Mam takie jedno delikatne pytanie... jestem żoną od roku i stosujemy z mężem NPR, na razie odkładamy jeszcze poczęcie... w zasadzie jestem zadowolona ze współżycia, ale...
no właśnie... nie wiem, czy to, co przeżywam, jest tym właściwym...
Nie współżyliśmy przed ślubem, ale dość szybko "udało" nam się rozpocząć współżycie... Dość szybko też zaczęłam odczuwać przyjemność ze współżycia, gdzieś tak za trzecim-czwartym razem, ale... no właśnie, tu pojawia się moje pytanie... ja nie wiem, czy to przeżywam właściwie, czy to jest tym właściwym orgazem...
Przepraszam, że się tak motam, ale ciężko mi się o tym pisze... Ja na początku nie odczuwam nic, potem troszeczkę, tylko tyle, że nie czuję dyskomfortu, że jest "ślisko"... a dopiero potem nagle jakby dreszcz przelatujący przez moje ciało... i potem przez chwilę czuję jakbym opadła z sił, ale po chwili znów mogę to przeżywać...
To jest jakiś orgazm, ale czy to jest ten właściwy? Nie wiem, mam małe doświadczenie
... Słyszałam, że są dwa rodzaje: płytszy, łechtaczkowy i głęboki, pochwowy... i że ten drugi, właściwy orgazm jest tak bardzo wstrząsający, że obejmuje całe ciało i psychikę i że potem człowiek czuje się tak zmęczony, że już nie chce więcej...
a u mnie jest inaczej... ja na początku nie odczuwam nic, albo prawie nic, nie czuję, jak się zbliża, można powiedzieć, że niewiele czuję... a potem nagle spada na mnie ten dreszcz, raz mocniejszy, raz słabszy, ale nie powiedziałabym, żeby był aż wstrząsający...
...trochę czuję sie rozczarowana... jest przyjemny, niewątpliwie, ale czy to jest już to...?
Boję się, że moje ciało nigdy się nie nauczy tego właściwego... a bardzo bym chciała... proszę o jakąś odpowiedź od małżonek bardziej doświadczonych...