Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 20:13 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Strach przed samotnością

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez kartofelka » 13 lipca 2004, o 10:03

:roll: nie..wcale nie tak gallant....czy to takie dziwne ? no tak..jak niektórzy słyszą, że mam tyle lat i nigdy nie bylam w żadnym związku to faktycznie nie wierzą...a ja zawsze byłam sama i nigdy nikt sie nie starał o moje względy...nawet jak teraz ja sama sie staram kogos poznać przez internet to kiepsko to wygląda....
mam jakichś znajomych, ale nigdy nie wykazywali specjalnego zainteresowania mną w tej "konkretnej materii"...
i to niesprawiedliwe mówić o mnie, że to moja wina, bo pewnie mam potencjalnych kandydatów ale nie umiem sie zdecydować albo czekam na księcia z bajki....inna sprawa, że faktycznie nie wyszłabym za tzw."pierwszego lepszego", bo jakies kryteria zawsze muszą być spełnione...w pewnych sprawach można iść na kompromis, w innych nie bardzo...ale to nie są wymagania ideału na pewno..i to niesprawiedliwe, żebyś mnie o to posądzał :( nie mam nikogo "na zapleczu"
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

samotność

Postprzez agusia » 13 lipca 2004, o 10:40

Kartofelko nie przejmuj się tak bardzo. Ja zanim poznałam swojego narzeczonego też nie byłam w żadnym '" związku". Miałam wprawdzie kolegów,ale nie wchodziła w rachubę bliższa znajomość. Dopiero po kilku spotkaniach z narzeczonym zaczęłam go traktować jako potencjalnego kandydata. Moja siostra jeszcze nie miała żadnego chłopaka i dzielnie sobie radzi.
Uszy do góry i miłego odpoczynku. Mój dopiero we wrześniu, a już naprawdę jestem zmęczona.
pozdrawiam :wink: :lol:
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

Postprzez kartofelka » 13 lipca 2004, o 11:20

oj Agusia...tylko ile ja mam lat a ile Ty miałas jak go poznałaś ?
co do urlopu to faktycznie.....ja tez go potrzebuje bo nie mialam od dwóch lat.....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

samotność

Postprzez agusia » 13 lipca 2004, o 11:30

teraz mam 27 lat. No ale już ktoś Tobie pisał o osobie , która poznała swojego przyszłego męża mając więcej niż ja.
:P :P
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

Postprzez kartofelka » 13 lipca 2004, o 11:34

:( no tak..zawsze mozna czekac nawet do 40-stki i w zwyż....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Kinia » 13 lipca 2004, o 13:16

Kartofelko!
wiesz ja mam znajomą, która wyszla za mąż po trzydziestce. Teraz jest mamą trójki dzieciaczków i jest naprawadę bwrdzo szczęśliwa. Sama bylam szalenie niecierpliwa, choć mam dopiero 20lat, ale teraz na spokojnie to twierdzę, że lepiej poczekac, a na dobrego... Zresztą trzeba zufać Bogu...przecież jeśli masz powolanie do małzeństwa to nie zostawi Cię na lodzie, nie? Slyszalaś, żeby jednym z przymiotow Bozych bylazłośliwość? NIE!!!bo nie jest!!! i dlatego napewno spotkasz tego jedynego... A swoją drogą to jesteś może w jakiejś wspolnocie...tam można poznać porządnych facetow...albo w Ruchu Czystych Serc...
Jak ja panikowalam,że nikt mnie nie chce, to znajomy zakonnik powiedzial mi, żebym zajęla się czymś na służbę bliźnim, a Pan Bóg zajmie się mną :) grunt to przestać o tym ciągle rozmyślać...ja to jeszcze niedawno wpasalam w obsesję....no, a teraz mam narzeczonego...i też są problemy i ciągle się martwię....
Pozdrawiam Cię cieplutko!!!!
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez gallant » 14 lipca 2004, o 00:18

Sorki, moze bylem troche za ostry.
Wydaje mi sie , ze samotnosc to jeden z wielu krzyzy, ktore czesto musi niesc czlowiek. Moze ten krzyz nie jest tak ciezki jak nam sie wydaje.
Ja mam byc zdobywca, bo facet ponoc musi zdobywac. To zdobywanie idzie mi bardzo opornie i tez moglbym powiedziec , ze Bog mnie olewa.
Jednak nie mieszam do tego Boga.
Jak widze takich samotnych 40, 50 latkow, czesto zapitych to mi sie wymiotowc chce. Oczywiscie nie musze doprowadzic sie do takiego stanu, ale kto wie kiedy czlowiek upadnie. Najgorsze jest to, ze jak upadniesz to nie bedzie mial kto podac cie reke a sama wiara moze nie wystarczyc.
"Samotnosc to dzuma XXI wieku" . Oznacza to , ze cos zlego dzieje sie z nami, bo jest nas coraz wiecej.
gallant
Przygodny gość
 
Posty: 3
Dołączył(a): 10 kwietnia 2004, o 19:46
Lokalizacja: land of confusion

samotność

Postprzez agusia » 14 lipca 2004, o 15:40

Do Gallanta

Apropo zdobywania. Mój narzeczony 6 miesięcy mnie zdobywał- jeżeli tak to można nazwać. Z ogromnym sentymentem wspominam tamte czasy,telefony, przyjazdy, rozmowy, kwiaty, wycieczki rowerowe, piesze.
I moja niecierpliwość, zadzwoni dzisiaj czy nie. :wink: :D Udało mu się dobrocią serca i przyjaźnią.
Teraz też jeździmy na rowerze, gadamy, ale tamten okres to było coś dziewiczego,nieśmiałego, ciągłe pytanie się czy dobrze wybieram, czy nie.
Ech rozmarzyłam się, może to ta pogoda :wink:
Uszy do góry
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

Postprzez Agania » 14 lipca 2004, o 16:32

Kinia napisał(a):lepiej poczekac, a na dobrego... Zresztą trzeba zufać Bogu...przecież jeśli masz powolanie do małzeństwa to nie zostawi Cię na lodzie, nie? Slyszalaś, żeby jednym z przymiotow Bozych bylazłośliwość? NIE!!!bo nie jest!!! i dlatego napewno spotkasz tego jedynego...


Cos w tym czekaniu jest. Przecież skoro Bóg przeznaczyl ci małżeństwo, to przeznaczył Ci tez tego jedynego. Moze po prostu ten Twój jedyny jeszcze nie dorósł do miłości? nie dojrzał do poważnego związku? Ja wierzę, ze na to trzeba być gotowym. Z moim narzeczonym znamy się kupę lat (żadne z nas nie wie dokładnie ile, bo trwa to bardzo długo), ale coś więcej zaczęło się rodzić duuużo później i wcale nie było na początku wiadomo, ze to jest miłośc. Nigdy nie patrzyłam na Niego jak na kandydata na męża, ale jak na człowieka, z którym dobrze mi się rozmawia i spedza czas. I tak te nasze spotkania potem się rozwinęły ze teraz przygotowujemy sie do małżeństwa. Ale wiem tez, ze jakby na początku naszej znajomości, któres wspomnialo cos o większym uczuciu, to nic by z tego nie wyszło, po prostu nie byliśmy gotowi, i wiek tu nie mial nic do rzeczy.
Rozpisałam sie nieco, ale ogólnie wniosek jest jeden: przestań tak obsesyjnie bać się samotności i moze przestań patrzec na kazdego mężczyzne przez pryzmat potencjalnego męża. Po postu żyj i szukaj radosci w codziennym zyciu, a jezeli masz spotkac miłosc, to ona sama Cię odnajdzie, nawet nie zauważysz kiedy :)
Agania
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 17:41

Postprzez kartofelka » 14 lipca 2004, o 19:22

dla jednych to logiczne , żeby mieszać w "to" Boga...dla innych, że to nie ma za bardzo z Nim związku i jest przypadkowe...
co by nie mówić...jeśli tym wszystkim kieruje jakaś zasada, to trudno mi ją rozgryźć..bo dlaczego niby jedni mają czekać az bedą w potencjalnym związku "doskonali" a inni spotykają kogoś i dopiero z tym kimś uczą sie być...
z tymi wątpliwosciami....no wlasnie..a ja ma ciągle jakies wątpliwosci np. czy moze nie umiem kochac..albo przegapiliśmy sie z tym kimś? alboże jak juz go spotkam to nie będe miala pewnosci..albo on mi sie wcale nie spodoba..itp...
no i jeszcze inna kwestia..co tak naprawde "przeznaczył" mi Bóg ?
może moje pragnienia sa tu zupełnie nie na miejscu? ....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 2 sierpnia 2004, o 15:06

najgorsze w tym wszystkim jest to, że to takie przypadkowe..i nie ma w tym żadnej regóły ani sensu...tak jakby Bóg pozostawiał to ślepemu losowi i w wyniku tego jedni spotykaja kogos nie czekajac długo - w dodatku spotykaja kogos "wymarzonego"..a inni choć proszą i proszą i płaczą po kątach to okrutny Bóg i tak ma gdzieś ich prośby..
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Kinia » 2 sierpnia 2004, o 21:56

Kartofelko droga! nie mow tak! Bóg nie jest okrutny! ja własnie stracilam narzeczonego i moglabym się obrażać na Boga, czemu nie uchowal mnie przed tym związkiem...przecież nie chcialam nikogo na troche, ale Jedynego...ale to nie Bog mnie nie uchowala, ale ja sama tego chcialam...nie poczekalam na wyraźny znak..albo raczej `źle zinterpretowałam. Chcialam już...no i dostalam...
Teraz myśle, ze jednak chcę czekać na Jedynego, a nie rozdrabniać się...
Życzę optymizmu więcej!!!pa, pa!!!
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez kartofelka » 3 sierpnia 2004, o 07:58

mam takie wybuchy pesymizmu i rozpaczy, ale tego sie nie da stłumić w zarodku...musze zawsze przejsc jakąś droge, aż sie uspokoję...staram się też, żeby tym "uspokajaczem" był Bóg...choć to dośc skomplikowane...

a tak czysto po ludzku- to nie wiem co gorsze - taki przypadek jak ja czy jak Ty Kiniu...może oba sa równie trudne...spotykanie kogoś obarczone pomyłkami ma minusy, ale i nie spotykanie w ogóle i brak zainteresowania ze strony przeciwnej też nie sprzyja optymizmowi...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez mfiel » 11 sierpnia 2004, o 23:40

Witam (po dłuższej przerwie w tym temacie :wink: )
W końcu obiecane Kartofelce parę słów o mnie.
(mam nadzieję, że nie będę przynudzać :lol: )

No cóż, jako nastolatka niczym nie przypominałam modelek, miałam mnóstwo kompleksów i ciągle czekałam na rycerza z bajki. Oczywiście byłam samotna, nieszczęśliwa, ciągle wzdychałam jednostronnie do płci przeciwnej i chyba wszystkie moje modlitwy były w stylu "bądź wola Twoja, ale daj męża" :lol: . Oczywiście w międzyczasie miałam różne napady dotyczące wyboru drogi zakonnej. Ale z tego co usłyszałam od znajomego księdza, to zdrowe rozważać i być otwartym na różne ewentualności, które Pan Bóg może dla nas przygotować. I tak to sobie trwało do klasy maturalnej ...
Wtedy to poznałam paru Bożych ludzi dzięki którym trafiłam do zdrowej i aktywnej wspólnoty. Bycie we wspólnocie pomogło mi ułożyć sobie relacje z Panem Bogiem i samym sobą. Z perspektywy tych 11 lat widzę, że był to mądry Boży plan w stosunku do mnie - nie byłam wtedy gotowa na stworzenie zdrowego związku z kimkolwiek, ponieważ nie miałam uporządkowanych relacji przede wszystkim z samą sobą. A to chyba jakoś rzucało się cieniem na to, jak postrzegałam płeć przeciwną (tj na zasadzie królewna i rycerze).
W czasie, kiedy zaangażowałam się w działalność wspólnoty (np. przygotowanie rekolekcji, ewangelizacja) Pan Bóg sprawił, że zwiększyła się również częstotliwość moich kontaktów z płcią przeciwną. Jednak skoncentrowanie się na pracy we wspólnocie, chęć pomocy innym sprawiła, że niejako przy okazji przestałam traktować każde męskie spodnie jako potencjalnego kandydata na mężą.
Byłam nadal singlem, ale OK, teraz nie było to moim problemem numer jeden. Kiedyś usłyszałam takie słowa, że Pan Bóg wysłuchuje wszystkie nasze prośby, ale albo je spełnia, albo zmienia nasze pragnienia.
Bo w końcu najważniejsze jest to, że jesteśmy powołani do miłości i z niej będziemy sądzeni. Ale nikt nie mówi, że musi to być miłość małżeńska.
(i w tym kontekscie pisałam kiedyś o tym, żeby zamiast biernie czekać, zaangażować się w coś - bo może jest tak, że Pan Bóg chce, żebyśmy przed zaangażowanem się w związek z kimś na całe życie wykonali jeszcze jakieś zadanie.)
W każdym razie dopiero, gdy moja wiara dojrzała i gdy potrafiłam już rozmawiać z facetem bez rumienienia się jak pensjonarka, Pan Bóg postawił na mojej drodze mojego przyszłego ślubnego. Był moim pierwszym i ostatnim facetem. Zaczęliśmy od znajomości, poprzez przyjaźń a skończyło się na małżeństwie.
Z perspektywy prawie 6 lat małżeństwa coraz bardziej przekonuję się, że aby wytrwać w małżeństwie, należy mieć do niego powołanie. Bo także jeżeli ma się przy boku kogoś, kogo się kocha, to zdarzają się chwile zwątpienia. Przede wszystkim to jest tak, że decydując się na małżeństwo z czegoś trzeba zrezygnować, aby coś zyskać. Na przykład przy organizowaniu czasu należy wziąć pod uwagę współmałżonka. Nie jest się już tak zupełnie w 100% samodzielnym w decydowaniu o czasie wolnym (powiem szczerze, że czasami szczególnie na początku było mi z tym ciężko). Czasami myślę, że może dlatego jest tak dużo rozwodów i rozbitych małżeństw, że ludzie opierają swoją decyzję o małżeństwie na uczuciach, a nie na rozumie.
Rozumiem Twój stan ducha i stan ducha wszystkich tych, którzy choć chcieliby, aby było inaczej, cały czas są singlami, bo sama przez to przechodziłam. To czasami boli jak diabli, ale warto zastanowić się, co Pan Bóg chce przez to powiedzieć. Bo to, co się dzieje w naszym życiu zawsze ma przecież sens i jakieś znaczenie w Bożym planie w stosunku do nas.

Pozdrowionka :)
mfiel
Domownik
 
Posty: 316
Dołączył(a): 1 czerwca 2004, o 14:52
Lokalizacja: Poznań

Postprzez kartofelka » 12 sierpnia 2004, o 08:02

dziękuję :)
hm...tylko co, kiedy sie trafia do współnoty..jesteś..działasz coś....i nic ?
tak było w Twoim przypadku..ale czy będzie w każdym?...pewnie dopiero "po fakcie" sie okazuje o co mogło chodzić i jaki był sens tego wszystkiego...nie bede porównywać, ale powiem tylko że ja np. mam jednak innaczej...jestem od 6 lat związana z pewną wspólnotą, nie czekam " na księcia" , nie rumienie sie rozmawiając z chłopakami, mam z nimi dobry kontakt....a więc pewnie i "powodów" obecnego "stanu" musze szukać gdzie indziej....
chociaż..też bym nie chciała nadmiernego dopatrywania sie sensu w czymś, co może być po prostu wynikiem przypadku....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Agania » 12 sierpnia 2004, o 10:10

Kartofelko,
piszesz, ze nie rumienisz sie, ze masz dobry kontakt z chłopakmi - a moze własnie to jest problem? czasem jest tak, ze faceci traktują dziewczynę jak kumpla, tzn. ze mozna z nią konie kraśc i wogóle jest super kontakt, ale zupełnie nie widzą w takiej osobie kobiety..
Nie znam Cie, wiec nie mogę powiedzieć, ze to jest przyczyna, ale zastanów sie moze jak na Ciebie patrzą, czy jak na kumpla, z którym można miło spędzić czas, czy jak na kobietę.. Wydaje mi się, ze to jest ważne, mimo ze chłopak, narzeczony, mąż powinien widziec w ukochanej osobie przyjaciela i najlepszego kompana, to jednak przede wszystkim - kobietę
Agania
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 17:41

Postprzez kartofelka » 12 sierpnia 2004, o 12:51

wiem, że tak może być, ale skoro zdarzaja sie komplementy co do ubioru czy wyglądu to chyba nie jest z tym tak żle?
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 12 sierpnia 2004, o 16:56

poza tym-jeszcze w temacie tego rzekomego "sensu" czekania i samotności..myślę że twierdzenie, że czekam tak długo wynika z tego, że to Bóg tak zaplanował, żebym zdąrzyła dorosnąć" w pewnych sprawach jest nadużyciem...a co z osobami, które nadal mają "braki" w pewnych cechach charakteru albo w poglądach tudzież w zachowaniu a spotkały już kogoś i albo są już mężatkami albo planują?
jakby to miało być? że przy jednych Bóg zwleka, bo tak Mu zależy żeby dojrzewali, a w przypadku innych nie? czy na innych mniej Mu zależy ? czy może to raczej przypadek rządzi spotkaniem dwojga osób a Bóg tylko patrzy na to wszystko i pozostawia naszej wolności?[/code]
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez mfiel » 13 sierpnia 2004, o 09:52

Kartofelko,
Zajrzyj sobie do Iz 55, 8-9.

Pozdrowionka :lol:
mfiel
Domownik
 
Posty: 316
Dołączył(a): 1 czerwca 2004, o 14:52
Lokalizacja: Poznań

Postprzez rybka » 13 sierpnia 2004, o 19:09

nie myśl dlaczego? ale po co? .
to znacznie ułatwia sprawę. nigdy nie dowiemy sie dlaczego Bóg decyduje tak czy inaczej. można się tylko zastanawiać co MY możemy z tym zrobić.
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kartofelka » 14 sierpnia 2004, o 17:42

hm...jeszcze nie zajrzałam, ale czy chodzi Tobie o fragment o Tobiaszu?
no..ja tam nie wiem...może tak jest tylko w niektórych wypadkach? a może nie ma po prostu nikogo dla mnie "do pary" i tyle..i moge sobie czekac w nieskończoność...
łatwo sie o tym mówi, jka sie jest już "po drugiej stronie barykady"....

rybko..a musi być w ogóle jakiś sensowny powód tego wszystkiego? może Bóg to oddaje dzialaniu przypadku po prostu....bez zadnego ideologizowania?
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez rybka » 15 sierpnia 2004, o 00:56

to moze powiedz od razu, że Boga nie ma, zamiast się oszukiwać.
albo jest i stworzył nas z miłości, i jedyną granicą Jego działania jest nasza wolna wola, albo Go nie ma i wszystko jest przypadkowe.
tertium non datur.

oczywiście, że nie ma żadnego sensownego powodu - jesteśmy ludźmi, nasze pojęcie sensu jest trochę za ciasne... ale jest CEL, możliwy do odkrycia. nazywa się go powołaniem. jako ludzie jesteśmy powołani do świetości, a małżeństwo, zakon lub samotność są tylko środkami.

nie jestem po drugiej stronie barykady. zerwałam z chłopakiem i nie wiem czy kiedykolwiek znajde innego, a tęsknię za obecnością mężczyzny tym bardziej, że wiem jak to jest. ale się nie poddaję, jutro zamisat zadręczać się tęsknotą i samotnością będę myślec o referacie do napisania.
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez mfiel » 15 sierpnia 2004, o 11:15

rybka napisał(a):oczywiście, że nie ma żadnego sensownego powodu - jesteśmy ludźmi, nasze pojęcie sensu jest trochę za ciasne... ale jest CEL, możliwy do odkrycia. nazywa się go powołaniem. jako ludzie jesteśmy powołani do świetości, a małżeństwo, zakon lub samotność są tylko środkami.


I o to chodzi. :!: :!: :!:

Może więc zamiast usilnie modlić się o męża, warto modlić się przede wszystkim o rozpoznanie Bożej woli w stosunku do siebie. :idea: :idea:
mfiel
Domownik
 
Posty: 316
Dołączył(a): 1 czerwca 2004, o 14:52
Lokalizacja: Poznań

Postprzez kartofelka » 15 sierpnia 2004, o 18:59

a jak sie rozpoznaje tą "wolę Bożą"? jak nie przez pragnienia?
przeciez nie dostane "objawienia" z góry? sama musze wybrać czego bym chciala, prawda? może Bóg nie ma konkretnego planu co do mnie a moze ten plan zalezy od mojej prośby?
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Lukrecja » 16 sierpnia 2004, o 17:17

kartofelka napisał(a):a jak sie rozpoznaje tą "wolę Bożą"? jak nie przez pragnienia?

niekoniecznie same pragnienia wystarczą....
Jak mawiała św. Gianna Beretta Molla są trzy sposoby na rozpoznanie powołania:
1. Prosić w modlitwie Boga o odpowiedź.
2. Zapytywać swego kierownika duchowego.
3. Zadawać pytanie samemu sobie, świadomemu własnych skłonności
Ona sama miała wielkie pragnienie by zostać świeckim pomocnikiem misyjnym poświęcając się Bogu w służbie wszystkim, chciała wyjechać na misje do Brazylii aby współpracować tam jako lekarz z własnym bratem. Niestety pragienia nie wystarczyły, zabrakło predyspozycji. Jej kierownik duchowy poradził by zastanowiła się nad drogą małżeństwa, co też zrobiła. I została wspaniałą żoną i matką, jej macierzyństwo doprowadziło ją do świętości.
Tu przeczytasz więcej o tej pięknej Świetej http://www.adonai.pl/index.php?id=powolanie/p8.htm
Zresztą na adonai jest bardzo dużo o powołaniu.
http://www.adonai.pl/index.php?id=powolanie/index.php
Może skorzystaj z porady jakiejś duchownej osoby (jeśli nie posiadasz kierownika duchowego), która ma praktykę w doradzaniu w takich sprawach, która mogłaby chłodnym okiem spojrzeć i obiektywnie coś Ci doradzić.
Pozdrawiam
Lukrecja
Przygodny gość
 
Posty: 23
Dołączył(a): 2 lipca 2004, o 20:30
Lokalizacja: Kraków

Postprzez kartofelka » 16 sierpnia 2004, o 17:24

a jak długo miałoby to trwać? bo męczące jest to, że trzeba ciągle Boga o to pytać, a On nic konkretnego i tak nie powie..albo trzeba sie domyślać samemu...a ja nie mam na to siły już..z resztą - może do niczego sie nie nadaje? może jestem potworem, który jest skazany na życie w samotności i nie przyda sie na nic nikomu..a ju na pewno nie spełni sie w miłości, tak jak to sie czasem mówi...[/code]
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez tu_gosia » 17 sierpnia 2004, o 22:28

Kartofelko, wyobaraź sobie, że do końca życia będziesz sama, samotna. I co? Będziesz tak do końca życia się nad sobą użalać, czekać, wyczekiwać i tęsknić? Wiesz że w ten sposób można stracić swoje życie? Przegapić wiele przyjemnych rzeczy, zapomnieć o wielu ludziach, którzy oczekują Twojej pomocy, rozmowy, uśmiechu, dobrego słowa, zainteresowania?

Piszesz że chcesz miec kogos bliskiego, że nie wszyscy są idealni i już mają mężow/żony i wtedy dopiro pracują nad sobą. A może akurat małżeństwo Ciebie by "rozleniwiło" i nie chciałoby Ci się zmieniać? Nie możesz tego wiedzieć po prostu.

Poza tym, małżeństwo to nie sielanka - to jednak ciężka praca. Trzeba wciąż i znowu ustępować, przepraszać, szukać kompromisów. Ile byłabyś w stanie"poświęcić" dla swojego męża? Wiem, ze są też miłe chwile, że jest ich dużo. Wiem, ze we dwójkę łatwiej, bo się ludzie nawzajem wspierają, ale... Gdyby było tak łatwo nie byłoby tylu rozwodów. Poza tym w małżeństwie jak i w innych rzeczach są plusy i minusy. Jak ktoś ma skłonność do widzenia w swoim życiu samych minusów i to i idealny mąż mu nie pomoże :( .

Wiesz, to że jesteś teraz sama możesz wytłumaczyć sobie na wiele sposobów:
1 jestem sama bo los jest złośliwy
2 jestem sama bo Bóg złośliwie nie wysłuchuje moich modlitw
3 jestem sama bo jestem na takim etapie życia, że mogłabym źle wybrać męża
4 jestem sama, bo gdybym zosatała teraz matką mogłabym skrzywdzić dzieci
5 i tak dalej.

Wytłumaczenie 1 i 2 może rodzić jedynie rozgoryczenie i fustrację.

Wytłumaczenie 3:
Znam osobę, która miała trzech mężów: pierwszy alkoholik, drugi narkoman, trzeci narkoman i alkoholik. Trafiła do psychologa, okazało się, ze przeżycia z dzieciństaw powodowały, że w taki włąśnie sposób wybierałą mężów. Może właśnie w tym czasie, kiedy jesteś samotna Bóg daje Ci szansę na poznanie samej siebie, na ominięcie takich wyborów?

Wytłumaczenie 4:
Dzieciom przekazujemy to, co dostaliśmy od rodziców. A jeśli w twojej rodzinie jest np. mało miłości (tak mi przyszo do głowy, nie znam Twojej rodziny), to co przkażesz swoim dzieciom? Może teraz jest właśnie czas, zebys nauczyła się prawdziwie kochać (bezinetersownie; za nic; za to, że dzieci są), żebyś zrewidowała swoje poglądy wychowawcze.

Szczerze polecam wizytę u psychologa, bo sądząc po tym co piszesz, ta Twoja samotność jest Twoją obsesją. :( .
tu_gosia
Przygodny gość
 
Posty: 3
Dołączył(a): 10 marca 2004, o 17:07

Postprzez tu_gosia » 17 sierpnia 2004, o 22:59

Są dwa sposoby na życie:
1 żałować tego czego się nie ma
2 cieszyć się z tego co się ma.
To my decydujemy, co wybrać.
tu_gosia
Przygodny gość
 
Posty: 3
Dołączył(a): 10 marca 2004, o 17:07

Postprzez rybka » 18 sierpnia 2004, o 02:58

ksiądz na rekolekcjach opowiedział prześliczną przypowiastkę, boję się tylko, ze nie będzie tak ładna na piśmie, jak on umiał ją opowiedzieć.
(proponuję wyobrazić sobie bardzo sympatycznego brodatego mężczyznę o ładnym, niskim głosie)
pewien człowiek chciał dostać Specjalną Bombonierkę z Wielką Kokardą. i codziennie modlił się do Boga, o Specjalną Bombonierkę z Wielką Kokardą. Bóg tymczasem zrzucał mu cukierki, czekoladki i pralinki. on tylko tupał i krzyczał "nie, nie, nie, ja chcę Specjalną Bombonierkę z Wielką Kokardą!", a czekoladki, cukierki i pralinki usypały już całkiem sporą górkę...

korzystaj z tego co dostajesz i nie porównuj się z innymi.
jeśli już musisz, to lepeij nawiąż znajomość w klubie samotnych serc - nie chodzi o szukanie męża, ale przyjaciółki, ktora zrozumiałaby Twoje rozterki.
z tym psychologiem to dobry pomysł, choć jeszcze lepszy byłby kierownik duchowy z doświadczeniem psychologicznym.
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez Allunia » 18 sierpnia 2004, o 07:52

Moje drogie dziewczyny!
Czytam ten temat i zauwazam jedna rzecz: autorka tematu (kartofelka) na ośmiu stronach użala się na swój los, wszyscy odpowiadający starają się jej pomóc, ale wszystko jak grochem o ścianę!! Czy taki wątek w ogóle ma sens?? kartofelka, weź pod uwagę radę Gosi i Rybki, wybierz się do psychologa, może on ci pomoże, bo na forum cały sztab ludzi nie daje rady!! A może ci wszyscy ludzie którzy pisali ci takie mądre rzeczy są dla ciebie za głupi żeby ich słuchać?? posłuchanie choćby JEDNEJ z rad licznie wypisywanych w tym jednym tylko temacie mogłoby ci poprawić humor, ale odnoszę wrazenie ze ty LUBISZ użalać sie nad sobą! Lubisz szukać osób które mają lepiej i nawet dziewczyna która przeżyła stratę dziecka ma lepiej !!?? Gosia podała ci dwie możliwości przeżycia swojego życia, ale ty już dokonałaś wyboru, wybrałaś pierwszy wariant, nie złapałaś chyba żadnego cukierka które Bóg ci z pewnością rzuca i nie dość że sama się dołujesz, to potrafisz też zarazić swoim pesymizmem innych na tym forum (wiem to z tematu z podforum "jak zaplanować poczęcie"). masz jakąś misję??
Wiem, że to forum pomocy, ale skoro tyle ludzi próbuje cię pocieszyc i sprawić żebyś inaczej spojrzała na życie, ale nie daje rady, to po co ciagnąć ten wątek??? Żebyś dalej tak się użalała nad swoim podłym losem i w kółko wałkowała to samo zamiast się ocknąć i wziąć do roboty nad sobą??? Wstań choć raz i powiedz: Boże dziękuję Ci że się obudziłam, że jest pochmurno, przynajmniej nie gorąco, dziękuję ci że jestem sama i proszę o łaske dobrego wykorzystania tego czasu samotności! Może jest ktoś potrzebujący komu mogę dać mój uśmiech, ofiarować pomoc? Masz w sobie sporo energii, ale tracisz ją tylko na jeczenie jaka jestes nieszczęsliwa. Freud (rany jezeli pomyliłam nazwiska to przebaczcie) pisał że energia jaką mamy w sobie to energia seksualna, ale nie tylko w łóżku uprawiając seks można ją wykorzystać, wrecz przeciwnie! Możemy ją wykorzystać pomagając innym, pracując dla innych, służąc innym!
Moze powinnaś jeszcze raz przeczytać cały temat i jeszcze raz przetrawić to co napisali ci inni bo każda odpowiedź tutaj niesie pocieszenie i otuche tylko ty nie zauważasz tego. Albo NIE CHCESZ......
Allunia
Przygodny gość
 
Posty: 60
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 07:57
Lokalizacja: dolnośląskie

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 12 gości

cron