Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 13:20 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

marzę o męzu i dzieciach, a nie mam nawet faceta:(

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez Księżyc » 12 grudnia 2006, o 22:47

Drogie panie, ja Wam powiem tak: życie samotne i życie w związku oferują człowiekowi inne punkty odniesienia, inne możliwości doznawania i cieszenia się życiem, jednak moim zdaniem obie te drogi są tak samo dobre. Nie mam teraz nikogo, ale nie traktuję tego jako wyrok lub porażkę.
Pewnie, całe życie marzyła mi się wielka miłość, ku sprzyjaniu jej kierowałem rozwój swojej osoby i nadal jej pragnę, jednak samotność otwiera przed człowiekiem wolność odbywania najróżniejszych podróży - w głąb świata i w głąb siebie. Mając dużo czasu dla siebie mogę rozwijać swoje zdolności artystyczne, tworzyć, planować książkę, czytać do woli, cieszyć się muzyką i nigdzie się nie spieszyć. Życie w stanie wolnym oferuje specyficzną swobodę która moim zdaniem człowiekowi jest potrzebna i jest dla niego naturalna w równym stopniu co związek. :-) Myślę, że w samotności, obracając się bardziej w obrębie samego siebie, człowiek więcej energii wkłada w marzenia co z kolei otwiera mu dobrą drogę do rozwoju na wszystkich jego płaszczyznach (fizycznej, intelektualnej i duchowej).
Nie wyobrażam sobie życia bez zaakaceptowania i polubienia stanu samotności - także życia w związku. Myślę, że niepokój o rozpad związku i powrót do tej "strasznej, beznadziejnej samotności" nie sprzyja spokojowi ducha i pogodnemu rozwiązywaniu problemów wtedy, gdy już się kogoś ma.
Każdy człowiek sam w sobie jest kompletny i myślę, że dlatego życie jest piękne. Dlatego człowiek wiążąc się z kimś nie otrzymuje połówki czegośtam tylko całość wspaniałej i szlachetnej istoty ludzkiej. Dla tych którym bardzo doskwiera samotność mam radę: nie traktujcie własnych marzeń jako jakichś ulotnych widm, które tylko budzą tęsknotę i ból z powodu tego, że rzeczywistość nie odpowiada oczekiwaniom. Pomyślcie o sobie jak o stwórcach własnego świata. Nawet jeśli Wasze wyobrażenia są tylko marzeniami, to one są w pewien sposób rzeczywiste ze względu na Was i rzeczywistą uwagę którą im poświęcacie, rzeczywiste emocje które z nimi wiążecie. Człowiek ma całe życie na to aby stworzyć coś wspaniałego i pięknego - nie czekajcie, trzeba działać! :)
Miłego wieczoru wszystkim życzę ;-)
Księżyc
Przygodny gość
 
Posty: 71
Dołączył(a): 12 maja 2005, o 22:28

Postprzez kartofelka » 13 grudnia 2006, o 16:42

pewnie masz racje.....tylko wlasciwie po co tworzyc......ja nawet kiedy bym cos chciala stworzyc...to w efekcie zadaje sobie to pytanie i stwierdzam ze nie warto.....bo po co wlasciwie?....wszystko i tak jest nudne...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez AgnieszkaC » 13 grudnia 2006, o 17:29

specjalnie tak piszesz żeby utrzymać dyskusję czy taką masz naturę pesymistyczną?
AgnieszkaC
Przygodny gość
 
Posty: 29
Dołączył(a): 29 września 2006, o 14:01

Postprzez kasik » 13 grudnia 2006, o 18:14

kartofelko, ty wlasnie jestes nudna juz 8)
kasik
 

Postprzez kartofelka » 13 grudnia 2006, o 18:43

no mozliwe ze jestem nudna...pewnie tez naiwna idiotka ze mnie i w ogole...żaluje ze musze życ....pisze bo nie mam z kim rozmawiac , myslicie ze to tak fajnie siedziec w domu i zastanawiac sie po co zyc?
zastanawiac sie czy na miłość trzeba zasłużyć a jesli tak to dlaczego niektorzy dostaja ją za darmo ? a jesli nie to po co to cale gadanie o tym ze trzeba sie najpierw zmienic zeby cos dostac od Boga i od losu ? a jeżeli nie trzeba sie zmieniac zeby to dostac to czemu tego nie dostajesz? a jesli tzreba sie zmienic a nie masz sily na to to czy jestes skazana na samotnosc i zycie z przymusu ?
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Księżyc » 13 grudnia 2006, o 19:04

kartofelka napisał(a):wszystko i tak jest nudne...

Wypraszam sobie, moje pomysły na książki, obrazy i firmę nie są nudne. :-) Po co tworzyć? Bo niektórym ludziom, m.in. mi, sprawia przyjemność tworzenie czegoś ładnego, czegoś z przekazem. Dlatego, bo mam kilka celów które chciałbym zrealizować w życiu i aby to zrobić, muszę tworzyć.
Jeśli źle Ci w domu to idź do parku na spacer lub do kawiarni napić się czegoś.
Księżyc
Przygodny gość
 
Posty: 71
Dołączył(a): 12 maja 2005, o 22:28

Postprzez strzyga » 13 grudnia 2006, o 19:42

brawo księżyc :) dobrze powiedziane :)
jest po co żyć!
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kartofelka » 13 grudnia 2006, o 20:15

samej glupio tak chodzic po parkach i kawiarniach..szczegolnie w taka pogode...z reszta w moim miescie nie ma specjalnie takich miejsc...
nie neguje Twoich pomyslow na zycie....tez czasem miewam podobne ale brak mi sily na realizacje..po prostu nie potrafie wykrzesic z siebie energii zyciowej i sily na ta realizacje..no i brakuje mi wsparcia drugiej osoby....dlatego nie widze sensu w tym wszystkim....jestem bezradna
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Księżyc » 13 grudnia 2006, o 20:49

Ej, to czego Ty oczekujesz od mężczyzny - że będzie Cię niósł na plecach przez życie jak jakiś worek ziemniaków, bo Ty jesteś bezradna i nie masz sił? Tak jak pisałem wcześniej - nie widzę szans na udany związek jeśli człowiek nie jest w stanie żyć samemu. Jeśli ktoś nie potrafi sam działać i znaleźć w sobie sił, to kim będzie dla drugiego człowieka? Chyba tylko ciężarem albo jakąś czarną dziurą która wysysa siły a sama ich nie oferuje.
Trochę mi przypominasz Adasia Miauczyńskiego z "Dnia świra", który zamiast coś zrobić ze swoim życiem wzdychał do swojej dawnej miłości i wmawiał sobie, że tylko gdyby ona znów się pojawiła mogłoby się coś w jego życiu poprawić.
Co jest złego w pogodzie? Przecież to najcieplejsza zima od lat. Nie widzę też nic głupiego w chodzeniu do parku i kawiarni samemu. W końcu po to idę do kawiarni aby się napić ulubionej kawy (albo żeby spędzić z kimś czas w miłym miejscu) a do parku żeby odetchnąć świeżym powietrzem i porozmyślać sobie na ławeczce, a nie żeby się pokazać sąsiadom. Wymyślasz sobie wymówki aby nie zmienić swojego życia jak ten już wspomniany Adaś Miauczyński, a potem narzekasz że już 30 rok a tu wciąż ta sama kiepska sytuacja. Ja robię to co lubię i jest mi ze sobą dobrze, a jeśli Tobie nic się nie chce to do siebie miej pretensje.
Zastanów się co chcesz drugiej osobie dać i zacznij to dawanie ćwiczyć. Nie myśl sobie, że nawet jeśli spotkasz przysłowiowego księcia z bajki, to od razu staniesz się radosna i energiczna. Mężczyźni zakochują się w radosnych dziewczynach a nie w kłębku zmartwień który na dotatek nie chce się rozsupłać.
A tak w ogóle to mi się zdaje że Ty narzekasz tylko po to aby zwrócić na siebie uwagę.
Księżyc
Przygodny gość
 
Posty: 71
Dołączył(a): 12 maja 2005, o 22:28

Postprzez strzyga » 13 grudnia 2006, o 21:59

Niom... pogoda rzeczywiście nie taka :/ Z tym się zgodzę...
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Kinia » 13 grudnia 2006, o 23:10

W pełni zgadzam się z Księżycem, że trzeba najpierw nauczyć się żyć samemu. Chociaż nie mogę chwilowo zrealizować swoich marzeń o rodzinie, to nie rezygnuję z całej masy innych marzeń. Właśnie zaczęłam kolejne studia, spotykam się z ludźmi, trochę piszę, pracuję z młodzieżą o czym zawsze marzyłam. Jestem szczęśliwa. Naprawdę :) Wiem, że jestem wartościową osóbką i napewno mój przyszły mąż będzie miał szczęście jak mnie w końcu spotka :)

I wiecie co! od niedawna, ale naprawdę w to wierzę :)
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez Księżyc » 14 grudnia 2006, o 00:31

Kinia napisał(a):Wiem, że jestem wartościową osóbką i napewno mój przyszły mąż będzie miał szczęście jak mnie w końcu spotka :)

Brawo! Właśnie o takie podejscie chodzi :) Tak trzymaj Kiniu!
Księżyc
Przygodny gość
 
Posty: 71
Dołączył(a): 12 maja 2005, o 22:28

Postprzez kartofelka » 14 grudnia 2006, o 00:32

Kiniu - naprawde gratuluje...
mnie przed taką postawą hamuje wlasnie świadomość że nie ma po prostu takiej osoby dla ktorej mialabym tak pracowac nad sobą...że to po prostu byłaby sztuka dla sztuki...a wiec po co wlasciwie sie starac skoro i tak nik tego nie doceni ?
masz racje i szczescie z ta wiarą...wiara sie bardzo przydaje przy czyms takim...nawet jesli niektorym tylko ona i tylko ona pozostaje w efekcie ....
czasem sie zastanawiam czy jest jakas granica podobnej wiary..czy samotna 70-sięciolatka tez będzie miala wiare w to ze ja ten ktos w koncu spotka? ale mozliwe ze tylko nieliczni maja takiego pecha a w wiekszosci przypadkow wiara i cierpliwosc sa nagradzane...ja wiem ze w moim przypadku to i tak nie mialoby miejsca..wiec dlatego nawet sie nie staram wierzyc ani cierpliwie czekac...ja wierze ale chyba w to ze bede samotna i niespelniona....i jakos w nic innego wierzyc nie potrafie....


co do pogody i rozmyslan - wolalabym nie rozmyslac na laweczce w parku a raczej w domu przy szklance kawy ktora sama sobie moge zaparzyc-po co mi do tego kawiarnia....


a czego ja oczekuje od mezczyzny? w sumie to poki co to wlasnie ja staralam sie dawac z siebie wszystko -jednak to najczesciej bylo wykorzystywane...wyobraz sobie Ksiezycu ze potrafilam oddac wszystko bez wymagania niczego w zamian....z zaprzeczeniem wlasnego dobra...patrzac tylko na to czego chce ta druga osoba - nie narzekajac na nic..no ale coz...to i tak niewiele przynioslo..wiec juz chyba nie wierze w nic oprocz tego co pisalam- wlasnej samotnosci....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Tomek » 14 grudnia 2006, o 01:15

Witam!
kartofelka napisał(a):a czego ja oczekuje od mezczyzny? w sumie to poki co to wlasnie ja staralam sie dawac z siebie wszystko -jednak to najczesciej bylo wykorzystywane...wyobraz sobie Ksiezycu ze potrafilam oddac wszystko bez wymagania niczego w zamian.... z zaprzeczeniem wlasnego dobra...(ciach)

Kartofelko, w mojej opinii, pomysł takowy jest chybiony i nic dobrego przynieść nie może. Nie można budować czegoś w oderwaniu od swoich rzeczywistych potrzeb. Mam takie wrażenie, że jeśli ktoś to zauważy to częściej wykorzysta albo się przestraszy, niż zrozumie, przyjmie i odwdzięczy się.

Druga sprawa - oczywiście, że są osoby, które zostają samotne całe życie chociaż chciały mieć swoją rodzinę. Tak jak są 'mniej' i 'bardziej' udane małżeństwa. Na miłość dobrą/złą czy jej brak gwarancji Ci nikt nie wypisze. Myślę, że rozumiem, że ciągłe żywienie niespełnionej nadziei potrafi wypalać wewnętrznie. Tym bardziej gdy uważa się taką nadzieje, za słuszną i jej realizacje za sprawiedliwą. Wówczas, cierpiąc, czasami łatwiej jest przyjąć pogląd, że mnie to już miłość na pewno ominie i szkoda się starać. Życie potrafi nam figle i dobre płatać i może wtedy właśnie ... :) a może nie ... :(
Myślę jednak, że warto jest, nawet tak wbrew pesymizmowi, szczęściu starać się pomagać. Choćby tak potajemnie, w konspiracji ... ;)
Tomek
Bywalec
 
Posty: 119
Dołączył(a): 22 stycznia 2006, o 02:21
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Postprzez kukułka » 14 grudnia 2006, o 09:27

Kartofelko- po co sie starać? Dla siebie. jestes tez odpowiedzialna za własny rozwój - przed sobą i Bogiem. A jak mozna byc z kimś, nie majac motywacji do troski o siebie? Trzeba kochac siebie, by móc kochać bliźniego: Kochaj bliżniego jak siebie samego, a nie siebie jak bliźniego. Jesli najpierw nie będizesz kochac siebie, inwestowac we własny rozwój emocjonalny i duchowy (bo w intelektualny to chyba kazdy dzi s inwestuje), po rpostu nie będizesz umiała kochac, a Twoja miłosc bedize toksyczna i bedize uzaleznieniem od drugiej osoby, a nie miłoscia.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez kukułka » 14 grudnia 2006, o 09:31

kartofelka napisał(a):a w wiekszosci przypadkow wiara i cierpliwosc sa nagradzane...ja wiem ze w moim przypadku to i tak nie mialoby miejsca..wiec dlatego nawet sie nie staram wierzyc ani cierpliwie czekac...

Na jakiej podstawie Twierdzisz, zę w Twoim przypadku taka nagroda nie miałaby miejsca? Uzasadnij to. jesli nie potrafisz tego racjonalnie uzasadnić, to znaczy, zę twierdzenie nie jets prawdziwe. Ztesztą, skąd mozęsz wiedzieć, co by było gdyby... Nadizeja jets tak naprawde bardziej racjonalna od beznadziei. Bo nadzieja opiera sie np na Biblii: proście, a bedize wam dane, czy chocby , ajk w dzisiejszej ewangelii Jezus mówi: "ludzie gwałtowni zdobywaja Królestwo" czyli uparci, nie dający spokoju w walce o dobro. a beznadzieja- ona jest neiracjonalna, bezpodstawna, bo opiera się tylko an jkaimś: "Wydaje mi się"
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez kukułka » 14 grudnia 2006, o 09:35

kartofelka napisał(a):
a czego ja oczekuje od mezczyzny? w sumie to poki co to wlasnie ja staralam sie dawac z siebie wszystko -jednak to najczesciej bylo wykorzystywane...wyobraz sobie Ksiezycu ze potrafilam oddac wszystko bez wymagania niczego w zamian....z zaprzeczeniem wlasnego dobra...patrzac tylko na to czego chce ta druga osoba - nie narzekajac na nic..no ale coz...to i tak niewiele przynioslo..wiec juz chyba nie wierze w nic oprocz tego co pisalam- wlasnej samotnosci....


Kartofelko, nie na tym polega miłosć. A juz zwłaszca miłosć damsko-męska. P Miłosć polega na umiejętnym braniu i umiejętnym dawaniu. Dać z siebie wsyztko można tylko Bogu, bo On i tka daje nam z siebie wsyztko i nie wykorzysta nas nigdy. Miłosć jest czynieniem dobra, a ono nie tylko na dawaniu polega. jesli tylko dajesz, niszczysz osobę, której dajesz, bo uczysz jatylko brania, nie uczysz dawania. Łatwiej jets dawaćsamemu niz uczyc dawać kogoś w zdrowy sposób. ale to drugie jets cenniejsze.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez kukułka » 14 grudnia 2006, o 09:37

kartofelka napisał(a):

co do pogody i rozmyslan - wolalabym nie rozmyslac na laweczce w parku a raczej w domu przy szklance kawy ktora sama sobie moge zaparzyc-po co mi do tego kawiarnia....




A to dlaczego? uzasadnienei proszę.

PS A czy próbowałas wierzyć w coś innego niz przeznaczenie do samotnosci czy vczekasz, zę to samo tak przyjdzie?
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Księżyc » 14 grudnia 2006, o 10:34

Nawiązując do tematyki stosunku do własnej osoby, czy znacie utwór Massive Attack "What your soul sings"? Wspaniały, relaksujący i napełniający pogodą ducha utwór muzyczny :) Oto tekst przetłumaczony z angielskiego

Nie bój się
Otwórz usta i powiedz
Powiedz, co śpiewa ci twoja dusza

Twój umysł nigdy się nie zmieni
Chyba, że poprosisz go by
Z miłością poprzestawiał
Myśli, które cię zasmucają
Rzeczy, które cię załamują
Tylko wyrządzają ci krzywdę
Więc uczyń radość swoim wyborem
Ta radość należy do ciebie

A gdy to zrobisz
Odkryjesz, że osobą, którą kochasz jesteś ty
Odkryjesz, że kochasz siebie

Nie wstydź się
Otworzyć swoje serce i modlić się
Powiedz, co śpiewa ci twoja dusza

Więc nie udawaj już
Że nie czujesz jej blisko
Tego drapania w głowie
Tego mrowienia w uchu
Pytaj ją o wszystko
Bo ona bardzo cię kocha
To twój najdroższy król
Gdybyś tylko usłyszał

A gdy to zrobisz
Odkryjesz, że osobą, której potrzebujesz jesteś ty
Odkryjesz, że kochasz siebie
Księżyc
Przygodny gość
 
Posty: 71
Dołączył(a): 12 maja 2005, o 22:28

Postprzez strzyga » 14 grudnia 2006, o 18:18

A ja znam jeszcze jeden mądry cytat :)

"Nie pytaj się, co potrzeba światu. Zapytaj się, co ożywia CIEBIE i IDŹ, ZRÓB TO, ponieważ światu potrzeba ludzi żywych"

Kartofelko, poczuj się dobrze w swojej skórze. Reszta przyjdzie już sama. Piszę tak, bo odnoszę wrażenie, że jednak nie do końca akceptujesz siebie samą, a skoro tak, to jak ktoś inny ma Cię akceptować?
Poza tym pisałaś, że tylko w niektórych miejscach tak narzekasz, a nie na co dzień przy wszystkich. To z założenia dobrze, ale spytaj się, czy ludzie odbierają Cię jako autenyczną? Bo jeśli to, co tu piszesz trawi Cię od środka, to może to źle wyglądać na zewnątrz, nawet, gdy udajesz (?) przed innymi, że wszystko jest ok... Nie chodzi o to, że robisz to źle, nieumiejętnie, czy coś w tym stylu, ale o to, że może tego i nie widać, ale jednak podświadomie faceci wyczuwają u Ciebie napięcie z tym związane. Facetem nie jestem i dalej w tej kwestii się wypowiadać nie będę, ale może przemyśl to sobie. Intencje w każdym razie miałam dobre.
Pozdrawiam
i szczęścia życzę :)
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kartofelka » 15 grudnia 2006, o 00:50

wiecie co....ja tak robie bo chyba boje sie odrzucenia tej drugiej osoby...wiem, ze to czasem moze miec taki efekt ze kto ceni sie mao ten zostanie niedoceniony i i tak odrzucony... sama nie wiem co z tym zrobic... to znaczy wiem, ale trudno mi to realizowac w tym kierunku o jakim piszecie...nawet glupio mi Boga prosic o to zeby cos mi w tym pomogl, bo co On miałby zrobic skoro to ja wybieram... tkwie w takim martwym punkcie...
moze cos jest w tym podswiadomym odbiorze...i faktycznie odstraszam czyms co jest we mnie a czego nie widze...i moze nawet do konca sobie nie uświadamiam....

a teraz odpowiem na elaborat Kukuleczki
nie lubie rozmyslac na otwartych przestrzeniach..po prostu...zeby cos tworzyc lubie sie zamknac w czterech scianach...podobnie z rozmyslaniem....a picie kawy samotnie w kawiarni to naprawde nie to "o czym marzy dziewczyna"
w przeznaczenie do samotnosci uwierzylam kiedy -paradoksalnie- zaczelam poznawac Boga...kiedy przekonalam sie ze zycie nie wzielo sie z niczego ani z przypadku i ze ktos moze tym sterowac w pewien sposob...i to ktos taki kogo do konca nie mozna poznac i kto ma podobno dla kazdego jakis plan...ale tak naprawde nie wiadomo jaki plan i czesto, jak okazywalo sie ze swiadectw ludzi - niekoniecznie taki plan na jakim by nam zalezalo...wtedy zaczelo mnie ogarniac podejrzenie, ze Bog wcale moze nie brac pod uwag emoich pragnien..a wrecz przeciwnie..prawdopodobnie zalezy Mu wlasnie na mojej samotnosci...to bylo potwierdzane dodatkowo przez to ze mimo uplywu lat i mniej lub bardziej udanych staran zeby zyc w zgodzie z Bogiem -nie zmienialo sie nic w danej kwestii...wrecz przeciwnie- przezywalam jakies fatalne zakochania z ktorych wynosilam jeszcze wiecej bolu i pesymizmu niz optymismu i wiary na cos lepszego...a Bog...mialam wrazenie ze zupelne Go nie obchodzi to co czuje...ze moglam przeplakac cala noc, ze moglam miec jakies nadzieje ktore brutalnie ktos zniszczyl...a Boga i tak to nie wzruszalo....dlaczego musialam to przezywac, skoro tak wiele zalezalo od Niego..dlaczego musialam to przezywac nie raz? dlaczego dla innych okazywal sie laskawszy?
modlitwy , prosby, grozby czy blagania nic tu nie zmienialy...wiec uznalam, ze po prostu jestem skazana na samotnosc....
no a jak juz udalo mi sie ze spotkalam kogos kogo pokochalam to wyszlo to wszystko nie tak jak bym chciala...a ja nie chce przeciez nie wiadomo czego...chce byc po prostu szczesliwa i tyle....przeciez kazdemu na tym zalezy...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez strzyga » 15 grudnia 2006, o 11:06

Modliłaś się może kiedyś za wstawiennictwem św. Józefa? Może nie pomogła mi ona w znalezieniu mojego M., ale po nowennie do niego wszystko mi się w końcu w sprawach uczuciowych zaczęło układać. :) Spróbuj może. Nie masz nic do stracenia :)
Jeszcze powiem, że przed poznaniem M. przez jakieś pół roku odmawiałam codziennie modlitwę do św. Rafała Archanioła o właściwy wybór towarzysza życia. Jak chcesz mogę Ci ją napisać.
Ale moja rada, jeśli już mówić o modlitwie, to na Twoim miejscu zaczęłabym też odmawiać po prostu jakąs modlitwę o rozeznanie swjej drogi życia...
pozdr.
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez groch » 15 grudnia 2006, o 15:33

Kartofelko, a mnie się coś wydaje że Twoim problemem nie jest samotność... tylko obsesja samotności... Masz obsesję (to nie jest określenie obraźliwe tylko wzięte z psychologii) - tak bardzo zależy Tobie na tym, żeby kogoś mieć, że wydaje się Tobie, że to jedyna rzecz do której warto dążyć, a wszystko inne nie ma wartosci żadnej. (Tak na marginesie - obsesje są zaburzeniami nerwicowymi, które się leczy.)Myślę, że dobrze by Ci zrobiło gdybyś przewartościowała swoje życie. Wcale nie jest tak, że jak kogoś masz, to automatycznie znikają wszystkie smutki i problemy, a życie staje się bajką... Ja mam męża - ale dziś już wiem czemu Bóg mi go dał - mam swoje cierpienie które wygląda na to, że będzie szło ze mną przez całe życie i tylko mąż ratuje mnie, gdy się "staczam na samo dno". Ale to, że jestem mężatką nie znaczy, że znam odpowiedź na pytanie: "jaki sens ma życie?". Czasem też pytam o to Boga: jaki sens ma życie? po co żyję na tym świecie?. Czasem życie daje w kość, każdy z nas ma swój krzyż. Myślę, że każdy z nas nosi w sobie pytanie: Boże, dlaczego akurat ja ... (i tu każdy może wstawić swoją śpiewkę: choruję na raka, cierpię na depresję, nie mam męża, mam męża alkoholika... itd. ). Bóg dał Ci zadanie, którego nie rozumiesz i z którego uczyniłaś główną oś swojego życia i powód cierpienia. A gdyby tak spróbować być ponad to? Powiedzieć: nie rozumiem dlaczego tak jest, ale trudno, skoro tak musi być to postaram się żyć mimo to. Żyć pięknie, wspaniale, najlepiej jak potrafię. Czasem wieczorem popłakać w poduszkę, gdy mi się wydaje, że już nie daję rady a rano wstać, podnieść głowę, wypiąć pierś i iść dalej.... Ktoś chory na raka albo jeżdżący na wózku też może się zamknąć w czterech ścianach i przeklinać Boga że to właśnie jego spotkało takie nieszczęście albo może wykrzesać z siebie tkwiące gdzieś głęboko pokłady sił i powiedzieć: Boże mimo że jestem chory postaram się żyć jakbym o tym nie pamiętał. Nie wiem dlaczego jedni nie mają męża, a inni go mają, nie wiem czemu jedni chorują na nieuleczalne choroby, a inni nie, nie wiem czemu niektórzy najpierw mają męża a potem go tracą w wypadku w kopalni... nie wiem. nikt nie wie. Ale 1. albo możemy sobie powiedzieć że ma to jakiś - nawet niezrozumiały dla nas- sens 2. albo zwariować 3. albo zrezygnować ze wszystkiego rozpamiętując tylko rachunki krzywd. Masz wybór - nie taki czy będziesz miała męża czy nie - ale taki jak do tej kwestii podejdziesz: czy uczynisz swoje życie wartościowym mimo to, czy popadniesz w niekończącą się frustrację żyjąc całe życie w bólu że nie masz męża.

Przepraszam wszystkich za ten przydługi wywód. Kartofelko, może dobrze by Ci zrobiło, gdybyś spróbowała pożyć przez jakiś czas pomimo tego faktu a nie w oczekiwaniu na jego zmianę. Tak naprawdę są 3 drogi:
- popełnić samobójstwo - na to nie każdy ma odwagę, szczególnie w przypadku katolika
- żyć byle jak, rozpamiętując jak to Bóg nas pokarał
- żyć najlepiej jak się umie - MIMO WSZYSTKO
I przed takim wyborem stoi każdy - niezależnie czy samotny czy w małżeństwie.
groch
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 29 września 2004, o 13:26

Postprzez admin » 15 grudnia 2006, o 21:30

Dużo na ten temat zostało napisane tutaj: http://www.npr.pl/forum/viewtopic.php?t=1046
admin
Administrator forum
 
Posty: 558
Dołączył(a): 7 lipca 2003, o 21:21

Postprzez kartofelka » 16 grudnia 2006, o 01:40

ehm..to niezupelnie do konca tak ...bo w moim przypadku jest jeszcze pewien zwiazek, a jak go nazwac to sama nie bardzo wiem...w kazdym bądz razie nie jest to tak jak, jak teoretycznie powinno byc...tak wiec przyjmowanie tego aktualnego stanu przybiera troche inna postac...bo to nie jest zycie zupelnego samotnika ale zarazem nie jest zycie dwoch osob planujacych wspolną przyszlosc.....stad tez wiem ze zycie z kims wcale nie musi byc rozowe i sielanka byc nie musi...no..tylko zeby to mozna bylo nazwac zyciem z kims....a tu mowa raczej o dwoch osobnych statkach...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 16 grudnia 2006, o 01:44

strzygo - -co do modlitw i owszem..probowalam sie podobnymi modlic ale jakos rady nie dalam..raz ze mi cierpliwosci zabraklo..dwa, ze przeszkadzala mi ich sztuczność...na ta do Józefa - no nie wiem...moze jakos indywidualnie bym musiala jako niedziewica i zyjaca w grzechu....bo innaczej nijak bym nie mogla tego tekstu dopasowac do siebie bo on by przeczyl temu co jest w moim zyciu....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kukułka » 16 grudnia 2006, o 10:23

Wiesz, kartofelko, to nie chodzi o to, by Boga dopasować do naszego zycia, tylko odwrotnie. jako niedizewica - żaden problem - po prostu postanów więcej nie spypiać przed slubem. Wtedy będizesz dizewicą jakby, z tamtego się wypsowiadasz i tyle. Dziwi mnie jedna rzecz- że możesz czerpać przyjemnośc z bliskości fizycznej z kimś, kto Cię nie kocha. myślę, z ewarto sobie uświadomić, czym to grozi- np uzaleznieniem od seksu. Seksu nie jako wyrazu i formy miłości, ale seksu jako seksu po rpostu. wyjśc z uzaleznienia od seksu jest bardzo trudno, więc nie pakuj się w to na własne zyczenie. wystarczy, ze jetseśuzaleznoina od drugiej osoby i od samotności (tak tak, poszukiwanie ciągle kogoś bliskiego jest uzaleznieniem od samotności,t ylko niejakona odwrót, tak jak anoreksja jest uzaleznieniem od jedzenia). jaksobie dołozysz drugiego uzaleznienia, będize problem. Mulituzależnienia są szczególnie cięzkie
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez kartofelka » 16 grudnia 2006, o 14:11

ja nie wiem czy mnie nie kocha..moze kocha tylko ma swoje problemy ktore czasem to przyslaniają?... a ja nie spotykam sie z nim na sile zeby byc z kimkolwiek..po prostu trudno byloby mi przejsc obojetnie obok takiej osoby jak on....mysle ze oboje mamy do siebie dużą slabosc....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Szarlotka » 16 grudnia 2006, o 21:15

Kukułko, czy naprawdę uważasz, że: "poszukiwanie ciągle kogoś bliskiego jest uzaleznieniem od samotności"? :shock:
To by znaczyło, że wszyscy poszukujący partnera życiowego, którym po prostu się to nie udaje - w tym ja (już dwukrotnie zdawało mi się, że trafiłam na odpowiednią osobę i nagle właściwie, po roku - w obu przypadkach i niekoniecznie z mojej inicjatywy, te relacje się rozpadły), są od samotności uzależnieni... Czyli portal "Przeznaczeni" i biura matrymonialne, to grupy wsparcia dla uzależnionych?
:wink:
Szarlotka
Przygodny gość
 
Posty: 19
Dołączył(a): 10 maja 2006, o 12:51

Postprzez kukułka » 16 grudnia 2006, o 23:46

Nie, nie twierdze tak, ale znam kartofelke długo, osobiscie i na forum i napisałam to typowo o jej sytuacji. Można kogoś szukać, cierpieć ze się nie jest z kims i to normalne, ale jeśli okazuje się,z ę nie da sie żyć, bo wsyztko sie kręci wokół samotnosci, to cos jest nie tak. Poczytaj posty kartofelki., wyszukaj je wszystkie w wyszukiwarce. Z nich wyłania sie pewnien obraz.
Jesli moje twierdzenie zabrzmiało zbyto ogólnie i nieprecyzyjnie to przepraszam. odnosiło sie typowo do tej sytuacji.
I zyczę , Szarlotko, spotkania tego właściwego. Naprawde.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 14 gości

cron