Teraz jest 9 maja 2024, o 17:42 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Mieszkanie przed ślubem

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez kasik » 11 sierpnia 2007, o 12:40

brega napisał(a):Kasik Wciąż nie rozumiem, co uniemożliwia Wam ślub. Już dawno miałam ochotę się o to spytać. Mieszkacie razem, utrzymujecie się, więc w czym "przeszkodzi" małżeństwo? Będziecie mieć większy apetyt, czy rachunki będą wyższe dla małżeństwa? No bo przecież chyba nie chodzi o brak środków na wesele? Bo to byłby śmieszny powód.


brega, nas utrzymuja rodzice :?
kasik
 

Postprzez maharet » 11 sierpnia 2007, o 16:23

kamienna napisał(a):To bzdura która wymówiły Ci gazety kolorowe, TVN STyle itp. Skąd możesz to weidzieć, skoro nigdy nie byłaś w małżeństwie, nigdy nie zamieszkalaś z mężem dopiero po ślubie. To tylko Twoja opinia a nie fakt.

No w moim przypadku tak jest, ale jak już mówiłam w każdym związku jest inaczej.Nie wmówiły mi tego gazety, sama się o tym przekonałam.
maharet
Bywalec
 
Posty: 147
Dołączył(a): 10 sierpnia 2007, o 16:49
Lokalizacja: Niemcy

Postprzez kamienna » 11 sierpnia 2007, o 17:51

Obyś po kolejnym ślubie nie odwoływała tego:
Nie mam teraz stracha czy po ślubie ze sobą wytrzymamy, bo to sprawdziliśmy.


Pozdrawiam.
kamienna
Domownik
 
Posty: 951
Dołączył(a): 26 czerwca 2006, o 18:14

Postprzez kasik » 11 sierpnia 2007, o 18:32

prosze wytlumaczcie mi gdzie jest zgorszenie w tym, ze sie mieszka razem przed slubem??
kasik
 

Postprzez Andrzej » 11 sierpnia 2007, o 19:03

kamienna napisał(a):Obyś po kolejnym ślubie nie odwoływała tego:
Nie mam teraz stracha czy po ślubie ze sobą wytrzymamy, bo to sprawdziliśmy.

Chwile wczesniej skrytykowalas Samotnego za jego wypowiedzi i tlumaczylas jak powinna wygladac pomoc na forum. Uwazasz, ze powyzszy komentarz moze komus pomoc? Tez moglbym Ci napisac: obyś po kolejnym ślubie nie odwoływała tego:
kamienna napisał(a):Mylisz się bardzo myśląc że po ślubie można się rozczarować.

:lol:
Andrzej
Przygodny gość
 
Posty: 53
Dołączył(a): 5 września 2003, o 09:25

Postprzez kamienna » 11 sierpnia 2007, o 20:26

W przeciwieństwie do Samotnego zdarzyło mi się komuś przyjśc z pomocą. Tak było i w poście skierowanym do maharet (dałam swoje świadectwo), ale chyba go nie czytałeś i wyrwałeś całośc z kontekstu. Uważam, że koleżanka ładuje się w problemy, ale to zawsze jest jej decyzja. Dlatego zakończyłam dysputę, pozdrawiając ją.

Wiecie co, ostatnio na tym forum zrobiło się obrzydliwie. Zjawiły się osoby, Bóg wie po co. Sieją zamęt pytaniami, na które nie ma latwych odpowiedzi. W dodatku ta atmosfera kłótni na każdym kroku, w każdym temacie niemal.
Zdarzyło mi się tu wziąć udział w kilku dyskusjach, które były zażarte, ale nie było w nich tej jakiejś wrogości.
kamienna
Domownik
 
Posty: 951
Dołączył(a): 26 czerwca 2006, o 18:14

Postprzez kasik » 11 sierpnia 2007, o 20:31

kamienna napisał(a):Zjawiły się osoby, Bóg wie po co. Sieją zamęt pytaniami, na które nie ma latwych odpowiedzi.


no ale to sa wazne pytania najczesciej....
kasik
 

Postprzez kamienna » 11 sierpnia 2007, o 20:49

kasik, ale sama wiesz, bo długo tu jesteś, jak to się kończy.
kamienna
Domownik
 
Posty: 951
Dołączył(a): 26 czerwca 2006, o 18:14

Postprzez Andrzej » 11 sierpnia 2007, o 21:19

kamienna napisał(a):W przeciwieństwie do Samotnego zdarzyło mi się komuś przyjśc z pomocą. Tak było i w poście skierowanym do maharet (dałam swoje świadectwo), ale chyba go nie czytałeś i wyrwałeś całośc z kontekstu.

Nie napisalem, ze nikomu nie pomoglas. To jest jak z seksem - plodne stosunki calego zycia nie usprawiedliwiaja jednego nieplodnego (za HV) :lol: A post do ktorego sie przyczepilem, nie dosc ze nic nie wnosil, to w moim mniemaniu byl nieuprzejmy (a chwile wczesniej w innym miejscu krytykowalas taka postawe - prawdopodobnie ten kontrast sprowokowal mnie do reakcji). Zaczynam w Twoich wypowiedziach wyczuwac agresje, ale moze sie myle :lol:

kamienna napisał(a):Uważam, że koleżanka ładuje się w problemy, ale to zawsze jest jej decyzja.

Wystarczylo jej to w ten sposob napisac, zamiast sugerowac (posrednio) ze nie bedzie potrafila stworzyc stabilnego zwiazku.

kamienna napisał(a):Wiecie co, ostatnio na tym forum zrobiło się obrzydliwie. Zjawiły się osoby, Bóg wie po co. Sieją zamęt pytaniami, na które nie ma latwych odpowiedzi. W dodatku ta atmosfera kłótni na każdym kroku, w każdym temacie niemal.
Zdarzyło mi się tu wziąć udział w kilku dyskusjach, które były zażarte, ale nie było w nich tej jakiejś wrogości.

Tez tak mysle, dawno temu bylo tu zupelnie inaczej. Ale sugestia, ze jest to kwestia trudnych pytan troche mnie bawi - po co zadawac latwe pytania? :lol: Problem raczej w tym, ze niektorzy zamiast normalnie rozmawiac, robia sobie osobiste wycieczki.

Pozdrawiam.
Andrzej
Przygodny gość
 
Posty: 53
Dołączył(a): 5 września 2003, o 09:25

Postprzez milgosia » 12 sierpnia 2007, o 00:30

Moje doświadczenie jest takie:

Z moim mężem nie mieszkaliśmy razem przed ślubem, znaliśmy się prawie 4 lata, z tym 2 w narzeczeństwie. Poznaliśmy swoje temperamenty na tyle, że wiedzieliśmy, iż zamieszkanie w jednym pokoju wprowadzać niepotrzebnie napięcie, którego i tak już było bardzo dużo, a bardzo nam zależało na życiu w czystości, żeby potem móc zacząć małżeństwo pełnym oddechem ;) :oops: .

Ale jednocześnie bardzo nam zależało na tym, aby się dobrze poznać, dlatego przez dwa lata:

1. Gotowliśmy razem wspólne obiadki, raz u mnie, raz u niego, CODZIENNIE... Wiązało się to oczywiście z dużym wysiłkiem i koniecznością mistrzowskiej orgaznizacji czasu, robienie zakupów dla obojga, gotowanie w nieswojej kuchni (miałam klucze do jego mieszkania i jak byłam pierwsza, to zabierałam się za gotowanie), jazda w różne części miasta, ponieważ mój M przeprowadzał się w mięczyczasie 4 razy... i łączenie tego z normalną pracą, nauką itd...

2. Po obiadku wspólna praca, wspólny odpoczynek w miarę możliwości...

3. Wspólne sprzątanie obu domów, w miarę możliwości...

4. Spędzaliśmy razem 90% czasu, pomagałam w kolejnych przeprowadzkach, razem malowaliśmy i pucowaliśmy kolejne pokoje, które wynajmował mój M... oglądaliśmy filmy, słuchaliśmy muzyki, razem wyjeżdżaliśmy, dostosowywaliśmy się harmonogamowo do siebie, swoich zajęć, razem planowaliśmy, itd...

5. Dużo, dużo spędzonego razem czasu... doskonale wiedziałam, czy mój M umie dbać o porządek czy nie, poznałam Jego przywyczajenia, skłonności, które z obowiązków domowych lubi wykonywać, a które Mu nie pasują za bardzo itd.... Dwa intensywne lata to szmat czasu. Nic z tych rzeczy nie zaskoczyło mnie po ślubie.

6. Tylko na noc się rozstawaliśmy (no i na czas pracy), uznaliśmy, że tak będzie dobrze dla nas, bo śpiąc w jednym pokoju, widząc się nawazajem rano skąpo odzianym, czując w nocy bliskość drugiej osoby, na pewno byłoby nam DZUUUŻO trudniej wytrwać w czystości... Nie wiem, do czego by doszło, gdybyśmy faktycznie ze sobą zamieszkali wcześniej... wiem, do czego byliśmy skłonni i do czego zdążyło dojść i zwyczajną głupotą byłoby lekceważyć te sygnały, bo bardzo siebie pragnęliśmy.

W pewnym momencie wobec nagłej konieczności mój M przeprowadził się do dwupokojwoego mieszkania, w jednym pokoju zamieszkał razem ze swoim przyjacielem S, a w drugim - Z - dziewczyna i późniejsza narzeczona tegoż przyjaciela. Znaliśmy ich bardzo dobrze, ja zaprzyjaźniłam się z Z, czasem razem pichciłyśmy jedzonko dla naszych narzeczonych i gawędziłyśmy po babsku o roznych sprawach czyli o mężczyznach, małżeństwie i "tych sprawach". Oni też pragnęli żyć w czystości i - ponieważ sytuacja tak się ułozyła, że z konieczności zamieszkali pod jednym dachem - osobne pokoje były im bardzo na rękę. I udało się, byli z tego szalenie dumni, ale też dużo szybciej od nas się pobrali i dobrze, że tak się stało.

Myślę, że jeśli jakiejś parze zależy na życiu w czystości do ślubu, to

0. Powinno się bardzo dbać o czystość serca ( regularna spowiedź, komunia itd.). Mamy bowiem jedno srece: do wiary, do miłości, do namiętności... I działa na zasadzie naczyń połączonych... dbanie o czystość serca w niezauważalny początkowo sposób będzie wpływała na czystość w relacjach między narzeczonymi

1. To nie jst tak, że coś się dzieje nagle w fizycznej bliskości, nie można tu nagle przekroczyć pewnych granic... Ich przekroczenie oznacza, że wcześniej przekroczyło się inne...

2. Warto zadbać opostawienie sobie takich "nienaruszalnych" granic, które będą po prostu czuwały nad ich czystością i pozwolą uniknąć sytuacji, gdy "narażamy" siebie nawzajem na zbyt duże napięcie

3. łatwo jest przekroczyć granice w tej materii, trudno się z nich wycofać

4. jest taki moment w bliskości, że trudno zatrzymać lawinę uczuć i gestów, także w sobie

5. upadki są tylko upadkami i od tego są sakramenty

6. satysfakcja po ślubie jest niewiarygodna ! Jak zdobycie Mount Everest albo lot na Księżyc, albo i lepiej ! Udowodnienie samemu sobie, ze się potrafi być cierpliwym, wyrtwałym, niezłomnym, że się potrafi walczyć i pokonywać trudności i powstawać z upadków ! Trudno mi wyobrazić sobie lepszą szkołę życia, w perspektywie tak nieobliczalnego stanu, jakim jest małżeństwo... W końcu nasze serca działają na zasadzie naczyń połączonych :D i ten wysiłek opłaci się, nie tylko "bo nie będzie grzechu", ale i w innych obszarach życia małżeńskiego...

A co do wzajemnego poznawania się i "sprawdzania", to znalazłam ciekawą sentencję:

Miej oczy szeroko otwarte przed ślubem, a potem je przymykaj ;).

Biorąc to pod uwagę, swoje możliwości, temperamenty, przekonania, warto rozważyć, czy wspólne mieszkanie jest najlepszym pomyslem na poznanie siebie. I gdzie biegnie granica, która ich będzie strzegła przed zerwaniem zbyt wczesnie owocu, który jest niezwykle smakowity i kuszący i bardzo dobry, tylko jeszcze niedojrzały...
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Coya » 12 sierpnia 2007, o 14:47

milgosiu, strasznie fajne te rady na poznanie się przed ślubem :D
zwłaszcza to zdanie o oczach :D
Dzięki :D
Coya
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 249
Dołączył(a): 15 maja 2006, o 21:45
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Anusia21 » 12 sierpnia 2007, o 23:10

ja również jestem pod wrażeniem... Dziękuję miłgosiu:) Codziennie takie rady wbijam sobie do głowy( i serca) - i Ty mi w tym pomogłaś :)
To fakt, że przed ślubem można poznać się prawie na wylot - przez wspólne robienie wszystkiego. Ja na przykład wczoraj z moim narzeczonym montowałam grzejnik ;)
Bardzo dużo czasu spędzamy razem, coraz więcej własnych wad odkrywamy, ale i coraz lepiej je znosimy, naprawiając tu i ówdzie to, co wymaga naprawienia. Da się tak żyć. I nie jest to smutne życie :)
A unikanie okazji do zagalopowywania się w namiętność- to jest dla nas najtrudniejsze. Ale wczoraj na przykład się udało - M. miał okazję zostać u mnie na noc i choć wiem, że nic złego nie mieliśmy w myślach - zwyczajne wtulenie się w siebie i sen, to jednak zdaję sobie sprawę, że nie da się przewidzieć pewnych reakcji, a właściwie da się przewidzieć, że prawie na pewno wystąpią;) Dlatego właśnie wczoraj - poszedł do domu... Uważam to za nasze małe zwycięstwo. Bo pragnienie bliskości i ciepła (obarczone ryzykiem popełnienia grzechu) okazało się słabsze niż rozwaga i pragnienie dobra dla siebie nawzajem ( a nie zawsze tak było)
Anusia21
Bywalec
 
Posty: 168
Dołączył(a): 2 stycznia 2007, o 14:02
Lokalizacja: okolice Gdańska

Postprzez Wiki » 13 sierpnia 2007, o 01:33

Dorzuce swoje doswiadczenia. Zreszta bardzo podobne, no moze oprocz wspolnego sprzatania pokoi ;) Ale tutaj, to akurat wtopil moj maz - oboje wielkimi pedantami nie jestesmy, on myslal, ze jest strasznym balaganiarzem, okazalo sie, ze go przebijam :( Probuje z tym walczyc, ale latwo nie jest. Koniec offtopiku.

Od czasu zostania para do slubu bylo 19 miesiecy. Licze od samego poczatku, a nie narzeczenstwa, bo postanowilismy sie pobrac po niespelna 3 miesiacach. Nie mieszkalismy razem, ale spotykalismy sie codziennie, codziennkie kilka godzin rozmow i wspolnego przebywania. To, co mysle, ze nam sie udalo i do czego zachecam, to nie zamykanie sie we dwojke w swoim swiecie. Wiele godzin spedzalismy tylko razem - rozmawiaja, rozmawiaja bez konca. Jednak sporo czasu bylo tez w grupie - wszystkie wyjazdy zawsze nie byly samotne. Z tymi wyjazdami, to gdzies tak gleboko moze i byl argument, ze latwiej o czystosc, ale glowna sprawa bylo to, ze w grupie wyjazdy sa ciekawsze :) No i niesamowita okazja, zeby zobaczyc czlowieka w stosunku do innych, a nie tylko do mnie samej. Wbrew pozorom jest to duzo lepsza forma wzajemnego poznawiania, choc oczywiscie rozmowy i spotkania we dwoje tez w tym procesie zajmuja wazne miejsce, ale wlasnie rozmowy i robienie czegos razem, a nie nuda!

Odnosnie wyjazdow, taka malutka osobista dygresja. Na podroz poslubna z kilku wzgledow wybralismy splyw kajakowy (konczylismy studia i kontakt z DA, a jakos niegdy na splywie nie bylismy, no i kwestia kasy - wesele na kredyt ;) ). Co z tym sie wiazalo, to oprocz nas jeszcze 18 osob, choc kajak byl dwuosobowy :) Nie zalujemy, z enie bylismy tylko razem. Byl to fantastyczny czas + przezycie i taka jas wyzszosc (ale nie negatywna), ze my to razem w jednym namiocie, a u innych segregacja damsko-meska ;) Pozniej tez wyjazdy robilismy grupowe- skrzykiwalo sie znajomych i tyle. Pierwszy raz tak naprawde wyjechalismy sami po 3,5 roku malzenstwa, ale byl to wyjazd tez troche po kosztach - spanie w namiocie, spore odleglosci do przemierzenia. Rok temu w piata rocznice slubu pojechalismy ta typowa podroz poslubna :) Tez duzo sie dzialo, codziennie jakies atrakcje, podroze, to byl tylko tydzien, wiec szkoda czasu na leniuchowanie. Tez liczylismy koszty, ale juz nieco mniej dokladnie - spanie w hotelu. Tam poczulam sie pierwszy raz, ze jestesmy sami na wycieczce i baaaardzo mi sie to podobalo, az tak, ze po powrocie uzgadnialismy, ze nastepnym razem tez sie zabierzemy i nikomu nie powiemy dokad :P (nawiasem mowiac, nastepny wyjazd tez bedzie jednak grupowy). Takze te mile uczucia, ktore towarzysza byciu we dwoje na wakacjach, istnieja takze w malzenstwie i mysle, ze zawsze warto je poznawac wczesniej.

Wracaja do wspolnych rozmow i nudy. Znajdzie conajmniej jedno wspolne zajecie/hobby, cokolwiek. No i rozmawiajcie o wszystkim. Mysmy w pierwszych dniach znali swoje zdanie na wiele spraw - od ulubionego koloru do pogladu na antykoncepcje. Moze niekoniecznie w pierwszych dniach trzeba az takie tematy poruszac, ale nie zapomnijcie rozmawiac o wymarzonej ilosci dzieci, o tym, co zrobicie, jesli ich nie bedzie mozna miec, o sposobie spedzania swiąt (razem, z rodzicami u nich, u ktorych, u nas) i calej masie spraw waznych i drobiazgow. Wazny sygnal, czy potraficie sie ze soba nienudzic, nawet gyd siedzicie i nic nie robicie, tylko milczycie i czy umiecie rozmawiac - godzinami bez znudzenia na tematy wszelkie - sprawy spoleczne, polityczne, wychodznie dzieciakow, pogoda, studia/praca, znajomi.
Wiki
Przygodny gość
 
Posty: 42
Dołączył(a): 3 listopada 2004, o 10:33
Lokalizacja: Melbourne Australia

Postprzez milgosia » 13 sierpnia 2007, o 09:20

Aniusia21, rewelacja z tym grzejnikiem !!! :shock: :D No właśnie, o to chodzi, o takie drobiazgi, a przecież ile można się wtedy dowiedzieć o sobie nawzajem... ja np. juz siebie widzę, jak brzęczę nad uchem ;) mojemu M, bo sama uwielbiam wszelkiego rodzaju instrukcje i montaże i lubię je wykonywać, za to mój M lubi przez chwilę być sam na sam z grzejnikiem i instrukcją :):);) a dopiero potem zawołać żonę do pomocy :D. Już wiem, że Jemu jest ta chwila "samotności" zwyczajnie po męsku potrzebna...

Wiki, ja tez popieram wyjazdy grupowe w narzeczeństwie, to naprawdę ubogacające i bardzo dobrze weryfikuje relacje nie tylko ja-on, ale także on- i reszta świata...

Pozdrawiam
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez brega » 13 sierpnia 2007, o 09:31

kasik napisał(a):prosze wytlumaczcie mi gdzie jest zgorszenie w tym, ze sie mieszka razem przed slubem??


Mogę pisać tylko z własnego doświadczenia, mam nadzieję, że inni opiszą też swoje. Ja, gdy wiem, że para mieszka razem przed ślubem, czuję się jakby ktoś mi wbił nóż w serce, zwł. jeśli wiem, że jedno lub oboje wierzą w Boga. Dlaczego? Bo jest mi wtedy strasznie żal, że we współczesnym świecie tak łatwo łamie się prawa Boskie. Ale nie tylko Boskie, bo i w pewnym sensie, jakby to nazwać kulturowe, dobrego smaku? Pisze o nich, bo tak się składa że znam Koreańczyka w średnim wieku - szefa jednej z firm i był w wielkim szoku i pytał się mnie, dlaczego w Polsce tyle par mieszka razem bez ślubu. Było to dla niego zgorszeniem nie tyle religijnym, co kulturowym. Poza tym dla wielu starszych już ateistów to jest też zgorszeniem. Zgorszenie to raz, a bycie złym przykładem to dwa. Bo niestety nie jest tak, że żyjemy tylko dla siebie i nikomu nic do tego. Nasze wzorce zachowania bierzemy od innych i innym je też mimowolnie przekazujemy. W tym sensie jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale też w jakiejś mierze za świat wokół nas.
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez kasik » 13 sierpnia 2007, o 10:28

brega, ale Pan Bog nigdzie nie zabrania nam mieszkac razem przed slubem. Nie wszyscy musza odrazu tez wspolzyc mieszkajac razem :)

Chinczyk nie wydmucha nosa przy Tobie, wiec ....
kasik
 

Postprzez Coya » 13 sierpnia 2007, o 13:40

Nie wszyscy musza odrazu tez wspolzyc mieszkajac razem


Masz rację kasik. Ale to bardzo trudne i są pary, które chciały trwać w czystości, ale własnie mieszkanie razem utrudniło im to lub uniemożliwiło. Jedni wytrwają w czystości mieszkając pod jednym dachem (niekoniecznie w jednym pokoju), inni nie. Ale gdyby nie było tych pierwszych, tym drugim też trudniej przyszłaby decyzja o mieszkaniu razem przed slubem.

Ja jestem zdecydowanie za tym, żeby wspólne mieszkanie zacząć dopiero po zawarciu sakramentalnego małżeństwa. Nie będę szczegółowo pisać dlaczego, bo większość argumentów już sie pojawiła. Chciałam tylko zaznaczyć, że dla mnie argument o lepszym poznaniu się jest nie do końca trafiony. Ponieważ Oboje wiedzą, ze jeśli "nie zaliczą", jeśli pokażą swoje nie do końca idealne oblicze, to ta druga osoba może się po prostu wyprowadzić. I może tu być tyle samo udawania (albo i więcej), co gdyby nie mieszkali razem.
Coya
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 249
Dołączył(a): 15 maja 2006, o 21:45
Lokalizacja: Kraków

Postprzez maharet » 13 sierpnia 2007, o 15:32

Coya napisał(a):Ponieważ Oboje wiedzą, ze jeśli "nie zaliczą", jeśli pokażą swoje nie do końca idealne oblicze, to ta druga osoba może się po prostu wyprowadzić. I może tu być tyle samo udawania (albo i więcej), co gdyby nie mieszkali razem.

I co mogą udawać do końca życia?Jerśli pokażą swoje oblicze dopiero po ślubie i ta druga osoba nie będzie w stanie tego zaakceptować to przecież ryzykują rozwód.
maharet
Bywalec
 
Posty: 147
Dołączył(a): 10 sierpnia 2007, o 16:49
Lokalizacja: Niemcy

Postprzez Japan » 13 sierpnia 2007, o 15:38

u mnie u znajomych był przypadek - byli ze sobą 3 lata przed slubem, zamieszkali na miesiac przed datą slubu, uderzył ją na tydzeiń przed slubem, odwołała slub.

gdyby z nim nie mieszkala wyszłaby ze niego przekonana ze jest cudowny. A zawsze zarzekał sie ze kobiet sie nie bije. Takie zamieszkanie razem nie jest wcale głupie. ten przykład to potwierdza. pzodrawiam, pewnie mój post i tak zostanie usunięty bo nie ma tu miejsca na inne zdanie poza tym ze mieszkanie przed slubem jest beeee
Japan
Domownik
 
Posty: 16777214
Dołączył(a): 20 lutego 2007, o 15:32

Postprzez Ania x » 13 sierpnia 2007, o 16:16

Sosenko,
miałam tez podobny dylemat w narzeczeństwie. Napiszę Ci o moim doświadczeniu.

Spowiednicy wypowiadali się na ten temat różnie.
U mnie wyglądało to tak, że mąż mieszkał z mama i nie do końca dobrze to na niego działało, ja miałam chore nogi i potrzebowałam pomocy w domu, poza tym cienko przędłam finansowo, więc mieszkanie razem również finansowo było bardziej korzystne.

Patrząc się teraz na to z pewnej perspektywy:

Z jednej strony to, że mój mąż mieszkał ze mną trochę przed slubem było dla nas dobre. Narzeczeństwo to czas, kiedy wszyscy się trochę bardziej starają. U mnie w domu miał okazję poćwiczyć swój stosunek do kobiet, gdyż pozostawiał on trochę do życzenia. Przeszedł tez domowy kurs gotowania:)

Z drugiej strony sprawdzało się to u nas tak gdzieś do miesiąca. Osobiście myślę, że przykazanie dotyczące nie współżycia przed ślubem nie bierze pod uwagę pomysłu mieszkania wcześniej razem. Uważam, że jest dobre i naturalne... do momentu gdy mieszka się osobno.
Bo to nie jest naturalne, że dwoje kochających się osób mieszka ze sobą razem i nie może się do siebie zbliżyć. Ja sobie jeszcze jakoś radziłam, ale mój mąż w pewnym momencie (gdzieś po miesiącu) dostał bzika na moim punkcie pod względem seksualnym i stało się jasne, że jesli chcemy zachować czystość przed ślubem nie możemy mieszkać razem.

Poza tym mimo, że mielismy jakieś uzasadnione powody, by mieszkać razem, musze powiedzieć, ze bolało mnie jednak, że nie chcąc wcale nikogo gorszyć dawaliśmy niestety antyświadectwo. I mimo tego, że spowiednik ze względu na naszą szczególną sytuację dał mi zielone światło na mieszkanie razem z narzeczonym (spaliśmy w oddzielnych pokojach, czegoś innego w żadnym wypadku nie polecam), to kiedy zobaczyłam jak mojemu kumplowi - z którym wcześniej prowadziliśmy dyskusje na temat współżycia przedmałżeńskiego (ja przeciw, on za) - oczy wyszly z orbit, gdy skapnął się, że narzeczony mieszka (tzn. mieszkał) ze mną, coś we mnie zapłakało.

Dlatego: nie polecam mieszkania razem przed ślubem mimo, że wielu chrześcijan chyba już tak robi.

Niemniej: moja wypowiedź dotyczy przezyć moich i mojego męża, więc może być tak, że jakaś para będzie przeżywała sprawę inaczej, tzn. np. niebezpieczeństwa naruszenia czystości nie będzie, będzie miala jeszcze inne ważniejsze powody do mieszkania razem, środowisko zamieszkania będzie na tyle niezdeprawowane, że w ich schematach mieszkanie razem narzeczonych nie będzie nasuwało od razu życia w nieczystości, etc.
Ania x
Bywalec
 
Posty: 176
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 09:27

Postprzez Coya » 13 sierpnia 2007, o 20:57

I co mogą udawać do końca życia?Jerśli pokażą swoje oblicze dopiero po ślubie i ta druga osoba nie będzie w stanie tego zaakceptować to przecież ryzykują rozwód.


Niestety mogą. Tak, masz rację, ryzykują. Ale moim zdaniem po prostu mieszkanie przed ślubem nie jest najlepszym sposobem na poznanie się nawzajem. Można mieszkać razem i się nie poznać, można poznać się nie mieszkając razem. Oczywiście możliwe są sytuacje odwrotne. W moim odczuciu mieszkanie razem przed ślubem ma mimo wszystko więcej minusów niż plusów. Ale to moje zdanie, nikomu go nie narzucam :)
Coya
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 249
Dołączył(a): 15 maja 2006, o 21:45
Lokalizacja: Kraków

Postprzez brega » 14 sierpnia 2007, o 10:00

kasik napisał(a):brega, ale Pan Bog nigdzie nie zabrania nam mieszkac razem przed slubem. Nie wszyscy musza odrazu tez wspolzyc mieszkajac razem :)

Chinczyk nie wydmucha nosa przy Tobie, wiec ....


No Kasik, sama powiedz - nie współżyjesz z chłopakiem?
Pewnie są takie pary, które nie współżyją. Sama nawet znam jedną. Jednak dla obserwatora to nie jest istotne - on widzi fakt - mieszkają razem, więc prawdopodobnie współżyją, a jeśli nie - narażają się na niezaplanowane współżycie. Poza tym wspólne mieszkanie bez współżycia z czasem może okazać się ogromnym cierpieniem.
Jest jeszcze psychologiczny aspekt - na kursie przedmałżeńskim ksiądz - psycholog tłumaczył jeszcze jedną rzecz. Otóż jeśli mieszka się razem, z czasem zaczyna się czuć mężem i żoną - podział obowiązków, wspólna kasa etc. Ale wciąż się wie, że się tym małżeństwem nie jest. I stąd bolesne rozdwojenie. No i po ślubie chyba już nie będzie tak fajnie - wszystko nowe, nieodkryte, przenosiny przez próg i te sprawy. Nie będzie tego. Ale już ktoś o tym pisał.

PS. Chińczyk to nie to samo co Koreańczyk. :P
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez fiamma75 » 14 sierpnia 2007, o 10:35

Co do przenosin - ja zaliczyłam az dwa- pierwsze, gdy mąż się wprowadzał (wtedy był narzeczonym) i drugie jak wróciliśmy ze ślubu i wesela :D
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez maharet » 14 sierpnia 2007, o 11:56

brega napisał(a):
Jest jeszcze psychologiczny aspekt - na kursie przedmałżeńskim ksiądz - psycholog tłumaczył jeszcze jedną rzecz. Otóż jeśli mieszka się razem, z czasem zaczyna się czuć mężem i żoną - podział obowiązków, wspólna kasa etc. Ale wciąż się wie, że się tym małżeństwem nie jest. I stąd bolesne rozdwojenie.

Dlaczego rozdwojenie?Te sprawy o których p[iszesz nie koniecznie muszą być zarezerwowane dla małżeństwa, narzeczeństwo też może mieć wspólną kasę i podział obowiązków.
maharet
Bywalec
 
Posty: 147
Dołączył(a): 10 sierpnia 2007, o 16:49
Lokalizacja: Niemcy

Postprzez kasik » 14 sierpnia 2007, o 13:14

brega, oczywiscie ze wspolzyje z narzeczonym, ale to nie ma nic z mieszkaniem razem doczynienia. bez wspolnego mieszkania tez bysmy wspolzyli.
mysmy nie byli nawet 3 miesiace oficjalnie razem a juz zamieszkalismy razem. mamy niby wszystko jak malzenstwo, owszem tak jest, ale wiem ze przez sakrament bedzie inaczej. do tego nie potrzebuje mieszania osobno etc, bo malzenstwo to wiecej niz wspolne lozko, mieszkanie, konto czy wspolzycie.
kasik
 

Postprzez Jagienka » 11 września 2007, o 10:50

Ja bardzo sobie cenię tę chwilę, gdy po ślubie wraz z moim Mężem wprowadziliśmy się do wspólnego mieszkania. Bardzo cieszę się, ze nastąpiło to dopiero poślubie, a nie wcześniej. Zawsze bardzo zależało mi na tym, aby zamieszkać dopiero z mezem, a nie z chłopakiem, czy narzeczonym. Nie codziło nawet o kwestię wytrwania w czystości, bo to byla sprawa naszego innego postanowienia, w którym też udało nam się wytrwać i jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi. Myśle, ze wspólne mieszkanie i postanowienie życia w czystosci da się pogodzić, bo w końcu po ślubie też nie kazdego dnia małzenstwo jest razem w tym dosłownym znaczeniu. Sama też kwestia tzw. dawania świadectwa nie wydaje mi się być dobrym przykładem, bo jeśli chodzi o to, co pomysla czy powiedzą inni, to nidgy na to nie będziemy miec wpływu. A sami ludzie powinni postepować zgodnie z właściwym rozeznaniem tego, co dobre, a nie zgodnie z tym, co przypuszczają o innych ludziach na podstawie ich zachowania (np. "skoro oni mieszkają razem, to znaczy, ze wspólzyja, a skoro oni wspólzyją, to my tez mozemy").
Osobiscie uważam, że warto ze wspólnym zamieszkaniem zaczekać do ślubu. Nie ma najmniejszej potrzeby wczesniejszego sprawdzania się, a Sakrament naprawdę wiele zmienia. Dlatego najlepiej jest wraz z nim - Skaramentem rozpocząć wszystko - to nowe zycie razem, w małżeństwie i we wspólnym domu.
Pozdrawiam ciepło
Jagienka
Jagienka
Przygodny gość
 
Posty: 57
Dołączył(a): 10 września 2007, o 22:54

Postprzez Lucy. » 12 września 2007, o 21:38

Jako świeżo upieczona powiedzmy mężatka (4 miesiące po ślubie) wtrące krociutko swoją historię. Ja i mój narzeczony mieszkaliśmy razem przed ślubem przez ponad poł roku, najpierw w jednym , potem w drugim mieszkaniu i przez cały ten czas udało nam się zachować czystość, mimo spania w jednym łóźku...Pewnie trudno w to uwierzyć, Myślę, że sporo zależy od naszej osobowości, ja mam tak, że jak sobie przyrzekłam, postanowiłam, to nie było mowy, żeby sie "poddać", jestem ambitna i bylaby to dla mnie porażka. Poza tym nie ukrywam, że były momenty w żyiu, kiedy Bóg byl mi jedyną ostoją, bałabym się Go po tym zawieźć...
Jeszcze przed ślubem obawiałam się, że ta sytuacja nie jest dla nas niezdrowa, nie zaszkodzi nam, ie zablokuje na s jakoś na późniejszą miłość. Pewnie każdy seksuolog i psycholog zlapałby się za głowę. A nic takiego nie nastąpiło, kochaliśmy się pierwszy raz w kilka godzin po przebudzeniu po imprezie weselnej, było pięknie i nadal jest. Pięknie, zdrowo, normalnie. Seks nie wydaje mi się brudny, czy grzeszny, w małżeństwie jest przecież czymś świętym i tak też do niego podchodzę. W tej chwili jestem w trzecim miesiącu ciąży tak przy okazji.
To jedna sprawa. Bałąbym się komukolwiek doradzać: tak, zamieszkajcie razem przed ślubem, lub nie, nie można razem mieszkać, to sprawa bardzo indywidualna. Nam się udało, ale mówie, pewnie głównie pzrze moją ambicję, respekt przed Bogiem no i kultuę, szacunek do moich zasad mojego męża.
Druga sprawa to poznanie się przed ślubem. Otóż my byliśmy narzeczeństwem 3 lata, spędzalismy ze sobą przez cały ten czas całe godziny, dnie, codziennie, potem razem mieszkaliśmy...a i tak po ślubie tak dużo się zmienia...Zmienia się myślenie, wzajemne wymagania, oj bardzo dużo. Nie na lepsze, nie na gorsze, na inne.
I to chyba tyle, moja krótka historia, może komukolwiek coś pomoże :-)
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez Jagienka » 13 września 2007, o 10:20

Ja nigdy nie zapomnę naszej pierwszej wspólnej nocy, gdy po weselu położyliśmy się razem we wspólnym łóżku. Wczesniej bardzo pilnowaliśmy, aby nie dopuszczać do sytuacji spania w jednym łóżku nie dlatego, ze balismy się, ze zlamiemy nasze postanowienie trwania w czystości (bez przesady, to nie jest aż takie trudne gdy się kocha i szanuje), ale dlatego. ze uważamy, że to malzenstwo (a nie narzeczenstwo) jest wspólnotą, w której dwoje ludzi dzieli wspólne mieszkanie i wspólną sypialnię. To są pewne wartości, pewna tradycja, która niestety zanika. A my uwazamy, ze powinno się zrobić wszystko, aby w dzisiejszym świecie ocalić ją. To naprawdę cudowne uczucie zaczynac nowe życie - wspólne życie we wlaściwej kolejności. Jesteśmy bardzo szczęsliwi, ze nasza pierwsza wspólna noc - w jednym łózku, miala miejsce po ślubie, a nie wcześniej.
Jagienka
Przygodny gość
 
Posty: 57
Dołączył(a): 10 września 2007, o 22:54

Postprzez Lucy. » 13 września 2007, o 20:55

Cóż, no ten aspekt radości z pierwszych chwil małżństwa stety niestety nas ominął, prawdopodobnie jest to wielka radość i przeżycie móc obudzić się koło siebie pierwszy raz już po ślubie, choć ja też niczego nie żałuję i nie uważam się w żadn sposób za osobę mniej szcześliwą przez to, że mieszkaliśmy już razem na długo przed. Uważam że szeregowanie "właściwe- niewłaściwe" nie ma tu racji bytu. Ja jestem z siebie, nas dumna, że śpiąc razem nie musieliśmy np ostro walczyć z pokusami, szarpać się, grzeszyć i latać do spowiedzi, cierpieć z jakiegoś duszącego pożądania....Obiecalismy coś sobie i żadne z nas nie chciało/probowało tego zmienić. Mimo, że mój mąż niestety nie jest osobą jak to się modnie określa "praktykującą". Robił to dla mnie, z miłości do mnie, szacunku. Zaufał mi.
A spanie razem już po sakramencie, a przed nim, tez smakuje inaczej, choć pewnie wydaje się to niezrozumiałe. Po prostu żyje się inaczej w poczuciu "to jest mój mąż, juz na zawsze"... To jakoś, przynajmniej dla mnie bardzo wiele zmieniło.
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez Jagienka » 14 września 2007, o 00:43

Dla nas taka kolejnosć, o jakiej napisałam wczesniej była tą właściwą i dlatego zrobiliśmy wszystko, aby ją zachwać. Teraz jesteśmy szczęśliwi, ze nam się to udalo :-) Warto mieć ideały i dążyć do ich realizacji. To piękna i budująca nadzieję praktyka.
Pozdrawiam cieplutko i wszystkimzaręczonym i zakochanym życzę, aby udało im się wytrwać we wszystkich postanowieniach, które szczególnie sobie cenią. Obiecujemy (ja i mój ukochany Mąż) Wam pamięć w naszej modlitwie - specjalnie w tej intencji dobrego Waszego przygotowania do rozpoczęcia wspólnego życia.
Jagienka
Jagienka
Przygodny gość
 
Posty: 57
Dołączył(a): 10 września 2007, o 22:54

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 18 gości

cron