Teraz jest 8 maja 2024, o 23:49 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

wytrwac w czystosci...tylko jak?

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Postprzez małe słoneczko » 13 czerwca 2008, o 12:14

Dziękuję Wam za posty, bo pomyślałam, że jestem już jakaś dziwna, a moi rodzice nie wiem jacy niedobrzy:)
Mam starsze rodzeństwo o 9 i 12 lat i jest tak, jak pisała jedna z Was- pomoc od rodziców jest- w postaci wózka dla dziecka czy np. przyborów kuchennych na imieniny.

Dla nas ( mnie i mojego ukochanego) małżeństwo to przede wszystkim branie odpowiedzialności za drugą stronę i za dziecko, które przecież może się począć. Najważniejsze, że mamy w sercu pragnienie bycia razem, że teraz- w czasie, gdy po prostu "chodzimy z sobą" Pan Bóg daje nam różne sytuacje, w których możemy sprawdzić swoje wzajemne zaufanie, dzięki którym możemy budować jedność i jednocześnie zauważamy pewne niedociągnięcia. Bo tego egoizmu tak trudno się wyzbyć...

Z modlitwą, małe słoneczko:*
małe słoneczko
Bywalec
 
Posty: 184
Dołączył(a): 2 stycznia 2008, o 00:27
Lokalizacja: Niebo:)

Postprzez Bright » 13 czerwca 2008, o 16:14

Tatuś napisał(a):Małe Słoneczko - ja się z Tobą zgadzam, że najpierw trzeba byc samodzielnym (też finansowo), a potem brac slub. Założenie rodziny jest dla mnie równoznaczne z ostatecznym "odcięciem pępowiny".
Nie znaczy to, że rodzice nie moga pomagać, a my nie możemy przyjąć od nich pomocy, gdy nam ja dają. Ale nie możemy mieć "postawy roszczeniowej" i oczekiwać, że będa co miesiąc na nasze konto przelewali jakąś sumkę.


I to jest jak najbardziej rozsądne podejście pod warunkiem, że jest spójne z resztą życia. Bo jeśli stawiamy taki warunek, to uważam, że jednocześnie wchodząc na poważnie w związki damsko-męskie z perspektywą ślubu za 5 lat, nie mamy prawa narzekać, że nam ciężko z czystością, bo... nikt nam jej na te 5 lat nie narzucił, sami zdecydowaliśmy, bo to jest konsekwencja naszego wolnego wyboru.

Uprzedzę od razu - jestem jak najbardziej za czekaniem ze współżyciem do ślubu, ale Bóg wcale od nas nie wymaga tak długiego zmagania się.

Może to wina wychowania - znam chrześcijańskie rodziny, gdzie większość młodych ludzi nie chodzi na randki dopóki nie jest gotowa w ciągu roku, dwóch wejść w małżeństwo. Jak dla mnie jest to zdrowe podejście i nie powoduje nadmiernych napięć związanych z odkładaniem ślubu.

Tatuś napisał(a):A co najważniejsze - o czym mam wrażenie tutaj troche zapomnielismy - małżeństwo nie jest lekarstwem na problemy z naszą seksualnością!!!
.


Nigdzie tego nie napisałam.

Jednak seksualność jest wpisana w ludzką naturę i tylko nieliczni powołani są do życia w celibacie. Małżeństwo jest dla wierzących jedyną przestrzenią, w której mogą w sposób godny realizować swoją seksualność, nieprawdaż?

Małżeństwo nie jest tylko duchową relacją, bo jesteśmy ludźmi, a nie bezcielesnymi aniołami.

Poza tym istotną częścią bliskiej relacji między mężczyzną i kobietą jest pociąg fizyczny. Więc skoro powinien być on realizowany tylko w małżeństwie, to... powinniśmy o tym pomyśleć zanim zaczniemy się z kimś płci przeciwnej umawiać i chodzić na randki, żeby samemu nie wpakowywać się w takie właśnie dylematy, dołki emocjonalne i pokusy.
Bright
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 284
Dołączył(a): 10 września 2007, o 13:21

Postprzez malamia » 13 czerwca 2008, o 16:56

Bright napisał(a):Poza tym istotną częścią bliskiej relacji między mężczyzną i kobietą jest pociąg fizyczny. Więc skoro powinien być on realizowany tylko w małżeństwie, to... powinniśmy o tym pomyśleć zanim zaczniemy się z kimś płci przeciwnej umawiać i chodzić na randki, żeby samemu nie wpakowywać się w takie właśnie dylematy, dołki emocjonalne i pokusy.


Moim zdaniem w pewnym czasie (po okresie dojrzewania) popęd seksualny JEST niezależnie od tego, czy aktualnie się z kimś spotykamy czy nie. To nie jest tak, że dopiero jak się zacznie z kimś chodzić na randki to budzi się w nas "bestia". Tak więc moim zdaniem takie sztuczne tłumienie w sobie wszystkiego, co wiąże się z seksualnością, jest najlepszą drogą do zafundowania sobie nerwicy w przyszłości.

A chodzenie na randki - nie mówię że do łóżka, ale do kina, w góry, na spacer itd,. - uważam za naturalny etap uczenia się bycia z kimś, przechodzenia od bycia samemu do bycia razem z drugą osobą, nawet w bardzo zwyczajnych sytuacjach typu wspólne wyjście gdzieśtam. Jeśli ktoś się takich relacji nie uczył, to potem może być mu bardzo ciężko jak dorosłej osobie (1-2 lata przed ślubem) przejść nagle na myślenie w zupełnie innych kategoriach... w dodatku pewnie i tak z jakimś tam obrazem w głowie dotyczącym związków (stworzonym w jaki sposób? - książki? filmy? komedie romantyczne?....), niekoniecznie zgodnym z normalną rzeczywistością. Oj nie, ja tak dzieci wychowywać nie będę...
malamia
Bywalec
 
Posty: 196
Dołączył(a): 8 stycznia 2008, o 14:31

Postprzez Anusia21 » 13 czerwca 2008, o 17:43

Bright napisał(a):Może to wina wychowania - znam chrześcijańskie rodziny, gdzie większość młodych ludzi nie chodzi na randki dopóki nie jest gotowa w ciągu roku, dwóch wejść w małżeństwo. Jak dla mnie jest to zdrowe podejście i nie powoduje nadmiernych napięć związanych z odkładaniem ślubu.


To tylko fajnie brzmi, ale w rzeczywistości jest niemożliwe! Do takich wniosków dochodzą ludzie, którzy swoje przeszli i już znaleźli tą jedną jedyną osobę. Nie znam młodych ludzi, którzy mają po naście lat i tak myślą. Może gdzieś są, ale ja nie znam.
Ciężko jest tak racjonalnie patrzeć na związki damsko - męskie. Co zrobić, jak ta miłość się jednak zdarzy wcześniej niż 2 lata przed możliwym małżeństwem? Co to znaczy "możliwe małżeństwo". Czasem to właśnie dość wczesne poznanie człowieka pokochanego na dobre i złe pozwala człowiekowi rozwinąć skrzydła i dojrzeć. Czasem samo silne pragnienie małżeństwa pozwala na jego realizację dużo szybciej niż by to wynikało z planów, grafików, widzimisię rodziców itp
Myślę, że Pan Bóg ma dla każdego plan, czasem nawet takim planem jest kilka długich lat oczekiwania na ślub. A patrzenie w sposób:"teraz nie mogę się zakochać, bo się nie mam warunków by zawrzeć małżeństwo" jest według mnie niemożliwe.
Oczywiście czym innym w tym wypadku jest "chodzenie" ze sobą 13-14 - latków. To faktycznie może niepotrzebnie rozbudzić seksualność i de facto utrudnić wejście w dorosłość.
Anusia21
Bywalec
 
Posty: 168
Dołączył(a): 2 stycznia 2007, o 14:02
Lokalizacja: okolice Gdańska

Postprzez strzyga » 13 czerwca 2008, o 17:46

Bright, a co do zwyczajów Żydów, to wtedy nie było przypadkiem tak, że jeszcze rok po ślubie zostawało się w domu rodzinnym i nie było się z mężem. Dlatego też źle patrzono na Świętą Rodzinę - Maryja zaszła w ciążę zanim zamieszkali razem. Więc to też nie do końca tak jak piszesz.
strzyga
Domownik
 
Posty: 635
Dołączył(a): 28 grudnia 2004, o 20:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez oreada » 13 czerwca 2008, o 21:20

Bright - piszesz, że małżeństwo powinno mieszkać osobno i namawiasz do ślubów studenckich... to niekonsekwentne.

Ja też zgadzam się z Tatusiową, że małżeństwo powinno mieć jakie takie możliwości samodzielnego utrzymania. Założenie rodziny, jak pisała małe-słoneczko, to usamodzielnienie się!
My chodziliśmy od liceum, ślub był już po studiach, i to było dla nas jasne jak słońce, że nie może być inaczej. I też nie mieliśmy nic - tylko razem 4 dyplomy ;) i dochód taki, że udało nam się powiązać koniec z końcem.
oreada
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 254
Dołączył(a): 7 listopada 2005, o 20:22

Postprzez milgosia » 14 czerwca 2008, o 14:12

Male sloneczko, my też chodziliśmy przed ślubem 4 lata i daliśmy radę jakoś wytrwać w czystości, choć przyznaję, że było ciężko.

Też chcieliśmy być niezależni od rodziców, bo nie było szans na to, aby nas utrzymywali po ślubie, a z pracą było krucho.

Jak mnie już czasem trafiało z tego czekania, to przychodziła mi do głowy taka myśl, że ... skoro Pan Bóg nas "ćwiczy" w tym czekaniu, bo racjonalnie rzecz biorąc mieliśmy tymczasowo nikłe perspektywy na ślub, choć naprawdę, kombinowaliśmy jak tu się pobrać pomimo wszystko ... to widocznie Bóg ma w tym swój cel, choć przecież mógłby szat-prast i już wszystko by się odwróciło tak, jak ja chcę.

Ja z natury jestem niecierpliwa, wiele rzeczy chciałabym "na już", a cierpliwość ... jest przecież jedną z najważniejszych cnót i skoro teraz z konieczności jestem "trenowana" w tej cierpliwości aż ponad moją ludzką miarę, to pewnie po to, żeby kiedyś mieć z niej pożytek...

Nieraz umiejętność cierpliwego czekania w życiu się przyda.
milgosia
Moderator forum
 
Posty: 742
Dołączył(a): 18 sierpnia 2006, o 13:41
Lokalizacja: Kraków

Postprzez małe słoneczko » 18 października 2008, o 14:20

troszkę zrezygnowana odświeżam temat...

jak tu w tej czystości wytrwać, skoro przestaje już być wolą, a staje się "obowiązkiem", "zasadą"...
małe słoneczko
Bywalec
 
Posty: 184
Dołączył(a): 2 stycznia 2008, o 00:27
Lokalizacja: Niebo:)

Postprzez kasik_powraca » 18 października 2008, o 16:15

zastanow sie, co naprawde Ci potrzebne :wink:
kasik_powraca
Przygodny gość
 
Posty: 58
Dołączył(a): 30 sierpnia 2008, o 22:44

Postprzez Krycha » 18 października 2008, o 20:37

to przemysl jeszcze raz, czy to co pisałaś w czerwcu co do konieczności dalszego odkładania slubu jest tak istotne.
powiem ci, że z czasem wszystko się zmienia w totalnie nieprzewidywalny sposób... też tak gadałam jak Ty, samodzielnośc musi byc, dziecko tylko jak są oszczędności...Pobralismy się, zeby móc wreszcie zamieszkać razem, po moim IV roku. Mimo nieskończonej mgr poszłam do pracy najpierw na 1/2 potem coraz więcej.... efekt: mgr pisana nocami, ale obroniona w terminie. Kredyt na mieszkanie, remont, sami, sami, sami...
I co? Po macierzynskim nie ma dla mnie pracy w mojej pracy, nawet na odprawę musiałam czekać ponad miesiąc, a bank nie czekał na ratę. Jesteśmy juz mocno zadłużeni u rodziców i biorąc pod uwagę to co sie dzieje z % i kursami walut to nieprędko będziemy znów samodzielni.

A co do seksu to kłopoty z powstrzymywaneim się są równie duże jak przed slubem :roll: więc właściwie zatoczyliśmy kółko i jedyna różnica to ta, że już nie czuję się mądralą zdolną wszystko przewidzieć i na wszystko sie przygotować.
Ostatnio edytowano 19 października 2008, o 21:00 przez Krycha, łącznie edytowano 1 raz
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Postprzez Misiczka » 19 października 2008, o 20:52

Właśnie, małe słoneczko, nie myśl, że po ślubie to już będzie tylko łatwo.. czekanie na siebie po ślubie bywa o wiele trudniejsze (mieszka się razem, śpi razem), zwłaszcza jak się zdarzą jakieś sytuacje szczególne (ja np. miałam zaburzenia hormonalne przez dobre 1/2 roku, a potem jeszcze raz po porodzie dopóki karmiłam, czyli rok, też guzik było widać).. zwłaszcza jeśli te trudne sytuacje pokryją się z momentem, gdy odłożenie poczęcia jest absolutnie konieczne.

a czekanie aż będziecie jako tako samodzielni jest ze wszech miar rozsądne, uważam że mądrze myślicie, pewne minimum jest jednak konieczne, nie można przerzucać na rodziców odpowiedzialności za swoje własne wybory.

Jestem ostatnią osobą która ma prawo wymądrzać się w tym wątku, bo u nas to akurat z tą czystością to było krucho, raczej na zasadzie wzlotów i upadków, ale jedno mogę powiedzieć - w sumie to jest bardzo proste :D :wink: - po pierwsze trzeba chcieć (czyli mieć mocno zakodowane w głowie dlaczego to dla Was takie ważne i się z tym zgadzać), po drugie zdając sobie sprawę z własnej słabości zachować "ostrożność" (pamiętam nasz wspaniały wyjazd na Wielkanoc w góry - zresztą co roku jeździmy - kilka miesięcy przed ślubem, generalnie wstawaliśmy ok. 5-6 i szliśmy w góry na cały dzień, wracaliśmy jak już było ciemno, czyli po 20.00, baaaardzo zmęczeni, mieliśmy w nogach ok. 30 km i siłę żeby ew. coś jeszcze zjeść i zasnąć..), po trzecie nie zrażać się jak nie wyjdzie - od tego jest konfesjonał. I nic mądrzejszego się tu chyba nie da wymyślić...
Misiczka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 225
Dołączył(a): 2 października 2008, o 13:12

Postprzez Anusia21 » 26 października 2008, o 22:44

Misiczka, to co piszesz, a szczególnie przepis na czystość to sama prawda. I choć wydaje się to wszystko naprawdę banalnie proste, to w życiu bywa inaczej...
Troszkę się pożalę, a co :| mam, a właściwie z moim narzeczonym mamy za sobą strasznie trudny dzień. Dzień z wielkim upadkiem w czystości, potem z wielkim żalem, rozczarowaniem. Czeka nas kolejna trudna spowiedź..
Na szczęście sa i dobre strony - bardzo mocne postanowienie poprawy ale przede wszystkim rozmowa, rozmowa o tym, czego nam jeszcze brakuje, czego jeszcze w sobie nie znamy, czyli właściwie rozmowa o braku rozmów, tych trudnych i jednocześnie zbliżających.
I jeszcze jeden wniosek mi się nasunął - im bardziej człowiek sobie odpuszcza w życiu z modlitwą, obowiązkowością itp, tym trudniej o dyscyplinę w czystości... Problemy z czystością nie są więc (przynajmniej dla mnie) oderwaną od reszty sfer życia trudnością, ale raczej skutkiem wielu różnych niedociągnięć i folgowania sobie...

Ehh, miłość jest trudna... Ale warta każdego wysiłku:)
Anusia21
Bywalec
 
Posty: 168
Dołączył(a): 2 stycznia 2007, o 14:02
Lokalizacja: okolice Gdańska

Postprzez Misiczka » 27 października 2008, o 11:29

Anusiu, jesteś z okolic Gdańska, więc może znasz, jeśli nie to serdecznie polecam do wspólnego posłuchania z narzeczonym wykład o. Jacka Krzysztofowicza, przeora dominikanów w Gdańsku, wygłoszony w ramach Dominikańskiej Szkoły Wiary:

http://www.gorka.gdansk.dominikanie.pl/ ... ask=view&i

Jest on też zapisany w formie książki "Kobietą i mężczyzną stworzył nas, czy nie mógł prościej", Wyd. Fides, rok 2007
Misiczka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 225
Dołączył(a): 2 października 2008, o 13:12

Postprzez Anusia21 » 27 października 2008, o 19:10

dziękuję :) może dziś sobie posłuchamy i podzielę się wrażeniami:)
Anusia21
Bywalec
 
Posty: 168
Dołączył(a): 2 stycznia 2007, o 14:02
Lokalizacja: okolice Gdańska

Postprzez małe słoneczko » 27 października 2008, o 19:27

Anusia21 napisał(a):I jeszcze jeden wniosek mi się nasunął - im bardziej człowiek sobie odpuszcza w życiu z modlitwą, obowiązkowością itp, tym trudniej o dyscyplinę w czystości...


Nie pomyślałam w ten sposób, a jednak wydaje mi się, że masz rację. U mnie ostatnio z modlitwą krucho, jeszcze bardziej krucho z naszą wspólną modlitwą.

Dzięki Bogu trafiłam ostatnio na genialnego spowiednika, który ujął problem czystości od nieco innej strony (sama po części go do tego skłoniłam). Spowiedź inna jak wszystkie.

Jakoś mam siły do dalszych starań o czystość:) choć ja swoje, a moje ciało na widok ukochanego swoje:P
małe słoneczko
Bywalec
 
Posty: 184
Dołączył(a): 2 stycznia 2008, o 00:27
Lokalizacja: Niebo:)

Postprzez Natala » 27 października 2008, o 23:55

Trochę Wam zazdroszczę dziewczyny,ja w walce o czystość przedmałżeńską jestem sama... :( Mój narzeczony,nie rozumie jej sensu.Podrzucałam mu różne artykuły, rozmawiałam itp ale nic z tego...ON w ogóle ma problem z wiara, żyje dniem dzisiejszym,wydaje mi się, że trochę się pogubił i już sam nie wie w co tak naprawdę wierzy :( Moja walka jest raczej nieudolna, czasem wydaje mi się,że nawet modlitwa,spowiedź nie ma sensu bo przecież wkrótce znowu zgrzesze....czuję się nie fair w stosunku do Boga.Z drugiej strony po spowiedzi czuję, ze tym razem się uda,jestem silna...niestety w rzeczywistości jest inaczej.Poza tym jesteśmy ponad 5 lat ze soba i jest cięzko [ślub za jakieś 1,5 roku]Kocham Go bardzo, On mnie też, wiem, że sie stara bo "wpadki" zdarzają się o wiele rzadziej niż kiedyś...ale i tak mam czasem do niego zal,że zachowuje się tak jakby nie obchodzilo go co czuję, z reszta ja tez zbyt szybko ulegam pieszczotom....Boję sie, co będzie po ślubie,kiedy chce o tym porozmawiać On mówi, że przesadzam,że wszystko sie ułoży i kocha mnie ponad wszystko...ehhh ciężko lekko żyć...
Wszystkim Parom,życzę wytrwałości!!!Pozdrawiam serdecznie:*
Natala
Przygodny gość
 
Posty: 46
Dołączył(a): 29 marca 2008, o 12:59
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez dziobak » 28 października 2008, o 01:26

Natala napisał(a):...ale i tak mam czasem do niego zal,że zachowuje się tak jakby nie obchodzilo go co czuję, z reszta ja tez zbyt szybko ulegam pieszczotom....


Parę lat temu byłam w podobnej sytuacji... Problem w tym, że Twój narzeczony zapewne tak jak mój mąż nie widzi najmniejszego sensu w czekaniu... no bo po co, skoro się kochacie. Wiem, tu chodzi o Boga, o Twoją wiarę, ale spróbuj zrozumieć też jego. Zastanów się, czy on nie czuje, że "zachowujesz się jakby nie obchodziło Cię co On czuje".
No cóż, według mnie pozostaje tylko rozmowa, rozmowa i rozmowa, no i oczywiście modlitwa
dziobak
Przygodny gość
 
Posty: 71
Dołączył(a): 15 października 2008, o 16:31
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Misiczka » 28 października 2008, o 15:59

małe słoneczko napisał(a):
Anusia21 napisał(a):I jeszcze jeden wniosek mi się nasunął - im bardziej człowiek sobie odpuszcza w życiu z modlitwą, obowiązkowością itp, tym trudniej o dyscyplinę w czystości...


Nie pomyślałam w ten sposób, a jednak wydaje mi się, że masz rację. U mnie ostatnio z modlitwą krucho, jeszcze bardziej krucho z naszą wspólną modlitwą.


Masz, masz rację.. Bóg po spowiedzi nie zostawia przecież człowieka samemu sobie - "no to teraz idź i sam sobie radź", ale co do zasady nie wtrąca się nieproszony, więc jak ma pomóc jak się do Niego o to nie zwracasz?

Ale to działa też w drugą stronę - jak jest coś nie tak, to nie chce Ci się modlić, bo czujesz w tym jakiś zgrzyt, czy wręcz hipokryzję - a to najgorsze co można zrobić (dużo gorsze, niż sam grzech), szatanowi nie chodzi o to żebyśmy popełniali jakiś grzech, ale o to, żeby nas oddalić od Boga, a to właśnie się dzieje, gdy przestajemy się modlić.

A już najgorsza jest pokusa, żeby jak się nie uda, to "wykorzystać" i jeszcze sobie "pogrzeszyć" (w końcu skutek taki sam, czy raz, czy dziesięć razy.. tak, człowiek sięga wyżyn kombinacji, żeby uzasadnić sobie coś co mu pasuje..)

Mam na temat grzechu i modlitwy mądrą wypowiedź, zresztą również o. Jacka Krzysztofowicza, warto sobie przeczytać, ale niestety nie mam linka, tylko tekst wklejony gdzieś w moim komputerze, no cóż wkleję, najwyżej admin mnie zbeszta że zaśmiecam forum tasiemcowymi postami, ale uważam, że warto się tym podzielić.

JACEK KRZYSZTOFOWICZ OP
Zgrzeszyłem – czy mam prawo rozmawiać z Bogiem?




W starożytności, na pustyni egipskiej żyło wielu mnichów. Przez cały rok modlili się i pracowali – wyplatali maty, liny, kosze... Pewnego dnia dwóch z nich wybrało się do Aleksandrii, by sprzedać to, co wyprodukowali, i zakupić żywność. Zdarzyło się jednak w mieście, że skusił ich diabeł – nie wrócili od razu na pustynię, lecz trzy dni i trzy noce nurzali się w rozpuście. Gdy roztrwonili już wszystkie pieniądze, wyruszyli z powrotem. W pewnej chwili jeden z nich rzekł do drugiego: „Bracie, po co właściwie wracamy? Przecież jesteśmy potępieni? Nie ma sensu wracać do tamtego życia, jest w nas za dużo zła”. W odpowiedzi usłyszał: „Bracie, o czym ty mówisz? O co ci chodzi?”. „Jak to? Zgrzeszyliśmy, odwróciliśmy się od Boga”. Tamten odpowiedział: „Przecież przez cały ten czas modliliśmy się, pościliśmy i odwiedzaliśmy święte miejsca”. Rozstali się. Pierwszy nie wrócił do swojej pustelni. Przystał do zbójców i skończył na szubienicy. Drugi zaś wrócił na pustynię i umarł jako pobożny mnich w opinii świętości.

Historia ta opowiada, co się z nami dzieje, gdy za bardzo wpatrujemy się w swoją ciemność, gdy przywiązujemy do grzechu zbyt dużą wagę. W sytuacji grzechu ciężkiego rodzi się w nas pokusa, by odwrócić się od Boga – jej praktycznym skutkiem jest zarzucenie modlitwy. Wydaje nam się, że modlitwa w takim stanie jest nieporozumieniem i fałszem. Boimy się, że nie dotrze ona do Boga, że jesteśmy zamknięci na Jego obecność. Tymczasem gdy zaczynamy się modlić, Duch Święty już do nas przyszedł! Nie bylibyśmy w stanie zwrócić się do Boga, gdyby nie było w nas Ducha Świętego. On jest zawsze pierwszy na modlitwie.
Jak się modlić, gdy ciężko zgrzeszyliśmy? Tak, jak zwykle. Celem modlitwy jest przecież zawsze stawanie przed Bogiem ze wszystkim tym, co przeżywamy. Powierzanie Mu całego naszego świata i proszenie, aby to był także Jego świat, abyśmy pełnili Jego wolę. Modlitwy nie rozpoczynamy w momencie osiągnięcia jakiegoś duchowego poziomu, z którego możemy wyruszyć w głąb duchowości, ale zaczynamy ją w takim punkcie, w jakim się znajdujemy. Jeśli jestem akurat grzesznikiem – jest to mój punkt wyjścia.
Problemem jest oczywiście fakt, że wówczas w zwracaniu się do Boga przeszkadzają nam emocje – poczucie winy, smutek, złość. Ich przeżywanie pokazuje często, że tym, co nas od Boga w grzechu oddala, bardziej chyba niż samo popełnione zło, jest egocentryzm. W sytuacji grzechu ciężkiego (a dotyczy to zwłaszcza grzechów nieczystości), weryfikuje się prawda o naszej duchowości. Czy chodzi nam o Pana Boga – o to, aby Go szukać i wielbić – czy też o nas samych, o to, aby się dobrze czuć? Czy wiara oznacza dla nas ścieżkę podążania do Boga, czy zaspokajania naszych potrzeb? Czy celem mojej wiary jest prawdziwe spotkanie z Bogiem, czy dobre samopoczucie?
Na poziomie emocjonalnym doświadczenie grzechu oznacza frustrację, odkrycie, że nie panuję nad swoim życiem, że nie jestem taki, jaki chciałbym być. Czuję się wtedy załamany, zły i wydaje mi się, że Pan Bóg jest nieważny. Dopiero gdy odbuduję dobre samopoczucie, zwracam się do Niego, wprowadzam Go w swoje życie. A na razie muszę odespać, odczekać, odreagować i tak do następnego razu, bez końca. Człowiek nie jest w stanie zbawić się sam, nie potrafi wyrwać się z grzechu o własnych siłach. Gdyby tak było, Pan Jezus nie musiałby umierać i zmartwychwstać. Naszym powołaniem jest: nie chcieć zła i ciągle z nim walczyć, a gdy się zdarza, oddawać je Bożemu przebaczeniu w sakramencie spowiedzi. I ciągle się powierzać Panu Jezusowi w modlitwie. Prosić Go o wybawienie i wyprowadzenie z grzechu.
Ale aby nasza modlitwa miała sens, Chrystusowi trzeba powierzać wszystko, a nie tylko to, co dobre, zatrzymując rzeczy złe, z nadzieją, że same się rozwiążą. Jeżeli człowiek konsekwentnie nie powierza swojego grzechu Panu Bogu, to ten grzech go niszczy.
Tak było z Judaszem i Piotrem. Obaj zdradzili, ale Judasz pozostał sam ze swym grzechem i rozpaczą. Piotr zaś zapłakał i poprosił o przebaczenie.
Podobne rozterki dotyczą Mszy świętej w sytuacji, gdy nie możemy przystąpić do Komunii. Wahamy się wtedy, czy przyjście do kościoła ma w ogóle sens. I tu znów problem leży w złym samopoczuciu. Zamiast pytać: „Jak Bóg na mnie patrzy?” oceniam sam siebie. To jest powtórzenie sytuacji z raju, kiedy Adam i Ewa zgrzeszyli. Gdy usłyszeli kroki Boga, ukryli się. I dopiero wtedy tak naprawdę odłączyli się od Boga. Nie w momencie grzechu, ale wówczas, gdy przestraszyli się powrotu do Boga. A On przecież nie powiedział: „Adamie, jesteś zły”, ale zapytał: „Adamie, gdzie jesteś? Gdzie jesteś, Mój umiłowany synu?”. Tak samo jest z każdym grzesznikiem. Bóg nie przychodzi z wyrzutem, tylko szuka i woła: „Dlaczego ukrywasz się przede Mną? Przecież nic się nie zmieniło, przecież dalej cię kocham – czy jesteś dobry i święty, czy grzeszysz. Moja miłość jest niezmienna”.
Człowiek chce grzechu i Pana Boga równocześnie, chce się nawrócić, ale nie do końca. Jest udręczony grzechem, ale jednocześnie zło go pociąga. Kiedy zostajemy z tym wszystkim sami, coraz bardziej się gubimy. A trzeba to po prostu ciągle oddawać Bogu w modlitwie i spowiedzi. Gdy wpatrujemy się w Boga, w Jego oczach widzimy miłość. Tam nie ma potępienia, tam jest ratunek.
Misiczka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 225
Dołączył(a): 2 października 2008, o 13:12

Postprzez Misiczka » 28 października 2008, o 16:10

Natala, to rzeczywiście trudna sytuacja, jak tylko dla Ciebie to jest ważne - ja byłam w takim związku przez 5 lat (poznaliśmy się jako smarkacze, w liceum), ale nie wyszliśmy z tego zwycięsko, ja nie byłam stanie mu powiedzieć, że mi na tym zależy, zresztą sama byłam tego coraz mniej pewna, ostatecznie nasz związek się rozpadł, na pewno nie tylko z tego powodu, ale myślę, że jednak miało to znaczenie.
Więc i tak jesteś ode mnie z tamtego czasu mądrzejsza, bo po pierwsze, sama jesteś pewna, czego chcesz, a po drugie otwarcie rozmawiacie o tym i Twój narzeczony chociaż tego do końca nie rozumie, to jednak z szacunku do Ciebie akceptuje. Myślę, że to dobrze rokuje Wam na przyszłość - rozmowa i wzajemny szacunek to dobre fundamenty!
Misiczka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 225
Dołączył(a): 2 października 2008, o 13:12

Postprzez małe słoneczko » 28 października 2008, o 17:50

Natala napisał(a):Trochę Wam zazdroszczę dziewczyny,ja w walce o czystość przedmałżeńską jestem sama... :( Mój narzeczony,nie rozumie jej sensu.


Często bywa tak, że tylko "w mowie" oboje walczymy o tę czystość.
Po upadku jest spowiedź itd., ale niestety zauważyłam, że coraz łatwiej nam przechodzi się do porządku dziennego gdy do czegoś między nami dojdzie.

Czasem też odnoszę wrażenie, że oboje wiemy, że to tylko kwestia czasu zanim dojdzie do kolejnego upadku.

I niestety... miewam takie czarne myśli, że skoro już tak daleko się posunęliśmy, to czy jest jeszcze o co walczyć? To, że jestem dziewicą nie musi oznaczać, że jestem czysta...

Natala mówi, że czuje się osamotniona w walce o czystość. A w naszym związku chyba tylko ja mam wrażenie, że coś straciłam. I to powoduje, że czasem aż nie chce mi się dbać o to dalej.

Zresztą oboje nie jesteśmy ostatnio w nastrojach bojowych. Upadki zdarzają nam się co rusz. Może dlatego, że bardzo rzadko widujemy się w roku akademickim? Nie wiem.

Nasmęciłam troszkę. Obwiniam siebie tylko, że nie jestem w stanie tak do końca walczyć. To prędzej mój narzeczony powie "nie". Mi zakodowało się bezwzględne posłuszeństwo jemu... (oj, strasznie to zabrzmiało)
małe słoneczko
Bywalec
 
Posty: 184
Dołączył(a): 2 stycznia 2008, o 00:27
Lokalizacja: Niebo:)

Postprzez Anusia21 » 29 października 2008, o 12:09

małe słoneczko napisał(a):Często bywa tak, że tylko "w mowie" oboje walczymy o tę czystość.Po upadku jest spowiedź itd., ale niestety zauważyłam, że coraz łatwiej nam przechodzi się do porządku dziennego gdy do czegoś między nami dojdzie


U nas jest to samo. Rok, dwa,trzy lata temu dużo bardziej przeżywałam każdy upadek, teraz - sumienie troszkę się znieczuliło...


małe słoneczko napisał(a):I niestety... miewam takie czarne myśli, że skoro już tak daleko się posunęliśmy, to czy jest jeszcze o co walczyć? To, że jestem dziewicą nie musi oznaczać, że jestem czysta...



Mam podobne przemyślenia, niestety :( Czasem sobie myślę, że bardziej w porządku byłoby po prostu stracić dziewictwo, niż grzeszyć w inny sposób... Jestem dziewicą, ale też niewiele mam wspólnego z czystością...


małe słoneczko napisał(a):Zresztą oboje nie jesteśmy ostatnio w nastrojach bojowych. Upadki zdarzają nam się co rusz. Może dlatego, że bardzo rzadko widujemy się w roku akademickim? Nie wiem.


My się widujemy codziennie, a upadki zdarzają nam się co 2,3 tygodnie, choćby nie wiem, jak silne było postanowienie poprawy. Jeszcze w zeszłym roku były 3 - miesięczne okresy czystości...



małe słoneczko napisał(a):Nasmęciłam troszkę. Obwiniam siebie tylko, że nie jestem w stanie tak do końca walczyć. To prędzej mój narzeczony powie "nie". Mi zakodowało się bezwzględne posłuszeństwo jemu... (oj, strasznie to zabrzmiało)


W naszym związku to ja niestety mówię częściej nie, więc jestem jakby bardziej odpowiedzialna za nas dwoje, bo jak się nie sprzeciwię, to nic nas nie zatrzyma. Za to mój M. zawsze ciężko przeżywa tę swoją słabość:( Już do nas dotarło, że wszystko to, co teraz się dzieje, nie da dobrych owoców w małżeństwie... Już na dzień dzisiejszy mamy świadomość, że będzie trudno ze współżyciem. Zostało nam ponad 8 miesięcy do ślubu i mamy mocne postanowienie, żeby wytrwać, żeby wymazać trochę wspomnienia,oczyścić się z przyzwyczajeń, odzyskać pełne dziewictwo.
Czy się uda- zobaczymy.Proszę o modlitwę w intencji wszystkich walczących.
Anusia21
Bywalec
 
Posty: 168
Dołączył(a): 2 stycznia 2007, o 14:02
Lokalizacja: okolice Gdańska

Postprzez kasik_powraca » 29 października 2008, o 13:38

Już do nas dotarło, że wszystko to, co teraz się dzieje, nie da dobrych owoców w małżeństwie...


no widze, ze masz mozliwosc patrzenia w przyszlosc :shock: gratuluje :lol:

co rozumiesz za pojeciem stracic dziewictwo? Bo jak piszesz, ze macie upadki, to rozumiem, ze nie jest to calowanie, tylko jakas forma stosunku...
konczaca sie zapewne orgazmem u jednego i drugiego. wiec to twoje dziwictwo to jakas wyssana dla mnie z palca rzecz....
kasik_powraca
Przygodny gość
 
Posty: 58
Dołączył(a): 30 sierpnia 2008, o 22:44

Postprzez Krycha » 29 października 2008, o 14:42

w ostatnich wyskich obcasach jest ciekawy wywiad z amerykańską seksuolożką nt. m.in. tego co ludzie uważają (a co nie) za seks. No i np. wyszło, ze dla wielu Amerykanów (szczególnie kobiet) seks oralny to nie seks.... dopóki nie zapytano ich "A jesli Twój partner robi to z inną osobą?" o, to wtedy wszyscy byli pewni że to seks i zdrada...

oj, już Wam współczuję dziewczyny, tego zawodu i rozterek, które będziecie przeżywać po slubie. Ja 3 lata, i jeszcze sie nie wyleczyłam...:( a NPR wcale Wam w tym nie pomoże...
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Postprzez arTemida » 29 października 2008, o 17:31

oj, już Wam współczuję dziewczyny, tego zawodu i rozterek, które będziecie przeżywać po slubie.

a może lepiej nie demonizować i nie straszyć na zapas, przecież trzeba wierzyć że będze lepiej a nie gorzej.

wiec to twoje dziwictwo to jakas wyssana dla mnie z palca rzecz....

dla ciebie wyssana a dla tych co walczą bardzo ważna sprawa i widzę w tym jakiś sens. Własnymi subiektywnymi ocenami nie pomagasz a raczej zniechęcasz do walki bo i po co skoro już nie ma o co
[/quote]
arTemida
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 19 października 2007, o 19:06
Lokalizacja: poznań

Postprzez małe słoneczko » 29 października 2008, o 21:48

kasik_powraca napisał(a):
Bo jak piszesz, ze macie upadki, to rozumiem, ze nie jest to calowanie, tylko jakas forma stosunku...
konczaca sie zapewne orgazmem u jednego i drugiego. wiec to twoje dziwictwo to jakas wyssana dla mnie z palca rzecz....


zależy tu jak pojmujemy dziewictwo...
i zależy jak pojmujesz stosunek: czy musi dojść do penetracji, czy wystarczą wg. Ciebie pieszczoty oralne albo petting...

ja wiem, że to wszystko jest póki co grzechem, ale na dobrą sprawę, nie znam chyba żadnego małżeństwa, które w czasie narzeczeństwa i "chodzenia" nie miałoby na swoim koncie tego typu upadków.

niepokoję się twardością mojego sumienia na to wszystko. rozmawiałam z moim narzeczonym co on o tym myśli. i dla niego utrata dziewictwa łączy się z pełnym aktem seksualnym.

trzeba chyba odróżnić utratę dziewictwa od utraty czystości.

u nas najdłuższy okres czystości to 6 miesięcy. i wierzę w to, że czystość czy takie właśnie "mentalne dziewictwo" można odzyskać. życzę cierpliwości i powodzenia w walce- i sobie i wszystkim zakochanym i narzeczonym!
małe słoneczko
Bywalec
 
Posty: 184
Dołączył(a): 2 stycznia 2008, o 00:27
Lokalizacja: Niebo:)

Postprzez dota321 » 29 października 2008, o 22:14

Parę rad Wam dorzucę, oki? U nas się sprawdziły, i z moim Mężem jeszcze jako narzeczeni nie mieliśmy jakichś gigantycznych problemów ani z zachowaniem czystości, ani z zachowaniem dziewictwa.
1. modlitwa i łączność z Panem Bogiem: i to na pierwszym miejscu! Zawsze zresztą mi przynajmniej podkreślał to spowiednik, i to się naprawdę sprawdziło. Anusia21 - tę bardzo ważną rzecz poruszyłaś w wątku już wcześniej, mogę Ci to potwierdzić z perspektywy czasu, ze tak naprawdę jest. Myśmy razem uczestniczyli w Mszach (śpiewamy razem, więc mieliśmy jakby dodatkową motywację), a codziennie przed pójsciem spać wysyłaliśmy sobie sygnał na komórke uzgadniając czas - i razem, chociaż w odległosci paru kilometrów- odmawialiśmy dziesiątek różańca w naszej intencji- naszego narzeczeństwa, a potem w perspektywie małżeństwa.
2. jasne granice co możemy, a czego nie. Walka o czystość rozgrywa sie na przedpolach, jak pójdziemy za daleko- to nie damy rady. No, ale któraś z dziewczyn, która się tu dość cynicznie wypowiedziała parę osób temu, kiedyś w innym wątku bardzo się zdziwiła, że np. mój jeszcze narzeczony nie ma prawa dotykać moich piersi. No właśnie- przedpola. Jakbyśmy sobie pozwolili na to czy owo- bylibyśmy spaleni... No i do czystości dążyliśmy oboje- chociaż czasem rozmawialiśmy, ze nie dalibyśmy pewnie rady, gdyby tej drugiej stronie nie zależało aż tak bardzo na czystości.
3. jak już bardzo nas ciągnęło do siebie- to wychodziliśmy z domu do kina, na kawę pogadać, na spacer- słowem do ludzi, żeby nas za mocno nie korciło. Ciężko było czasami wyjsć z domu :wink: - ale wiedzieliśmy, że musimy. Tak samo mój P. za czasów narzeczeńskich nie przesiadywał u mnie (mieszkanie i czasy studenckie :D ) do późna w nocy - wyjątkiem były np. wspólne posiadówki filmowe z naszymi przyjaciólmi, często do rana. Ale w takich sytuacjach byliśmy między ludźmi, więc i pokusa duzo mniejsza.
4. wspólne wyjazdy tylko razem ze znajomymi, w grupie ludzi. Powód? Jak wyżej.
Troszkę się rozpisałam, ale jest o co walczyć :)
już Wam współczuję dziewczyny, tego zawodu i rozterek, które będziecie przeżywać po slubie.
Krycha, jak czytam to co piszesz to ostatnio nie wiem, czy śmiać się czy płakać?
Mnie małżeństwo w żaden sposób nie rozczarowało, wręcz przeciwnie. I tego Wam, walczące o czystość, życzę. Powodzenia!
dota321
Domownik
 
Posty: 368
Dołączył(a): 31 października 2007, o 09:05
Lokalizacja: W-wa

Postprzez Krycha » 29 października 2008, o 22:37

Mnie małżeństwo generalnie nei rozczarowało, świetnei mi w tym, i nawet zdarza mi się cieszyć że jestem zoną a nie singlem-yuppie jak większość znajomych.
Natomiast w sferze seksualnej to niestety brak zmiany w stosunku do okresu chodzenia ze sobą czy narzeczenstwa. Mimo - od pewnego momentu - wysiłków ku czystości - po slubie okazało się że zycie seksualne naszej trojcy (ja-mąż-NPR, bo Boga w tym procederze raczej nie widzę) postrzegam jako pasmo upadków i porażek - zupełnie tak jak przed slubem. Nasza noc poślubna (ze względów NPRowych, nie udało się wyznaczyc III fazy, raczej z nerwów, bo mi się cykle bezowu. nigdy nie zdarzały) wyglądała równei załośnie jak każdy z wieczorów (nie mieszkaliśmy razem) narzeczeńskich. Takie samo jak przed ślubem celowanei ze spowiedzią w zależności od fazy cyklu, żeby choć raz zdołać pójść do Komunii. I to wszystko mam na mysli współczując dziewczynom, tego co je czeka, skoro już przed slubem doszły do etapu seksu oralnego "zamiast" itp.
Tobie mogę tylko pogratulować. Możesz sie ze mnie śmiać, proszę bardzo.
Krycha
Domownik
 
Posty: 606
Dołączył(a): 20 października 2006, o 13:03
Lokalizacja: PdM

Postprzez Anusia21 » 29 października 2008, o 23:04

małe słoneczko napisał(a):u nas najdłuższy okres czystości to 6 miesięcy. i wierzę w to, że czystość czy takie właśnie "mentalne dziewictwo" można odzyskać. życzę cierpliwości i powodzenia w walce- i sobie i wszystkim zakochanym i narzeczonym!


Słoneczko, ja też w to wierzę, dlatego podejmuję jeszcze walkę:) I to bardzo podnosi na duchu, że są inni na świecie, którzy podejmują ten trud. Trzymaj się ciepło i powodzenia:) Będę pamiętać w modlitwie.
Anusia21
Bywalec
 
Posty: 168
Dołączył(a): 2 stycznia 2007, o 14:02
Lokalizacja: okolice Gdańska

Postprzez Anusia21 » 29 października 2008, o 23:07

a Tobie, Dota, bardzo dziękuję za wskazówki, o których łatwo zapomnieć na co dzień. Może sobie wydrukuję i powieszę nad biurkiem, żeby pamiętać ;)
Zazdroszczę Ci jedynie tak wierzącego męża - u mojego M. niestety wiara chwiejna, kiełkująca, a przede wszystkim uznawana przez niego za jego mocno prywatną sprawę, o której nie lubi mówić, co mi nie ułatwia zadania:(
Anusia21
Bywalec
 
Posty: 168
Dołączył(a): 2 stycznia 2007, o 14:02
Lokalizacja: okolice Gdańska

Postprzez arTemida » 30 października 2008, o 02:28

dziewczyny ja wam życze wytrwałości w waszej walce bo jest o co walczyć i to też może być piękne.

Anusia21 chwiejna wiara, to lepiej niż brak wiary bo jest się o co zaczepić.
Jak poznałam mojego męza 5 lat temu wogóle nie rokował na kogoś kto przestąpi próg kościoła, poza pogrzebami i ślubami a dziś jest zaangażowany w duszpasterstwo, chodzi na pielgrzymki i pilnuje żeby nasze małzeństwo trzymało się ścieżek Pana :D
a wiele nocy przepłakałam bojąc się czy coś takiego będzie możliwe, dziś mi wstyd że tak mało ufałam Bogu i nie do końca wierzyłam w rzeczy które może zdziałać
arTemida
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 19 października 2007, o 19:06
Lokalizacja: poznań

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 25 gości

cron