Teraz jest 28 marca 2024, o 10:39 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

Mam już dość NPR-u

Forum pomocy, przeznaczone do odpowiedzi na pytania osób praktykujących naturalne planowanie rodziny (nie jest to forum dyskusyjne).

Moderatorzy: admin, NB, agulla

Mam już dość NPR-u

Postprzez Ryba » 11 stycznia 2013, o 18:12

Razem z Żoną jesteśmy małżeństwem od 4,5 roku (ja mam 34 lata, Żona 31). Od ponad 1,5 roku mamy córeczkę. NPR (konkretnie - metodę objawowo-termiczną) stosujemy od początku naszego małżeństwa. Dopóki nie mieliśmy dziecka, było w porządku. Dało się zidentyfikowac okres niepłodności przedowulacyjnej (który trwał zazwyczaj ok. 3-4 dni) i dzięki temu przerwy we współżyciu nie były dolegliwie długie (ok. 6 dni podczas miesiączki i później ok. 8 dni podczas okresu płodnego). Czas możliwego współżycia był zatem mniej więcej równy czasowi wstrzemięźliwości (ok. 3-4 dni podczas niepłodności przedowulacyjnej i ok. 10 dni w czasie niepłodności poowulacyjnej).

Niestety, wszystko zmieniło się po porodzie (a raczej po powrocie miesiączkowania u Żony - ok. 9 m-cy po porodzie). Po kilku pierwszych, dość nieregularnych cyklach poporodowych ustabilizował się nowy model cykliczności Żony, niestety bardzo dla nas niekorzystny. Miesiączki trwają dłużej niż dawniej (min. 7 dni), śluz płodny zaś pojawia się zaraz po zakończeniu miesiączki. Na współżycie pozostaje nam tylko faza poowulacyjna. Reasumując - w każdym cyklu mamy prawie 3 tygodnie abstynencji i zaledwie ok 1 tygodnia, kiedy możemy współżyć.

Dodam, że na razie odwlekamy w czasie poczęcie kolejnego dziecka, gdyż Żona miała bardzo ciężki poród, poza tym w mieście w którym mieszkamy, nie mamy nikogo do pomocy. Ja pracuję, a Żona opiekuje się córką. Zarówno rodzice jak i teściowie mieszkają kilkaset kilometrów od nas, więc dopóki córeczka wymaga całodobowej uwagi, nie ma mowy o kolejnym dziecku. Poza tym Żona ma taką traumę po porodzie (miała popękaną pochwę, szyjkę macicy, kilkadziesiąt szwów, poza tym pojawiły się jej żylaki na nogach), że nie wiadomo czy kiedykolwiek jeszcze zgodzi się na drugie dziecko.

Jesteśmy zatem skazani na długą abstynencję i bardzo krótkie okresy możliwego współżycia. Rodzi to między nami wiele napięć i oddala nas coraz bardziej od siebie. Ja, nie mogąc się już doczekać współżycia, daję Żonie odczuć, że oczekuję tego, iż gdy tylko zacznie się okres niepłodny, będziemy zaraz współżyć, żeby "nadrobić" zaległości. Jednak przeważnie różne okoliczności zewnętrzne utrudniają nam to - Żona jest zmęczona opieką nad dzieckiem, ja dość często pracuję po godzinach (mam odpowiedzialną pracę), czasem musimy gdzieś wyjechać, czasem ktoś przyjedzie do nas, czasem któreś z nas ma chwilowo jakąś niedyspozycję zdrowotną, czasem akurat wtedy córeczka budzi się krótko po zaśnięciu i ciężko jest ją z powrotem uśpić - słowem, nawet w okresie możliwego współżycia jest ono rzadkie (1, 2, sporadycznie 3 razy). Dla mnie jest to wysoce niewystarczające i frustrujące, z kolei Żonę frustruje poczucie presji z mojej strony, że jak przyjdą "te dni", to wtedy "koniecznie trzeba" współżyć.

Podsumowując, oboje mamy poczucie, że w naszym małżeństwie (przy określonym, niezbyt korzystnym przebiegu cyklów Żony) stosowanie metody objawowo - termicznej pozbawia nasze życie intymne spontaniczności oraz spokoju. Zazwyczaj bowiem wtedy, kiedy mielibyśmy ochotę na współżycie (i warunki zewnętrzne pozwalają na to), to jest akurat okres wstrzemięźliwości. Kiedy zaś jest okres niepłodny, mamy poczucie, że teraz "trzeba współżyć", a tymczasem różne czynniki nam to utrudniają. W efekcie, narasta między nami napięcie (Żona ma do mnie pretensje, że wywieram na nią presję, aby współżyć gdy tylko zacznie się okres niepłodny, a ja mam do Żony żal, że dość często mi odmawia, gdy ja się zdążę już bardzo nastawić na współżycie, bo akurat jest wtedy zmęczona albo są jakieś inne utrudnienia.

Po ostatniej sprzeczce na tym tle (gdy Żona chciała odwlec współżycie na kolejny dzień po raz drugi z rzędu, a ja oburzyłem się na to i zrobiłem jej serię wymówek, dając wyraz swojej irytacji i ogólnej niesatysfakcji z takiego układania się naszego życia intymnego), Żona powiedziała, że ma dość NPR-u i nie zamierza dłużej stosować tej metody. Czuje się bowiem przedmiotowo, gdy ma z mojej strony presję na stałą "dyspozycyjność" w okresie niepłodnym. Ja z kolei mam podobne odczucia - uważam, że ta metoda, zamiast zbliżać nas do siebie, de facto nas od siebie oddala. Narastają między nami żale i pretensje, rośnie dystans, ja mam w sobie coraz większe rozczarowanie, że tak rzadko mogę współżyć, a przecież z zamiarem znacznie częstszego współżycia wchodziłem w związek małżeński.

Zaczynamy zatem rozważać definitywne zerwanie z NPR-em i zwrócenie się ku antykoncepcji. Żona zastanawia się nad pigułkami, ale ja raczej odwodzę ją od tego ze względu na ujemne skutki zdrowotne (w końcu to chemia). Ja myślę raczej o prezerwatywach jako o uzupełnieniu NPR (tzn. w dni płodne - prezerwatywa, a w dni niepłodne - współżycie bez zabezpieczenia). Zdaję sobie sprawę z dylematu moralnego, jaki się wtedy pojawi w związku ze sprzecznością z nauką Kościoła. Wydaje mi się jednak, że łatwiej mi będzie przejść do porządku dziennego nad niemożnością korzystania z Sakramentów, niż kontynuować model obecny. Przynajmniej będziemy mogli spokojnie współżyć wtedy, gdy będziemy mieli ochotę i warunki do tego, zniknie presja i wzajemne pretensje, a przede wszystkim współżycie wreszcie będzie mogło być częstsze i bardziej regularne.

Liczę na to, że Kościół w końcu zmieni swój negatywny stosunek do antykoncepcji barierowej (prezerwatywy) i wtedy będziemy mogli wrócić do zycia sakramentalnego. Ja bowiem zastrzeżeń Kościoła w tej kwestii nie podzielam i nie rozumiem (pomimo, że zawsze byłem dość blisko Kościoła - kilkanaście lat bycia ministrantem, lektorem, ruch oazowy itp.). Z zastrzeżeniami do antykoncepcji hormonalnej zgadzam się (możliwość działania wczesnoporonnego), ale zastrzeżeń do prezerwatyw nie podzielam.

Zdaję sobie jednak sprawę, że w swoich odczuciach i opiniach mogę nie zawsze mieć rację, liczę więc na komentarze osób, które mogłyby mi jakoś pomóc i z góry za te komentarze serdecznie dziękuję.
Ryba
Przygodny gość
 
Posty: 2
Dołączył(a): 11 stycznia 2013, o 18:05

Re: Mam już dość NPR-u

Postprzez magna » 12 stycznia 2013, o 17:34

Jakiej pomocy właściwie oczekujesz? Bo ja nie potrafię tego wywnioskować z Twojej wypowiedzi ....
Tak mi przyszło do głowy, co bym czuła, gdybym to ja była Twoją żoną ... Hm, opryskliwego męża, który ma nieustanne pretensje, bo coś mu się "po prostu" należy, bo przecież po to się ze mną żenił... Cóż, czułabym pewnie, że cenisz we mnie tylko moje ciało i satysfakcję, jaką może Ci ono dać, a nie mnie... NA Twoim miejscu zastanowiłabym się, jak można pozytywnie oddziałać na żonę, by chciała sprawić, by momentów Waszej intymności było więcej. U kobiety wszystko zaczyna się w głowie ... Jakbyś otaczał ją atmosferą swoistego uwodzenia, jakbyś potrafił sprawić, by czuła się kobieca i kochana, to ona też by do tego dążyła. A Ty otaczasz ją pretensjami... Ona nic nie poradzi, że cykle są takie a nie inne - a ewentualny stres może ewentualnie sprawiać, że są coraz mniej przejrzyste... Ale Ty sam możesz mieć wpływ na to, czy ten czas, który macie - wykorzystacie jak najlepiej. Nie wydaje mi się (na podstawie tego, co piszesz), byś to robił.
Co do prezerwatyw. Akceptacja tylko wybranych zasad kościoła nie czyni z Ciebie człowieka wierzącego. Albo jesteś katolikiem w 100 %, albo wcale. Ale to Twój wybór. Moim zdaniem człowiek wierzący nade wszystko wierzy i chce przystępować do sakramentów.
magna
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 203
Dołączył(a): 2 lutego 2010, o 21:37

Re: Mam już dość NPR-u

Postprzez kami79 » 12 stycznia 2013, o 23:34

Ryba, rozumiem Cie dobrze i uwierz mi, nie Ty jeden masz takie dylematy i frustracje. Pewnie co najmniej polowa uzytkownikow tego forum przechodzila to samo. Gdy czytam to co piszesz, to jakbym czytala o uczuciach moich i meza sprzed kilku lat. My tez po kilku latach spontanicznego i niczym nieograniczonego wspolzycia po urodzeniu trzeciego dziecka musielismy zaczac scisle stosowac sie do zasad NPR i ograniczyc wspolzycie do III fazy. A zaczelo sie od ponad rocznej abstynencji po porodzie (a wlasciwie prob, upadkow, spowiedzi i kolejnych prob) bo nie chcielismy ryzykowac kolejnej ciazy. Tez bylismy o krok od rezygnacji z NPR nawet kosztem swojego zycia sakramentalnego. I tez uwazalismy ze Kosciol niepotrzebnie naklada na wiernych ciezar w postaci zakazu stosowania antykoncepcji. Obecnie od dwoch lat stosujemy NPR, na wspolzycie w III fazie tez czekamy ok 3 tygodni. I chociaz jest to trudne, to powiem Ci ze da sie z tym zyc. Jest to na pewno kwestia przyzwyczajenia sie, "wpadniecia" w ten rytm. Nam tez bylo przez dlugi czas bardzo trudno ale dzis jest latwiej. Staramy sie nie frustrowac kiedy w "zakazanej" fazie cyklu pojawia sie wielkie pragnienie zblizen a my nic nie mozemy. Myslimy wtedy o tym ze juz niedlugo bedziemy mogli cieszyc sie soba bez ograniczen. U nas wychodzi srednio 10 lub wiecej dni III fazy. Kiedys bylo ich mniej. W miare regulowania sie cykli po powrocie miesiaczkowania, tych dni przybywalo. Byc moze i u Was tak bedzie. Czy Zona jeszcze karmi piersia? Czy ma regularne miesiaczki? Czy dokladnie obserwuje temperature i sluz? Stabilizowanie sie cyklu po porodzie czasem trwa dosc dlugo. Obserwujcie dokladnie, zapisujcie, porownajcie karty z poprzednich cykli po powrocie miesiaczek. Moze juz na nich widac wydluzenie III fazy?
Antykoncepcja jest grzechem i nie zmieni tego Twoje spojrzenie na Wasza sytuacje. Zazwyczaj kazda para w chwilach kryzysu spowodowanego deficytem wspolzycia, postrzega siebie jako poszkodowanych i ma poczucie zmarnowania najlepszych lat zycia kiedy mozna by bylo nacieszyc sie seksem do woli. Jesli wierzysz w Boga i zyjesz sakramentami to nie ludz sie ze zdecydowanie sie na antykoncepcje motywowane "wyzsza koniecznoscia" spowoduje w Was poczucie spokoju sumienia i pewnosc ze jest to wybor najlepszy dla Waszego malzenstwa. Pamietaj ze szatan najbardziej uderza w ta wlasnie sfere ludzkiego zycia i bedzie na wszelkie sposoby probowal oczernic przed Toba Boga a jako najwazniejsze i jedynie sluszne ukazac Ci Twoje wlasne racje. To co moze Ci pomoc przetrwac- oprocz Bożej łaski ktora nawet w takich chwilach Cie nie opusci- to Jsilna motywacje, aby za wszelka cene ustrzec sie grzechu i dostosowac rytm swojego wspolzycia do praw natury i wskazan Kosciola. Bo wiedz ze Kosciol nigdy czlowieka nie zwodzi ani nie oszukuje. Jesli cos nazywa zlem, to trzeba miec pewnosc ze jest to NA PEWNO zle. Jesli czegos zakazuje to znaczy ze jest to dla czlowieka zle. Z ludzkiego punktu widzenia nie wszystko rozumiemy, nie wszystko nam sie podoba ale Kosciol dba o to bysmy nie pobladzili i rzeczy ktore tylko pozornie wygladaja na sprzyjajace czlowiekowi, nazywa po imieniu.
Kolejna sprawa- prezerwatywa NIE stanowi 100 % zabezpieczenia przed ciaza. W fazie plodnej tak na prawde nic takiej pewnosci nie daje. Wiec jezeli jestescie pewni ze nie chcecie miec teraz dziecka- zrezygnujcie z myslenia o jakiejkolwiek antykoncepcji a skupcie sie na dobrym wyznaczeniu III fazy i wspolzyciu w tym czasie. Owszem, libido kobiety spada w tym czasie, istnieje pokusa oddalenia meza ale jesli maz stworzy dobry klimat, i mimo tego oporu w delikatny acz zmyslowy sposob sprobuje zacheci zone do zblizenia, to dopnie swego a zona jeszczem u podziekuje za wytrwalosc i wspaniale przezycie. Sama niejednokrotnie mam z tym problem i dzieki nieustepliwosci mojego meza, III faza jest u nas zawsze owocna i udana.
Warto III faze zaplanowac wczeniej. Zeby ograniczyc w tym czasie wszelkie zbedne wyjscia z domu czy obowiazki a skupic sie tylko na sobie. Wiem ze nie wszystkie rzeczy da sie wyeliminowac ale nawet przy malym dzieku i totalnym zmeczenia mozna ten czas wygospodarowac tylko dla siebie i meza/ zony. I zawsze to poswiecenie zaowocuje wielkim spokojem, poczuciem spelnienia i bliskoscia. Warto sie nie poddawac!! Wiadomo ze trening czyni mistrza i tak jest tez w tej sferze. Z czasem nauczycie sie dobrze planowac i dobrze wykorzystywac ten czas nie zrazajac sie mala iloscia dni (bo czasem po prostu okolicznosci zyciowe nie pozwalaja by mozna bylo wspolzyc w II fazie wiecej niz kilka razy). Narazie po porostu przestancie myslec o antykoncepcji bo ona nic wam nie zalatwi. Raczej porzuccie zle emocje wzgledem siebie i zamiast nawzajem roscic pretensje do wspolzycia, zacznijcie o siebie zabiegac i adorowac sie nawzajem aby mimo malej ilosci tych dni, byly one piekne i pelne milosci. To jest naprawde mozliwe :) trzymam za Was kciuki
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Re: Mam już dość NPR-u

Postprzez Ryba » 18 stycznia 2013, o 18:10

Kami79, nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci wdzięczny za Twoją odpowiedź, a zwłaszcza za zrozumienie i za empatię. Dajesz mi nadzieję, że skoro Tobie i Twojemu mężowi udało się odnaleźć harmonię w podobnych uwarunkowaniach, to może w moim małżeństwie też uda się ją odnaleźć. Odpowiadając na Twoje pytania – moja Żona od prawie roku już nie karmi piersią. Gdy rok temu pojawiły się miesiączki (ok. 8 m-cy po porodzie), to pierwsze dwa okresy były dość dziwne, długie (powyżej 30 dni). Kolejne były już krótsze, a chyba czwarty albo piąty – zadziwiająco krótki (25 dni). Później ustabilizowało się to na poziomie 26 – 28 dni. Miesiączka trwa 7 dni (przed porodem było to 4-6 dni), faza niższej temperatury w najkrótszym wariancie wyniosła 12 dni, zazwyczaj jednak oscyluje ona w granicach 13-16 dni. Przy takich parametrach cykli okres niepłodny w fazie III wynosi średnio 7-10 dni (choć zazwyczaj mamy tych dni de facto mniej, bo Żona nie zawsze czuje ochotę zaraz w pierwszym możliwym dniu).
Muszę przyznać, że Magna w swojej wypowiedzi, choć trochę mnie zjechała, to jednak trafiła w samo sedno. Wiem, że w mojej postawie jest sporo egoizmu, spowiadam się z tego za każdym razem, ale niezwykle ciężko jest mi się tego wyzbyć. Po prostu czasem nachodzi mnie frustracja, gdy przez 1,5 – 2 miesiące jest zupełna posucha w sferze intymnej (np. ostatnio akurat w okresie niepłodnym oboje z Żoną złapaliśmy jakieś grypsko i ze współżycia były „nici”). Takie przypadki (niekoniecznie chorobowe, ale z innymi trudnościami akurat w „fajnym” okresie) już wcześniej też się zdarzały. Nie chcę się masturbować, ani tym bardziej skakać w bok, ale mój organizm pewnych rzeczy się dopomina. Niestety, dla Kościoła pieszczoty oralne zakończone wytryskiem poza pochwą kobiety, też są grzechem. Zresztą Żona chyba nie bardzo miałaby na to ochotę (parę razy delikatnie próbowałem ją do tego zachęcić, ale bez skutku, więc dałem sobie spokój – nic na siłę). Niektóre kobiety to uwielbiają, a inne nie znoszą, cóż, takie życie. W takich momentach pojawia się naprawdę silna pokusa sięgnięcia po prezerwatywy. Raz je już prawie kupiłem, w ostatnim momencie się powstrzymałem. Ostatnio jednak porozmawiałem spokojnie z Żoną, korzystając z tego, że i tak jest okres abstynencji, więc można spokojnie rozmawiać bez żadnej presji na robienie czegokolwiek i wyszło dokładnie na to, co mówi Magna. Ja postawiłem w rozmowie z Żoną problem, ograniczając go tylko do sfery seksualnej, a Żona rozszerzyła to na całość naszej relacji. Powiedziała, jak bardzo jest rozczarowana tym, że od kiedy pojawiło się dziecko (i życie stało się w związku z tym trudniejsze niż kiedyś), zniknęły z mojej strony przejawy zwykłej prostej czułości, np. pocałunki na powitanie lub pożegnanie, przytulanie się do siebie przed zaśnięciem w te dni, kiedy nie ma seksu itp. Zrozumiałem wtedy, że rzeczywiście gra wstępna trwa przez cały okres abstynencji. Od pewnego czasu staram się poprawić w tej sferze i widzę zalążki pierwszych efektów. Żona jest bardziej pogodna, ostatnio nawet powiedziała mi, że zaczyna tęsknić za naszą intymną bliskością. Może więc faktycznie uda się przywrócić spokój i harmonię w naszym małżeństwie pomimo współżycia ograniczonego do tych ram czasowych, które są nam dane. Choć może i tu z czasem zajdą jakieś korzystne zmiany. Żona twierdzi, że w ostatnich cyklach krwawienie w końcowych dniach miesiączki było dużo bardziej symboliczne, niż w pierwszych okresach po porodzie. Może więc z czasem miesiączki staną się z powrotem nieco krótsze i zyskamy chociaż dzień nr 6, który wg obliczeń naszej metody jest ostatnim pewnym dniem niepłodnym w czasie przedowulacyjnym. Poza tym czytałem niedawno, że zażywając wapno z wit. C w ostatnich dniach cyklu, można o 1-2 dni opóźnić pojawienie się miesiączki (i tym samym wydłużyć fazę lutealną), a kontynuując jego zażywanie już po rozpoczęciu miesiączki można ponoć sprawić, że potrwa ona krócej. Kto wie, może warto i tego spróbować. Tak czy inaczej dziękuję za odpowiedź i za wszelkie wsparcie, pozdrawiam serdecznie i proszę o modlitwę za mnie, żebym bardziej otworzył się na działanie Łaski Bożej i żebym porzucił egoizm i „szukanie siebie” w relacji z moją Żoną.
Ryba
Przygodny gość
 
Posty: 2
Dołączył(a): 11 stycznia 2013, o 18:05

Re: Mam już dość NPR-u

Postprzez qwerty » 30 grudnia 2013, o 19:28

magna napisał(a):Jakiej pomocy właściwie oczekujesz? Bo ja nie potrafię tego wywnioskować z Twojej wypowiedzi ....
Tak mi przyszło do głowy, co bym czuła, gdybym to ja była Twoją żoną ... Hm, opryskliwego męża, który ma nieustanne pretensje, bo coś mu się "po prostu" należy, bo przecież po to się ze mną żenił... Cóż, czułabym pewnie, że cenisz we mnie tylko moje ciało i satysfakcję, jaką może Ci ono dać, a nie mnie... NA Twoim miejscu zastanowiłabym się, jak można pozytywnie oddziałać na żonę, by chciała sprawić, by momentów Waszej intymności było więcej. U kobiety wszystko zaczyna się w głowie ... Jakbyś otaczał ją atmosferą swoistego uwodzenia, jakbyś potrafił sprawić, by czuła się kobieca i kochana, to ona też by do tego dążyła. A Ty otaczasz ją pretensjami... Ona nic nie poradzi, że cykle są takie a nie inne - a ewentualny stres może ewentualnie sprawiać, że są coraz mniej przejrzyste... Ale Ty sam możesz mieć wpływ na to, czy ten czas, który macie - wykorzystacie jak najlepiej. Nie wydaje mi się (na podstawie tego, co piszesz), byś to robił.
Co do prezerwatyw. Akceptacja tylko wybranych zasad kościoła nie czyni z Ciebie człowieka wierzącego. Albo jesteś katolikiem w 100 %, albo wcale. Ale to Twój wybór. Moim zdaniem człowiek wierzący nade wszystko wierzy i chce przystępować do sakramentów.


Ciekawe czy taka kobitka w okresie niepłodnym zacheca meza do wspołzycia, pomimo ze jej sie nie chce, ja cos tam boli, obciera? Czy wtedy tylko mezus musi sie prosic i łasić? :D Ilu takich mezusiów wytrzyma kilka lat to że muszą sie ciagle tylko oni prosić, ciągle tylko oni, a gdy właściwie sie jej nie chce? Ale czasem z łąchy się zgodzi !!! O chwała Ci !!! :lol:

Oprucz desperatów to gdy kobiecie sie nie chce (ale tak po ludzku nie chce, widac na twarzy ze ochoty nie ma po prostu od samego patrzenia na nas) isc na kawe to sie jej nie błaga na kolanach zeby poszla, samemu sie odechciewa tej kawy.
qwerty
Przygodny gość
 
Posty: 11
Dołączył(a): 30 grudnia 2013, o 18:08

Re: Mam już dość NPR-u

Postprzez tomeknpr » 10 kwietnia 2014, o 17:00

Jak wynika przedstawionych wyżej informacji kobieta w okresie niepłodnym niestety nie ma ochoty na współżycie i jest to normalne. Mówienie, że mąż powinien wtedy bardziej się postarać żeby ją zachęcić (jak pisze "magna": "Jakbyś otaczał ją atmosferą swoistego uwodzenia, jakbyś potrafił sprawić, by czuła się kobieca i kochana, to ona też by do tego dążyła. ") wydaje się właśnie postępowaniem niechrześcijańskim, bo wynika z tego, że mężczyzna ma stosować jakieś sztuczki, żeby kobieta czuła się kobieco, żeby w końcu się zgodziła na współżycie czyli współżycie nie jest z miłości, bo wtedy dzieje się to spontanicznie. Można dodać, że najczęściej kobieta staje się "kobieca" gdy mężczyzna wyda parę złotych na zakupy najlepiej jakiś drobiazg albo fryzjera i do tego kolacja z szampanem (100% kobieta stanie się kobieca). Tylko czy o to chodzi i czy to jest uczciwie i w porządku?
A może kobieta tak z dobrej woli chciałaby czasem tak normalnie współżyć? Oczywiście ale wtedy gdy chce to jest okres płodny i nie ma jak. Czyli teoretycznie nigdy nie ma jak i tu pojawia się problem, bo jak nigdy to w końcu mężczyzna może poszukać sobie taką, która będzie chciała. I tu jest sedno sprawy. Właśnie w wielu przypadkach strach przed tym, że mężczyzna pójdzie do innej powoduje, że od czasu do czasu kobieta zgadza się na współżycie mimo że faktycznie tego nie chce.
Do "magna": życzę żebyś tak mogła z własnej inicjatywy, a nie tylko za namową albo dzięki "przekupstwu".
tomeknpr
Przygodny gość
 
Posty: 1
Dołączył(a): 9 kwietnia 2014, o 16:45

Re: Mam już dość NPR-u

Postprzez kami79 » 11 kwietnia 2014, o 10:17

Gruba nadinterpretacja. Ja też współżyję z mężem tylko w III fazie czyli wtedy kiedy potencjalnie chemia nam nie sprzyja. A jednak moje nastawienie aby nie poddawać się chemii i mojego męża starania aby nie poddawać się mojej niechęci, przynoszą doskonałe efekty. Nauczyliśmy się z tym żyć. Na seks musimy czekać ok 3 tygodni. Nie jest to łatwe, ale jesli jest motywacja żeby wytrwać oraz by nie zmarnować czasu na bliskość jaki daje nam III faza a przy tym prawdziwa więz między mężem i żoną, to mozna być zadowolonym ze współżycia mimo tych ograniczeń
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Re: Mam już dość NPR-u

Postprzez Kejsi » 16 kwietnia 2014, o 22:15

Ha! Dokładnie taka sama sytuacja ma miejsce w moim małżeństwie. Mąż chciałby więcej i częściej, a tu zonk. Mieliśmy długie (11-miesięczne) przerwy poporodowe, a i po powrocie do współżycia zdarzają się okresy długiej wstrzemięźliwości. Po drugim porodzie mój cykl wydłużył się, więc wiąże się to również z ciągłym oczekiwaniem na III fazę. Z racji, iż nie planujemy trzeciej pociechy, na razie zrezygnowaliśmy z fazy niepłodności przedowulacyjnej, tym bardziej, że nadal moje cykle bywają nieprzewidywalne.

Organizm kobiety jest zaprogramowany na prokreację, stąd większa ochota na współżycie w fazie owulacji. To naturalne. Pocieszające jest to, że wiele kobiet stosujących antykoncepcję hormonalną skarży się na permanentnie niskie libido. Prezerwatywy też mają swoje minusy. Jakoś nie wyobrażam sobie przerwania chwili miłosnego uniesienia na założenie gumki (niezwykle romantyczne zajęcie) i kontakt przez gumę. Pomijam oczywiście fakt zawodności powyższych metod antykoncepcyjnych. Moim zdaniem NPR ma swoje minusy, ale wygrywa z innymi sztucznymi metodami zapobiegania ciąży. Najlepszą i niezawodną metodą jest natomiast ... szklanka wody zamiast seksu.

Co zaś do zmęczenia kobiet, to apeluję do wszystkich facetów (mój też jest często gęsto o tym uświadamiany), że fizycznie czasami nie wyrabiamy. Naprawdę! U nas kobiet seks nie stoi na jednym z wyższych miejsc w hierarchii wartości czy ideałów, gdyż bardziej przywiązujemy wagę do tego, by było coś na obiad, czy dzieci mają czyste ciuchy, czy trzeba coś dokupić do lodówki, jak się uporać z obowiązkami, żeby ogarnąć bałagan w domu, do kiedy jest płatność za prąd itd. Jesteśmy mózgami praktycznymi. Ja czasami mam poczucie pewnego eksploatowania mnie: dzieci ciągle wiszą na mnie, w pracy szef czegoś chce, w domu głodne towarzystwo czeka na obiad, a wieczorem ledwo usiądę to mąż właśnie oczekuje seksu. Trochę wyrozumiałości. Mąż co prawda pomaga, ale pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć niestety. Matka to jednak zawsze matka. Nikt inny jej nie zastąpi, zwłaszcza dla dzieci.

Tak jak wspomniano, da się z tym żyć, choć czasami jest ciężko. Myślę, że gdybyś, Ryba, "zszedł" trochę z żony (chodzi mi o presję, jaką na nią czasami wywierasz w kwestii seksu), to będzie z korzyścią dla Was obojga. Ona odsapnie, zniknie napięcie między Wami, a za jakiś czas na pewno sama się zbliży do Ciebie z propozycją miłosnego spotkania.
Kejsi
Przygodny gość
 
Posty: 6
Dołączył(a): 2 kwietnia 2014, o 21:17

Re: Mam już dość NPR-u

Postprzez kami79 » 17 kwietnia 2014, o 11:22

Kejsi, no trochę przesadziłaś z tą hierarchią wartości :) Dla mnie seks jest tak samo ważny jak wszystkie inne egzystencjane sprawy a nawet o wielu z nich ważniejszy ponieważ bezpośrednio dotyczy więzi jaką buduję z moim mężem a odbywa się to własnie m.in w łóżku. Jeżeli seks staje na dalszym miejscu to potem i cała relacja małżenska może się znalezc gdzieś na szarym końcu zaraz za rachunkami za prąd, dziećmi, obiadem czy pracą. Nie wolno do tego dopuścić bo się dużo przez to traci.
Oczywiście ze bywają momenty skrajnego wyczerpania po całym dniu i warto by mąż z zona wspolnie dbali o to by takich chwil bylo jak najmniej jednak jesli mamy do dyspozycji III faze to trzeba zrobic wszystko by znalazl sie wtedy czas na seks :)
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Re: Mam już dość NPR-u

Postprzez Kejsi » 17 kwietnia 2014, o 18:41

Bardziej chodziło mi o to, mężczyzna psychicznie stworzony jest tak, że bardzo wiele rzeczy kojarzy mu się z seksem i często o nim myśli. Kobieta natomiast więcej uwagi poświęca innym, przyziemnym sprawom. Często kobieta nie może iść do łóżka z facetem, bo musi mieć np. pozmywane, pranie rozwieszone, lub drzwi muszą być zamknięte. Chodzi o spokój psychiczny podczas zbliżenia. Nieraz się na tym złapałam, a i sama swego czasu uśmiałam się z tego czytając o różnicach między płciami w podejściu do seksu. :P
Kejsi
Przygodny gość
 
Posty: 6
Dołączył(a): 2 kwietnia 2014, o 21:17


Powrót do Inne problemy związane z praktykowaniem NPR

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości

cron