Nie chciałam, żeby to zabrzmiało tak, że to Twoja wina.
Tak, ja miałam szczęście, że kogoś spotkałam. Ale przedtem miałam mnóstwo nieszczęścia, wierz mi! Łatwo jest patrzeć na swoje czy cudze cierpienie przez pryzmat tego, co było potem. W chwili, gdy odszedł ode mnie "ten pierwszy" ja nie wiedziałam, co będzie potem. Wiedziałam tylko - tak jak Ty wiesz to teraz - że przez całe swoje życie kochałam kogoś, a ten ktoś ZAWSZE mnie odrzucał, czasem przez kilka lat bawiąc się moimi uczuciami. Wiedziałam, że wreszcie, w wieku gdy np. moja mama była już mężatką i miała pierwsze dziecko, podczas gdy mój młodszy brat planował już swój ślub - ja poznałam PIERWSZEGO faceta, który chciała ze mną być. Czyli - jeśli dobrze rozumiem - to tak, jakbyś Ty teraz kogoś poznała i była z nim. Ale on ODSZEDŁ. Wiesz, jak to potwornie boli? Odszedł do jakieję "lali" z gołym brzuchem. To było rok temu. Dziś są już po ślubie. Wiesz, jak to boli???
Nie chcę umniejszać Twojego cierpienia. Chcę tylko, żebyś nie myśalała, że akurat Twoje życie jest utkane z cierni, a wszyscy inni stąpają po różach i fiołkach. Bo gdybym ja rok temu zaczęła myśleć jak Ty teraz, bo miałam do tego prawo - no w końcu Bóg zabrał tego, którego po tylu latach czekania dał. To może chce mi powiedzieć - bardzo prawdopodobne - że to nie dla mnie. Ale nie myślałam tak! Przeciwnie. Wiedziałam, że jeśli kogoś nie spotkam, to umrę z żałości. Szukałam w internecie (coś, do czego nigdy wcześniej bym się nie posunęła), dostawałam 3/4 mail'e od facetów, którzy proponowali erotyczne przygody. Jakoś to zniosłam. Umówiłam się z dwoma beznadziejnymi facetami. To też jakoś wytrzymałam. I szukałam, szukałam, szukałam. Aż sam się znalazł, bez mojej interwencji. I wierz mi - tak trzeba. Wierzyć, że ON PRZECIEŻ GDZIEŚ MUSI BYĆ. I czeka na Ciebie tak samo długo jak Ty na niego. Musisz w to uwierzyć!
Chyba, że podejrzewasz, że Pan Bóg ma inny plan wobec Ciebie. To sprawdź ten "drugi" plan. Może pojedź na jakieś rekolekcje? To też daje się poczuć, że Bóg wzywa do samotności. A czuje się poprzez radość. Zapewniam Cię z mojego (może i krótkiego) doświadczenia, że wola Boża nigdy nie jest wbrew naszej woli. Że jeśli jej szukamy, to odnajdując ją zdnajdujemy pokój i radość. Więc na pewno nie jest tak, że masz być sama i zgorzkniała. Bo Pan Bóg chce, żebyśmy byli szczęśliwi. Tu, na ziemi też! On naprawdę nie jest sadystą, który wykorzystując swoją wszechmoc znęca się nad nami.
Wiesz, poczytaj sobie może o Miłosierdziu Bożym, o św. Faustynie. Pan Jezus jej powiedział: "Im więcej zaufasz, tym więcej otrzymasz". Dzisiaj mówi to do Ciebie. Daj Mu szansę. Są wakacje. Świetny moment na poznanie kogoś. Tylko zacznij szukać. Uda się.
A jeśli chciałabyś wierzyć w to wszystko, ale nie możesz - proponuję, udaj się do dobrego psychologa. Tylko zacznij wierzyć, że to wszystko ma sens. Że Pan Bóg może chce, żebyś miała rodzinę, a może chce żebyś pozostała sama. Ale NA PEWNO chce, żebyś była szczęśliwa i ma dla Ciebie przygotowane wszystko, co Ci do osiągnięcia tego szczęścia potrzebne.
Pozdrawiam!
P.S. Acha, jeszcze coś. Do przemyśleń nad sprawami damsko-męskimi, i dlaczego się nie układa, polecam Ci książki J. Gray'a z serii "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus". Miła lektura na wakacje.