Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 22:58 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Czy ktoś był w podobnej sytuacji?

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Czy ktoś był w podobnej sytuacji?

Postprzez Bacha » 22 listopada 2006, o 16:58

Witajcie! Pierwszy raz pisze mój post na tym forum. Mam taki problem: myslimy o małżeństwie, jednak wszystko mnie teraz przeraża. Mój narzeczony nie wymaga ode mnie wspólżycia ale boje się co będzie po ślubie. Rozmawialiśmy już o tym i on zna moje zdanie a ja jego. Mimo wszystko boje się ze będzie nalegał często a ja nie będe chciała, boje sie czy przez to nie zrobi się "okropny" Teraz jest miły, troskliwy, opiekuńczy i boje się ze się to po ślubie może zmienić gdy mu moge któryś tam raz odmówić współżycia(może nie za każdym razem).
Boje ciąży, ze względu na samopoczucie i poród. A ja jestem baaaaaardzo wrażliwa na wszystko :( i czasem mam nudności, a jak nudności sie pojawiają to i nerwy straszne.
Czy ktos był w podobnej sytuacji i jak wy radziliście sobie z tym. Niedługo zaczną sie przygotowania, chodzenie na kursy itd a mnie to nie cieszy bo wiem co mnie bedzie czekałao później. Prosze o rady. Z góry dzięki.
Bacha
Przygodny gość
 
Posty: 23
Dołączył(a): 22 listopada 2006, o 15:09

Postprzez fiamma75 » 22 listopada 2006, o 17:13

Skoro jeszcze nie współżyłaś, to czemu zakładasz, że będziesz ciągle odmawiać? Skąd wiesz, że nie będziesz np. chciała częściej, że Ci się nie spodoba itp. ?
Przecież seks to najwspanialszy dar, jaki dał Pan Bóg małżonkom.

Jeżeli chcesz na razie uniknąć ciąży, to warto jak najszybciej nauczyć się NPR (polecam zakup dobrego podręcznika). Wtedy nie będziesz się musiała obawiać i spokojniej podejdziesz do współżycia.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez klara bemol » 22 listopada 2006, o 18:22

Bacho, nawet nie wiesz, jak Cię rozumiem.
Gdy wspominam swoja noc poślubną... strach, przerażenie, onieśmielenie, wstyd! Taki stan trwał ponad pół roku. To było trudne, ale w prawdziwej miłości można to przejść. Wiele będzie zależało od Twojego Męża, ale też i od Ciebie - otwartość i odwaga w mówieniu, co się tak naprawdę z Tobą dzieje.

Nie zakładaj, że będziesz mówić ciągle nie. Możesz się zdziwić i tego Wam życzę.
Faktem jest, że dla mężczyzn to bardzo ważne, ale jednocześnie to największy dar jaki my możemy im ofiarować.
I - gdy staniesz przed ołtarzem w czystości - jaka to satysfakcja!

Co do ciąży - rzeczywiście, już dziś zacznijcie RAZEM obserwacje.

I dużo rozmawiajcie, i dużo się módlcie - też razem, wtedy można góry przenosić!

Wszystkiego dobrego i oby strachy poszły precz!!!
klara bemol
Domownik
 
Posty: 558
Dołączył(a): 15 stycznia 2006, o 22:26
Lokalizacja: Jelenia Góra

Postprzez Bacha » 22 listopada 2006, o 19:25

Jesli chodzi o ciąże to jak podchodziłyście do niej? Czy przed ślubem myślałyście o tym? ja sie boje ciąży. Każdy różnie się czuje. czy ktoś z was też był i jest baaaaardzo wrażliwy. Ja wszystko przeżywam bardzo, mysle. Nie wykluczam dzieci całkowicie ale ......... ten strach i te pod wpływem tego strachu i nerwów nudności powodują taką troche niechęć do współzycia i do dzieci. Co ja mam robić?
Bacha
Przygodny gość
 
Posty: 23
Dołączył(a): 22 listopada 2006, o 15:09

Postprzez fiamma75 » 22 listopada 2006, o 19:57

Współżycie nie od razu oznacza posiadanie dzieci. do dzieci to trzeba dojrzeć.

Ciązy od razu po slubie nie planowaliśmy z różnych względów. Wiedzieliśmy tylko, ze w odpowiednum czasie będziemy się starać o dziecko.
Wiedziałam tez, że nie będzie dla mnie czasem niełatwym, zwł. fizycznie (no i nie była - w sumie było gorzej niż myślałam). Przeżyłam, choć jestem panikara :D
Może będziesz szczęściarą bez nudności? Każda ciąża jest inna.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez Aga17 » 22 listopada 2006, o 21:18

Bacha, moze tak samego zajścia w ciąze sie nie bałam, chcielismu dzidzie it ot bardzo az w kocu sue udało, jak byłąm w ciaży to panikowałam, jadac do lekarza panicznie sie baąłm, ciśnienie mi skakało, a pod koniec ciąży wszystko wróciło do normy, panikara to ze mnie tez jest, a do porodu podeszłąm nie najgorzej, dobry wpływ miał na mnie wcześniejszy pobyt w szpitalu, teraz jak patrze na uśmiechnieta buźke Sewerynka... warto było.
a co do współżycia, to rozmawiamy z moim lubym ,jak było, czasami jest tak ze jemu sie che a mi nie, lub tez na odwrót, jak sie kochacie i na tym jest zbudowany wasz zwiazek to napewno dopracujecie sie :) do tego pozacie siebie dokłądniej - i to jest piękne rozmumiec sie bez slów, gdy tylko spojrzenie wystarczy....
pozdrawiam
Aga17
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 216
Dołączył(a): 4 listopada 2005, o 13:59
Lokalizacja: śląsk

Postprzez klara bemol » 22 listopada 2006, o 22:35

Ciąży to ja się bałam jak ognia, tj. nie samej ciąży, choc te wywróciły mój cały świat, ale porodu. W ogóle nie wierzyłam, że to przejdę. Moja mama zawsze płakała nade mną - oj, dziecko, a jak ci przyjdzie urodzić, to co zrobisz?
Jestem po dwóch cesarkach z zaleceniem, żeby nawet nie myśleć o kolejnym dziecku. Ale przeżyłam, dałam radę, wymiotowałam okrutnie, ciśnienie wariowało, miałam krwotoki z nosa, zawroty głowy... i teraz patrzę na mądrego straszego i cztery zęby Mateusza... I choć nigdy nie chciałam mieć swoich dzieci (zawsze marzyłam o adopcji, jak jeszcze nie było rodzinnych domów dziecka), to nie wyobrażam sobie życia bez moich chłopaków.

I tak sobie myślę, że jak już będziesz w ciąży, to opanujesz strach i wszystko zniesiesz, bo to będziesz robić dla swojego dziecka.
Człowiek najbardziej się boi nieznanego.
klara bemol
Domownik
 
Posty: 558
Dołączył(a): 15 stycznia 2006, o 22:26
Lokalizacja: Jelenia Góra

Postprzez Coya » 23 listopada 2006, o 11:35

Bacha!
Jestem w troche podobnej sytuacji jak Ty - tzn jeszcze przed slubem. Nie wiem, co mnie czeka, jak to wszystko bedzie w praktyce wygladac. Ale wiem jedno - jesli jest miedzy wami prawdziwa Milosc - Bog, to pokonacie wszystkie trudnosci (pokonacie - to znaczy ze one oczywiscie beda!!).
Ja kiedys bardzo balam sie komukolwiek zaufac, pokazac jaka jestem naprawde, bo bylam pewna, ze to sprawi, ze ta osoba mnie odrzuci. Teraz nie wyobrazam sobie tego, bym miala nieufac mojemu Ukochanemu, ukrywac przed nim cokolwiek, nawet gdy sa to sprawy trudne. Ale to nie przyszlo samo. Najpierw musialam dojsc do tego, ze chce mu pokazywac siebie, a potem musialam sie tego nauczyc, musialam nauczyc sie mowic o sobie, swoich pragnieniach, potrzebach itp. I jeszcze sie tego ucze. Bardzo mi w tym pomogla postawa mojego Ukochanego, choc czasem, przyznaje szczerze, mialam tego czasem dosc - po prostu w pewien sposob zmuszal mnie do mowienia. Oczywiscie nie brutalnie, ale caly czas mnie pytal, dawal czas na to, zebym sie zastanowila i tworzyl klimat bezpieczenstwa. No i akceptowal to, jak mowilam, ze tego jeszcze nie jestem w stanie zrobic, ze dopiero za jakis czas... dosc to mialam (czasem) w sytuacjach w stylu - jestesmy a spacerze i slysze tekst " nie wezme Cie za reke, dopoki mi nie powiesz, ze chcesz, zebym to zrobil". Ale teraz widze, ze gdyby nie to, to pewnie do tej pory balabym sie mu powiedziec o wielu sprawach, zwlaszcza, ze czegos potrzebuje.
Piszesz, ze znacie swoje stanowiska w sprawie wspolzycia. A czy mowilas mu o swoich obawach? moim zdaniem powinnas to zrobic (ale to moje zdanie). Poza tym jak dobrze zauwazyly dziewczyny - skad wiesz, ze bedziesz mu tak znowu czesto odmawiac? Przyznam szczerze, ze z Twoich postow przebija pewien strach przed sfera seksualna w zyciu czlowieka. Zachecam Cie, zebys poczytala cos na ten temat, np na www.szansaspotkania.pl jak napisala Fiamma - seks to dar Boga dla malzonkow, w jego istocie nie ma nic zlego czy brudnego, nie ma powodu, zeby sie go bac.
A co do ciazy - teraz sie jej boisz, ale moze z czasem przestaniesz. Do posiadania dzieci trzeba dorosnac i nie ma w tym nic zlego, ze ktos jest jeszcze nie gotowy. Ja nie palam zachwytem nad uciazliwosciami ciazy i (przede wszystkim) porodu, ale przyjelam to na zasadzie: tak jest i nie mam najmniejszego wplywu na to, wiec trzeba przez to przejsc. Od poczatku swiata kobiety byly w ciazy i rodzily dzieci, a to znaczy, ze da sie przez to przejsc. Oczywiscie ciaza to nie tylko rzeczy klopotliwe, ale to one sprawiaja, ze sie boimy:))
Rada klary bemol jest fundamentalna - duzo rozmawiajcie i duzo sie razem modlcie, wtedy wszystkie problemy uda sie pokonac - jesli Bog bedzie dla was obojga najwazniejszy!
Pozdrawiam i zycze wyzwolenia z lekow i radosci z tego, ze w koncu bedziecie malzenstwem!!!! :)
Coya
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 249
Dołączył(a): 15 maja 2006, o 21:45
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Bacha » 23 listopada 2006, o 13:23

Hej! To znowu ja. Piszecie, że do trzeba dorosnąć by starać sie o dziecko. A jeśli ja nie dorosne, mam już skończone 27 lat. :( :( :( . czasem to w ogóle zastanawiam się czy ja jestem do małzeństwa powołana skoro się tak boje. fakt troche mama mi powiedziała jak jest w życiu i może pod tym względem patrze pesymistycznie na wszystko. Bo zamiast się cieszyć to we mnie jest wielka niewiadoma. Samam nie wiem czego chcę :!:
Bacha
Przygodny gość
 
Posty: 23
Dołączył(a): 22 listopada 2006, o 15:09

Postprzez Bacha » 23 listopada 2006, o 13:24

Hej! To znowu ja. Piszecie, że do trzeba dorosnąć by starać sie o dziecko. A jeśli ja nie dorosne, mam już skończone 27 lat. :( :( :( . czasem to w ogóle zastanawiam się czy ja jestem do małzeństwa powołana skoro się tak boje. fakt troche mama mi powiedziała jak jest w życiu i może pod tym względem patrze pesymistycznie na wszystko. Bo zamiast się cieszyć to we mnie jest wielka niewiadoma. Sama nie wiem czego chcę :!:
Bacha
Przygodny gość
 
Posty: 23
Dołączył(a): 22 listopada 2006, o 15:09

Postprzez fiamma75 » 23 listopada 2006, o 13:50

Do dziecka dorasta się w małżeństwie a nie samemu.
A co takiego naopowiadała Ci mama :shock: na temat współżycia?
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez juka » 23 listopada 2006, o 14:04

ten lęk rzeczywiście wygląda dziwnie - jakby nie dotyczył tej konkretnej sytuacji, tylko wszystkiego w ogóle. czy możesz powiedzieć, co to znaczy że "jesteś baaardzo wrażliwa"?
juka
Domownik
 
Posty: 679
Dołączył(a): 25 marca 2006, o 11:24

Postprzez Coya » 23 listopada 2006, o 14:44

wiesz, do pewnych rzeczy czasem dorastamy w ciagu kilku chwil, a dokladniej tak nam sie wydaje - czujemy sie nieprzygotowani a w pewnym momencie zdajemy sobie sprawe, ze jestesmy przygotowani, ze juz do tego doroslismy, choc oczywiscie proces dorastania trwa znacznie dluzej.

fakt troche mama mi powiedziała jak jest w życiu i może pod tym względem patrze pesymistycznie na wszystko

Mama nie powiedziala Ci jak jest w zyciu, tylko powiedziala Ci o swoich doswiadczeniach. Twoje moga byc zupelnie inne. Wiem, ze trudno "wydobyc sie" z tego, co mowia nam rodzice, w przypadku kobiet zwlaszcza mamy, ale to warunek konieczny doroslosci. Nie twierdze oczywiscie, ze wszystko, co powiedziala, jest zle i nieprawdziwe (zwlaszcza, ze nie wiemy, co Ci konkretnie powiedziala i w jaki sposob), ale musisz poszukac innych zrodel, przemyslec sprawe i dopiero wtedy wyrobic sobie swoje wlasne zdanie, ktore jak najbardziej moze byc inne od zdania Twojej mamy, nie ma w tym nic zlego. To, ze masz inne zdanie, nie znaczy, ze ja przestalas kochac. Ona musi o tym wiedziec, ale przede wszystkim sama musisz to przyjac. A moze byc ciezko, wiem z wlasnego doswiadczenia. Ale to jedyna droga do przejecia odpowiedzialnosci za siebie i za swoja rodzine - meza, dzieci.

I najwazniejsze - nie martw sie, ze masz tyle lat, ze inni w Twoim wieku itp. To Twoje zycie, kazdy ma troche inne tempo dochodzenia do pewnych rzeczy, naprawde martwienie sie jest ostatnia rzecza, jakiej potrzebujesz! (wiem, wiem, ze sie latwo mowi, a trudniej zrobic... :) ) Szukaj czytaj, sluchaj, wyrabiaj sobie swoje wlasne zdanie, to najlepsza rzecz, jaka mozesz zrobic:)
Chociaz nie do konca - najlepsza rzecza bedzie zaufanie Bogu i powierzenie Mu tej sprawy, oczywiscie nie zaniedbujac w najniejszym stopniu sugestii zamieszczonych wyzej :)
Pozdrawiam Cie serdecznie i zycze wyzwolenia ze wszystkich lekow!! :)
Coya
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 249
Dołączył(a): 15 maja 2006, o 21:45
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Bacha » 23 listopada 2006, o 15:19

Pytacie co to znaży ze jestem "baaardzo wrażliwa" i "co takiego naopowiadała mi mama". Spróbuję Wam odpowiedzieć na te pytania.
Jestem baaaardzo wrażliwa tzn. na krzywdę ludzką, cierpienie. Gdy widzę np moich rodziców ze coś ich boli, czy dolega to boję się zeby się im coś nie stało ale nie potrafie im pomóc. Jak ktos wymiotuje np moja siostrzenica nie potrafie pomóc tylko uciekam do innego pokoju by nic nie słyszeć bo mnie wali okropnie wtedy serce, ręce się mi trzęsą i robi sie mi samej niedobrze. Byc może jestem panikarą. Tak samo jak widzę czyjąś krew - oj!!! Nie moge patrzeć jak np tatao bije koguta bo chyba bym zwymiotowała itakie tam rzeczy.
teraz przejde do drugiego pytania. Fakt mama powiedziała jak to jej było w życiu, jak ciężko było jej urodzić, jak sie męczyła w ciązy i przy porodzie. I mi mówi że bede sama widziała i przyznam jej racje ze tak właśnie jest w życiu. Sama kiedys zaznaczyła że "będę wymiotowała". U mnie sie zawsze patrzyło na życie "coby było gdyby" i niestety cięzko mi zmienić moją psychikę. Jak byłam iedyś w szpitalu, przywieźli panią po zatruciu grzybkami, miała płukanie zołądka. A później dali ją na tę salę gdzie ja leżałam. Ja cały czas przesiedziałam na karytarzu albo wychodziłam na polku by nie widzieć jak ta kobieta się męczyła. Ale wieczorkiem było juz lepiej więc wróciłam na sale. Wiem, jestem NIEODPOWIEDZIALNA :( :( :( I od tamtej pory mam uraz do grzybków. A jak już coś zjem to już myśle zeby mi nic nie było itd. Mam nadzieje że mnie rozumiecie.
I jeszcze jedno, z moim narzeczonym rozmawiałam o obawach, o tym czego się boje i jak bardzo.
Bacha
Przygodny gość
 
Posty: 23
Dołączył(a): 22 listopada 2006, o 15:09

Postprzez fiamma75 » 23 listopada 2006, o 15:41

Ja też bym zwymiotowała jakby ktoś przy mnie bił koguta, a nie uważam się za osobę przewrażliwioną :D
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez Gosiao » 23 listopada 2006, o 19:35

Hej Bacha. To normalne, że nowa sytuacja trochę Cię przeraża. Gdyby tak nie było to dopiero znaczyłoby, ze coś jest nie tak. Nie zakładaj jednak z góry, ze nie będziesz miała ochoty na seks. Seksualność kobiety funkcjonuje nieco inaczej niż u faceta. Nasze potrzeby seksualne nie są tak automatyczne i rozwijają się z czasem. dopiero pierwsze kontakty seksualne rodzą w nas potrzebę kolejnych, więc głowa do góry, A jeśli Twój narzeczony teraz nie naciska na współżycie, to jest raczej mała szansa, że w noc poślubną zmieni sie w niezaspokojoną erotycznie bestię. Jeśli jednak masz takie obawy powinnać z nim o tym porozmawiać. szczera rozmowa jest zawsze najlepszym sposobem na takie problemy. Wtedy on będzie wiedział, jak się wobec Cibie zachować, ile musi Ci dać czasu... i jeszcze jedno, nie uwierz przypadkiemj, ze Twoje obawy są czymś nienaturalnym, albo dziwnym. Są jak najbardziej naturalne...
Gosiao
Przygodny gość
 
Posty: 50
Dołączył(a): 19 listopada 2006, o 15:06

Postprzez juka » 23 listopada 2006, o 19:39

czy to co napisałaś oznacza,że boisz się fizjologii porodu? rzeczywiście wrażliwość ludzka na takie rzeczy jest różna.... mnie się też robi niedobrze jak widzę krew.
a poród? no cóż, przyjemne to nie jest, co nie znaczy że nie do zniesienia. mnie pomagała myśl, że wysiłek porodowy ma bardzo konkretny cel,i że ten cel jest bliski i ważny (nawet miał imię :wink: ). myślę że poza bardzo rzadkimi przypadkami nie da się "nie wytrzymać porodu" - to się po prostu dzieje samo przez się i nikt cię nie pyta czy jeszcze masz ochotę - więc raczej nie ma takiej,co by nie wytrzymała do końca :lol: .
swoją drogą, rodzice nieźle ci namieszali tymi opowieściami :wink: - pewnie nie w złej wierze. ale co twoja mama u licha może wiedzieć o przebiegu twojej ciąży,której zresztą jeszcze w ogóle nie ma? :roll:
juka
Domownik
 
Posty: 679
Dołączył(a): 25 marca 2006, o 11:24

Postprzez kukułka » 24 listopada 2006, o 10:30

Wiesz, bacha, nie musi byc tak, zę jak Ci mama naopowiada, to bedizesz zyła tylko tym i sie od teog, co napopwiadała, nie uwolnisz. mnie w domu tez naopowiadali najróżniejszych rzeczy, a ja ..nie boje sie ani ciazy, ani porodu. Moze po zcesci dlatego, zę miałąm operację, z narkozą itd, strasznie sie jej bałąm, wiec teraz nawet cesarka mnie by nie ruszyła chyba. pierwsze koty za płoty. A najgorzej to słuchac tych. co panikują. jak beize problem, to sie twedy beziesz amrtwić. A zreszta pomyśl sobie, ze są tez kobiety, które cierpią bo np ich męzowienie lubią seksu, albo mezowie cierpią, bozony nie lubia (ot np posty marcela). Wiekszym problemem jest nielubienie niz normalne (nie przesadne i nie chorobliwe) lubienie. Bo obsesyjne nielubienie dowodiz jakichś zaburzeń. A co do seksu - nie bój sie go, jest czymś pieknym.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Bacha » 24 listopada 2006, o 13:08

jUz nie wiem co robić, płakać mi się chce, wszystko mnie denerwuje a raczej wkurza. Nie widze się w małżeństwie, nie widze się bycia matką, nie widze sie bycia zakonnicą ani siedzenia sama.A jeśli juz zdecyduje się na tą jedyną drogę to podejme ja raczej z tego ze muszą. Ale teraz to się zastanawiam nad małżeństwem czy to w ogóle dla mnie. Denerwuje mnie mój narzeczony czasem, widze wszystko źle. Już nie myśle tylko tak bardzo o współżyciu, co o ciązy, która mnie najbardziej przeraża. I tak sie zastanawiam czy w takiej sytuacji, z takiego punktu widzenia czy ślub będzie ważny skoro ja tak podchodze do dzieci.
Bacha
Przygodny gość
 
Posty: 23
Dołączył(a): 22 listopada 2006, o 15:09

Postprzez Coya » 24 listopada 2006, o 15:54

Kochana Bacho!
Cos mi sie zdaje, ze tutaj Ci nie za bardzo pomozemy, na moje oko (a mam ich cztery :wink: ) przydalaby Ci sie rozmowa na zywo z kims doswiadczonym i zyczliwym z poradni rodzinnej, albo z jakims psychologiem. Dobry bylby tez kierownik duchowy. Szczesciem byloby znalezc takiego, co to zna sie i na duchowosci i na psycholigii :D
Pamietaj, kryzysy sa po to, zebysmy mogli dojrzewac i wzrastac :)
Zycze Ci duzo sil do przejcia przez ten obecny :)
A na marginesie - jakis czas temu tez nie widzialam sie ani w malzenstwie, ani w zakonie a juz najbardziej nie chcialam byc sama.... a teraz nie moge sie doczekac, kiedy wreszcie bedziemy mogli z moim Ukochanym stanac na slubnym kobiercu :) Glowa do gory najwspanialsza ze stworzen - Kobieto! :D :D :D
a Twoj narzeczony bedzie Cie w ten czy inny sposob denerwowal do konca zycia, pytanie tylko czy mimo to bedziesz obdarzac go Miloscia i bedziesz chciala z nim byc :)
Coya
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 249
Dołączył(a): 15 maja 2006, o 21:45
Lokalizacja: Kraków

Postprzez klara bemol » 24 listopada 2006, o 17:05

Oj, Bacha, jak mój chłop mnie wku... Do dziś nasz ksiądz opowiada o pewnej parze, w której ona na jego widok prosiła o kałacha i wychodziła z pokoju, kończąc zebranie choćby w połowie!
Tak, to my! Ponad 8 lat po ślubie... I mój najwspanialszy na świecie mąż mnie jeszcze kocha, choć tego to ja już nie rozumiem, a ja jego z każdym dniem bardziej, choć i tak jestem mendą i drę się, jakbym płuca ćwiczyła.

A ślub by był nieważny, gdybyś w duchu lub głośno wykluczała dzieci w ogóle. I wierz mi, rozumiem, wszystko, co opisujesz przeżyłam (ja jeszcze bardzo chciałam opuścić dom).
Poczytaj powyższe rady o spotkaniu z kimś mądrym (nie wiem skąd jesteś, może kogoś byśmy tu polecili).
I przemódl wszystko, poczytaj Biblię.

I jeszcze jedno - jeśli nie jesteś pewna, przełóż ślub. Wiem, że to ostateczność, ale lepiej tak, niż potem być nieszczęśliwymi razem.

A z Twoich opisów wnioskuję, że chłop Ci się dobry trafił. Spróbuj to docenić, wygadać się przed nim. Pomyśl, jak możesz go uszczęśliwić, co mu ofiarować, jak będzie wyglądało Wasze życie za kilka lat.

I zastanów się, czego on się boi. Z jakimi lękami on się zmaga? Porozmawiajcie!

Trzymam za Was.
klara bemol
Domownik
 
Posty: 558
Dołączył(a): 15 stycznia 2006, o 22:26
Lokalizacja: Jelenia Góra

Postprzez Lucja » 24 listopada 2006, o 17:20

Bacha, smutno mi się czyta Twój link :cry: Wiesz, może warto przesunąć Wasz ślub, żeby potem nie było nic na siłę. Niektórzy pobierają się mając 20 lat, a inni - 40. Przecież to nie czasy, gdy trzeba było się wydać za mąż :wink: w określonej wiośnie życia....

Pod koniec marca, w Kaliszu - tutaj są szczegóły

http://www.dfdkalisz.jezuici.pl/index.p ... fa028b2551

ks.Marek Dziewiecki (świetny psycholog) będzie na weekendowej sesji opowie o nim, o niej i o miłości :D Wybierzcie się, to świetna okazja, aby się przyjrzeć sobie, swoim planom z dystansu. Ks. Marek - jest genialnym kapłanem i psychologiem (doktorat zrobił we Włoszech), można zadawać mu pytania (na karteczkach, bez nazwiska itp.). Byłam niedawno na jego sesji pt. Miłość, krzywda i cierpienie. Jak chcesz to poczytaj u mnie

http://www.lucja.alleluja.pl/tekst.php?numer=33968

Do małżeństwa potrzeba wewnętrzenego zintegrowania się, a coś mi mówi, że jeszcze jest w Tobie jakieś głębokie - może nawet nieuświadomione zranienie - trzeba się temu przyjrzeć, właśnie u psychologa, lub u kierownika duchowego.

Ja myślę, że to raczej dobrze, że jesteś wrażliwa, to sposób na głębsze widzenie piękna tego świata, potrzeba nam nie tylko architektów czy lekarzy ale i muzyków, poetów.

Jeśli mężczyzna nie chce zostać ojcem to na ogół jest egoistą, a jeśli kobieta nie chce zostać matką, to raczej jest oznaką jej wewnętrznego zranienia. Właśnie czytałam stronę ks.Pierzchalskiego, gdzie podpowiada, że swoje rany trzeba ucałować, przyjąć.

"Doprowadzić do pojednania oznacza pogodzić się z dotychczasowym przebiegiem mojego życia, powiedzieć "tak" moim rodzicom, mojemu wychowaniu, charakterowi, jaki mi przypadł.[...]Niemożliwy jest wewnętrzny pokój, jeśli ignorujemy istnienie ran. Musimy się z nimi zaprzyjaźnić, "pocałować" je, dobrze się z nimi obchodzić, później dopiero przemienić je możemy w źródło nowego życia. Jak wiele potrzeba czasu, ażeby okaleczony przez życie człowiek pogodził się ze swoją przeszłością. Ale kiedy do tego wreszcie dojdzie, przestają działać wszystkie mechanizmy samounicestwienia, człowiek nie jest już dla siebie tak surowy, potrafi przychylnym okiem spojrzeć na siebie i swoje życie - umie być swoim przyjacielem.[...]Przyjęcie miłosiernej postawy wobec własnej przegranej wymaga wieloletniego treningu. Pomaga mi Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Tą modlitwą przeciwstawiam się moim samo oskarżeniom i niezadowoleniu z siebie. Czuję wtedy, jak powoli przekształcają się te negatywne uczucia"

http://www.przemiana.pallotyni.pl/?page=05&id=05-14-007

Tam znajdziesz też inne fajne teksty i namiary - żeby napisać do Księdza Józefa, gdybś chciała go o coś zapytać.

I jeszcze cytatj o.Krzysztofowicza OP:

"Czy można powiedzieć, że macierzyństwo tkwi w naturze kobiety, a ojcostwa trzeba się dopiero nauczyć?

Tak. Kobieta rodzi się matką. Jeżeli odwraca się od macierzyństwa, to znaczy, że stało się z nią coś bardzo złego, ktoś ją skrzywdził. "

http://www.mateusz.pl/list/0412-krzysztofowicz.htm


Twój narzeczony to na pewno cudowny mężczyzna, nie bój się go - razem łatwiej będzie Wam przejść przez "porządkowanie strychów i piwnic" (tak nas uczyła na wykładach, o porządkowaniu przeszłości dr Wiesława Stefan, to tak przy okazji polecam jej świetne nagrania pt. Uzdrawianie relacji:

http://www.prodoks.pl/uzdrawianie_relac ... 07057.html
Lucja
Bywalec
 
Posty: 187
Dołączył(a): 10 maja 2006, o 14:27
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez Bacha » 24 listopada 2006, o 20:46

Dzieki za słowa otuchy dla mnie. Jeszcze chciałam parę słów napisać.
Ostatnio cokolwiek mnie denerwuje, może za bardzo pewne sprawy rozmyślam.
Jesli chodzi o slub to jeszcze nie mamy terminu ustalonego ale myslimy by już zamawiać sale. Mój narzeczony chcvciał w tym roku ale ja nie chciałam (z pewnych powodów). Uszanował, także nie nalega też teraz ale już pytanie padło. A z drugiej strony mam starszych rodziców, schorowanych i MOIM pragnieniem jest by dożyli "mojego slubu", bym ich widziała radosnych i również jak ja szczęśliwych, by już sie nie martwili ze zostana sama na stare lata. Inaczej: chciałabym by mama i tata byli na moim slubie. Dlatego nie chce ślubu przekładać bo mogłabym żałować tej decyzji - decyzji odwlekania slubu.
I jeszcze jedno - najbardziej przed małżeństwem powstrzymuje mnie strach samopoczucia w ciąży i porodu. Bo jak mi jest czasem niedobrze to ja nie umiem tego tak normalnie przyjąć tylko ja cała drzę wtedy. Taka panikara ze mnie :(
Bacha
Przygodny gość
 
Posty: 23
Dołączył(a): 22 listopada 2006, o 15:09

Postprzez leli » 24 listopada 2006, o 22:52

Chyba nie zrozumiałam co masz na myśli gdy piszesz "Bo jak mi jest czasem niedobrze to ja nie umiem tego tak normalnie przyjąć tylko ja cała drzę wtedy. Taka panikara ze mnie ". Czy to oznacza, że gdy źle się czujesz to od razu wyobrażasz sobie, że jest to objaw poważnej choroby?
leli
Przygodny gość
 
Posty: 19
Dołączył(a): 14 września 2006, o 20:03

Postprzez Ogg » 25 listopada 2006, o 18:42

Klara napisała:
A ślub by był nieważny, gdybyś w duchu lub głośno wykluczała dzieci w ogóle.

Gdzie tak jest napisane?
A jak ktoś w duchu lub głośno wykluczy dzieci np tydizeń poślubie albo miesiąc to ślub jest ważny czy nieważny?
Ogg
Bywalec
 
Posty: 193
Dołączył(a): 29 września 2006, o 14:34

Postprzez parsley » 25 listopada 2006, o 19:36

Wiem, co czujesz. Mam podobnie zwłaszcza, jeżeli chodzi o pewne wyobrażenia co do przezywania intymnych spotkań z mężem, ciaży - mnie rownież nie pomagało to co mowiła mi o swoich przeżyciach moja mama. Nie wspomnę już o tesciowej i jej przezyciach - tego w ogole cięzko mi się słucha, ale staram się nie brać tego do głowy, bo to nie moja matka i nic po niej na pewno nie odziedziczyłam.
Bardziej przeżywałam zawsze to, co mowiła mi i moim siostrom mama - tak jak Ty myślałam, że u mnie bedzie podobnie.
Ale dzis juz wiem, że to nieprawda!!! Kazda z nas (corek) jest inna i ŚWIADOMIE staramy się kierowac swoimi przeżyciami, reakcjami w tym obszarze życia kobiety (tzn. w relacjach małżeńskich, w macierzyństwie).
Poza tym wierz mi, nie tylko doświadczenia wyniesione z domu rodzinnego nas kształtują ale przede wszystkim nasi mężowie - i Twoj przyszły mąż powinien stać się osobą od ktorej zalezy w Twoim zyciu wiecej niż od Twojej mamy.
Twoje życie i doswiadczenia bedą inne niz te, ktore miała Twoja mama - wychodzisz przeciez za mąż za kogoś innego niż mama, będziecie żyli rowniez w innych czasach niz rodzice...
Głowa do gory!!!
parsley
Przygodny gość
 
Posty: 25
Dołączył(a): 17 listopada 2006, o 17:22

Postprzez klara bemol » 25 listopada 2006, o 21:15

Ogg napisał(a):Klara napisała:
A ślub by był nieważny, gdybyś w duchu lub głośno wykluczała dzieci w ogóle.

Gdzie tak jest napisane?
A jak ktoś w duchu lub głośno wykluczy dzieci np tydizeń poślubie albo miesiąc to ślub jest ważny czy nieważny?


Kodeks prawa kanonicznego kan. 1101 par. 2: "Jeśli jednak jedna ze stron albo obydwie pozytywnym aktem woli wykluczyłyby samo małżeństwo lub jakiś istotny element małżeństwa, albo jakiś istotny przymiot, zawierają je nieważnie."
co należy czytać w kontekście kan. 1055 par.1 : "Małżeńskie przymierze, przez które mężczyzna i kobieta tworzą ze sobą wspólnotę całego życia, skierowanej ze swej natury do dobra małżonków oraz do zrodzenia i wychowania potomstwa, zotało między ochrzczonymi podniesione przez Chrystusa do godności sakramentu."


Stan ważności określa się przede wszystkim na moment zawarcia ślubu.
klara bemol
Domownik
 
Posty: 558
Dołączył(a): 15 stycznia 2006, o 22:26
Lokalizacja: Jelenia Góra

Postprzez Bacha » 27 listopada 2006, o 13:21

Do eli: czasem jest mi niedobrze gdy coś bardzo przeżywam, boje się czy też jak duuużo zjem. Nie umiem się tak spokojnie zachowac tylko cała drzę. Nie traktuje tego tak jak napisałas że to objaw jakiejś choroby tylko tak reaguje mój układ nerwowy. Być może jestem histeryczka.
Bacha
Przygodny gość
 
Posty: 23
Dołączył(a): 22 listopada 2006, o 15:09

Postprzez leli » 27 listopada 2006, o 21:38

Rozumiem. Gdyby było tak jak napisałam, to można podejrzewać np. nerwicę lękową, którą można leczyć, a co najważniejsze wyleczyć.
leli
Przygodny gość
 
Posty: 19
Dołączył(a): 14 września 2006, o 20:03

Postprzez Lucja » 28 listopada 2006, o 09:37

Bacha, jeśli chodzi o Twoje reakcje, to może warto skonsultować się z lekarze, może tarczyca źle działa i stąd to rozchwianie :roll:
Dzieciątko odczuwa wszystko, co czuje mama która nosi je w sobie. Dobrze by było dla tego maleństwa, o którym myślisz - zrobić wszystko co możliwe, aby poczęło się w najlepszym momencie i środowisku - mam tu na myśli badania np. tarczycy.

Tak sobie myślę, czy chciałabyś aby Twoja córka wyszła za mąż "dla ciebie"? Czy rzeczywiście byłabyś spokojniesza o jej los wiedząc, że jest mężatką? I już ostatnie pytanie - dlaczego Twoja mama w Ciebie nie wierzy, bo tak sobie myślę na bazie tego, że potrzebujesz wyjść za mąż, aby ona czy aby Twoi rodzice byli spokojni o Ciebie? Przepraszam, ale nie rozumiem :?
Lucja
Bywalec
 
Posty: 187
Dołączył(a): 10 maja 2006, o 14:27
Lokalizacja: Wrocław


Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 9 gości

cron