Teraz jest 30 kwietnia 2024, o 10:05 Wyszukiwanie zaawansowane

Uprzejmie informujemy,
że decyzją Zarządu Stowarzyszenia Liga Małżeństwo Małżeństwu
z dniem 1 grudnia 2016 forum pomoc.npr.pl zostaje
Z A M K N I Ę T E
Wszystkie osoby potrzebujące pomocy
zapraszamy na FaceBook'a lub do kontaktu z nami poprzez skrzynkę Porady

mentalność antykoncepcyjna?

Forum pomocy, przeznaczone do odpowiedzi na pytania osób praktykujących naturalne planowanie rodziny (nie jest to forum dyskusyjne).

Moderatorzy: admin, NB, agulla

mentalność antykoncepcyjna?

Postprzez novva » 20 stycznia 2006, o 18:42

Na forum gazety była ostatnio taka dyskusja
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html? ... w=34961263
Uderzylo mnie w niej zwłaszcza pojęcie "mentalność antykoncepcyjna". I chciałam Was zapytać: co to dla Was znaczy? Pytanie kieruję zwłaszcza do osób, które stosują npr w celu uniknięcia poczęcia.
Wyjaśnię jeszcze, dlaczego o to pytam. Otóż ostatnio moim największym problemem jest to, że nie mogę się odważyć na to, żeby mieć dziecko. Sama myśl o tym budzi we mnie lęk. Oczywiście, nie odrzucam takiej możliwości i przyjęłabym, gdyby się poczęło. Ale nie umiem się na to świadomie zdecydować. Dostałam nawet niedawno taką radę od spowiednika, żeby potraktować to jak obowiązek. I nie zdążyłam mu już powiedzieć, że dla wielu kobiet mieć dziecko to coś, co się rozumie samo przez się, przychodzi naturalnie i czasem nawet bezrefleksyjnie. Niektóre (i są tego ślady na forum :)) bardzo tego pragną i bardzo do tego dążą. A ja nie potrafię. Nie czuję się gotowa. Zresztą, jaką matką byłabym dla dziecka "obowiązkowego"? Czy to oznacza, że mam mentalność antykoncepcyjną?
P.S. Z wątku "Czy ciąża jest straszna" dowiedziałam się, że była kiedyś dyskusja "czy każda kobieta może mieć dziecko". Ale jakoś wyszukiwarka tego nie łapie.
Ostatnio edytowano 10 kwietnia 2006, o 21:35 przez novva, łącznie edytowano 1 raz
novva
 

Postprzez abeba » 20 stycznia 2006, o 20:49

biorąc pod uwagę obsesyjny lęk z jakim patrzę na moje wykresy, to chyba mam mentalnośc antykoncepcyjną. Naprawdę nie umiem odróżnić rozsądku od zbędnych wymówek.
My odkładamy dziecko do czasu jak napiszę drugą magisterkę (jeszce nie powstała pierwsza:(). Ze względu na organizację stusiów międzywydziałowych nie dają podobno dziekanek na V roku, wiec wolę nie ryzykować. No i odkładamy, bo chcemy kupić mieszkanie na kredyt, wiec nie za duże zarobki nie mogą być podzielone na 3 osoby, bo wtedy już nie dostaniemy... No i nie wiem, jak to interpretować, to nie jest obsesyjna potrzeba dorobienia sie najpierw, ktora tak potepiaja w Kościele. Po prostu chcemy miec miejsce dla tych dzieci, żeby sobie mogły mazać po scianie;)
Pamietam jak moja rodzina (2+2) miala do dyspozycji 3pokoje/55mkw. Moja siostra do 7roku życia spała w łózeczku dla dzieci takim ze szczebelkami, bo drugi tapczanik sie nie miescil w naszym pokoju... Wiec i tak nasze wymarzone 3pok. mieszkanie nie starczy na długo, jesli chcielibysmy miec trojke...
Wiecie, że wśród wielu katolików w USA (stamtąd czytałam teksty, ale pewnie gdzie indziej też) NPR jest własnie jeszcze jedną antykoncepcją? Tam debaty toczą się wśród tego czy godziwie jest mieć TYLKO czworo dzieci. No więc wszystko jest względne.
A propos moich wykresów - może ktoś rzuci okiem - plizzzzz w dziale o wyznaczaniu czsu nieplodnego. Ja zawsze cos odpisuję jak wiem....
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez novva » 10 kwietnia 2006, o 15:04

Wracam do tego wątku, bo potrzebuję rady... i pocieszenia.
Wczoraj po raz pierwszy (tylko się nie śmiejcie!) miałam okazję mieć na rękach małe dziecko - śliczne, uśmiechnięte i w ogóle urocze. Jakoś w mojej rodzinie tak się składało, że wszyscy bylismy mniej więcej w tym samym wieku i nie było maluchów. A w rodzinie męża jest dzieci więcej niż ustawa przewiduje :) Na początku nie bardzo umiałam się w tym odnaleźć, teraz jest już znacznie lepiej, przełamałam się nawet, żeby trochę pobyć z najmłodszym... I mam doła. Uświadomiłam sobie, że w ogóle mnie nie ciągnie do dzieci! Mdli mnie na myśl, że miałabym nad nimi gulgotać i robić miny. Brzydzi mnie karmienie, wymioty i kupki. Nie wyobrażam sobie, żeby, mając dziecko, pracować w domu.
Ryczałam przez cały wieczór nad swoim egoizmem, nad brakiem uczuć, myśląc o tym, że unieszczęśliwiam też swojego męża. Tak bardzo podoba mi się moje obecne życie, dopiero co wyszłam z bardzo trudnego okresu i rozkwitłam - przeraża mnie myśl, że teraz miałoby się to znów zmienić. Na razie nie staramy się o dziecko, wyszliśmy z założenia, że kiedyś poczujemy, że już czas i że jesteśmy gotowi. I do dziś - od 3 lat - nie czuję pustki ani braku dziecka, nie czuję w sobie nadmiaru uczuć, które mogłabym przelać na kogoś. Jestem przeszczęśliwa w małżeństwie i niczego mi nie brakuje. A jeśli to się już nigdy nie zmieni? Czy mam mieć dziecko z obowiązku? Co ze mnie za kobieta? Dlaczego nie umiem do tego podejść zwyczajnie i racjonalnie?
novva
 

Postprzez Betsabe » 10 kwietnia 2006, o 15:27

Novva, bardzo dobrze Ciebie rozumiem.

Ja co prawda mam juz 3letniego synka, ale tak naprawde zdecydowalam sie na dziecko nie z potrzeby serca, ale z "rozumu". :?

I teraz powinnam zdecydowac sie na drugie dziecko, ale nie chce...

Mam okropne wyrzuty sumienia, poniewaz skazuje mojego synka na bycie jedynakiem, nie potrafie sie jednak przemóc... :?
Betsabe
Domownik
 
Posty: 1164
Dołączył(a): 3 lutego 2006, o 11:09

Postprzez abeba » 10 kwietnia 2006, o 15:30

hmmm,
jestem w podobnej sytuacji w rodzinie. NIGDY nie miałam niemowlęcia na rękach! Najmniejsze - obca 4-latka, ktorą jej siostra zabrała na lekcję angielskeigo dla dzieci którą prowadziłam (mała nie sięgała do umywalki w podstwówce :D )
a mąż ma 3 rodzeństwa i nam tez się wymarzyło - 3 dzieci.
Inaczej niż Ty mam bardzo ochotę na maluchy, choć wiem ze to bardzo niekorzystnie ze wzgledu na pracę... I że to głównie ochota na coś nowego w zyciu i na kupowanie malusich skarpeteczek, a nie na tą całą fizjologię...

Ale co uważasz za racjonalne podejście? zdaje się że obecnie to własnie odkładanie i max jedno dziecko jest obecnie racjonalnym podejściem...

Ryczałam przez cały wieczór nad swoim egoizmem, nad brakiem uczuć, myśląc o tym, że unieszczęśliwiam też swojego męża.(...) Na razie nie staramy się o dziecko, wyszliśmy z założenia, że kiedyś poczujemy, że już czas i że jesteśmy gotowi. I do dziś - od 3 lat...

dlaczego sie martwisz że unieszczęśliwiasz męża - napisałaś że razem tak uzgodniliście. Może jemu na razie też tak jest dobrze? chyba by dal znać jakby nie było... a jesli on będzie chciał kiedyś mieć diecko, a Ty sama sie zdecydujesz się (nie zmusisz!) właśnie ze względu na niego, to chyba nie będzie w tym nic zlego.... a jak już bedzie dziecko, to wiadomo ze je pokochasz, to przecież normalne. A gulgotanie jest głupie, chyba lepiej normalnie mówić do dziecka i opowiadać mu o świecie (podobno moje 3 słowo, po 'mama i tata" to był "statek" - wynik regularnych spacerów nad rzekę. to chyba lepsze niż "papu" i inne "ciamcie" :wink: a to chyba fajne zajęcie :D
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez novva » 10 kwietnia 2006, o 16:13

dlaczego sie martwisz że unieszczęśliwiasz męża - napisałaś że razem tak uzgodniliście. Może jemu na razie też tak jest dobrze? chyba by dal znać jakby nie było... a jesli on będzie chciał kiedyś mieć diecko, a Ty sama sie zdecydujesz się (nie zmusisz!) właśnie ze względu na niego, to chyba nie będzie w tym nic zlego....

Mój mąż też na razie wolałby nie mieć dziecka, to pewne. A dlaczego myślę, że go unieszczęśliwiam? To wymagałoby dłuższego wywodu.
W skrócie - siedzi we mnie gdzieś głęboko takie przekonanie, że o wiele łatwiej byłoby mu w życiu z żoną stabilną emocjonalnie, mniej nerwową, mniej egoistyczną i umiejącą się z przyjemnością (a przynajmniej bez zbytniego narzekania :)) zająć domem i dziećmi. Dla takiej kobiety (a mam takie w swoim otoczeniu) poczęcie i urodzenie dziecko, a potem jego wychowanie, to tak naturalny element życia, że nawet nie trzeba się nad tym zastanawiać.
Poza tym on sobie świetnie zdaje sprawę z tego, co myślę i czuję - trochę się boję, że po prostu się nie przyzna, jeśli chciałby mieć dziecko, żeby na mnie nie wpływać i mnie nie dołować.
Co do gulgotania, całkowicie się zgadzam. Tylko, że to jest tak nieodzowny element 'gęby' dorabianej matce! Mam wrażenie, że czasami z chwilą, kiedy pojawia się dziecko, kobieta zapomina o tym, że jest człowiekiem, a staje się przede wszystkim matką.
Kupowanie skarpeteczek niestety też mnie nie rusza... W ogóle nie czuję całego tego nimbu otaczającego niemowlęta. Przypomina mi to, jak Bridget Jones myślała, że jest w ciąży i wyobrażała sobie siebie jako promienną matkę i dziecko śpiące w koszyku koło łózka. Nie pomyślała za to, że to dziecko nie jest tylko elementem estetycznym, ale oddzielnym człowiekiem, którego trzeba wychować.
Ja chyba zwyczajnie jestem nienormalna.
A propos tematu: http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34591,3268359.html
novva
 

Postprzez abeba » 10 kwietnia 2006, o 16:24

W skrócie - siedzi we mnie gdzieś głęboko takie przekonanie, że o wiele łatwiej byłoby mu w życiu z żoną stabilną emocjonalnie, mniej nerwową, mniej egoistyczną i umiejącą się z przyjemnością (a przynajmniej bez zbytniego narzekania ) zająć domem i dziećmi.

przepraszam, ale jakby takiej chciał to by sie z taką ożenił, a nie z Tobą... na pewno tak mu jest fajnie! jesli się marwisz że ukrywa pragnienia to gadaj z nim kontrolnie co pół rou, może kiedyś wykryjesz że skrycie o tym marzy
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez fiamma75 » 10 kwietnia 2006, o 16:38

Novva, artykuł świetny :!:
Myślę, że niepotrzebnie się przejmujesz. Decyzję o macierzynstwie podjęłam z przyczyn zdroworozsądkowych.
Nieraz miałam okazję trzymać na rękach niemowlaka, ale zazwyczaj byłam przerażona i tylko czekałam, żeby np. oddać go mężowi :wink: Jak widzisz, nie Ty jedna, odczuwasz brak szeroko pojętego instynktu macierzyńskiego.
Skoro oboje na razie nie chcecie mieć dzieci, to w czym problem?
A tak a propos tematu - uważam wyrażenie "mentalność antykoncepcyjna" za typowy slogan ideologiczny.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez Ewa M » 10 kwietnia 2006, o 18:36

Widzisz Novva, mnie ogólnie dzieci nie ruszają. Takie małe. Dla mnie dziecko to tak od 2,3 r.ż. :lol: I to też nie zawsze, mimo, ze jestem pedagogiem 8) . Po prostu nie widzę powodu by sie tak dzieckiem zachwycać.
Wyjątkiem jest tylko moja chrześnica i ostatecznie córeczka kuzynów z którymi mieszkam, ale to też już ostatecznie. Jedynie do chrześnicy zapałałam gorącym uczuciem, jak do swojego dziecka. A tak ogólnie to małe dzieci mnie nie bawią. Nie rozumiem jak można im cmokać i robić z siebie wariata. Do chrześnicy zawsze mówiłam normalnie, zresztą jej mama też.
A bardzo długo miałam tak, że na myśl o swoim dziecku to ciarki mi przechodziły po plecach. Teraz sie to zmieniło, w dużej mierze dzięki chrześnicy , ale i dzieki temu, że w mojej rodzinie zrobiła sie wylegarnia małych dzieci i też zaczełam inaczej mysleć o swoim. Może ty też po prostu potrzebujesz takiego bodźca.
Ewa M
Bywalec
 
Posty: 163
Dołączył(a): 30 listopada 2005, o 15:38

Postprzez novva » 10 kwietnia 2006, o 21:34

Wiecie, wczoraj bylismy z mężem na rekolekcjach (jak zwykle) u dominikanów na Freta. I właśnie ojciec mówił o czymś, co chętnie wzięłabym do siebie, gdybym umiała się przełamać. Chodziło o to, żeby nasza duchowość nie było autorytarna, zbudowana na pojęciach 'nie wolno' i 'trzeba'. Ojciec dużo miejsca poświęcił też temu, żeby poznać siebie, słuchając swojej natury. Słuchanie natury, czyli swoich uczuć, emocji i lęków, pozwala poznać prawdę o sobie i - w konsekwencji - odnaleźć prawdziwego, miłującego Boga, a nie tylko nasze projekcje kogoś, kto wymaga i karze. Bardzo to było ciekawe, streszczam tylko to, co dla mnie najważniejsze. Chętnie poszłabym za tym głosem i zaczęła się zastanawiać, co mój lęk przed dziećmi ma mi do powiedzenia o mnie samej, z czego wynika. Może to zwyczajny sygnał tego, że nie jestem gotowa do bycia matką, pewnie to się kiedyś zmieni i wystarczy cierpliwie poczekać. Zresztą to, że do tej pory nie mamy dzieci jest już sygnałem miłości i wyrozumiałości ze strony Pana Boga. Nie mogę od siebie wymagać za wiele od razu, a już tym bardziej starać się o dziecko, jeśli mentalnie nie akceptuję całej tej sytuacji. Zrobiłabym z siebie na siłę Matkę-Polkę-Męczennicę, a to nie byłoby dobre dla nikogo, zwłaszcza dla dziecka. Więc może powinnam po prostu posłuchać własnego serca i nie dać się zmanipulować tym, którzy chcieliby mi układać życie...
A co mi w tym przeszkadza? Mogę się mylic, bo jeszcze tego nie przemyślałam do końca, ale chyba właśnie takie podejście, w którym zakłada się, że trzeba siebie przełamać, zacisnąć zęby i zrobić to, co jest słuszne - chyba wyniosłam to ze wspólnoty i dopiero teraz widzę, jak bardzo mi to szkodzi. W tej wizji chrześcijaństwa nie ma tej dawki humanizmu, docenienia człowieczeństwa, którą zobaczyłam na wczorajszych rekolekcjach. "Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary..."
novva
 

Postprzez juka » 10 kwietnia 2006, o 22:29

novva, pozwol że ci odpowiem, że tak powiem, w dwóch osobach :wink: - jako psycholog i jako mama trójki brzdąców. wydaje mi się, że rodzenie dzieci z poczucia obowiązku jest przedmiotowym ich traktowaniem i z chrześcijaaństwem nie ma nic wspólnego (vide Katechizm). myślę, że niektóre osoby - lepiej byłoby żeby się realizowały w innych sferach życia. inna sprawa, że twoje lęki mogą pochodzić z różnych nierozwiązanych problemów - i tu odsyłam do moich kolegów po fachu. jeszcze inna rzecz- kto ci powiedział, że instynkt macierzyński musisz mieć "w gotowości bojowej" tylko dlatego że jesteś pełnoletnia ? u mnie przy pierwszym dziecku nic podobnego do instynktu nie zauważyłam, za to namiętnie czytałam wszelkie książki w temacie "wzorowa matka" :wink: Z drugim poszło znacznie lepiej, a trzecie (to nieplanowane) ... to jest po prostu rozkosz i błogosławieństwo :D . słowem, dziecka się też trzeba nauczyć, poznać je i pokochać , co wcale nie zawsze oznacza nieustający zachwyt - jak to w miłosci. ja nie zamierzam mieć więcej dzieci, może to jest mentalność antykoncepcyjna, ale pocieszam się że zdrowy rozsądek :wink:
juka
Domownik
 
Posty: 679
Dołączył(a): 25 marca 2006, o 11:24

Postprzez Tomek » 10 kwietnia 2006, o 23:18

Witam!

Kiedy słucham opowieści o małych dzieciach (od matek, czy też koleżanek pracujących jako au pair) nieodzownie wykluwa się refleksja, iż posiadanie małego człowieka to czysty masohizm. Generalnie - o WIELE więcej z tego kłopotów niż przyjemności.
Więc racjonalnie rzecz biorąc nie ma co się pchać w bajorko.
Z drugiej strony - biorę przynajmniej trójkę! ;-) Nie mogę się doczekać potomka :-D
Co do 'mentalności antykoncepcyjnej' to moje zapytanie - czy ktoś może podać definicję operacyjną tego pojęcia, czyli inaczej - jak to można zmierzyć?

Pozdrawiam!
Tomek
Tomek
Bywalec
 
Posty: 119
Dołączył(a): 22 stycznia 2006, o 02:21
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Postprzez abeba » 10 kwietnia 2006, o 23:38

Tomku, obawiam sie że "mentalność antykoncepcyjna" jest dokładnym przeciwieństwem "otwartości na życie", której również nie udało się nam tu uszczegółowić...
a miara - im więcej dzieci, tym mniej antykoncepcyjna mentalność. Zauważ, ze nie jest to zmienna zero-jedynkowa (jest dziecko- nie ma M.A, nie ma dziecka - jest M.A). Raczej mentalność antykoncepcyjna pary zmierza do zera gdy zmienna liczba dzieci zmierza do biologicznej granicy płodności kobiety.
to tak na podstawie analizy treści cytowanych przez Isakiewicz oraz znanych mi tekstów Wołochowiczów i Pulikowskiego.
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez Tomek » 11 kwietnia 2006, o 00:53

abeba napisał(a):Tomku, obawiam sie że "mentalność antykoncepcyjna" jest dokładnym przeciwieństwem "otwartości na życie", której również nie udało się nam tu uszczegółowić...
Czy dobrze rozumiem Abebo, że jest to jeden konstrukt, gdzie na jednym końcu kontinuum jest 'mentalność antykoncepcyjna' a na drugim 'otwartość na życie'? Obrazowo mówiąc: im bliżej 'otwartości' tym dalej od 'mentalności'? Sam zastanawiam się, czy to jednak nie są dwa odrębne konstrukty, dwie odrębne skale ale skorelowane jakoś ze sobą.

abeba napisał(a):a miara - im więcej dzieci, tym mniej antykoncepcyjna mentalność. Zauważ, ze nie jest to zmienna zero-jedynkowa (jest dziecko- nie ma M.A, nie ma dziecka - jest M.A). Raczej mentalność antykoncepcyjna pary zmierza do zera gdy zmienna liczba dzieci zmierza do biologicznej granicy płodności kobiety.
Bardzo fajna definicja Abebo :-) Zastanawiam się tylko czy nie weszły by jakieś interakcję z innymi zmiennymi. Inaczej mówiąc, czy uznawane są inne ograniczenia niż 'biologiczna granica płodności kobiety', np. gdy rodzina żyje poniżej progu ubóstwa.

abeba napisał(a):to tak na podstawie analizy treści cytowanych przez Isakiewicz oraz znanych mi tekstów Wołochowiczów i Pulikowskiego.
Tak na marginesie - duszpasterstwo akademickie organizuje różne spotkania i kiedyś było o seksie. Jako, że interesuje się szeroko rozumianą seksualnością wybrałem się na takowe. Wykład prowadził niejaki dr Jacek Pulikowski. Słuchałem faceta i generalnie miałem wrażenie, że nie tyle chce on rzetelnie sprawę przedstawić co przekonać słuchaczy do swojego punktu widzenia. Właściwie to normalka - większość wykładowców chce przekonać słuchaczy do swojej wizji, selektywnie dobierając przy tym prezentowane treści. Generalnie miałem takie odczucie, że niektóre prezentowane przez pana dr sposoby, mogą być przydatne, ale ideologię dorabia się do tego na siłe; bardzo silnie obecne było coś co można nazwać 'czarno-białym' myśleniem oraz ukryte przekonanie, że jest proste rozwiązanie na prawie wszystkie kłopoty (redukcjonizm - sprowadzający się do zaprezentowania 'instrukcji obsługi' kobiety i faceta).

Pozdrawiam serdecznie!
Tomek
Tomek
Bywalec
 
Posty: 119
Dołączył(a): 22 stycznia 2006, o 02:21
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Postprzez Samanta » 11 kwietnia 2006, o 01:33

moim zdankiem:

mentalnosc antykoncepcyjna=nie chce dziecka ZA WSZELKĄ CENĘ,biorę pigułki lub stosuje npr,byle tylko nie miec dziecka.Jak się pocznie to nie moja wina tylko producetów pigułek albo kosciola,co kaze npr.
Wiec biore wczesnoporonna a jak nie zadziała to ide na nielegalny zabieg zabicia dziecka za kasę.

otwarosc na zycie:stosuję npr i ufam Bogu,jak pocznie sie dziecko,choc go nie planuje to przyjme je z miloscią jako dar od Boga.


przysięga małzeńska:,,czy chcecie przyjąc i po katolicku wychowc dzici,którymi was Bog obdarzy'' (a nie które sobie sami zaplanujemy)
Samanta
Bywalec
 
Posty: 100
Dołączył(a): 4 kwietnia 2006, o 14:45

Postprzez Samanta » 11 kwietnia 2006, o 01:36

otwartosc wcale nie znaczy,ze ma być 10 dzieci.

tylko,zeby w razie nieplanowanego poczecia-nie zabic-tylko urodzic.
czy to tak trudno zrozumiec?
Samanta
Bywalec
 
Posty: 100
Dołączył(a): 4 kwietnia 2006, o 14:45

Postprzez Ewa M » 11 kwietnia 2006, o 08:53

Samanta, masz rację.
Myśle, że kluczem do tego jest pytanie, to właśnie co podałaś: Czy chcemy przyjąć i po katolicku wychować dziecko, którym nas Bóg obdarzy?
Czyli, czy jeśli stosując npr, lub być może nawet i niedozwolone techniki przez KK, dojdzie do poczęcia, to czy jesteśmy w stanie przyjąć to dziecko?
Czy zaakceptuje ten fakt, czy pogodzę sie z nim, czy też bedę wymyślała Bogu i ludziom, znienawidze to dziecko, bedę myśleć, że jest ono przeszkodą na drodze do szczęścia, w najgorszym przypadku usune je.

Bo można bardzo nie chcieć mieć więcej/na razie dzieci, a nie mieć mentalności antykoncepcyjnej. Kiedy rodzice wychowują np 2 czy 3, albo i jedynaka myśle :wink: i wiedzą, że więcej nie dadzą rady, bo pieniądze, bo warunki, bo ich siły, itd to jest to rozsądek a nie mentalność. Podobnie jeśli czekamy jeszcze z dzieckiem.
Ale jeśli te rodziny są teoretycznie nastawione, jesli Bóg da, pomimo naszych starań by nie dał :) , to przyjmiemy go i wychowamy z miłością.
Inaczej jeśli tak nie myślą, bo znaczy to że nie maja tej ufności w Bogu, bo to o to chyba tutaj chodzi, prawda?
Ewa M
Bywalec
 
Posty: 163
Dołączył(a): 30 listopada 2005, o 15:38

Postprzez fiamma75 » 11 kwietnia 2006, o 09:48

Samanta napisał(a):otwartosc wcale nie znaczy,ze ma być 10 dzieci.

tylko,zeby w razie nieplanowanego poczecia-nie zabic-tylko urodzic.
czy to tak trudno zrozumiec?


No tak, ale gotowość do ew. zabicia dziecka to mentalność aborcyjna a to jednak coś innego, bo wiele małżeństw, które stosują antykoncepcję nigdy by nie zabiło poczętego dziecka, ale przyjmie je.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez talitha » 11 kwietnia 2006, o 10:05

Ja mam mentalność antykoncepcyjną - przez ponad 10 lat współżycia chciałam począć dziecko dokładnie przez 2 cykle (dzieci poczynały się w pierwszym miesiącu starań). W pozostałych cyklach nie chciałam dziecka ZA WSZELKĄ CENĘ. Robiłam wszystko by dziecka nie było - pieczołowite pomiary, obserwacje, obliczenia a przede wszystkim ograniczone współżycie do czasu absolutnie pewnego. I poczucie, że NIE CHCĘ mieć dziecka. Co nie znaczy, że bym ZABIŁA dziecko jesli poczęłoby się mimo tych wszelkich zabiegów. Jak napisała Fiamma - mentalność aborcyjna to zupełnie coś innego niż mentalność antykoncepcyjna.
talitha
Bywalec
 
Posty: 120
Dołączył(a): 4 listopada 2005, o 22:36

Postprzez Radosna » 11 kwietnia 2006, o 10:20

Hmm, trochę zajmuję się (na studiach również) nauczaniem Kościola o antykoncepcji, i co za tym idzie definiowaniem mentalności antykoncepcyjnej czy też aborcyjnej. Otóż ta druga często jest wynikiem tej pierwszej. Bo m. antykoncepcyjna z samej swej istoty jest powiedzeniem NIE życiu!powiedzenie NIE swojej naturze...itd. Człowiek który kocha życie, chce je przyjąć, szanuje siebie i współmałżonka, oraz poważnie bierze małżeństwo nigdy nie posunie się do antykoncepcji bo to będzie dla niego upodlenie. Z tym, że stosowanie antykoncepcji nie można mylić z mentalnością antykoncepcyjną. Małżeństwo, które stosuje npr (właściwie rozumiane) korzysta z okresów niepłodnych po to by w czasie odłożyć poczęcie dziecka, ale w zamiarze CHCĄ mieć dziecko. To jest najważniejsze, że CHCĄ! Stosowanie npr tylko po to aby NIE MIEĆ dzieci jest najzwyklejszą antykoncepcją!
Novva napisała, że nie czuje że ma być matką...myślę, że najważniejsze pytanie to: czy w ogóle nie chcesz mieć dziecka (oczywiście z mężem :P )?? Bo jeśli wykluczasz całkowicie to jednocześnie zaprzeczasz samej istocie swojego małżeństwa. Nie osądzam Ciebie, jestem daleka od tego, ale tylko próbuję Ci nakreślić jak to wygląda z punktu widzenia Kościoła. Z twoich wypowiedzi wynika, że Twój problem jest inny, i nie polega na tym, że nie chcesz mieć dziecka, bo gdybyś nie chciała nie rozpaczałabyś tak nad swoją postawą i w ogóle na forum by taki wątek nie powstał. Wydaje mi się, że chcesz mieć dziecko,a le masz w sobie jakąś blokadę, że po prostu tego nie czujesz. Problem nie tkwi w Twoim złym podejściu do potomstwa, ale gdzieś w Tobie. Hmm, znowu podkreślam że tu nie wyrokuję, ale z Twoich wypowiedzi tak wnioskuję. Pragnę Cię uspokoić, że względem siebie jesteś teraz jak najbardziej fair bo stajesz w prawdzie z samą sobą! Przyznajesz się do słabości, nie ukrywasz ich przed mężem i próbujesz z nimi walczyć! Naprawdę! Przeczytawszy Twoje posty jestem pod wrażeniem... Mocno Ciebie ściskam i modlę się o rozwiązanie całej sprawy:)
GŁOWA DO GÓRY! NIE JESTEŚ SAMA!
Radosna
Przygodny gość
 
Posty: 10
Dołączył(a): 3 kwietnia 2006, o 12:15

Postprzez abeba » 11 kwietnia 2006, o 10:25

A ja dodam, że nie zabijają nietylko małżeństwa!
Może to znów będzie obrazoburcze (bo to strona ligi Małżeństwo Małżeństwu) ale większość młodych ludzi, gdy dziewczyna mimo zastosowanych srodków zajdzie w ciążę, pobiera się (legalizując swój dotąd grzeszny związek przed Bogiem) a nie pędzi do kliniki aborcyjnej.
Naprawdę, sprawa jest złożona.... to nie jest prosty wybór zabiję albo pokocham.
Popatrz jakie są różne problemy:
W przypadku novvej dylemat polega chyba na tym, że nie czuje ona potrzeby bycia matką - i boi się czy to nie ment.ant.
W moim - jeśli by mnie Bóg obdarzył dzieckiem w najbliższych 1-2 latach rozpaczałabym nad niemoznością wyjazdu na stypendium zagraniczne, koniecznością przerwania pracy naukowej, którą dopiero zaczynam, ba, niemoznością skończenia drugiego kierunku... rozpaczalabym nad utratą planów na zycie i tego kim miałam być i na co pracowałam całą moją edukację (wiekszość kobiet wypada z nauki gdy rodzą dziecko, w sczegolności nie mogą sobie pozwolić na jeżdzenie zagranicę). Rozpaczałabym, że z jedną pensją podzieloną na 3 osoby nie dostaniemy kredytu mieszkaniowego....
Rozpaczałabym, ale nie zabiła! Czyli, zgodnie z przysięgą "przyjęłabym i po katolicku wychowała"
Co więcej - w przeciwieństwie do novvej mam (i mąż też) ogromną "ochotę" na dziecko, ciągnie nas do maluszków, rozczula ich widok itp. I taka sytuacja to też problem. Jak mamy postepować? czy taka "ochota" już jest Bożym wezwaniem do rodzicielstwa, któremu się sprzeciwiamy?
Bo jesli jest, jesli Bóg chce nas obdarzyć, a my nei chcemy współpracować, bo inne rzeczy są dla nas ważne, to też grzech i npr staje się antykoncepcją!
Naprawdę, Samanto, tu chyba nie znjadziesz kogoś kto by zabił dziecko bo go nie chce przyjąć... jeśli wg Ciebie m.a. to tylko gotowość zabicia to tutaj ten problem nie istnieje i novva czy ja nie mamy sie co przejmować.

Natomiast ja uważam że problem jest większy. To ile dzieci nie jest wcale takie mało ważne! może i 10 nikt nie wymaga, ale w kręgach katolickich doradców zaleca się wiecej niż dwoje, w świadectwach wielkodusznych rodzin przytacza się listy osób, ktore miały dzieci ok. 5 a nie 3. Posiadanie świadomie 1 czy nawet 2 dzieci w katolickim dyskursie jest uznawane za nieuzasadnione ograniczanie płodności, ze szkodą dla społeczeństwa i samego dziecka. K.Wojtyła pisał, że dwoje dzieci to dwójka jedynaków - a ilu osobom obecnei brak odwagi nawet na drugie! i to też obejmuje pojęcie mentalności antykoncepcyjnej.
Dodam na koniec, że przysięga małżęńska obejmuje przyjać i po katolicku wychować. Przysiega nie obemuje nawet kochania tego potomstwa. Tylko to żeby go nie zabić i nie wyrzucić na smietnik. Radosna, czy mam rację? Podobno na pytanie do narzeczonych co zrobicie jesli urodzi sie Wam dziecko, ktorego nie będziecie w stanei wychować prawidłowa katolicka odpowiedż brzmi "oddamy do adopcji". Czy to nie smutne?
Ostatnio edytowano 11 kwietnia 2006, o 10:31 przez abeba, łącznie edytowano 1 raz
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez kukułka » 11 kwietnia 2006, o 10:31

"dziecko nie jest tylko elementem estetycznym, ale oddzielnym człowiekiem, którego trzeba wychować" - tak, to prawda. I tu wydaje mi sie ze ojciec dzieck jest nei zastąpiony> konkretny,a le i kochający. Zresztą, co ciekawe, meżczyzni podobno chetniej sie zajmuja dzeckiem starszym 9 takim, z którem mozna isc na spacer, które mozna czgoś nauczyc) niz neimowlakiem....
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez abeba » 11 kwietnia 2006, o 10:38

Małżeństwo, które stosuje npr (właściwie rozumiane) korzysta z okresów niepłodnych po to by w czasie odłożyć poczęcie dziecka, ale w zamiarze CHCĄ mieć dziecko. To jest najważniejsze, że CHCĄ! Stosowanie npr tylko po to aby NIE MIEĆ dzieci jest najzwyklejszą antykoncepcją!

Radosna, ale co z ludzmi którzy juz mają tyle dzieci ile w swym rozsadku i sumieniu uznali za słuszne???? co cię uczą na studiach o parach ktore juz nie chcą więcej dzieci? Naprawdę zbytnio uprosciłaś!
hmmm, musze zapytać mojej ulubionej pani z pafialnej poradni, która ma 3 synków i 2 pokojowe mieszkanie. Nie ma gdzie stopy na podłodze postawić, wszędzie pieluchy, ciuszki i zabawki - tzn, tak wygląda pokój rodziców, nie wiem jak pokój chłopców. Muszę ją zapytać, czy chce mieć więcej i czy w związku z tym stosuje npr czy też już nie wspołzyje :lol:
poza tym móiwenie o zamiarze tylko odłożonym w czasie też jest trochę oszukiwaniem siebie... bo w ten sposób mozna mówić "ależ my chcemy mieć dziecko, ALE po 30tce (35, mieszkaniu, podróży, domu)" Nie weim czy jesteś mężatką i czy sama to przeżywasz o czym piszesz... czy wiesz ile mnie kosztuje przekonywanie siebie samej, że teraz nie mogę mieć jeszcze dziecka dla jego dobra? żeby najpierw na coś dla niego zapracować, i nie mówię tu o wózku marki ferrari tylko np. oszczędnościach które pozwolą mi z nim spędzić parę mcy bez pracy i mojej pensji?
Ostatnio edytowano 11 kwietnia 2006, o 10:43 przez abeba, łącznie edytowano 1 raz
abeba
Domownik
 
Posty: 1076
Dołączył(a): 3 grudnia 2005, o 18:39

Postprzez novva » 11 kwietnia 2006, o 10:40

myślę, że niektóre osoby - lepiej byłoby żeby się realizowały w innych sferach życia.

Mnie się też tak wydaje, ale co mam poradzić na to, że jestem kobietą? Nikt za mnie dziecka nie urodzi. A podobno (i tak też mówi Kościół, któremu ufam) kobieta realizuje się właśnie poprzez macierzyństwo. Znacie jakieś dokumenty Kościoła, które mówią o tym, że jeśli kobieta nie czuje powołania do macierzyństwa, to wolno jej nie mieć dzieci i realizować swoją osobowość i duchowość inaczej? Ja nie kojarzę.
ja nie zamierzam mieć więcej dzieci, może to jest mentalność antykoncepcyjna, ale pocieszam się że zdrowy rozsądek Wink

Ja też się pocieszam, że moja natura przed czymś mnie na razie ostrzega. Tylko czy ja aby nie interpretuję tego tak, żeby mi było łatwiej i wygodniej?
Samanto - zgadzam się z przedmówcami, że m. aborcyjna i antykoncepcyjna (w terminach jakichkolwiek zmiennych je zdefiniować :)) to dwie różne rzeczy.
Radosna - przecież jakbym nie chciała mieć dzieci, to mój ślub w ogóle nie byłby ważny! Trochę to inaczej wygląda. Biorąc slub, wiedziałam, że nie mam do dyspozycji niczego poza nprem. I możecie się śmiać, ale byłam przekonana, że npr to jest pic na wodę i w ogóle nie działa, innymi słowy - byłam gotowa na dziecko w czasie pierwszego roku małżeństwa. Moja niewiedza na temat npr wynikała po prostu z braku dobrych źródeł - przed ślubem wszystko, co udało mi się znaleźć na ten temat w księgarniach, to ksiązki Wołochowiczów (z całym szacunkiem, ale książeczki nadawały się może dla młodzieży, a ich poziom językowy i intelektualny wywoływał zgrzyty zębów). Paradoksalnie, wtedy byłam bardziej gotowa na dziecko! Odkrycie książki Kippleyów było niesamowitą ulgą.
Wydaje mi się, że chcesz mieć dziecko, ale masz w sobie jakąś blokadę, że po prostu tego nie czujesz. Problem nie tkwi w Twoim złym podejściu do potomstwa, ale gdzieś w Tobie.

Jasne, że we mnie, niczego innego nie mówię. Ale nie mogę przyjąć Twojego tłumaczenia, że ja "w gruncie rzeczy chcę, tylko tego nie czuję". Jeśli to ma być w prawdzie, to nie moge teraz zacząć sobie wmawiać, że na pewno chcę, a jak zajdę w ciążę to może to poczuję. A jak dalej nie poczuję? Ryzykowne takie eksperymenty :) A w efekcie ucierpieć może na tym głównie dziecko.
novva
 

Postprzez fiamma75 » 11 kwietnia 2006, o 10:47

Radosna napisał(a):Małżeństwo, które stosuje npr (właściwie rozumiane) korzysta z okresów niepłodnych po to by w czasie odłożyć poczęcie dziecka, ale w zamiarze CHCĄ mieć dziecko. To jest najważniejsze, że CHCĄ! Stosowanie npr tylko po to aby NIE MIEĆ dzieci jest najzwyklejszą antykoncepcją!


Coś tu nie gra. Skoro małżonkowie współżyją tylko w czasie niepłodności poowulacyjnej, gdy szanse na dziecko są zerowe, to w jaki sposób chcą dziecka? :shock: (no chyba,że mają rozdwojenie jaźni).
A gdy postanowią, że nie chcą posiadać już więcej potomstwa (z ważnych sobie wiadomych powodów), to co nie wolno im współżyć? Zapominasz o tym, że akt małżeński to nie tylko prokreacja.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez novva » 11 kwietnia 2006, o 10:56

Coś tu nie gra. Skoro małżonkowie współżyją tylko w czasie niepłodności poowulacyjnej, gdy szanse na dziecko są zerowe, to w jaki sposób chcą dziecka? Shocked (no chyba,że mają rozdwojenie jaźni).

Chyba na takiej zasadzie, że zakładasz, że dobrze wyznaczyłaś III fazę, co przecież nie zawsze musi być łatwe i oczywiste. A jesli się pomylisz i pocznie się dziecko? Trzeba to brać pod uwagę i to jest ten wymiar "otwarcia na życie". Zgadzam się, że nieco naciągane i funkcjonuje zupełnie inaczej w innych fazach cyklu. Zresztą, coś takiego jest też u kobiet stosujących antykoncepcję. Juz nie mówię o prezerwatywach, które są bardzo zawodne, ale byłam w szoku dowiadując się, ile dziewczyn zachodzi w ciążę, biorąc pigułki. Też muszą się liczyć z błędem użytkownika albo metody. A jeszcze większy szok dotyczył tego, że zdecydowana większość kobiet (też z forum internetowego), które zaszły w ciążę, będąc na antykonceptach, przyjęła te dzieci i cieszyła się nimi bardzo. I jak tu mówić, że za antykoncepcją idzie mentalność aborcyjna?! Wstyd mi za siebie wobec takich dziewczyn.
novva
 

Postprzez fiamma75 » 11 kwietnia 2006, o 11:08

Błąd użytkownika i błąd metody może się zawsze zdarzyć, ale przecież można założyć, że faza II (lutealna) została prawidłowo ustalona, można nawet sobie dodać parę dni dla większej pewności i wiesz, że nie pocznie się dziecko.
No i co? świadome współżycie w tej fazie cyklu to mentalność antykoncepcyjna?
Dla mnie to naprawdę jest naciągane.
fiamma75
Domownik
 
Posty: 2066
Dołączył(a): 5 maja 2005, o 20:01

Postprzez kukułka » 11 kwietnia 2006, o 11:09

radosna, ale czy z twojego rozumienia mentalności antykoncepcyjnej nie wynika zcasem cos tkaiego, ze jesli malzenstwo chce miec dzieck, ale nie teraz, stosuje antykoncepcje po to, by odlozyc poczecie,a le jesli antykoncepcja zawiedzie, to przyjmie z miloscia dziecko to to wlasnie, momo stosowania atykoncepcji tka naprawde antyknocepcyjną mentalnoscia nie jest. zresztą, osobiscie uwazam, ze tka jak mozna stosowac npr i miec antykoncepcyjną mentalnosc, tka samo mozna stosowac antykoncepcje ( w celu odlozenia poczecia, nie leczniczym0 i antykoncepcyjnej mentalnosci nei miec. to brzmi jak paradoks,a le wydaje mi sie, ze tak jest
kukułka
Domownik
 
Posty: 1748
Dołączył(a): 22 kwietnia 2004, o 13:55
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez talitha » 11 kwietnia 2006, o 11:11

Trochę off topic, ale tylko trochę, więc Wam zacytuję.
Otóż czytam teraz wywiad-rzekę z kard. Josephem Ratzingerem z czasów gdy był on prefektem Kongregacji ds Nauki Wiary. W rozdziele o antykoncepcji kardynał najpierw wyjaśnia nauczanie Kościoła w tej kwestii, na koniec prowadzący wywiad Peter Seewald pyta:

PS - Pozostaje mi zapytać, czy na przykład parze małżeńskiej (stosującej antykoncepcje - przyp. mój) która ma już kilkoro dzieci można zarzucić, że brak jej pozytywnej postawy wobec prokreacji.

JR - Nie, z pewnością nie. I nic takiego nie powinno mieć miejsca.
talitha
Bywalec
 
Posty: 120
Dołączył(a): 4 listopada 2005, o 22:36

Postprzez Radosna » 11 kwietnia 2006, o 11:12

Hmm, racja uprościłam, nie chciałam się rozdrabniać, mea culpa!
Sprawa obraca się wokół tego czy nie wykluczasz dziecka. jesli małżeństwo ma już 4 dzieci współżyją tylko w dniach nepłodnych i jak najbardziej mają do tego prawo, ale gdyby tak się zdarzyło, że gdyby pojawiło się to 5 to przyjmą je tak samo jak pozostałą czwórkę!Paweł VI nauczał, że współżycie w dniach niepłodnych można traktować jako usprawiedliwione jedynie z ważnych powodów. Niestety nie dookreślił jakie to ważne powody, stąd cała ta batalia to właśnie te "ważne powody". dla niektórych ważnym powodem jest posiadanie 4 dzieci dla niektórych dopiero 6 dzieci to ważny powód. Ważnych powodów może być mnóstwo!np choroba, zły stan psychiczny, trudności materialne, mieszkaniowe.....byle by te trudności były uzasadnione! Bo jesli ktoś jest 6 lat po ślubie stosuje npr i nawet mu do głowy nie przyszło aby mieć dzieci(znam takie przypadki, gdzie małżonkowie mają wszystko, ale o dziecku to nawet nie pomyślą) czy to nie jest już nadużycie npr? czy to nie jest antykoncepcyjne wykorzystanie zasad npr?

Kukułka, myślę, że stosowanie antykoncepcji nie ogranicza się tylko do problemu poczęcia dziecka. Antykoncepcja narusza to co Bóg stworzył, narusza kobiecość, godność osoby. Po co ś Bóg dał kobiecie dni płodne i niepłodne- wydaje mi się, że po to żeby z nich korzystała. Gdyby Bóg chciał abyśmy korzystali z antykoncepcji to kobieta byłaby cały czas płodna i nie byłoby owej cykliczności. trochę tu przeginam...wybaczcie:) ale naprawdę nie rozumiem po co mamy sięgać do antykoncepcji skoro tak naprawdę można korzystac z dni niepłodnych!
Radosna
Przygodny gość
 
Posty: 10
Dołączył(a): 3 kwietnia 2006, o 12:15

Następna strona

Powrót do Inne problemy związane z praktykowaniem NPR

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości

cron