Teraz jest 29 marca 2024, o 10:49 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

jak wygląda życie z npr, najlepiej z perspektywy życia?

Forum pomocy, przeznaczone do odpowiedzi na pytania osób praktykujących naturalne planowanie rodziny (nie jest to forum dyskusyjne).

Moderatorzy: admin, NB, agulla

jak wygląda życie z npr, najlepiej z perspektywy życia?

Postprzez krys840 » 21 maja 2010, o 18:00

Chciałem się dowiedzieć, co mogą powiedzieć ludzie stosujący npr przez dziesięciolecia albo przynajmniej po klikunastu latach małżeństwa. Optymistyczne zapewnienia po pierwszych latach małżeństwa, kiedy są dzieci, nie jest obiektywne. Co mogą powiedzieć ludzie np. z gromadką dzieci, którzy mają prawdziwy dylemat, czy dziecko nie załamie ich, nie zrujnuje. Jak wygląda życie takich ludzi w praktyce poza praktykami indywidualnego radzenia sobie z sytuacją poza rygorem npr? Czy niosą swój krzyż, czy poszukują zmysłowych uniesień, właściwie sprzecznych z poznaniem Boga, siebie i nie pomagających w pełni panować nad sobą i żywiołami z zewnątrz. Ograniczenie pożądliwości wydaje się rozumne, wbrew pozorom, że udane pożycie to cement, bo szczęśliwi nie widzą świata i innych i czekają sami, aż ich, kolokwialnie mówiąc, licho weźmie. Duże zaspokojone libido to korona dla realiów, które nie muszą być dobre, to beztroska droga do piekła. Jeśli się umartwiamy, izolujemy od tego, czego nie znamy, co degeneruje nas, cierpimy i tracimy motywację - ograniczamy napęd, hamujemy energię seksualną, to niejako gospodarujemy cnotliwie kapitałe sił i świata, a nie ulegamy chwilowym zachwytom, szaleństwu epoki itd. Widzimy, co złe. Ale to moje przemyślenia, człowieka, który nie ma nic wspólnego z życiem we dwoje. Samotnym i czasem cierpiącym, ale może nie tak jak ludzie, którzy żyją w pędzie nie pozwalającym im wytchnąć. Pewnie zmysłowość kojarzy się im z powodzeniem, a może powinno z zatraceniem, gdyż powinniście niektórzy czuć się jak wyciśnięte cytryn, jak niewolnicy systemu. Mnie przeraża życie w dzisiejszym trybie - wzmożone, wyuzdane libido, także stronić, to jednocześnie żyć racjonalniej i optymalniej. Ale to wszystko poza pytaniem, jak widzicie życie po długich latach z npr?
krys840
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 21 maja 2010, o 17:00

Postprzez Oleńka Z » 21 maja 2010, o 20:22

Piszesz, że jesteś człowiekiem samotnym, który nie ma nic wspólnego z życiem we dwoje, to dlaczego tak bardzo interesuje Cię jak wygląda życie ludzi stosujących npr?Rozumiem, że człowiek ma w swoim życiu wiele przemyśleń na różne tematy, ale dlaczego akurat ten temat?
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez krys840 » 22 maja 2010, o 11:01

Bo to klucz niejako do życia. Napiasane jest np. w Piśmie Św., że z uwagi na troski doczesne i naturalne konsekwencje stylu życia lepiej być stanu wolnego, by być bliżej Boga i prawdy, ale każdy określa swoje powołanie. Więc sam próbuję. Cnota to wiedza, jak powiedział Sokrates, wstrzemięźliwość to też pewnie większe łaski niż używanie życia po kres, ale ze względu na żywioł, dobrze znaleźć optymalne rozwiązanie. Kwestie czystości są więc kluczowe, a życie pokazuje, a przynajmniej praktyka religijna wskazuje, że lepiej być paradoksalnie trochę dalej siebie, by być bliżej Boga, a zatem wiedzy, poznania i radości również tej dzielonej we dwoje. Więcej korzyści daje też chyba wstrzemięźliwość, bo bardziej się sprawdza w praktyce niż wyidealizowany obraz zmysłowości i szczęścia tak rozumianego. Więc jeśli ludzie po latach stosowania npr odsuwają się od siebie, to tak na dobrą sprawę nie żyją ułudą, a oddają to, co z zewnątrz. Beztroscy kochankowie nie widzą obiektywnych podstaw, żeby się zasmucić, zmartwić, mają w ogóle mniejsze możliwości panowania nad żywiołem własnym jak i tym z zewnątrz. Wprawdzie napisane jest: Kto szczęśliwy niech się smuci, albo: Biada tym, którzy się cieszą, albowiem płakać będą. Chcę wiedzieć czego się spodziewać, czy po wkroczeniu na tę drogę po latach nie gaśnie po prostu entuzjazm, bo jak w praktyce można całe życie wykorzystywać npr, bez wspomagania się antykoncepcją. Istnieje taka swoista właściwość, że ci, którzy biadolą, widzą i rozumieją, patrzą perspektywicznie, a reszta to szaleńcy, którzy nie mogą opanować zmysłów wraz z niepohamowanym, nieadekwatnym do sytuacji entuzjazmem. Co mieli powidzieć ci, którzy przez dziesiątki pokoleń nie śmieli bawić się seksualnością, bo to były natychmiastowe konsekwencje. Stąd też, skąd miałby się brać entuzjazm małżonków, żeby podtrzymywać mały ogień, skoro npr to tak duży kłopot, że zaprzestanie pożycia jest chyba łatwiejsze niż go podtrzymywanie. A to znowu rodzi żywioł, temperament, czasem agresję, rozgoryczenie, porywy niestłamszonego, jakby niezaspokojonego gniewu, jakieś może swoiste dewianctwo. Grunt to umiar, ale czy życie nie we dwoje nie weryfikuje tak, że ludzie nie są wstanie poskromić temperamentu, który rodzi się w dwojaki sposób. Czy nie pozostają z znamieniem, wyrwą w środku, jedni w ciele, drudzy wyniośli, zgorzkniali, nieznośni, narzucający taki styl, że jest nieznośny. Moje pytanie brzmi: Jak czują i zachowują się ludzie z stażem długim, bo tylko empirycznie doświadczając można chyba poznać, zobaczyć, co dla człowieka dobre, co nie. Także myślę, że jest jak piszę, ale chcę powołać się na innych, świadków tego stanu rzeczy, żeby się utwierdzić, żeby wiedzieć co robić.
krys840
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 21 maja 2010, o 17:00

Postprzez Fruzia » 22 maja 2010, o 11:23

Czy wg Ciebie npr to klucz do życia?
Strasznie to zdaje mi się namotane, co piszesz.
Pierwsze powołanie człowieka to "bądźcie płodni i rozmnażajcie się". Zwyczajne jest powołanie do małżeństwa i życia w rodzinie, nie w celibacie.
A Sokrates nie miał w tym punkcie racji.

" czy poszukują zmysłowych uniesień, właściwie sprzecznych z poznaniem Boga,"
To nieprawda. Nie ma tu żadnej sprzeczności. Ciało, w całości, wraz z seksualnością jest stworzone przez Boga i jest piękne. Czemu wszędzie dopatrujesz się grzechu?
Fruzia
Domownik
 
Posty: 411
Dołączył(a): 10 czerwca 2006, o 13:30

Postprzez zielona » 22 maja 2010, o 12:18

Piszesz w taki sposób, że każde słowo z osobna rozumiem, ale wszystkie razem są dla mnie zupełnie niezrozumiałe...
Cóż, i tak nie nadaję się do Twojej "próby badawczej", bo mój staż małżeński wynosi dopiero niespełna 4 lata. :)
zielona
Domownik
 
Posty: 389
Dołączył(a): 23 maja 2004, o 10:55

Postprzez Oleńka Z » 22 maja 2010, o 12:20

Piszesz, że chcesz wiedzieć czego się spodziewać, po wkroczeniu na tą drogę ( npr) czyli jednak rozważasz życie we dwoje? Piszesz bardzo zawile. Obawiasz się, że życie we dwoje jest bardziej grzeszne niż w samotności? Bardziej oddalone od Boga, grzeszne? Tego się obawiasz, to chcesz powiedzieć? Chcesz świadectw ludzi żyjących w małzeństwie i stosujących npr, żeby samemu wiedzieć co zrobić? Stoisz przed wyborem powołania? To wszystko co piszesz jest według mnie , bardzo nieuporządkowane.
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez krys840 » 22 maja 2010, o 13:19

Nie chodzi mi o to, że pożądane jest życie w celibacie, ani o to, że uniesienie miłosne jest samo w sobie złe, ale budowanie na fundamencie zmysłowych uniesień już wcale dobre nie jest. Pożycie nie jest złe, jak małżeństwo, jak też popędu nie da się całkowicie stałamsić, a może jedynie można go czasowo wyciszyć. Bólem i wyzwaniem jest to, że nie poszukuję okazji do zaspokojenia swojego libido na ogół, postępuje wbrew swym pierwszorzędowym pobudkom, wbrew sobie niejako, wbrew myśli, że pięknie i niezwykle harmonijnie jest, kiedy ludzie wzajemnie obdarzają się fizyczną miłością. Kiedy to robią na skalę nie przewidywalną, tzn. kiedy nie mają okresów wstrzemięźliwości, trudności, to można by myśleć, że żyją w raju, w oderwaniu od twardych realiów. W każdym razie nie patrzą obiektywnie, bo zamiast stronić, ci aprobują wszystko, co jest w duchu uniesienia i występowania silniejszego popędu. Nie szukam podniet jak by to był niezmienny element życia, wtedy harmonizuje tryb życia, wyważam popędy, aspiracje, studzę temperament, analizuję, myślę przede wszystkim, mam łaski. To jest piekniejsze niż wyzudane libido albo upadek kojarzony z wypaleniem, degeneracją czy nawet zbrodnią. Jakkolwiek chodzi mi tylko o to, czy nie jest tak, że entuzjazm po latach opada z małżonków, pożycie ustaje wtedy nie tylko okresowo, a może w ogóle. Stąpają oni wtedy twardo po ziemi, chyba że mają tendencję oderwać się za pomocą antykoncepcji. Życie w duchu prawdy weryfikuje ich entuzjazm i każe myśleć, że poszukiwanie zmysłowości samo w sobie nie jest dobre, bo przysłania rzeczywistość. Ileż to zmysłowych kochanków kreuje realia, które są ich wypaczoną wizją świata, nie mającą dużo wspólnego z prawdą. Dzieje się tak do momentu prawdziwych dramatów, ale wcześniej występuje szeroka manifestacja szczęścia, mamiąca barwą, a wynika z frustracji raczej, niestabilności emocjonalnej. Nie chrześcijańskie jest bezwzględne szczęście, za którym dąża inni, bo nie ma, z góry wiadomo, podstaw bytowych, kiedy obok dzieją się dramaty, istnieją różnice i rokowania gwałtownych zmian. Lepiej się trochę smucić niż chełpić się idealnym pożyciem. Chyba tylko ludzie doświadczeni, nie stosujący antykoncepcji, wiedzą, o czym mówię. Rozumiem, ile burzliwych zmian to życie małżeńskie i troski doczesne o dzieci, pracę itd. Stąd npr chyba się nie sprawdzi jako takie w ogóle ( tego nie wiem, bo wypowiadają się tu ludzie z krótkim stażem ), jeśli przyjąć, że w małżeństwie zawsze szczęście oznacza fizyczną bliskość, pożycie zawsze na stałym poziomie ( o tyle przecież uboższym fizycznie, niż ludzi nie stosujących npr, ale może bogatszym w ogóle ). Zmysłowość stoi na przeszkodzie zbawienia, nie można chyba po zawarciu małżeństwa przyzwyczaić się do swojego stałego uniesienia miłosnego z małżonkiem. Miłość i zmysłowość gdzieś przekraczają normę na ogół, ale nie są złe z założenia. Jedno wiem, że chcąc cnót i czystości, oddalam się od wyuzdania, ale nie całkiem od uniesień miłosnych. Pytanie: Czy życie nie kieruje w jedną bądź drugą stronę definitywnie. Myślę, o rzeczywistości we dwoje, ale zastanawia mnie życie ludzi, którzy być może się tu nie wypowiadają, bo entuzjazm npr już zgasł. Swoją drogą zastanawialiście się, jak wyglądało życie zanim odkryto niepłodne dni kobiety, zanim masowo zaczęto promować antykoncepcję? To było zupełnie inne spojrzenie na zmysłowość; nie póbowano nawet igrać z żywiołem, namiętnością, bawić się nią, jakby to była piaskownica. Ot takie przemyślenia.
krys840
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 21 maja 2010, o 17:00

Postprzez Oleńka Z » 22 maja 2010, o 23:38

Krys, małżeństwa wcale nie buduje się na fundamencie zmysłowych uniesień. Współżycie w małżeństwie nie jest ani wyuzdane ani grzeszne. Jest zgodne z zamysłem Stwórcy. Nie ma nic wspólnego z nieopanowaniem i przysłaniającą rzeczywistość zmysłowością. Nie wiem dlaczego obawiasz się tego uczucia szczęścia, tego entuzjazmu w jedności z drugą osobą, z Twoją przyszłą żoną? Trzeba rozgraniczyć dwie rzeczy. Współżycie poza małżeństwem jest grzechem. Wszelkie wyuzdanie i nieopanowanie, szukanie namiętności jako wartości samej w sobie i pożądliwość itd. itp. Jednak jeśli współżycie ma miejsce w małżeństwie ,jest święte, można powiedzieć jest miejscem spotkania małżonków z Bogiem. Nie ma tu nic grzesznego i nieczystego.
Zauważyłam, ze szukasz dla siebie jakiegoś wyjścia z sytuacji. Rozważasz związek z inną osobą. Jednak uważasz, że zmysłowość jest grzechem, obawiasz się tego, a życie we dwoje jest związane przecież, ze zmysłowością. Dlatego wyjściem z sytuacji ma być życie we dwoje ale stosując npr, bo stosując tą metodę , można spotkać się jednak z umartwieniem jakim są okresy wstrzemięźliwości, czego według Ciebie nie ma w antykoncepcji? A pożycie małżonków stosujących npr, z biegiem czasu może całkowicie ulec rozpadowi, wypaleniu i dzięki temu brak problemu z grzeszną zmysłowością? Jakoś tak to zrozumiałam. Być może się mylę.Jeśli tak to przepraszam.
Więc ,prawdą jest, ze npr wymaga od małżonków dyscypliny i opanowania, w okresach wstrzemięźliwości ale nieprawdą jest to, że stosując npr, nie przeżywa się „uniesienia miłosnego”, szczęścia, jedności, spełnienia, co oczywiście jest dobre i zgodne z zamysłem Bożym i nie prowadzi do upadku człowieka.
Nie wiem jak wygląda życie ludzi stosujących npr po kilkunastu, kilkudziesięciu latach, bo nie mam jeszcze takiego doświadczenia.
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez alfa166 » 23 maja 2010, o 11:15

Niestety, tak piszesz, że ja nie rozumiem o co dokładnie chodzi.

O sobie nie powiem, ale znam pary, które przez kilkanaście lat stosują NPR i niczym sie nie różnią od innych. Są zwyczajnie szczęśliwi, mają określoną liczbę dzieci (jedna para po 11 latach ma 5, inna po 16 tylko 14 letniego syna), ale nie wnikam w ich życie seksualne, czy wystrzegają się pieszczot itp. Wiem tylko, ze jeśli chodzi o uniknięcie ciąży nie stosują żadnych środków i z tego co obserwuję nie wpływa to negatywnie nie ich wzajemne stosunki (oczywiście nie mogę wykluczyć, że w domowym zaciszu nie biegają za sobą z nożami i nie obrzucają się przekleństwami).
alfa166
Przygodny gość
 
Posty: 34
Dołączył(a): 13 listopada 2009, o 15:08

Postprzez krys840 » 23 maja 2010, o 14:22

Dziękuję za odpowiedź. Dobrze określiłaś, Oleńka Z, moje podejście do życia małżeńskiego i życia w ogóle z wyjątkiem tego, że wypalenie i ustanie pożycia w małżeństwie nie musi być dobre. Ogólnie stosowanie npr to dużo wyrzeczeń, a wyobrażam sobie, bo nie mam się do czego odwołać ( za mało wiedzy na ten temat ), że postawa wyrzeczenia dominuje chyba w długoletnich związkach, w szczególności z obawą o ryzyko powołania kolejnych potomków na świat. Zastanawiam się, czy są rozgoryczeni, czy trochę poddają się żywiołowi, uniesieniu wewnętrznemu, może trochę kształtuje to ich temperament, brak umiaru, skłonność do gniewnych porywów, izolacji, więc dużo problemów może wiązać się z npr na pewnym etapie. Czy to się sprawdza w takim przypadku, bo brak bliskości to może być żywioł jak zbyt duża zmysłowość, to też poddanie się namiętności - porywom. Ale z wyjątkiem npr, bo jak wspomniała Oleńka, to spore wyrzeczenia i granice zmysłowości ze względu na, zdaje się, przekonania religijne nie są przekroczone. Pytanie, czy brak pieknej miłości cielesnej nie niesie ryzyko niestabilności wewnętrznej. Do szczęścia też należy podejść powściągliwie, bo można nie zauważyć powodów do niepokoju, dlatego paradoksalnie w duchu ewangelii lepiej wbrew temu co powszechnie się mówi, umartwiać się "na zapas" niż otrząsnąć się w "niebycie" małżeństwa albo życia w ogóle. "Ci, którzy mają żony, niech żyją tak jakby ich nie mieli", mówi apostoł Paweł - nie można przyzwyczaić się do piękna, szczęścia, bo namiętność bywa przejściowa z natury. Kolejne pytanie, czy z czasem naturalnie nie ustaje "zdrowa" namiętność w parach stosujących npr, czy to nie jest wtedy adekwatne do realiów. Czy w ogóle można coś zdziałać, czy to nie mity, że cieszymy się fizyczną bliskością przez długie lata, dziesięciolecia. Żyjemy wprawdzie z duchem prawdy, a jest tyle powodów, by nie zamknąć się z współmałżonkiem na własny ład, szczęście, gdy zło czycha obok. Ale to takie moje przemyślenia, chodzi mi głównie o prawdę, więc jeśli więcej jest par, których pożycie ustało albo jest nie zgodne z duchem prawdy ( niedozwolone metody ) to to daje do myślenia i wymaga modlitwy. I tym się dzielę. Wszakże: "Kto będzie chciał zachować swoje życie, straci je..." To mnie interesuje, czy nie jest prawdą, konkretnie, że kończy się pasja, namiętność, pożycie a np. niezadowolenie z npr jest wtedy naturalne? To jest właśnie wtedy związane z obawą o liczbę potomstwa. Chcę uniknąć niespodzianek, nie każdy ma pewnie powody do zachwycania się pożyciem po latach, ale wy tego nie rozeznajecie do końca. Chodzi o życie, a nie o zachęcającą na początku ideę npr. Do zastanowienia...
krys840
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 21 maja 2010, o 17:00

Postprzez Oleńka Z » 24 maja 2010, o 00:15

Krys. Tak jak napisałam w poprzednim poście. Npr wiąże się z wyrzeczeniami, opanowaniem np. w okresach wstrzemięźliwości. Nie chodzi tu może o stawianie granic swojej zmysłowości, tylko o życie zgodne z Przykazaniami Bożymi i nauką KK.
Stosowanie NPR nie oznacza braku pięknej miłości cielesnej. To czy współżycie będzie piękne, budujące i zapewniające "stabilność wewnętrzną", wewnętrzny pokój i zadowolenie, zależy, w głównej mierze od samych małżonków. Jest to dziedzina życia małżeńskiego, o którą trzeba bardzo dbać aby była piękna i satysfakcjonowała obojga małżonków.
Każdy człowiek dąży do szczęścia. To jest normalne. Dobrze jest gdy cieszymy się naszym szczęściem . Nie ma powodów obawiać się przeżywania tego szczęścia i doszukiwać się jakichkolwiek powodów do niepokoju, czy „umartwiać na zapas”. Bóg dał nam Ducha pokoju a nie bojaźni czy lęku. Św. Paweł napisał; „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam ,radujcie się! Flp 4,4.
Nie jest tak, że szczęśliwi ludzie, nie widzą ani świata, ani innych i czekają aż „ licho ich weźmie” jak napisałeś. Zaspokojenie pod względem seksualnym w małżeństwie, w żadnym wypadku nie prowadzi do zguby. Do upadku człowieka doprowadza grzech, dobrowolne wzgardzenie Przykazaniami Bożymi, a nie uczucie szczęścia, czy przeżywanie „uniesienie miłosnego w małżeństwie”, które przecież grzechem nie jest. Współżycie w małżeństwie nie jest grzechem. Zwróć uwagę, że współżycie w małżeństwie nie równa się współżyciu poza małżeństwem, to są dwie różne sprawy ( o czym pisałam w poprzednim poście).
Nie sposób żyć cały czas kurczowo trzymając się teorii, że życie polega na ciągłym umartwieniu, bez „pozwolenia” sobie na uczucie szczęścia, euforii, radości itd. Nie sposób też żyć doszukując się, wszędzie obecnego zła, które „czyha obok” jeśli tylko pozwolimy sobie być szczęśliwi, zaspokojeni pod względem uczuciowym, seksualnym - w małżeństwie, czy gdy współżyjąc w małżeństwie poddamy się uczuciom związanym z tą sferą. wszelkie uczucia związane ze sferą współżycia małżeńskiego, nie przyczyniają się do utraty panowania nad sobą, nad swoim życiem. Nie przesłaniają rzeczywistości. Jeśli żyjemy w stanie Łaski Uświęcającej, w przyjaźni z Bogiem, to nie mamy się czego obawiać.
Współżyjąc w małżeństwie, powiedzmy rozbudziwszy w sobie wszystkie uczucia z tym związane, nie żyjemy zresztą, cały czas w świecie „namiętności”, „pasji”, ”euforii”, która przesłania rzeczywistość, prowadzi do upadku, którego "zawczasu nie przewidzieliśmy". Życie zgodne z zamysłem Bożym nigdy nie prowadzi do zguby. Współżycie jest jedną z wielu dziedzin życia małżeńskiego. Udane życie seksualne,jest wielką Łaską dla małżonków. To czy jesteśmy zadowoleni z npr, zależy od wielu czynników.
(np. czy oboje wybraliśmy tą metodę i zaakceptowaliśmy ją). Nie wiem czy jest coś takiego jak naturalne, przychodzące z latami, niezadowolenie z npr. Ja tak nie mam, a npr stosujemy 7 lat. To wszystko zależy od ludzi, od bardzo, bardzo wielu czynników. Każdy człowiek jakoś inaczej to przeżywa i różne są zdania na ten temat. Ale widzę, że npr nie jest tu głównym problemem, raczej obawa przed namiętnością w związku.
Nie można pielęgnować w sobie uczucia smutku, wyhamowania, tłamszenia pragnień, potrzeb, źle pojętego ”umartwiania na zapas”( nie chodzi tu bynajmniej o jakieś bezrozumne działania w celu zaspokojenia pożądliwości). Nie można żyć, bez „przyzwolenia sobie” na szczęście, radość, pokój, miłość.( są to przecież owoce Darów Ducha Świętego).
Warto sobie to wszystko jakoś zawczasu poukładać. Złapać dystans do niektórych spraw. Może pomocny będzie jakiś spowiednik?
Jeszcze polecam stronę http://szansaspotkania.net/
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez Oleńka Z » 24 maja 2010, o 10:04

Jeszcze chcę tylko dodać do poprzedniego posta. Tobie zdaje się chodzi o świadectwa ludzi stosujących npr przez długi okres czasu. Więc ja do nich nie należę. Mogałbym tylko teoretycznie pisać o dobrej jakości życia tych ludzi, pod względem seksualnym.( myślę, że dużo ludzi mogłoby poprzeć to przykładem swojego życia lub też dać inne-swoje, świadectwo, nie wnikam). Oraz to, że z reguły ludzie dążą do tego aby przez lata trwana związku uczucie radości, szczęścia, zaspokojenia itd. w tej dziedzinie nie wygało.
Wybacz niedyskretne pytanie,ale czy Twoja przyszła żona ( jeśli nie jest narazie tylko w planach) wie o Twoim podejsciu do życia, małżeństwa, seksualności,akceptuje to? bo to ważne jest.Pozdrawiam
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez kami79 » 24 maja 2010, o 16:10

matko kochanaaa, Krys piszesz tak zawile ze naprawde niewiem o co Ci chodzi. blagam, mniej metafor, mniej rozbudowanych wielowatkowych zdan, mniej poetyckich odniesien i porownan bo Twoj styl jest owszem, kwiecisty a jezyk zaiste piekny ale w tym wszystkim gubi sie sens tego o co Ci wlasciwie chodzi.
dobrze ze poprzedniczki choc troche rozjasnily Twoje watpliwosci (choc jakie to watpliwosci, dowiedzialam sie raczej z ich wypowiedzi niz Twoich...) ale jesli chcesz by jeszcze pare osob udzielilo sie na tym watku, to postaraj sie wyrazac jasniej i prosciej :roll:
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Postprzez alfa166 » 24 maja 2010, o 21:35

Wiesz, znam masę ludzi, którzy żyją przez jakiś czas bez seksu, nawet latami i nie wpływa to negatywnie na ich osobowość czy stosunki z ludźmi. Więc dlaczego okresowa wstrzemięźliwość miała by negatywnie wpływać na małżeństwo? Przecież nie jesteśmy niewolnikami swej seksualności.

Sprecyzuj proszę, o co Ci chodzi.
alfa166
Przygodny gość
 
Posty: 34
Dołączył(a): 13 listopada 2009, o 15:08

Postprzez Oleńka Z » 25 maja 2010, o 09:03

Krys, jeśli uraziłam Cię moim poprzednim, może zbyt dosadnym postem, to przepraszam.
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez krys840 » 26 maja 2010, o 14:22

No, faktycznie, zdaję sobie sprawę, że wyrażam się tak, że ktoś może mieć problem z zrozumieniem, bo nie określiłem precyzyjnie problemu. Ale Oleńka właściwie mnie rozumie. Trochę, powiem szczerze, sam się zastanawiam i razem z Wami poniekąd odpowiadam sobie na pytania. Są ludzie, tacy jak m. in. wy, domyślam się, którzy czerpiecie z życia garściami, albo przynajmniej nie narzekacie na brak łask małżeńskich. Są inni niezadowoleni z pożycia małżeńskiego, relacji w małżeństwie w ogóle albo, co gorsza - samotni i może trochę rozgoryczeni. I teraz małżonkowie cieszący się nawzajem z rzekomych łask, nadużywają pojęcia powodzenia i szczęścia zbudowanego na fundamencie bliskości, jedności i pożycia w III fazie płodności, bo skoro osiągają koronę stosunków małżeńskich, to oznacza, że ich postawa jest uświęcona i służy też innym. Może to błąd, może wcale nie jest ona doskonała, jak twierdzicie co poniektórzy, jak twierdzi kościół, bo choć ci, którzy stosują się do zasad npr wbrew swoim pobudkom, wbrew sobie ( okresy wstrzemięźliwości, utrudniona bliskość w III fazie ), to jednak nie zdołają zauważyć zła stale widząc swoje rzekome powodzenie. Analogicznie do samotnych i do przeżywających ochłodzenie, okresy oddalenia bynajmniej nie tylko fizycznego od siebie w małżeństwie, powinni manifestować czy ofiarować Bogu coś, co byłoby ich wyrzeczeniem, umartwieniem się na rzecz właśnie ładu i radości w przyszłości. Zanim ich "poukładana" rzeczywistość straci podstawy bytowe, a chodzi mi głównie o to, że nikt nie może być pewien swoich podstaw bytowych, że sytuacja z zewnątrz jest zbyt niestabilna i to rzutuje na niestabilność wewnętrzną. Jedni zdradzają, drudzy nie radzą sobie, rodzą się napięcia społeczne, postulaty lepszego życia, czasem gwałtowne zmiany osobowości powodują ludzkie żywioły na skalę protestów, zamieszek itd. Trudno wyrokować, ale myślę, że to jest naszym obowiązkiem przewidywać i właśnie wyrokować - wziąć odpowiedzialność za to, co pozornie leży w kwestii sił nadprzyrodzonych. Stąd wyalienowanie człowieka, dajmy na to takiego jak ja, moja fobia społeczna, izolacja, czy analogiczne do tego odsunięcie się współmałżonków od siebie to sygnał, że poprawy stanu małżeńskiego ( podejścia do życia ) należy szukać nie w samym małżeństwie, ale na zewnątrz, czyli w pracy albo, ba, w samym systemie. Nie chcę tu fanatycznie przytaczać Pisma Św., bo wątpię, żeby moja fobia się Wam udzieliła, ale napisane jest, że powinniśmy niejako znienawidzieć dzieci, rodziców, żonę, męża, świat, by być uczniami mistrza. Zauważam taki paradoks, że umartwianie się doprowadza do tego, że wymuszamy na innych czujność, cnotliwą postawę, wrażliwość i determinujemy ich do wyjścia na zewnątrz. Dążymy ku źródeł, a zamykając się na standarowe pojęcie łask małżeńskich czekamy na nieuchronne kłopoty. Albo przewidujemy je za wczasu, na bieżąco analizujemy albo coś kiedyś nie "zagra". Czuję w głębi ducha, że rozrywa mnie na samą myśl, ile oddam, jeśli zechcę budować idealne małżeńskie szczęście. Ponieważ mój problem, dajmy na to na pierwszy rzut oka to problem osobowości, to paradoksalnie oddalenie od innych czy moja rzekoma frustracja seksulana jedynie manifestują się we mnie tak, że oddziałuje na innych, mam moc zmiany na lepsze... Jezus mówił: Jak było za dni Lota i Noego, tak będzie za dni Syna Człowieczego. Jedli i pili, żenili się i za mąż wychodzili, sprzedawali i budowali, aż do dnia..., Tak też będzie, gdy przyjdzie Syn Człowieczy i wygubi wszystkich. Oczekuje od nas więcej. Szczęście nie jest złe, należy do niego dążyć w duchu, być może, podobnego radykalizmu, czasowego umartwiania się, izolacji, oddalenia, manifestacji problemu. Myślę, że moje obawy zamknięcia się na szczęście to skutek nieadekwatnych do korzyści nakładów pracy, szaleństwa współczesności. W takim duchu mówię o lęku o idealny ład w małżeństwie, w który nie wierzę. Widzę i słyszę, jak wygląda życie tych, którym rzekomo nic nie brakuje, którzy sami nie rozeznają, że może stają się dzień po dniu niewolnikami systemu, pracy.
Może i chcę się zaangażować, a może więcej warte jest oddalenie się i oddziaływanie na innych w duchu niejako czasowego niezadowolenia. Wiem ile kosztuje ludzi stosowanie npr - u, ale czy doświadczenia nie pokazują, że problem np. zaprzestania pożycia, frustracja, może porywy uniesienia, gniewu nie są adekwatne do realiów, a nie faktu zaprzestania zaspokojenia płciowego. Przyjmijmy, że dopóki realizujemy popęd, dopóki nie widzimy obiektywnych podstaw do zmian, niepokojących sygnałów z zewnątrz. Jest też tak i do tego zmierzałem w poprzednich postach, że niezaspokojenie seksualne, frustracja czy brak satysfakcji z bliskości, jedności uruchamiają żywioł trochę ponad miarę, w drugiej zaś sytuacji ciągłe zaspokajanie to korona realiów niepewnych, nierozeznawanych na bieżąco. Myślę, wbrew temu co sądzi kościół, że takie oddalenie małżonka albo osoby samotnej od standardów bytowych, od bliskich to adekwatny obraz prawdy z zewnątrz. Co może zrobić taki człowiek, skoro fizycznie nie daje rady z pełnieniem swoich ról? Oddala się od innych, więc brak satysfakcji, żal jest adekwatny do ograniczenia stylu życia, który niesie ból. Manifestując problem powinnien: a) zachowywać wstrzemięźliwość naturalną, stronić i izolować się od natłoku przeżyć; b) oddalić się od neosiągalnych ideałów, promowanego szczęścia czasowo, co się często dzieje na rzecz jego depresji, oddalenia od życia zawodowego, rodzinnego. Dodam, że aktywność seksualna zawsze równa się aprobata realiów i intensywność życia. Im bardziej aktywni seksualnie jesteśmy, tym więcej uniesień emocjonalnych w życiu, tym więcej sił kosztuje nas życie. Rodzaj aktywności seksualnej też jest znamienny, bo samotne zachowania skłaniają do poszukiwania wyciszenia ( frustracja i jej cheć ograniczenia ), natomiast pożycie, to przecież ideał i rzekomy porządek małżeński i na zewnątrz brak większych kłopotów. Dlatego oddalenie od innych to skłanianie innych do ograniczenia destrukcyjnych rozwiązań, związanych np. z morderczym trybem życia. Przynajmniej tak ściśle działa psychika ludzka i natura, stąd uważam, że kościół się w pewnych kwestiach myli. Ale to osobny wątek.
Przepraszam, trochę długi wątek, ale myślę w praktyce, że należy się nastawić na wiele trudności, słabości, a z tego rodzi się wielkość stosowania nie tylko npr. Choć pragnę zauważyć, że idea npr to może być za mało. Dlatego dziękuję za wiadomości i czekam na ewnentualne wypowiedzi, ile naturalnych trudności niesie ze sobą npr z wiekiem. Jeśli się czasem nie sprawdza, to to dopiero może wskazywać na uświęcenie człowieka.
Stronę poleconą przeglądałem, a moja rzekoma współmałżonka istnieje na razie w odległych marzeniach.
krys840
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 21 maja 2010, o 17:00

Postprzez Fruzia » 27 maja 2010, o 09:12

Czy Ty nie za dużo nad tym rozmyślasz? Czy nie ma w Tobie pokusy całkowitego panowania nad wszystkimi aspektami życia, zaplanowania wszystkich ewentualnych zdarzeń? Tak się nie da.
Leczysz tę fobię? To bardzo ważne.
Fruzia
Domownik
 
Posty: 411
Dołączył(a): 10 czerwca 2006, o 13:30

Postprzez zielona » 27 maja 2010, o 09:21

Wciąż nie wiem, czy dobrze rozumiem to, co piszesz, ale mam wrażenie, że chrześcijaństwem chcesz usprawiedliwić swój problem. Twierdzisz, że problem jest takiego rodzaju, że w konsekwencji i tak wyjdzie na dobre. Analogicznie można by stwierdzić, że osoba mająca skrupuły jest bliżej Boga, bo bardziej dba o moralność, a to przecież nie tak działa.

Czystość szeroko rozumiana to cnota, która jest efektem wytrwałego budowania, a nawet walki, a nie kapitulacji.
zielona
Domownik
 
Posty: 389
Dołączył(a): 23 maja 2004, o 10:55

Postprzez Oleńka Z » 9 czerwca 2010, o 00:23

Krys. Myślę, że wiem o co Tobie chodzi i na czym polega Twój problem. Sądząc jednak po tym, że nie odpisałeś, wnioskuję, że nie chcesz prowadzić dyskusji na forum. Jeśli jednak masz potrzebę porozmawiania wogóle, to napisz na pw. Pozdrawiam.
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez krys840 » 10 czerwca 2010, o 16:10

Czytam różne tematy na forum i widzę, że problemów jest sporo, ale widzę, że najwięcej entuzjazmu mają ci z nie za długim stażem. Otóż myślę sobie, że jeśli jest choćby jedna para, która wypowiada się negatywnie, to nie ulega ona w żadnym wypadku subiektywnemu odczuciu. To jest potrzebne i nie ma sensu sobie poprzez kampanię npr wmawiać, że ich przejścia mają jakieś rozwiązanie. Myślę, że jeśli mogli co poniektórzy z nich coś poprawić w swoim życiu małżeńskim, to by to zrobili, a ich problem jest adekwatny do realiów. Tak też myślę sobie, że analogicznie mój rzekomy problem, niechęć do zawarcia związku, a w ogóle izolacja społeczna są w jakiejś mierze adekwatne do potencjalnych problemów w życiu małżeńskim. Myślę sobie - pomijając ludzi, którzy zamknęli się na siebie, swoje pożycie, albo w ogóle takich, którzy idealizują, że wstrzemięźliwość małżeńska = wstrzemięźliwość w ogóle - że łatwo zacząć się oszukiwać i zacząć żyć w oderwaniu od prawdy. Dlatego nie kapituluję, a odwlekam takie życie, by uniknąć sytuacji bez wyjścia w przyszłości.
Nie zaplanuję wszystkiego? Widzę i wiem, że dziś nie mam szans zadbać o czystość, prawdę jeśli bezkompromisowo przyjmę warunki bytowe. I choćbym kochał swą współmałżonkę to bardziej bym ją dziś skrzywdził, gdybym budował na faundamencie, którym jest ideał bliskości ( raczej fizycznej niż duchowej ) nawet gdybym podjął się w pełni wszystkich ról społecznych. Ludzie spójrzcie na zewnątrz - ludzie boją się o pracę, walczą, czują się wyniszczeni, nie przyznają sami przed sobą, że mają podwójną moralność. Po co mi npr, skoro osiągnę ideał nie oddający realiów. Myślę, że mogę realizować hasła npr, ale czuję, że obudzę się rozgoryczony walką o to. Pytanie o granice, czy nie powołujemy się na ulotne doznania, takie jak chociaż pozorny ład w małżeństwie?
W każdym razie dziękuję, krytyka też nie jest zła. Po prostu nie chcę budować czegoś, co widzę aktualnie jako mrzonkę. Jeśli się zaangażuję teraz, to być może już nigdy nie zauważę w porę, że na rzecz "idealnej" miłości, skupiam się na materializmie, zamiast szukać poznania wykraczającego poza nim, dającego podstawy bytowe de facto. Dążenie do miłości jest dobre, ale jest hasłem bardziej niż stuprocentowym oddaniem realiów. Nie na tym też rzecz by bezczynnie trwać, nie celem jest też w imię konserwatyzmu zapłacić daleko więcej, niż to jest tego warte. Dużo, naprawdę dużo trzeba zapłacić za ideały, może trochę formułowane na wyrost. Uważam, że jeśli się nie układa, to to nie jest kwestia indywidualna tylko, a głównie obraz prawdy z zewnątrz. Rozwiązania szuka się poza małżeństwem np. w zakładzie pracy, kraju itd. I pytanie: Dlaczego skrupuły i wstrzemięźliwość nie przybliżają nas do Boga. Chodzi mi tylko o to, że nikt nie rozeznaje granic. To, że istnieją silne potrzeby bliskości małżeńskiej nie znaczy, że nie oddajemy wzmożnego napięcia płynącego z zewnątrz. Że to zawsze w imię bliskości będzie dobre. Gdyby oddalić pożycie małżeńskie w jakimś stopniu, to okazuje się, że nasz entuzjazm trochę stygnie i właśnie może słusznie trzeba szukać równowagi zgodnej z tym, co na zewnątrz. Zastanawiam się, co czujecie, bo takie są moje przemyślenia i odczucia.
Dodam, że mam 24 lata i jeszcze chyba mogę sporo zrobić.
krys840
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 21 maja 2010, o 17:00

Postprzez Oleńka Z » 11 czerwca 2010, o 23:24

Hm… co czujemy gdy to czytamy… cóż każdy jest inny i pewnie odczucia różnych osób czytających to też będą inne.
Osobiście sądzę, że za daleko zabrnąłeś w tym wszystkim. Izolacja społeczna, jakieś przygnębienie, depresja nie są normą… Ucieczka od życia w społeczeństwie nie jest normą, nie może być sposobem na życie… Musisz zastanowić co doprowadziło Cię do takiego nienaturalnego stanu (izolacja społeczna, depresja) jakie myślenie? Bo chyba zgodzisz się , że wyalienowanie się z życia społecznego i depresja nie jest normą, ideałem do którego należy dążyć żeby przeżyć dobrze, racjonalnie swoje życie i zasłużyć tym na „ład, szczęście w przyszłości”?Musisz zastanowić się czy chcesz tak dalej żyć? Jesteś jeszcze młodym człowiekiem, ale zastanów się czy nie będziesz kiedyś żałował, że nie żyłeś pełnią życia ( w dobrym tego słowa znaczeniu) zamiast umartwiać niepotrzebnie czymś co sobie po części sam wymyśliłeś, a co uważam nie ma żadnego znaczenia dla rozwoju duchowego ani własnego ani innych.
Zastanawiam się czy uczysz się jeszcze, studiujesz, masz zamiar podjąć pracę? Praca zarobkowa wcale nie musi oznaczać poddania się konsumpcjonizmowi, hedonizmowi, pogoni za pieniędzmi.
Nie musi oznaczać bezmyślnego życia bez szukania prawdy, dobra, miłości. Praca jako środek do celu a nie cel sam w sobie. Założenie rodziny, też nie oznacza założenia „różowych okularów”, czerpania z życia samych przyjemności, uniesień, brak problemów, Żeby małżeństwo dobrze funkcjonowało, potrzeba jest dużo wyrzeczeń, poświęcenia, umiejętności kompromisu. A współżycie w małżeństwie jest przecież dobre, święte i nie ma nic wspólnego z grzechem, zepsuciem, więc jak może źle oddziaływać na człowieka, skoro jest to zamysł Boży? W świecie jest wiele zła, konsumpcjonizmu, hedonizmu, życia bez zastanowienia, kultu pieniądza, ciała, rządza władzy, seksu, itd. itp. Ale czy żyjąc normalnie w małżeństwie nie zdajemy sobie z tego sprawy? Nie widzimy tego? Normalne korzystanie z dóbr doczesnych, też nie jest jakieś grzeszne, złe, jest naturalne. Nie chodzi tu przecież o morderczą pracę, jako pogoń za pieniędzmi, za spełnianiem swoich chorych ambicji, o kult pieniądza. Żyjąc w społeczeństwie, wykonujac swoje obowiązki też można żyć "pod prąd", pełnią życia, radośnie.
krys840 napisał(a): I pytanie: Dlaczego skrupuły i wstrzemięźliwość nie przybliżają nas do Boga. Chodzi mi tylko o to, że nikt nie rozeznaje granic. .
Dlatego, że sumienie skrupulatne jest sumieniem źle ukształtowanym, które może „zamęczyć” człowieka i utrudnić mu życie. Nie rozumiem co znaczy” nikt nie rozeznaje granic”
Takie jest moje zdanie w tym temacie. Trudno jest tak ogarnąć wszystko, odnieść się do wszystkiego, dużo spraw poruszasz. Pozdrawiam
Ostatnio edytowano 17 czerwca 2010, o 23:27 przez Oleńka Z, łącznie edytowano 1 raz
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Postprzez krys840 » 13 czerwca 2010, o 12:56

Na początku rzeczywiście źle to ująłem, ale przecież się poprawiłem. Mówiąc o intensywności życia i zmysłowości mówię o prostej zależności, która wskazuje, że od trybu życia, a nie intensywności doznań samych w sobie zależy poziom libido. Im jest ono większe, tym tryb życia jest cięższy i to jest najczęściej wprost proporcjonalna zależność. W praktyce oznacza to, że żadna idea, nawet idea npr - u nie jest w stanie kontrolować optymalnego, umiarkowanego poziomu życia, nie musi być synonimem chrześcijańskiego umiaru, cnoty nawet. Wcale nie będzie uświęcać małżonków, bo oprócz pięknej idei, nie związanej z realiami, nieadekwatnej do nich będzie dawać ludziom fałszywą podstawę, na której budują poczucie integralności z otoczeniem. To tacy ludzie dopiero żyją złudą własnego, wyidealizowanego świata, więc interesują mnie problemy z stosowaniem npr - u.
Akt małżeński jest donisołym aspektem, którego nie można oderwać od szerokiego utylitarnego znaczenia ludzkiego. Ale same akty to nie jedyna droga do zaspokojenia libido, więc o jakim pięknie i harmonii mówić możemy? Bądźmy realistami, nie bądźmy obłudni i powiedzmy, czy piękne npr czy pożądane akty małżeńskie - symbol stateczności, umiarkowania to już korona idealnego, uświęcającego postępowania. Uznaje się przecież, że stosunki w małżeństwie ( fundament społeczny ) mają szerokie przełożenie na działalność ludzką, również kontakty seksualne. Jeśli wszystko "gra" , osiągnęliśmy pełnię idei npr - u, to w jaki sposób przekonać człowieka, że tylko mniema on o porządku, a np. czerpie z życia ponad wszelką miarę i stan. Nie liczę nawet na to, że ktokolwiek mnie zrozumie. Ale jeśli poza pożyciem małżeńskim istnieją inne formy zaspokojenia albo istaniały one od dzieciństwa np., to jak małżeństwo - instytucja może być jednoznaczne z prawdą?
O co mi chodzi? Za ideę, poczucie błędnego oparcia w człowieku, współmałżonku, czerpania z życia tak, jak nakazuje obowiązek, może nakaz, żywioł nigdy nie zauważę, że jestem obłudnikiem, rażę pychą, nieumiarem i zatracę się. To wbrew ewangelii kochać tak, że to jest kochanie dla kochania. " Miejcie w nienawiści żonę, męża", tzn., nie przyjmujcie wagi do idei odbiegających od życia.
Co to znaczy w praktyce? Umartwianie np., to nie kapitulacja, ale odsunięcie się od źródeł degenerujących człowieka - ograniczenie fizyczności, poskromienie. Daje to w dłuższej perspektywie korzyści. Nie ulegam żywiołowi np., działam wbrew instynktowi, sercu niejako, by go ograniczyć. Dla mnie to życie trochę takie, które przypomina zakonne w potocznym rozumieniu, ale wcale takie być nie musi, nie powinno być ostatecznie.
Ludzie są "wyciśnięci jak cytryny" - cytat jednej z forumowiczek, tzn., że aprobują wszystko z góry, wręcz przeciwnie idą z żywiołem, nie mając większego pojęcia o nim. Tak, ludzi cechuje heroizm w pracy i na co dzień, ale na własne życzenie wyszli na bezdroża błędu, wkładając w pracę nieadekwatny do korzyści wysiłek. Skutek jest taki, że degradujemy wartość siły fizycznej, bagatelizujemy prawa przyrody, prawo naturalne, niszczymy zdrowie, oddalamy się od siebie, jesteśmy wyobcowani w zakładach pracy.
Nie uważam, że nie biorąc tego zbytku za cel postępuję źle. Nie uważam też, że inni nie mają wyrzeczeń, trudności, że nie zasługują na to, co uznaje się za przywileje, że powinni z nich zrezygnować. Ale powinni wiedzieć, że skoro nie znają Boga, to winni zacząć go poznawać, bo ich droga do zbawienia się wydłuży. Praca jest oraz powszechny styl życia celem samym w sobie, powinniście to widzieć. Tak jak instytucja małżeńska też jest, stąd npr wyidealizowany nie niesie kłopotów, bo jest pożadany... Wierzę tym, którzy cierpią z jej powodów. Wierzę też, że idea jest dobra, że można się nią cieszyć, ale czy to zawsze musi być norma?
Nie uciekam od życia, a się nim zajmuję. Takie moje powołanie teraz, choćby mnie wyzwali od heretyków i prześladowali. Uważam też, że mniej szkodzę innym, choć nie pracuję. Obecnie na rencie socjalnej.
pozdrawiam
krys840
Przygodny gość
 
Posty: 7
Dołączył(a): 21 maja 2010, o 17:00

Postprzez Oleńka Z » 17 czerwca 2010, o 23:07

krys840 napisał(a):Dodam, że mam 24 lata i jeszcze chyba mogę sporo zrobić.

Oczywiście. Jesteś jeszcze młodym człowiekiem, z Twoich postów wynika, że również inteligentnym. Z pewnością dasz radę. Myślę, że dobrze byłoby gdybyś poszukał mądrego kierownika duchowego, spowiednika, z którym mógłbyś porozmawiać, poradzić się, wyjaśnić wątpliwości. (Oczywiście jeśli będziesz chciał).Pozdrawiam.
Oleńka Z
Bywalec
 
Posty: 102
Dołączył(a): 26 grudnia 2009, o 22:47

Re: jak wygląda życie z npr, najlepiej z perspektywy życia?

Postprzez Małgorzata7 » 7 marca 2011, o 11:26

15 lat stażu małżeńskiego, tylko npr. 17-19 dni abstynencji na początku każdego cyklu, krótka druga faza 9-11 dni wyższej temp., ostatnio nawet tylko 6 wyższej było, cykle nieregularne 19-28 dni. Czyli zostaje 5 do 7 dni na współżycie. Bo dla bezpieczeństwa czekam na 4. wyższą.
Początek cyklu odpada, bo pojawiło się dziecko poczęte 5. dnia cyklu. Czwarte, wystarczy.
Mąż wkurzony, oschły i zamknięty w sobie przez czas abstynencji, nie toleruje nawet niewinnego głaskania po twarzy, bo od razu nastawia go na to, na co czeka od 2 tygodni. I będzie czekał jeszcze następne kilka dni. Albo inne formy zaspokojenia niezgodne z npr i nauką Kościoła.
Nie jest dobrze. Chodzę do poradni npr, ale co można zrobić z moją fizjologią, ewidentnie nienadającą się do npr? Wiem, że tak naprawdę w każdym cyklu można stosować skutecznie npr, ale u mnie nie wyciągnie się za wiele dni na współżycie. Już nawet nie biorę pod uwagę tego, że kobiecie się po prostu nie chce seksu w fazie progesteronowej, nastawiam się na siłę, nakręcam lampką wina czekając na męża, podporządkowuję życie całej naszej rodziny swojemu cyklowi (np. według niego ustalam jakieś rodzinne wyjazdy, oby nie w fazie niepłodnej, bo śpimy w pokoju z dziećmi i całe trzy dni seksu w tym miesiącu odpadają), żeby nic nie stracić z tych nielicznych dni. Życie składa się z czekania. Na menopauzę?... :cry:
Małgorzata7
Przygodny gość
 
Posty: 4
Dołączył(a): 25 stycznia 2011, o 09:57

Re: jak wygląda życie z npr, najlepiej z perspektywy życia?

Postprzez Krzysia » 11 marca 2011, o 06:54

Nie wyobrazam sobie zycia bez NPR . To tak z perspektywy 20 lat z termometrem . Wiem , kiedy poczelo sie kazde dziecko i
jak funkcjonuje moj organizm na codzien . Ostatnio ( 8 miesiecy temu ) znalazlam niesamowita strone , ktora interpretuje moje obserwacje na biezaco ( http://www.fertilityfriend.com/index.php ) i zaluje , ze nie moge jej znalezc po polsku .
Jesli znasz angielski to naprawde polecam . Mamy 4 dzieci i NPR bardzo nam pomoglo w rozpoznaniu okresu plodnego, kiedy staralismy sie o dzieci.
Krzysia
Przygodny gość
 
Posty: 4
Dołączył(a): 11 marca 2011, o 06:22

Re: jak wygląda życie z npr, najlepiej z perspektywy życia?

Postprzez Amazonka » 16 marca 2011, o 10:47

FF nie jest najlepszym programem wspomagającym samoobserwację. Istnieją lepsze polskie.
Nie każdemu odpowiada nastawienie wyłącznie na starania.
Amazonka
Domownik
 
Posty: 1650
Dołączył(a): 17 lipca 2006, o 09:50
Lokalizacja: Wrocław

Re: jak wygląda życie z npr, najlepiej z perspektywy życia?

Postprzez Krzysia » 16 marca 2011, o 19:30

Jak mozesz podaj mi te strony, bo jestem bardzo ciekawa i bardziej by mi odpowiadalo , gdybym znalazla po polsku. Bede wdzieczna. Ja jakos do nich nie dotarlam . A tak na marginesie wcale nie staramy sie o dziecku, wszyscy u nas sa juz w domu - tak mysle.
Krzysia
Przygodny gość
 
Posty: 4
Dołączył(a): 11 marca 2011, o 06:22

Re: jak wygląda życie z npr, najlepiej z perspektywy życia?

Postprzez Krzysia » 22 marca 2011, o 05:14

Bardzo dziekuje Ci za te strony. Zaluje, ze wczesniej na nie nie trafilam. Przydadza sie do nauki dla moich dziewczat.
Krzysia
Przygodny gość
 
Posty: 4
Dołączył(a): 11 marca 2011, o 06:22

Re: jak wygląda życie z npr, najlepiej z perspektywy życia?

Postprzez kami79 » 22 marca 2011, o 12:50

Krzysia,
wklejam link do watku z innego forum o NPR gdzie opisanych jest duzo programow do interpretacji, zagranicznych i polskich http://www.naturalnemetody.fora.pl/font ... ie,14.html
Ja od jakiegos czasu korzystam z programu ktory dala mi instruktorka z LMM, za kilka miesiecy bedzie dostepny dla wszystkich, narazie jest w fazie testow.
pozdrawiam
kami79
Domownik
 
Posty: 486
Dołączył(a): 20 kwietnia 2009, o 15:36
Lokalizacja: wieś na Mazowszu

Re: jak wygląda życie z npr, najlepiej z perspektywy życia?

Postprzez Annka » 22 marca 2011, o 14:28

A ja muszę przyznać, że podziwiam Was wszystkie, którym się chce zapisywać notatki w jakimś programie komp. do interpretacji..... Mnie by się nie chciało...
Annka
Bywalec
 
Posty: 118
Dołączył(a): 9 lipca 2008, o 14:23
Lokalizacja: Kraków

Następna strona

Powrót do Inne problemy związane z praktykowaniem NPR

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości

cron