Teraz jest 15 maja 2024, o 21:46 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Strach przed samotnością

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

narzezceństwo

Postprzez agusia » 26 stycznia 2004, o 15:27

to nie jest tak jak myślisz. Każdy jest trochę inny, a dodatkowo kobieta i mężczyzna inaczej reagują na świat i to co się w nim dzieje. Ważne jst żeby być świadomym tych psychicznych różnic związanych z percepcją. Oczywiscie , ze cieszymy się jak się spotykamy. No właśnie zaraz po pracy się będziemy widzieli, super. :lol: :lol: :lol:
A co do modlitwy to sama musisz sobie odpowiedzieć na to pytanie. Internet nie zastąpi żywego człowieka.
pozdrawiam
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

Postprzez kartofelka » 26 stycznia 2004, o 16:02

uff..to mnie uspokoiłaś :) to fajnie, że sie cieszycie...tez bym tak chciala :roll:
wiem, ze internet nie zastąpi obecnosci drugiej osoby..ale poki co jestem skazana bardziej na internet...normalnie..zawsze sie w moim życiu tak uklada, że jestem jakas wyalienowana...normalnie - taki przymusowy zakon, czy co ?
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Joanna » 29 stycznia 2004, o 20:21

Rozumiem Cię doskonale. Ja bardzo długo byłam osobą samotną, z nikim się nie spotykałam.
W wieku około 21 lat byłam na rekolekcjach ignacjańskich (polecam!) - II tydzień, na których rozeznałam, że mam powołanie do małżeństwa. Mijały lata, a kandydata jak nie było, tak nie było. Zaczęłam się zastanawiać, czy się jednak nie pomyliłam, czy jednak moją drogą nie jest samotność.
Modliłam się jednak wciąż o dobrego męża, w końcu zaczęłam modlić się do św. Józefa...(modlitwą z "Miłujcie się"). I nagle, było to już po trzydziestce, zainteresował się mną chłopak, którego znałam już zresztą wcześniej i nigdy o nim nie myślałam. Po trzech miesiącach koleżeństwa zakochałam się w nim i uznałam, że jest to ten jedyny. Dwa lata później pobraliśmy się.

Myślę, że każdy ma swój czas. Nie uważam, że jest to zbyt późno. Myślę, że Pan Bóg dał mi chłopaka w tym najlepszym czasie, wcześniej może jeszcze nie byłam do tego dojrzała, bardzo pragnęłam takiej relacji, a jednocześnie bardzo się jej bałam.

Pamiętam swój smutek z powodu samotności, a jednocześnie pocieszała mnie myśl, że Bóg mnie kocha i da mi to, co dla mnie najlepsze.
Jeśli bardzo pragniesz wyjść za mąż, to módl się i ufaj. A przede wszystkim staraj się zbliżać do Tego, który może zaspokoić wszystkie Twoje najgłębsze pragnienia. Żaden człowiek nie zaspokoi Twoich pragnień, nawet w małżeństwie. Ostatecznie tylko Bóg może obdarzyć Cię szczęściem.

Nawet, kiedy myślałam, że zostanę sama, nigdy nie myślałam, że będę przegrana. Zawsze miałam świadomość, że są różne drogi życia prowadzące do Boga - małżeństwo, stan zakonny, stan "samotności". Tak naprawdę, w tym stanie samotności można mieć bardzo dużo przyjaciół, bardzo aktywnie i sensownie przeżywać swoje życie.
Joanna
Przygodny gość
 
Posty: 16
Dołączył(a): 29 października 2003, o 21:14
Lokalizacja: Koszalin

Postprzez Joanna » 29 stycznia 2004, o 20:23

Czy będziesz wiedziała, że to ten jedyny, skąd? Na pewno nie można polegać tylko na uczuciu, na zakochaniu. Jeśli miłość utożsamia się z samym uczuciem, to później mamy, to co mamy - rozwody rok po ślubie. Trzeba przyglądać się sobie wzajemnie, poznawać w różnych sytuacjach, bardzo dużo rozmawiać o najważniejszych dla nas sprawach, o pragnieniach, wartościach, o Bogu, trzeba się modlić o światło.
Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wyjść za mąż za człowieka, który nie wierzyłby w Boga, nie rozumiałby mnie w moich najgłębszych pragnieniach, byłoby pewnie wiele stąd wynikających problemów. A w pewnym momencie trzeba po prostu podjąć decyzję - tak, wyjdę za tego człowieka i zrobię wszystko, żebyśmy byli szczęśliwi i żeby nasza miłość była coraz głębsza.

Nie popełnij tego błędu, który czasem popełniają dziewczyny - "byleby był", obojętnie jaki. Zawsze byłam pewna, widząc wokół tyle nieszczęśliwych małżeństw, że wyjdę za mąż tylko wtedy, gdy będę pewna (a przynajmniej prawie pewna), że mogę być szczęśliwa z moim mężem, że "rokuje" na dobrego męża.

Oczywiście, nie chodzi o znalezienie ideału, bo takiego nie ma. Proponuję Ci czytać książki na temat małżeństwa, narzeczeństwa, relacji. Zaczęłam czytać już w wieku 15 lat i czytam wciąż dotąd. Myślę, że zawdzięczam tym książkom wiele. Dowiedziałam się wiele o wzajemnej komunikacji (np. jak rozmawiać, żeby się nie ranić), o tym, czym jest miłość (nie tylko uczuciem), pozbyłam się różnych nierealnych wyobrażeń o małżeństwie, że np. "jeśłi się będziemy kochać, to nigdy nie będzie żadnych konfliktów, problemów, niezrozumienia i zawsze będą tylko pozytywne uczucia", itp.

Wiele bym jeszcze mogła mówić, ale na razie to chyba wystarczy. Będę pamiętać o Tobie w modlitwie.
Joanna
Przygodny gość
 
Posty: 16
Dołączył(a): 29 października 2003, o 21:14
Lokalizacja: Koszalin

Bóg nie jest sadystą

Postprzez rybka » 30 stycznia 2004, o 03:22

niezbyt często zaglądam na forum, bo też mało na temat narzeczeństwa się pisze zazwyczaj, a dokładne określenie dni płodnych mnie jakoś nie interesuje.
przeczytałam wiec od razu całą dyskusję...
po pierwsze chciałabym powiedzieć kartofelce, że
BÓG NIE JEST SADYSTĄ!!!!!!!!!!!!!!!!
naprawdę nie chce dla Ciebie nic złego.
KOCHA CIĘ i chce dla Ciebie tego co dobre.

kiedy moja mama była w ciąży przyszła znajoma siostra zakonna, chciała się modlić, żeby nowonarodzone dziecko zostało kiedyś księdzem. mama zasugerowała, że może lepiej o spełnienie Woli Bożej... i tak zostało, a ja urodziłam się dziewczynką.
od tej pory odczuwam pewną nieufność do konkretnych modlitw - módl się o rozpoznanie Woli Bożej. moze za miesiąc poczujesz powołanie zakonne? :lol:

chciałabym Ci jeszcze przypomnieć, że jesteś Człowiekiem, nie tylko kobietą szukajacą mężczyzny. jest wiele innych spraw.

a przede wszystkim NIE BÓJ SIĘ KOCHAĆ. wiem co mówię bo też sie boję. czasem boli, ale nie dlatego, że jest źle, ale dlatego, że jesteście blisko.
nie jestem odpowiednią osobą do udzielania takich rad - sama sie bardzo boję. nie tylko tego, że on może mnie zranić, ale też tego, że mogłabym zdradzić.

a teraz dobra opowiastka: była sobie kobieta, która wydawała się być stworzona na matkę - dobra, cierpliwa... a tymczasem już koło 40 miała i nic. i nic. w końcu go spotkała. mieszkał w Ameryce, wiec wcześniej nie mogli się spotkać. epilog: małżeństwo, dzieci itd.

powodzenia!

rybka
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kartofelka » 30 stycznia 2004, o 18:29

ojej...dzieki za wasze słowa, choc troche mnie przeraziła ta 40-tka :?
własnie-skoro jesteśmy na takim a nie innym forum - to może sie ktoś wypowie, jak to wygląda u kobiety - np. te 40-lat, bo coś mi sie zdaje, że wlaśnie z tymi dziećmi to może być wtedy nieciekawie...nie chce nikogo obrazić, ale to juz sie zaczyna przecież chyba przekwitanie w tym wieku...lada moment jakaś menopauza itp...czy może się mylę :?:
w sumie znam jedną kobiete, która miala w tym wieku dziecko, ale dużo wcześniej miala dwójke , to chyba też jest innaczej..choc w sumie to ja nie bardzo myśle o dzieciach, bardziej chyba zależy mi na tym, żeby z kims być, niz na tym, co przychodzi chyba potem...ale to chyba normalne..jak sie w kimś zakochasz, to też raczej nie myślisz od razu o dzieciach...

wiem, że Bóg nie jest sadystą..ale czasem jest rozbierzność między tym, co się rozumie a tym, co się czuje...no i tez problem z tym modleniem sie o rozpoznanie woli Boga..równiez w kontekście rekolekcji ignacjańskich - BOJE SIĘ tego, ze mogłabym "poczuć" coś innego...bo nie chcę czegos innego, po prostu nie zgadzam sie ..możliwe, ze będę mimo to czekac w nieskończoność na kogos, kto nigdy sie nie pojawi, ale nie umiem sobie powiedziec, że w porządku - zgadzam sie byc sama, ale chce byc z kims..nawet gdybym miala nie spotkac nikogo...

tak, jest wiele innych spraw..ale niekiedy zadaje sobie pytanie - właściwie to jakich ? nie potrafie sie zaangażowac bez reszty w pracę ani w ideę..
czasem czuje ze jestem, ale jakby mnie wcale nie bylo...albo mogloby nie być..

widze, że modlitwa z "Miłujce się" jest popularna :)
czyli w kontekście spełnienia tych obietnic, jakie sie tam daje
św. Józefowi dużo małych Józiów będzie :lol:

no tak..wszystko ok, ale z tym rozpoznaniem tej osoby...to ja ciągle nie wiem, jak to stwierdzić...a boję się, że podejme jakies decyzje zbyt pochopnie..tak, jakby ta 40-letnia kobieta o której mowa, zamiast czekac na tego kogoś z Ameryki wyszla za pierwsza osobe, ktora chciala z nią być, nawet jeśli ten ktos nie bardzo jej sie podobał...albo odwrotnie-też może być,...czekac i zwlekac tak dlugo i odmawiac kazdemu czekając na kogos, kto sie nie zjawi...tak żle i tak niedobrze...
coś tak sie obawiam, że czego bym nie zrobiła to w końcu i tak sie okaże, że wyjdzie na to, co zaplanował Bóg, czyli pewnie na samotnośc...

ja rozumiem, że jeśli chodzi o powołanie to są różne drogi do Boga...ale czy nie może być w tej drodze choć troche takiej radości, że ma sie wlaśnie to, czego sie pragnie, a nie tylko akceptowac cos, czego sie nie chciało ? [/list][/list]
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 30 stycznia 2004, o 18:44

nie wiem, jak uważacie..ale chyba wskazane, żeby ewentualny mąż był dla nas choc troche atrakcyjne-pociągający...zarówno fizycznie jaki i psychicznie...bo innaczej to chyba kiepsko -szczególnie z tymi dziecmi...nie wyobrażam sobie być z kimś fizycznie "odrzucającym"...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Agania » 24 lutego 2004, o 17:57

Kartofelko, tak czytam i czytam Twoje wypowiedzi i nasunęło mi sie na myśl, że moze po prostu za bardzo boisz się, że Bóg przygotował dla Ciebie inną drogę, niż ta, o której marzysz. Może powinnaś zaufać i uwierzyć, że Bóg przygotował dla Ciebie to co najlepsze. Wiem, że to niełatwe, ale moze spróbuj...
Z własnego doświadczenia moge ci powiedzieć, ze ja tez się modliłam o miłość i o tego jedynego, którego tym uczuciem będę mogła obdarzyć i żeby on obdarzył nim także mnie. I udało się :D Jestem bardzo szczęśliwa, jest nam razem dobrze, rozumiemy się, mamy podobne spojrzenie na świat, podobne wartości są dla nas ważne. I wiesz, nigdy wcześniej nie miałam chłopaka (całe 24 lata) i też myślałam, ze pewnie jak kogoś spotkam, to będę miała wątpliwości czy to na pewno ten i czy uda się nam być razem, ale to się zmieniło. Wiem, ze to ten, nie potrafię powiedziec skąd, ale jestem tego pewna. I nadal modlę się, żeby nam się udało zbudować trwały związek i rodzinę.
I jak spotkasz kogos, kto będzie przeznaczony Tobie, to też tak bedziesz czuła. Więc jest sens czekać - na tego jedynego, czy tą jedyną (mój brat czekał 33 lata i jak znalazł, to w ciągu 3 miesięcy od poznania jej wzięli slub i są szczęśliwi - a wszyscy naokoło myśleli, że kolejny stary kawaler w rodzinie).
Rozpisałam się trochę, ale chciałam Ci dodać otuchy i powiedzieć, że jest sens czekać i szukać. Aha, jeszcze jedno na koniec - kiedyś usłyszałam zdanie, że nikt nie zacznie kochać kogoś innego, dopóki nie zaakcpetuje siebie takim jakim jest. Może to też jest przyczyna Twojej nieweiary w przyszłość?
Agania
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 17:41

Postprzez kartofelka » 26 lutego 2004, o 08:47

witaj Aganiu :)
a jak dlugo sie modliłaś?...bo ja mam tak, że nie umiem tak ciągle i ciągle...pomodle sie tydzien-dwa, a potem tak jakos z różnych powodów mi to umyka i potem znowu sie za to zabieram i znowu...tak w kołko..
i już w koncu nie wiem, czy ja sie modle, czy tylko mi sie tak zdaje...
do i do tego jeszcze ten brak wiary, czy to ma jakis sens? bo w końcu gwarancji żadnych...
no właśnie..a nawet jak juz cos sie "kroi" to nie wiadomo, czy to wlasnie to a jeśli tak to jak to sprawdzić...bardzo fajnie, że masz pewność, że to ta osoba a nie inna...ale CO ZROBIĆ kiedy podobasz sie komuś i ten ktoś jest nawet w tobie zakochany, ale ty jakoś niespecjalnie widzisz sie przy nim, no i wlasnie nie masz pewności, czy to ta osoba, ale jednoczesnie nie możesz tego jasno wykluczyc..to pojawia się dylemat co zrobić..czy próbować być z tą osobą, czy dalej czekać aż pojawi sie taka, co do którekj nie będzie wątpliwości...pozostając przy pierwszej opcji ryzykuje sie tym, że można przegapić coś pełniejszego..w drugim przypadku - można przeliczyć się z ideami i nadziejami i nie doczekać się wyimagowanej osoby..
i bądź tu mądry...

co do samoakceptacji...mam kompleksy jak każdy...może czasem tylko nie potrafie "wybaczyć" Bogu , że mnie stworzył...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez kartofelka » 26 lutego 2004, o 09:04

zgadzam sie, że Bóg wie, co jest najlepsze i nie przecze ze mógł to dla mnie przewidzieć...ale skąd wiadomo, co jest tym NAJLEPSZYM ?
przecież to może być cokolwiek...nawet nieoniecznie coś, co polubie...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Agania » 26 lutego 2004, o 10:16

z tym moim modleniem to trochę trudno powiedzieć.. To nie było tak, ze ja cały czas się modliłam o spotkanie miłości. Po prostu od czasu do czasu temat ten pojawiał się w mojej modlitwie. Trudno więc mówić o jakimś konkretnym czasie czy systematyczności.
Napisałaś, ze nie wiesz jak to sprawdzic, czy to już TO czy jeszcze nie. Moją jedyną radą jest czekać, otworzyć się na drugiego człowieka i zobaczyć jaki będzie rozwój wydarzeń. Jak poznałam mojego mężczyznę (na dodatek żadne z nas nie pamięta jak i kiedy się poznaliśmy:)) to też wcale nie widziałam się przy jego boku, więcej - nawet o tym nie pomyślałam. Potem się zaprzyjaźnilismy, a dopiero potem zakwitła miłość. I w pewnym momencie pojawiła się pewność, ze to TO:)
A co do planu dla Ciebie, to moim zdaniem Bóg przeznaczył Ci to co najlepsze, bo Cię kocha i na pewno nie chciałby Cie skrzywdzić. Więc na pewno nie wymyślił czegoś co będzie dla Ciebie złe :)
Agania
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 17:41

Postprzez kartofelka » 26 lutego 2004, o 13:07

no nie :) to wiem że nie wymyśla źle, ale właśnie cały "numer" polega na tym, że nie wiadomo co znaczy to "najlepsze"...a jeśli to samotność jest najlepsza, bo związek/małżeństwo z kimkolwiek byłby tylko przykrym doświadczeniem?
no i jeszcze pytanie..jak daleko i czy w ogóle powinna sięgać moja współpraca w tym temacie? czy powinnam akceptowac jakąś osobę nawet jak nie wszystko mi w niej odpowiada, czy raczej być bardziej wymagającą ? tak łatwo można popaść w jedną albo drugą skrajność...
tez chciałabym tak jak Ty....żeby to wyszło tak normalnie i naturalnie...
a tu nic...nawet jak sie o to staram...albo smutno, że ktoś nie odwzajemnia twojego uczucia..albo na odwrót...i wtedy bardzo żal odmawiac takiej osobie, bo przeciez chciałoby sie z kimś być..ale co zrobic, kiedy nie bardzo sie to "czuje" ? i czlowiek ma wtedy wrażenie, że chyba naprawde jest skazany na samotność...a czas ucieka..
nie wyobrażam sobie jak można normalnie wytrzymac z tym np. do 40-tki...jak czytam tu niektóre wypowiedzi np. kobiet czekających na dziecko albo chcących zajśc w ciążę , które nie mogą się doczekać, a często okazują się być młodsze ode mnie..to sobie tylko myśle - o Boże, a co ja mam powiedzieć...
przez to czekanie czasem głupie pomysły przychodzą mi do głowy...a wtedy to nie tylko ten "najlepszy plan Boga" ale i te mniej idealne mogą wziąść w łeb...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Agania » 27 lutego 2004, o 17:24

Co do Bozych planów to nie wiem jak daleko można "współpracować", ale wydaje mi się, ze jednak można wpływac na nie modlitwą. w końcu napisane jest "...proście, a będzie wam dane.."
co do czekania na ideał - ideałów nie ma jak wiadomo, każdy czlowiek ma swoje wady i przyzwyczajenia, chyba cała sztuka polega na tym, ze jestes z kims własie dlatego, ze jest taki a nie inny. Według mnie trzeba zaakceptowac kogos takiego jakim jest i siebie tez pokazac bez udawania. Tylko będąc sobą, znając się i akceptujac mozna stworzyc udany zwiazek. Oczywiście nie chodzi mi o akcpetacje rzeczy, które sa zupełnie sprzeczne z Twoim spojrzeniem na świat.
A co do tego, co zrobic jak ktos zaczyna sie toba interesowac - pozwolic mu na to i spróbowac zaufac, otworzyc sie - dac Wam szanse. Nie zawsze uczucie pojawia sie od razu - co wiecej chyab rzadko tak bywa. Spróbowac po prostu, bo niby dlaczego masz cos z góry skazywać na niepowodzenie.
Zycze powodzenia w poszukiwaniach:) i wierzę ze uda ci sie spotkac tego jedynego! wiecej wiary w siebie i otwartosci:)
Agania
Przygodny gość
 
Posty: 67
Dołączył(a): 24 lutego 2004, o 17:41

Postprzez kartofelka » 1 marca 2004, o 11:19

modlitwa, no wlasnie...ale ona nie zawsze ma taki skutek jak by się chciało...może jak Bóg nie może czegoś spełnic, to żadna modlitwa nie pomoże?
myśle też nad tą otwartością...przy otwartości łatwo być wykorzystanym...
a jeśli ta osoba jest nie do konca wierząca i ma zupelnie inne zainteresowania? to czym sie kierować? cieszyc sie, że w ogóle jest ktoś, komu na tobie zależy, czy czekac na kogos innego, żeby i samemu miec sadysfakcje że sie z nim jest? a może nie o to chodzi i trzeba akceptowac cos, co jest a nie czekac na cos, czego pewnie nigdy nie będzie? no bo chodzi mi chyba najbardziej o to, że trudno sie cieszyć tak otwarcie i szczerze, jak cos jest tylko na zasadzie akceptowania, a nie takiej niespodzianki, że spotykasz kogos, kto jest odpowiedzią na twoje pragnienia..nie chodzi o ideał, ale o kogos, kto idealnie pasuje do ciebie...
a przecież tak bywa, bo czasem czytam o takich przypadkach...wiem, że tak być może...to sie zdarza przecież...tylko chyba nie każdemu...tak to odbieram - jakby były osoby bardziej w tym temacie "uprzywilejowane"...
aż żałuje, że mam być kobietą...i że w ogóle mam być...bo Bóg dając mi to nie daje jednocześnie czegoś, co mogłoby nadawać temu sens i radość...a wręcz przeciwnie...musi powoli usychać ....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez Asia » 30 marca 2004, o 23:29

A ja myslę, że brakuje na polskich stronach w internecie katolickiego biura matrymonialneg, takiego jak np. http://www.catholicsingles.com

Myślę, że byłoby ono sznsą dla Kartofelki i wielu innych "poszukujących" :D
Asia
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 13:57

Postprzez Asia » 30 marca 2004, o 23:33

Przepraszam za błędy :oops: powyżej...

Biuro oczywiście MATRYMONIALNE

A dla Kartofelki SZANSA

PS. A reklamę tego konkretnego biura zobaczyłam będąc za granicą, na gazetce przykościelnej.
Asia
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 13:57

Postprzez kartofelka » 9 kwietnia 2004, o 13:37

dziękuje..tylko, że to faktycznie "głęboka zagranica" niestety...
z polskich stron to też coś niby jest - odwiedziłam już parę podobnych a taka czysto-katolicka to chyba tylko jest na www.adonai.pl
napisałam to tu to tam..nawet nie raz nie dwa, ale jak widać poki co niewiele pomogło...no nie wiem...

a poki co życzę wam owocnie spędzonych świąt...pozdrowienia :)
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez gallant » 10 kwietnia 2004, o 20:19

No a co ja mam powiedzec ?????
Nie mieszkam w Polsce a mnie wlasnie interesuje tylko i wylacznie Polka i w dodatku katoliczka.
Opuszczajac Polske wiedzialem , ze zostawiam kraj pelen wspanialych dziewczyn ehhhhhhhh
gallant
Przygodny gość
 
Posty: 3
Dołączył(a): 10 kwietnia 2004, o 19:46
Lokalizacja: land of confusion

Postprzez kartofelka » 14 kwietnia 2004, o 09:56

hm...wiesz gallant, myślę, że niejedna Polka i katoliczka do tego o ile już nie siedzi za oceanem, to zawsze może tam trafić - np. trafiła tam niedawno jedna ze znajomych z internetu, właśnie Polka i właśnie katoliczka, która podobnie jak ja ma nadzieje spotkać kogoś, z kim mogłaby razem dobrze przejść przez życie...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez rybka » 15 kwietnia 2004, o 13:12

Bóg nie wepchnie Cię do zakonu na siłę, nie bój się modlić. to całe "odkrywanie Woli Bożej" to nic innego niż świecko szukanie swojego miejsca w życiu - bo to miejsce przygotowuje właśnie Bóg.

przy konkretnym mężczyźnie... (najważniejsze żeby to był mężczyzna, a nie chłopiec, choćby 50letni) módl się bardzo konkretnie, pytaj czy to ten.
to nie jest tak, że ludzie do siebie idealnie pasują, tylko pojawia się coś takiego... no Bóg, który jest Miłością pojawia się między nimi. i wtedy te wszystkie różnice jakoś nie przweszkadzają. wtedy jest czas żeby dyskutować, rozmawiać... bo jeśli jest Miłość wszystko można dogadać.

pytaj, pytaj i pytaj.

no i nie bój się, że Bóg Cie nie wysłucha, bo czasem zpominasz modlić się o męza. On nie siedzi z kalendarzykiem i nie odlicza... nie twórzmy Boga na własny obraz.

Kartofelko, sursum corda czyli uszy do góry

rybka
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kartofelka » 16 kwietnia 2004, o 09:47

dzięki rybko...no właśnie, ja ciągle zastanawiam się jakie jest to moje miejsce w życiu..nie tylko w kwestii powołania, ale ogólnie - też o pracę chodzi, może powinnam się bardziej starać o coś, co daje więcej sadysfakcji i radości ? a może zaakceptować to co jest bo przecież mogłoby nie być wcale? czasem boję się, że mam za mało samozaparcia, wiary w siebie i sił.....

prawdę mówiąc, mimo tych 28 lat, nie miałam jeszcze takiej okazji, żeby pytać Boga, czy to "ten" czy nie...bo zawsze byłam sama i jestem i nie musiałam stawać przed dylematami, czy to ten czy nie...

no i nie bój się, że Bóg Cie nie wysłucha, bo czasem zpominasz modlić się o męza. On nie siedzi z kalendarzykiem i nie odlicza

to mi się podoba :) - bo już sie bałam, że jeszcze sobie pomyśli - skoro ona nic o tym nie mówi, to chyba jej z tym dobrze 8)
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez dzolka » 12 maja 2004, o 14:49

a moja koleżanka czekala na swojego męża aż skończyła 36 lat! I dziecko zdążyła urodzić! Zanim wyszła za mąż, była w strasznej desperacji, ciągłej depresji. A teraz powtarza że warto było czekac bo jej mąż jest cudowny. I cieszy się ze Pan Bóg tym kierował. Na wspaniałe rzeczy czasem trzeba dłuuugo czekac :-) Wszystkim zniecierpliwionym życzę cierpliwości i wytrwałości w modlitwie. Jesli ktoś jest blisko Pana Boga, to pragnienia tej osoby są zgodne z Jego Wolą, a jeśli ktoś gorąco pragnie wyjść za mąż/ożenić się, to znaczy że Bóg chce dla tej osoby tego samego! I pedzej czy później pragnienie się spełni:-)
dzolka
Domownik
 
Posty: 457
Dołączył(a): 7 marca 2004, o 20:23
Lokalizacja: woj. dolnośląskie

Postprzez kartofelka » 17 maja 2004, o 17:18

wlasnie przeczytalam, jak poznałaś swojego męża 8) super historia..az nieprawdopodobna....swoją drogą ciekawe jak to jest - wiedziec ze to NAPEWNO ta osoba, bo najczęściej tak, ze poznawanie kogos jest związane z mnóstwem wątpliwości z cyklu: "ten, czy nie ten..."
a może można nie zaakceptowac faktu, że to akurat ta osoba i ją odrzucić?

hm...a ta znajoma mimo tej depresji wierzyla, że go spotka, czy niebardzo?....
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez dzolka » 18 maja 2004, o 21:20

kartofelka napisał(a):a może można nie zaakceptowac faktu, że to akurat ta osoba i ją odrzucić?
hm...a ta znajoma mimo tej depresji wierzyla, że go spotka, czy niebardzo?....


pewnie można nie zaakceptować... przecież mamy wolną wolę i nawet gdy wiemy lub czujemy jakie są plany Pana Boga dla nas, możemy pójść swoją drogą.
Co do koleżanki, to nie wiem czy wierzyła, ale tak mi sie wydaje że wiary że w końcu zdarzy się w życiu coś na co bardzo czekamy nie traci się tak szybko :-)
dzolka
Domownik
 
Posty: 457
Dołączył(a): 7 marca 2004, o 20:23
Lokalizacja: woj. dolnośląskie

Postprzez kartofelka » 18 maja 2004, o 21:46

a ja juz nawet nie wiem, co mam myślec o tym czego Bóg chce dla mnie :(
czasem myśle, że jest jakims zgryźliwym tyranem, ktory czasem sie zawzie na człowieka żeby mu nie dac czegos, o czym tamten marzy...
że to jego zemsta za to, że ma takie pragnienie....że może chce mi pokazac kto tu rządzi i że Jego zawsze będzie na wierzchu
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez rybka » 23 maja 2004, o 15:02

spróbuj poczytać coś teologicznego - zajmie uwagę i nieco uspokoi. kiedy zbudujesz sobie inny obraz Boga inaczej też będziesz czuła to co Cię spotyka.
zadam dość osobiste pytanie... jaki był Twój ojciec? rozmawiałam kiedyś z przyjaciółką, która zwierzyła się, że bardzo długo nie potrafiła odmawiać "Ojcze Nasz", bo słowo ojciec nie znaczyło dla niej nic dobrego - a obraz Boga opisuje sie zwykle przez podobieństwo do ojcostwa...

głowa do góry, jak będziesz się tak zamartwiać to możesz nie zauważyć kiedy spotkasz tego kogo trzeba :lol:
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kartofelka » 26 maja 2004, o 09:57

z czytaniem nie ma problemu, jakis rok-dwa zrobiłam sobie przerwę z intensywnym czytaniem, bo byłam wręcz molem książkowym, i kupowałam więcej książek, niż mogłam przeczytać...aż doszłam do wniosku, że w tych wszystkich teologiczno-psychologicznych opowieściach szukam coś, czego tam nie znajdę i że bardziej liczy się doświadczenie własne...ostatnio znowu coś tam poczytuję, ale z doświadczenia widzę, że książka to naprawdę nie lekarstwo ...może jakiś wstęp do rozważań, ale nie antidotum...
a z tym obrazem to już od dawna wiem i masz faktycznie rację..tylko że świadomośc tego niewiele zmienia...co innego rozumieć a co innego czuć...
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez rybka » 28 maja 2004, o 23:05

wiedzieć dobrze - bez tego ani rusz.

a z czytaniem... czy trafiłaś na "swojego" autora? dla mnie dobry autor jest prawie jak przyjaciel - taki bliski i mnie rozumie :lol:
wspaniale pisze Świderkówna,
x Trawdowski od lat w czołóce, choć go tylko po łebkach znam,
Hans Urs von Baltasar pisze o pięknie (jeśli poznajesz Boga przez piękno jest on dla Ciebie),
x Tischner natomiast zajmuje się głownie wolnością, choć wolnością szeroko pojętą - wspaniale rozbija koncepcję predystynacji, ale nie wiem czy pisze o wolności i przymusie w sferach tak bliskich ziemi jak znalezienie męża (temat już z samej definicji mu obcy :lol: )
Levis jest bardzo tradycyjny, ale niektórzy lubią ten styl

ja mam jeszcze swojego ulubionego księdza w sąsiedniej parafii - już taki siwy... wiesz, dziecko wojny. ale spotkał kiedyś ogromne dobro w człowieku i został księdzem. i właśnie tym Dobrem się zajmuje. ale najbardziej dla niego charakterystyczne jest to, że tak bardzo po prostu zna Jezusa - jego Bóg nie jest Bogiem jakiego może zobaczyć (bo to zawsze Ten Sam) filozof, ale... ale tak po prostu Bóg-Czlowiek jako Osoba, którą się zna i kocha. niestety również nie mówi o poszukiwaniu męża.

tak czytam Twoje posty co jakiś czas... i wydaje mi się, że choć nie masz męża czy narzeczonego bardziej jeszcze brakuje Ci przyjaźni, życzliwego towarzystwa.
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez kartofelka » 1 czerwca 2004, o 08:15

towarzystwo by się znalazło, wprawdzie dzieli mnie od mojej wspólnoty kilkadziesiąt kilometrów, ale jak się uprę i przyjadę to mam z kim spędzić miło czas...na brak przyjaciół nie narzekam-raczej na rozłąkę z nimi...
no i może brakuje mi właśnie kogoś takiego całkiem "bliskiego" ..nie tylko od święta....
a książki czytam różnych autorów...często te wydawane przez dominikanów - ostatnio kupiłam taką o "misji życia"...dotyczy nie tylko tzw. powołania, ale i takiego całkiem materialnego miejsca w życiu...[/list][/code]
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez rybka » 6 czerwca 2004, o 05:57

właśnie o takim codziennym towarzystwie myślałam - czy w pracy i w domu jest się do kogo uśmiechnąć tak szczerze, nie z uprzejmości. to zwykle dobrze działa na wszelkie sercowe problemy...

ja "Księdza na manowcach" kończę. świetne. podzielone z 3 części: religijno-teologiczna, publicystyczna, filozoficzno-teologiczna. bardzo, bardzo dobra lektura. przy filozofii trochę cieżka, bo nie mam naukowego przygotowania, przy publicycstyce trochę mi się nie chcialo, bo jednak religijnie bardziej mnie interesował, chociaż świeze spojrzenie na historę najnowszą też jest cenne.

pozdrowienia
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości

cron