przez Anusia21 » 4 października 2007, o 03:19
A mi psuje nadal, szczególnie, gdy po miesiącu udanej walki upadamy w jakiś beznadziejny sposób.
Ale mimo to, mimo frustracji, złości na siebie, miażdżących wyrzutów sumienia muszę stwierdzić jedno - takie upadki otwierały nas przed sobą. Po chwili bezproduktywnego załamania przychodził okres rozmów, poważnych i od serca, dyskusji na temat sensu czystości... Więc mimo, że z jednej strony oddalaliśmy się od siebie - wzajemny żal, rozdarcie, to także zbliżaliśmy, przez wzajemne wybaczenie,szczerość..
Dla mnie jest to dowód, że nawet ze zła Bóg potrafi wyprowadzić coś dobrego.
A Tobie, Strzygo, przypomnę słowa Jezusa "Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już w swoim sercu dopuścił się cudzołóstwa"
A szóste przykazanie brzmi "NIE CUDZOŁÓŻ". Logika prosta, że bardziej się nie da.
"Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem."
Przykazania zostały dane ludziom, żeby ich chronić. Nigdy nie wiadomo do końca, kto będzie naszym mężem. Znam przypadki rozstań na dzień, czy nawet na godzinę przed ślubem.Jeśli komuś zależy, by dać coś najwartościowszego swojemu mężowi,żonie, czyli całego siebie, to poczeka aż do ślubu, aż do sakramentalnego "tak".Ja nie wyobrażam sobie bycia z człowiekiem o bogatym doświadczeniu seksualnym. Nie chciałabym być piątą, dziesiątą, a nawet drugą. Udało mi się spotkać i pokochać kogoś, dla kogo będę pierwsza. Chciałabym zostać jego żoną, ale czy tak będzie - do końca nie wiem. Dlatego czekam.
Ogolnie wszyscy wiemy, że seks, szczególnie w kobietach powoduje powstanie szczególnej więzi z mężczyzną, głębokiego przywiązania. Bóg o tym wie - i chce nas chronić... Komu bardziej możemy zaufać, jak nie mężowi?
A ktoś, kto dla nas nie jest nikim więcej, jak partnerem (ostatnio arcymodne słowo), nie ma obowiązku być z nami do końca. I ile jest frustracji, załamań nerwowych i prób samobójczych, kiedy okazuje się, że ktoś, kto dostał od nas wszystko, zniknął. Bo mu się znudziło.
Zakładając nierozerwalność małżeństwa, po ślubie nie ma prawa być takiej sytuacji. Po ślubie dziecko jest traktowane rzadziej jako "wpadka" czy wielki problem - pojawienie się jego przed ślubem rzadko jest chciane i oczekiwane. A skoro tak jest, to i seks nie powinien być chciany przed ślubem. Ludzie genialnie poradzili sobie z rozerwaniem dwóch współistniejących ról współżycia. Nauczyli się wyłuskiwać przyjemność bez konieczności ponoszenia odpowiedzialności za możliwość poczęcia życia (patrz antykoncepcja).A nie taki był zamysł Boży.
Można spojrzeć na to z innej strony - czy ktoś chciałby dostać ślub od prawie-księdza, albo iść do spowiedzi do kleryka 3 roku lub pana kościelnego? Chyba nie... Pewny rzeczy są zarezerwowane dla pewnych sytuacji, w jednych okolicznościach jesteśmy w stanie to zrozumieć, w innych - to już niekoniecznie. A jakaś konsekwencja musi być... Albo być zimnym, albo gorącym, letniość to nie dla wierzących..