Teraz jest 28 marca 2024, o 12:56 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Wierzący, ale nie praktykujący:-(((

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Wierzący, ale nie praktykujący:-(((

Postprzez Słoneczna » 30 stycznia 2006, o 23:58

Znamy się dwa lata, niedawno poprosił mnie o ręke... Kocham go i chcę z nim być, ale...
Wiedziałam do początku że jego wiara nie jest taka jak moja.. A może jest taka sama, ale inaczej ją widać... Miałam nadzieję, że z czasem "przyzwyczai" się do coniedzielnych wyjść do kościoła. Zresztą, wiele razy wychodziliśmy razem... Ale to chyba są złudne nadzieje... Boję się... Boję się moich samotnych wędrówek do kościoła.. Boję się pytać dzieci" dlaczego tata zostaje w domu, a my idziemy na msze???
Czy ejst tu jakieś wyjście... Ja tka bardzo nie chcę czuć, ze musze wybierać pomięzy wiarą, a nim...:-(
Słoneczna
Przygodny gość
 
Posty: 4
Dołączył(a): 30 stycznia 2006, o 23:36
Lokalizacja: Jastrzębie Zdrój

Re: Wierzący, ale nie praktykujący:-(((

Postprzez Tomek » 31 stycznia 2006, o 00:49

Witaj Słoneczna!
Słoneczna napisał(a):Znamy się dwa lata, niedawno poprosił mnie o ręke... Kocham go i chcę z nim być, ale... (...) Ja tka bardzo nie chcę czuć, ze musze wybierać pomięzy wiarą, a nim...:-(

Ty przez małżeństwo z 'niepraktykującym' raczej nie odejdziesz od wiary. Natomiast z tego co wiem, wiara tylko żony/męża może przyczynić się do zbawienia obu małżonków (niech lepiej potwierdzi/zaprzeczy temu ktoś lepiej zorientowany w teologii).
W mojej opinii to nie jest wybór pomiędzy Twoim narzeczonym a wiarą. Czuję, że poprostu wolałabyś i było by tak łatwiej, gdyby wybranek praktykował. Nie możesz go do tego zmusić ale możesz nakłonić go przykładem swojego życia. Prawdę mówiąć widziałem niejedną parę i małżeństwo gdzie dziewczyna skutecznie nawróciła męża (a przynajmniej skłoniła do tego, że grzecznie co niedziela chodzi do kościoła). Nie łudźmy się jednak - są i takie pary gdzie się to nie udało :-/

Mam taką osobistą teorię - jeśli chłopak był wychowywany w rodzinie katolickiej i kiedyś chodził do kościoła z rodzicami to w miarę łatwo powróci do tego zachowania. Szczególnie, gdy odejście od praktyki pojawiło się w okresie dorastania pod wpływem kolegów. W przypadku gdy nigdy nie chodził do kościoła, to dobrym znakiem może być ogólne zainteresowanie religią (np. we wczesnej dorosłości tak niektórzy mają, że szukają jakiś głębszych podstaw pod swoją postawę życiową).

Pytanie raczej czy jesteś gotowa na trud życia z mężem, który nie praktykuje. Na pewno przyda Ci się jakiś dobry doradzca duchowy.

Pozdrawiam!
Tomek
Tomek
Bywalec
 
Posty: 119
Dołączył(a): 22 stycznia 2006, o 02:21
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Re: Wierzący, ale nie praktykujący:-(((

Postprzez Wiki » 31 stycznia 2006, o 02:23

Tomek napisał(a):Ty przez małżeństwo z 'niepraktykującym' raczej nie odejdziesz od wiary.


Czytanie wprzyszlosci, zwlaszcza ludzi, ktorych nie znamy... to lubie :?
To czy wytrwasz w wierze, jest wazne, ale tego nie przewidzi nikt, nawet ty sama. W czasie potrafi sie duzo zmienic i to nie tylko na plus.Moge podac przyklady malzentwa, gdzie wiara jednego z malzonkow promieniuje na drugiego i on tez zaczyna Boga odnajdywac, znam tez takich, gdzie wiara osoby mocno wierzacej po slubie stoponiowo ostygla.

To jest sprawa miedzy toba a Bogiem i wami narzeczonymi/malzonkami.

Jednak sprawy, ktore ty sama widzisz, jak wychowanie dzieci czy wczesniej samotne wyjscia do kosciola, pojawia sie. Slysze w rodzinie tego typu stwierdzenia: jak bede duzy to nie bede chodzil do kosciola jak tato, nikt mnie nie bedzie zmuszal. Do tego dochodzi czesto bezpodstawna krytyka kosciola, wyjazdy na weekend z pominieciem zaplanowania mozliwosci Mszy, fakt na poczatku bylo inaczej, a potem stopniowo...

Nie zawsze musi byc otwarcie negatywna postawa, ale sam rozdzwiek, gdy mama z dziecmi do kosciola, a w tym czasie tato w parku z psem. Moga dojsc tez inne kwestie posrednio zwiazane z wiara, swiatopoglad.

Takie malzenstwa moga byc szczesliwe, ale na pewno bedzie znacznie trudniej i ryzyko utraty swojej wiary wieksze.

Zycze ci dobrej omodlonej decyzji. I odwagi w jej realizacji, niezaleznie, co zdecydujecie.
Wiki
Przygodny gość
 
Posty: 42
Dołączył(a): 3 listopada 2004, o 10:33
Lokalizacja: Melbourne Australia

Re: Wierzący, ale nie praktykujący:-(((

Postprzez Tomek » 31 stycznia 2006, o 03:46

Wiki napisał(a):
Tomek napisał(a):Ty przez małżeństwo z 'niepraktykującym' raczej nie odejdziesz od wiary.

Czytanie w przyszlosci, zwlaszcza ludzi, ktorych nie znamy... to lubie :?

Dziękuje Wiki za zwrócenie mi uwagi.
Wyraziłem swoje zdanie odnosząc się do własnych doświadczeń. Popełniłem błąd wiedzy 'zdroworozsądkowej' polegający na rozszerzeniu analogii oraz fałszywym interpretowaniu zjawisk współwystępowania i przyczynowości. Problem jednak w tym, że są to powszechnie stosowane heuterystyki, które zwykle ułatwiają (a przynajmniej upraszczają) nam życie. Poza tym często ludzie oczekują od nas nie tylko informacji, ale także przestawienia własnego osądu sprawy. Mi osobiście czasami ciężko ocenić czy się nie 'zagalopowuje' w dzieleniu się swoimi spostrzeżeniami. Dlatego raz jeszcze dziękuje za zwrócenie mi uwagi.

Pozdrawiam!
Tomek
Tomek
Bywalec
 
Posty: 119
Dołączył(a): 22 stycznia 2006, o 02:21
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Re: Wierzący, ale nie praktykujący:-(((

Postprzez Słoneczna » 31 stycznia 2006, o 11:48

Bardzo, bardzo dziękuję za każde słowo:)
Tomku, napisałeś "z tego co wiem, wiara tylko żony/męża może przyczynić się do zbawienia obu małżonków (niech lepiej potwierdzi/zaprzeczy temu ktoś lepiej zorientowany w teologii)". Bardzo chciałabym aby ktoś to potwierdził. To bardzo dla mnie ważne i budujące słowa.

"W mojej opinii to nie jest wybór pomiędzy Twoim narzeczonym a wiarą. Czuję, że poprostu wolałabyś i było by tak łatwiej, gdyby wybranek praktykował. Nie możesz go do tego zmusić ale możesz nakłonić go przykładem swojego życia". Staram się, nprawdę się staram to robić. Ale jest też tak, ze dlatego że to tylko ja się staram jest to staranie trudniejsze. Gdy co niedzielę wychodziłam z rodzicami na Mszę było to zupełnie oczywiste i nie podlegało żadnej dyskusji, nie trzebabyło się nad niczym zastanawiać. Teraz, gdy nie mogę iść razem z nim, zostaje jakiś niepokój. To to o czym pisze Wiki. Mam nadzieję, ze moja wiara z tegto powodu nie osłabnie... Ale to nadzieja... Pewności nie ma...

"Mam taką osobistą teorię - jeśli chłopak był wychowywany w rodzinie katolickiej i kiedyś chodził do kościoła z rodzicami to w miarę łatwo powróci do tego zachowania. Szczególnie, gdy odejście od praktyki pojawiło się w okresie dorastania pod wpływem kolegów."
Rafał pochodzi z rodziny katolickiej i chodził z rodzicami do kościołam, ale rodzina jest nie do końca w tej kwestii w porządku. Jego rodzice się rozwiedli, każde z nich ma nowego partnera - męża, żonę. Po ich rozwodzie Rafał zaczął żyć na własny rachunek, do kościoła rzadko chodził. Kiedyś mi powiedział, ze trochę na zasadzie "na złość mamie odmrożęsobie uszy" - bo nawet gdy chciał iść ,a mama podczas rozmowy telefonicznej pytała, czy chodzi do kościoła, to ochota mu przechodziła.

"Pytanie raczej czy jesteś gotowa na trud życia z mężem, który nie praktykuje. Na pewno przyda Ci się jakiś dobry doradzca duchowy." To jest w tym najtrudniejsze. Gdybym wiedziała, ze jestem do tego przygotowana prawdopodobnie teraz bym się tak nie miotała i nie martwiła. A doradca duchowy? Zastanawiam się nad kimś kto mógł by nim być - mam nadzieję, ze Bóg postawi na mojje drodze życia kogoś właściwego:)
Słoneczna
Przygodny gość
 
Posty: 4
Dołączył(a): 30 stycznia 2006, o 23:36
Lokalizacja: Jastrzębie Zdrój

Re: Wierzący, ale nie praktykujący:-(((

Postprzez Słoneczna » 31 stycznia 2006, o 12:00

... Jego rodzice się rozwiedli, każde z nich ma nowego partnera - męża, żonę. Po ich rozwodzie Rafał zaczął żyć na własny rachunek, do kościoła rzadko chodził. Kiedyś mi powiedział, ze trochę na zasadzie "na złość mamie odmrożęsobie uszy" - bo nawet gdy chciał iść ,a mama podczas rozmowy telefonicznej pytała, czy chodzi do kościoła, to ochota mu przechodziła.

"Pytanie raczej czy jesteś gotowa na trud życia z mężem, który nie praktykuje. Na pewno przyda Ci się jakiś dobry doradzca duchowy." To jest w tym najtrudniejsze. Gdybym wiedziała, ze jestem do tego przygotowana prawdopodobnie teraz bym się tak nie miotała i nie martwiła. A doradca duchowy? Zastanawiam się nad kimś kto mógł by nim być - mam nadzieję, ze Bóg postawi na mojje drodze życia kogoś właściwego:)
Słoneczna
Przygodny gość
 
Posty: 4
Dołączył(a): 30 stycznia 2006, o 23:36
Lokalizacja: Jastrzębie Zdrój

Re: Wierzący, ale nie praktykujący:-(((

Postprzez ola78 » 31 stycznia 2006, o 12:39

Słoneczna napisał(a):Gdy co niedzielę wychodziłam z rodzicami na Mszę było to zupełnie oczywiste i nie podlegało żadnej dyskusji, nie trzeba było się nad niczym zastanawiać.

A może właśnie trzeba się zastanowić DLACZEGO idę na mszę - czy to tylko bezrefleksyjny coniedzielny rytuał? Piszesz, że miałaś nadzieję, że narzeczony "się przyzwyczai" do codziedzielnych wyjśc do kościoła. Naprawde chcesz, zeby chodził z przyzwyczajenia albo tylko dlatego, żeby dzieci nie zadawały trudnych pytań? Przemyśl, dlaczego Ty praktykujesz, to może łatwiej będzie Ci rozmawiać z mężem. Czy on w ogóle nie wierzy w Boga - a w takim razie w CO wierzy? Czy może wyznaje zasadę: "Bóg - tak. Kościół - nie". A wówczas się trzeba wspólne zastanowić dlaczego tak myśli.
Kiedyś mi powiedział, ze trochę na zasadzie "na złość mamie odmrożę sobie uszy" - bo nawet gdy chciał iść ,a mama podczas rozmowy telefonicznej pytała, czy chodzi do kościoła, to ochota mu przechodziła.

No nie jest to motywacja szczególnie głęboka. Po pierwsze - to już może niedługo bedzie Twoim mężem i wtedy nie mamie bedzie robił w ten sposób na złość - tylko Tobie. Po drugie - pasowałoby się lepiej przyjrzeć tym jego słowom. W końcu jego mama jest po rozwodzie i żyje z innym mężczyzną . Moze go drażni, że osoba, która sama jest trochę "na bakier" z nauczaniem Kościoła go poucza? Oczywiście, ja nie oceniam jego mamy - to nie moja sprawa.
Moja rada - wysłuchaj go bardzo spokojnie i cierpliwie. Niech poda swoje argumenty, a Ty mu opowiedz dlaczego praktykujesz.
ola78
Bywalec
 
Posty: 138
Dołączył(a): 24 listopada 2005, o 15:45

Postprzez goska » 31 stycznia 2006, o 12:54

Słoneczna,ja myślę,że możecie razem odbyć kurs przedmałżeński prowadzony np.przez dominikanów,jezuitów.W końcu samo uczestnictwo w kursie nie zobowiązuje do decyzji o ślubie,a może rozjaśni wiele spraw.

Jeśli nie może spróbujcie dotrzeć do księdza(zakonnika),który prowadzi takie kursy albo jest doradcą małżeńskim i poprosicie o rozmowę,radę.
To są tak delikatne sprwy,że trudno coś autorytatywnie doradzać,ale zostawienie sprawy ,,niedogadanej'', niewyjaśnionej tęż nie jest dobre...


Myślę,że wazne będzie ustalenie stosunku narzeczonego do npr,(włącznie z kwestią nieplanowanych ciąż),obchodzenie świąt,wychowanie religijne dzieci( polecam zajrzec J.Pulikowski,,Warto być ojcem''-bo jednak rola ojca w wychowaniu religijnym dzieci jest bardzo wazna).

Kompletnie nie wiem jak o tym pisac,ale kwestia spowiedzi-czy mąż będzie się spowiadał (poprawiał) czy będzie niestety zył w permamentnym stanie grzechu....A przy problemach i wyborach zyciowych(tych trudnych) -jaką hierarchią wartości będzie się kierował?

Jeśli chodzi o to nieszczęsne ,,chodzenie do koscioła''.-to dojrzała wiara jest zobowiązaniem podjętym z milości do Jezusa.Milosci konsekwentnej,niezależnie czy chce mi się chodzic,czy mnie ksiądz drażni,czy mam ochotę,nastrój,ktoś mi kaze.Wiara nie zależy od emocji.
A im trudniejsze jest uczestnictwo w Eucharystii tym więcej warte.(nie chcę straszyć,że opuszczanie Mszy Sw.niedzielnej jest grzechem cięzkim,ale to fakt)

Na koniec:znam takie małzenstwa,gdzie jedna strona jest niewierząca,w końcu ,,wszystko można w TYM ,który nas umacnia'':).
Z twoich postów wynika,że jesteś bardzo odpowiedzialną osobą,myślę,że wszystko dobrze się ułozy.
Ostatnio edytowano 31 stycznia 2006, o 20:50 przez goska, łącznie edytowano 1 raz
goska
Przygodny gość
 
Posty: 47
Dołączył(a): 11 stycznia 2006, o 16:18

Postprzez groch » 31 stycznia 2006, o 15:22

Droga Słoneczna,

ja jestem mężatką od pół roku i mam właśnie takiego męża, jak Ty narzeczonego. Nie jest to łatwa sytuacja, bo trzeba być sinym za dwoje.
Moja rada: po pierwsze usiąść z połówką (mam na myśli oczywiście lubego a nie alkohol :wink: ) i obgadać całą sytuację - powiedz, co myślisz i czujesz, zapytaj go jak wyobraża sobie dalsze życie, wychowanie dzieci. Będziesz miała jasność, a z drugiej strony on też zacznie się nad tym zastanawiać i może dojdzie do fajnych wniosków. Po drugie: jednocześnie modlić się do Pana i zapytać czy On chce, żebyście byli małżeństwem. Jeśli chce to w sumie nie masz za dużo do gadania... :wink: A jeśli nie chce, to da Ci to do zrozumienia.

Jeśli zdecydujecie się na wspólne życie to trzeba się przygotować, że może nie być łatwo. Czasem przyjdzie zwątpienie, poczucie niemocy. Ale może będzie dana ogromna radość, gdy widzi się modlącego męża :D To jest też dobry sprawdzian dla nas "praktykujących" - bo osoba sceptyczna bacznie obserwuje i wychwyci nasz fałsz i nasze potknięcia też. To jest taka trochę praca u podstaw ze sobą i z tą wspomnianą połówką. Mnie nie jest łatwo i można to przeczytać też na forum pomocy Katolika - dużo zależy od tego, jak mocno samemu jest się silnym wiarą. Ale podobno w miłości nie ma rzeczy niemożliwych, więc modlę się za siebie i męża. Ja w narzeczeństwie też miałam takie wątpilwości, jak Ty, Bóg jednak chciał, byśmy byli małżenstwem i chyba nawet domyślam się dlaczego. Dlatego staram się za siebie i za męża i ufam, że Pan widzi (także moje upadki) i pomaga.

Miłości niestety nie da się zamknąć w sztywne ramy - pewnie, że z wierzącym byłoby łatwiej, ale czasem po prostu nie może być łatwiej.
Życzę tej właściwej decyzji!
groch
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 29 września 2004, o 13:26

Wierząca Niepraktykująca

Postprzez A.Nobel » 2 lutego 2006, o 15:24

Droga Słoneczna...
Nie zaglądałem na forum od ponad roku, a właśnie wczoraj miałem długą rozmowę z ukochaną (jeszcze nie narzeczoną, ale wszystko wskazuje na to, że przyszłą...) na ten temat. Ona czuje Boga w sobie, wierzy w część dogmatów kościoła rzymsko-katolickiego, ale do kościoła nie chodzi, bo nie widzi takiej potrzeby. Akceptuję ją taką, jaką jest i powiedziałem jej to. Ona akceptuje mnie z moją religijnością. Powiedziałem jej, że potrzebuję jej wsparcia w... mojej wierze.
W tym, że niedziela ma być dla nas świętem rodzinnym, a dla mnie dodatkowo świętem religijnym. Ona z domu wyniosła poczucie, że niedziela jest takim samym dniem, jak każdy inny. Ale postanowiliśmy sobie, że poza ważnymi wyjątkami, w niedzielę nie będziemy sprzątać, robić zakupów itd, itp... Że będzie to dla nas ważny dzień.
Powiedziałem jej też, że chcę razem z nią/przy niej modlić się do Boga...

Co prawda jest to tylko mały krok, ale myślę, że ważny. Dla mnie usłyszeć od ukochanej: będę Cię wspierała w Twojej wierze, to bardzo dużo...
Życzę Ci [podobnych doświadczeń. :)
_____________________________________________________________
Wszystko jest względne, tylko Miłość... bezwzględna...
A.Nobel
Przygodny gość
 
Posty: 5
Dołączył(a): 8 lipca 2003, o 10:41

Re: Wierzący, ale nie praktykujący:-(((

Postprzez Księżyc » 2 lutego 2006, o 16:09

Słoneczna napisał(a):Bardzo, bardzo dziękuję za każde słowo:)
Tomku, napisałeś "z tego co wiem, wiara tylko żony/męża może przyczynić się do zbawienia obu małżonków (niech lepiej potwierdzi/zaprzeczy temu ktoś lepiej zorientowany w teologii)". Bardzo chciałabym aby ktoś to potwierdził. To bardzo dla mnie ważne i budujące słowa.

No więc postaram się trochę przybliżyć tą sprawę :wink: Najpierw spójrzmy co mówi na ten temat Katechizm:
KKK napisał(a):1637 W małżeństwach, gdzie występuje różnica religii, strona katolicka ma szczególne zadanie: "Uświęca się bowiem mąż niewierzący dzięki swej żonie, podobnie jak świętość osiągnie niewierząca żona przez <<brata>>" (1 Kor 7,14). Wielką radością dla współmałżonka chrześcijańskiego i dla Kościoła jest, jeśli to "uświęcenie" doprowadzi w sposób wolny do nawrócenia drugiej strony na wiarę chrześcijańską. Szczera miłość małżeńska, pokorna i cierpliwa praktyka cnót rodzinnych oraz wytrwała modlitwa mogą przygotować niewierzącego współmałżonka do przyjęcia łaski nawrócenia.

Twoja wiara może się pryczynić do zbawienia Ciebie i małżonka w ten sposób, że dzięki Tobie się nawróci i rozpocznie życie duchowe, które przybliży go ku Bogu. To nie jest tak, że fakt iż jesteś wierząca sprawi, że to Twoje decyzje, Twoja wiara i Twoje uczynki zamiast uczynków/wiary/decyzji Twojego narzeczonego/męża będą brane pod uwagę w sprawie jego zbawienia. Mówiąc prościej: Twoje "plusy" nie będą policzone i jemu, tylko dlatego że jesteście małżeństwem - za to Twój wpływ może mu pomóc stać się na +. :wink:
Księżyc
Przygodny gość
 
Posty: 71
Dołączył(a): 12 maja 2005, o 22:28

Postprzez Słoneczna » 2 lutego 2006, o 19:36

Jeszcze raz dziekuję za każde słowo:)
Napisaliście o wielu rzeczach, które sama musze przemyśleć i przemodlić. Mam nadzieję, że to przygotuje mnie do tej ważnej rozmowy. Bo ona musi nastąpić. Zresztą już jakiś czas o tym rozmawialiśmy,ale we pozostała we mnie jakaś niepewność, uczucie "niedogadania" więc chyba to znak, ze do rozmowy trzeba wrócić.
Pozdrawiam Was bardzo ciepło:)
Słoneczna
Przygodny gość
 
Posty: 4
Dołączył(a): 30 stycznia 2006, o 23:36
Lokalizacja: Jastrzębie Zdrój

Re: Wierzący, ale nie praktykujący:-(((

Postprzez Niania » 2 lutego 2006, o 20:09

Słoneczna napisał(a):Wiedziałam do początku że jego wiara nie jest taka jak moja.. A może jest taka sama, ale inaczej ją widać... Miałam nadzieję, że z czasem "przyzwyczai" się do coniedzielnych wyjść do kościoła.

(...)

Boję się pytać dzieci" dlaczego tata zostaje w domu, a my idziemy na msze???
Czy ejst tu jakieś wyjście... Ja tka bardzo nie chcę czuć, ze musze wybierać pomięzy wiarą, a nim...:-(


raz piszesz że Ty chodzisz codzień do kościoła a on tylko czasem, a potem czynisz go zupełnie nie chodzacym na Msze św.
to jak jest?
bo jeśli on "nie lata" do kościoła co dzień - to wierz mi znam wielu katolików niedzielnych dużo lepszych od tych klęczących non stop.

a jeśli wogóle nie czuje potrzeby chodzenia do kościoła - to już inna bajka.
Niania
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 241
Dołączył(a): 2 stycznia 2005, o 17:57

Postprzez Tomek » 2 lutego 2006, o 22:05

Witaj Niania!

Też na początku się na to 'nabrałem'. Słoneczna napisała: "coNIEDZIELNYCH wyjść do kościoła" a nie "codziennych" :-)

Pozdrawiam!
Tomek
Tomek
Bywalec
 
Posty: 119
Dołączył(a): 22 stycznia 2006, o 02:21
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Postprzez Niania » 3 lutego 2006, o 00:11

gafa, :oops: :lol:
więc jednak Słoneczna ma rację problemując się z tym - zwłaszcza jeśli ona chodzi codzień... bo to potęguje jeszcze róznicę.
może zaciągnełabyś go do jakiejś wspólnoty? może tak odkryłby sens Mszy?
Niania
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 241
Dołączył(a): 2 stycznia 2005, o 17:57

Postprzez Kasia_Kowalska » 21 października 2009, o 23:10

A co zrobić jeśli chłopak jest dużo bardziej oczytany i posiada dużo większą wiedzę w kwesti Pisma Świętego - i mówi, że wierzy w Boga a nie w Kościół Katolicki? Kiedyś, koleżanka namówiła go na rozmowe z duchownym na przystanku woodstock chyba - zalał go takimi argumentami, że jedyne co mu odpowiedział ów duchowny to to, że najważniejsze jest to, że Bóg go zawsze kocha i odszedł?
Kasia_Kowalska
Przygodny gość
 
Posty: 3
Dołączył(a): 21 października 2009, o 16:01
Lokalizacja: WArszawa

Postprzez kami79 » 21 października 2009, o 23:28

ja tez kiedys znalam takiego czlowieka. bylam wtedy nowo nawrocona a on niby byl satanista ale Pismo Swiete znal sto razy lepiej ode mnie. jego slowa tak mocno mnie wbily w ziemie ze na dlugi czas zwatplilam w swoja wiare.
Pismo Swiete to jeden z fundamentow na jakich opiera sie nasza wiara. mozna znac je na wylot ale jesli nie rozwaza sie zawartych w nim slow w odpowiednim kontkscie, opierajac sie rowniez na bogatej tradycji Kosciola, pismach swietych, jesli widzi sie calosci przekazu Biblii jako tajemnicy milosci Boga ktory zechcial objawic sie czlowiekowi w Swoim Synu aby zbawic w swiat, to prozna jest to wiedza.
w Pismie Swietym jakby sie dopatrzec jest mnostwo sprzecznych informacji. z jednej strony np. zakaz zabijania w dekalogu a zaraz potem opisy okrutnych rzezi dokonywanych przez wiernych w imie Boga. ktos kto czyta to jako suche fakty nigdy nie pojmie glebi tresci ani sensu tych wydarzen.do tego wlasnie potrzebny jest nam Kosciol ktory wyjasnia prawdy ktore zostawil nam Bóg na kartach swego Pisma.
nie dziwie sie ze ksiadz odpowiedzial mu jedynie ze Bóg go kocha, bo to jest najwazniejsze przeslanie naszej wiary. mozna platac sie w dociekaniach, w dyskusjach, przedstawiac argumenty zeby zagiac jakiegos ksiedza czy swieckiego katolika. tak naprawde to czesto osoby przedstawiajace zarzuty nie sa dobrymi wspolnikami w dyskusji bo sa zbyt mocno zafiksowane w swoich argumentach i zadne slowo nie jest w stanie zmienic ich myslenia.czasem wiec lepiej milczec i modlic sie o swiatlo Ducha swietego dla takiego czlowieka niz toczyc z nim slowne batalie
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Postprzez Kasia_Kowalska » 21 października 2009, o 23:50

Problem jest tylko taki, że on na każdy argument ma inny kontrargument. Nie jest satanistą, ale skończył studia, które dały mu możliwość zdobycia bardzo dużej wiedzy na ten temat. On nie jest złym człowiekiem, sama bardzo go lubię tylko nie wiem jak można mu pokazać sens chodzenia na Msze, sens chodzenia do Kościoła. Nie wiem chyba sam Pan musiał by stanąć u niego w pokoju, żeby go przekonać.
Kasia_Kowalska
Przygodny gość
 
Posty: 3
Dołączył(a): 21 października 2009, o 16:01
Lokalizacja: WArszawa

Postprzez arTemida » 23 października 2009, o 20:17

Ja byłam w identycznej sytuacji i od początku związku modliłam się abym nie muiala sama chodzić do kościoła.Po roku zaczęliśmy chodzić razem.Chodzimy do teraz, mam nadzieje że tak już będzie zawsze.
Od początku zależało mi na tym aby zobaczył w wierze coś więcej niż banalny rytuał bo mój spowiednik opowiadał mi sytuację swojej koleżanki która po 10 latach mówi że kocha męża ale żałuje bo inaczej sobie wyobrażała życie z osobą która nie chodzi do kościoła-ona sama rozluźniła swoje kontakty z kościołem bo nie było nikogo kto by ją do tego namawiał.
arTemida
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 19 października 2007, o 19:06
Lokalizacja: poznań


Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości

cron