Teraz jest 28 kwietnia 2024, o 06:52 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Strach przed samotnością

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez kartofelka » 18 sierpnia 2004, o 08:41

nie mówicie, że tylko siedze i narzekam...do psychologa wybrałam się już w czerwcu...ale na razie pani robi tzw. "wywiad", który nie wiem ile jeszcze potrwa...szukałam "kierownika duchowego" z doświadczeniem psychologa w podobnych sprawach...trafiłam do ojca Meisnera, który jest w podobnych sprawach autorytetem...ale stwierdził, że jak już chodze do psychologa to on sie nie będzie wtrącał..w sumie to rozmawialiśmy tylko godzinę...
nie chcę nikogo zarażać pesymizmem...nie takie są moje intencje..u Boga nie mogłam znaleźć odpowiedzi, więc przyszłam szukać jej u ludzi, którym się "udało"...bo nie wiem, czy to wszystko jest zaplanowane i rządzi tym jakaś prawidłowość...czy może Bóg pozostawia to prawom natury i przypadkom, a potem nadaje się temu sztuczną ideologię ...mam na myśli zarówno kwestie spotkania tej drugiej osoby, jak sprawy płodności.... czy Bóg ingeruje w to ciągle, czy czasem tylko, czy wcale, bo daje wolnośc i nam i naturze? tak jak to sie odbywa w przyrodzie - np. w świecie zwierząt ?[/list]

co do cukierków ..ja boje sie że to nic nie da, bo widzę osoby, które łapią te cukierki a i tak są same...i widać, że tak do końca to nie jest dla nich "to"...boje sie też, że taka postawa to jakby zgoda na to, że tak jest..więc raczej wole sie buntować i nie zgadzać ...tak jest "bezpieczniej"....
a ina sprawa, że faktycznie może czasem za dużo tu narzekam (normalnie na żywo tak nie robie)..ale to dlatego, że gdybym tu przyszła i powiedzial- ok, jestem zadowolona i nic mi nie trzeba, to żadna z was nic by tu nie napisała....a kiedy mi żle, albo chodzą po mojej głowie różne dziwne myśli to piszę o tym bo oczekuje jakiejś reakcji....
jaka by ona nie była...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez rybka » 18 sierpnia 2004, o 16:23

czemu nie spotkałaś "tego jedynego" dowiesz się jak go już spotkach.
a może on jest od Ciebie młodszy? znam bardzo udane małżeństwo, gdzie ona jest starsza - długo czekała.

jako kobieta rozumiem - i chyba nie ja jedna - że musisz strasznie dużo narzekać w necie, żeby w normalnym życiu już tego nie robić.

a teraz pytanie do mężatek: powiedzcie coś o swoich mężach, zgaduję, że sa to mądrzy i dobrzy ludzie, gdzie takich szukać? w harcerstwie, w kółkach różańcowych :wink: ... no, gdzie?
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez Maria » 18 sierpnia 2004, o 17:40

W tej samej grupie na studiach :wink: :D

A ja szczerze polecam wspólnoty przy parafiach, duszpasterstwo, Oaza, Odnowa...
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez kartofelka » 18 sierpnia 2004, o 17:45

ja spotkałam w sieci małżeństwo osób, które sie poznały na necie...przez specjalne ogłoszenie...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Agania » 19 sierpnia 2004, o 15:27

A ja mojego narzeczonego spotkałam w duszpasterstwie akademickim. To jest zresztą chyba dość częste miejsce nawiazywania znajomości - masę małzeństw wywodzi się z naszego duszpasterstwa :)
Ale własnie w niedzielę byłam na weselu osób, które poznały się w sieci :)
Agania
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 17:41

Postprzez kartofelka » 19 sierpnia 2004, o 18:37

no...a dla mnie niestety zadne z tych miejsc nie było łaskawe pod tym względem...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez grzegorz » 20 sierpnia 2004, o 07:32

to dla Ciebie nie ma rady...
grzegorz
Przygodny gość
 
Posty: 38
Dołączył(a): 9 lipca 2003, o 07:08

Postprzez kartofelka » 20 sierpnia 2004, o 11:30

no wiem :( buuu...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Lukrecja » 22 sierpnia 2004, o 19:31

Wydaje mi się Kartofelku, że musisz się po prostu uzbroić w CIERPLIWOŚĆ bo jak mówi księga Koheleta rozdz. 3 "Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem....." Wiem, że to trudne 8) i że zaraz pewnie odpiszesz "ileż można czekać :evil:" ale chyba nie masz innego wyjścia. Z doświadczenia mojego i znajomych wiem, że im więcej się kombinuje, szuka tam i siam, to tym mniej wychodzi. A mężczyzna życia i tak znajduje się w najmniej spodziewanym momencie....
Kiedyś widziałam takie śmieszne zdjęcie z uzbrojonym myśliwym czatującym na zwierzynę a tymczasem ta zwierzyna siedziała uczepiona na pobliskim drzewie tuż nad jego głową. I napis:
"Cierpliwie czekaj i rozglądaj się, być może to czego szukasz samo Cię znajdzie" :lol: czy coś w tym rodzaju.
Lukrecja
Przygodny gość
 
Posty: 23
Dołączył(a): 2 lipca 2004, o 20:30
Lokalizacja: Kraków

Postprzez rybka » 23 sierpnia 2004, o 03:09

no właśnie: jak ma głowę na karku - a zakładam, że inni Cię nie interesują - to sam Cię znajdzie. w międzyczasie możesz zająć się pracą i przyjaciółmi, bo jak już spotkasz tego wyczekanego, to nagle okaże się, że masz bardzo mało czasu, zwłaszcza, jeśli myślisz o dzieciach :wink: .
Trzymaj się Kartofelko
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kartofelka » 23 sierpnia 2004, o 08:02

możliwe...chociaż ja nie czuje tego tak, żeby to wszystko było tak jakos "zaplanowane"..raczej jako przypadkowe- coś być może ale nie musi, a Bóg niekoniecznie ingeruje w te wydarzenia..oddając wolnośc nam i naturze...przecież on dopuszcza w naszym życiu też te złe rzeczy i wydarzenia, może dla Niego jest ważniejsze zbawienie, sprawy ostateczne i to, że tak czy tak mnie kocha ...a te inne to mogą być a nie muszą - tym bardziej, że dla Niego jest takie cenne cierpienie.. więc może On pozostawia to wszystko wydarzeniom których nie determinuje...może zgoda na Jego wole oznacza wlasnie to - na zgode na takie "dzianie sie spraw"...w którym jedni mogą spotkac druga osobe a inni nie ? nie jestem pewna, czy wszyscy dostają tego, czego by oczekują i pragną ...może tez być przeciez tak, ze Bóg czegos dla nas chce a nie ma możliwości realizacji tego ?
a tekst o tym, że wszystko ma swój czas rozumiem raczej na zasadzie, że Bóg znając przyszłośc- zna czas kazdego wydarzenia, jakby z wyprzedzeniem....ale z racji na to, ze jesty ponad czasem a nie ze tak to zaplanował...chyba? dlatego niczego nie mozemy byc pewni....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez rybka » 24 sierpnia 2004, o 23:48

czy Bóg działa wyłącznie "w szerwszej perspektywie" nie zawracając sobie głowy takimi drobnostkami jak doczesność...?

zauważ że Zbawił nas w KONKRETNYM MIEJSCU I CZASIE. więc jednak trochę się czasoprzestrzenią przejmuje.
czy ingeruje... cóż, daje nam wolność. więc to od nas zależy, czy tę codzienność przeżywamy w łączności z Nim czy nie. i jesli już zechcemy zapytać, to okazuje się, że ma On swój pomysł na każdą chwilę naszego życia - możliwie najbliższy tej doskonałości, świętości czy jak to chcesz nazwać. Bóg nie lubuje się w cierpieniu. kościół miewa oczywiście napady masochizmu, ale to nie jest Boży pomysł. "wziąć swój krzyż" wcale nie znaczy biczować się codziennie rano, ale nie uciekać od spraw trudnych. właśnie: nie uciekać od cierpienia, nie udawać, że go nie ma. a nie: szukać. w końcu to ma być "swój" krzyż, a nie jekiś wymyślony, nie?
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kartofelka » 25 sierpnia 2004, o 18:34

ok..tylko ja wlasnie tak głośno myślę, czyz tym Jego "pomysłem na życie w każdej chwili" to nie jest tak wlasnie, jak pisałam - że wynika on bardziej z koniecznosci i warunków jakie dzieją się w tej chwili akurat, niż z założenia-że tak sobie Bóg coś wymyślił..no i z tego może sie bierze to cierpienie i tzw. krzyż...że właśnie nie zawsze jest nawet tak, jakby Bóg tego chciał dla nas...bo może On chce dobrze a dzieje sie niedobrze..
i dlatego On tylko patrzy i nam współczuje a nic zrobic nie może...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez biedronka » 25 sierpnia 2004, o 18:59

Kartofelko skoro tak ciągle rozmyślasz nad swoją samotnością ,to musisz mieć sporo czasu. Skoro jesteś sama. Sama tylko teraz bądź sama i już tak zostanie to zajmij się pomaganiem innym. Masz więcej czasu niż ci, którzy pozakladali rodziny. Zrob coś z nim. Można codziennie wieczorem chodzić do szpitala i czytać bajki na oddziale dziecięcym. W szpitalach jest wiele starszych ludzi, których nikt nie odwiedza, są domy starców i domy dziecka, są osoby niepełnostprawne. Jest wiele dziedzin, w których można pomagać. Zapełnij pustkę czymś pożytecznym. Serdecznie do tego namawiam. Nic Ci nie da rozmyślanie. Nie jesteś od niego mniej samotna. Nie grzeb się i nie babraj w samotności. Wyjdź z tego mroku.Działaj. Czasem miłość przychodzi z najmniej oczekiwanego kierunku. Nikt Ci nie zagwarantuje, że spotkasz tego wymarzonego. Nie marnuj życia na zamartwianie się. Jeśli nie pisany Ci mąż to jako babulinka dalej będziesz stać i czekać w tym samym miejscu. Módl się o mężą, ale też rób coś dla innych. Dziel się czasem, który dostajesz. Twoja samotność ma sens.
biedronka
Bywalec
 
Posty: 137
Dołączył(a): 8 lipca 2004, o 20:18

Postprzez rybka » 26 sierpnia 2004, o 00:26

Bóg nie zawsze uzdrawia śmiertelnie chorych... ale ZAWSZE daje szansę (jest jeszcze ten problem, czy człowiek zechce ja wykorzysać...), łaskę by osiągnął pokój serca.
zastanów się czego od Niego chcesz...
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kartofelka » 26 sierpnia 2004, o 09:30

to, że dużo rozmyślam wcale nie znaczy, że mam tak dużo czasu..czasem brakuje mi go dla samej siebie a co dopiero dla innych...ale w myśleniu to nie przeszkadza...
dość abstrakcyjne pomysły biedronko z tym szpitalem :) próbowałaś tak kiedyś sama? po pierwsze obawiam sie, że byłyby trudnosci, żeby tak sobie tam chodzic...a po drugie-zważywszy na to, że w dzieciństwie przeszłam tylko świnkę nie byłoby to najrozsądniejsze...
sa wprawdzie jak piszesz i inne miejsca..tylko ze do tego przypuszczam trzeba trafic do jakiejs wspolnoty najpierw..a ja w moim miescie to nawet takiej zwyczajnej wspolnoty nie mam...a co dopiero jakies inne...i tak musze dojezdzac 70 km jak chce sie zobaczyc z moja odnową...
inna sprawa, ze najczęściej to zostaje dluzej w pracy po prostu..może ma troche inną koncepcję wykorzystywania tego "czasu"...np. żeby doskonalic swoje umiejętności...w moim zawodzie trzeba o to zadbać...
a w weekendy jak moge to staram sie byc między rówieśnikami...bo w tygodniu nie ma z kim pogadac....a z dziecmi na pewno nie pogadam sobie..ze starszymi moze prędzej, ale i to nie wiadomo...ich tematy sa odległe...człowiek tęskni przeciez za bratnimi duszami....
a poza tym..ja nie czuje tej idei...serce mnie boli jak sobie myśle, że mialabym tak latać cale zycie gdzies jak ten pies bezpański...a potem wracac do pustego mieszkania...żeby coś robic trzeba miec w sobie ta ideę- powolanie..a ja mam w sobie pragnienie, żeby "uwić gniazdo i żeby ono było pełne"..a nie żeby latac po cudzych....nie wiem, czy to rozumiecie...kiedys zobaczylam to na takim przykladzie ze swojego życia- kiedy inni szli w góry, ja wolałam siedziec nad strumykiem i budowac zatoczkę z kamieni...i to mi dawalo sadysfakcje, nie jakies łażenie to tu, to tam...i nawet jak kamienie były ciężkie to mialam natchnienie, żeby je podnosic...
ja wiem, czego chcę...ale co z tego, skoro to tylko pragnienia..może i mozna osiagnac pokój..choc nie jestem pewna, czy tu na ziemi w sposób ciągły...ale trudno sobie wyobrazic radosc i pokój w czyms, do czego nie masz zapału i robisz bardziej bo musisz cos robic a nie bo chcesz...[/code]
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Allunia » 26 sierpnia 2004, o 16:14

kartofelka napisał(a):a ja mam w sobie pragnienie, żeby "uwić gniazdo i żeby ono było pełne"..a nie żeby latac po cudzych....nie wiem, czy to rozumiecie..


NO NIE ROZUMIEMY: PRZECIEŻ NIE LUBISZ DZIECI, NAZYWASZ JE BACHORKAMI, TO KOGO CHCESZ MIEĆ W TYM GNIAZDKU?? DZIECI KTÓRYCH NIE LUBISZ??? CZY TY RZECZYWIŚCIE MASZ OKRESLONE PRAGNIENIA I KONKRETNE CELE??? BO JAKOŚ MI SIĘ NIE WYDAJE.......
Allunia
Przygodny gość
 
Posty: 60
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 07:57
Lokalizacja: dolnośląskie

Postprzez Allunia » 26 sierpnia 2004, o 16:42

"tak..cos w tym jest...ja mam 27 i zawsze mialam obrzydzenie do małych dzieci..."
TO TWOJE SŁOWA Z TEMATU "BARDZO NIE CHCĘ MIEĆ DZIECI". TWOICH SŁÓW O BACHORKACH Z TEMATU DZOLKI NIE MOGE PRZYTOCZYC BEZPOSREDNIO BO NA SZCZEŚCIE ADMIN JE USUNĄŁ. ALE CZY OSOBA KTÓRA PRZYZNAJE ŻE CZUJE OBRZYDZENIE DO DZIECI, MOŻE JEDNOCZEŚNIE PRAGNĄĆ MIEĆ PEŁNE GNIAZDKO??? JAK CHCESZ TO OSIĄGNĄĆ?? A ŻYCIE W RODZINIE TO NIE TYLKO PRZYTULANIE SIĘ DO MĘŻA I MIŁE CHWILE WE DWOJE, TO SŁUŻBA RODZINIE, CIĄŻE, DZIECI, POŚWIECENIE. A MAM WRAŻENIE ŻE TY TAK NAPRAWDĘ PRAGNIESZ TYLKO TYCH DWÓCH PIERWSZYCH RZECZY!! ROZUMIEM, TO BARDZO NATURALNE, W KOŃCU PO COŚ MAMY SEKSUALNĄ ENERGIĘ, ALE TO TYLKO CZĘŚĆ BYCIA RAZEM.
SZCZERZE MÓWIĄC, GDYBYM BYŁA FACETEM, NIE CHCIAŁABYM WIĄZAC SIĘ Z DZIEWCZYNĄ KTÓRA PRZYZNAJE ŻE BRZYDZI SIE DZIEĆMI. MOŻE DLATEGO JESTEŚ SAMA?? A MOZE UDAJESZ PRZED FACETAMI ŻE UWIELBIASZ DZIECI????
Allunia
Przygodny gość
 
Posty: 60
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 07:57
Lokalizacja: dolnośląskie

Postprzez biedronka » 26 sierpnia 2004, o 18:41

Kartofelko, można chodzić do szpitala tak sobie, trzeba tylko zadać sobie trud porozmawiania z ordynatorem. Do dzieci w szpitalach przyjeżdżają nawet teatrzyki. Co do tego, że chorowalaś tylko na świnkę, to jest tyle innych chorób, ktorymi możesz się zarazić wychodząc z domu. Nie obawiaj się cierpiące na nowotwór dzieci nie zarażają. Wiesz jeśli będziesz miała wlasne dzieci, to też mogą Cię czymś zarazić.
Nie trzeba być w żadnej wspólnocie ani innej zorganizowanej grupie żeby pomagać ludziom. Można mieć i 1000 tys. km do najbliższego miasta i widzieć potrzebującego sąsiada. Do tego wystarczy wrażliwość.To tak dla wyjaśnienia. Oczywiście doskonalenie swoich umiejętność zawodowych też jest dobrym pomysłem na wolny czas. Wiesz Kartofelko myślę,że Ty nie potrzebujesz od nas porady, a jedynie chcesz się wyżalić i utwierdzić w przekonaniu, że jesteś męczennicą. Naprawdę nie na tym polega to forum.
biedronka
Bywalec
 
Posty: 137
Dołączył(a): 8 lipca 2004, o 20:18

Postprzez biedron » 26 sierpnia 2004, o 20:12

Wiesz, kartofelko, sytuacja człowiecza zależy od jego postawy. Prowadząc tak a nie inaczej swoje relacje z ludźmi, sama i samodzielnie kształtujesz ich stosunek do Ciebie. Aby ktoś Cię przyjął, musisz sama go przyjąć i być otwarta. Chcąc wyjść z samotności, musisz podjąć świadomy trud nawiązania kontaktu. Alienując się i budując tamy, być może na pokaz, żeby wszyscy zobaczyli jaki z Ciebie outsider, z pewnością nie zaprosisz nikogo do bliższej znajomości.
Znajomość, a już tym bardziej związek wymaga ciągłej pracy i wysiłku. Jeśli chcesz być z ludźmi, a nie pośród ludzi, musisz postarać się otworzyć na nich. Ciągła praca nad sobą i próba wyrugowania wad sprawiła, że kobieta, w której typie nie byłem, jest obecnie moją żoną.
Pozdrawiam i życzę szczęścia i wytrwałości
biedron
Przygodny gość
 
Posty: 9
Dołączył(a): 26 sierpnia 2004, o 19:49

Postprzez kartofelka » 27 sierpnia 2004, o 12:33

ojej..i co ja mam powiedziec...w koncu sama nie wiem, dlaczego takie rozdarcie w środku czasem mam..że z jednej strony czegos pragne a z drugiej czuje cos, co temu przeczy-przynajmniej tak sie wydaje...
myślicie, że to tak fajnie?...ostatnio jedna osoba wysunęła teorie, że to moze dlatego tak z tymi dziecmi, bo sama byłam dzieckiem nieplanowanym i to we mnie siedzi..może jakos podświadomie zazdroszcze tym innym, które maja "lepiej"? bo siedzi we mnie tez takie dziecko? albo sama wolałabym sie nie urodzic i dlatego jakos tak dziwnie podchodze do spraw "nieudanych ciąż"? pewnie to sprawa bardziej dla psychologa niż tutaj...
a może tez jest tak, że jestem jedynaczką i nie mialam stycznosci tak z dziecmi..i troche sie obawiam ich rożnych reakcji i niezbyt pewnie sie czuje w ich obecności..może dopiero z własnymi bym mogła "dojśc do ładu" ...na razie wiec sa troche takim "terenem nieznanym" i z jednej strony czuje do nich dystans..a z drugiej mam w sobie pewne pragnienia...faktycznie troche schizofremicznie to wygląda...
a czasem myślę też tak, że kiedy na czyms ci zależy a tego nie ma to podświadomie mozna wypierac z siebie to pragnienie za pomoca wlasnie negowania tego i obrzydzania sobie i innym...chyba...taka mała psychoanaliza mi przyszła do głowy..
ależ namieszałam...to wszystko dlatego, że sama juz nie wiem, jak to w koncu jest..i też chyba za często ulegam emocjom ..a wtedy łatwo sie pisze różne rzeczy....a niekoniecznie tak musi byc do konca..i moze z tego pisania tez nie wynika jaka jestem tak naprawdę....bo wcale nie jest tak panie Biedronie, że ja sie alienuje i jestem niedostępna i jakas wyniosła...to może tak wyglądac w necie,szczególnie kiedy pisze w tym jednym temacie.. ale w tzw. "realu" ciesze się sympatią i staram sie być z ludźmi...często sama inicjuje jakies spotkania wspólne...ale wszystko tak jak sie da, bo wiadomo, że ze wszystkimi sie nie da byc na tej samej stopie znajomosci i zażyłości...
no tak..ale czasem człowiek zaczyna myśleć, że oddałoby się te wszystkie znajomości za tą jedyną ..albo myśli, co z nim nie tak..skoro wzbudza sympatie, ale nie az tak, żeby cos z tego było "więcej" ...
no i owszem, wtedy brakuje kogos, żeby sie wyżalić..a najlepiej to chyba ludziom, którzy sa "po drugiej stronie barykady" , bo może oni będą najlepiej poinformowani w tym temacie..chyba po prostu szukam odpowiedzi u tych ktorzy już "to" mają...czy to wszystko godne potępienia?
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 27 sierpnia 2004, o 12:35

Allunia..przecież wiem, ze to nie tylko sam miód..ale co innego poświęcac się idei, do której masz zapał..a co innego życ tak sobie..nawet bez konieczności wyrzeczeń ale też bez zapału....
napisałam przeciez, ze nawet mimo ciężaru tamtych kamieni miałam zapal, żeby je podnosic....w odróżnieniu np. do wędrówek po górach, kiedy cale to zmęczenie uważałabym za bezsensowne...
chyba nietrudno zrozumieć przenośnię ?
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Allunia » 27 sierpnia 2004, o 16:29

rzeczywiście, to sprawa dla analityka :? mam wrazenie że czerpiesz przyjemność z odbijania piłeczki z forumowiczami którzy starają Ci się pomóc: my - dobra rada, ty - negacja. nic ci nie pasuje! każdą dobrą radę potrafisz skomentować tak, że czyta się to mniej-więcej jak "to nie dla mnie, wymyślcie cos lepszego". To się robi irytujace!! Jeśli nie ma tu osoby która jest w stanie Ci pomóc, to znajdź psychologa który stanie na rzęsach żeby wymyśleć ci drogę do szczęścia.
Allunia
Przygodny gość
 
Posty: 60
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 07:57
Lokalizacja: dolnośląskie

Postprzez kartofelka » 27 sierpnia 2004, o 17:14

rozumiem, że dla Ciebie problem samotności nigdy nie zaistniał, było i jest Ci obojętne, czy siedzisz w domu z mężem i dziecćmi, czy nie?...a Twoje ewentualne niespełnione pragnienia wcale Cię nie przygnębiają ani nie skłaniają do myślenia dlaczego jest właśnie tak...no, chyba że jak czegos zapragniesz to zaraz to dostajesz...bo tak też bywa..
nie musisz tego czytać, skoro mnie nie umiesz zrozumieć...na pewno znajdzie sie tu cos bardziej optymistycznego...
a moja "krytyka" nie ma na celu krytykowania ale raczej naprostowanie...jak np. ktos mi radzi isc do psychologa- to odpowiadam że już poszlam...jak np. biedron mi poradził żebym nie była taka zamknięta to ja musze odpowiedziec, że wcale nie jestem...mam przyznac mu racje, skoro tak nie jest ? bez sensu..
a poza tym, skoro jest Bóg to może On powinien coś wymyślić prędzej niż jakiś psycholog...tylko zastanawiam się dlaczego dla jednych wymyśla cos lepszego niż dla innych...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Allunia » 27 sierpnia 2004, o 23:23

kartofelka napisał(a):rozumiem, że dla Ciebie problem samotności nigdy nie zaistniał

źle rozumiesz, i nic nie wiesz o tym przez co przeszłam w swoim zyciu; nie wiem skąd takie rozumienie :shock: . bardzo długo byłam sama, niepodobająca się żadnemu facetowi, przez co wiele razy płakałam kładac się spać, zmęczona czekaniem. Tylko inaczej niż ty sobie z tym radziłam, a nasze postawy różnią się szczególnie postawą do Boga. Ja w czasie smutku z powodu mojej samotności zwiększałam swoje modlitewne wysiłki, a nie wypominałam Mu że koleżanki mają chłopaków czy narzeczonych a ja nie.
kartofelka napisał(a):a poza tym, skoro jest Bóg to może On powinien coś wymyślić prędzej niż jakiś psycholog...tylko zastanawiam się dlaczego dla jednych wymyśla cos lepszego niż dla innych...

Skąd wiesz czy już czegoś nie wymyślił, tylko czeka na twoje zaufanie do Niego?? A tego najwidoczniej ci brakuje... wiecznie mas pretensje do Boga ze inni mają wszystko a ty nie masz nic i że Cię niesprawiedliwie traktuje. Bóg daje różne prezenty, może musisz ropakować prezenty które Bóg ci JUŻ dał, żeby móc dostac to na co czekasz. A człowiek zawsze dostaje od Boga to, co jest dla człowieka najlepsze. Jeśli nie przemówił do ciebie argument pod tytułem "jesteś sama bo moze nie ma mężczyzny który by cie uszczęśliwił" (ktoś cię w ten sposób tu pocieszał), to ja napisze odwrotnie:"moze jesteś sama bo nie ma na świecie mężczyzny którego TY byłabyś w stanie uszczęśliwić"? tylko nie pisz zaraz że taka jesteś jaką Bóg cię stworzył wiec to Jego wina.
kartofelka napisał(a):nie musisz tego czytać, skoro mnie nie umiesz zrozumieć......

umiem zrozumiec osobę borykająca się z samotnością, sama jej doświadczyłam, ale nie umiem zrozumieć ciebie (i chyba nie jestem sama)bo NIE TAK przez nią przechodziłam.
Ostatnio edytowano 30 sierpnia 2004, o 21:22 przez Allunia, łącznie edytowano 1 raz
Allunia
Przygodny gość
 
Posty: 60
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 07:57
Lokalizacja: dolnośląskie

Postprzez kartofelka » 30 sierpnia 2004, o 08:44

hm.. pojęcie "długo czekać" jest względne...no , ale...skoro się "doczekałaś" to znaczy, że Bóg wynagrodzi ł Twoje zaufanie do Niego, tak? czyli ja po prostu nie zasługuję na nikogo ...no tak, faktycznie mam problem z zaufaniem do Boga...czasem mi sie wydaje, że potrafie..
a czasem, ze sie Go boje..że boje sie tych Jego planów..albo, że nie ma żadbych "planów", a wszystko polega na przypadku...trudne dla mnie to zaufanie, bo ono oznacza takią zgodę na wszystko..nawet cos najgorszego..nie będe tu przeprowadzac znowu analiz, ale chyba nawet wiem skąd wynika ten brak zaufania...to też taki "nabytek" z dzieciństwa i spraw niezależnych...może w związku z tym często widzę w Bogu wroga a nie sprzymierzeńca...szczególnie w tym jednym temacie...bo w innych dziedzinach życia tak nie jest...może dlatego, że najtrudniej jest tam, gdzie nam najbardziej zależy ?
ale nie chce sie usprawiedliwiać..tylko zastanawiam się, jak mam w sobie sama wyrobić to zaufanie i czy faktycznie na spotkanie kogoś i na miłość trzeba zasłużyć...
no właśnie..może to kwestia w ogóle patrzenia na Boga...piszesz Allunia, że w czasie smutku zwiększałaś swoje prośby...no właśnie..a ja w takich chwilach to mam bardziej wrażenie, że Bogu to jest obojętne i może w ogóle moje prośby w tym kierunku nie są Mu miłe...albo, że już sobie coś postanowił i nic tu nie pomoże mój płacz i tak, albo że tak musi być bo nie ma innej możliwości, że nawet Bóg nic nie poradzi na to...no i wpadam w takich momentach w małą rozpacz..i w gniew...potem znowu "dochodzę do siebie" i sobie uświadamiam, że to bez sensu, przecież Bóg jest dobry itd..
po czym staram sie wzbudzic w sobie to zaufanie i nawet czasem mi sie zdaje, że już jest dobrze..ale za jakiś czas historia znowu sie powtarza...
i nie wiem, co mam z tym zrobic....
nie dopadały Cię w podobnych chwilach Allunia takie myśli, że Bóg "zdecydował" innaczej, niż byś chciała ? a modliłaś się wtedy o spełnienie woli Boga w swoim życiu, czy o spotkanie kogoś ? a jeśli modliłaś się o to drugie, to nie bałaś się, że może Bóg woli żebyś była sama? czy Twoje zaufanie w to, że Bóg da Ci to, co najlepsze polegało na tym, że ufałaś, że w końcu kogoś poznasz, czy raczej na tym, że może dać Ci cokolwiek, nawet coś czego sobie nie wyobrażasz ani nie pragniesz, ale co może być dobre np. ze względu na Twoje zbawienie po prostu...a wcale nie musi być miłe ani zgodne z Twoimi marzeniami i pragnieniami...bo przecież skoro cierpienie przybliża do Boga, to może Jemu nie zależy na tym, żebys była szczęśliwa tu na ziemi? i może wykorzystuje te momenty, kiedy nam jest żle, żeby sie do Niego zwracać ?..eh..nie wiem, może za dużo nad tym czasem myślę i dochodzę do dziwnych wniosków...i sama juz sie w tym plącze...bo rozumowo to chyba nigdy nie dojde do pełnego zaufania...
ostatnio staram się po prostu mówić Bogu jak jest i o moich pragnieniach- tak bez emocji, nie chce Go prosic, bo nie wiem, czego On dla mnie chce a głupio prosić o cos, czego On może nie chce mi dać...nie wiem, czego moge oczekiwac...czy w ogóle czegoś...może faktycznie w moim przypadku nie ma nikogo z kim tak byśmy do siebie "pasowali", żeby się uszczęśliwić...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kukułka » 30 sierpnia 2004, o 11:10

Kartofelko, nigdy nie odpowiadałam na Twoje posty, choć na forum jestem często, ale dziś juz nie wytrzymałam, więc piszę, co myslę. Ilekroc widzę Twoje posty, tylekroć łapie sie na mysli, ze po prostu ich mi sie nie chce czytać. I z reguły nie czytuję Twoich postów, bo i po co, zawsze sa o jednym i tym samym, wiem, ze masz problem, ale widzę tez, ze wcale nie chcesz go rozwiązać. potrafisz tylko narzekac, więc nie zdziw się, jeśli rzeczywiście zostaniesz przez cale zycie sama. narzekać każdy potrafi, ale wziąc się za siebie - juz nie. Wiem, ze to ostre slowa, ktoś powie może , ż epowinnam je wysłać na priwa, ale na forum może będzie lepiej, może cos dotrze. Skoro ktos pisze na tym forum, które jest forum pomocy, to znaczy, ze potrzebuje rady, wsparcia, może nawet wyżalenia się, by rozwiązać swój problem. Ale Ty problemu nie chcesz rozwiązac, wszelkie rady masz za nic, powiem Ci nawet, chcoc to moze zabrzmi brutalnie, ze gdybys miałA chłopaka, narzeczonego czy męża, najprawdopodobniej miałby Cię wkrótce dość. Spróbuj zmieniać siebi, swoje nastawienie do zycia, a nie narezkać wiecznie na Boga i cały świat. a jeśli chcesz na forum rad, to spróbuj sie czasem chociaż do nich zastosować, tak na próbę. BO NARZEKAC TYLKO TO KAZDY POTRAFI.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez kartofelka » 30 sierpnia 2004, o 12:53

no dobrze piszesz Kukułko - to forum pomocy dla tych, co potrzebuja rady, wsparcia i wyżalenia sie...więc ja wlasnie sie do tego "stosuję"...no i może to wyglądac faktycznie, jakbym w życiu nic innego nie robiła, tylko narzekała...skoro pisze tylko o jednym..no ale wlasnie dlatego tu to pisze bo to jest takie miejsce ku temu... dlaczego piszesz, że wszystkie rady mam za nic? znasz mnie? siedzisz w moje głowie?
skąd wiesz, czy nie jestem typem ktory z jednej strony duzo narzeka a z drugiej moze bierze do siebie jeszcze więcej ? można narzekac a robic swoje...można też siedzieć potulnie a nie robić nic..
jedni akceptują coś od razu a inni musza troche ponegowac i ponarzekac ...
a poza tym ja nie narzekam, tylko przedstawiam swoje wątpliwości...np. po to, zeby wyjasnic je osobom, które nie potrafią mnie zrozumieć...
ja też chalabym zrozumiec jak ma wyglądac to zaufanie, jakiego nie mam...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

do Kartofelki

Postprzez agusia » 30 sierpnia 2004, o 14:43

zgadzam się z wypowiedziami Alluni i Kukułki. Uważam, że mniej powinnaś zajmować się sobą, a więcej pomagać innym, czymś się zajać, a wtedy Twoje problemy będą o wiele mniejsze. Kontakt z jakąś wspólnotą, ludźmi dobrze Ci zrobi.

aga :o :lol:
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

Postprzez kartofelka » 30 sierpnia 2004, o 15:05

:) no dobrze..chociaz, jak juz pisalam wspolnote mam 70 km od siebie i widuje ją tylko w weekendy, albo jak jestem przy okazji..czuje sie troche odizolowana...wiem z doświadczenia, że faktycznie jak jestem między ludźmi, to jakos inne sprawy schodzą na bok..i potrafie byc zupelnie inna niz tu, na forum...
no ale wlasnie..co zrobic..pewnie sie przeprowadzic albo nie wiem....a to nie takie proste przeciez i wymaga czasu..i na razie pozostaje mi i tak np. takie miejsce jak to ..
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 8 gości

cron