Teraz jest 30 kwietnia 2024, o 13:48 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Czy baliście się powiedzieć "tak"?

Narzeczeni wszystkich krajów - łączcie się... w związki małżeńskie (forum pomocy)

Moderatorzy: admin, NB

Czy baliście się powiedzieć "tak"?

Postprzez Kasztanka » 29 listopada 2003, o 02:15

Witam :)
Już myślałam, że tu wrócę dopiero za parę miesięcy, ale mam jeszcze jedno pytanie. Tu zwracam się do mężatek/żonatych. Czy przed ślubem ogarniał Was kiedyś strach? Nie tyle obawy typu: czy to napewno ten, ale: czy podołam? Czy będę dobrą zoną/męzem/matką/ojcem? To w końcu nie jest decyzja o wyborze studiów, czy zawodu - zawsze przecież mozna się przekwalifikowac, jeśli się źle trafi. Czy nie odczuwaliscie lęku przed odejściem z domu? - Mój kochany pokój, konfitury Mamy, te wieczne kazania babci: o której to się z randki wraca, moja panno :wink: ? Jak to będzie? Czy poradzimy sobie z tym wszystkim? przecież już nikt nam nie będzie o niczym przypominał, nie będzie za nas decydował. To my musimy w 100% decydować za siebie i nie tylko za siebie, ale i za nasze przyszłe dzieci. Baliscie się tej odpowiedzialności?

A czy już po ślubie, nie zdarzyła się chwila, w której pomysleliscie: co ja zrobiłam/zrobiłem? Przecież było tak dobrze przed ślubem. Spotykalismy się codziennie, a potem wracaliśmy spokojnie do domów, a tam już na nas czekała rodzinka.

Proszę, powiedzcie, czy lęk (choćby niewielki) przed małżeństwem dotyczy wszystkich, czy też zawsze powinno być tak, że widzimy same plusy i jesteśmy superpozytywnie nastawieni do nowej sytuacji?

Ja już właściwie mieszkam ze swym ukochanym (mamy jedno mieszkanie lecz zajmujemy różne pokoje), ale zawsze mam tę świadomość, że w razie czego mogę wrócić do swojego miasta, do rodziców. Mimo, że bardzo kocham mojego mężczyznę, nie wyobrażam sobie np. Świąt poza domem. On mi już kilka razy proponował, abyśmy w Świeta (czy to Boże Naodzenie, czy Wielkanoc), pojechali np. do Austrii i pojeździli na nartach zamiast obżerać się przy stole. Ja sobie tego nie wyobrażam... Choć, kiedyś moze spróbuję... Mieszkanie, w którym mieszkamy nigdy nie nazywam domem. Dom mam tam, gdzie są rodzice... A jak było u Was?
Kasztanka
Przygodny gość
 
Posty: 9
Dołączył(a): 11 listopada 2003, o 02:21

Postprzez Anuś » 7 grudnia 2003, o 23:25

Rzeczywiscie mnie ogarnal strach na pare miesiecy przed slubem, czy bede dobra zona, a kiedys mama. Czy podolam wszystkim obowiazkom. Ale ten strach minal. Jestesmy 2 lata po slubie i cieszymy sie soba, a od niedawna naszym synkiem.
Nigdy natomiast nie balam sie tego, ze nie bede mieszkala u rodzicow i nie bede przez nich kontrolowana (w dobrym znaczeniu tego slowa). Moze wzielo sie to stad, ze przez 5 lat mieszkalam poza domem. Studiowalam w innej miejscowosci i sama "rzadzilam" pieniedzmi, ktore dostawalam od rodzicow. Od razu po slubie udalo nam sie zamieszkac tylko razem - tzn ja i maz. Poczatkowo nazywlam to miejsce "mieszkaniem", ale jak tylko sie zadomowilismy stal sie naszym domem. Jednak bardzo czesto "domem" nazywam mieszkanie rodzicow - w koncu to byl moj dom...
Niczego nie zaluje i ciesze sie, ze mozemy mieszkac samodzielnie. Teraz w trojeczke tworzymy rodzine.
A co do swiat - wiadomo- im bardziej rodzinnie tym przyjemniej. Ale jest cos takiego po slubie (przynajmnniej u mnie), ze najwazniejszy jest maz i synek, a opiero rodzice i rodzenstwo - nie majac niz zlego na mylsli.
Mam nadziej, ze moja wypowiedz jest na temat...
Pozdrawiam
Anuś
Przygodny gość
 
Posty: 70
Dołączył(a): 18 listopada 2003, o 13:36
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza

Postprzez mysia » 8 grudnia 2003, o 21:47

Najbardziej to się bałam wesela i tego całego rumoru. Bałam się że nie dotrwam do rana...Ale fajnie było !
mysia
Przygodny gość
 
Posty: 33
Dołączył(a): 12 października 2003, o 00:48
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Joanna » 9 grudnia 2003, o 00:12

Naturalnie, że się bałam, i to jak! Jeszcze zanim poznałam mojego przyszłego męża bardzo się bałam małżeństwa. Widziałam (i nadal widzę) bardzo wiele problemów w sobie, które utrudniają mi miłowanie innych, także męża.
Chyba nikt realnie patrzący na życie nie jest pozbawiony obaw dotyczących związku małżeńskiego. Wokół tyle rozwodów, nieszczęśliwych małżonków, trudno znaleźć szczęśliwe i zdrowe małżeństwo.
Jeśłi wyrosłaś w zdrowej rodzinie, a Twoi rodzice są szczęśliwym małżeństwem, to z pewnością masz większe szanse na założenie zdrowej i szczęśliwej rodziny - masz właściwe wzory porozumiewania się ze współmałżonkiem, rozwiązywania konfliktów, itp.
Ja rozczytywałam się w książkach o tematyce małżeńskiej i rodzinnej, żeby lepiej przygotować się do małżeństwa, żeby uniknąć tego zła, ktore widzę wokoło. To mi bardzo pomogło w realistycznym podejściu do narzeczonego, w umiejętności rozmawiania, rozumienia siebie i męża. Wciąż zresztą czytam książki o małżeństwie, o relacjach, uczuciach - wciąż pomaga mi się to rozwijać, wpływa to na wzajemną naszą relację ( niektóre książki czytamy wspólnie).
W czasie naszego przygotowywania się do ślubu pojawiało się nie raz gdzieś w świadomości pytanie: "A jeżeli to nie ten, jeżeli pomyliłam się?". Przez długi czas narzeczeństwa były chwile "wzlotów i dołów" - chwile niezbitej pewności i szczęścia i chwile zwątpienia, chęć wycofania się, pustka uczuciowa. Miałam jednak świadomość, że to tak już jest z uczuciami - są jak fale.
Ostatecznie - mogę powiedzieć, że zaufałam Bogu. Chyba nie odważyłabym się wyjść za mąż, gdyby nie ufność w Bogu. Przed podjęciem decyzji modliłam się o poznanie, czy to jest właściwy człowiek, mój narzeczony również modlił się w tej intencji. Starałam się obiektywnie rozważyć, czy to jest właściwy człowiek, wiele rozmawialiśmy.
Oboje z mężem - po ceremonii ślubnej - powierzyliśmy się Jezusowi i Maryi. Teraz razem modlimy się codziennie i widzę, że Pan nam błogosławi. Świadomość, że z nami jest Bóg, bardzo mi pomaga. Wierzę, że nie opuści nas nawet wtedy, gdy przyjdą trudne chwile. Wierzę, że dom zbudowany na skale (na Bogu) nie runie.
Teraz jestem od ponad roku mężatką - mogę powiedzieć - szczęśliwą mężatką! I szczerze mówiąc jest lepiej niż myślałam - mało jest między nami nieporozumień, w większości spraw się zgadzamy, w mało istotnych ustępujemy sobie. Bardzo cieszę się, że jesteśmy razem, coraz lepiej poznaję i coraz bardziej kocham mojego męża.
Pozdrawiam! :lol:
Joanna
Przygodny gość
 
Posty: 16
Dołączył(a): 29 października 2003, o 21:14
Lokalizacja: Koszalin

Postprzez Agata » 29 grudnia 2003, o 18:16

A ja wcale się nie bałam!!!
Byłam i wciąż jestem pewna ,a to już piąty rok małżeństwa , że on to ten jedyny.

Pozdrawiam.
Agata
Przygodny gość
 
Posty: 19
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 14:16

tak

Postprzez agusia » 30 grudnia 2003, o 09:21

Kasztanko
Ja też sie czasem boję. Bywa, że boję wesela i jak to dobrze ktoś określił całego z tym związanego rumoru, hałasu, który trochę dla mnie zbędny. Też mam z narzeczonym wzloty i upadki, ale po tych upadkach jeszcze bardziej się poznajemy i umacniamy, a w trudnych sprawach próbujemy budować mosty. Te mosty pieczołowicie stawiane mnie radują.
trzymaj się,
ps. nasz ślub we wrześniu i już nie moge się doczekac tego wreszcie wszystkiego razem :roll:
agusia
Bywalec
 
Posty: 192
Dołączył(a): 29 grudnia 2003, o 10:35

Postprzez MisiaW » 30 grudnia 2003, o 18:54

Bałam się bardzo, a im bardziej się bałam to tym mocniej się modliłam...
Pomogło... Zaraz po przysiędze strach zniknął... :lol:
MisiaW
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 8 listopada 2003, o 18:50

Postprzez Misia29 » 23 stycznia 2004, o 23:53

:)
Witajcie,
Jestem mężatką od ponad pół roku i też się wcześniej bałam, przede wszystkim tego czy nie będziemy sie za dużo kłócić z mężem (bo oboje jesteśmy trochę uparciuchami)
No i trochę czasami się spieramy, ale zawsze szybko się porozumiewamy i terez już sie nie boję.
Tak jak ktoś już wspomniał - ja też zaufałam Bogu. Skoro tyle lat czekałam i modliłam się o właściwego człowieka - to ufam że Bóg dał mi Go spotkać i poznać i przeznaczył Go właśnie dla mnie. A wszystkie różne doświadczenia i zmagania się z własnymi słabościami przyczyniaja się do naszego wzrostu.
Najważniejsze żeby przyszły mąż (oprócz dobrego charakteru) był również prawdziwie wierzący, żeby można było się razem spotkać, modlić, rozmawiać przed obliczem Boga, doceniać to że jest się razem, dziękując za to jednocześnie Bogu. To są jedne z najpiękniejszych chwil w małżeństwie. I jak się odda życie i ta miłość Bogu to wtedy nic nie może jej zagrozić. Wiadomo że są kryzysy, że jest czasami przytłaczająca codzienność i tysiąc spraw na głowie, ciągły brak czasu itd... ale zawsze jest coś ponad to. I jak jest naprawdę ciężko to warto się zatrzymać i uświadomić sobie co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze....

A jeśli chodzi o wyprowadzenie się z domu, to na początku małżeństwa bardzo było mi żal mojego ukochanego pokoju, w którym spędziłam wcześniej prawie 28 lat. Pierwsze dni były szczególnie trudne bo jak zabierałam z niego część moich rzeczy to tak się czułam jakbym już nigdy więcej tam nie mogła wejść. Teraz jest już Ok, wygląg mojego pokoju jeszcze prawie wcale sie nie zmienił i przecież zawsze mogę pojechać do Rodziców (mam to szczęście że to blisko - 10min autobusem) i nawet się tam przespać. :)

Pozdrawiam wszystkie zastanawiajace i wahające się panny.
Z pewnością sobie poradzicie.
Na pewno w małżeństwie jest innaczej niż w stanie panieńskim i cos się traci- chociażby bardziej nieograniczoną niezależność i trochę czasu, który trzeba poświęcić na domowe obowiązki (które można oczywiście dzielić z mężem) ale o wiele więcej się zyskuje - więc na pewno WARTO
:lol:
Misia29
Przygodny gość
 
Posty: 2
Dołączył(a): 22 stycznia 2004, o 23:30
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez Martelka » 15 marca 2004, o 23:45

Ja jestem narzeczona i w prost nie mogę sie doczekac wspólnego bycia już razem. Wiem, że trudności zawsze jakies tam będa sie przewijały, zycie w dzisiejszych czasach, nie jest usłane różami, ale ufam Bogu i wiem, że On nas nigdy nie opuści. Kocham moją Połówkę całym sercem i nie wyobrażam sobie inaczej.
Sama w toku przygotowań weselnych przeczytałam już książkę, wspaniałą jak dla mnie "Sztuka miłości" Alana Loy'a McGinnis'a. Polecam ja każdej parze zarówno narzeczonej jak i małżeńskiej :D
Pozdrawiam
Martelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 274
Dołączył(a): 25 lutego 2004, o 14:30
Lokalizacja: k/Krakowa- Wielka Brytania

Postprzez Maria » 4 maja 2004, o 23:14

A ja wychodzę za mąż za 4 dni i teraz zaczynam sie naprawdę denerwować: ze coś nie tak zrobimy na ślubie, ze coś źle powiemy itp...Do tego nie mogę się zrelaksowac i cieszyć chwią, gdyż wisi nade mną pisanie pracy magisterskiej i mnóstwo zajęć.To jest straszne. Ale staram sie teraz o tym nie myśleć, w kazdym razie w sobotę o 14.00 prosze o modlitwę ;)
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Trzymaj się!

Postprzez mim_m » 5 maja 2004, o 09:01

Mario, trzymaj się, pamiętam w sobotę:). Wszystko pójdzie dobrze, a nawet jeśli będzie jakaś wpadka (zawsze się może zdarzyć), to będziecie tylko mieli temat do wesołych opowieści jeszcze wiele lat po ślubie:)
mim_m
Bywalec
 
Posty: 104
Dołączył(a): 13 kwietnia 2004, o 14:28

Postprzez Martelka » 5 maja 2004, o 09:42

Marysiu, to najwspanialszy dzien w Twoim zyciu, musi być wyjątkowy, pod wieloma względami :wink: Pomysle o Tobie w sobotę i wzdychnę za Toba :)
Co do pisania pracy, to łączę się i w tym, bo sama mam się bronić w czerwcu i widze jak ten dzien obrony sie zbliza. Dasz radę, kto nie da jak studenci :wink: :wink: :lol:
Pozdrawiam!!
Ps. Teraz wypoczywaj, zebys byla piękna na sobotę :D
Martelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 274
Dołączył(a): 25 lutego 2004, o 14:30
Lokalizacja: k/Krakowa- Wielka Brytania

Postprzez Maryl » 5 maja 2004, o 15:58

Marysiu!Trzymam za Ciebie kciuki!Ja mam ślub 29 maja :) Bardzo dużo zaproszonych gości (150),ale fazę kryzysu już przeszłam. Teraz to już właściwie tylko się cieszę i ufam, że wszystko z Bożą pomocą się uda.

Pozdrawiam wszystkie narzeczone i nie tylko!
Maryl
Przygodny gość
 
Posty: 15
Dołączył(a): 18 marca 2004, o 18:31

Postprzez Maryl » 5 maja 2004, o 16:00

i też jestem na etapie pisania pracy mgr i też bardzo się denerwuję. robię co mogę a resztę zostawiam Duchowi Św. wszak 30 maja Zesłanie Ducha Św.;)
Maryl
Przygodny gość
 
Posty: 15
Dołączył(a): 18 marca 2004, o 18:31

Postprzez Maria » 8 maja 2004, o 00:11

To już dzisiaj.

Proszę o modlitwę.
Ojejku, ja ciągle w to nie mogę uwierzyć!
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez Maria » 11 maja 2004, o 16:38

Kochani!
Pozdrawiam wszystkich oczekujących dnia ślubu. Mój był piękny i jestem bardzo szcześliwa :D

Dziękuje za modlitwę!
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez Maryl » 11 maja 2004, o 19:20

Bardzo się cieszę!! Mój za niecałe trzy tygodnie. Troszkę już zaczynam mieć stracha. Proszę westchnij za mnie (za nas) 29 maja :)
Maryl
Przygodny gość
 
Posty: 15
Dołączył(a): 18 marca 2004, o 18:31

Postprzez Maria » 11 maja 2004, o 20:15

Oczywiście!
Będzie dobrze :)
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez Maryl » 11 maja 2004, o 21:09

A możesz podzielić się wrażeniami? Jakieś szczegóły ze ślubu...może z wesela...
Życzę Wam wszystkiego dobrego! Dużo cierpliwości i miłości w budowaniu wspólnego szczęścia!!
Maryl
Przygodny gość
 
Posty: 15
Dołączył(a): 18 marca 2004, o 18:31

Postprzez Maryl » 11 maja 2004, o 21:12

i jak Ci idzie pisanie pracy magisterskiej po ślubie. masz jeszcze do tego głowę :) ?
Maryl
Przygodny gość
 
Posty: 15
Dołączył(a): 18 marca 2004, o 18:31

Postprzez Maria » 11 maja 2004, o 23:19

Jak będę miała dłuzszą chwilkę to napiszę coś nt ślubu :)

Praca magisterska...hmmm...w ogóle nie mam do niej głowy! :oops:

Teraz jednak będzie mi łatwiej niż przed ślubem, przestałam sie denerwować. W każdym razie wszędzie pełno kwiatów i prezentów i nie ma gdzie usiąść :D
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez dzolka » 12 maja 2004, o 07:56

Ależ wam wszystkim oczekującym na ślub zazdroszczę! To najpiękniejszy dzień w życiu! Mój taki był. Nie bałam się niczego, bo cały czas wiedziałam że mój mąż to właśnie TEN zamierzony od Pana Boga. Wiedziałam (on też!!) o tym już na drugi dzień po poznaniu! Od tego momentu nie mogłam się doczekać naszego ślubu :-)
dzolka
Domownik
 
Posty: 457
Dołączył(a): 7 marca 2004, o 20:23
Lokalizacja: woj. dolnośląskie

Postprzez rybka » 13 maja 2004, o 02:15

Dzolka, powiedz coś jeszcze... bo zapowiada sie na ładna opowieśc o spotkaniu :D
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez dzolka » 13 maja 2004, o 09:03

Nasze spotkanie było zwyczajne, poznałam mojego męża przez moją koleżankę na festynie. spędziliśmy wspólnie wieczór. Tego samego dnia, znalazłam słowa w Piśmie Św: "Powiadam ci, teraz przyszedł ten czas". Wiedziałam już wtedy że właśnie poznałam swojeg męża. On później wyznał mi że zakochał się we mnie jak tylko mnie zobaczył i nie wiedział jeszcze że pozna mnie przez swoją znajomą. O dziwo, nie potraktowałam go jak szalonego podrywacza któremu się nie wierzy. Był bardzo szczery. Od tego czasu byliśmy nierozłączni. Gdy modliłam się za nas, zawsze miałam w sercu taki pokój, który utwierdzał mnie w przekonaniu że idę w dobrym kierunku! To tak, jakbym szła po wodzie wiedząc, że nie wpadnę i nie utonę. Dzień ślubu był cudowny. Mimo naszych kłótni i sprzeczek (trudno nam było się "dotrzeć") wiem, że tego człowieka przeznaczył mi Pan Bóg, tak poukładał ścieżki naszego życia, wydarzenia w życiu naszych znajomych nawet, abyśmy się spotkali i aby dzięki Jego Łasce nasza miłość się rozwinęła.
Ostatnio edytowano 8 grudnia 2004, o 09:43 przez dzolka, łącznie edytowano 1 raz
dzolka
Domownik
 
Posty: 457
Dołączył(a): 7 marca 2004, o 20:23
Lokalizacja: woj. dolnośląskie

Postprzez kartofelka » 17 maja 2004, o 17:11

oszalamiające wyznanie :)
naprawdę - robi wrażenie..aż trudno uwierzyć, że tyle szczęścia na raz :)
piszesz "przystojniak"- eh..ja sie boje, że nawet jak juz spotkam tego kogos, to okaze sie że on mi sie wcale nie podoba...nie żebym patrzyła tylko na wygląd, uważam, że charakter i "środek" najważniejszy, ale boje sie, że moja natura estetki może pozostac gdzies w tyle w ewentualnych "planach" opatrzności....

nie wiem jak dlugo czekałaś Dzolka, ale rozumiem, że zawsze z nadzieją i optymizmem?...zastanawiam się, jak to jest, kiedy ktos nie do końca wierzy w te "plany Boga" i wątpi, że kogos spotka...czy ta nieufność ma decydujące znaczenie, jeśli tak jak się mówi - jest ta druga osoba "odgórnie" zaplanowana w pewnej przyszłości? czy ktoś, kto nie wierzy w ten cud nie ma szans na takie spotkanie mimo to?
kartofelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 255
Dołączył(a): 12 stycznia 2004, o 10:16
Lokalizacja: imperium ziemniaków

Postprzez zuzia » 17 maja 2004, o 21:42

eee a ja tam się nie boję ślubu lecz teściowej :shock:
zuzia
Przygodny gość
 
Posty: 66
Dołączył(a): 7 maja 2004, o 16:32
Lokalizacja: siedlce

Postprzez Maryl » 17 maja 2004, o 22:45

Wszystkie teściowe są super....ale na odległość ;)
I nie jest to złośliwość, ale po prostu życiowa zależność. Przetestowana przez wielu moich znajomych a przeze mnie dopiero niedługo :)
Maryl
Przygodny gość
 
Posty: 15
Dołączył(a): 18 marca 2004, o 18:31

Postprzez rybka » 23 maja 2004, o 15:10

na złą teściową działa tylko modlitwa. czasem potzreba jej dużo... ale mojej przyjaciółce się udało - teściowa w końcu zrozumiała, że nie jest żadnym zagrożeniam dla jej syna. teraz traktuje ją jak pełnowartościowego członka rodziny.
ach, ta modlitwa... no i jeszcze jedno: dzieci nic nie wiedziały o rodzinnych niezgodach. co najwyżej zauważały, że gdy jadą z tatą do babci mama zostaje w domu. co się z czasem zmieniło...
rybka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 232
Dołączył(a): 16 listopada 2003, o 01:15

Postprzez Maria » 23 maja 2004, o 15:53

Moja teściowa za to jest wspaniała :wink: Traktuje mnie jak córkę i jest moją przyjaciółką. Zresztą myślę, ze duchowo to ona ma tyle lat co ja :)
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez dzolka » 23 maja 2004, o 17:21

A co zobić, jeśli teściowa jest w porządku, tylko JA nie umiem się przekonać do niej, nie przepadam za nią i sama nie wiem czemu?? jak ją polubić?? przecież ona chce dobrze dla mnie... to ja jestem wyrodną synową :-(
dzolka
Domownik
 
Posty: 457
Dołączył(a): 7 marca 2004, o 20:23
Lokalizacja: woj. dolnośląskie

Następna strona

Powrót do Narzeczeństwo

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości

cron