Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 18:12 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Narzeczeni

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Narzeczeni

Postprzez strzyga » 10 marca 2007, o 02:09

Postanowiłam sobie założyć własny wątek, jak szaleć, to szaleć! :)
Wprawdzie ostatnia moja wypowiedź jest jeszcza na tamtym, ale trudno.
Mam jeszcze do Was takie pytanie (nie pamiętam żeby przewijało się przez forum w tej formie, ale może... kojarzenie faktów obecnie nieszczególnie mi wychodzi ;) ). Jak to jest z takimi zaręczynami dla rodziców? Kiedy robić? Teraz? Później? Jak to powinno wyglądać (wg. tradycji, czy czegośtam jeszcze)? nie chcę robić oczywiście z tego szopki i na tym najmniej mi zależy, ale jednak coś chyba powiedzieć trzeba, bo inaczej to chyba jakoś gryzłoby mnie sumienie... Jednocześnie nie chce 'przestraszyć' mojej mamy - młoda jeszcze jestem, mam czas :)
Jak Wy to urządzaliście? Ja bladego pojęcia nie mam, co z tym fantem zrobić. ;)
pozdr. :)
jednak szczęśliwa :D
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kasik » 10 marca 2007, o 15:27

mysmy zaraz po zareczynach zadzwonili do rodzicow i powiedzieli. nie bylo zadnego przyjecia, nic. I jestesmy juz dwa lata szczesliwie zareczeni, pierscionek zawsze na palcu. :D
kasik
 

Postprzez Amazonka » 10 marca 2007, o 21:33

Niedługo po naszej decyzji zakomunikowaliśmy ją jednym, a potem drugim rodzicom.
Nasz zaręczyny były 4 miesiące po naszej decyzji o ślubie. Było to klasyczne spotkanie obu rodzin, z oświadczynami i wręczeniem wcześniej wspólnie wybranego pierścionka. Wspominamy je bardzo ciepło.
Amazonka
Domownik
 
Posty: 1650
Dołączył(a): 17 lipca 2006, o 09:50
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez micelka » 10 marca 2007, o 23:34

My mieliśmy zaręczyny tylko we dwoje, w górach, a potem zadzwoniliśmy do rodziców i tyle.
micelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 242
Dołączył(a): 9 czerwca 2005, o 12:42

Postprzez kuleczka » 12 marca 2007, o 12:07

U nas było tak:
Zareczylismy sie sami (w moje imieniny). Byłam bardzo szczesliwa i czekałam na ten dzień, kiedy tylko wróciłam do domu pochwaliłam sie siostrze, a mamie rano. I tu czekała mnie przykra niespodzanka, bo zamiast usłyszec "gratulacje" usłyszałam "zarecza sie przy rodzicach!!" a ja z kolei uwazałam dokladnie odwrotnie i nie miałam zamiaru zdejmować wyczekanego pierscionka. Potem odbyły sie prawie oficjalne zareczyny(poznanie rodzin) z kwiatami dla mamy i alkoholem dla taty. Ale dla mnie to był obiad zapoznawczy i nawet nie pamietam daty, a było to z miesiac chyba po naszych oficjalnych zareczynach.
Radzę wyczuc sytuacje i zrobic tak by wszystkim pasowało.
dla nas były nasze zareczyny
dla rodziców obiad
i to był taki kompromisik
kuleczka
Bywalec
 
Posty: 104
Dołączył(a): 31 sierpnia 2005, o 14:12

Postprzez asikp » 12 marca 2007, o 12:58

My zaręczyliśmy sie w sylwestra w Zakopanem. Do rodziców zadzwoniliśmy złozyć im życzenia i podzielic się radosną dla nas nowiną. Po powrocie spotkalismy się z jednymi potem z drugimi rodzicami.
U nas nie było proszonych obiadków, nasi rodzice znali sie wcześnej i nie nalegali na "oficjalne zaręczyny".
asikp
Domownik
 
Posty: 729
Dołączył(a): 20 lipca 2006, o 09:50
Lokalizacja: Wa-wa

Postprzez strzyga » 12 marca 2007, o 13:01

tia... trzeba było...
Szkoda, że nie widziałyście miny mojej mamy wczoraj. :D Była tak zaskoczona, że pogratulowała nam tylko i wróciła do robienia obiadu mrucząc pod nosem "pospieszalscy". Jak ochłonęła, to powiedziała, że teraz już będzie mówić do mojego M. na 'ty' i kazała zaprosić jego rodziców na obiad i nie chciała słyszeć odmownej odpowiedzi. Tak więc pewnie w święta się poznają... Aż się boję co z tego wyjdzie. :) Ale uspokoiłam się trochę jak już powiedzieliśmy. To przynajmniej dobrze. No i zyskałam nową, bardzo silną motywację do szybszego ukończenia studiów, bo w końcu od tego zależy wyznaczenie daty ślubu :D
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Jeanne » 12 marca 2007, o 14:10

Witam serdecznie na początek,
nastał czas że i ja mogę sie wypowiedzieć na tym forum bo od dawna czytam, ale teraz odkąd od niedawna jestem oficjalnie zaręczona mogę zabrać głos :D Otóż, my zaręczyliśmy sie najpierw sami w górach, gdy wrocilismy z wyjazdu, poinformowaliśmy rodziców mojego narzeczonego, a po okolo tygodniu-ze względu na odleglości oficjalnie z kwiatami itp. powiedzielismy moim rodzicom. Do spotkania rodziców ma dojść niebawem, moze na Wielkanoc, a 2 dni temu ustalilismy juz datę naszeg ślubu i zarezerwowaliśmy sale:)

Obrazek
Ostatnio edytowano 12 marca 2007, o 22:35 przez Jeanne, łącznie edytowano 1 raz
Jeanne
Przygodny gość
 
Posty: 24
Dołączył(a): 23 lutego 2007, o 16:07
Lokalizacja: małopolskie

Postprzez Coya » 12 marca 2007, o 15:46

Jeanne - gratulacje :)
Zresztą wszystkim zaręczonym i poslubionym tez gratuluję :)
wzrastajcie w Miłości! :)
Coya
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 249
Dołączył(a): 15 maja 2006, o 21:45
Lokalizacja: Kraków

Postprzez strzyga » 13 marca 2007, o 01:32

A moja mama dziś się rozmyśliła...
Stwierdziła, że cofa, co powiedziała. I jak zawsze skończyło się na tym, że M. nie jest dla mnie dość dobry, a ja siebie nie szanuje... Nawet rozpłakała się, bo ona modli się dla mnie o kogoś lepszego (wyskiego, przystojnego, wykształconego), a Bóg jej nie wysłuchuje...
I miała za złe, że "poinformowaliśmy" ją o zaręczynach...
eh... cieżko będzie... i denerwuje mnie to trochę. Wiem przecież, że mój M. ma wady. ślepa przecież nie jestem. A ona mi próbuje wmówić coś zupełnie innego. Ręce mi opadły... I jeszcze wymyśliła jakiś durny experyment... Jej zachowanie sprawia, że chcę jak naszybciej "prysnąć" z tego domu. :cry:
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Coya » 13 marca 2007, o 01:34

ojej :cry:
Trzymajcie się dzielnie :)
Coya
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 249
Dołączył(a): 15 maja 2006, o 21:45
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Aga17 » 13 marca 2007, o 09:43

to i moze ja napisze jak to z nami było:)
Zareczyliśmy sie jak bylismy na wczasach, kolacja , troche stresów ale cos pieknego, njapier powiedzielismy to rodzica meża, byli uradowani wyściskali nas , potem moim i tu zaczeły sie szopki, miy mieli nieciekawe neistety, nic w sumie nie powiedzieli, zadnego entuzjazmu, potem to wysłuchałąm i wysłuchalismy( nie wszystko naraz) że nie mam za niego wychodzic za maz ze jest taki owaki .......... potem mój ojciec wział mnie nas na rozmowe i powiedizał ze mamy zrobic sobie badania czy nasze dzieci beda zdrowe niewyobrazcie jaki to był dla mnie szok normalnie jakbym w twarz doatała,
co chwilke cos wymyslali a to tamto, moja mam nawet nie chciała ze mna jechac cukni wybierac, normalnie ja uprosiłam. mówie wam koszmar jak dla mnie,
nie poddalismy sie, we wrześniu bedzie 3 lata jak jestesmy małżeństwem, mamy kochanego syna rozrabiaka:)
niestety mieszkamy z moimi rodzicami,;( bedziemy sie budowac ale mieszkanie z nimi to juz temat na inny wątek:)
Aga17
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 216
Dołączył(a): 4 listopada 2005, o 13:59
Lokalizacja: śląsk

Postprzez Kręciołek » 13 marca 2007, o 10:07

Strzyga, my też nie mieliśmy łatwo. Moi rodzice, zwłaszcza tata też robił szopki (mam podobne doświadczenia do Agi...), o pomocy w przygotowaniach do wesela nie było mowy. Nawet nie chcieli poznać rodziców narzeczonego i spotkanie nastąpiło dopiero na ślubie, ech...nie chce mi się wspomniać tego co sie działo.. :cry:
A teraz jesteśmy bardzo szczęśliwi, na szczęście mieszkamy sami i choć problemy nas nie omijają to wiemy, że to był dobry wybór.
Trzymaj się Strzyga, to Twój narzeczony, Ty go znasz, Ty wiesz dlaczego chcesz za niego wyjść i Ty z nim będziesz. A wątpliwości, które inni będa w Tobie zasiewać nie unikniesz i nieraz może się zdarzyć, że sama będziesz się nad nimi zastanawiać.
Ale to naturalne, tym się nie martw, to tylko świadczy o poważnym podejściu do tematu.
Powodzenia!
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Lucja » 13 marca 2007, o 13:40

Cóż nawet w procesie o świętość musi być ktoś kto "mąci" :wink:
i musi nieść tę advocatus diaboli rolę....

Myślę, że mimo wszystko... warto brać choć trochę pod uwagę sugestię bliskich, ponieważ - z zewnątrz rada też może się przydać.

Nie wszystkie małżeństwa, które się nie udają rozsypują się jakby to powiedzieć - z winy rodziców.... W niedzielę byłam na pierwszym dniu rekolekcji, ksiądz ten przytoczył przykład z życia ostatniego tygodnia:

młody człowiek przyszedł do niego zakomunikować decyzję rozwodu (nie pamiętam dokładnie, czy to już było po czy się przymierzali z żoną). W ciągu ich 8-letniego małżeństwa mieli różne problemy, ale najważniejszą sprawą do rozstania była niemożność poczęcia - oboje się leczyli, modlili. Ten mężczyzna miał żal, że Pan Bóg nie dał im potomstwa...

Nie znam więcej szczegółów, ale myślę, że jeśli naprawdę by się kochali - zaadoptowaliby dziecko/dzieci. Moi znajomi tak zrobili.
Lucja
Bywalec
 
Posty: 187
Dołączył(a): 10 maja 2006, o 14:27
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez Kręciołek » 13 marca 2007, o 13:55

Lucja napisał(a):Ten mężczyzna miał żal, że Pan Bóg nie dał im potomstwa...


A to to ja akurat rozumiem...zwłaszcza jak patrzę jak alkoholicy mają po pięcioro...

Nie znam więcej szczegółów, ale myślę, że jeśli naprawdę by się kochali - zaadoptowaliby dziecko/dzieci. Moi znajomi tak zrobili.


Hmm...i tak i nie...

Adopcja jest bardzo poważną decyzją. Czasem małżonkowie lub 1 z nich po prostu nie potrafi sie pogodzić z niepłodnością, nie potrafi pokochac dziecka, które ktoś inny urodził.
Adopcja nie jest substytutem rodzicielstwa biologicznego, to nie jest tak, ze dzieckiem adoptowanym zastępujemy to biologiczne, którego nie ma.
Każdy ma inną psychikę i ja nigdy nie ośmieliłabym się myśleć, ze ktoś powinien się zdecydowac na adopcję - bo niektórzy po prostu nie dadzą rady - psychicznie.
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kukułka » 14 marca 2007, o 16:46

Ja np, pracując w szkole, nie umiaąłbym chyba poradzic sobie z sytuacją adopcji. wciaz by mi sie wydawało, ze jestem w pracy... Nawet gdyby adoptowane dziecko bylo małe-niemowlę.Sądze, zę to naprawde bardzo, bardzo trudna decyzja.
W rodzinie mam sytuację adopcji - ona 40 lat, on 46, adoptowali chłopca 6-letniego. Nawet podobny do swojego taty..., tzn tego 46-latka.
Znam tez przypadek adopcji- chłopak w moim wieku, adoptowany jako niemowlak, za rok Ci rodzice urodzili mu brata... Tak wiec decyzja na pewno bardzo trudna, a czasem mozna sie pozytywnie zdziwić, bo sie rodzeństwo niespodziewanie pojawi....
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Kręciołek » 14 marca 2007, o 16:57

kukułka napisał(a):Tak wiec decyzja na pewno bardzo trudna, a czasem mozna sie pozytywnie zdziwić, bo sie rodzeństwo niespodziewanie pojawi....


No i wtedy jest pełna chata :D
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez strzyga » 14 marca 2007, o 20:50

Zresztą z adopcją to są duże problemy formalne, które ciążko pokonać (już nawet nie wspominając o psychicznej stronie tego wszystkiego). Moja mama chciała kiedyś adoptować moją koleżankę i się nie udało :/ szkoda, bo dziewczyna potem trafiła do zakładu zamkniętego i teraz nie wiadomo, co się z nią dzieje... Nasi znajomi też chcieli adoptować dziecko, bo sami mieć nie mogli i też im się nie udało. I pomyśleć, że tyle dzieci tylko czeka na to, a z takich, czy innych pwodów nie mogą się doczekać. Zresztą uważam, że domy dziecka to chora instytucja, która pożera mnóstwo pieniędzy a nic dobrego nie wnosi.
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez juka » 14 marca 2007, o 21:36

strzyga napisał(a): Zresztą uważam, że domy dziecka to chora instytucja, która pożera mnóstwo pieniędzy a nic dobrego nie wnosi.


chora, chora, ale masz pomysł., co zrobić z tymi dziećmi? nie wszystkie da się oddać. w moim miasteczku w dd jest 90 dzieci. w większości wielodzietne rodzeństwa. konia z rzędem temu, kto znajdzie rodzinę dla 5, 4. a nastolatki? myslisz, że nie chca być w rodzinie zastępczej? niestety, jak ktoś jest w dd 10 lat, to zazwyczaj nie ma najmniejszej ochoty na wysiłek związany z życiem w normalnej rodzinie. tu sprzątną, ugotują, podadzą, wypiorą no i dyscyplina mniejsza - wychowawca na dyżurze ma grupę 15-17 dzieci...
to jest takie proste tylko wtedy jak się patrzy z zewnątrz.
juka
Domownik
 
Posty: 679
Dołączył(a): 25 marca 2006, o 11:24

Postprzez strzyga » 15 marca 2007, o 00:18

juka, wszystkie na pewno nie, ale sporą lliczbę myślę, że tak. Naprawdę jest wiele rodzin, które nie 'dostaną' dziecka, bo coś. A jak działają dd znam od środka właśne ze względu na wspomnianą koleżankę. Zresztą te pieniądze, które są na dziecko można dać zamiast dla dd, to rodzinie, która decyduje się wychować dziecko. Kilkanaście lat temu na jedno dziecko przypadało jakieś 1400 zł miesięcznie. Teraz pewnie więcej. To nie jest wcale tak mało.
I dzięki dziewczyny, jakoś nie pociesza mnie, że nie tylko ja nie mam łatwo... Zresztą już nie wiem co robić. Moja mama codziennie zmienia zdanie i wprowadza jakieś modyfikacje. Dzisiaj przyszła i powiedziała, że mówiła babce, której wychowuje dziecko, o naszych zaręczynach i się obie uśmiały. Dobrze, że mnie przy tym nie było, bo jakbym tamtej odpowiedziała, to by jej w pięty poszło! Do mamy to szacunek mam i trochę instynktu samozachowawczego, ale kilka lat starszej od siebie dziewczynie, która będąc mężatką złapała czyjegoś męża na dziecko, to już bym normalnie powiedziała, co o niej myślę :)
Poza tym przez to wszystko zaczeliśmy się kłócić z moim M. Jedno drugiemu wytyka... Nic to pewnie ogólnie nie zmieni, ale trochę mi przykro i smutno, że tak się dzieje. :(
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Kręciołek » 15 marca 2007, o 09:49

strzyga napisał(a):Zresztą z adopcją to są duże problemy formalne, które ciążko pokonać (już nawet nie wspominając o psychicznej stronie tego wszystkiego). Moja mama chciała kiedyś adoptować moją koleżankę i się nie udało :/ szkoda, bo dziewczyna potem trafiła do zakładu zamkniętego i teraz nie wiadomo, co się z nią dzieje... Nasi znajomi też chcieli adoptować dziecko, bo sami mieć nie mogli i też im się nie udało. I pomyśleć, że tyle dzieci tylko czeka na to, a z takich, czy innych pwodów nie mogą się doczekać. Zresztą uważam, że domy dziecka to chora instytucja, która pożera mnóstwo pieniędzy a nic dobrego nie wnosi.


Strzyga - adopcja Twojej koleżanki faktycznie mogła być trudna - może jej rodzice po prostu mieli prawa rodzicielskie (nawet ograniczone ale mieli - wtedy nie można adoptować), ale dlaczego nie udało się adoptować dziecka Twoim znajomym?
W dd jest duzo dzieci, to prawda, ale większość na nieuregulowaną sytuację prawną i nie mozna ich adoptować - mimo najszczerszych chęci.

Co do Twojej sytuacji - uważam, ze mama nie powinna z obcą babką wyśmiewać Twoich zaręczyn :?
Współczuję sytuacji, chyba nie pozostaje Ci nic innego jak trwanie w postanowieniu i pokazywanie mamie, ze to jednak dobra decyzja. Z szacunkiem oczywiście, ale zdecydowanie. Czekają Cię być może ciężkie chwile, ale tylko spokojem i zdecydowaniem udowodnisz, ze jesteś na dobrej drodze, absolutnie żadnych kłótni i przekonywania na siłę.
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez strzyga » 15 marca 2007, o 10:13

Kręciołek, tak, z koleżanką tak właśnie było jak mówisz, ale taka sytuacja to wg mnie kolejna porażka naszego prawa. Jej matka zapiła się, a ojciec gdzieś się w Polsce ukrywa po kilku wyrokach, a dziecko w dd siedzi, bo przecież ojciec nie zrzekł się praw rodzicielskich...
A ze znajomymi to z tego co pamiętam o pieniądze poszło. Ale ja tam nie wiem dokładnie, a ztego, co wiem, to mają spory dom, jej mąż zarabia też całkiem nieźle, więc nie wiem, co nie pasowało...

A moją mamę, to tak, pozostaje przeczekać... Może znów jej się odmieni...
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Lucja » 15 marca 2007, o 10:30

strzyga napisał(a): Zresztą już nie wiem co robić. Moja mama codziennie zmienia zdanie i wprowadza jakieś modyfikacje. ....Poza tym przez to wszystko zaczeliśmy się kłócić z moim M. Jedno drugiemu wytyka... Nic to pewnie ogólnie nie zmieni, ale trochę mi przykro i smutno, że tak się dzieje. :(


A co się dzieje między Wami? o co się kłócicie?
Lucja
Bywalec
 
Posty: 187
Dołączył(a): 10 maja 2006, o 14:27
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez Kręciołek » 15 marca 2007, o 10:35

strzyga napisał(a):Kręciołek, tak, z koleżanką tak właśnie było jak mówisz, ale taka sytuacja to wg mnie kolejna porażka naszego prawa. Jej matka zapiła się, a ojciec gdzieś się w Polsce ukrywa po kilku wyrokach, a dziecko w dd siedzi, bo przecież ojciec nie zrzekł się praw rodzicielskich...
A ze znajomymi to z tego co pamiętam o pieniądze poszło. Ale ja tam nie wiem dokładnie, a ztego, co wiem, to mają spory dom, jej mąż zarabia też całkiem nieźle, więc nie wiem, co nie pasowało...

Hmm, no przykre to, też na tym ubolewam, ze nasze prawo takie jest.

A moją mamę, to tak, pozostaje przeczekać... Może znów jej się odmieni...

Na pewno jeszcze wiele razy czeka Cię taka huśtwaka. Wiesz, ona tez się na pewno o Ciebie martwi, bo chce byś była szczęśliwa. Dla rodziców dzieci ciągle wydają się małe i nie potrafiące o sobie decydować.
Przetrwaj! Módlcie się oboje o to!
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez strzyga » 15 marca 2007, o 12:09

o wszystko się kłócimy. On mi zarzuca uzależnienie od mamy, a ja się rewanżuje ciętym spostrzeżeniem jego sytuacji (pracy, studiów itp) :/ Poza tym mój M. jest podwójnie zły, bo w pracy mu po premii pojechali (zresztą nie tylko jemu, bo wszystkim) z jakiegoś głupiego powodu. I tak w kółko. Ale jutro już się normalnie zobaczymy i pogadamy, to może lepiej będzie. :)
A z mamą, to wiem, że to wyraz troski o mnie, przynajmniej po części. Ale teraz już będę o siebie walczyć. Wcześniej nie chciałam, bo to, czy tamto (szacunek, uzależnienie finansowe itp.), ale teraz się skończy. Staram się o mieszkanie, o czym mama nie wie, bo poprzednio zwineła mi je sprzed nosa. Założę też tacie sprawę o alimenty, to może trochę kasy odzyskam i odłożę. Wcześniej też tego nie zrobiłam, bo mama się nad nim użalała... Czas wziąć sprawy w swoje ręce. :)
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Lucja » 15 marca 2007, o 12:15

:? troszkę się nałożyło trudnych spraw, rozumiem. Nie jest Ci lekko. A jak układają się relacje z Tatą? twoje i między rodzicami? A jak wyglądają układy w rodzinie Twojego narzeczonego?
Lucja
Bywalec
 
Posty: 187
Dołączył(a): 10 maja 2006, o 14:27
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez Coya » 15 marca 2007, o 18:37

Kilkanaście lat temu na jedno dziecko przypadało jakieś 1400 zł miesięcznie. Teraz pewnie więcej. To nie jest wcale tak mało.


minimum socjalne na jedno dziecko wychowujące sie w rodzinei (wg MOPS) to poniżej 300 zł.............

ale kończmy ten offtopic;)

Strzygo, pamiętam o was w modlitwie :)
Coya
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 249
Dołączył(a): 15 maja 2006, o 21:45
Lokalizacja: Kraków

Postprzez strzyga » 15 marca 2007, o 20:27

Lucja, moja rodzinka to jest totalnie porąbana. Mój tatuś w ogóle się mną nie interesuje od samego początku (zresztą sam rozwód był jakoś miesiąc po moim urodzeniu, bo wcześniej nie można było). kilka lat temu się kilka razy pojawił, jak matka zagroziła podwyższeniem alimanetów, ale na długo to nie starczyło. Ma inną rodzinę, inne dzieci. Niech sobie tak żyje. Nie moja sprawa. Ale pieniążkami nie pogardzę - w końcu przecież nie zmarnuje ich, a myślę, że mi się należą. Mamy drugi mąż, który praktycznie mnie wychował - kontakty 'jakieś'. Mama nie chce utrzymywać z nim kontaktu w ogóle (rozumiem ją, na jej miejscu też bym tak zrobiła) i krzywo patrzy jak ja się z nim spotykam. Obecnie po prostu o tym nie wie - tak jest lepiej, bo ja z nim kontakty zawsze miałam super, kocham go mimo wszystko i, jak widać, on mnie też.
A u mojego M. to wolna partyzantka. Każdy z braci robi co chce, ale dzięki temu relacje w rodzinie wydają się dobre, choć ja bym tego do końca tak nie nazwała.
Jutro będę z moim M. rozmaiwiać 'na żywo' o tym wszystkim i postanowimy, co dalej, co będzie lepsze. Nagle zaczęłam tęsknić za mniej problemową "wolnością"... ;)
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Bratka » 15 marca 2007, o 21:21

Może Twoja Mama musi po prostu zobaczyć że jesteście ze soba szczęśliwi?
Myślę że moim Teściom też było to potrzebne żeby mnie zaakceptowali- i pół roku naszego małżeństwa...
Sytuacja inna niż Twoja, bo moi Teściowie mieszkają daleko, więc na co dzień nie miałam z nimi kontaktu. Ale jeszcze jak przyjechali na ślub to wydawało mi się że jeśli to by od nich zależało to by go odwołali...
A teraz jest zupełnie inaczej- choć nic sie nie stało, Teściowie przyjęli mnie jako córkę- a ja ich jako rodziców- i teraz żałuje że mieszkają zbyt daleko by się często odwiedzać...
Nie poddawaj się i zdecydowanie nie dopuszczaj do tego by Mama Was dzieliła- nie żal się Narzeczonemu- raczej jakiejś przyjaciółce, która Was zna i będzie Ci przypominać że masz wspaniałego faceta i że tylko to się liczy!
Naprwadę myśłę, że Twoja mama chce Twojego szczęscia i jak zobaczy że jesteś z TYM mężczyzną szczęsliwa to w końcu będzie się cieszyć Twoim/Waszym szczęściem.
Bratka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 262
Dołączył(a): 3 marca 2005, o 16:04

Postprzez Lucja » 16 marca 2007, o 10:16

* Mój tatuś ... Ma inną rodzinę, inne dzieci. Niech sobie tak żyje.

Rozumiem więc, że już mu przebaczyłaś, że go nie było przy Tobie, gdy dorastałaś.

* Ale pieniążkami nie pogardzę - w końcu przecież nie zmarnuje ich, a myślę, że mi się należą.

Słusznie. Też Cię w tym popieram.

*Mama nie chce utrzymywać z nim kontaktu w ogóle (rozumiem ją, na jej miejscu też bym tak zrobiła) i krzywo patrzy jak ja się z nim spotykam.

Martwi się, o zły wpływ Twego ojca na Ciebie?

* Obecnie po prostu o tym nie wie - tak jest lepiej, bo ja z nim kontakty zawsze miałam super, kocham go mimo wszystko i, jak widać, on mnie też.

Twój Ojciec (tzn. biologiczny) czy Tato (który Cię wychował) - ?

* A u mojego M. to wolna partyzantka. Każdy z braci robi co chce, ale dzięki temu relacje w rodzinie wydają się dobre, choć ja bym tego do końca tak nie nazwała.

No właśnie, chodzi o wzorce - te uświadamiane i te nieuświadamiane. Jak będziecie razem to mniej lub bardziej świadomie będziecie kształtować relacje w Waszym małżeństwie, na wzór rodzin pochodzenia, i teraz - czy do końca wiecie z narzeczonym, co chcecie "przekopiować", a czego - raczej nie? Ale tak w szczegółach, np. odwiedziny u krewnych, robienie zakupów, mycie naczyń, przyjowanie przyjaciół, podział kasy itp.

Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam dobrego spotkania, może warto byście razem poszli na Eucharystię, a potem - pogadali tak od serca....
Lucja
Bywalec
 
Posty: 187
Dołączył(a): 10 maja 2006, o 14:27
Lokalizacja: Wrocław

Następna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości

cron