Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 16:43 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

do forumowiczek-mężatek:).Miłość bez zakochania???

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

do forumowiczek-mężatek:).Miłość bez zakochania???

Postprzez goska » 11 stycznia 2006, o 19:26

Dużo katolickich publikacji bardzo rozdziela miłość i zakochanie.Zakochanie jest przedstawione jako ulotne,nietrwałe,jakby niepotrzebne.Miłość-wiadomo-decyzja woli,pragnienie dobra,postawa.
I mam pytanie,jak to wygląda w życiu.Czy któraś z was wyszła za mąż nie zakochawszy się przedtem w chłopaku?Tak z rozsadku?
goska
Przygodny gość
 
Posty: 47
Dołączył(a): 11 stycznia 2006, o 16:18

Postprzez fiamma75 » 11 stycznia 2006, o 21:11

Ja to jestem w ogóle ciekawym przypadkiem, bo nam się trafiła miłość (piszę świadomie miłość a nie zakochanie) od pierwszego wejrzenia :D
Dla nas jest to przedziwne i cudowne działanie Ducha Świetego.
Jesteśmy już ponad 2 lata po ślubie, znamy się niecałe 3.
Każdego dnia jest bardziej zakochana w moim mężu i bardziej go kocham. On ma to samo. :wink:
Znam małżeństwa, gdzie więcej było rozsądku niż zakochania. Cóż, w przeciwieństwie do znanych mi małżeństw, gdzie zakochanie szło w parze z miłością, nie ma w nich tego specyficznego światła, które jest w ludziach zakochanych.
Na dowód tego jak ważne jest by pielęgnować zakochanie (w sensie zauroczenia, zachwycenia drugą osobą) są moi ciocia i wujek - 33 lata stażu małżeńskiego a patrzą na siebie jakby co dopiero się poznali :lol: To jest piękne :!:
Ostatnio edytowano 12 stycznia 2006, o 10:59 przez fiamma75, łącznie edytowano 1 raz
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez Niania » 11 stycznia 2006, o 23:29

mężatką nie jestem, ale nie długo będę wiec sie wypowiem. Nie zakochałam się ta osławioną różową miłością w moim narzeczonym. za to pokochałam go za to kim jest i życia nei wyobrażam sobie bez niego - straciłoby ważny swój wymiar dla mnie.
ale "rozsądkiem" bym tego nie nazwała. raczej powoli budzącą się miłością.

małżeństwa z rozsądku nie dają gwarancji powidzenia w związku. już raczej miłość upewnia ze jest szansa :wink:
Niania
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 241
Dołączył(a): 2 stycznia 2005, o 17:57

Postprzez abeba » 12 stycznia 2006, o 11:01

myśmy zdecydowanie sie najpierw zakochali.
Mężowi od początku nie dawałam spokoju, choć poznał mnie poprzedniego wieczoru na imprezie :oops: , potem listy, spotkania i ja także sie przywiązałam, głównie fizycznie:oops: . Eh, nie ma co długo opowiadać, ale miłość, z perspektywy czasu widzę, zjawiła sie wraz z kłopotami. ( choć czasem sie boję, że to nie była miłośc tylko takie toksyczne trwanie razem bo nie mogliśmy żyć bez siebie).
Przykro mi, a trochę sie śmieję, gdy czytam teksty JPII, który z uporem twierdził, że prawdziwa miłośc jest poprzedzona etapami 1.koleżeństwa, 2.wybrania jednego z kolegów/koleżanek, 3.zakochania, ale rozważnego, skupionego na poznawaniu siebie nawzajem (głównym objawem fazy zakochania jest oddalenie sie czasowo od grupy rówiesników;), 4.nastepnie funkcjonowania jako para w grupie, 5. no i wreszcie decyzji o narzeczeństwie. Ksiądz Dziewiecki, piszący o miłości dla młodzieży dodaje, że zamiast decyzji o zaręczynach może przyjść konstatacja, że to nie to i skoczyć sie na przyjaźni! Co o tym myslicie? wychodzi na to, że ludzie, którzy wczesniej sie nie znali (z klasy, duszpasterstwa, klubu turystycznego, pracy) mają miłość nieprawidłową.... Także precz z miłościa od pierwszego wejrzenia.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez darka » 12 stycznia 2006, o 15:47

Musi być między męzczyzną a kobietą element oczarowania,zachwytu.Bez tego związek byłby jak umowa,ja piorę ,ty płacisz rachunki..itd.
W zakochaniu jest element uczuciowy,który nadaje romantyzm(chyba tylko zakochany męzczyzna jest w stanie napisać wiersz dla ukochanej,pomimo,że miał 2 z polskiego,i robic wiele innych szalonych rzeczy:).
W zakochaniu jest również element erotyczny,jeśli całe zycie ,,trzeba'':) będzie współżyć ,powinno się wiązać z osobą,która nas pociąga.Bo jak czytam wypowiedzi,że żona pragnie męża może z raz czy dwa na miesiąc,to nie wiem czy nie pobrali się z rozsądku...
darka
Przygodny gość
 
Posty: 98
Dołączył(a): 4 grudnia 2005, o 21:09
Lokalizacja: Kraków

Postprzez misiacz » 12 stycznia 2006, o 19:57

abeba napisał(a):Przykro mi, a trochę sie śmieję, gdy czytam teksty JPII, który z uporem twierdził, że prawdziwa miłośc jest poprzedzona etapami 1.koleżeństwa, 2.wybrania jednego z kolegów/koleżanek, 3.zakochania, ale rozważnego, skupionego na poznawaniu siebie nawzajem (głównym objawem fazy zakochania jest oddalenie sie czasowo od grupy rówiesników;), 4.nastepnie funkcjonowania jako para w grupie, 5. no i wreszcie decyzji o narzeczeństwie


To u nas zaczęło się w zasadzie od 3. i 4. etapu razem - zakochania, byliśmy parą od pierwszego spotkania, naprawdę! Nie wiem, czy tak jest prawidłowo, ale było nam z tym dobrze i doprowadziło nas to szczęśliwie przed ołtarz :wink:

Tak jak Fiamma i Jej Mąż, widzimy w naszym poznaniu się, zakochaniu, działanie Ducha Św. - poznaliśmy się w Duszpasterstwie Akademickim działającym przy kościele Ducha św. właśnie i od pierwszego spotkania miałam to wrażenie, że to już będzie "ten jedyny" na całe życie.

A co do głównego pytania - odpowiedź na nie zależy chyba również od tego, jak kto definiuje zakochanie.
Ja nie wiem, czy istnieje coś takiego jak miłość bez zakochania; to chyba mogą być najróżniejsze inne szlachetne uczucia - przywiązanie, szacunek etc. , ale w miłości musi być element zakochania, które rozumiem jako oblubieńcze przywiązanie do siebie, bycie dla siebie wciąż atrakcyjnym fizycznie i psychicznie, podobanie się sobie nawzajem.

Jesteśmy ze sobą ponad 8 lat, w tym 3,5 roku w małżeństwie i mam takie przeświadczenie, że nie tylko się kochamy, ale wciąż jesteśmy w sobie zakochani i mimo trudności, które życie nam zsyła, jest nam ze sobą cudownie.

Pozdrawiam serdecznie wszystkich narzeczonych i małżonków :D
misiacz
Domownik
 
Posty: 306
Dołączył(a): 30 września 2004, o 09:07

Postprzez radiks » 19 stycznia 2006, o 18:35

wątek już trochę nie ruszany, ale dorzucę jeszcze coś od siebie , moze siękomuś przyda. Ja zawsze byłam zwolenniczka takiego szleńczego zakochania. NO i zdarzyło mi się w życiu cos takiego. fakt, ze dośc wcześnie, bo w liceum. No i oprócz tego,ze nie mogłąm o niczym inym, oprócz NIEGO mysleć i generalnie mało kontaktowałam z resztaa swiata w tamtyn czasie, to nie wiele z tego wyszło. Chyba oboje byliśmy w sobie bardzo zakochani, ale kiepsko nam sżło radzenie sobie z "wymogami rzeczywistości", czyli z całą praktyczną stroną życia( np.szkoła, rodzice itp). Dużo było skrajnych emocji, tak,ze do tej pory nie udaje sie nam być przyjaciółmi ( mimo że wszytsko się skończyło ładnych parę lat temu).
No własnie.. a z moim meżem - było zupełnie inaczej - głupia sprawa, ale to , co (chyba) Abeba napisała o nauczaniu J-PII to włąsnie pasuje do nas - (chociaz wtedy, jak się poznawaliśmy bardzo daleko mi było do nauczania KOścioła). CZyli wpierw sie przyjażniliśmy i tak krok, po kroku.. A z tym zakochaniem to było tak,ze pojawiało się ( u mnie ) z czasem, zaczynałam fascynować się moim meżem. Mysleże zakochanie jest potrzebnem nawet niezbędne, potrzebny jest podziw i pożadanie, ale nie konieczne musi pojawić sie od razu ( jak widac na załaczonym obrazku) :D [/url]
radiks
Przygodny gość
 
Posty: 5
Dołączył(a): 19 stycznia 2006, o 18:01

Postprzez klara bemol » 22 stycznia 2006, o 22:18

A myśmy spotkali się w salce na plebani na zebraniu, które ja prowadziłam. Mój przyszły się spóźnił, a ja pomyślałam: kurde, jaki fajny facet, ale na pewno zajęty (już miał siwe włosy i wąsy). A on szukał na moich rękach obrączki.
Dwa miesiące później zaręczyłam się z innym, ale na czas oprzytomniałam, choć mój mąż nie dawał mi dnia bez siebie - właśnie potrzebował książkę, czegoś nie rozumiał - zdobywał mnie jak za dawnych czasów.
Aż pewnego dnia przyszedł z kwiatami i się oświadczył, ale ja nie umiałam jeszcze wtedy powiedzieć 'tak'. Zrobiłam to trzy tygodnie później, gdy juz byłam na milion procent pewna, że dłużej bez niego żyć nie mogę i jeśli mnie zaraz nie przytuli, to zrobię to sama.
Od naszego ślubu minęło 7,5 roku. Były chwile cudowne i te, w których okazywałam się ostatnią zołzą. Ale w każdej chwili patrzę na niego i cichutko dziękuję Bogu, że jest ze mną, bo nie faceta lepszego od niego.

Zakochanie jest podstawą miłości. A jest po to, by nie wszytko nazywać tak wielkim słowem jakim jest 'miłość'.
klara bemol
Domownik
 
Posty: 558
Dołączył(a): 15 stycznia 2006, o 22:26
Lokalizacja: Jelenia Góra

Postprzez strzyga » 24 stycznia 2006, o 00:31

Nie jestem jeszcze mężatką i jak tak czytam to, co piszecie, to mi sie nieswojo robi...ja opieram się głównie na rozsądku i właśnie z tego powodu jestem ze swoim facetem (choć jak się ostatnio zastanowiłam to jest on zupełnym przeciwieństwem mojego ideału mężczyzny, jednek wiem, że tacy ludzie nie istnieją).
pozdr.
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa


Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 9 gości

cron