Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 11:50 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Decyzja o małżeństwie a materialne podstawy

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Decyzja o małżeństwie a materialne podstawy

Postprzez Magda-Słońce » 3 lutego 2006, o 19:50

Witam serdecznie na forum!
Jestem w związku od paru lat. Pojawiły się tematy ślubu i wesela. I tu zaczyna się mój problem. Nie jestem do końca pewna, czy to "ten na całe życie". Problem być może częsty. Moja niepewność jednak bierze się w zasadzie tylko i wyłącznie stąd, że nie jestem pewna materialnych podstaw naszego wspólnego bytu. Mój Luby zajmuje się muzyką. Pracuje,ale zarabia za mało (wg mnie, bo wg niego jest ok), żeby móc normalnie żyć. Poza tym jest bardzo wrażliwy i raczej zamknięty w sobie. Nie ma w sobie motywacji i inicjatywy (ja go pobijam na głowę, jeśli o to chodzi). Po prostu nie mogę sobie wyobrazić, jak ma on być głową rodziny, choć o twierdzi, że sobie poradzi i damy radę. Ja nie jestem w stanie mu uwierzyć. Bo to ja na razie jestem tą bardziej "decyzyjną" i myślącą o życiu stroną.

Ja też pracuję. Ale kto utrzyma rodzinę, jak urodzę dziecko/dzieci?Nie wyobrażam sobie powrotu do pracy od razu po macierzyńskim. Z jego pensji się nie utrzymamy. A dzieci pragnę jak niczego w świecie.

I wychodzi na to, że moja miłość jest interesowna (bo poza tym wszystko między nami dobrze i tak naprawdę musiałabym mu powiedzieć : "Nie wyjdę za Ciebie tylko dlatego, że boję się, że nie utrzymasz rodziny i nie będziesz umiał być odpowiedzialny").
No i przecież, jakby na to nie patrzeć, to wyrachowany materializm z mojej strony (boli mnie to bardzo, ale nie umiem - znając jego charakter -zaufać, kiedy mówi, że "jakoś to będzie").

Wiele razy słyszałam, żeby z artystami "nie marnować sobie życia". Że nie nadają się na mężów i głowy rodzin. Ale przecież nie mogę szukać męża patrząc na jego zarobki...
Jak pokochać bezinteresownie?
Jak pozbyć się lęku i niepewności? Nie mogę przecież żyć z głową w chmurach. Pieniądze są ważne. Próbujemy ciągle rozmawiać, ale kończy się na tym, że albo za dużo wymagam (z czym się nie zgadzam - po prostu chcę normalnie żyć i mieć dzieci), albo słyszę od niego, że "coś wymyśli" (ale co i kiedy, to już nie bardzo wiadomo).

Czy ktoś miał podobnie?

Wiem, że decyzja jest moja i tylko moja, ale może ktoś zechce spojrzeć na sprawę "świeżym" okiem.

Dziękuję z góry i pozdrawiam!
Madga
Magda-Słońce
Przygodny gość
 
Posty: 2
Dołączył(a): 3 lutego 2006, o 19:21
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez goska » 3 lutego 2006, o 20:01

Czesc Magdo,mój tata też jest artystą,ale gdy urodziło się drugie dziecko,tworzenie zostawił jako hobby i zmienił zawód-zeby utrzymac rodzinę.To chyba życie samo zmusza do odpowiedzialnosci:)
goska
Przygodny gość
 
Posty: 47
Dołączył(a): 11 stycznia 2006, o 16:18

Postprzez Niania » 3 lutego 2006, o 22:39

znasz swojego ukochanego - i wiesz zapewne czy potrafiłby się zachować tak jak tato Gosi...
pytanie istnieje też o to "ile Ci do szczęścia potrzeba"

Ja byłam rozkapryszoną pannicą - i chciałam startować w życie na pewnym gruncie. Ale na ten grunt musiałabym czekać dziesięć lat, a tego nie chcę, dlatego za pół roku boirę slub, choć zarobki mojego narzeczonego nie są wielkie, ja sama studiuję, mam stypendium naukowe, liczę na stypendium małżeńskie i poszukuje jakiejś pracy na pół etatu... by wiązać koniec z końcem, zapłacić za wynajmowany pokój (a tak marzyłam o kawalerce) i jeść gróle bez rarytasów - ale będę szczęśliwa będąc z kimś kogo kocham. Mój narzeczony skończył tylko technikum, pracuje fizycznie - więc jak artyści - nie zarabia dużo. I z drugiej strony - ja pretenduje do "artysty" - ale świadomość trudnych warunków nakazuje mi odłożyć przyjemności na później (ale nigdy nie zrezygnuje z tego co kocham - tego nie mależy wymagać, jedynie trzeba oczekiwać zmiany ośrodka ciężkości)
Więc - sama rozważ, zbadaj - jaką postawę przyjmuje Twój partner - lenia żyjącego w swoim świecie, czy człowieka kochającego swoje zainteresowania, ale mającego głowę na karku.
Niania
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 241
Dołączył(a): 2 stycznia 2005, o 17:57

Postprzez Kinia » 4 lutego 2006, o 11:40

Już chyba wiele razy polecałam w różnych wątkach rekolekcje weekendowe dla narzeczonych. My byliśmy, choć nie jesteśmy narzeczonymi i wiem, że nie my jedni. To świetny czas, w którym można poważnie zastanowić się nad wspólną przyszłością. Program tak jest skonstruowany, że zmusza do głębszego wejścia w różne problemy. Dla nas był to niezwykle cenny czas. Choć decyzji nadal nie podjęliśmy, to obydwoje czujemy się lepiej w naszym związku, jesteśmy spokojniejsi...nasza wzajemna miłość wzrasta :)

Mój ukochany ma duszę muzyka, pięknie gra...ale traktuje to jako hobby. Czy umiałabym związać się z nim, gdyby to było jego gł. zajęcie? To zależy od tego jaki miałby stosunek do nas jako rodziny, czy byłby w stanie poświęcić to co kocha, dla tego...co kocha bardziej :)
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez abeba » 4 lutego 2006, o 11:47

Moja rada - lepiej zrezygnuj! tym bardziej, że sama widzisz problem.
Mam nadzieję, ze mój mąż tego nie przeczyta, ale myslę że lepiej sie nie pobierac w takiej sytuacji. I załuję, że to zrobiłam.
Między nami też jest spora różnica - i w rodzinach z ktorych pochodzimy, i w mozliwościach na przyszłośc. I tak się bujalismy 3 lata na odległość, ja straciłam szanse wyjazdu na stypendium, bo nie wyobrażałam sobie by sie nie widzieć dłużej niż miesiąc. Teraz sie pobraliśmy, w naszym kraju jak jest kazdy widzi, najlepiej by było uciec. mam prace, ale żeby w niej sie rozwijac powinnam pojechac na jakies staże, jakis projekt miedzynarodowy, tymczasem mąż prawie nie mowi po angielsku, sam zaczal zaoczne studia, wiec nigdzie nie pojedzie przez 3 lata... jak te 3 lata miną, to już chętnie bysmy zostali rodzicami, wiec - nie pojedziemy nigdy. Wczoraj bylam na spotkaniu w gronie studentow miedzynarodowych, boże, jak pomyslalam, ze kiedyś to planowałam, a potem przez tę milośc sie poddalam.... W pracy wszyscy jezdza na narty, szef sie dziwi, że nie mam planów urlopowych, wczoraj kolezanka mnie podwiozla taaaką bryką jaką w zyciu nie jechałam. ale jej mąż pracuje w zagranicznym banku. A mój - zarabia tyle, że chyba ja mu sie dokladam do jego utrzymania. I pomysl, że tez jeśli masz głowę na karku znajdziesz taką pracę i CODZIENNIE Ci bedzie przykro, ze Twoja pensja idzie na jego utrzymanie a nie na wygodne mieszkanie, fajne zabawki dla dzieci, interesujące zycie, pasje, jak u twoich kolezanek z pracy.
Będzie Ci przykro, z czasem coraz bardziej, więc zastanów sie i wycofaj, poki możesz. to nie chodzi o sprawy materialne same w sobie, ale to rodzi frustracje, wyrzuty, rozczarowanie i po prostu bedziesz nieszczęśliwa. Chcesz mieć rodzinę, dzieci, a skonczysz w biedzie z jednym dzieckiem (o ile NPR nie zawiedzie) bo na wiecej nie bedzie kasy, i nadal będziesz go tak kochała????
Ja sie bałam tez że to by było egoistyczne i wstrętne, że jak mogłabym potem kogoś drugiego pokochać ("wiesz, jesteś lepiej ustawiony na przyszlosć, i dlatego Cie kocham"), ze to nieszczere. Ale życie masz jedno i szkoda je zmarnować. A to co teraz czujesz, to co sie czuje w czsie spotykania sie, to jest pikus, to w ogóle ne jest milosć i to minie jesli mądrze zdecydujesz.
Jesli sie nie wycofasz, to będziesz miala taki problem jak ja, że teraz musze sie nagimnastykowac, zeby z tego wspólnego życia cos wykrzesać, i byc uczciwa i wierna i a jednocześnie ukrywać przed nim że załuję....
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez Kinia » 4 lutego 2006, o 12:09

Abebo!
To zależy czego od życia oczekujesz. My mamy jakieś perspektywy, bo U kochany ma niezłe wykształecnie, ale póki co zdecydowanie nie zarabia kokosów, ja będę po studiach wyższych...i tyle bo o pracę trudno mi będzie. Bedziemy jakoś łączyć koniec z końcem, ale na narty w Alpy pewnie nigdy nie [pojedziemy....
A dla mnie to nie problem. Dzieci lepiej się wychowują, jak nie mają wszystkiego...a własciwie im mniej zabawek, tym lepiej dla nich ;) a my spokojnie możemy jeść produkty z niższej półki i ubierać się w niefirmowe ciuchy. To dla nas nie ma żadnego znaczenia. A żyć z kimś innym dlatego, że z nim będę miała "wszystko"... to nie dla nas.

Jeszcze takie doświadczenie z mojego zycia. Kiedyś mieliśmy sporo pieniędzy. Tata dobrze zarabiał. Wyjeżdżaliśmy na wczasy, miałam ładne ciuchy...a w domu były awantury. 4 lata temu Tata stracił pracę i dopiero od 0,5 roku ma nową. Było ciężko! mamy niezłe długi, ale ich miłość (rodziców) wzrosła. Za miesiąc jadą na rekolekcje dialogowe...może nauczą się rozmawiać ze sobą. Już żadko są awantury, a Tata potrafi nawet nas przytulić. Gonitwa za pięniądzem, zamiast Boga i miłości w sercu, to pewna droga do rozwodu... Ja dziękuję Bogu za ten czas, kiedy brakowało na chleb, bo musieliśmy zbliżyć się do siebie :) Bieda czasem jest czymś ubogacającym, jeśli się ją godnie przeżyje!
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez abeba » 4 lutego 2006, o 12:18

rozumiem - ale Magda piszę o sobie, ze jest ambitna, zmotywowana - próbuję sie wczuć w jej obecną sytuację i w to co moze i pewnie chce osiagnąć. i musi pamiętać, wśród jakich ludzi sie znajdzie. I żeby jej nie było wstyd, tak jak mi, powiedziec w pracy kim jest mój maż. Jakby byla wiejską nauczycielką to bym jej tego nie pisała, ale na to nie wygląda.
(nie myslcie ze dyskryminuje tu kogos - wychowałam sie w takim srodowisku, jakbym poprzestala na tym w swoich marzeniach, to teraz bym byla szczesliwsza)
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez Ewa M » 4 lutego 2006, o 15:17

A ja tak równoważąc wypowiedz Abeby opowiem inną historię. Znam dwie kobiety. Obie miały podobny problem, wybrać tego wrażliwego, bez pieniędzy czy tego co ma już dochody, zabezpieczone życie i też jest dobrym człowiekiem. Obie radziły się mam i obu mamy poradziły tego drugiego bojąc się o przyszłość córek i znając własne biedne życie. A teraz po kilku latach małżeństwa obie żałują...
Niby są zadowolone, nie mają na co narzekać, mężowie ich kochają, mają cudowne dzieci, ale obu zbyt często zdarza się płakać u mam na kolanach. Myślą, że źle wybrały.
Być może podobnie byłoby, gdyby wybrały tych pierwszych, niewiadomo. Życie małżeńskie nie jest baśnią "i żyli długo i szczęśliwie".
Musisz poważnie zastanowić się na co stawiasz w życiu, co jest dla ciebie najważniejsze. Ja postawiłam na ustabilizowanie, harmonię, ale i niewystawne życie, czasem z oczekiwaniem "do pierwszego". I wiem czego mogę oczekiwać od życia a na co nie mam co liczyć i pogodziłam się z tym. I choć wybuchają między nami czasem kłótnie o pieniądze to wiem, że w innych sprawach kłócić się nie będziemy.
Ale mimo, że opowiedziałam co ja wybrałam, mimo, że opowiedziałam te historię to nie daję ci odpowiedzi. Wybierz TYLKO TY, by potem się nie wylewać żalu na innych, że źle poradzili. Znasz siebie i w głębi serca wiesz czego najbardziej potrzebujesz.
Ewa M
Bywalec
 
Posty: 163
Dołączył(a): 30 listopada 2005, o 15:38

Postprzez darka » 4 lutego 2006, o 17:01

Magdo, można wyjść za bogatego biznesmana,którego firma kilka lat po ślubie zbankrutuje a długi pochłoną oszczędności.Może zdarzyć się tak,że zdrowy,wykształcony człowiek ulegnie wypadkowi i ciężar utrzymania rodziny spadnie na kobietę.Nie można kierować się ,ja tak myślę,wysokościa czyjejś pensji.Ale uwaga-obserwuj czy jest pracowity,skłonny do poświęceń,czy dopuszcza mozliwość zmiany zawodu,ewntualnie podjęcia dodatkowej pracy.
Znam wypadek,gdy żona była przedsiębiorcza,założyła małą firmę,potem mąż się przyłączył.Nie ma dwóch takich samych wypadków.

Jeśli naprawdę go kochasz,nawet w skromnych warunkach będziesz szczęśliwa.A to,że masz wątpliwości świadczy o twojej dużej dojrzałości,bo ty jako kobieta już myslisz o rodzinie,dzieciach,a wierz mi dla mężczyzny dzieci to abstrakcja-dopóki się nie pojawią.Jeśli twoj narzeczony jest człowiekiem dobrym i odpowiedzialnym(ty to najlepiej wiesz)-na pewno zrobi wiele dla ciebie i przyszłych dzieci.
darka
Przygodny gość
 
Posty: 98
Dołączył(a): 4 grudnia 2005, o 21:09
Lokalizacja: Kraków

Postprzez brega » 6 lutego 2006, o 18:10

W jednym z postów pojawiło się "stypendium małżeńskie". Czy ktos mógłby mi wyjaśnić, co to takiego?
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez misiacz » 6 lutego 2006, o 23:45

Magdo,

moim zdaniem czasem mężczyznę trzeba zmotywować, także do tego, by podjął jakąś dodatkową pracę, szukał źródeł dochodu. I zrobić to można w najprostszy sposób, planując budżet, który będzie Wam potrzebny w małżeństwie: ile na mieszkanie, rachunki, jedzenie, odzież, inne potrzeby etc. i jak się ma w stosunku do tego przewidywana suma dochodów.
Mój Mąż też nie był specjalnie przebojowy, choć jest wykształcony i ma dobry zawód, ja mam stypendium doktoranckie. Po ślubie starczało nam na życie od pierwszego do pierwszego, po pewnym czasie mąż zaczął dorabiać, mogliśmy kupić samochód, wziąć kredyt na mieszkanie. Teraz sam ma taką teorię, że właściwe proporcje w domowym budżecie są wtedy, gdy zarabia się co najmniej tyle, ile potrzeba na wydatki + przynajmniej 200 zł /mc na nieprzewidziane koszty związane z wypadkami losowymi (naprawą samochodu, lekarstwami itp.)

Moim zdaniem jeśli na innych płaszczyznach dobrze się rozumiecie i poza finansami nie masz wątpliwości, czy iść z nim przez życie, to wystarczy lekko go zmotywować, pokazać realia życia i porozmawiać o Twoich oczekiwaniach (oczywiście jeszcze przed ślubem :!: ). Ważne by był odpowiedzialny, a poczucie odpowiedzialności za rodzinę też może motywować do pracy.


No i może warto też, żebyś Ty pomyślała o swoich oczekiwaniach, co dla Ciebie jest "normalnym życiem", na odpowiednim poziomie. Bo piszesz na przykład, że nie wyobrażasz sobie powrotu do pracy po urlopie macierzyńskim, a to niestety w polskich realiach jest trudne do zrealizowania, nawet gdy ta jedna pensja nie jest tak niska. Zostanie w domu na urlopie wychowawczym to niestety pewien luksus, my też, mimo że dochody męża nie są niskie, nie moglibyśmy sobie na taki luksus pozwolić, przy wydatkach jakie mamy.

Pozdrawiam
misiacz
Domownik
 
Posty: 306
Dołączył(a): 30 września 2004, o 09:07

Postprzez Trulek » 7 lutego 2006, o 23:28

Na ślub zdecydowaliśmy się na studiach. Żadne z nas nie miało wątpliwości. Mieliśmy nadzieję, że damy radę. Poza tym z każdej sytuacji jest jakieś pozytywne rozwiązanie :) . Jesteśmy prawie 5 lat po ślubie. Jesteśmy szczęśliwi. Zajmuję się sztuką i mam 2 miejsca stałej pracy. Od momentu "bycia razem" mieliśmy wspólną kasę (w ogóle nas nie interesowało kto z nas ją zarobił) i tak już zostało. Polecam. Finansowo radzimy sobie wspólnie(mąż też pracuje), a w razie jakiś problemów będziemy musieli wyżyć z czyjejś 1 pensji i już. Czyjej to nie jest ważne...Mówi się trudno i żyje się dalej. W końcu ślubujemy na dobre i na złe i powinniśmy godnie i z szacunkiem przeżywać wszystko wspólnie. Porażki też.
Trulek
Przygodny gość
 
Posty: 55
Dołączył(a): 7 października 2005, o 12:41

Postprzez Ewa M » 8 lutego 2006, o 00:20

Brega,

podejrzewam, ze chodzi o stypendium, które można uzyskać podczas studiów, gdy się zawrze związek małżeński. Ale jak to jest to trzeba dopytać się w dziekanacie. Być może niewystarczy sam akt ślubu, ale jeszcze są dodatkowe wymagania...
Na naszej uczelni nie było czegoś takiego :cry: albo tak o tym rozgłaszano, ze nikt o tym nie słyszał. Ale może na innych uczelniach jest.
Ewa M
Bywalec
 
Posty: 163
Dołączył(a): 30 listopada 2005, o 15:38

Postprzez kasiama » 8 lutego 2006, o 09:51

No na pewno pierwszym warunkiem uzyskanie takiego stypendium są odpowiednio niskie dochody.
kasiama
Domownik
 
Posty: 832
Dołączył(a): 8 października 2004, o 06:33
Lokalizacja: Kraków

co jest sednem sprawy

Postprzez Gracja » 5 kwietnia 2006, o 14:21

Magdo,
po przeczytaniu Twojego postu odnioslam wrazenie, ze wlasciwy powod Twoich watpliwosci nie dotyczy pieniedzy i tego, czy bedziecie sobie mogli pozwolic na wyjazd w Alpy na wakacje itp, tylko tego, czy mezczyzna z ktorym jestes zwiazana potrafi wziac na siebie odpowiedzialnosc za rodzine i zapewnic jej stabilne zycie.
To jest wedlug mnie powazniejsza sprawa nic wysokosc zarobkow.
Moja rada jest taka:
zastanow sie, jak jest w innych dzidzinach, innych sytuacjach, takich nawet zwyklych, malych codziennych. Poobserwuj i odpowiedz sobie samej na pytanie, czy potrafisz mu zaufac, czy czujesz sie bezpiecznie.
Bo to sie w przyszlosci nie zmieni, niezaleznie od tego, jak wysokie zarobki bedzie mial Twoj ewentualny przyszly maz.
Jak podchodzi do swoich obowiazkow?
Czy w malych sprawach dotrzymuje slowa?
Czy mowi Tobie i innym ludziom prawde?
itp, sama bedziesz wiedziala.
Pozdrawiam serdecznie:-)
Gracja
Domownik
 
Posty: 319
Dołączył(a): 22 czerwca 2005, o 14:11
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez abeba » 5 kwietnia 2006, o 19:30

o rany, ale tu trułam ledwie 2 miesiące temu!!!
Wszystkich którzy czytają ten wątek uspokajam, ze u mnie wcale nie jest aż tak źle!
Mąz coraz usilniej mysli o zmianie pracy.. a poki co, nawet koledzy mu wymyślają strategie jak przekonać szefa do podwyzki (bo koledzy nie chcą by odszedł, jakie to słodkie). Ostatnio zaliczył angielski na studiach na 4, ostrzygł się i kupił sobie fajną torbę(musiał po nią iść do sklepu z młodziezowymi ciuchami i rozmawiać z jakimiś nastoletnimi sprzedawczyniami, wiecie, to trudne...) , o jakiej marzył, zupełnie sam, no po prostu inny człowiek!
Nadal nie wiem, jak zrobić by gdzieś wyjechać, ale co tam. Koleżanka od bryki nie wydaje mi się zbyt lotna umysłowo, więc nie wiem czy ją chcę nasladować..
No po prostu trzeba tez trochę myśle pozytywnie. realistycznie, al i pozytywnie.
Powodzenia w planach matrymonialnych i innych!!!
Ostatnio edytowano 5 kwietnia 2006, o 23:11 przez abeba, łącznie edytowano 1 raz
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez kukułka » 5 kwietnia 2006, o 20:54

W kontescie wypowiedzi abeby na ten temat - ja myśle, ze życie róznei sie układa. Ja np z miłosci 9 choc mój wtedy jeszce nie mąż a dziś juz mąż) do tego nie namawial, zrezygnowalam z doktoratu i stypendium w niemczech. mialam wielkie perpektywy. teraz zyje w malzenstwie, u rodziców w domu bo wlasnego sie jeszce nie dorobilismy, po slubie jestesmy 2 lata, aj mam juz 26, o dizeci sie jeszce nie staramy, choc ja bardzo dzieci pragne. problemy mamy rózne, niektóre bardzo trudne, naprawde i wiem, o czym mówie, chco problemow tych nei zamierzam tu opisywac, bo to nic nie da, wiec o modlitwe prosze tylko), a mimo tego wsyztkiego jestem tka normalnie szczesliwa. Wniosek : nie zawsze wyrzeczenie + nieszcescie. toz alezy od nas samych, naszgo charakteru, priorytetow - czy wazniejsza rodzian czy co innego.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Magda-Słońce » 6 kwietnia 2006, o 19:19

Fajne jesteście, że odpisałyście :)
To dobrze, abebo, że jest w porządku, bo faktycznie poprzedni post nie był za ciekawy :)
Masz rację, Gracjo. Oczywiście boję się, że to ja bardziej będę musiała być odpowiedzialna za rodzinę. Choć pewność finansowa też tu ma znaczenie (w kontekście małej inicjatywy mojego chłopaka).
Problem w tym, że ja nie wiem co robić. Ciągle się zastanawiam, czy to tego człowieka Bóg mi daje na męża.Czy to moja rola.
Chyba coś jest nie tak.Wiem,że mogę mu dać z siebie dużo-zastanawiam się jednak, czy małżeństwo to nie będzie okupione za dużym wkładem mojej pracy.Być może za wysoko stawiam poprzeczkę, ale jak mam ją obniżyć?Chciałabym, ale mi to nie wychodzi.

W małych, codziennych sprawach jest w porządku.
Choć temat odżył w "odpowiednim" momencie - mój Luby oszukał mnie wczoraj po raz pierwszy. Niby w małej sprawie, ale jednak.Zabolało bardzo.Wybczyłam rzecz jasna i dałam mu szansę. Ale cień pozostał :(
I bynajmniej mi to nie pomogło :( Aż mnie ukłuło, jak czytałam post Gracji :(
Ale już nie smęcę ;)
Pozdrawiam serdecznie
Magda
Magda-Słońce
Przygodny gość
 
Posty: 2
Dołączył(a): 3 lutego 2006, o 19:21
Lokalizacja: Warszawa

:-)

Postprzez Gracja » 7 kwietnia 2006, o 12:39

sprawa nie jest prosta, ale bardzo wazne jest to, ze sie zastanawiasz, szukasz Woli Boga. Ja ze swej strony moge Cie wesprzec modlitwa. O swiatlo Ducha Swietego, aby pokazal Ci prawde, ktora Cie wyzwoli:-)
Pozdrawiam serdecznie!
Gracja
Domownik
 
Posty: 319
Dołączył(a): 22 czerwca 2005, o 14:11
Lokalizacja: Warszawa


Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości

cron