanow sie, czy warto w takim wypadku podejmowac walke. Tym bardziej nie nalezy kierowac sie litoscia. Trzymaj sie.
Olenkita
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 237
Dołączył(a): 19 kwietnia 2008, o 14:11

Postprzez azorek » 3 stycznia 2009, o 14:57

cos czuje ale nie wiem co.....ciagnie mnie do niego. ostatnio wiele zlego dzialo sie w moim zyciu jego nie bylo........piszecie o jego zmianach jakby mu sie dziala krzywda ale ona sam je zaproponowal-ze bedzie lepszy bo ma swiadomosc ze postepuje niewlasciwie. jestem sklonna dac mu-nam szanse ale boje sie ze ta wczesniejsz gleboka milosc nie wroci albo ze spotkam kogos innego i wtedy bardzo go skrzywdze odchodzac od niego.....i badz tu madrym. :cry:
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Postprzez arTemida » 3 stycznia 2009, o 15:16

Wg mnie powinien się zmienić nie żebyś do niego wróciła a dla siebie.I wtedy dopiero jeśli zmieni swoje życie i będzie innym człowiek możesz pomyśleć o tym czy chcesz do niego wrócić i spędzić życie.

Piszesz że coś czujesz...psycholog ze mnie marny ale wg mnie to jakby uzależnienie emocjonalne, które ma niewiele wspólnego z uczuciem.
arTemida
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 19 października 2007, o 19:06
Lokalizacja: poznań

Postprzez strzyga » 3 stycznia 2009, o 22:41

Wiesz Azorku - ja mówiłam coś podobnego swojemu ex-narzeczonemu, deklarował, że się zmienił/zmieni. Powiedziałam: zrób to dla siebie, nie dla mnie, jak coś z tego wszystkiego zrozumiesz/ zmienisz się następna będzie miała z Tobą lepiej. I co????? od rozstania minęły 3 miesiące i on twierdzi dalej, że się zmienił! dziś właśnie rozmawialiśmy: na palcach wypunktowałam mu w czym twierdzi, że się zmienił i obaliłam te MITY. tak - MITY.
Jak chce - niech się zmienia. Ale, żeby do mnie wrócic musiałby się najpierw zmienic! wtedy rozważyłabym dawanie szansy.
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez azorek » 4 stycznia 2009, o 18:40

no tak ale to nie sa puste slowa:( ja widze ze sie stara ze mu zalezy ze ma swiadomosc swoich bledow. juz teraz inaczej ze mna rozmawia nie unosi sie. Przeciez malzenstwo na tym polega zeby sie wspierac pomagac a nie od razu opduszczac przy pierwszym powazniejszym problemie. jesli sobie juz teraz bedziemy radzic z takimi kryzysami to czy potem jako malzenstwu nie bedzie nam latwiej?? przeciez dajac sobie szanse nic nie tracimy stracic mozemy dopiero wtedy gdy tej szansy nie wykorzystamy. myslicie ze moje rozumowanie jest bledne?? nie spotykamy sie juz a ja czyje coraz bardziej ze za nim tesknie
azorek
Przygodny gość
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 października 2008, o 11:23

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 14 gości

cron