Witam.
Pisałam daaawno temu na forum, jesli ktoś cierpi na nadmiar czasu, może przeczytać sobie moje stare posty
, nie będę się więc drugi raz rozpisywać o swojej sytuacji, bo mimio upływu czasu, mało się zmieniła. Dla nie zainteresowanych przeglądaniem moich dawnych wypocin - ponad rok temu byłam narzeczoną... i dalej nią jestem - już od września 2002. Jedyna zmiana jest taka, że rozpoczęłam kolejne studia i jednocześnie pracę. W zeszłe wakacje zaczęłam się uczyć NPRu, ale przewałam, bo wszystko się pokomplikowało.
1. Średnio raz na dwa miesiące zdarzają mi się zagraniczne podróże związane z pracą - głównie Izrael - Moskwa. To są szybkie wypady. Dwa dni tu - dwa dni tam
2. Pracuje, uczę się. Czasem jestem na nogach nawet 22 godziny na dobę, potem odsypiam i tak w kółko.
3. Normą już jest, że wychodzę z domu gdy jeszcze jest ciemno, wracam, gdy już jest ciemno.
4. Wstaję najczęściej o 5:00 rano, ale czasem śpię jak zabita do 11:00 - może jutro się tak uda
.
5. W moim słowniku nie ma słowa weekend, prawie zapomniałam, co to niedziela - jutro będzie mój piewszy wolny od pracy dzień w tym roku!! - prawie - bo w poniedziałek mam egzamin, więc muszę się uczyć.
6. Stresy i kryzysy dopadają mnie często i gęsto. Nauczyłam się w miarę je odreagowywać, ale nigdy w 100%, rzecz jasna.
Moje pytanie brzmi:
czy w takich warunkach da się w ogóle nauczyć npru, czy może odłozyć naukę na po slubie (najprawdopododbniej jeszcze tego lata), lub gdy sytuacja szkolno-zawodowa się w miarę ureguluje? Pomijając już fakt, że dom traktuję jak hotel, brakuje mi czasu na posłanie łóżka (po co, skoro jak przyjdę, to tylko po to, by znów się do niego połozyć?), nie mówiąc juz o pamiętaniu o obserwacjach cyklu. Wiem, że to tylko chwila, bo już obserwacje takie prowadziłam, ale kilka razy zapomniałam i w końcu już od pół roku w ogóle się nie obserwuję. Z resztą, cykl tak mi się rozregulował jak jeszcze nigdy w życiu - między 1 listopada i 1 stycznia nie miałam w ogóle okresu, potem się pojawił jak gdyby nigdy nic.
Chcę się nauczyć NPRu i
skutecznie potem stosować (tzn. bez niespodzianek w postaci potomka), choćby po to, by pokazać mojemu narzeczonemu, że się da wszystko pogodzić ze sobą i nie ma rzeczy niemożliwych - on jest bardzo sceptycznie nastawiony do nauczania Kościoła w kwestiach planowania rodziny i współżycia.
Czy przy takim trybie życia jak mój, wyniki obserwcji cyklu mogą być miarodajne? Czy jest sens w takich warunkach w ogóle rozpoczynać jakiekolwiek obserwacje?
Pozdrawiam, przepraszam za przydługawy post.