Teraz jest 30 kwietnia 2024, o 15:49 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

mentalność antykoncepcyjna?

Forum pomocy, przeznaczone do odpowiedzi na pytania osób praktykujących naturalne planowanie rodziny (nie jest to forum dyskusyjne).

Moderatorzy: admin, NB, agulla

Postprzez kasiama » 12 kwietnia 2006, o 08:35

novva napisał(a):W moim przypadku problem polega na tym, że ja jak najbardziej kocham swoje powołanie do małżeństwa i na każdym kroku widzę, jak wielki to dar. Tylko że za tym nie idzie, niestety, automatyczna akceptacja dla macierzyństwa...

Nie rozumiem tego: jak można mieć powołanie do małżeństwa nie mając powołania do rodzicielstwa? Przecież to jet tak bardzo ze sobą połączone... Może patrzę ze swojej perspektywy: nigdy nie miałam wątpliwości, co do macierzyństwa - to było wręcz nierozerwalne z moim powołaniem do małżeństwa. I zawsze sądziłam, że to takie połączone jest u wszystkich: Bóg daje jedno to daje w parze i drugie, właśnie dlatego, że dzieci są wpisane w małżeństwo (niestety o ile natura nie zdecyduje inaczej...). Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej...
kasiama
Domownik
 
Posty: 832
Dołączył(a): 8 października 2004, o 06:33
Lokalizacja: Kraków

Postprzez HonoratA » 12 kwietnia 2006, o 08:44

[quote="novva"]
"Moje pytanie było całkiem inne i pozwolę je sobie powtórzyć (bo chyba niektórzy nie czytają całości :)) - skąd bierze się w człowieku lęk przed posiadaniem dziecka? Jak sobie z tym lękiem radzić? Czy go sobie wyrzucać, tłumić, udawać, że go nie ma, czy to coś złego? "/quote]

Novva, lęk przed posiadaniem dziecka przeżywa wiele kobiet!!!! Boimy się tego czego nie znamy. Ja przed każdą podróżą w nowe miejsca ( np. wakacje) oczuwam lęk (strach?), bo nie wiem jak będzie! W życiu bałam się wielu rzeczy: nowej szkoły, mieszkania na stancji podczas studiów, samodzielnych wyjazdów (gdzie uwielbiam podróżować), nowej pracy (zmieniałam ją 3 razy), urodzenia pierwszego dziecka....( już w wieku lat 19). Strach jest nieodłączną częścią życia. Jak sobie z nim radzić? Ja po prostu się modlę. "Panie Boże bardzo bym chciała aby...., ale niech się stanie tak jak Ty chcesz, bo tylko Ty wiesz co dla mnie dobre jest" Czasam prosimy o coś Pana, a On nam tego nie daje - mówimy: Bóg mnie nie wysłuchał, ale nie wiemy czy to dla nas byłoby naprawdę dobre. Modlitwa bardzo pomaga pokonać strach - każdą decyzję staram się najpierw przemodlić.... Lęku sobie nie wyrzucaj - jest częścią Ciebie, staraj się tylko ofiarować go Bogu, przemodlić określoną decyzję...Bóg na pewno Ci odpowie, da znak, sama go odczytasz... Lęk nie jest niczym złym..., jest pozostałością po grzechu pierworodnym, a to że go oczuwasz oznacza że masz bardzo wrażliwe sumienie, czułe serce...
Pieknie napisała Maguś słowa swojej mamy o zaufaniu Bogu, bez stawiania mu warunków. Przepraszam że tak trochę moralizatorsko....ale ja w swoim życiu kiedyś tak bardzo naplatałam, że gdyby nie dobroć Boga ( i mojej mamusi) nie wiem kim dzisiaj bym była!
HonoratA
Bywalec
 
Posty: 157
Dołączył(a): 10 maja 2005, o 14:42
Lokalizacja: Lubin

Postprzez abeba » 12 kwietnia 2006, o 09:13

novva - obawiam się, że katolik/katoliczka nie mogą nie chcieć dzieci. Wydaje mi się, że jeśli nie chcesz dziecka, to musisz kiedyś to przełamać, zdecydować sie, choćby dla dobra społeczeństwa i dla królestwa Bożego. Tak jak pisze kasiama małżeństwo jest nierozłączne od rodzicielstwa. Rzeczywiście malżeństwo osób zakladających z góry, ze dzieci nie chcą, jest niewaznie zawarte (nie mówię, że Twoje takie było, pisałaś jak było). No po prostu taka jest kat. wizja rodziny i tak jak z NPR nie można z nia dyskutować. Są powołania do innej realizacji macierzyństwa, np. w opiece nad biednymi, sierotami, ale to dotyczy raczej osób, ktorych stan nie pozwala na macierzyństwo bilogiczne (sióstr zakonnych, starych panien). Nie sądzę by małżonkowie uciekający od rozicielstwa byli 100% w zgodzie z KK.
no chyba że czujesz, że Ci Bóg Miłosierny przebacza, to sie nie przejmuj KK.......
micelko, nie napisałam że wszystkie tylko większość. zawsze sie znajdą takie co zostaną, ale dla wielu prespektywa zostawienia dziecka z mężem
na parę mcy jest nie do przełknięcia (ja osobiście, jesli uda mi się wytrwać, zabiorę męża ze sobą, ale mogłabym sobie na to pozwolic(byle była kasa, prawo pracy na miejscu pobytu), bo on sam nie robi jakiejś konkretnej kariery. Wiekszość kobiet nauki ma mezów nauki, kórzy z nimi nie pojadą, bo przerwali by swoją pracę) Dziecko na parę mcy/lat zostawi chyba każdy naukowiec mężczyzna, ale nieliczne - kobiety nauki. Oparłam się na badaniach naukowych. Odsetek kobiet na studiach jest wyzszy niż mężczyzn, na kolejnych stopniach nauki spada, wśród profesorów jest żenująco niski. Wsród ERASMUsowców dziewczyny stanowią ponad 50%, wśród zagran. stypendystów doktorantów ok. 36% (a jesli wyłączyć wyjazdy roczne, a nie na pełne studia doktoranckie, to jeszce mniej). dane: L.Ackers, projekt MOBEX, itp. wiadomo, że filolog polski ma mniejszą presję na wyjazd niż chemik lub ekonomista.
juka, novva - o ile pamiętam ten list do kobiet, to tam każde powołanie kobiety miało być de facto macierzyńskim. Czyli np. kobieta chemik nie miałaby robić własnej kariery w chemii, lecz dbać o dobrą atmosferę w laboratorium i troszczyć się o kolegów :evil:
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez fiamma75 » 12 kwietnia 2006, o 11:19

kasiama napisał(a):
novva napisał(a):W moim przypadku problem polega na tym, że ja jak najbardziej kocham swoje powołanie do małżeństwa i na każdym kroku widzę, jak wielki to dar. Tylko że za tym nie idzie, niestety, automatyczna akceptacja dla macierzyństwa...

Nie rozumiem tego: jak można mieć powołanie do małżeństwa nie mając powołania do rodzicielstwa? Przecież to jet tak bardzo ze sobą połączone... Może patrzę ze swojej perspektywy: nigdy nie miałam wątpliwości, co do macierzyństwa - to było wręcz nierozerwalne z moim powołaniem do małżeństwa. I zawsze sądziłam, że to takie połączone jest u wszystkich: Bóg daje jedno to daje w parze i drugie, właśnie dlatego, że dzieci są wpisane w małżeństwo (niestety o ile natura nie zdecyduje inaczej...). Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej...


Niestety nie u wszystkich to połączenie istnieje. U mnie też go nie ma (nie było). Czemu? Tylko Pan Bóg wie
Dla mnie bycie żoną nie jest tożsame z byciem matką. Rozumiem więc novvą. Decyzję o macierzyństwie podjełam więc z rozsądku (wiek nas obojga) i z miłości do męża (bo wiedziałam, jak bardzo pragnie być ojcem). Potraktowałam to też jako umieranie z samej siebie (do czego wzywa Pan Jezus), z moich obaw, niechęci, lęku.
Nie zmienia to faktu, że bardzo kocham naszą córeczkę i drżę o jej zdrowie, itp.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez KP » 12 kwietnia 2006, o 12:30

kukułka napisał(a):KP, to jest z encykliki Pawła Vi Humanae vitae.
Konkretnie, bo ja tam takiego cytatu nie znalazłem. Prosze cytat i numer.
KP
Nauczyciel NPR - metoda LMM
 
Posty: 279
Dołączył(a): 18 marca 2005, o 21:14

Postprzez KP » 12 kwietnia 2006, o 12:34

novva napisał(a): Takie zaufanie Pan Bogu, o jakim piszesz, też chyba musi być poprzedzone nawiązaniem z Nim osobistej relacji, a nie poprzestawaniem na duchowości nakazów i zakazów, o której pisałam wcześniej. Więc mam priorytet na najbliższe dni... :)

Oczywiście!!!! Zachęcam do udziału w rekolekcjach ewangelizacyjnych, do włączenia się do wspólnoty.
KP
Nauczyciel NPR - metoda LMM
 
Posty: 279
Dołączył(a): 18 marca 2005, o 21:14

Postprzez Samanta » 12 kwietnia 2006, o 13:33

novva napisał(a):
Ludzkość jest opanowana nową chorobą -
nerwicą lękową przed dzieckiem !!!

Lęk przed dzieckiem jest lękiem chorobliwym.
Dorośli ludzie w sile wieku - mężczyzna i kobieta nie mają powodów bać się maleństwa, które w chwili poczęcia jest wielkości łebka od szpilki.
Jeżeli boją się dziecka to jest to lęk nieuzasadniony.

No właśnie, takie cytaty wywołują we mnie poczucie, że jestem nienormalna... Czy dobrze mi się zdaje, że ten fragment - pełen środków perswazji retorycznej - ma służyć organizacjom broniącym życia poczętego do zniechęcania ludzi do dokonywania aborcji? I jaki sens ma tu zdanie "Jeżeli boją się dziecka to jest to lęk nieuzasadniony"? "Nieuzasadniony" oznacza m.in. "bez powodu", a chyba każdy lęk ma jakąś przyczynę, mój też (tylko nie do końca wiem, jaką). Może zresztą we mnie to nie tyle lęk, ile brak potrzeby posiadania dziecka.
Bardzo na mnie działają takie emocjonalne teksty, budzą we mnie poczucie, że jestem bardzo nie w porządku. Ze sprawami sumienia zawsze tak jest. Jak to rozwikłać?


Jeśli chodzi o cytat o lęku- to jest tylko pewien skrót myślowy.Sygnalizacja problemu lęku .Zeby komuś pomóc to naprawdę trzeba-porozmawiac osobiście,na spokojnie,najlepiej z kims kto ma dzieci i jest z tym szczęsliwy- KP -ma chyba dobry pomysł z tą wspólnotą..

Nie sugeruje,że Ty się boisz dzieci jak ognia ,nie to mam na myśli-moze to trochę taki lęk podswiadomy,moze nie tyle przed małenstwem płaczącym(dziecko raczej się boi swiata) co po prostu przed nową sytuacją-jak się obowiązkami trzeba będzie podzielić z męzem,nie spac w nocy,przewijac,prac,szczepic.Bo w końcu dzidzia przewraca ustabilizowany swiat małzeństwa do góry nogami :D .

I czy jaks kobieta pokochałby faceta,którego się boi?I moze podobnie z dzieckiem-trudno pokochac kogos kto budzi jakies obawy,zwłąszcza ,ze jak się dziecka nie ma-ono jest abstrakcją-nie mozna go poglaskać,przytulic.Ale jest tak piosenka religijna,, Kocham więc nie muszę się bać, bo Miłosc Twa-zabiera strach''. I moze sprobujesz myśleć o dziecku przyszłym z czułością,próbowac zmienic swoje wewnętrzne nastawienie do całej sprawy...Bo potem kazda mama,która miała rozne obawy i niepokoje jak przytuli maleństwo to juz nie oddałaby go nikomu za nic w swiecie..(.tylko trudno kochac kogo jescze nie ma,to zrozumiałe i normalne.).i tego chyba się nie da opisac ...to trzeba przezyć :)
Samanta
Bywalec
 
Posty: 100
Dołączył(a): 4 kwietnia 2006, o 14:45

Postprzez kukułka » 12 kwietnia 2006, o 14:25

Honorato, co do Twojej rady o udaniu sie do lekarza pragnę przypomniec, ze kobieta w npr to nie tylko ciało, ale tez psychika, poza tym życie układa sie czasem tak ze np gdy "mozna" to ludzie sa rozdzieleni, na wyjezdzie sluzbowym itd albo zweyczajnie sie w takim czasie pokłoca i niektórym malzenstwom trzeba czasu zanim wsyztko wroci do normy, by psychiocznie bylo "mozna" itd. tosa złożone kwestie, nei upraszczajmy tego. Zeby byla jasnosc, aj mówię, ze tkaie sytuacje się zdarzają ogolnie ludziom, z którymi o tym rozmawiam. pisze to po to,z eby uswiadomic, zę myslenie w konwencji czarno-bialej o npr jets troche nielogiczne. Jeszce raz pisze: npr jest dobre, ale nei dla wszystkich.I bardzo rposzę, by Honorata nie pisala,ze to ja mam problemy, ze nie moge wyznaczyc plodnosci biore pigulki itd, bo w koncu wyjdzie na to,z e nei moge sie dogadac z mezem i dlatego moze biore pigulki> To nie o to chodzi (czy ja biore czy nie tid)Ja nei pisze o sobie, ale o sytaucji bliskich mi osob, ktore ze mna o tym rozmawiaja. Poza tym... co do podstawowego powolania kobiety: ja mysle ze jest to bycie zona i matka> pamietajmy o tym, ze bedac matkami nie przestajemy byc zonami.
"Dorośli ludzie w sile wieku - mężczyzna i kobieta nie mają powodów bać się maleństwa, które w chwili poczęcia jest wielkości łebka od szpilki." - to jest czysta demagogia, bo przeciez wiadomo, ze dziecko nei zawsze bedzie wilkosci lebka od szpilki i ze ludzie dziecka sie boja nie jako poczetego malenstwa, tylko ajko kogos, kto po tym jak sie urodzi, wywroci ich swiat do gory nogami. Uprzedzajac ewentualne zarzuty Honoraty: ja nei boje sie dziecka, wykazuje tylko nielogicznosc niektorych sformulowan. zreszta osobiscie uwazam ze jak ktos wie ze dziecko byloby dla neigo W OGOLE w zadnym momencie życia nie do przyjecia i chcialby je zabic gdyby sie poczelo ( np takie myslenie reprezentuja wspolzyjace 15, 16 latki), a wspolzyvcie traktuje tylko ajko rozladowanie czy dostarczenie sobei przyjemnosci to lepiej neich ten ktos wcale nei wspolzyje.
Zreszta czym innym jest 1. przyjemnosc czysto fizjologiczna odizolowana od uczuc, wynikajaca z rozladowania, a czym innym 2. przyjemnosc oddania sie w milosci, ofiraowania sie i wydaje mi sie, ze myli sie ten, kto 1. łaczy tylko z antykoncepcją, a 2. tylko z npr do konca racji moze nie miec. Bo co np powiecie o kochajacym sie malzenstwie w ktorym zona od 15 lat bierze antyki , amja dwojke dzieci, sa szczesliwi i w zyciu by im do glowy nei przyszlio ze ktos tu kogos wykorzystuje dla przyjemnosci. Zrezsta, do konca sami nie wiemy, dlaczego ta zona sie zdecydowala na antyki, bo to jzu jest sprawa miedzy nimi.
Novva, aj bym nie mieszla az tak religii do rozwiklania problemu braku potrzeby dziecka. aj to widze tak ( choc sama mam ogromna potrzebe dizecka):
1. brak potrzeby dziecka to nic zlego, ale warto sie np przypatrzec czy nie lubisz sie bardzo opiekowac mężem czy w ogole kims, chocby zwierzetami - jesli tka, to bylby to instynkt macierzynski, tylko inaczej realizowany, a wnioopsek- gdyby sie pojawilo dziecko, poradzilabys sobie. poza tym ten brak potrzeby moze miec swoje plusy. czesto dziewczyny ktore bardzo chca dziecka traktuja je jak maskotke. a to zywy czlowiek, ty, jesli u ciebie opiekunczosc sie zrodzi dopiero po nadejsciu dziecka, masz szanse traktowac je bardziej konkretnie, ajk czlowieka, a nei male bobo tylko, bedziue ci je latwiej wychowac, gdy bedzie mialo lat kilkanascie. poza tym proponuje modlitwe: Boze, jesli chcesz, bym mial dziecko, daj mi jego pragnienie. I tyle. i nie obwiniaj sie,z e czegos nie czujesz. obwiniac bys sie mogla gdybys swiadomie pielgnowala chec odrzucania dziecka, a tka przeciez nie jest. mpoiza tym pomysl sobie,z e dziecko to nei tylko male krzyczace delikatne niemowle ktorym sie trzeba zajac, ale ktos, kogo kiedys twoj maz czy ty nauczycie tego, co sami potraficie,kto mzoe od malego bedzie mial oczy jak twoj ukochany, ktos kto bedzie czescia was samych, a jednoczesnie kims tak od was roznym, ze bedizecie, gdy dorosnie, musieli mu dac prawo odejsc w swoja strone
2. lek przed dzieckiem to jest problem. i tu trzeba rozeznac to psychologicznie a nie obwiniac sie z religijnego punktu widzenia. Z pktu widzenia religii mozna i trzevba sie modlic. by przy wspolpracy psychologii Bog pomogl oczyscic serce. ale nei obwiniac sie. Bog to nei policjant ktory szuka tego co nie pasuje do jego norm i za kare odbiera łaski. to Ojciec, który ma równiez cechy..matczyne ( warto poczytac ksiege Ozeasza) Obwiniac trzeba sie nie za to,z e ise nie pasuje do norm. obwiniac mzoemy i musimy sie tylko za to, co swiadomie zrobilismy na zlosc Bogu i ludziom i sobei samemu. ale nawet tu na obwinianiu sie nie konczy. konczy sie na.. przebaczeniu i uleczeniu, jesli o nie poprosimy i bedziemy z Bogiem wspolpracowac.
Novva, mysle, ze gośka nieslusznie Ci zarzuca hipokryzje, bo co na tka naprawde ci zarzuca? To ze nei masz emocji w kierunku dziecka. A w slubie o potomstwo nei chodzi o emocje ale o decyzje. ze bedziesz miec dzieci jeslki Bog je da. i tyle. tak samo jak nei slubujesz, ze bedziesz zakochana w mezu ( a zakochanie to emocja), tylko ze bedziesz go kochac ( a to jzu decyzja). Z tymi dziecmi i slubem co do nich to tez o decyzje chodzi, a nie o emocje. jak sa emocje ( np zakochanie po latach w mezu, to super, to wielki dar od Boga, trzeba go pielegnowac, dziekowac Mu, ale jak nie ma emocji, a decyzja jest, to wane. O emocje mozna sie modlic, one sa bardzo pomocne, ale tak naprawde chodzi o decyzje, ze nbie zabije nie odrzuce, przyjme i po katolicku wychowam dar od Boga - dziecko. dziecko masz kochac ale zakochan w nim ( jego rączkach, nzokach, slodkim nosku itd), byc nie musisz. ja tak to rozumiem. Sama nei wyobrazam sobie nie miec w sobie tkaiego zakochania dla dziecka czy meza, sle wiem, ze niektorzy tka maja i ze tu chodzi o milosc przede wszytkim.
KP encyklika "Humanae vitae" rozdz 16: "Jesli więc istnieją słuszne powody do wprowadzenia przerwy między kolejnymi urodzeniami dzieci, wynikające bądź z warunków fizycznych czy psychicznych małżonków, bądź z okolicznosci zewnętrznych, Kościół naucza, że wolno wówczas małżonkom uwzględniac naturalna okolicznośc właściwa funkcjom rozrodczym i podejmowac stosunki małżęńskie tylko w okresach niepłodności, regulując w ten sposób ilosć poczęć, bez łamania zasad moralnych, które dopiero co wyłozylismy"
Ostatnio edytowano 12 kwietnia 2006, o 16:03 przez kukułka, łącznie edytowano 1 raz
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Maria » 12 kwietnia 2006, o 15:22

Moim skromnym zdaniem jest albo postawa aborcyjna albo nie i nie ma zadnej innej. Bo zdecydowana większosc osob stosujacych antykoncepcję NIGDY nie zabije swojego dziecka. I albo ktos jest za aborcją jakąkolwiek metodę stosuje albo nie.

A refleksja ta nasunęła mi się własnie wtedy, gdy rozmawiałam z Chinką która własnie pozbyła się 2 dziecka. Nie ma dla niej znaczenia jaka metoda, ona zawsze usunie ciążę bo nie chce dzieci i juz. I tylko pozostaje się modlic by stosowała antykoncepcję i to jak najbardzoej skuteczną. Bo inaczej kolejne dzieci pójdą pod nóż.

Mowię dla aborcji zdecydowane nie, a sama jednak tez nie chcę jeszcze dzieci. I robie w tym celu wszystkop co mogę, męcząc się z wykresami, interpretacjami, zmagając z chorobami i myslac ciagle jakie leki moge brac w tej a tej fazie, cierpiąc często bardzo podczas wspolzycia w fazie 3 i dlugo wyliczać. Męczę się duzo bardziej niz uzytkownik prezerwatywy. Czyli co z moją mentalnością? Zajdę w ciążę, przyjmę i wychowam.

A mój instynk macierzynski został mocno stłumiony od kiedy zajmuję się dziećmi zarobkowo. Wychowuję nie swoje maluchy i wiem jakie to cięzkie zadanie. Swiadomie odsuwam decyzję o poczęciu bo wiem, ze nie dałabym rady pogodzic i pracy i swojego maluszka. Psychicznie nie fizycznie nawet. Pracuję 10 godzin dziennie.
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez micelka » 12 kwietnia 2006, o 15:29

abeba napisał(a):Wsród ERASMUsowców dziewczyny stanowią ponad 50%, wśród zagran. stypendystów doktorantów ok. 36% (a jesli wyłączyć wyjazdy roczne, a nie na pełne studia doktoranckie, to jeszce mniej). dane: L.Ackers, projekt MOBEX, itp. wiadomo, że filolog polski ma mniejszą presję na wyjazd niż chemik lub ekonomista.
juka, novva - o ile pamiętam ten list do kobiet, to tam każde powołanie kobiety miało być de facto macierzyńskim. Czyli np. kobieta chemik nie miałaby robić własnej kariery w chemii, lecz dbać o dobrą atmosferę w laboratorium i troszczyć się o kolegów :evil:


:))) Ale trafiłaś Abebo z tym postem. Ja właśnie jestem doktorantką i zarazem chemikiem i wybieram się właśnie na wyjazd w ramach Socratesa/Erasmusa na 3 miesiące. Będę już wtedy mężatką, ale jakoś damy radę. Nie czuję żadnej presji co do wyjazdu, to nie jest tak,że trzeba gdzieś wyjechać, aby być dobrym chemikiem.
A o atmosferę w laboratorium dbam; o kolegów nie, bo same kobiety tu pracują ;)
micelka
Przyjaciel rodziny
 
Posty: 242
Dołączył(a): 9 czerwca 2005, o 12:42

Postprzez groch » 12 kwietnia 2006, o 16:04

novva, ja niestety dylematów tego typu nie umiem rozstrzygnąć - sama boję się właśnie tego dziecka "wielkości łebki od szpilki" tyle, że powodem tego lęku nie jest rozmiar dziecka, a przeraża mnie jego wychowywanie, ta ogromna odpowiedzialnośc, radzenie sobie z dodatkowymi problemami ze świadomością, że z wieloma innymi obecnie nie potrafię sobie poradzić. (ten argument , że ludzie boją się dziecka "wielkości łebki od szpilki" jest dla mnie kosmicznie absurdalny, bo przecież wiadomo co jest tak naprawdę powodem strachu!) I po cichu podpytuję dziewczyny, które są już mamami - jak to jest, czy obawy przechodzą, a chęć przychodzi... i okazuje się, że większość kobiet zachodzi w ciążę przypadkiem, nieświadomie, bez planowania - bo inaczej nigdy by się nie zdecydowały. I mowią, że gdy dziecko się już pojawia, to się je kocha ponad wszystko, strachy jakoś przechodzą, bo człowiek po prostu dopasowuje się do sytuacji, stara się sobie radzić a ten mały człowieczek dodaje im niesamowitej siły i woli walki. Piszę to, żeby Ciebie pocieszyć bo teoretyczne rozważania na temat mentalności antykoncepcyjnej nic nie wnoszą - oprócz pięknej teorii.

Każdy z nas jest inny i nie można do każdego przykładać tej samej miary.

Ja staram się powierzać ten mój problem Panu - jeśli obdarzy nas dzieckiem to je przyjmę ale na razie nie staram się o to za bardzo (żeby nie powiedzieć, że bardzo się staram żeby nie...). Ale myślę, że skoro Bóg nie dał Wam dziecka, to jest w tym jakiś cel. Może postaraj się oddawać tą sprawę Bogu, jeśli czujesz, że ten lęk Ci przeszkadza, może udaj sie do psychologa - albo przynajmniej spróbuj ten problem rozłożyć sama na czynniki pierwsze - czy to "tylko" lęk, czy po prostu w ogóle nie czujesz potrzeby posiadania dziecka, czy może jeszcze chodzi o coś innego. Takie zadręczanie się i życie tylko według nakazów i zakazów naprawdę może nas wszsytkich doprowadzic do nerwicy (mówię z własnych doświadczeń) - ja zawsze w takich chwiach staram sie myśleć tak: czy ten wspaniałay, wszechmocny, miłosierny Bóg na sądzie ostatecznym powie: "potępiam Cię, bo nie czułaś potrzeby posiadania dzieci! idziesz do piekła! to co, że kochałaś męża, to co że chodziłaś na msze, to co że starałaś mi się ufać to nic nie znaczy- trzeba było się starać o dziecko głupia kobieto!" ja się sprzeicwiam wizji takiego Boga. Zarazem wydaje mi się ,że rozumiem dlaczego papież pisał w encyklikach tak a nie inaczej, dlaczego ogólne stanowisko kk jest takie a nie inne - bo chodzi o pewną zasadę, o wzór. Kościół musi prezentować "pewną opcję" - propagować życie a nie śmierć i to jest jasne. Jeśli byśmy żyli tak jak napisane w encyklikach, Piśmie Św. to bylibyśmy świętymi. A znakomita większość z nas jest po prostu grzesznikami. Nie lubię tej czarno-białej wizji świata przedstawianej przez osoby związane z wiarą katolicką. Zawsze twierdzę, że są to osoby albo właśnie prawie święte i ogromnej wiary albo po prostu takie, które na poważne problemy i dylematy jeszcze nie natrafiły...

"Panie jestem rozdarta, nie wiem co robić, nie mogę sobie z tym poradzić. Pomóż proszę jakoś. Amen." Skąd wiemy, czy Bogu taka prośba nie jest miła i czy jej nie rozumie? Kiedyś też myślano, że jak ktoś wrzuci stówkę to jest lepszy niż ten kto da 2 grosze. A Jezus... wiemy co powiedział... Dla każdego z nas inne powody są "ważne" ale tylko Bóg wie, czy one są dla nas naprawdę ważne...

novva, nie zastanawiaj się, czy masz moralność antykoncepcyjną! zastanów się, czy chcesz mieć dzieci (tak w ogóle), czy nie i dlaczego tak, albo dlaczego nie. potem oceń swoje argumenty - czy są ważne, problematyczne, czy raczej błahe i tylko pozornie przerażające. Może zniechęca Cię coś konkretnego, może to jest do przezwyciężenia. A może faktycznie nie czujesz powołania do bycia mamą. A może czujesz powołanie, tylko coś Cię blokuje i wystarczy to rozpracować. Choć jak rozmawiam z kobietami-mamami to widzę,że cały problem polega na tym, że powołanie do macierzyństwa odkrywa się dopiero w ciąży albo nawet gdy dziecko jest już na świecie. Może to jest w pewien sposób pocieszajace.... Może odpowiedź sam przychodzi.... Może stwierdzisz,że po prostu musisz "zamknąć oczy, nie mierzyć tempki 3 miesiące i przez przypadek wstrzelić się w środek cyklu..." i jak już będzie po fakcie to jakoś sobie zacząć radzić ;-). Jak to mówi stare powiedzenie: człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi - albo się wstrzelisz albo nie ;-) Ciepłe pozdrowienia dla Ciebie! i sorki za przydługiego posta...
groch
Przygodny gość
 
Posty: 86
Dołączył(a): 29 września 2004, o 13:26

Postprzez kukułka » 12 kwietnia 2006, o 16:10

Mario, ja myśle, ze wychowywanie cudzych dzieci to co innego. Chudzymi zajmuje sie zawodowo i zebym za nimi przepadala to nei powiem, ale swoje...to co innego. Zreszta swoimi sie zajmujemy i wychowujemy, a cudze mozemy tylko się łudzić, ze wychowamy...
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Maria » 12 kwietnia 2006, o 17:45

Ja doskonale wiem ze to co innego. Ale zmęczenie jest takie samo bez względu na nastawienie psychiczne. Mamom łatwiej te zmęczenie przyjąć niz opiekunkom. Poza tym ja te dzieci mam 10 godzin dziennie, mama je kładzie do lóżka. W sumie to ja je jednak wychowuję, uczę i dyscyplinuję. Dlatego sił mam tak mało i instynkt odleciał chwilowo...
Maria
Domownik
 
Posty: 501
Dołączył(a): 17 marca 2004, o 15:23
Lokalizacja: Irlandia

Postprzez kukułka » 12 kwietnia 2006, o 18:43

Tak, rozumiem, zę to bardziej kwestia zmęczenia i czasu....Tylko pisze tka ogólnie, bo czytają nas inne dziewczyny :)
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez HonoratA » 12 kwietnia 2006, o 21:32

"Honorato, co do Twojej rady o udaniu sie do lekarza pragnę przypomniec, ze kobieta w npr to nie tylko ciało, ale tez psychika, poza tym życie układa sie czasem tak ze np gdy "mozna" to ludzie sa rozdzieleni, na wyjezdzie sluzbowym itd albo zweyczajnie sie w takim czasie pokłoca i niektórym malzenstwom trzeba czasu zanim wsyztko wroci do normy, by psychiocznie bylo "mozna" itd. tosa złożone kwestie, nei upraszczajmy tego. Zeby byla jasnosc, aj mówię, ze tkaie sytuacje się zdarzają ogolnie ludziom, z którymi o tym rozmawiam. pisze to po to,z eby uswiadomic, zę myslenie w konwencji czarno-bialej o npr jets troche nielogiczne. Jeszce raz pisze: npr jest dobre, ale nei dla wszystkich.I bardzo rposzę, by Honorata nie pisala,ze to ja mam problemy, ze nie moge wyznaczyc plodnosci biore pigulki itd, bo w koncu wyjdzie na to,z e nei moge sie dogadac z mezem i dlatego moze biore pigulki>"

a to post Kukułki z dnia 04.03.2006 r. w temacie: "Do przemyślenia" - Inne problemy z praktykowaniem NPR

"A ja wybrałam npr, byłam pełna nadziei, stwierdziłam, że mi nie odpowiada i nie ejst dla nas dobre, i wybrałam co innego. I też się cieszę zmożlwiości wyboru. i z tego, ze sa na tym forum tacy ludzie, którzy wcale nie uważają, ze antykoncepcja to najgorsze przestępstwo i nieszczenie relacji, a kto ją stosuje to pójdzie do piekła i jest heretykiem, a nie prawdziwym chrześcijaninem. dziękuje wszytkim, którzy myślą jeszce normalnie - ze jest wybór. Ważne to jest zwłaszcza dla mnie, bo pewnie nieczęsto zdarza się sytuacja, by ktoś, chcąc miec jeszce dzieci, rezygnował z npr na rzezc innej metody."

Nie zrzucam Ci że bierzesz antyki. Twój wybór, tylko jeden Twój post przeczy drugiemu. Ja brałam antyki - przyznaję się do tego.
Że kobieta to nie tylko ciało - a także ( moim zdaniem przede wszystkim) psychika - doskonale wiem. I znam sytuacje kiedy wymarzona faza niepłodności poowulacyjnej przychodzi - a mój mąż ma 7 kolejnych nocek - on wraca z pracy - ja wstaję i wychodzę do pracy! Popołudniami po mieszkaniu kręcą się dzieci! - i nici ze wzajemnej bliskości(tak oczywiście rozumianej)! Po sprzeczkach dnia codziennego, też nie mam ochoty na igraszki w łóżku - czekamy dalej do kolejnej III fazy! Wierz mi po antykach - kiedy można było zawsze - nie jest to proste! Dlatego napisałam że antyki to "pójście na łatwiznę" - wystarczy dojść do siebie "psychicznie" lub wrócić z delegacji czy też kończą się nocki i bęc można cieszyć się sobą w łózku. NPR wymaga niestety więcej wyrozumiałości, wzajemnego szacunku dla siebie, uczą szanować czas jaki dla nas przeznaczył Bóg. Ale tak jak jest teraz jest dobrze! Mój mąż sam zachęcał mnie do NPRu bo niestety każda tabletka ma negatywny wpływ na zdrowie - jedno leczy, drugie niszczy - choćby wątrobę!
Kukułko - nigdy nie miałam zamiaru zarzucać Ci że nie chcesz mieć dziecka lub że się go boisz!- wręcz przeciwnie, wiem jak bardzo Go pragniesz! Czytałam Twoje posty w innych działach. Także i ja modlę się za Ciebie i Twoje małżeństwo!

"Bo co np powiecie o kochajacym sie malzenstwie w ktorym zona od 15 lat bierze antyki , amja dwojke dzieci, sa szczesliwi i w zyciu by im do glowy nei przyszlio ze ktos tu kogos wykorzystuje dla przyjemnosci" -

powiedziałabym że nie dbają o zdrowie tej kobiety! I też czy to szczęście nie jest okupione zbyt wysoką ceną: grzech - brak sakramentów( albo co gorsza - przemilczanie w czasie spowiedzi i świętokradcza komunia), zdrowie - wpływ tabletek na wątrobę, większe prawdopodobieństwo nowotworu....
HonoratA
Bywalec
 
Posty: 157
Dołączył(a): 10 maja 2005, o 14:42
Lokalizacja: Lubin

Postprzez novva » 12 kwietnia 2006, o 23:05

Dziekuję za wszystko, co piszecie, zwłaszcza za to, co napisały groch i kukułka, a wcześniej HonoratA - bardzo mi to pomogło i potwierdziło w części to, co sama myślę.
Chyba już ochłonęłam po pierwszym szoku i zaczynam na całą sprawę inaczej patrzeć. Przede wszystkim pomaga mi w tym sam Pan Bóg, który na moje wszystkie łzy i narzekania odpowiada tak ogromną miłością i akceptacją, że nie możecie sobie tego nawet wyobrazić. Wiem, że jestem dla Niego ważna i moje pragnienia i lęki też są ważne, bo są częścią mnie. Pewnie nie uwierzycie, ale doszłam do wniosku, że tak naprawdę cała sprawa pomogła mi na nowo spojrzeć na rzeczy o wiele ważniejsze niż posiadanie bądź nie posiadanie dziecka w tej chwili. Mam wrażenie, że Pan Bóg posłużył się tą sprawą, żeby mi pokazać, jak bardzo wpadłam ostatnio w moralność typu 'wolno'-'nie wolno'; 'grzech'-'nie grzech' (nie obraźcie się, ale chyba także to forum się do tego przyczyniło, bo przecież wiele wątków jest poświeconych właśnie podobnym kwestiom i wyznaczaniu granicy, a ja bardzo mocno reaguję na takie treści), a przestałam dbać o to, żeby być blisko Niego i włączać Go do swoich spraw. Skutki widać. Może komuś to także pokaże, że nie warto wpadac w tę samą pułapkę.
Możecie mnie potępiać i oskarżać o hipokryzję, co mi tam! Możecie mi też nie wierzyć. Ja już wiem, kto ma mnie oceniać i kogo powinnam pytać o to, czy wszystko jest ze mną w porządku :) On przynajmniej mnie zna.
P.S. To nie znaczy, że od dziś staramy się o dziecko ;) wszystko w swoim czasie. A przy okazji - jak to wspaniale mieć takiego męża, jakiego ja mam...
novva
 

Postprzez Samanta » 13 kwietnia 2006, o 00:31

Jest takie powiedzenie:,,Jeśli Pan Bóg jest naprawdę na 1-ym miejscu to wszystko inne tez będzie na właściwym '' i tego wszystkim zyczę :) .

Wracając do tematu,zeby się nie rozpisywać: czasem lęk przed dzieckiem,przed załozeniem rodziny,przed kolejnym dzieckeim,przed większą rodziną moze też mieć podłoze psychologiczne - ktoś nie był wystarczająco kochany, miał rozbitą rodzinę, albo nie zobaczył prawdziwej-ofiarnej milosci w małzeństwie swoich rodziców ,czasem jakas trauma z dzieciństwa.
Osoby,które miały kochających siebie i ich rodziców, dobre stosunki z rodzeństwem rzadziej boją się załozyc rodzinę,mieć dzieci.

Ale bez obaw-z Bogiem -nie ma NIC niemozliwego. :D
Samanta
Bywalec
 
Posty: 100
Dołączył(a): 4 kwietnia 2006, o 14:45

Postprzez mateola » 13 kwietnia 2006, o 08:06

Na początku zadałaś pytanie:

"Uderzylo mnie w niej zwłaszcza pojęcie "mentalność antykoncepcyjna".
I chciałam Was zapytać: co to dla Was znaczy? Pytanie kieruję zwłaszcza do osób, które stosują npr w celu uniknięcia poczęcia. "

Skierowane jest także do mnie, bo ja stosuję NPR właśnie po to, by dzieci nie mieć. Żeby ich JUŻ nie mieć.

Naturalne planowanie rodziny - to narzędzie do planowania, jak sama nazwa wskazuje. Mamy prawo do planowania swojej rodziny w taki sposób, by kształtować ja w jak najlepszy sposób. To, co jest dla naszej rodziny najlepsze, to jest nasza, ludzka (niedoskonała) ocena; Bóg wie lepiej - ale On w przeciwieństwie do nas zna przyszlość. Mimo to mamy prawo do tych naszych planów - bo inaczej po co w ogóle NPR?

"Wyjaśnię jeszcze, dlaczego o to pytam. Otóż ostatnio moim największym problemem jest to, że nie mogę się odważyć na to, żeby mieć dziecko. Sama myśl o tym budzi we mnie lęk. Oczywiście, nie odrzucam takiej możliwości i przyjęłabym, gdyby się poczęło. Ale nie umiem się na to świadomie zdecydować. Dostałam nawet niedawno taką radę od spowiednika, żeby potraktować to jak obowiązek. "

Dziwny ten spowiednik (ale to w końcu też tylko człowiek). Ja bym już do nie go nie wróciła - bo jak można zmusić do miłości?

"Czy to oznacza, że mam mentalność antykoncepcyjną? "

Dostałaś mnóstwo odpowiedzi, bardzo różnych, począwszy od autorytatywnych, oceniających, segregujących (i to w skali czarno-białej), poprzez te pełne mądrego współczucia i wsparcia.
To, o czym piszesz: 'wolno'-'nie wolno'; 'grzech'-'nie grzech' - to ślepy zaułek, nie daj sie tam wpędzić - jak sama piszesz - to pułapka; zanurz sie w sobie i tam znajdzisz - już znalazłaś odpowiedź:
Jesteś ukochanym dzieckiem Boga, w całości, razem ze swoimi obawami i lękami.
Masz prawo czuć to co czujesz i przeżywać to, co przeżywasz. Nikt nie ma prawa Cię osądzać i oceniać, bo nie czuje i nie przeżywa tego samego.
Jeśli postępujesz w zgodzie z sobą, to jest dobrze.

Życzę wiele radości i pozdrawiam :-)
mateola
Bywalec
 
Posty: 174
Dołączył(a): 12 kwietnia 2006, o 09:19

Postprzez abeba » 13 kwietnia 2006, o 11:29

Niestety nie mogę sie zgodzić, tak w tej jak i w każdej innej sprawie dot. moralności są obiektywne kryteria, ramy. I jesli decyzja podjęta z głebi siebie te ramy przekracza, to należy zastanowić sie nad kształtowaniem swego sumienia (może być za szerokie) a nie przyjmować że to wewnętrzne uczucie jest wazniejsze niż to co wolno a czego nie.
Owszem, kto dobrze i głeboko wierzy ten pewnie grzechów z rozmysłem nie popełni, bo ma słuszną postawę. Ale naprawdę wiele osób sumienie ma słabsze niż instynkty czy uczucia.
Mateola, takim rozumowaniem jak Twoje spokojnie mozna uzasadnić np. seks przedmałzeński, pieszczoty bez stosunku i wiele osób tak robi, sama to przeszłam. I pewnei każdą inna wygodną rzecz też można tak uzasadnić.
Jesli novva ma mocny i dobry charakter, to fajnie, to co napisałaś ja pocieszy. Ale przestrzegałabym przed braniem sobie tego do serca przez każdego.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez novva » 13 kwietnia 2006, o 12:04

abeba napisał(a):Mateola, takim rozumowaniem jak Twoje spokojnie mozna uzasadnić np. seks przedmałzeński, pieszczoty bez stosunku i wiele osób tak robi, sama to przeszłam. I pewnei każdą inna wygodną rzecz też można tak uzasadnić.
Jesli novva ma mocny i dobry charakter, to fajnie, to co napisałaś ja pocieszy. Ale przestrzegałabym przed braniem sobie tego do serca przez każdego.


Też miałam podobne wątpliwości:

novva napisał(a):Ja też się pocieszam, że moja natura przed czymś mnie na razie ostrzega. Tylko czy ja aby nie interpretuję tego tak, żeby mi było łatwiej i wygodniej?


Pewnie, że w sferze moralności są pewne obiektywne kryteria. Tylko że jak widać (poprawcie mnie, jeśli się mylę) w dokumentach KK nie ma żadnego zapisu, że od katolika wymaga się, aby miał min. 1 dziecko w 1 rok do max. 3 lat po zawarciu małżeństwa pod groźbą jego unieważnienia. Zresztą tutaj, tak jak w wielu innych sprawach, Bóg poprzez Kościół zwyczajnie wskazuje drogę, ukierunkowuje sumienie. Raczej mówi się o pewnej postawie, która jest uznana za moralnie słuszną i dobrą dla człowieka, czyli o postawie otwarcia na życie i - szerzej - otwarcia się na to, że nasze życie, a zwłaszcza posiadanie dzieci, nie do końca możemy zawsze zaplanować sami. I tyle. Niektórzy taką postawę po prostu mają. A inni - w tym ja - muszą do tego dojrzeć. I myślę (mam nadzieję), że moje uczucia i rozmyślania na ten temat przyczyniają się do tego, że moje sumienie będzie sie dobrze kształtować. Sami widzicie, jak trudno precyzyjnie opisać te dwie postawy: tzw. "mentalność antykoncepcyjną" i tzw. "otwartość na zycie". Chyba to nie przypadek, że nie da się tego zmierzyć (poza skalą podaną przez abebę :) ). Każdy musi te kryteria przyłożyć do własnej sytuacji i do własnego sumienia.
Tylko że rozmowa na forum z ludźmi, którzy wnioskują jedynie z tego, co się pisze, bardzo różni się od wewnętrznej rozmowy z Bogiem czy też od sytuacji spowiedzi. Wszelkie znaki na niebie i na ziemi mówią mi, że dobrze, że zaczęłam się nad tym zastanawiać. No i Pan Bóg - w przeciwieństwie do niektórych forumowiczów :wink: - raczej nie zarzuca mi tego, że moje małżeństwo jest nieważne. Ale może o swoich relacjach z Panem Bogiem nie będę tu więcej pisać, bo to nie jest forum "rozwijania wiary", kogoś może to razić, a poza tym to są rzeczy bardzo osobiste, które nie zawsze chciałabym wystawiać na pokaz i ocenę (nie zawsze życzliwych) czytelników.
Może moje podejście niedługo się zmieni. Może Bóg zaplanuje za nas. Może czas sprawi, że decyzję trzeba będzie podjąć z rozsądku raczej niż z potrzeby serca - nic w tym złego, bo wybór npr wynikł u nas też raczej z posłuszeństwa KK niż z przekonania, a rozum człowiek też ostatecznie po coś ma. A może - co jest bardzo prawdopodobne - okaże się, że bez 'wspomagania' nie będziemy mogli miec dzieci i decyzja będzie musiała być świadoma. Dziś tego nie wiem.
novva
 

Postprzez mateola » 13 kwietnia 2006, o 13:13

Dlaczego odbieracie to tak szeroko?

Odniosłam się do konkretnego problemu konkretnej osoby,
formując swoją wypowiedź w 2. os. lp.

Zresztą, można by podrążyć,
- co to są te "obiektywne kryteria" , tzn gdzie się kończą obiektywne, a zaczynają subiektywne (dywagacje: 'wolno'-'nie wolno'; 'grzech'-'nie grzech', ile dzieci na dekadę itd),
- od kiedy sumienie jest "za szerokie"i czy jest jednakowo "za szerokie" dla każdego i w każdej sytuacji (np. "nie zabijaj")
- kto dobrze i głęboko wierzy a kto nie i co to właściwie oznacza, czy dla każdego to samo itd.

Ale to chyba nie miejsce.

Co do jednego jestem pewna:
Masz prawo czuć to co czujesz i przeżywać to, co przeżywasz. Nikt nie ma prawa Cię osądzać i oceniać, bo nie czuje i nie przeżywa tego samego. Możesz nie chcieć takiego uczucia, ale to już inny problem.

Pozdrawiam :-)
mateola
Bywalec
 
Posty: 174
Dołączył(a): 12 kwietnia 2006, o 09:19

Postprzez Samanta » 14 kwietnia 2006, o 00:22

Jednak chrześcijanin nie moze ze swego życia wykasować odniesienia ,,grzech-nie grzech'' i słuchać tylko siebie w sensie norm moralnych,bo inaczej wiara robi się tyko dodatkiem do zycia albo jeszce chyba gorzej:wybieramy co nam pasuje a co juz nie (np.zakaz antykoncepcji) .

A temat mentalności antykoncepcyjnej jest szerszy,niż tylko nie grzeszenie. Bo mozna nie grzeszyć -a jednocześnie nie czynić dobra,nie wzrastać w wierze,nie rozwijać się,nie stawać sie lepszym,nie przybliżać się do Boga.
I otwartośc na zycie -to trochę taki barometr naszej relacji z Bogiem-na ile Mu ufam,że pobłogosławi mi dziećmi,wybierze dobry czas ,pomoże mi pokonać lęk,przemieni moje życie przez macierzyństwo,ojcostwo.
Samanta
Bywalec
 
Posty: 100
Dołączył(a): 4 kwietnia 2006, o 14:45

Postprzez kukułka » 14 kwietnia 2006, o 09:23

Honorato, w moim wyjasnieniu chodziło mi tylko o to, zeby ktos sobie nei pomyslal, ze branie tabletek to kwestuia niedogadania sie miedyz malzonkami. to kwestia wyboru tego, co im akurat wydaje sie najlepsze. to mialam na mysli.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez kukułka » 14 kwietnia 2006, o 09:29

Nie o to chodzi, Honorato, ze sie nei przyznaje, ze biore pigulki> Ale to, dlazcego wybrałam jest nasza i tylko nasza decyzja.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez kukułka » 14 kwietnia 2006, o 09:41

Honorato, z tymi 15 lat branymi tabletkami to oni akurat ze spowiedzia problemu nie maja, bo to protestanci.
Aha, i jeszce jedno, najwazniejsze chyba. dziekuje za modlitwe Tobie, Honorato i każdemu, kto sie modli. Naprawdę. To najbardziej bezinteresowny dar i najbardziej cenny.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez goska » 14 kwietnia 2006, o 13:48

[quote="kukułka
przypomniec, ze kobieta w npr to nie tylko ciało, ale tez psychika, poza tym życie układa sie czasem tak ze np gdy "mozna" to ludzie sa rozdzieleni, na wyjezdzie sluzbowym itd albo zweyczajnie sie w takim czasie pokłoca i niektórym malzenstwom trzeba czasu zanim wsyztko wroci do normy, by psychiocznie bylo "mozna" itd. tosa złożone kwestie, nei upraszczajmy tego. Zeby byla jasnosc, aj mówię, ze tkaie sytuacje się zdarzają ogolnie ludziom, z którymi o tym rozmawiam.[/quote]

No czyli po prostu nie mogą się dogać i już,co tu owijać w bawełnę,ja nikogo nie potepiam,bo to jego sprawa.
Tylko czy na kłótnie i jakieś kłopoty w sferze emocji i psychiki ,na trudny charakter lekiem mają być pigułki?,, by psychicznie bylo "mozna" - to te kłopoty mają być rozwiązanie braniem pigułek-i wtedy zawsze można i już się ludzie nie będą kłócić???( a jak się libido kobiecie obniży i seks zacznie frustrować? a mąż będzie ciągle chętny,bo ciąży nie będzie-to do czego to w końcu doprowadzi??ja osobiście znam takie małzeństwo i do nikąd ich to zaprowadziło..)

Co do mentalności antykoncepcyjnej- gazety i prasa ją lansują ,,na siłę'' ,przedstawiają dziecko jako gorsze zagrożenie niz aids -niektórzy na myśl o dziecku reagują paniką,niechęcią.Wmawia się,że kosciól krępuje a człowiek ma prawo do seksu kiedy ma ochotę,bez zadnych ograniczeń.W gazetach są sponsorowane reklamy o dobrodziejstwach antykoncepcji,aktorki się chwalą plastrami ant.,które noszą.To jest z jednej strony walka o zmianę swiadomości kobiet a z drugiej niezły biznes.
goska
Przygodny gość
 
Posty: 47
Dołączył(a): 11 stycznia 2006, o 16:18

Postprzez kukułka » 14 kwietnia 2006, o 13:50

1. Gośko, to, co napisałaś, wszytcy chyba wiemy, bo to juz bylo z 800 razy tutaj.
2. Swoje stanowsko juz napisalam, wiec Twego posta komentowac nie bede.
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez abeba » 14 kwietnia 2006, o 14:56

wiesz co goska?
Od trzech dni mamy fazę niepłodną. Mój mąż wraca z pracy o 1 w nocy, o 22, zobaczymy dzisiaj, nie sądzę by był wczesniej. Biznes, niebiznes, ale zapłaciłabym duże pieniądze by móc się z nim kochać tydzień temu, gdy akurat szef mu pozwalal skonczyć o 18tej. Tylko nie zapłaciłam, bo Koscioł nie pozwala........
Żyję sobie po Bożemu, więc zamiast małżeńskiego zbliżenia miałam przeryczaną noc!
a są małżeństwa, które mają z tym dużo gorzej. Więc to nie jest chęć seksu na żądanie, tylko seksu kiedykolwiek.......
jak kiedyś wyjdziesz za mąż to zobaczysz jak jest fajnie!
(no ale Ty i tak pewnie uważasz że na to zasłużyłam)
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Poprzednia strona

Powrót do Inne problemy związane z praktykowaniem NPR

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 16 gości

cron