Rychlo w czas, ale chyba dorzuce swoje pare groszy.
Po pierwsze: nie moge sie zgodzic z okresleniem pieszczot w okresie plodnym jako "onanizm malzenski".
Jak wiadomo (wystarczy spojrzec do Slowni Jezyka Polskiego) onanizacja jest zaspokojenie popedu plcioweg
bez udzialu partnera przez draznienie wlasnych narzadow plciowych. Ale mniejsza z tym.
Te pieszczoty (z orgazmem, czy bez) maja przeciez na celu to samo, co zwykly stosunek, tzn.
okazywanie sobie milosci przez malzonkow. Roznia sie tylko tym, ze sperma nie znajduje sie "tam
gdzie powinna, czyli w pochwie kobiety". Ale jesli umiejscowienie spermy ma swiadczyc o milosci,
to ja chyba tu czegos nie rozumiem.
W artykule, do ktorego link wczesniej umiescilem na forum mozemy przeczytac, ze wstrzemiezliwosc
w okresie plodnym jest odpowiedzia dla malzonkow na ich pytanie, czy aby przypadkiem nie ulegaja
pozadaniu w trakcie wspolzycia. Ale ja osobiscie uwazam, ze jesli sie naprawde kochaja (a przeciez
o takich ludziach caly czas rozmawiamy) to nie maja problemu z odpowiedzia na to pytanie, poniewaz
milosc wyklucza egoizm.
Ktos mi zaraz zarzuci, ze wspolzycie ma jeszcze drugi cel: prokreacyjny. Ale do takich wnioskow
mozna tylko dojsc rozpatrujac sprawe lokalnie, a nie perspektywicznie. A poza tym ciezko powiedziec,
zeby realizowali ten cel wspolzyjac tylko w okresie nieplodnym (znajac skutecznosc prawdziwego
npr-u, oczywiscie).
Innym problemem jest sytuacja w ktorej malzonkowie traktuja sie przedmiotowo. Ale w tym wypadku
nie mozna mowic o milosci miedzy nimi, a wiec ich malzenstwo jest tak niespecjalnie wazne.
A stanowisko Kosciola jest, jakie jest. Generalnie to zawsze opiera sie ono w jakis sposob na
Pismie Sw. Np. taki fragment: "Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem.
Jest czas rodzenia i czas umierania, (...)
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich". (Koh 3,1-2 i 5).
Ladny fragment, ale trzeba odrobine dobrej woli, aby stwierdzic, ze dotyczy on akurat npr i okresowej
wstrzemiezliwosci. Na tej zasadzie, to mozna znalezc mase innych cytatow, np.: "Trzeba wiec, aby Ci,
ktorzy maja zony, zyli jakby byli niezonaci". I czy z tego fragmentu wynika koniecznosc seksualnej
absystencji? Jak juz napisalem Kosciol swoje stanowisko ma i pewnie go nie zmieni (i ma ku
temu swoje powody), ale ja wole takie sprawy rozpatrywac we wlasnym sumieniu niz trzymac sie
sztywnych regul.
Aha, i w sumie stwierdzenie, ze wystarczy znalezc odpowiedniego spowiednika jest bardzo dyskusyjne,
o czym mozna sie przekonac zerkajac na:
http://www.mateusz.pl/pow/011108.htm
No i jeszcze jedno, bawi mnie pewien paradoks: z jednej strony "chyba chore byłoby stawianie sobie za cel orgazmu",
ale z drugiej: "Wszystkie jednak te gesty i pieszczoty muszą towarzyszyć normalnemu współżyciu seksualnemu, którego
kulminacją jest wprowadzenie członka do pochwy i wytrysk w pochwie" (cytat z ksiazki "Akt malzenski
- szansa spotkania z Bogiem i wspolmalzonkiem), a jak wiadomo, nie jest to mozliwe bez orgazmu
co najmniej jednej ze stron. No chyba, ze chodzi o to, ze mezczyzna ma obowiazek osiagnac orgazm,
a kobieta nie moze o nim myslec, ale tego, to juz zupelnie nie rozumiem.
Przepraszam za troche przydlugawy wywod.
Pozdrawiam.