Teraz jest 27 kwietnia 2024, o 20:17 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

przesadzić z samokontrolą

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

przesadzić z samokontrolą

Postprzez abeba » 6 grudnia 2005, o 13:07

CZeść, temat dotyczy wpływu zachowań przed ślubem na późniejsze życie seksualne. Narzeczonym - ku przestrodze.

Mój problem jest następujący: Kochaliśmy sie na początku znajomości, było fantastycznie, ale nadeszły wyrzuty sumienia, potem nawrócenie (jeśli można to tak szumnie nazwać) i 2,5 lata przerwy w imię tego że nam nie wolno (oczywiście z licznymi potkknięciami). Tak bardzo sie starałam kontrolować siebie, ze tego nie wolno, żeby sie nie podniecić, nie drgnąć nawet, że teraz (3 miesiące po ślubie) dalej mam poczucie jakbym robiła coś złego. Sprzyja temu oczywiście to ze w okresie wstrzemięźliwości pieszczoty nadal są grzechem, więc nadal sie spinam, żeby tylko nie ulec.
Efekt jest taki, że nie mam w ogóle ochoty na seks, nawet jak wolno. Jak już do czegoś dochodzi to i tak mam taki dystans emocjonalny, że chętnie odbiorę dzwoniący telefon, zdrapię strupka na plecach ukochanego, poprawię pościel itp. Skuteczność zdławienia libido 100% i nieodwracalna.
Stąd pytanie: jak można najpierw wytrenować organizm, że nie wolno, że ma nie reagować na bodźce erotyczne, a potem nagle magicznie ślub i już mam tego pragnąć i przeżywać głęboko symboliczne akty małżeńskie (przy okazji co miesiac przez dwa tygodnie wracając do starej zasady, że nie wolno). Na zdrowy rozum to łamie prawa psychologii!
Czy też tak miałyście? Po jakim czasie to mija?

Dodam, że nie dotyczy to tylko mnie (choć tylko ja sie tym martwię) - mój mąż, wcześniej nie mógł łap przy sobie utrzymać, a po ślubie wygląda na to, że to olewa. Ani go obchodzi trzecia faza, ani sie nie dopomina ze by chciał, nawet jak ja coś zacznę (przecież trzeba to robić, inaczej bylibysmy w ogole nienormalni) to wolałby spać. Do tego, o ironio, jesli już, to i tak ma z tego satysfakcję a ja nie.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez Kręciołek » 6 grudnia 2005, o 13:28

Sorry, ale Twój problem nie wynika z tego, że "nie wolno Wam było robić tego przed ślubem" tylko dlatego, że robiliście, rozbudziliście się, było Wam dobrze, a potem nagle musieliście się wstrzymać, bo to co do tej pory było wspaniałe stało się grzeszne.
I własnie to wbicie w świadomość, że to było grzeszne i DLATEGO nalezy się wstrzymywać powoduje teraz problemy, a nie sam fakt wstrzymywania.
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez abeba » 6 grudnia 2005, o 14:53

Hihihi, czyli lepiej bylo nie przestawac? Uwaga narzeczeni którzy juz zaszli za daleko, ważna rada!!!!!
Hej, doskonale sobie zdaje sprawę, że moje życie już jest przegrane, paru spowiedników mi to uświadomiło. Tak sie tylko chciałam powyżalać publicznie.... :cry:
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez novva » 6 grudnia 2005, o 15:29

Próbuję Cię zrozumieć, ale to, co piszesz, jest dośc prowokujące. Skąd Ci przyszło do głowy, że Twoje życie jest przegrane?! Który spowiednik powiedziałby coś takiego?
Stosowanie npr to jest pewna decyzja - za nią stoi wiele zysków, ale trzeba się decydować ze świadomością konsekwencji (bez ideologicznego zachwytu). A mam wrażenie, że chciałabyś Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek, tzn. żeby było miło, skutecznie i nic nie kosztowało. A tak się nie da. Pewnie sie wymądrzam, bo, jak pisałam gdzie indziej, u nas tez nie zawsze jest łatwo. Ale jak się już człowiek nawraca i decyduje na inny styl zycia to chyba powinien się go trzymać?
Pewnie to za ostre, przepraszam. Wiele jest prawdy w tym, co opisujesz, ale moje główne wrażenie jest takie, że Wasza motywacja do npr-u pochodzi z zewnątrz: chcecie być w porządku, ale w głębi serca wolelibyscie żyć inaczej.
novva
 

Postprzez ola78 » 6 grudnia 2005, o 15:35

abeba napisał(a):Hej, doskonale sobie zdaje sprawę, że moje życie już jest przegrane, paru spowiedników mi to uświadomiło. Tak sie tylko chciałam powyżalać publicznie.... :cry:
W innym miejscu piszesz, że "według katolikow Wasze problemy są karą za grzechy i obojętnie jak się starasz dobrze nie będzie".
Może lepiej zmień spowiednika? Według mojej wiedzy chrześcijaństwo jest religią przebaczenia i osoba szczerze żałująca za swoje grzechy nie powinna zostać odrzucona. Nie mylę się chyba? Przeciez Bóg jest Miłością a z kolei każdy z nas jest grzeszny (znów się chyba nie mylę?). Widzę, że zżerają Cie wyrzuty sumienia, więc radzę wybrać sie jeszcze raz do spowiedzi i postarać się zamknąc ten etap Waszego życia.
Swoja drogą - to wśród moich znajomych wstrzemięźliwośc przedślubna jest dośc mało popularna :oops: A jakoś wszyscy z nich biorąc ślub pogodzili się z Bogiem. My także. Współżyliśmy przed ślubem a nawet przez pare miesięcy mieliśmy tylko ślub cywilny i też był problem, kiedy prawo nas zobowiązywało do "wspólnego pożycia", a Kościół zabraniał.
Co do innej kwestii - jesteśmy prawie 2 lata po ślubie i też nam się mniej chce niż kiedyś... Stres w pracy, późne kładzenie się spać, może także rutyna powoli wkradająca się do naszego łóżka. Z tym akurat można sobie poradzić - są pewne "techniki" urozmaicające współżycie, ale to już chyba w następnym odcinku :) .
A co można (i warto :D ) robic w okresie wstrzemięźliwości, to już pisała Nikoleta w odpowiedzi na Twój post na innym forum (wspólna kąpiel, masaż, przytulanie).
Radzę zacząć od dobrej spowiedzi, a potem - jeśli nadal będzie taka potrzeba - wybrać się do seksuologa albo psychologa. Bo coś mi się wydaje, że zapadasz na nerwicę (nie obraź się, bo oczywiście moge się mylic) i Forum Ci nie do końca pomoże.
ola78
Bywalec
 
Posty: 138
Dołączył(a): 24 listopada 2005, o 15:45

Re: przesadzić z samokontrolą

Postprzez KP » 6 grudnia 2005, o 15:54

abeba napisał(a): w okresie wstrzemięźliwości pieszczoty nadal są grzechem

To przecież tak nie jest. I to już Ci pośrednio pisano (w innej dyskusji).
Tak czytam Twoje posty od paru dni i dochodzę do wniosku, że przydałyby Ci się (a najlepiej Wam obojgu) porządne rekolekcje. Bo masz fałszywy obraz Boga i się bardzo z tym fałszywym obrazem męczysz. Najpierw powinnaś uporządkować swoje relacje z Bogiem a potem zająć się naprawianiem sfery seksualnej.
Nie jest tak, że jesteś przegrana. Nikt w oczach Bożych nie jest przegrany.
KP
Nauczyciel NPR - metoda LMM
 
Posty: 279
Dołączył(a): 18 marca 2005, o 21:14

Postprzez darka » 6 grudnia 2005, o 17:19

Droga Abebo,przykro mi to pisać,ale niestety ,,ile grzechu w narzeczeństwie-tyle krzyży w małżeństwie''.

W żaden sposób nie jesteś przegrana,ale czytając o Twioch problemach dochodzę do wniosku,że nie potrafię ci pomóc tutaj. Wydaje mi się ,że potrzebne są waszemu małżeństwu jak pisał K.P. rekolekcje, może wizyta w katolickiej poradni małżeńskiej-rozmowa z doradcą,może u katolickiego psychologa( lub/i seksuologa).

Twój przykład pokazuje,że nawet udane(choć grzeszne) współżycie przed ślubem absolutnie nie gwarantuje sukcesu w małżeństwie.
darka
Przygodny gość
 
Posty: 98
Dołączył(a): 4 grudnia 2005, o 21:09
Lokalizacja: Kraków

Postprzez abeba » 6 grudnia 2005, o 19:08

Kochani!
Bardzo dziękuję za wsparcie, na obu wątkach. Swoją drogą zdziwiłam się, że jest wiecej wariatów, którzy jak ja ostatnio spędzają na tym swój czas.
Pisząc, że chciałam sie tylko publicznie wyżalić nie zartowałam, nie spodziewam sie, że forum uleczy moje zycie, tylko nie chcę już zadręczać przyjaciółki (która bierze tabletki i nie widzi problemu, wiec nie zrozumie) ani znajomego zakonnika (co mu będę o świństwach opowiadać;)).
Wszystkim, którzy napisali, ze potrzebuję psychologa, seksuologa, terapii, mam nerwicę itp. dziękuję za potwierdzenie moich własnych diagnoz. Pani doktor endokrynolog, jak zaczęłam jej wmawiac, że mam depresję odkąd biorę bromergon, dodała jeszcze psychiatrę :)
Co do rekolekcji - próbowałam/liśmy już wielu rzeczy. Próbowałam się włączyć w duszpasterstwo akademickie - czułam się tam jak szpieg, ukrywający swą zbrodniczą naturę. Uczestniczyliśmy w rekolekcjach ignacjańskich (takich jezuickich codziennych medytacjach nad swoim zyciem w swietle Pisma Św.) - czułam się po tym fatalnie: Perfekcyjnie i metodycznie (jak wszystko co robię) przez miesiąc rozstrząsałam swe wady i upadki przez 40-60min dziennie, robiąc przy tym notatki. Tylko miłości Boga nie zanotowałam :cry:
Nauki przedmałżeńskie mieliśmy w formie warsztatów, do wizyt w poradni też podeszłam powaznie. PRÓBOWAŁAM zamknąć dawny okres życia, np. spowiedzią generalną, ale to trudne, skoro nadal jestem z tą samą osobą i nie umiem szczerze zanegować wcześniejszych lat naszego związku. Próbowałam znaleźć stałego spowiednika, ale najlepszemu u jakiego byłam miałam poczucie, że się narzucam, ze on najzwyczajniej za mną nie przepada jako osobą. no więc nie próbowałam już tylko mszy w intencji, pielgrzymek i egzorcyzmów :twisted:
Bo masz fałszywy obraz Boga i się bardzo z tym fałszywym obrazem męczysz. Najpierw powinnaś uporządkować swoje relacje z Bogiem a potem zająć się naprawianiem sfery seksualnej.

Masz rację Krzysztofie Pawle, wszystko, czym próbowałam sie uleczyć, nie zmieniło mojego podejścia do Boga. Tak, novvo, moja motywacja do ślubu i npr byla zewnętrzna - byle być w porzadku, byle przestać grzeszyć wobec KK. Biorąc ślub, nie zapraszalam Boga do pomocy, raczej pragnęłam by się ode mnie odczepił: "widzisz Boże jak się podporządkowałam Twemu prawu? jaką złożyłam ofiarę (choćby finansową)? to teraz daj mi wreszcie czyste sumienie" Może to smieszne, ale wszelkie kłopoty, a szczegolnie z moim kobiecym zdrowiem, widze jako karę Bożą za nieczystość.
Co do spowiedników, jeszcze przed slubem trafiłam i na takiego, co powiedizał, że pannna młoda niedziewica to jak dziurawa skarpeta, i na takiego, który powiedział,że takie jak ja się rzucają z mostu (zamiast np. poinformować, ze nie widzi możliwości rozgrzeszenia, ale sie za mnie pomodli, puk puk). Inni ograniczali się do mówienia bym sie modliła - ale skoro mi brak wiary, więcej, Boga sie boje i go nie lubię, wiec jak mam sie modlić? A teraz w ogóle nie wiem jak sie wyspowiadać, tak cięzko ując naturę grzechu bez wdawania się w fizjologię... :oops:
Nie jest tak, że spodziewałam sie sielanki po slubie. Balam sie wspolnego mieszkania, znudzenia, obowiązków, wspolnej kasy i jej braku, spędzania zbyt duzo czasu na przytulaniu się i "nietylko" z negatywnymi skutkami dla studiów... Tylko tego co teraz sie nie spodziewałam; co najwyżej balam sie troche tej blokady emocjonalnej, od ktorej zaczelam ten wątek, ale myslalam że szybko i z radością sie przełamię.

Tak więc dziękuję za uwagę, życzę szczęścia w pożyciu i życiu rodzinnym i najzwyczajniej w świecie Wam zazdroszczę.
W.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez mag_dre » 6 grudnia 2005, o 20:24

Kod: Zaznacz cały
to ze w okresie wstrzemięźliwości pieszczoty nadal są grzechem, więc nadal sie spinam, żeby tylko nie ulec.



hmm... nie rozumiem ciebie troszkę. Z tego co mi wiadomo okres wstrzemięźliwości jest tylko wtedy gdy chcemy poczekać z dzidzią, a małżeństwa które jej pragną- chyba nie maja takiego okresu. A z tego zdania wnioskuję, ze nie powinno się współżyć nawet wtedy, bo to jest grzech. Więc wydaje mi się, ze troszkę pomieszały ci się określenia.


Kochaliśmy sie na początku znajomości, było fantastycznie, ale nadeszły wyrzuty sumienia, potem nawrócenie (jeśli można to tak szumnie nazwać) i 2,5 lata przerwy w imię tego że nam nie wolno (oczywiście z licznymi potkknięciami). Tak bardzo sie starałam kontrolować siebie, ze tego nie wolno, żeby sie nie podniecić, nie drgnąć nawet, że teraz (3 miesiące po ślubie) dalej mam poczucie jakbym robiła coś złego.


Z tego wnioskuję, że masz pewna blokadę którą sama chyba nie pokonasz. :( Na psychiatre jak ci polecala pani doktor to chyba za wcześnie, ja polecam psychologa- są też przecież katoliccy psychologowie- ale to ty musisz się zdecydować i do nich pójść- sami do ciebie nie przyjdą.

Przez to, ze kochaliście przed ślubem i to, że przestaliściei to z licznymi potknięciami bo to grzech spowodowało, ze utraciłaś wartości i nie możesz przestać mysleć, ze seks jest grzechem mimo, ze jesteście juz po slubie. Zwłąszcza te potknięcia maja na to duży wpływ. Radzę porozmawiać również z mężem, może gdy porozmawiacie o twoich obawach i problemach - ale tak od serca- nic nie zatajając- twoja blokada zaacznie przechodzić w zapomnienie. Czasem takie rozmowy bardzo dużo wyjaśniają. :lol:

Stąd pytanie: jak można najpierw wytrenować organizm, że nie wolno, że ma nie reagować na bodźce erotyczne, a potem nagle magicznie ślub i już mam tego pragnąć i przeżywać głęboko symboliczne akty małżeńskie (przy okazji co miesiac przez dwa tygodnie wracając do starej zasady, że nie wolno).


Nie da się.
Po to dostaliśmy od boga silną wolę aby z niej korzystać.
Tylko dzięki niej możesz ten okres wytrzymać. :lol:
mag_dre
Bywalec
 
Posty: 163
Dołączył(a): 31 października 2005, o 14:11
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Ewa M » 6 grudnia 2005, o 21:04

abeba! dostałaś moją wiadomość na priv? Może coś złego z nią zrobiłam i nie dotarła. Trzymaj się, nie jesteś sama w tym wszyskim, takich jak ty jest wiecej.
Trzeba poradzić sobie samemu ze soba a bedzie dobrze, sa tylko różne sposoby i metody na te radzenie.
Ewa M
Bywalec
 
Posty: 163
Dołączył(a): 30 listopada 2005, o 15:38

Postprzez Kręciołek » 7 grudnia 2005, o 11:45

abeba napisał(a):Hihihi, czyli lepiej bylo nie przestawac? Uwaga narzeczeni którzy juz zaszli za daleko, ważna rada!!!!!
Hej, doskonale sobie zdaje sprawę, że moje życie już jest przegrane, paru spowiedników mi to uświadomiło. Tak sie tylko chciałam powyżalać publicznie.... :cry:


No tak, każdy zinterpretuje to tak jak chce, zawsze można kota ogonem odwrócić prawda?
Doskonale wiesz o czym mówię: o tym, że masz blokadę psychiczną spowodowaną tym, że wbiłas sobie do świadomości, ze współżycie jest grzeszne. Podswiadomie to w Tobie trwa.
Mam wrażenie, ze nie chcesz poznać prawdy, tylko szukasz pretekstu do poużalanie się jaki to npr jest be i jaką Ci krzywdę zrobił.
Zrozum kobieto, że npr to metoda a zatem żadnej krzywdy nikomu zrobić nie może. Człowiek sam siebie krzywdzi przez nieodpowiednie zachowanie.

Twoje życie nie jest przegrane, masz tylko problem ze współzyciem, a to zasadnicza różnica. A jesli którykolwiek spowiednik Ci tak powiedział to natychmiast go zmień! Jezus kocha Cię tak jak każdego człowieka i na każdym mu zależy.
Nie wierzysz? To polecam lekturę wczorajszego czytania:
Mt 18, 12-14
Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę, powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych.
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Kinia » 7 grudnia 2005, o 12:14

Abeba!!!
Naprawdę rozumiem, że jest Ci ciężko. Szczególnie trudno Ci przeżywać wiarę, o ktorą tak walczysz...a ciągle wydaje się, ze Bóg jest gdzieś daleko...
Podziwiam Cię, że ciągle się starasz, ze się nie poddajesz...to jest NIESAMOWICIE DUŻO!!! mi niestety czasm brakuje takiego zapału, czy może wytrwalości...

Abeba, skąd Ty pochodzisz? bo ja w Warszawie u dominikanów znalazłam wspanialego spowiednika, ktory nie tylko nie rzuca gromow, ale pomaga doświadczyć Milości Bożej. Myślę, że o to własnie chodzi przy spowiedzi. Prowadzi on też modlitwy o uzdrowienie...może warto byloby się wybrać??? ja się mam zamiar kiedyś na nich zjawić...

Pozdrawiam Cię serdecznie i będę się modlić za Was!!!
Kinia
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez abeba » 7 grudnia 2005, o 12:18

Kręciołku!
Ja sobie zdaję sprawę; to co napisałam na poczatku miało wywolać dyskusję, reakcję. Uświadomic, ze zakochani nie dzielą się tylko na "rozwiązłych" i "czystych", że brak rozwiązań pośrednich (np. ze po takiej zmianie moze powinno sie postepowac inaczej niż jak sie trwa niezlomnie w dziewictwi)e. Zresztą wątek nie miał być tylko o mnie, ale skłonić innych do wypowiedzi, że by nie czuli/ły się sami/e (i dostałam taką wypowiedź, tyle że na priv, dziękuję!).
To co czuję zawarłam w wiadomości z 06.12 godz.6:08. I dlatego zrozumienie tej, czy każdej innej ewangelii nie jest dla mnie takie łatwe. Bo, uwierz, ja próbowałam i nic nie pomogło.
I wielokrotnie załowałam, że nie potrafię w ogóle zerwać z Kościołem - przecież lepiej byłoby nie wierzyć wcale i się nie zadręczać, niż wierzyć tak jak ja.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez abeba » 7 grudnia 2005, o 13:07

Kinia napisał(a):Abeba!!!
Naprawdę rozumiem, że jest Ci ciężko. Szczególnie trudno Ci przeżywać wiarę, o ktorą tak walczysz...a ciągle wydaje się, ze Bóg jest gdzieś daleko...
Podziwiam Cię, że ciągle się starasz, ze się nie poddajesz...to jest NIESAMOWICIE DUŻO!!! mi niestety czasm brakuje takiego zapału, czy może wytrwalości...

Abeba, skąd Ty pochodzisz? bo ja w Warszawie u dominikanów znalazłam wspanialego spowiednika, ktory nie tylko nie rzuca gromow, ale pomaga doświadczyć Milości Bożej. Myślę, że o to własnie chodzi przy spowiedzi. Prowadzi on też modlitwy o uzdrowienie...może warto byloby się wybrać??? ja się mam zamiar kiedyś na nich zjawić...

Pozdrawiam Cię serdecznie i będę się modlić za Was!!!
Kinia

Kiniu, dziękuje. Prosze o info (już Ci wysłałam na priv, więc sprawdź na górze ekran, czy nic na Ciebie nie czeka...;)
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez Kręciołek » 7 grudnia 2005, o 13:17

Abeba!
Pewnie nie końca wiem co czujesz, ale po części jestem w stanie sobie wyobrazić jak się czujesz przed Bogiem. Ja też nie miałam (i nie mam) łatwo w "odczuwaniu" Jego miłości. Ciągle mi się wydaje, ze jestem niegodna i że On za cos mnie potępi. Tylko to są moje odczucia, ja to czuję, ale wiem że jest inaczej. Jesli nie czuję to wiem i to mnie jakoś umacnia. Może dla Ciebie też będzie to pocieszeniem? Przeczytałam Twój post, o którym pisałas i jestem przerażona tym jak zostałaś potraktowana. Myślę, ze gdybyś poszła do jakiegoś innego kapłana - zakonnika to inaczej byś na to wszytsko spojrzała.
Co do rekolekcji ignacjańskich - to bardzo specyficzne rekolekcje, własnie polegające na takim "rozstrzasaniu" - nie dla każdego. ja sama nigdy bym się na nie nie zdecydowała, bo wiem, ze tylko bym sie zdołowała. Ale zapewniam Cię, są inne, bardziej "optymistyczne" np. Oaza Rekolekcyjna Diakonii Życia (info na stronie www.oaza.org.pl) które mnie osobiscie bardzo pomogły i jakoś "oswoiły" z Bogiem.
Myślę, ze powinnaś przyjąć do wiadomosci (jesli nie uwierzyć czy odczuć) że Jezus naprawdę Cię kocha i czeka na Ciebie, mało tego, On o Ciebie walczy!!!!
Może swoją przygodę z KK zaczęłaś od zbyt wysokiej poprzeczki? Może idź maleńkimi kroczkami. Nie musisz od razu wszystkiego w swoim życiu przemienić. Zrób coś co jest dla Ciebie najłatwiejsze - to da Ci motywację do większych czynów.
I nie powinnaś czuć się gorsza czy nieczysta - tak nie jest.
Polecam Ci ten link: http://www.adonai.pl/?id=czystosc/c7.htm (to odnośnie tego, ze to ma być wątek nie tylko o Tobie ale i o problemach innych w tym względzie) i w ogóle artykuły z działu Czystość.
Życze Ci radosnego odkrycia "ludzkiej twarzy" Boga i robienia wszytskiego nie dlatego, ze musisz tylko dlatego, ze to wypłynie potrzeby Twojego serca.
Trzymaj się :)
Kręciołek
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 sierpnia 2004, o 10:56
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez kukułka » 7 grudnia 2005, o 13:42

Ja na ignacjańskie pojechałam w strasznym dołku ( akurat tak wyszło), osobowośc mam raczej reflaeksyjną i łatwo dołującą się, a mimo to rekolekcje mi pomogły i ivch owoce odczuwam do dziś choc byłamtylko na FUNDAMENCIe. Tam, gdzie byłam, podkreslano, zę nie przyjechaliśmy po to, zęby rozwiązywać swoje problemy, tylko po to, by spotkać boga. I że problemy mamy schwoac do szuflady,a bog w odpowiednim czasie je wyciągnie. i tak sie stało.dziś juz to, co było dla mnei wtedy problemem, nei jest nim. a Boga spotkałam i teraz już, choć minęły 3 czy 4 lata, nie umiem się od niego odwrócić i nie umiem, choćbym nawet chciała, a nie chcę, pozbyć się swaidomosci, zę On mnei kocha i chce dla mnie ajk najlepiej.Właściwie w moim obecnym stane powinna msię mozę wybrać na te rekolekcje,a le z różnych względów nei mogę. no nie, moze Bog pomoże mi ajkos inaczej> w zwykłym małżeńskim zyciu.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez kukułka » 7 grudnia 2005, o 13:43

Aha, na tych rekolekcjach byłam w częstochowie. polecam kierownictwo duchowe o. Tomasza Oleniacza
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez anusia » 7 grudnia 2005, o 14:05

A co do wspolnoty, to moze http://www.spotkaniamalzenskie.pl to moze pomoc wam sie porozumiec mezem, ja bylam na kursie w wersji dla narzeczonych i w kwestii zrozumienia sie i relacji widze naprawde duuza rozmice :wink:
anusia
Przygodny gość
 
Posty: 77
Dołączył(a): 4 stycznia 2005, o 10:39

Postprzez Kinia » 7 grudnia 2005, o 19:18

Podpisuję się pod postem Anulki obiema rękami. Nam też wersja dla narzeczonych bardzo pomogła...i nadal pomaga :)

Obrazek
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez brega » 8 grudnia 2005, o 13:50

No właśnie, Abeba poruszyła ważny temat. Myślę, że problem, który opisała, nie dotyczy tylko osoób, które najpierw kochały się przed slubem, a póxniej się powstrzymywały, ale też tych, którzy od początku zachowują wstrzęmięźliwość. Np. mnie bardzo dużo trudu i wyrzeczeń kosztuje "ujarzmianie" własnej seksualności. dużego temperamentu i pragnienia współżycia. Mam cudownego chłopaka, przy którym czuję się bezpiecznie, którego bardzo kocham, i który w pełni respektuje moje zasady. Jednak zastanawiam się, czy to, że teraz z taką energią powstrzymuje popęd, nie będzie miało wpływu na nasze późniejsze pożycie w małżeństwie. O ile wytrzymam, bo przede mną jeszcze dobrych kilka lat narzeczństwa. Wstzręmięźliwość przedmałżeńska ma więc bardzo dużo zalet, ale i wady, dużo wad.
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez Bratka » 8 grudnia 2005, o 14:04

Adebo, to co piszesz pokazuje że sprawa czystości nie jest taka czarno-biała jak by niektórzy chieli ją widzieć...
Jestem przed ślubem. Moje narzeczeństwo nie jest idealne :wink: Na początku było wiele między nami gestów, które, jak się później okazało, były niedozwolone. Znalezienie rozwiąznia pośredniego zajęło trochę czasu, po drodze było kilka radykalnych (czyt.idiotycznych) decyzji typu: "zachowujmy się jakby nic nie było", rozstania...
Teraz wiem, że nie da się cofnąć czasu, nie można udawać że się nie przekroczyło granicy... Staram się żyć w czystości, ale czystości uwzględniającej moje doświadczenie... To co było między mną i Ukochanym było piękne i nie zamierzam o tym zapominać!
Myślę Adebo, że Twoje problemy nie wynikają z tego że coś było a potem się skończyło. U mnie też się skończyło, a wcale nie przeszła mi ochota na bycie z ukochanym... Może za bardzo się na tym skupiłaś... ale to już inna bajka
Wszystkiego dobrego!
Bratka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 262
Dołączył(a): 3 marca 2005, o 16:04

Postprzez Bratka » 8 grudnia 2005, o 14:30

brega napisał(a):Jednak zastanawiam się, czy to, że teraz z taką energią powstrzymuje popęd, nie będzie miało wpływu na nasze późniejsze pożycie w małżeństwie. O ile wytrzymam, bo przede mną jeszcze dobrych kilka lat narzeczństwa. Wstzręmięźliwość przedmałżeńska ma więc bardzo dużo zalet, ale i wady, dużo wad.


A ja uważam że umiar jest najlepszy. Dla każdego jest inna granica. Ja nie wyobrażam sobie normalnego życia bez pewnych gestów, które dla kogoś byłyby już za duże. Ludzie mają różne temperamenty i potrzeby. Owszem, należy się jakoś kontrolować- w końcu jesteśmy istotami rozumnymi- ale bez popadania w skrajności...
Bratka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 262
Dołączył(a): 3 marca 2005, o 16:04

Postprzez Lucy. » 8 grudnia 2005, o 15:36

Brege i inne dziewczyny naprawdę gorąco zachęcam do życia w czystości (choć jak myślę zdecydowanej większości z Was tutaj przekonywać nie muszę). Mogłabym napisać tutaj dłuuugie świadectwo (a tendencje do rozpisywania się mam ogromne, co można z zauważyć na innych wątkach i o czym przekonuje sie mój promotor ;-)) Może kiedyś się zabiorę i napiszę do np. "Miłujcie się!"? Może komuś pomogę...? Moja historia jest podobna do abebe, też żyłam z moim chłopakiem, potem przyszło nawrócenie i z dnia na dzień "koniec". I powiem Wam jedno: gdybym jeszcze raz miała wybierać, zawsze podjęłabym tą samą decyzję i każdego gorąco zachęcam. Mówiąc w wielkim skrócie: nasze relacje od tego czasu zmieniły się o no, żeby nie przesadzić 170°, i to na lepsze: jest miłość, zrozumienie, szacunek, cierpliwość...Słowem, jest naprawdę dobrze. A przedtem? Było zwyczajnie...jakoś tak "szaro" jak teraz wspominam. Jakieś kłótnie, obwiniania, zdecydowanie mniejsza szczerość. I seks o którym niektóre myślicie z niejaką tęsknotą, owszem, był piękny, ale do czasu. Szybko przeszedł w rutyne, zwyczajnie, nie był napewno wyrazem miłości. Wtedy nic jeszcze o tym nie wiedziałam. Być może abebe nie żyła ze swoim chłopakiem wystarczająco długo by zasmakować tego już mniej "fantastycznego" współżycia opartego na grzechu. A czy w przyszłości decyzja taka spowoduje też u mnie blokady? Nie wiem, staram się nie martwić "na zapas", bo co ja mogę wiedzieć? Na razie popracuję nad zrozumieniem, że samo współżycie, już w małżeństwie nie jest grzechem, że jest piękne, bo chyba mam z tym mały problem (tak mnie troszkę wychowano). No i nad naszym związkiem, dziś, każdego dnia, by był piękny. A abebie polecam to samo, tj. może jakieś lektury, może rozmowę z kimś mądrym, który pomoże Ci zrozumieć, że samo współżycie nie jest grzechem, rozmowy z mężem, cierpliwość, ufność no i przede wszystkim modlitwę. I bardzo ważne: nie jesteś nieczysta, nie jesteś grzesznicą i Twoje życie nie jest przegrane czy gorsze od innych. Wręcz przeciwnie (patrz przypowieść o synu marnotrawnym). Podjęłaś wielką i naprawdę trudną decyzję w imię Boga i myślę, wierzę, że będzie Ci to "policzone".
Lucy.
Przygodny gość
 
Posty: 91
Dołączył(a): 20 maja 2005, o 22:46

Postprzez Kinia » 8 grudnia 2005, o 21:54

Lucy!już pisalam to raz i powtórzę kolejny: jesteś WIELKA Dziekuję Ci za świadectwo. Jestem na takim etapie w naszym związku, że naprawdę czasem ciężko się powstrzymać...i czasem brakuje motywacji (mi, bo J. jest silniejszy w tym). Czasem tam bardzo bym chciała, żebyśmy mieli już dzidziusia, że sama prowokuję nieświadomie... Twoje świadectwo umocniło mnie :)
Kinia
Domownik
 
Posty: 354
Dołączył(a): 12 lipca 2004, o 20:32
Lokalizacja: Łomianki

Postprzez brega » 9 grudnia 2005, o 17:18

Lucy, ja tez dziękuję. Jestem głęboko przekonana, że abstynencja do ślubu ma sens i że współżycie przed slubem bardzo rani obydwie strony, tak jakby coś w nich wewnętrznie buntowało się przeciwko zezwierzęceniu i na sobie nawzajem wyładowywali rozczarowanie sobą, światem, seksem. Na pewno małżeństwo uświęca seks. Tylko po prostu inaczej się mówi o tym, jak ma się współżycie już za sobą, bo dla dziewicy zawsze będzie ono jakąś niesamowitą tajemnicą i czymś bardzo pożadanym. A tak zupełnie bez emocji i na spokojnie może to traktować ktoś, kto ma już trochę nocy za sobą i wie, jak to jest. Bardzo ważne jest dla mnie zawsze świadectwo mężatek i tzw. "nawróconych". Bardzo Wam wszystkim dziękuję za te świadectwa, naprawdę bardzo mnie umacniają.
brega
Bywalec
 
Posty: 142
Dołączył(a): 27 sierpnia 2005, o 23:00

Postprzez Amazonka » 13 stycznia 2007, o 21:06

Lucy, napisz swoje świadectwo! A może już się ukazało drukiem?
Amazonka
Domownik
 
Posty: 1650
Dołączył(a): 17 lipca 2006, o 09:50
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez AnnaMaria » 14 stycznia 2007, o 02:58

brega napisał(a):Lucy, ja tez dziękuję. Jestem głęboko przekonana, że abstynencja do ślubu ma sens i że współżycie przed slubem bardzo rani obydwie strony, tak jakby coś w nich wewnętrznie buntowało się przeciwko zezwierzęceniu i na sobie nawzajem wyładowywali rozczarowanie sobą, światem, seksem. Na pewno małżeństwo uświęca seks. Tylko po prostu inaczej się mówi o tym, jak ma się współżycie już za sobą, bo dla dziewicy zawsze będzie ono jakąś niesamowitą tajemnicą i czymś bardzo pożadanym. A tak zupełnie bez emocji i na spokojnie może to traktować ktoś, kto ma już trochę nocy za sobą i wie, jak to jest. Bardzo ważne jest dla mnie zawsze świadectwo mężatek i tzw. "nawróconych". Bardzo Wam wszystkim dziękuję za te świadectwa, naprawdę bardzo mnie umacniają.


a tutaj to już przesada...należy odróznić sytuacje,gdy ludzie skaczą z kawiatka na kwiatek, a normalnych ludzi np. narzeczonych wspólzyjących ze sobą...jakie zezwierzęcenie??!!nic dziwnego, że abeba ma problemy...jak sie naczytała takich rzeczy to jeszcze większe wyrzuty sumienia prowadzące do samoudręczenia itd...nie demonizujmy seksu a z drugiej strony nie róbmy z niego sakrum!!to coś wspaniałego i dobrego i bardzo ludzkiego

ps: kazdy kto choćby mial za sobą 1000 nocy i robi to z ukochana osobą to nigdy nie będzie znudzony!!
AnnaMaria
Przygodny gość
 
Posty: 88
Dołączył(a): 31 maja 2006, o 10:51

Postprzez AnnaMaria » 14 stycznia 2007, o 03:04

ps: małżeństwo nie daje żadnych gwarancji, że od tej pory wszystko w związku będzie super...rutyna, kłótnie też się pojawiają ot normalna rzecz...to wszystko powoduje, że tez może przestać być "super"

jeżeli wszystko u Lucy się zmieniło o 170 stopni to pięknie, ale widocznie to coś w związku było złego, skoro nie było w nim szczerości, szacunku i cierpliwości...to, że się z kimś kocha nie oznacza, że tych rzeczy nie ma..po prostu nie było ich u nich
AnnaMaria
Przygodny gość
 
Posty: 88
Dołączył(a): 31 maja 2006, o 10:51

Postprzez milgosia » 14 stycznia 2007, o 18:32

nie demonizujmy seksu a z drugiej strony nie róbmy z niego sakrum!!to coś wspaniałego i dobrego i bardzo ludzkiego


Nie zgadzam się z Tobą AnnoMario. Dla mnie seks to JEST sacrum, jak najbardziej, jak najbardziej! Ja tak uważam i to wynika zwyczajnie z mojej wiary. Gdybym była niewierząca, to pewnie byłaby to po prostu jedna więcej linia aktywności życiowej, bardzo piękna, bardzo dobra i bardzo ludzka, ale nic poza tym... Ale ja wierzę, że że nasze współżycie nie jest tylko zwykłym ot tak sobie współżyciem, które niesie ze sobą tylko przyjemność i jest jakąś formą wyrażenia sobie miłości, przywiązania itd. To jest nasze jednye w swoim rodzaju najświętsze spotkanie naszych ciał i naszych dusz, ktore stapiają się w jedno ciało, w jedną duszę w jednynej w swoim rodzaju modlitwie (tak, tak, modlitwie małżeńskiej!) i uświęceniu naszej miłości większą Miłością... I nie ja to wymyśliłam, tylko Pan Bóg: "Dlatego opuszcza człowiek ojca i matkę i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Tajemnica to wielka (...)" I tak dalej, i tak dalej. Jest ono tak ważne, że Pan Bóg zdecydował poświęcić tej jedynej aktywności ludzkiej całą jedną księgę Pisma Świętego, "Pieśń nad pieśniami"...
Współżycie jest święte, bo jest też terenem przekazywania życia, tego ludzkiego i jest terenem narodzin nowej duszy ludzkiej, nowego istnienia, a więc jest terenem, na który wkracza sam Bóg... I właśnie dlatego, że jest święte, jest tak bardzo znienawidzone przez Szatana i tak bardzo poranione przez niego.. Przecież nic tak nie boli, jak zdrada... i jak trudno się z niej pozbierać! To są rzeczy, ktore głęboko zapadają w człowieka, czy tego on chce, czy nie.

Oczywiście, można sprowadzić współżycie tylko do poziomu ludzkiego, bardzo pięknego, ale tylko ludzkiego. I w tych kategoriach je przeżywać. Oczywiście, że tak można i wiele ludzi tak właśnie je przeżywa i ma do tego prawo. Ale właśnie tym różnią się osoby wierzące od niewierzących, że swoje życie przeżywają nie w kategoriach czysto ludzkich, ale poprzez pryzmat swojej wiary. I dlatego nie ma sensu rozmawiać o świętości współżycia, o sensie czystości przedmałżeńskiej, o istnieniu duszy ludzkiej, o zbawieniu itd. z osobami niewierzącymi... Bo to są sprawy, których nie można zrozumieć czysto po ludzku, bo ich sens wykracza poza ten wymiar i jest dostrzegalny, wyjaśnialny tylko w świetle wiary katolickiej. Oczywiście, wszystko może spowszednieć. I Msza święta może spowszednieć, i współżycie też. I tak też się często dzieje i każdego dotyka to w niejszym lub większym stopniu.. Ale to nie umniejsza faktu, iż w każdym z tych spotkań, które mogą się nam wydawać powszednie, zwyczjne, czy to we współżyciu, czy w niedzielnej Mszy, dzieją się rzeczy ważne i absolutnie święte...i trzeba do tego wracać, przypominać o tym sobie... Bo fakt, iż coś jest pokryte kurzem, rutyną, nie oznacza, iż przestało być święte! Jest, w świetle wiary, obiektywnie zawsze.... Ale w to wierzą tylko chrześcijanie ;)i tym się różnią od niewierzących... Chociaż...I niechrześcijanie często celebrują akt małżeński i jest ona dla nich ważny, ich również boli zdrada w tej materii...Bo i oni przeczuwają często, że to jest coś więcej, niż tylko jedna więcej ludzka czynność... ;)
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez milgosia » 14 stycznia 2007, o 18:46

A co do wyrzutów sumienia ... istnieje coś takiego jak Miłosierdzie, które jest większe i głębsze od naszych wyrzutów sumienia... Tylko nie zawsze potrafimy to przyjąć, bo właśnie sądzimy po ludzku, tylko po ludzku, bo - no właśnie - gdyby ktoś NAM coś takiego zrobił, tobyśmy nie przebaczyli...
Nie potrafimy zamknąć oczu i iść w to morze Miłosierdzia, bo ... boimy się, sami nie wiadomo do końca czego... coś nas powstrzymuje, coś nie do końca określonego.. A wiara to nie jest pewność, przeciwnie, to jest całe morze niepewności i wiara, że Ktoś nas przez nie bezpiecznie przeprowadzi...nie darmo najlepszą wiarę nazywa się "dziecięcą", ufną...
I to z nią mamy największe problemy... Ale na szczęście jest Miłosierdzie, cały ocean Miłosierdzia, większy, niż nasze lęki...

A co do grzechów.... przecież Piotr też zdradził, przecież Maria Magdalena miała za sobą tysiąc "nocy"... I co ? I zostali świętymi! Ale nie sami, nie sami... nie z ludzką pomocą... ;)
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Następna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 12 gości

cron