przez krys840 » 26 maja 2010, o 14:22
No, faktycznie, zdaję sobie sprawę, że wyrażam się tak, że ktoś może mieć problem z zrozumieniem, bo nie określiłem precyzyjnie problemu. Ale Oleńka właściwie mnie rozumie. Trochę, powiem szczerze, sam się zastanawiam i razem z Wami poniekąd odpowiadam sobie na pytania. Są ludzie, tacy jak m. in. wy, domyślam się, którzy czerpiecie z życia garściami, albo przynajmniej nie narzekacie na brak łask małżeńskich. Są inni niezadowoleni z pożycia małżeńskiego, relacji w małżeństwie w ogóle albo, co gorsza - samotni i może trochę rozgoryczeni. I teraz małżonkowie cieszący się nawzajem z rzekomych łask, nadużywają pojęcia powodzenia i szczęścia zbudowanego na fundamencie bliskości, jedności i pożycia w III fazie płodności, bo skoro osiągają koronę stosunków małżeńskich, to oznacza, że ich postawa jest uświęcona i służy też innym. Może to błąd, może wcale nie jest ona doskonała, jak twierdzicie co poniektórzy, jak twierdzi kościół, bo choć ci, którzy stosują się do zasad npr wbrew swoim pobudkom, wbrew sobie ( okresy wstrzemięźliwości, utrudniona bliskość w III fazie ), to jednak nie zdołają zauważyć zła stale widząc swoje rzekome powodzenie. Analogicznie do samotnych i do przeżywających ochłodzenie, okresy oddalenia bynajmniej nie tylko fizycznego od siebie w małżeństwie, powinni manifestować czy ofiarować Bogu coś, co byłoby ich wyrzeczeniem, umartwieniem się na rzecz właśnie ładu i radości w przyszłości. Zanim ich "poukładana" rzeczywistość straci podstawy bytowe, a chodzi mi głównie o to, że nikt nie może być pewien swoich podstaw bytowych, że sytuacja z zewnątrz jest zbyt niestabilna i to rzutuje na niestabilność wewnętrzną. Jedni zdradzają, drudzy nie radzą sobie, rodzą się napięcia społeczne, postulaty lepszego życia, czasem gwałtowne zmiany osobowości powodują ludzkie żywioły na skalę protestów, zamieszek itd. Trudno wyrokować, ale myślę, że to jest naszym obowiązkiem przewidywać i właśnie wyrokować - wziąć odpowiedzialność za to, co pozornie leży w kwestii sił nadprzyrodzonych. Stąd wyalienowanie człowieka, dajmy na to takiego jak ja, moja fobia społeczna, izolacja, czy analogiczne do tego odsunięcie się współmałżonków od siebie to sygnał, że poprawy stanu małżeńskiego ( podejścia do życia ) należy szukać nie w samym małżeństwie, ale na zewnątrz, czyli w pracy albo, ba, w samym systemie. Nie chcę tu fanatycznie przytaczać Pisma Św., bo wątpię, żeby moja fobia się Wam udzieliła, ale napisane jest, że powinniśmy niejako znienawidzieć dzieci, rodziców, żonę, męża, świat, by być uczniami mistrza. Zauważam taki paradoks, że umartwianie się doprowadza do tego, że wymuszamy na innych czujność, cnotliwą postawę, wrażliwość i determinujemy ich do wyjścia na zewnątrz. Dążymy ku źródeł, a zamykając się na standarowe pojęcie łask małżeńskich czekamy na nieuchronne kłopoty. Albo przewidujemy je za wczasu, na bieżąco analizujemy albo coś kiedyś nie "zagra". Czuję w głębi ducha, że rozrywa mnie na samą myśl, ile oddam, jeśli zechcę budować idealne małżeńskie szczęście. Ponieważ mój problem, dajmy na to na pierwszy rzut oka to problem osobowości, to paradoksalnie oddalenie od innych czy moja rzekoma frustracja seksulana jedynie manifestują się we mnie tak, że oddziałuje na innych, mam moc zmiany na lepsze... Jezus mówił: Jak było za dni Lota i Noego, tak będzie za dni Syna Człowieczego. Jedli i pili, żenili się i za mąż wychodzili, sprzedawali i budowali, aż do dnia..., Tak też będzie, gdy przyjdzie Syn Człowieczy i wygubi wszystkich. Oczekuje od nas więcej. Szczęście nie jest złe, należy do niego dążyć w duchu, być może, podobnego radykalizmu, czasowego umartwiania się, izolacji, oddalenia, manifestacji problemu. Myślę, że moje obawy zamknięcia się na szczęście to skutek nieadekwatnych do korzyści nakładów pracy, szaleństwa współczesności. W takim duchu mówię o lęku o idealny ład w małżeństwie, w który nie wierzę. Widzę i słyszę, jak wygląda życie tych, którym rzekomo nic nie brakuje, którzy sami nie rozeznają, że może stają się dzień po dniu niewolnikami systemu, pracy.
Może i chcę się zaangażować, a może więcej warte jest oddalenie się i oddziaływanie na innych w duchu niejako czasowego niezadowolenia. Wiem ile kosztuje ludzi stosowanie npr - u, ale czy doświadczenia nie pokazują, że problem np. zaprzestania pożycia, frustracja, może porywy uniesienia, gniewu nie są adekwatne do realiów, a nie faktu zaprzestania zaspokojenia płciowego. Przyjmijmy, że dopóki realizujemy popęd, dopóki nie widzimy obiektywnych podstaw do zmian, niepokojących sygnałów z zewnątrz. Jest też tak i do tego zmierzałem w poprzednich postach, że niezaspokojenie seksualne, frustracja czy brak satysfakcji z bliskości, jedności uruchamiają żywioł trochę ponad miarę, w drugiej zaś sytuacji ciągłe zaspokajanie to korona realiów niepewnych, nierozeznawanych na bieżąco. Myślę, wbrew temu co sądzi kościół, że takie oddalenie małżonka albo osoby samotnej od standardów bytowych, od bliskich to adekwatny obraz prawdy z zewnątrz. Co może zrobić taki człowiek, skoro fizycznie nie daje rady z pełnieniem swoich ról? Oddala się od innych, więc brak satysfakcji, żal jest adekwatny do ograniczenia stylu życia, który niesie ból. Manifestując problem powinnien: a) zachowywać wstrzemięźliwość naturalną, stronić i izolować się od natłoku przeżyć; b) oddalić się od neosiągalnych ideałów, promowanego szczęścia czasowo, co się często dzieje na rzecz jego depresji, oddalenia od życia zawodowego, rodzinnego. Dodam, że aktywność seksualna zawsze równa się aprobata realiów i intensywność życia. Im bardziej aktywni seksualnie jesteśmy, tym więcej uniesień emocjonalnych w życiu, tym więcej sił kosztuje nas życie. Rodzaj aktywności seksualnej też jest znamienny, bo samotne zachowania skłaniają do poszukiwania wyciszenia ( frustracja i jej cheć ograniczenia ), natomiast pożycie, to przecież ideał i rzekomy porządek małżeński i na zewnątrz brak większych kłopotów. Dlatego oddalenie od innych to skłanianie innych do ograniczenia destrukcyjnych rozwiązań, związanych np. z morderczym trybem życia. Przynajmniej tak ściśle działa psychika ludzka i natura, stąd uważam, że kościół się w pewnych kwestiach myli. Ale to osobny wątek.
Przepraszam, trochę długi wątek, ale myślę w praktyce, że należy się nastawić na wiele trudności, słabości, a z tego rodzi się wielkość stosowania nie tylko npr. Choć pragnę zauważyć, że idea npr to może być za mało. Dlatego dziękuję za wiadomości i czekam na ewnentualne wypowiedzi, ile naturalnych trudności niesie ze sobą npr z wiekiem. Jeśli się czasem nie sprawdza, to to dopiero może wskazywać na uświęcenie człowieka.
Stronę poleconą przeglądałem, a moja rzekoma współmałżonka istnieje na razie w odległych marzeniach.