Teraz jest 28 kwietnia 2024, o 20:22 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Strach przed samotnością

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez kartofelka » 12 stycznia 2004, o 11:04

witajcie...piszecie tutaj o strachu przed małżeństwem....na "pocieszenie" moge wam powiedziec, że jest chyba cos gorszego - strach przed samotnością...niewybraną samotnością....przed tym, że utkwisz w jednym miejscu, a raczej nie ruszysz się w żadne inne, że twój stan już dawno został w ten sposób określony i tak zastanie cię starość... twoimi "życiowymi partnerami" pozostaną twoi rodzice, az w końcu i oni odejdą a tobie pozostanie tez tylko czekać na śmierć...chyba, że będzie ona łaskawsza i nadejdzie trochę szybciej ...

"Mały kwiatek jabłoni"

Była sobie jabłonka...całkiem zwyczajna - rosła na skraju łąki,
tuż obok polnej drogi. Tak sobie tam stała, aż pewnego dnia
wiosennego zakwitła...
Utonęła w gąszczu małych, drobnych kwiatków. A każdy z nich
taki
piękny...o drobnych, delikatnych płatkach, kryjących malutkie,
żółte pręciki ...
Ich widok szybko zwabił okoliczne pszczoły...
"Jak dobrze !" - ucieszyły się kwiatki...-"Dzięki pszczołom
szybko zawiążą się w nas owoce, a dzięki słońcu urośniemy duże
i
rumiane."
Każdy z kwiatków nie mógł się doczekać, aż przeobrazi się w
okrąglutkie, czerwone jabłko.
Ale nie każdemu z nich było to dane...
Był taki jeden...mały kwiatek jabłoni...który tak bardzo chciał
stać się jabłkiem. Z tęsknotą co dnia wypatrywał jakiejś
pszczoły, dzięki której jego marzenia by się
spełniły...Zazdrośnie spoglądał na sąsiednie kwiatki, w których
zawiązywały się owoce ... i czekał....aż przyjdzie jego
kolej...
Na niektórych gałązkach już pojawiły się małe, zielone
jabłuszka...a on ciągle czekał. Czekał nawet, gdy w gwaltownym
podmuchu wiatru opadły wszystkie jego płatki...
Mały kwiatek jabłoni...

Na jabłonce miejsce kwiatków zajęły wspaniałe, czerwone owoce.
Drzewko uginało się pod ich ciężarem...tylko gdzieniegdzie na
gałązkach widać było krótkie, zasuszone kikuciki...miejsca po
małych, białych kwiatkach...w których nigdy nie wyrosły
owoce...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez MisiaW » 13 stycznia 2004, o 01:23

Kartofelku, a może tak jakaś wizyta u specjalisty? Psycholog, psychoterapeuta, albo ktoś z Poradni Rodzinnej?
MisiaW
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 8 listopada 2003, o 18:50

Postprzez kartofelka » 15 stycznia 2004, o 20:47

w mojej mieścinie to nic takiego nie ma...szukalam w takim innym, ale praca ciągle goni i nigdy nie moge sie zebrać...do tego takie miejsca sa czynne w tygodniu i w takich godzinach, że chyba nic z tego...a to nie wystarczyloby tylko pojśc i sie pokazać...
a z resztą..podobno Bóg jest najlepszym lekarzem..tylko jakos chyba też nie moge trafić na jego rejon ..

a tak właściwie, to co by mi powiedzial ten ktos z poradni? że musze sobie jakos z tym poradzić ?
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez gosiaz » 16 stycznia 2004, o 02:35

W poradni oferują zwykle dwie rzeczy: psychoterapię i leki. Jedno i drugie (zwłaszcza połączone) naprawdę może pomóc. Nie jestem zwolennikiem leczenia depresji chemią (zwłaszcza bez połączenia z jakąś formą psychoterapii), ale muszę przyznać, że to naprawdę działa! Są leki (np. słynny Prozac czyli fluoksetyna- okrzyknięty na świecie "pigułką szczęścia"), po których człowiek zaczyna mieć wrażenie jakby nagle założył różowe okulary! - świat wydaje się lepszy, rośnie pewność siebie, chęć i energia do działania, człowiek czuje się szczęśliwszy "sam z siebie", zaczyna mieć poczucie sensu - po prostu chce się żyć! Dla osoby w depresji to na początku może być wielką pomocą i dać siłę do pracy nad sobą. Ale trzeba mieć świadomość, że lek trzeba w końcu odstawić (choć są tacy, co biorą prozac latami... ale czy to jest prawdziwe, świadome życie?) i jeżeli w międzyczasie nie zmieniło się własnego stosunku do życia - wszystko (tzn depresja) może wrócić...
gosiaz
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 3 sierpnia 2003, o 20:28
Lokalizacja: Łódź

Postprzez kartofelka » 16 stycznia 2004, o 10:31

to wszystko chyba dlatego, że Bóg jednym daje prezenty w postaci tej drugiej osoby i miłości, a innym nie...dlatego ci pierwsi mają dla kogo żyć, a drugim pozostają samotne spacery z psem i tabletki...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

do kasztanki

Postprzez agusia » 16 stycznia 2004, o 12:54

Zgadzam się z Maćkiem, że wytoczone argumenty o tabletkach są trszeczkę zbyt mocne. Kasztanko, a może umów sie gdzieś z koleżankami.
Pójdźcie razem na impreze, chociż do kina. Najważniejsze, zeby sie nie zamykać w czterech ścianach i tylko myśleć jaka to ja jestem biedna i samotna. Trzymaj się, niedługo wiosna to i humory wszyscy będziemy mieć lepsze.
pozdrawiam
agusia :) :)
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

do kasztanki

Postprzez agusia » 16 stycznia 2004, o 12:55

Zgadzam się z Maćkiem, że wytoczone argumenty o tabletkach są trszeczkę zbyt mocne. Kasztanko, a może umów sie gdzieś z koleżankami.
Pójdźcie razem na impreze, chociż do kina. Najważniejsze, zeby sie nie zamykać w czterech ścianach i tylko myśleć jaka to ja jestem biedna i samotna. Trzymaj się, niedługo wiosna to i humory wszyscy będziemy mieć lepsze.
pozdrawiam
agusia :) :)
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

Postprzez kartofelka » 16 stycznia 2004, o 21:07

a co , kiedy czlowiek ma 27 i juz dosyc wychodzenia tylko z przyjaciółmi...i chciałby wyjść gdzieś w końcu tylko z tą drugą osobą...ale tego kogos nie ma..a z koleżankami i przyjaciółmi tez nie zawsze mozna, bo juz mają swoje sprawy, narzeczonych, rodziny itp...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez gosiaz » 17 stycznia 2004, o 01:14

Wybaczcie, rzeczywiście takie suche uwagi o leczeniu depresji mogły być trochę nie na miejscu. Pewnie mam spaczony punkt widzenia, bo sama przeszłam depresję... Powiem tylko jedno: jeżeli nastroje kartofelki wynikają "tylko" z poczucia osamotnienia, to rzeczywiście kontakty z ludźmi będą najlepszym lekarstwem. Jeżeli jednak to prawdziwa depresja... Ja będąc w depresji miałam koło siebie kochającą rodzinę i narzeczonego. Mimo, iż byli przy mnie, otaczali mnie opieką i troską, nie byli w stanie mi pomóc.
gosiaz
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 3 sierpnia 2003, o 20:28
Lokalizacja: Łódź

Postprzez gosiaz » 17 stycznia 2004, o 01:30

Kartofelko! Moja siostra też bardzo długo była sama. Już zaczęliśmy wszyscy wątpić, że to się kiedykolwiek zmieni. I nagle, tak zwanym przypadkiem poznała chłopaka (miała wtedy 29 lat). Po roku byli już małżeństwem!
Z kolei moja siostra cioteczna wyszła za mąż w wieku 34 lat! Wcześniej przez lata z nikim się nie spotykała. Rodzina była niemal pewna, że zostanie starą panną. I co ? - została szczęśliwą mężatką!

Kartofelko! Nie trać więc nadzieji! Staraj się tylko nie siedzieć w domu - mało prawdopodobne, że Twoja druga połowa Cię w ten sposób odnajdzie! Trzymaj się!. Jestem z Tobą!!!
gosiaz
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 3 sierpnia 2003, o 20:28
Lokalizacja: Łódź

Postprzez kartofelka » 17 stycznia 2004, o 12:22

dziękuje Gosiu, oby tak bylo, jak mowisz...bo od tego czekania nie wiadomo na co ( i czy w ogóle ) człowiek jest czasem gotów zrobic jakąś głupote...
jednak ja wątpię, że cos sie zmieni, bo wydaje się abstrakcją, żebym mogla spotkać kogoś takiego...bo to jest nieprawdopodobne...zawsze jest tak, że jedna ze stron nie odwzajemnia sympatii...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 17 stycznia 2004, o 12:25

i wcale nie jest tak, że siedze w domu...staram sie tez szukac..ale poki co nic z tego...chlip chlip
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez gosiaz » 17 stycznia 2004, o 13:34

Nie trać wiary! Poproś Boga o spotkanie tego jedynego i uwierz, że to w końcu nastąpi! Twoja wiara i cierpliwość z pewnością nie pozostaną bez odpowiedzi Najwyższego.
gosiaz
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 3 sierpnia 2003, o 20:28
Lokalizacja: Łódź

Postprzez kartofelka » 17 stycznia 2004, o 18:03

prawde mówiąc, to nie bardzo ufam w to, bo przecież Bóg może mieć inne plany wobec mnie, np. właśnie samotność...albo nic nie może zrobic, bo nie zmusi nikogo, żeby ze mną był...przecież każdy ma wolny wybór..

nie jest przecież powiedziane, że jak ktos czegos pragnie, to to dostanie...ani nawet, jak o to poprosi..a ja nie mam cierpliwości, żeby tak dlugo o to prosic..nawet nie wiem, czy powinnam, jeśli Bóg nie chce tego, bo tak właściwie to nie wiadomo, czego on chce..

no a jeśli nawet kogoś bym poznała, to skąd mialabym wiedziec, że to ta osoba, a nikt inny, który mógłby sie pojawic, gdybym poczekała jeszzce dlużej...

[/list]
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 17 stycznia 2004, o 18:04

rozumiem, że Ty i twoje siostry modliłyście sie nieugięcie o spotkanie tej osoby...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez gosiaz » 17 stycznia 2004, o 18:45

Nie wiem, czy moje siostry się modliły. Ja się chyba nie modliłam (nie pamiętam, bo to parę lat temu było) żyłam różnymi platonicznymi zakochaniami, nie myślałam w ogóle kategoriami czy to ten na całe życie. Kiedy poznałam swojego męża (w wieku lat osiemnastu) też nie wiedziałam, czy to on. Przez rok on był dla mnie tylko kolegą. Potem spotykaliśmy się dziewięć lat zanim się pobraliśmy. Kiedy stanęliśmy na ślubnym kobiercu byliśmy już dojrzałym związkiem, po wielu przejściach. Ale to naprawdę nie ma reguły, są pary które pobierają się bardzo szybko i tworzą szczęśliwe i trwałe związki.
Co do Bożego powołania względem Ciebie - tylko Ty możesz je rozeznać. Na pewno Bóg nie chce Twojej krzywdy - jeżeli masz być sama to nie bez powodu. Zwykle kiedy kobieta ma być sama to dostaje powołanie zakonne albo jakąś inną misję, której ma się poświęcić bez reszty. W innym wypadku dlaczego Bóg miałby skazywać kogoś na samotność? Naturalnym powołaniem człowieka jest życie w parze i tylko w wyjątkowych okolicznościach jest inaczej. Ile znasz starych osób (poza duchownymi i zakonnikami) które były samotne przez całe życie? Ja osobiście nie znam żadnej.
Bóg może mieć inne plany wobec mnie, np. właśnie samotność...albo nic nie może zrobic, bo nie zmusi nikogo, żeby ze mną był...przecież każdy ma wolny wybór..

Skąd u Ciebie takie niskie poczucie własnej wartości? Dlaczego zakładasz, że nikt Cię z własnej woli nie zechce (tak to odbieram)? Uwierz trochę w siebie, znajdź w sobie jakieś pozytywne cechy (każdy je ma) i uczyń je swoim atutem! Jeżeli nie wierzysz w to, że jesteś warta by z Tobą być, to tymbardziej będzie trudno w to uwierzyć innym (potencjalnym kandydatom na twojego ukochanego)!!! Poczytaj proszę jakieś książki o pozytywnym myśleniu (upieram się przy Louise Hay - na pewno mają ją w bibliotece)
gosiaz
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 3 sierpnia 2003, o 20:28
Lokalizacja: Łódź

Postprzez gosiaz » 17 stycznia 2004, o 18:54

Przyszła mi jeszcze taka myśl do głowy: może głównym problemem jest to, że Ty chcesz za bardzo? Może to jest trochę tak jak z pragnieniem dziecka - kiedy ludzie za bardzo się na tym koncentrują, często nic z tego nie wychodzi. Może po prostu wyluzuj, zajmij się sobą, tym co lubisz robić, znajdź sobie jakąś pasję (czasami można kogoś spotkać przez wspólne zainteresowania). Nie nastawiaj się od razu na spotkanie miłości swojego życia. Po prostu żyj! Może ani się obejrzysz, a szczęście samo Cię znajdzie.
gosiaz
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 3 sierpnia 2003, o 20:28
Lokalizacja: Łódź

Postprzez kartofelka » 19 stycznia 2004, o 09:42

no właśnie..a może Bóg nie chce mojej krzywdy i dlatego jestem sama ? ( w domyśle- może nie ma nikogo takiego, z kim moglabym być szczęśliwa)
może to jednak nie jest tak, że każdy kogos spotka w końcu...nie znasz takich osób, które pozostają same ? ja znam i wiem o takich...
albo takich , które mają już trzydzieści pare, czterdzieści lat i nic sie nie zmienia w ich stanie...to jest przykre chyba szczególnie dla kobiet...bo takie 40 lat to juz troche za póżno... to tak, jakby zmarnowac ten "najlepszy czas"..okropnie jest życ w poczuciu niespełnienia...a przeżyć tak całe życie to jak jakaś kara...
jak mam o tym nie myśleć i nie chcieć zmiany, kiedy ma się świadomość mijających lat..im jest ich więcej, tym trudniej to przeżywac , bo za chwile może się okazać, że twój czas po prostu minął...

trudno mieć pozytywne zdanie o sobie w tym temacie, kiedy otoczenie zawsze upewniało w tym, że jest przeciwnie...jak dla mnie, to nie jest tak, że samotnośc wynika z mojego nastawienia ale nastawienie z samotności...nie od początku mialam przecież takie pesymistyczne nastawienie - to przykre doświadczenia pokazały mi, że nie powinnam robić sobie nadzieji...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 21 stycznia 2004, o 20:26

no tak...pewnie znowu nie uzyskam i tak odpowiedzi na te wszystkie pytania...ale sama już nie wiem kogo o to pytać...myślałam, że znajdę jakąś odpowiedź u osób, którym w przeciwieństwie do mnie "udało się" spotkać tą drugą połowę...
przyznam, że mimo moich 28 lat te wszystkie sprawy o jakich tu czytam są dla mnie takie abstrakcyjne..jakby w ogóle ten "dział" nie istniał w moim życiu...i zastanawia mnie czy w ogóle zaistnieje...

nie wiem skąd ta niemożność spotkania tej drugiej osoby - czasem jest mi strasznie przykro z tego powodu, szczególnie kiedy słyszę o tym, jak inni spotykają kogos tak po prostu, przypadkiem, a ja nawet jak sie
postaram, to i tak nic z tego mi nie wychodzi...a najgorzej,
kiedy w danym przypadku takie spotkanie tego kogoś wydaje się
odpowiedzią na modlitwę...(a niekiedy to dość niesamowite historie) bo to tak, jakby Bóg wysłuchiwał tylko co niektórych...
albo ja nie umiem prosić? a może na nic prośby i płacz? może to, co czuje nie ma znaczenia dla Boga...
przez to wszystko czuje sie okropnie...a najgorsza jest świadomość, że to może sino tak...pewnie znowu nie uzyskam i tak odpowiedzi na te wszystkie pytania...ale sama już nie wiem kogo o to pytać...myślałam, że znajdę jakąś odpowiedź u osób, którym w przeciwieństwie do mnie "udało się" spotkać tą drugą połowę...
przyznam, że mimo moich 28 lat te wszystkie sprawy o jakich tu czytam są dla mnie takie abstrakcyjne..jakby w ogóle ten "dział" nie istniał w moim życiu...i zastanawia mnie czy w ogóle zaistnieje...

nie wiem skąd ta niemożność spotkania tej drugiej osoby - czasem jest mi strasznie przykro z tego powodu, szczególnie kiedy słyszę o tym, jak inni spotykają kogos tak po prostu, przypadkiem, a ja nawet jak sie
postaram, to i tak nic z tego mi nie wychodzi...a najgorzej,
kiedy w danym przypadku takie spotkanie tego kogoś wydaje się
odpowiedzią na modlitwę...(a niekiedy to dość niesamowite historie) bo to tak, jakby Bóg wysłuchiwał tylko co niektórych...
albo ja nie umiem prosić? a może na nic prośby i płacz? może to, co czuje nie ma znaczenia dla Boga...
czuję sie przez to okropnie, a najgorsza jest świadomość, żeto się może nigdy nie zmienić...i w mom życiu zawsze pozostanie tak samo...szaro i smutno, bo bez tej drugiej osoby....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez gosiaz » 21 stycznia 2004, o 23:13

Kartofelko! Skoro naprawdę nie możesz już dłużej znieść samotności to może czas wziąć sprawy w swoje ręce? Wiem, że to zabrzmi strasznie ale jest coś takiego jak kluby samotnych serc (czy tzw. biura matrymonialne) - może tam ktoś na Ciebie czeka? Nie myśl, że to nie do przyjęcia - tam trafiają ludzie, którzy podobnie jak Ty nie chcą być samotni, a nie znaleźli bliskiej osoby w "zwykły" sposób. Z punktu widzenia prawdopodobieństwa sukcesu (znalezienia partnera) ten sposób szukania (poprzez biuro) wydaje się najbardziej efektywny - tam każdy kogoś szuka (a w codziennym życiu im człowiek starszy tym tych "wolnych" jest coraz mniej...). Co Ty na to?
Myślę, że sytuacja jest trochę podobna do tej, kiedy ludzie nie mogąc mieć dziecka w naturalny sposób decydują się na adopcję - idą do "biura" samotnych dzieci i tam szukają swojego dziecka...
gosiaz
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 3 sierpnia 2003, o 20:28
Lokalizacja: Łódź

narzeczeństwo-samotność

Postprzez agusia » 23 stycznia 2004, o 10:19

Kartofelko nie załamuj się. Naprawdę nie poddawaj się i tak jak Gosia pisze może czas nadszedł, zebyś zamiast się smucić to wzięła sprawę w tgzw swoje ręce? Jakoś trudno mi sobie wyobrazic, zebyś nie miała koleżanek z którymi można gdzieś pójść, a moze one kogoś znają?
Nawet randki w ciemno zdarzają się być trafione. Ja o swojego przyszłego męża modliłam się codziennie przze 10 miesięcy, może miałam dwa dni przerwy gdy byłam chora. mOdliłam się do św. Józefa. Pod koniec tego okresu byłam zła, bo studia skończone, pracy nie ma, tego o kogo się modlę też nie ma na widoku, ale taka trochę już zagniewana modliłam się jeszcze mocniej. no i trach w dniu kiedy dostałam pracę ktoś znajomy zapytał sie mnie czy przypadkiem nie spotkałabym się z pewną osobą. Nie wiem jak ona to zrobiła i jak ja się na to zgodziłam, ale poszłam do kina i jesteśmy już ze sobą dwa lata. Jestem osobą nieśmiałą i naprawdę nie wiem skąd miałam tyle odwgi. Śmiać mi się chce jak przypominam sobie sobotni ranek i przerażenie, ze narozrabiałam i strach iż chłopak pewnie brzydki, głupi itd. Okazało sie, że wprost przeciwnie. Tak wiec randki w ciemno mogą byc trafione.
Napisałam to wszystko po to, zeby może jakoś Ciebie zachęcić. Oczywiscie należy być ostrożnym. Kartofelko zaufaj, nie zamykaj sie w sobie i nie podłamuj. No i czekamy na wiadomości od Ciebie.
Pozdrawiam Ciebie serdecznie :)
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

Postprzez kartofelka » 24 stycznia 2004, o 20:45

witajcie...fajnie, że ktos cos odpisuje, bo w sumie wszyscy na tym forum mają juz "ten problem" raczej za sobą a może i wcale go nie mieli...
Agusia - ja niestety przyjaciół i koleżanki mam jakies 70 km stąd, bo po studiach uziemnila mnie praca w zupelnie innym miescie, gdzie mieszkam razem z mamą i ojczymem...i tylko czasem w weekendy udaje mi sie gdzieś wyjść ze znajomymi i przyjaciółmi...a tutaj - sama nigdzie nie mam odwagi iść..a nawet gdybym się zdecydowała to nie boję się, że nie miałabym gdzie...
sama nie wiem, co robić...czy lepiej czekac czy działac coś...
co do biur matrymonialnych, to może Cie Gosiu zaskoczę, ale moje anonse już jakieś pół roku "zalegają" na różnych stronach internetowych...
jakoś bez większego skutku...
a jeśli to nie ma większego sensu ? może po prostu nie ma takiego kogos, z kim mogłabym być..może Bóg wymyślił sobie, że powinnam być sama ?
może w ostateczności będe mogla jedynie zdecydować sie na jakiś związek z rozsądku, bo na wzajemną miłość to chyba nie mogę liczyć...czasem mam wrażenie, że to jest zarezerwowane tylko dla niektórych...a ja, choćbym sie starała i modliła to i tak wszystko na nic..a może niektórzy muszą cierpiec samotność dla jakiegos powodu , który zna tylko Bóg ?
nawet nie wiem, jak mam sie modlić o tą drugą osobę, skoro nie wiem, czy to ma sens...skoro nie wiem, czego ten Bóg chce ? i dlaczego nie modlić sie do Niego bezpośrednio w tym temacie? nie bardzo wiem prawde mówiąc, jak taka modlitwa powinna wyglądać...wydaje mi się, że modle sie o to codziennie...nawet glupim westchnieniem w sercu...jak to jest...co się liczy jako modlitwa, a co już nie? czy trzeba formalnie wypowiedzieć ją, żeby sie liczyło, że sie modle o coś ? boje się, że w tym momencie mogłabym to potraktować na zasadzie zaklęcia...
a poza tym jest coś jeszcze...żeby to "zadziałało" to chyba trzeba mieć dużo zaufania do Boga w tym temacie jak i zgode na cokolwiek, co Bóg mógłby zdecydowac w tej kwestii...a ja mam taką blokadę..że po pierwsze nie umiem sie z tym zgodzic, ze świadomością, że tak mogłoby być juz zawsze (wolałabym już szybko umrzec, niż np. żyć tak dziesiąt lat..) no i nie mam zaufania do Boga..boje się tego, czego mógłby dla mnie chcieć....i to chyba takie zamknięte koło....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

do kartofelki

Postprzez agusia » 26 stycznia 2004, o 10:35

hej, dużo pytasz się o Boga i modlitwę. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, chyba każdy powinien modlić się tak jak potrafi, ale najważniejsze jest, zeby to było z serca. Ja to rozmiem, że poprostu chcę się modlić, ze uwzględniam Jego działanie w moim życiu. Z drugiej strony pamiętaj Kartofelko, ze nie jesteśmy manekiny i mamy swój rozum. Bóg
nie może Ciebie do niczego zmusić. Jesli czegoś nie chcesz to tego nie robisz na to się nie zgadzasz i już. Moja rada to spokojnie się módl i też bierz sprawy w swoje ręce. Po rostu nie można siedzieć i się zamartwiać. Kilka koleżanek napewno masz w tym mieście, a poza tym tam skąd pochodzisz też ktoś żyje, je, rozmawia z Tobą, uśmiecha się do Ciebie.
Do góry głowa. Nie znam Ciebie osobiście, ale mam prośbe, zebyś tak mocno o wszystko się nie martwiła. Już niedługo wiosna.
pozdrowionka :lol:
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

Postprzez kartofelka » 26 stycznia 2004, o 13:07

no tak, masz racje Agu, ale tez ja właśnie piszę, że mimo tego mojego działania jakos niewychodzi..i to mnie martwi..a z koleżankami to naprawde jest kiepsko...są dwie, ale obie już kogos mają i są dosyć zapracowane...no i raczej to juz takie rozluźnione zażyłości..spotykamy sie raz kiedys...raczej ta opcja nie przejdzie...a koleżanek mam tu niewiele, bo mieszkam w domku i zawsze bylo gorzej z jakimiś zabawami razem z innymi dziecmi, do tego jestem jedynaczką..wiec znajomo rodzeństwa odpadają...no i na zabawy tez wychodzic za bardzo nie moglam, bo ojczym zawsze pilnowal, że mam byc o danej godzinie, albo robil jakies problemy...dopiero na studiach bylo lepiej, ale jak juz pisalam - jestem od tych znajomych troche odcięta ze względu na odległość...bardziej moge liczyc na internet...
no tak..ale nawet jak juz kogos spotykam, to się boje, że jak ktos mi sie nie spodoba, to nie będe miala odwagi odmówić i powiedziec, że nie chce z tym kimś być...
jak sobie z tym poradzić ? bo ideałów wprawdzie nie ma, ale ta druga osoba przecież musi sie chyba choć troche podobać i reprezentowac podobne poglądy...no i z jednej strony człowiek nie chce być "z pierwszym chętnym" i czekac na takiego kogos, kto będzie faktyczną odpowiedzią na to oczekiwanie, ale z drugiej boi sie, że może tak czekac w nieskończoność...bo taka osoba, jakby się mniej więcej chcialo nigdy nie nadejdzie...
jak wg. was, skoro juz to macie za sobą, można stwierdzić..czy można miec pewność, że ta osoba to wlaśnie ta, czy lepej czekac dalej i nie mieszac sie w niepotrzebne zanjomości ? no bo ta druga osoba chyba powinna sie podobac i w środku i na zewnątrz ? czy jest sens byc z kims tylko dlatego, że ten ktos tak by chciał, bo mi nie zależy ? choc..gdybym np. wiedziala, że i tak nie spotkam nikogo, kogo moglabym pokochac z wzajemnością, to chyba wolałabym jakies "zdroworozsądkowe" rozwiązanie, niz samotność...
pewnie lepiej jest czekac niz mieszac sie w jakies związki, na ktorych mi nie zależy...ale boje sie, że potem będę żałowac, że coś zmarnowałam
przepraszam, że tak pytam, ale czy wy uważacie, że ta osoba, z ktorą jesteście to ta najlepsza, jaka może być i ta wlasnie dla was? czy to mozna jakos stwierdzić ?
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 26 stycznia 2004, o 13:24

jeszcze co do modlitwy..przepraszam, że tak wypytuje..ale najlepiej pytac kogos, kto już jest "po"..modliłas sie jakąs konkretną modlitwą ? czy bardziej "lużno" ? i najważniejsze - czy przyjmowalaś bez problemu (zgadzałaś sie w sercu) na to, że może Bóg wcale nie chce, żebyś była z kimś i raczej samotność jest dla Ciebie ? pytam, bo piszesz o tym, że jak ja czegoś nie chce, to Bóg mnie nie zmusi...no tak, ale też mówi sie o tym, żeby oddać wszystko jego woli i jak czasem nie rozumiem tego..jak pogodzic wlasne wybory z wolą Boga ? co z tematem powołania ? ono zależy ode mnie czy od Boga ?

może są tu jeszcze inne osoby, które mogą sie podzielić doświadczeniami ? choć pewnie każdy przypadek jest inny i na nic tu zbyt szczegółowe porównywanie...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

kartofelka

Postprzez agusia » 26 stycznia 2004, o 14:22

Nie dam rady chyba na wszystkie Twoje pytania odpowiedzieć dzisiaj, ale spróbuję. modliłam sie konkretną modlitwą do św. Józefa wziętą z gazety Miłujcie się ( wydają ją w Poznaniu). Sęk w tym, ze nie mogę teraz tej modlitwy znaleść, żeby ją Ci przesłac. Musze coś z tym zrobić. Nic jednak narazie nie obiecuję, bo nie chcę być niesłowna. Modliłam sie z myślą w sercu, ze zaszkodzić nie zaszkodzi, a pomóc może.
Poza tym po pierwszym spotkaniu nie wszystko mi się tak odrazu w moim narzeczonym spodobało, ale zauważyłam dwie - trzy cechy naprawdę wartościowe dla mnie. Zanim stał sie moim narzeczonym dużo go nauczyłam, a teraz on mnie dużo uczy. To nie jest tak, ze ja i on jesteśmy idealni lub święci. Niestety( a może naszczęscie) ranimy siebie,ale po takich sytuacjach najważniejsza jest rozmowa. Naprawdę nam na sobie zależy.
Nie wiem czy Tobie pomogłam, moze jeśli ktoś inny jest na forum to tez coś napisze.
hej 8) 8)
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

pytanie

Postprzez agusia » 26 stycznia 2004, o 14:29

Kartofelko, a czy tam gdzie mieszkasz są jakieś grupy młodzieżowe koscielne? Chodzi mi o akademickie lub postakademickie?
a
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

Postprzez kartofelka » 26 stycznia 2004, o 15:16

ojej..troche mnie przestraszyłaś...ranicie sie? to może to nie ta osoba....ale on jest wierzący tak ?
mi nie chodzi o jakis ideał, czy świętość..ale musi byc hcyba cos, co sie spodoba w tej drugiej osobie ?..no bo innaczej, to kazdy mógłby byc tym kims...nie patrząc na to, czy sie podoba czy nie, czy cos nas w nim drażni, czy lubimy jego towarzystwo czy nie czy nie itp....a przecież, jak juz sie na kogos czeka i w końcu spotka, to to powinno chyba być radosne spotkanie a nie pelne rozczarowań ? tak myśle, że chyba obecnośc tej osoby powinna w nas wzbudzac radośc...a nie poczucie, że jest jak jest i trzeba to zaakceptować ? czy może się mylę ?


a modlitwe to chyba znam, skoro z tego pisma...mam je, czasem roznosze tez..i nawet raz w redakcji byłam :)
ale modlitwa wydała mi sie jakas sztuczna..i dziwna..dlaczego oferowac Józefowi, że ewentualny pierwszy syn dostanie tak na imie jak on miał ?
szczerze powiem, że troche mnie to ubawilo...pewnie strasznie niepokorna jestem, skoro mi takie "modlitwy" przez gardło nie przechodzą....
no to teraz mam dylemat..jak sie modlic..

a grupa jest młodzieżowa...w moim wieku to nie bardzo..nie to, co Poznań...juz przerabialam temat grup w moim mieście...i kiepsko to wygląda..

no właśnie..troche sie dialog zrobil, może inni nie mieli takich dylematów i nawet nie zdążyli sie pomartwic o to, że są sami...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 26 stycznia 2004, o 15:24

a powiedz Agu, nie musisz się zmuszać do tego, żeby być z tym chłopakiem ? bo sama juz zgłupialam, jak to ma byc..czy czekac na cos, czego sie będzie chcialo, czy zmuszac sie, żeby polubic kogoś....nawet nie dlatego, żeby nie byc samej, ale np. ze współczucia...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Następna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 9 gości

cron