Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 09:53 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

dla tych,którzy szukają drugiej połowy

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

dla tych,którzy szukają drugiej połowy

Postprzez Sowa » 30 listopada 2006, o 18:52

Znalazłam tę stronę niedawno i od razu bardzo mi się spodobała...jako, że jest to forum pomocy,a nie dyskusyjne,wpadłam na pewien pomysł (mam nadzieję, że Moderatorzy go zaakceptują)-może założylibyśmy wątek, gdzie by się przedstawiały osoby, które myślą w duchu tego Forum i na pierwszym miejscu stawiają katolicką rodzinę, ale którzy jeszcze do tej pory nie znaleźli tej jedynej osoby...jeśli Moderatorzy pozwolą na ten wątek pomocowy, dla tych którzy nie mogą się odnaleźć, to ja pierwsza daję przykład i piszę o sobie :D : 26 lat, wojewóztwp kuj.-pomorskie, wykształcenie wyższe, cenię tradycyjne wartości i marzę o takiej rodzinie. Mam wiele zaintersowań: język angielski, książki, rower, psychologia, pedogogika, inżynieria, podróże. Lubię się śmiać i wygłupiać, lecz potrzebuję też czasu na refleksję. Pozdrawiam wszystkich!
Sowa
Przygodny gość
 
Posty: 6
Dołączył(a): 26 listopada 2006, o 13:57

Postprzez Kręciołek » 30 listopada 2006, o 20:25

Sowa, ale ja myślę, że większość zaglądających tu to przeważnie osoby po ślubie i w dodatku dziewczyny :wink:
Polecam to jesli chodzi o poznanie się: http://adonai.pl/zrodelko/?choice=1&action=0#wpisy
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kukułka » 1 grudnia 2006, o 08:07

kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez kartofelka » 10 grudnia 2006, o 22:16

co i tak niewiele Ci pomoże jeśli jesteś jedną z osób skazanych na samotność...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Kręciołek » 11 grudnia 2006, o 12:55

Kartofelko, chociaż się wpisz. Co Ci szkodzi?
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kartofelka » 11 grudnia 2006, o 19:25

już byłam wpisana na asamym początku..i nie tylko tam....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Kręciołek » 12 grudnia 2006, o 09:58

To wpisz się jeszcze raz albo sama napisz do kogoś. Cierpliwość jest nagradzana :)
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kartofelka » 12 grudnia 2006, o 21:31

sama nie wiem...może powinnam raczej poszukac wsród ateistów, bo nie jestem już dziewicą (nie chcialam czekac z tym w nieskończoność) a tacy grzeczni chlopcy z tego portalu mogliby tego faktu nie przełknąć....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Księżyc » 12 grudnia 2006, o 22:13

Nie myśl tak, kartofelko. Nie mam nic do ateistów, ale gdy rozmawiałem z mężczyznami/chłopakami katolikami to pomimo iż kwestia dziewictwa była dla nich czymś ważnym. stanowczo stwierdzali, że nie jest to czynnik z powodu którego skreśliliby kobietę.
A tak na marginesie - grzeczne lub niegrzeczne to bywają dzieci, dorośli mężczyźni bywają... szlachetni? :)
Księżyc
Przygodny gość
 
Posty: 71
Dołączył(a): 12 maja 2005, o 22:28

Postprzez kukułka » 12 grudnia 2006, o 22:36

a gdzie jets npaisane, z ekatolicy przekreslają niedziewice? to chyba jacys fanatyczni, bo normalni to nie sądzę
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez AnnaMaria » 13 grudnia 2006, o 14:03

kartofelka napisał(a):sama nie wiem...może powinnam raczej poszukac wsród ateistów, bo nie jestem już dziewicą (nie chcialam czekac z tym w nieskończoność) a tacy grzeczni chlopcy z tego portalu mogliby tego faktu nie przełknąć....


I co z tego, że nie jesteś...ma 30 lat, jesteś dojrzałą kobietą, trudno oczekiwać, że chciałaś z tym czekać w nieskończoność. Są osoby, które tak chcą a są osoby, które trafiają na miłość wcześniej i z różnych powodów się rozstają...takie jest życie. Pozatym główną Twoją miarą jako kobiety nie jest przecież dziewictwo!!Liczy się to jaka jesteś w środku, Twój charakter plus oczywiście w pewnym stopniu też wygląd. Jak pisał Sztaudynger zbyt grzeczni bywają ordynarni...a Ty po prostu nie trafiłaś na odpowiedniego mężczyznę dla siebie....
AnnaMaria
Przygodny gość
 
Posty: 88
Dołączył(a): 31 maja 2006, o 10:51

Postprzez kasik » 13 grudnia 2006, o 15:10

kartofelka wymyslasz se naprawde problemy. Myslisz, ze wsrod katolikow 30 i wiecej letnich znajdziesz prawiczkow :?: taaaaa szukaj ze swieca :D
kasik
 

Postprzez Amazonka » 13 grudnia 2006, o 16:26

AnnaMaria, wiele trzydziestolatek czeka z tym w nieskończoność. Kwestia nastawienia.
Amazonka
Domownik
 
Posty: 1650
Dołączył(a): 17 lipca 2006, o 09:50
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez kartofelka » 13 grudnia 2006, o 16:36

ja znam paru takich...we wspolnotach katolickich trafiają sie tacy ludzie..w mojej dawnej wspolnocie przewazala liczba samotnych obu plci....i nadal te osoby nie moga znalezc swojego miejsca w zyciu...
a wydawaloby sie ze jak ktos stara sie byc blizej Boga to powinna go ominac taka przyszlosc.....
a co do wymagan - to kiedys spotkalam sie z takim wynaganiami paru kumpli (wierzacych) wobec potencjalnej wybranki - ze powinna byc idealnie ladna i idealna z charakteru.....nie wiem czy w koncu trafili na taka, bo starcilam z nimi kontakt, ale zostala mi po takich znajomoasciach zostala mi trauma.....
Ostatnio edytowano 13 grudnia 2006, o 18:30 przez kartofelka, łącznie edytowano 1 raz
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Coya » 13 grudnia 2006, o 18:07

a wydawaloby sie ze jak ktos stara sie byc blizej Boga to powinna go ominac taka przyszlosc.....


no wlasnie - wydawaloby sie. Ale tak nie jest. Byci eblizej Boga nie oszczedza problemow zyciowych, a czasem wrecz przeciwnie - takie osoby pozornie maja ciezej niz ci "niewierzacy". Bycie blisko Boga jest gwarancja tego, ze sie te wszystkie burze przetrwa (przeczytaj przypowiesc o domu zbudowanym na piasku i na skale - na OBA spadly wichry i nawalnice, roznica byla tylko ta, ze ten na piasku sie zawalil, a ten na skale przetrwal).
A jesli ktos czuje, ze nie moze sobie znalezc miejsca w zyciu, a jest przekonany, ze ju zpowinien takie znalezc, np ze wzgledu na wiek, to moim zdaniem dobrze byloby porozmawiac z kims doswiadczonym - psychologiem czy kierownikiem duchowym - i znalezc przyczyne takiego stanu. Znajac przyczyne mozna zajac sie jej usunieciem :)
A tak w ogole - Pan Bog uwielbia robic mile niespodzianki, jesli sie Mu zaufa, tylko jak sama nazwa wskazuje - przychodza wtedy, kiedy sie ich najmniej spodziewamy:))
Coya
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 249
Dołączył(a): 15 maja 2006, o 21:45
Lokalizacja: Kraków

Postprzez kartofelka » 13 grudnia 2006, o 18:38

no to by było fajne..miałas takie niesodzianki Coya? choc jedna w zyciu? bo ja poki co nie..widocznie nie umiem Bogu ufac albo nie przewidzial zadnych milych niespodzianek....z zalozenia niespodzianka czy prezent to cos takiego co sie dostaje niezaleznie od wlasnego wysilku - i raczej nie mozna na to zasłużyc...a Ty sugerujesz ze trzeba na to zasłużyć wlasnie tą ufnością ...może i na miłość trzeba w takim razie zasługiwać? jesli tak to ja nigdy sobie nie zasłuże, bo niestety nie umiem ufac komus kogo nie znam i kto jest taka Tajemnicą...
a do psychologa juz kiedys chodzilam, ale pani nic madrego nie wymyslila na moja sytuacje - zapisalam sie znowu, zobaczy,my co z tego będzie...a poki co psychiatra zapisal mi jakies tabletki , ale samam nie wiem czy je brac....w sumie to przykre ze Bog dotąd nie wymyslił zadnej niespodzianki i pozostaja mi tabletki na niespelnione zycie...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Księżyc » 13 grudnia 2006, o 18:57

Coya, co masz na myśli pisząc "przetrwa te wszystkie burze"? Że ta osoba nie popełni samobójstwa? Nie trzeba Boga aby nie dopuścić do siebie myśli o samobójstwie. Jeśli zaś chodzi o to, że związek przetrwa to niestety mogę stwierdzić z własnych naocznych obserwacji, że tak nie jest, bo widziałem jak miłość osób bardzo wierzących wygasała, jak problemy w końcu niszczyły ich małżeństwa.
Pewnie, można sobie zawsze mówić "to nie wina Boga, to wina człowieka bo on za mało [ufa/stara się/wierzy/modli się/wstaw co chcesz]", ale ja w tym sensu nie widzę. To znaczy nie chodzi mi o jakieś demonizowanie Boga, ale nie lubię jak ktoś obiecuje ludziom złote góry i potem im wmawia, że tych gór nie ma, bo oni nie są dość "dobrzy".
Acha, jeszcze co do tego "kiedy najmniej się spodziewamy" - załóżmy że osoba X dożyła 60 lat w samotności, dowiaduje się że za rok umrze bo ma raka, ale nagle spotyka kogoś w kim się zakochuje ze wzajemnością. Niespodzianka? Pewnie, ale tak naprawdę co z tego?
Może to dlatego, że jestem agnostykiem i nie wierzę w nic (prócz miłości ;-) ), ale naprawdę nie widzę sensu w zasypywaniu ludzi obiecankami bez pokrycia o których nie możemy być pewni, że się spełnią.
Kartofelko, podobnie jak Ty nie miałem nigdy takiej niespodzianki w swoim życiu, ale uważam się za świetną osobę i cieszę czasem który mam na tym świecie. Fajnie jest słać całemu światu niespodzianki i o wiele weselej niż czekać aż samemu się taką dostanie :)
Księżyc
Przygodny gość
 
Posty: 71
Dołączył(a): 12 maja 2005, o 22:28

Postprzez strzyga » 13 grudnia 2006, o 19:34

A ja bym się mimo wszystko szybciej zgodzila z Coyą niż z dwoma wpisami wyżej...
wytrwałości, cierpliwości!
Pamiętaj, że przysłowie mówi, iż gdy bogowie chcą nas ukarać, spełniają nasze marzenia!
pozdr. :)
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kartofelka » 13 grudnia 2006, o 20:08

pamietam to powiedzonko...juz dosyc dawno jedna osoba tez mi cos podobnego mowila - ale jakos bogowie nie ukarali mnie spelnieniem moich marzen.....\co do małżeństw które budowały swoj zwiazek na Bogu ale sie nie udało- to mam takie jedno znajome....ona siedzi teraz za granicą a on zastanawia sie co ze sobą zrobić....a oboje byli dosyc aktywnymi we wspólnocie katolickiej.....prowadzili grupki i w ogole-nikt nigdy by nie przypuszcal ze po 9 latach małżenstwo sie tak rozpadnie....dlatego uwazam ze tak naprawde nie ma na nic gwarancji a niespodzianki to chyba dla szcześciarzy, którzy nie zawsze musza na to zaslużyć ....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Coya » 14 grudnia 2006, o 12:43

Kartofelko, Ksiezycu:
Rozumiem, ze mozecie sie nie zgadzac z tym, co napisalam. To nie jest cos, co mozna udowodnic, wiedziec na 100% (gdyby tak bylo, to bylaby wiedza, nie wiara). Roznica jaka widze jest taka - ja wierze Pan Bogu jak dziecko (parafrazujac wiersz ks. Twardowskiego). To nie znaczy, ze mnie nie boli, ze nie mam watpliwosci czy chwil zwatpienia. Oczywiscie, ze mam. nawet teraz przechodze jeden z trudniejszych momentow i to wlasnie w zwiazku ze zwiazkiem (ale mi sie napisalo - maslo maslane :wink: ). Ale wierze, ze On nad wszystkim czuwa i nawet jesli cos po ludzku wydaje sie isc nie tak jak powinno, cos jest bolesne i trudne, to w ogolnym rozrachunku jest to dla mojego dobra. Nie pytajcie mnie, skad mam taka wiare, bo chyba nie bede umiala wam wytlumaczyc. Wiara jest laska, nie potrafie wytlumaczyc, jak to sie dzieje, ze jedni te laske przyjmuja, inni nie (najczesciej pewnie nie ze zlej woli). Nie potrafie wytlumaczyc, dlaczego Bog zachowuje sie tak, jak sie zachowuje - gdybym potrafila, nie bylby Bogiem :) Ja Mu po prostu wierze, choc czasem sie zastanawiam (patrzac na to, co mnie spotyka) jak to mozliwe :)
Tak, mialam takie niespodzianki, wiele takich niespodzianek. Mam je codziennie, choc w roznym stopniu - nawet to, ze zyje, ze sie obudzilam to juz jest dar od Boga. To, ze zawsze w trudnych momentach pojawia sie rozwiazanie, znajduja sie ludzie, ktorzy chca pomoc itp. Podobno zeby zobaczyc cud, trzeba miec odpowiednie oczy. To troche jak w tym kawale: katechetka chciala wytlumaczyc dzieciom, co to jest cud. Podala taki przyklad: Sluchajcie, jak byscie nazwali sytuacje, gdy ktos spadl z 10 pietra i sie nie zabil? dzieci: przypadek. A jakby ta osoba spadla drugi raz i sie nie zabila? Znowu przypadek. A jakby spadla trzeci raz? przyzwyczajenie!!
Nie myslcie tez, ze mam lekkie i latwe zycie, wrecz przeciwnie. Wichry i burze, ktore spadaja na mnie sa czasem naprawde bardzo ciezkie. moze wlasnie dlatego tak ufam Bogu - nie raz bylam w sytuacji, gdzie po prostu bylo tak zle, ze nie mialam juz nic do stracenia, nawet jakby On zawiodl. Ale nigdy nie zawiodl. I dlatego mam w sercu pewnosc, ze nie zawiedzie nigdy.
Nie obiecuje nikomu zlotych gor. Po prostu dziele sie tym, co mnie spotkalo w zyciu, moim doswiadczeniem. Nie kazdemu to pomoze, wiem o tym. I na pewno nikt nie bedzie mial dokladnie takich samych doswiadczen jak ja. dziele sie tym, bo wiem, ze to czesto pomaga spojrzec na swoje zycie z troszke innej perspektywy, moze zobaczyc cos, czego sie wczesniej nie dostrzegalo.

załóżmy że osoba X dożyła 60 lat w samotności, dowiaduje się że za rok umrze bo ma raka, ale nagle spotyka kogoś w kim się zakochuje ze wzajemnością. Niespodzianka? Pewnie, ale tak naprawdę co z tego?

chociazby to, ze w tych najtrudniejszych chwilach bedzie miala przy sobie kogos bliskiego.

Z tym wszystkim skojarzyl mi sie ten cytat z Ewangelii wg sw. Jana (J 7, 37): W ostatnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta, Jezus stojąc zawołał donośnym głosem: «Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do Mnie i pije!
najpierw trzeba doswiadczyc tego, ze jest sie spragnionym, potem uwierzyc w Jezusa, w to, ze On jest w stanie zaspokoic nasze najglebsze pragnienia (co nie znaczy nasze zachcianki), a potem przyjsc do Niego i pic. Nie mozna sie napic, jesli sie wczesniej nie doswiadczylo pragnienia, nie uwierzylo w Niego i nie przyszlo.

Nie dam nikomu gotowych recept, co, jak i dlaczego trzeba zrobic. Moge sie tylko podzielic swoim doswiadczeniem - Bog jest i ma moc przemienic nasze zycie. Moje przemienil ( i przemienia dalej), daje mi sily, by isc dalej, wychowuje mnie, czasem przez to, ze kaze mi zmierzyc sie z problem pozornie samej (tzn. nie czuje Jego obecnosci, ale potem, jak kryzys minie, dostrzegam to, ze caly czas nad tym czuwal). W zadnym kryzysie nie doswiadczylam czegos, co byloby ponad moje sily (choc czesto mi sie wydawalo, ze jest), Bog nigdy nie przekroczyl granicy mojej wytrzymalosci, ale tez nigdy nie dostalam mniej - zawsze bylo do granicy. To daje mi nadzieje, ze Bog stawiajac mnie w sytuacji kryzysowej da mi rowniez sily potzrebne, by przez te sytuacje przejsc i dzieki niej dojrzec. To sprawia, ze mam odwage patrzec w przyszlosc, choc dokladnie teraz w moim zyciu nalozylo sie kilka bardzo powaznych spraw, kazda z nich pojedynczo jest trudna, a tu wszystko naraz... Jestem gleboko w sercu przekonana, ze Bog, moj Ojciec, czuwa nad tym wszystkim i wszystko, co sie wydarzy, bedzie dobre, choc wiem, ze w wiekszosci nie bede to rzeczy przyjemne, a raczej trudne i bolesne. Ale mimo to dobre.
Coya
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 249
Dołączył(a): 15 maja 2006, o 21:45
Lokalizacja: Kraków

Postprzez milgosia » 14 grudnia 2006, o 14:54

Coya, jest mi bardzo bliskie to, co napisałaś. Aż mnie zastanowiło, czy można przez internet czytać w czyichś myślach :) . Bardzo, bardzo bliskie.

Ja też miałam chwile ciemności. Nie dalej jak rok temu byłam w strasznym, trwającym już trzeci rok konflikcie. To wszystko trwało trzy lata, trzy, bardzo długie lata, gdy mialam wrażenie, iż moja modlitwa trafia w próżnię. Wiele razy kłóciłam się z Bogiem na modlitwie, wyrzucałam Mu, dlaczego ja, dlaczego mnie to spotkało, miałam wrażenia, że mnie kompletnie, ale to kompletnie nie słucha!

Modliłam się bardzo długo, trzy lata, koronką do Bożego Miłosierdzia, wyczerpałam wszystkie, dosłownie WSZYSTKIE ludzkie możliwości.. i zero efektów.

A dwa miesiące później, nagle - jak to sie fajnie mówi - niezłe ruszenie wiatrem... A potem nagle po cichu konflikt sam się rozwiązał, nawet nie wiem kiedy, tzn podejrzewam, że Duch Św. zadbał o to, aby odbyło się to bez mojego udziału ;), żebym przypadkiem nie wpadła w samouwielbienie, że to ja go rozwiązałam :D .

Może ktoś stwierdzić, że to nic takiego, takie rzeczy sie zdarzają. Ale dla mnie zbyt dużo było w tym przypadku "szczęśliwych zbiegów okoliczności", zbyt dużo. I między innymi dlatego nie wierzę, że Bóg nie istnieje. Istnieje i bardzo, bardzo nas kocha i potrafi przeprowadzić przez każdą ciemną dolinę, bo jest samym Miłosierdziem.
Ostatnio edytowano 3 czerwca 2008, o 18:30 przez milgosia, łącznie edytowano 2 razy
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Kręciołek » 14 grudnia 2006, o 15:07

Milgosiu, niesamowite jest to co napisałaś!
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Księżyc » 14 grudnia 2006, o 15:21

Skoro już piszemy o swoich doświadczeniach religijnych - no cóż, moje doświadczenie Boga jest zerowe. Ktoś może sobie od razu pomyśleć "pewnie się nie starał", ale niech czyta dalej. Zostałem wychowany w rodzinie katolickiej, w okresie buntu młodzieńczego odrzuciłem wiarę, ale potem świadomie ją wybrałem i sam do niej wróciłem. Byłem bardzo praktykującym katolikiem, modliłem się codziennie, wraz z czasem kilka razy przy pomocy brewiarza. Czytałem książki teologiczne starając się pogłębić wiarę, uczęstniczałem na zebrania wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, przygotowywałem się do przeżywania katolickich świąt które nadchodziły w czasie roku liturgicznego. Czytałem różne książki o tym jak powinno wyglądać życie chrześcijanina i korzystając z ich porad starałem się kształtować siebie. Przyjmowałem regularnie sakramenty, na mszach uważałem i starałem się jej przeżywać a nie tylko "odwalić pańszczyznę".
I wiecie co było wspaniałe w moim życiu z Bogiem? Nic. Nigdy, przenigdy w swoim życiu nie czułem obecności Boga i nie doświadczyłem niczego "boskiego". Jak to co robiłem to było za mało, żeby sobie zasłużyć na wielki zaszczyt doświadczenia realności Boga to ja dziękuję, ale nie mam zamiaru sobie wypruwać żył po to aby lepiej uczestniczyć w jakiejś zabawie w chowanego.
Ze względu na logikę nie mogę powiedzieć że Boga na pewno nie ma, ale na podstawie swojego doświadczenia nie mogę powiedzieć, że istota taka jak Bóg istnieje.
Można czekać dziesiątki lat na "tego jedynego" i ciągle cierpieć dlatego, że nie ma się pary, a można nauczyć się cieszyć samym sobą i swoją samotnością. Podobnie jest z Bogiem - można kilkanaście lat wypatrywać niewiadomo czego i tak czekać i czekać, a można też po prostu dać sobie spokój i cieszyć się tym co się ma. Ja wybrałem to drugie :-) Jeśli okaże się kiedyś że Bóg istnieje i się ze mną skontaktuje, to fajnie. Jeśli tak nie będzie, też nie będzie to dla mnie tragedia.
Księżyc
Przygodny gość
 
Posty: 71
Dołączył(a): 12 maja 2005, o 22:28

Postprzez milgosia » 14 grudnia 2006, o 15:28

Być może powinnam to napisać w innym wątku, napisałam w tym, bo ja tez bardzo, ale to bardzo długo czekałam.Czekaliśmy podad trzy lata, bardzo długie, dzien po dniu, wyczekiwania, obserwowania, być może coś drgnęło... I już nie miałam nadziei i bolało mnie, jak słyszałam od koleżanki, która tez przezywala podobny konflikt z bliskimi, ze mam miec nadzieję, że wszystko się ułoży. Ja tej nadziei nie mialam, była z niej zupełnie wyzuta, wypalona, choć cieszyłam się wraz z Marią, że jej i jej narzeczonemu ułożyło sie w końcu z rodzicami, ale w duchu płakałam. Jedyne, co mi pozostało wtedy, to bycie wiernym modlitwie, nawet, jeżeli pozornie miały byc to tylko "odklepane" słowa. Te "odklepane" słowa, ta "sucha" modlitwa mnie uratowała, bo w pewnym momencie byłam już na skraju załamania nerwowego, na skraju swojej wiary, z której nie zostało nic, tylko taka "bezmyślna" modlitwa i spowiedź.

Teraz widzę, jak bardzo mi był paradoksalnie potrzebny ten czas, i jak bardzo - choć wtedy tego nie dostrzegałam - Pan Bóg walczył ze mną, za mnie, o moją wiarę, o naszą słabą, ludzką miłość, która zwyczajnie mogła tego nie wytrzymać. Jak bardzo mnie musiał "oczyścić", choć wydawało mi się, że zadaje mi tylko cierpienie. I ten rok był rokiem wielkiej łaski. Pan Bóg walczył, bardzo, i teraz wiem, że walczy tak o każdego człowieka. O jego wiarę, o jego duszę.
Ostatnio edytowano 3 czerwca 2008, o 18:23 przez milgosia, łącznie edytowano 2 razy
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Księżyc » 14 grudnia 2006, o 15:41

Ej, ej. Ja rozumiem, że wiara wielu ludziom pomaga w życiu, ale można obyć się bez twierdzeń w stylu "Bóg wszystkim pomaga" bo to od razu wstawia w złym świetle tego kto uważa inaczej na zasadzie "Pan Bóg jest super, on chce wszystkim pomóc, a skoro w twoim życiu nie ma pomocy, to coś robisz nie tak, to twoja wina".
Bóg nic nie zrobił, aby moja wiara nie wygasła i to jest fakt, a nie coś co mi się tylko wydaje.
Księżyc
Przygodny gość
 
Posty: 71
Dołączył(a): 12 maja 2005, o 22:28

Postprzez milgosia » 14 grudnia 2006, o 15:55

Wiesz Księżycu, myślę, że paradoksalnie - jesteś bardzo blisko Pana Boga. Nie znam Cię, ale wydaje mi się, że tak jest zwyczajnie, bo robisz to, co do Ciebie nalezy, bo cieszysz się życiem, bo starasz się żyć uczciwie. Bo tak ma być. Nie ma znaczenia, że nie odczuwasz fizycznie obecności Pana Boga, że nie miałeś żadnych doświadczeń podobnych mojemu. To nie ma najmniejszego znaczenia. Jednym dane są takie doświadcznia, innym nie. Poza tym takie doświadczenia zdarzają się rzadko, dla mnie to było pierwsze od 25 lat :)! I wróciła zwczajna codzienność, bez wielkich uczuć, odczuć, doświadczeń w modlitwie. A nawet z posuchą gdzieniegdzie. I co z tego?

Kiedyś jeden kapłan powiedział mi, że przecież wystarczy popatrzeć na życie Jezusa, aby zobaczyć, jaką rolę, jakie miejsce w życiu powinny spęłniać "takie" doświadczenia: przecież Jezus żył 33 lata, a tylko 3 lata było Objawień, nauczania ludzi.... Pozostałe 30 lat było zwyczjanych, prostych, szarych, z problemami. W nich właśnie "dojrzewało" to, co potem wydarzyło się przez te ostatnie trzy lata. Nam bardzo potrzebna jest codzienność, bez wielkich spraw, objawień. Żyć normalnie, po ludzku, starać się dobrze pracować, uczciwie wychowywać dzieci - to jest najważniejsze! Jak sie zdarzy "wielka sprawa", to sie za nią brać, ale jak jej nie będzie - to też dobrze! Nawet bardzo dobrze!

Dla mnie kluczem dotrzegania "działalności" Pana Boga w moim życiu jest dobro, które mnie spotyka. Takie jak np. że udało mi się dzisiaj wstać wcześniej niż zwykle, że referat poszedł mi nieźle, że ugotował mi się niezły obiad, że mój promotor powiedzial mi dobre słowo, że widziałam ładne perfumy w sklepie. A że mi autobus uciekł? No cóż, lekcja pokory dla mnie, że muszę wcześniej wyjść z domu, a nie w ostatniej chwile, albo że nie mogę byc zawsze taką perfekcjoniską, bo nie wszystko ode mnie zależy.

Ja się czasem śmieję na modlitwie: Panie Boże, ależ Ty jesteś niezły w chowanego... tak doskonale się ukryłeś, że nijak Cię nie mogę znaleźć!

Bardzo polecam książki: ks. Dajczer "Rozważania o wierze" oraz książeczkę Eric-Emmanuel Schmmit "Oskar i Pani Róża". Zwłaszcza tę ostatnią, jest bardzo, bardzo prawdziwa.

A co do wygasania wiary... moja na pewno wygasła, jeśli chodzi o poszukiwanie odczuć. Po prostu, jak przychodzą, to ok, jak nie, to też ok, będę wierzyła dalej. Wiara nie polega na uczuciach, podobnie jak miłość na nich nie polega, choć uczucia odgrywają zarówno w jednej, jak i w druchiej ważną rolę. Dajczer właśnie o tym pisze. Przecież można kochać męża, nie odczuwając uniesienia. Ja przestałam go szukać.
Ostatnio edytowano 14 grudnia 2006, o 16:19 przez milgosia, łącznie edytowano 2 razy
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Kręciołek » 14 grudnia 2006, o 15:56

Księżyc napisał(a):Ej, ej. Ja rozumiem, że wiara wielu ludziom pomaga w życiu, ale można obyć się bez twierdzeń w stylu "Bóg wszystkim pomaga" bo to od razu wstawia w złym świetle tego kto uważa inaczej na zasadzie "Pan Bóg jest super, on chce wszystkim pomóc, a skoro w twoim życiu nie ma pomocy, to coś robisz nie tak, to twoja wina".
Bóg nic nie zrobił, aby moja wiara nie wygasła i to jest fakt, a nie coś co mi się tylko wydaje.


Może nie wina, może doświadczenie?
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez milgosia » 14 grudnia 2006, o 16:22

Zgadzam się Kręciołku, myslę, że masz dobre intuicje..

A co do pomagania... jak coś się dzieje złego w czyimś życiu, to nie musi byc to od razu wina człowieka! Bynajmniej. Gdybyśmy tak mysleli, to musielibyśmy dojść do wniosku, że Jezus zrobił coś złego, bo Go powiesili no i Pan Bóg Mu oczywiście w tym nie pomógł ;), choć niektórzy Go wzywali i nawet żądali, żeby sprawił, aby Jezus zszedł z Krzyża! No, może ktoś powie, że przecież Pan Jezus tez był Bogiem, i takie tam. Ja myślę, że po prostu czasami Pan Bóg daje człowiekowi bardzo trudny krzyż, żeby go "oczyścić", albo żeby pociągnąć go do jeszcze większej miłości, bo bez tego krzyża - ale o tym wie tylko Pan Bóg - człowiek mógłby sam nie wyjść poza swoje "granice". Ale komu i jaki krzyż - o tym nie my decydujemy. Ja podziwiam np. moje znajome małżeństwo, ktorym urodził sie synek bez jednej dłoni, która nie wykształciła się za życia płodowego. Oni tego swojego synka kochają nad życie i muszą przejść bardzo wiele. Absolutnie nie znaczy to, że zyczę innym oczekujacym dziecka tego samego! Absolutnie! Ale podziwiam ich miłość i czułość, z jaką odnoszą się do Tadzika. A co do dłoni... to mam znajomego matematyka, już młodziutkiego doktora habilitowanego, mieszkającego w Warszawie, u którego tez nie wykształcią się dłoń, tylko jeden palec. I jest znakomitym wykladowcą i uznanym naukowcem.
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez kartofelka » 15 grudnia 2006, o 00:20

bardzo fajnie piszecie dziewczyny...ja tez chyba mam podobnie jak Księżyc...książki, Odnowa, rekolekcje itp. nie dały efektu albo to moje starania były zbyt mierne.....w każdym bądż razie nie umialam wyrobic sobie przez ten czas ani ufnosci w dobroc Boga -szczegolnie w tym jednym walkowanym przeze mnie temacie, ani jakiegos takiego blizszego zwiazku z Bogiem, czy jakby to nazwac...caly czas wydaje mi sie on wielka niewiadoma .....i nie wiem czy modlitwy sa wysluchiwane i czy maja sens...zastanawiam sie dlaczego w ogole prosic o co s Boga ktory przeciez z racji tej ze wie wszystko powinien sam dzialac bez prosby...no ale moze faktycznie chodzi o jakas pokore albo co....
w kazdym badz razie tak mysle ze chcialabym nawet prosic Boga o pewne sparwy tylko nie wiem czy powinnam skoro zyje z grzechu...no, bo rozumiem ze panie ktore tu opisują swoje przypadki zyly zgodnie z przykazaniami wiec mialy mniejszy problem niz ja..bo ja zyje po prostu w wolnym zwiazku..bardzo wolnym....trudno to nawet zwiazkiem nazwac.... no i niewiem co z tym wszystkim dalej....i chcialabym nawet prosic Boga i zcasem prosze o to zeby dal jakies rozwiazanie albo sama nie wiem co....tylko nie wiem czy tak moge, skoro tkwie w czyms, z czego nie umiem zrezygnowac....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kukułka » 15 grudnia 2006, o 00:20

Coya, moje doświadczenie opieki Boga, zaufania jemu i trudności zyciowych jest IDENTYCZNE, choć zyciorys na pewno mam rózny od Twojego. Ale jak czytam Ciebie - jakbym siebie czytałaMiłgosiu - skąd ja znam te Bożą terapię antysamowuielbieniową? DOKŁADNIE to samo przezywam, choc oczywiscie problemy całkowicieróżne od twoich. dziewczyny, a ile przy tym radości z osobistej relacji z Bogiem, która w takiej sytuacji nagle staje na pierwszym miejscu. i to nie po to, by cos uprosic, tylko tka po rpostu!! Ja to widze u siebie i widze jako dar. bo nigdy nie myslałam, ze będę się modlic tak: prosże Cię o to i o to (tu intencja tez od 3 lat zuporem maniaka wciąz powtarzana - dalej jetsem, ze tak powiem, w trakcie tej intencji- ale przede wsyztkim spraw, bym bnie straciła Ciebie, boże. taka modlitwa pojawiła sie we mnie sama, ajko owoc pewnego procesu. Sama nie byłabym w stanie do tego dojśc. Ta osobista relacja z Nim jets czyms wielkim, niesamowitym... Prawda???
Księżyc, nie jestem Bogiem, wie cnie mnie oceniać, ale na moje wyczucie Ty jestes blisko Boga. łatwiej wierzyć, gdy sie doświadczy, ale gdy sie nie doświadczy, to dopiero: Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. gdyby Ci było potrzebne doświadczeni Boga, Bóg by Ci je dał. Bo mimo że powiedizał, zę błogosławieni co nei widzieli, to Tomaszowi pozwolił zobaczyć, by uwierzył, bo widział, zę mu to potrzebne. Bóg daje nam to, co potrzebne.
Do kartofelki: Bóg przyszedł do mnie nie wtedy, gdy zyłam w zgodize z przykazaniami. przyszedł, gdy byłam w bagnie po uszy i chciałam obyć sie bez Niego.
A tak w ogóle; nie myslcie, zę na Boga i jego miłosc trzeba zasłuzyc. Gdyby Bóg nam dawałtylko to, na co zasługujemy, to ciężko by z nami było...Ja wkazdym razie bym nie chciała, by posługiwał sie taka logiką. na szcęscie on posługuje sie logika MIŁOSIERDZIA. Ja zresztą tez ukochałam sobie Koronkę, w moich trudnościach, to tak na marginesie..
kartofelko, co do modlitwy, zawsze możesz modlić sie :niech się stanie dobro, czyli szcęscie, co tłumacząc na jezyk tradycyjny brzmi: Bądż wola Twoja (a nie moja) i zobaczysz, z epo jakimś zcasi etakiej wytrwałej modlitwy Bóg sama nie wiesz kiedy zaczniezmieniać Twe serce tak, ze będizesz miała siłę zrobic to, co powinnaś. Wiem, bo...już to przerabiałam, choć w innej sprawie niż Ty.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Następna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości

cron