przez Mysza » 1 kwietnia 2008, o 08:43
Mój mąż też przez pewien czas, kiedy córka była w wieku mniej więcej 1-1,5 roku, przechodził taki kryzys związany z tym, że nie chce mieć więcej dzieci. Była to inna sytuacja niż u Was (z rozmów sprzed małżeństwa i z małżeństwa i z ogólnego podejścia do tematu - zgadzaliśmy się ze sobą, że co najmniej dwójka, optymalnie trójka, a jeśli będą warunki ku temu, to i więcej dzieci. NPR stosujemy z naszej, wspólnie podjętej decyzji, ale mąż nie wtrąca się w papierkową robotę, dla niego ważne jest to, kiedy będzie można, a resztą zajmuję się ja), ale może któreś z moich słów przyda się Tobie do czegoś.
Wydaje mi się, że mój w tamtym czasie po prostu zmęczył się sytuacją z dzieckiem. Nie tyle chodzi o zmęczenie fizyczne (też nie wstaje do dziecka w nocy, bo tak mocno śpi, że nie słyszy, jak płacze, albo przynajmniej tak uważa; na zmianę kąpiemy i kładziemy spać dziecko, karmię ja, spacery weekendowe razem), co psychiczne (znowu ryczy, cały czas marudzi, ciągle chce, żeby się nią zajmować, znowu musi jeść, niech w końcu uśnie itp). Zauważyłam, że od czasu do czasu wtrącał swoje "ja już nie chcę mieć więcej dzieci, ja nie mam cierpliwości do zajmowania się nimi". Zaczynało mnie to denerwować szczególnie z tego względu, że ja nabierałam coraz większą ochotę na kolejne dziecko.
Przyjęłam (naturalnie) taką taktykę, że na każdy komentarz o tym, że np. trzeba się tyle czasu z nim bawić, bo jak się nudzi, to wyje - reagowałam odpowiedzią, że no tak, faktycznie, trzeba się bawić, a wyobrażasz sobie - jeśli nie będzie miało rodzeństwa, to przez całe dziecięce życie (wiadomo, że w różnej formie i w różnym nasileniu) trzeba będzie się bawić z nią, bo nie będzie miała towarzysza do zabawy... Generalnie, argumentacja toczyła się wokół tego, że rodzeństwo dobrze wpływa na rozwój dziecka i jest najlepszym sposobem na to, żeby z dziecka nie wyrósł mały egoista, żeby miało towarzysza do zabawy, żeby uczyło się odpowiedzialności, a dla rodziców - żeby skrócić czas babrania się w pieluchach i wstawania po nocach, jeśli to takie obciążające - przez zachowanie względnie małej różnicy między dziećmi. Wtedy każdy kolejny rok będzie owocował większą samodzielnością dzieci i, co za tym idzie, większą ilością czasu dla siebie między małżonkami. Bo wiadomo, że tam, gdzie większość czasu w ciągu dnia zajmuje dziecko, dla małżonków zostają godziny wieczorne, kiedy dziecko śpi, albo gdy od święta zostanie upchnięte do dziadków... a to też może budzić frustracje.
Wydaje mi się, że warto byłoby przemyśleć sprawę pod kątem tego, jak przekonać męża, albo przynajmniej spróbować przekonać, ale bez narzucania, że rodzeństwo to najlepszy prezent dla dziecka, szczególnie jeśli rodzice są zapracowani - wtedy, przyszłościowo - łatwiej jest dwójce dzieci, niż samotnemu jedynakowi. Razem zawsze raźniej.
Pozdrawiam i życzę powodzenia,
Mysza
P.S. U nas mąż już wyrósł z tego etapu braku chęci na następne dziecko. Jeszcze porządkuję swoje sprawy zdrowotne i mam nadzieję, że kiedy się sytuacja zdrowotna wyklaruje, zaczniemy pracować nad rodzeństwem dla Agusi, która w połowie marca skończyła 2 latka.