ojej...dzieki za wasze słowa, choc troche mnie przeraziła ta 40-tka
własnie-skoro jesteśmy na takim a nie innym forum - to może sie ktoś wypowie, jak to wygląda u kobiety - np. te 40-lat, bo coś mi sie zdaje, że wlaśnie z tymi dziećmi to może być wtedy nieciekawie...nie chce nikogo obrazić, ale to juz sie zaczyna przecież chyba przekwitanie w tym wieku...lada moment jakaś menopauza itp...czy może się mylę
w sumie znam jedną kobiete, która miala w tym wieku dziecko, ale dużo wcześniej miala dwójke , to chyba też jest innaczej..choc w sumie to ja nie bardzo myśle o dzieciach, bardziej chyba zależy mi na tym, żeby z kims być, niz na tym, co przychodzi chyba potem...ale to chyba normalne..jak sie w kimś zakochasz, to też raczej nie myślisz od razu o dzieciach...
wiem, że Bóg nie jest sadystą..ale czasem jest rozbierzność między tym, co się rozumie a tym, co się czuje...no i tez problem z tym modleniem sie o rozpoznanie woli Boga..równiez w kontekście rekolekcji ignacjańskich - BOJE SIĘ tego, ze mogłabym "poczuć" coś innego...bo nie chcę czegos innego, po prostu nie zgadzam sie ..możliwe, ze będę mimo to czekac w nieskończoność na kogos, kto nigdy sie nie pojawi, ale nie umiem sobie powiedziec, że w porządku - zgadzam sie byc sama, ale chce byc z kims..nawet gdybym miala nie spotkac nikogo...
tak, jest wiele innych spraw..ale niekiedy zadaje sobie pytanie - właściwie to jakich ? nie potrafie sie zaangażowac bez reszty w pracę ani w ideę..
czasem czuje ze jestem, ale jakby mnie wcale nie bylo...albo mogloby nie być..
widze, że modlitwa z "Miłujce się" jest popularna
czyli w kontekście spełnienia tych obietnic, jakie sie tam daje
św. Józefowi dużo małych Józiów będzie
no tak..wszystko ok, ale z tym rozpoznaniem tej osoby...to ja ciągle nie wiem, jak to stwierdzić...a boję się, że podejme jakies decyzje zbyt pochopnie..tak, jakby ta 40-letnia kobieta o której mowa, zamiast czekac na tego kogoś z Ameryki wyszla za pierwsza osobe, ktora chciala z nią być, nawet jeśli ten ktos nie bardzo jej sie podobał...albo odwrotnie-też może być,...czekac i zwlekac tak dlugo i odmawiac kazdemu czekając na kogos, kto sie nie zjawi...tak żle i tak niedobrze...
coś tak sie obawiam, że czego bym nie zrobiła to w końcu i tak sie okaże, że wyjdzie na to, co zaplanował Bóg, czyli pewnie na samotnośc...
ja rozumiem, że jeśli chodzi o powołanie to są różne drogi do Boga...ale czy nie może być w tej drodze choć troche takiej radości, że ma sie wlaśnie to, czego sie pragnie, a nie tylko akceptowac cos, czego sie nie chciało ? [/list][/list]