przekonywać... ja tu jestem na pozycji osoby przekonywanej, bo jeszcze zadnej praktyki nie mam
kościół przekonuje nad wyraz nieudolnie - po prostu wcale nie przekonuje, bo przekonuje tylko tych, którzy już są przekonani.
mam jakie takie doswiadczenie z kościelnym wychowaniem seksualnym - albo kłopotliwe milczenie albo krucjata. oczywiście jak się niektóre rzeczy widzi z punktu widzenia kościoła (prywatnie uważam za właściwy) to chciałoby się na jakąś krucjatę ruszyć... ale to powoduje tylko wydzielanie się adrenaliny wsród "krzyżowców" i u ciekanie "niewiernych" gdzie pieprz rośnie.
czasem zdaje mi się, że najlepiej byłoby w ogole nie wspominać, co kościół zaleca przy zachęcaniu do npru - za to bardzo "chwytliwa" zdaje się ekologia. to jest świetny trop i jeśli mfiel jeszcze raz złapie wenę może coś dopisze
. no bo głupio pić zieloną herbatkę i szprycować się hormonami, ćwiczyć jogę i nie znać własnego ciała... szkoda, że moda ekologiczna nie obejmuje planowania rodziny, a tylko urządzanie wnętrz.
nie jestem praktykiem, ale jestem smsrkula to moge poteologizować. dlaczego kościół opowiada się za NPR? trudne to pytanie. bo poza tym, że jest to jedyna metoda nie mająca skutków ubocznych, co powinno być jednak argumentem dla lekarzy, a nie księży... opierałabym się na nauczaniu papieskim. znalazłam takie krótnie streszczenie papieskiej nauki u x Tischnera:
"Nie jest bowiem rzetelnym liberalizmem stanowisko, które troszczy się wyłącznie o to, czy "partner chce, czynie chce", nie biorąc pod uwagę "tego trzeciego" - jego wolności i jego oczekiwania na odpowiedzialność. Uwzględniając tę wolność, Papież okazuje się bardziej autentycznym liberałem niż jego krytycy"
(przy czym liberalizm w potocznym znaczeniu tego słowa u Tischnera jest ujęty w cudzysłów, a ten prawdziwy liberalizm jest hołdem dla Boskiego pomysłu jakim jest wolna wola. ) niewątpliwie pigułka nie bierze pod uwagę wolności i godności dziecka - nie dziecka, o którym rodzice postanowili że sie pocznie, ale które począć się może.
tego lata kupowaliśmy szczeniaka - wybieraliśmy najsilniejszego z miotu, żeby nasz pies był silny. żeby nie był chory. i przyszło mi do głowy, że ludzie podobnie wybierają sobie stan zdrowia, czy czas narodzenia dziecka. tylko pies to pies - decydujesz się przed uznaniem za "własnego", a dziecko jest "własne" czy się je za takie uzna czy nie.
mnie do pigułki zniechęciła biologiczka-ateistka. po prostu opisem działania - oczywiscie działa na kilka sposobów, ale miedzy innymi nie pozwala zagnieździć sie w macicy już poczętemu dziecku. i nie widzę szczególnej różnicy między uśmierceniem embrionu, a zabiciem noworodka - może mniej kłopotliwe.
ale ludziom spoza kościoła nie wytłumaczysz, że dziecko jest już od poczęcia - wygodniej nie uznawać tych kilku komówek za człowieka. bo godność ludzka, ta podstwa zachodniej kultury (która soatnio nieco się chwieje) bierze się z chrześcijanstwa, z godnosci stworzenia.
w "Tryptyku Rzymskim" Papież pisze o progu za którym jest ojcostwo i macieżyństwo, że to naturalne i "Boże" kiedy między dwojgiem ludzi jest możliwość, otwarcie na Miłość.
i chociaż skromne mam doświadczenie to akurat zrozumiałam - pewnej nocy, kiedy postępowałam nie dość powściągliwie... pomyślałam o dziecku (choć biorąc pod uwagę biologię zaistnieć nie miało szans, a nawet bardzo dużo brakowało, począwszy od zdjęcia pewnych częsci garderoby...) jako o naturalnej i bardzo pięknej kontynuacji bliskości między kobietą a mężczyzną.
to można zrozumieć... ale przekonywać?